Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Vivian Maier. Niania, która zmieniła historię fotografii - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
16 listopada 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
69,99

Vivian Maier. Niania, która zmieniła historię fotografii - ebook

Odnalezienie jej zdjęć było fotograficznym odkryciem stulecia.

Galerie i kolekcjonerzy z całego świata walczą o każde jej zdjęcie.

Z dnia na dzień została okrzyknięta jedną z najwybitniejszych fotografek XX wieku.

Nikt jednak nie wiedział, kim tak naprawdę była Vivian Maier.

Przez całe życie pracowała jako niania, ale tak bardzo ukrywała swoją naznaczoną traumatycznymi przeżyciami przeszłość, że nawet rodziny, dla których pracowała, niewiele o niej wiedziały.

Jak z francuskiej prowincji trafiła do Nowego Jorku?

Czy historia rodzinnych chorób mogła wpłynąć na jej postrzeganie świata?

Co znajdziemy w fotografiach Vivian Maier, jeśli tylko odpowiednio się im przyjrzymy?

I na czym tak naprawdę polega wyjątkowość jej talentu?

Ann Marks dotarła do osobistych dokumentów Vivian, 140 000 fotografii i osób, które miały styczność z artystką na różnych etapach jej życia. Dzięki skrupulatnemu śledztwu powstała jedyna w swoim rodzaju, kompletna biografia Vivian Maier.

Całość uzupełnia niemal 400 zdjęć – wiele z nich możemy zobaczyć po raz pierwszy!

Biografka Ann Marks prezentuje w tej książce całą gamę talentów: niezwykłe umiejętności detektywistyczne, intuicję, wytrwałość, głęboką empatię, bystrość obserwacji i świetny styl literacki. To, co się jej udało, jest po prostu niezwykłe – „Washington Post”

Fascynujący, intymny portret artystki żyjącej sztuką i dla sztuki – „New York Times”

Wciągająca i piękna biografia podkreślona wyjątkowymi fotografiami Vivian Maier – „Newsday”

Niesamowita – „People”

Niezwykle wnikliwy reportaż, który czyta się jak kryminał – „Chicago Review of Books”

Robi wrażenie! – „Vogue”

Fascynująca i bogata w szczegóły książka rzuca nowe światło na intrygującą fotografkę i jej wyjątkowe życie. Dobrze udokumentowana i wnikliwa biografia – „Kirkus”

Marks ilustruje precyzyjną i wnikliwą analizę za pomocą prawie 400 oszałamiających, dowcipnych i intrygujących portretów, autoportretów oraz fotografii ulicznych Vivian Maier. Wiele z nich dopiero teraz ujrzało światło dzienne – „Booklist”

Tej książki nie można przegapić – „USA Today”

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-9932-0
Rozmiar pliku: 13 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WPROWADZENIE

_Amerykanka/Francuzka_ • _apodyktyczna/powściągliwa_ • _opiekuńcza/chłodna_ • _kobieca/męska_ • _zabawna/oschła_ • _życzliwa/nieustępliwa_ • _pogodna/zgorzkniała_ • _schludna/rupieciara_ • _miła/wredna_ • _pasjonatka/oziębła_ • _sympatyczna/surowa_ • _uprzejma/szorstka_ • _odpowiedzialna/lekkomyślna_ • _towarzyska/samotniczka_ • _feministka/tradycjonalistka_ • _rzucająca się w oczy/niewidoczna_ • _Mary Poppins/Zła Czarownica_

Opinie ludzi, którzy najlepiej znali Vivian Maier, na jej temat

Historia zaczyna się w 2007 roku na licytacji komorniczej w Chicago. Kiedy jeden z nabywców, John Maloof, dokładnie przyjrzał się porzuconym pudłom wypchanym fotografiami, które kupił, licząc na to, że wykorzysta je w planowanej książce, odkrył prawdziwy skarb: tysiące negatywów nieznanego autorstwa. Maloof miał zaledwie dwadzieścia sześć lat, ale instynkt podpowiadał mu, że to wyjątkowy materiał. Dotarł do innych uczestników aukcji i odkupił od nich pudła z odbitkami i negatywami. Po kilku transakcjach zebrał większość prac tej osoby.

Pierwotni nabywcy zidentyfikowali ją jako Vivian Maier, ponieważ takie właśnie nazwisko pojawiło się na kopertach z kliszami w ich pudłach. Próbując odnaleźć tajemniczą kobietę, wielokrotnie przeszukiwali internet, za każdym razem bez żadnych rezultatów. To znaczy do kwietnia 2009 roku, kiedy pojawił się jej nekrolog. Okazało się wówczas, że autorką wszystkich tych zdjęć była niedawno zmarła niania z Chicago, nazwana w zawiadomieniu o śmierci „nadzwyczajną fotografką” i „drugą matką dla Johna, Lane’a i Matthew”. Podekscytowany i zaintrygowany Maloof dotarł do rodziny, która je zamieściła, aby dowiedzieć się więcej.

W tym samym czasie, po wydaniu niemal wszystkich oszczędności na zakup zdjęć Vivian, Maloof zaczął się zastanawiać nad najlepszym sposobem udostępnienia jej prac szerszej publiczności i wprowadzenia ich na rynek. Chciał zasięgnąć opinii ludzi, którzy lepiej znali się na rzeczy niż on sam, więc założył blog i zamieścił na nim część swoich ulubionych zdjęć Vivian Maier oraz dołączył do grupy Hardcore Street Photography w serwisie Flickr. Kiedy kliknął „Udostępnij”, nastąpił przełom. Zdjęcia Vivian spotkały się z tak entu­zjastycznym przyjęciem, że wkrótce stały się viralami, zyskując popularność na całym świecie. Choć na Flickrze znalazła się początkowo raczej niewielka liczba fotografii, bo zaledwie dwadzieścia kilka sztuk, były one pełne wyrazu i emocji i przedstawiały całą gamę te­matów i ludzi: dosłownie każdy mógł tu znaleźć coś dla siebie.

Zawartość archiwum Vivian Maier

(od lewej) negatywy 65%; niewywołane filmy 30%; odbitki 5%

Pierwsze zdjęcia udostępnione w serwisie Flickr

Ostatecznie Maloof połączył siły z innym nabywcą, Jeffreyem Goldsteinem, aby opracować i zarchiwizować połączone kolekcje. Wśród ponad stu czterdziestu tysięcy zakupionych przez nich zdjęć znalazło się niewiele odbitek; większość istniała tylko w postaci negatywów lub niewywołanych filmów. Badania całości materiałów Vivian doprowadziły do zaskakującego odkrycia, że widziała ona tylko siedem tysięcy swoich fotografii, ponieważ taką właśnie liczbę odbitek znaleziono. Czterdzieści tysięcy klatek nigdy nie zostało nawet wywołanych. Mistrzyni fotografii Mary Ellen Mark uznała to za wysoce niezwykłą okoliczność i powiedziała głośno to, co wszyscy myśleli: „Coś tu jest nie tak. Brakuje fragmentu układanki”.

W miarę jak Maloof i Goldstein udostępniali swoje zbiory, przybywało dowodów na osiągnięcia i talent Vivian. Starania te zaowocowały nieprzerwanym pasmem wystaw, wykładów, książek i wyróżnień, a zainteresowanie nimi podsycały media, które nie mogły przestać mówić o kolejnym cudzie niani. Gazety, czasopisma, strony internetowe i sieci telewizyjne zachłystywały się jej historią. Blog „New York Times Lens” krzyczał: „Pojawienie się każdego nowego zdjęcia w sieci wywołuje sensację”.

„Los Angeles Times” napisał, że prace Vivian „charakteryzuje bystra formalna inteligencja, żywe poczucie humoru i doskonałe wyczucie przypadkowej choreografii życia codziennego”. Fotografka została nazwana „geniuszem” przez Associated Press i „jednym z najbardziej niezwykłych zjawisk w amerykańskiej fotografii” przez magazyn „Smithsonian”. Wybitna krytyczka sztuki z „New York Timesa” Roberta Smith stwierdziła, że pierwsze pokazane prace Vivian pozwalają „nominować ją na nową kandydatkę do panteonu wielkich ulicznych fotografów XX wieku”.

Pierwsza wystawa prac Vivian Maier, Chicago Cultural Center, 2011 (John Maloof)

Doszedłszy do wniosku, że historia ukrytego talentu i jego nieprawdopodobnego odkrycia mogłaby się stać kanwą interesującego filmu dokumentalnego, Maloof zaczął badać biografię Vivian. Okazało się, że miał rację – podczas wywiadów kilkunastu jej pracodawców z Chicago ujawniło, że prawie zupełnie nie znali kobiety, która mieszkała w ich domach i opiekowała się ich dziećmi. Chociaż wielu wiedziało, że fotografuje, nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wiele zdjęć robiła. Niektórzy przedstawiali całkowicie sprzeczne opisy osobowości i zachowania niani. Im więcej Maloof odkrywał, tym bardziej tajemnicza stawała się Vivian.

Nakręcony w 2014 roku film _Szukając Vivian Maier_ otrzymał nominację do Oscara i wyniósł nianię fotografkę na szczyty sławy. Publiczność na całym świecie była równie zafascynowana zagadką jej życia, jak samymi zdjęciami. Twórcy dokumentu znaleźli zapisy genealogiczne, z których wynikało, że Vivian jako dziecko przez sześć lat przebywała z krewnymi we Francji, a potem do trzydziestego roku życia mieszkała na Manhattanie, ale nie byli w stanie znaleźć w Nowym Jorku nikogo, kto pamiętałby ją lub jej rodzinę. Resztę życia spędziła w Chicago, ale żaden z pracodawców Vivian nie potrafił właściwie powiedzieć, gdzie się urodziła, gdzie wychowała, czy miała rodzinę lub przyjaciół, dlaczego zaczęła robić zdjęcia, dlaczego nie została zawodową foto­grafką, dlaczego nie wywołała dużej części swoich prac ani dlaczego nie pokazywała ich innym. Te pytania pojawiły się w filmie, ale na wiele z nich nie znaleziono odpowiedzi; milionom fanów pozostała nadzieja, że być może ktoś kiedyś odkryje sekrety niani.

To właśnie wtedy weszłam w orbitę Vivian Maier, a moje zaangażowanie wydawało się równie mało prawdopodobne jak i wszystkich innych, którzy się nią zajmowali. Byłam dyrektorką w dużej firmie i przez trzy dekady do moich obowiązków należały badania i analizy ukierunkowane na zrozumienie pragnień, motywacji i zachowań zwykłych ludzi. Dla mnie żaden szczegół nie jest pozbawiony znaczenia i żadne pytanie nie może pozostać bez odpowiedzi. Rozwiązywanie codziennych zagadek – im trudniejszych, tym lepiej – to moja największa pasja. Pewnego zimowego popołudnia pod koniec 2014 roku owinęłam się w koc i obejrzałam dokument Maloofa przed zbliżającą się galą Oscarów. Podobnie jak wielu ludzi byłam zachwycona zdjęciami, ale nie dawały mi spokoju sprzeczne opisy osobowości Vivian, niezrozumienie, z jakim spotkał się jej stosunek do fotografii, oraz brak informacji o rodzinie i życiu osobistym. Jednak tam, gdzie większość widziała nieprzeniknioną tajemnicę, ja dostrzegłam luki do wypełnienia i poczułam, że muszę rozwikłać zagadkę, która tak wielu wprawiła w zakłopotanie.

W ciągu kilku tygodni skontaktowałam się z Johnem Maloofem i Jeffreyem Goldsteinem, składając im ofertę współpracy. Powiedzieli mi o pilnej potrzebie zdobycia informacji na temat losów brata Vivian, Charlesa (Carla). Ostatnia wzmianka o nim pojawia się w dokumentach z lat czterdziestych. Ponieważ był bezpośrednim spadkobiercą jej cennego majątku, koniecznie należało znaleźć zarówno brata, jak i jego potomków. Kilka miesięcy później w przepastnych archiwach luterańskiego Saint Peter’s Church na Manhattanie znalazłam zapis sprzed prawie stu lat dotyczący chrztu Karla Maiera. Dzięki temu odkryciu udało się później ustalić, że brat Vivian nigdy się nie ożenił – ani nie miał prawowitych dzieci – i że zmarł w New Jersey w 1977 roku. Jego śmierć potwierdziła to, co większość podejrzewała: nie było bezpośredniego spadkobiercy majątku Vivian. Pojawiłam się na pierwszej stronie „Chicago Tribune” i kuratorzy spadkowi z hrabstwa Cook skontaktowali się ze mną, by wymienić informacje. Nagle i niespodziewanie stałam się częścią fenomenu Vivian Maier.

Kiedy kontynuowałam badania, Maloof i Goldstein niezależnie od siebie poprosili mnie o napisanie obszernej i miarodajnej biografii Vivian Maier i zaoferowali dostęp do wszystkich zdjęć, jakie posiadali. W ten sposób stałam się jedyną na świecie osobą, która zbadała ich połączone archiwa obejmujące sto czterdzieści tysięcy fotografii. Posłużyły one za punkt wyjścia niniejszej książki. Maloof i Goldstein byli uprzejmi skontaktować mnie też z ekspertami z branży, których wiedza techniczna była dla mnie nieoceniona, a kuratorzy spadku po Vivian pomogli mi opowiedzieć jej historię, hojnie udzielając pozwolenia na wykorzystanie jej zdjęć. Uzyskałam też dostęp do innych materiałów z kolekcji Maloofa: nagrań na kasetach audio, filmów, zapisków i przedmiotów osobistych. Wszystko to ostatecznie sprawiło, że na powierzchnię wynurzył się wierzchołek góry lodowej rodziny Maierów – głęboko ukryta historia nieślubnego dziecka, bigamii, odrzucenia przez rodziców, przemocy, alkoholu, narkotyków i choroby psychicznej.

Moim pierwszym zadaniem była rekonstrukcja drzewa genealogicznego, aby stworzyć ramy dla świata, w którym urodziła się Vivian Maier. Przygotowana przeze mnie dodatkowo mapa grobów jej krewnych ujawniła niezwykłą historię: wszystkich dziesięcioro nowojorskich członków rodziny Vivian pogrzebano na terenie aglomeracji, ale w dziewięciu różnych miejscach! Większość ludzi, co zrozumiałe, dzieli miejsce pochówku z bliskimi krewnymi, nierzadko z większą ich liczbą. Miejsca ostatniego spoczynku tego klanu wskazywały na jakieś dzielące ich za życia konflikty, na tyle silne, by umyślnie rozdzielili się na wieczność.

Miałam przeczucie, że brat Vivian – który nie zostawił żadnych śladów edukacji, pracy ani związku małżeńskiego – stanowi klucz do historii rodziny. Postawiłam hipotezę, że został ubezwłasnowolniony przez chorobę lub uwięzienie, co wyjaśniałoby brak zapisów w archiwach. To było bezpodstawne przypuszczenie, ale mimo to całymi miesiącami przeszukiwałam akta przytuł­ków, szpitali i więzień, wiedziona jedynie intuicją. I rzeczywiście, po przekopaniu się przez warstwy danych z New York State Archives natknęłam się na wzmiankę o „Karlu Maierze” z 1936 roku w New York State Vocational Institution, zakładzie poprawczym w miejscowości Coxsackie.

Drzewo genealogiczne Vivian Maier

Wcale nie wydawało się oczywiste, że to właściwa osoba – były setki Karlów, Carlów i Charlesów Maierów w rejonie trzech stanów – ale kiedy poinformowano mnie o dacie urodzenia więźnia, dreszcz przeszedł mi po plecach. Zgadzała się ona z zapisem dotyczącym chrztu z Saint Peter’s Church. Dostałam pisemną zgodę od członków rodziny z Francji na dostęp do teczki Carla, chociaż materiał został później publicznie udostępniony. Archiwista stanu Nowy Jork poinformował mnie, że akta są w pobliskim magazynie i można je szybko uzyskać, więc pojechałam do Albany.

Wolontariuszka w archiwum przywitała mnie porozumiewawczym uśmiechem i wręczyła teczkę o grubości jakichś dziesięciu centymetrów. Wypchana listami i zapiskami, zawierała całą rodzinną historię, opowiedzianą z sześciu różnych perspektyw – Carla, dwóch babć, obojga rodziców i poprawczaka. Schowane pośród raportów zdjęcia policyjne brata Vivian były jedynymi jego fotografiami, jakie kiedykolwiek znaleziono.

W tym czasie – po odkryciu w internecie dokumentów związanych z jego służbą w amerykańskiej armii i informacji o późniejszej śmierci – pracowałam również nad pozyskaniem całości akt wojskowych Carla. Poinfor­mowano mnie, że dokumenty te spłonęły podczas pożaru w 1973 roku w National Personnel Records Center w St. Louis. Szybko uświadomiłam sobie, że to nie może być prawda – śmierć Carla została wpisana do jego akt w 1977 roku, po pożarze. Mimo pewnych oporów archiwum wojskowe zostało ponownie przeszukane i tym razem znaleziono dużą teczkę osobową Karla Maiera. Zawierała ona kluczowe informacje na temat nie tylko jego służby, ale także reszty życia. Kiedy w tym samym tygodniu otrzymałam kopie akt zarówno z wojska, jak i z poprawczaka, poczułam się, jakbym wygrała na loterii genea­logicznej Vivian Maier.

Ale to był dopiero początek. Uznałam, że przygotowanie rzetelnej bio­grafii wymaga dotarcia do osób, które znały Vivian na każdym etapie jej życia, i przeprowadzenia z nimi wywiadów. Na zdjęciach z rzadka pojawiały się jakieś opisy, co niemal uniemożliwiało realizację tego zadania, więc przez lata mozolnie porównywałam wskazówki ze zdjęć z innymi informacjami, próbując zidentyfikować, kogo przedstawiają. Historie moich najważniejszych kwerend można znaleźć w dodatku C, łącznie z krętymi, czasem niedorzecznie długimi ścieżkami, jakie przemierzyłam w poszukiwaniu zdobyczy.

Ostatecznie przeprowadziłam wywiady z trzydziestoma osobami, które znały Vivian jako dziecko lub młodą kobietę albo spędziły jakiś czas z członkami jej najbliższej rodziny. Identyfikacja i zlokalizowanie tych ludzi było największym wyzwaniem całego przedsięwzięcia, ale zaowocowało najbardziej ekscytującymi odkryciami. Oprócz pozyskania nowych i ważnych szczegółów miałam niezrównaną przyjemność pokazania zaskoczonym ludziom zdjęć, które dawno temu zrobiła im Vivian. Po sześciu latach analizowania niezliczonych zapisów genealogicznych, przetrząsania całego archiwum zdjęć, przeprowadzania wywiadów w Nowym Jorku, Kalifornii i Chicago, zwiedzania francuskich Alp oraz przeglądania obszernych materiałów, które John Maloof zebrał do swojego filmu, wyłonił się w końcu pełny obraz Vivian Maier.

W pierwszych albumach pojawiały się dość skąpe informacje na temat jej fotografii, ale kiedy uporządkowałam zdjęcia chronologicznie, udało mi się określić czas i miejsce wykonania wielu z nich oraz przygotować kalendarium życia, pracy i podróży Vivian. W rezultacie powstała kronika codziennych wydarzeń, a także zapis zainteresowań i poglądów Maier – niezastąpione źródło informacji w pracy nad biografią, które pomaga także zrozumieć działania i motywacje jej bohaterki. Chronologia ta jednocześnie dokumentuje artystyczny rozwój Vivian, w tym bardzo wymowną sekwencję jej autoportretów. Przede wszystkim jednak połączenie zdjęć z wszelkimi innymi źródłami informacji – przedmiotami osobistymi, nagraniami i wywiadami – stwarza pierwszą w historii okazję do umieszczenia fotografii Vivian w kontekście jej życia.

Po tym, jak odkryto zdjęcia Vivian i w zasięgu ręki pojawiły się pieniądze i sława, spekulacje i oskarżenia szybko zepsuły czystą atmosferę radosnego święta. W debacie toczonej w mediach podawano w wątpliwość to, czy dwaj mężczyźni, którzy zakupili większość prac fotograficznych Vivian, mieli prawa, kompetencje i doświadczenie, aby rozporządzać jej archiwum, i czy ona chciałaby pokazać swoje zdjęcia publiczności. Liczni historycy, dziennikarze i krytycy otwarcie szkalowali Maloofa i Goldsteina w prasie i oskarżyli ich o wykorzystywanie Vivian dla zysku. Te kontrowersje zostały omówione w załączniku A, gdzie wykazałam, że prawie wszystkie zarzuty były bałamutne lub bezpodstawne. W rzeczywistości to, że dwaj amatorzy, bywalcy aukcji magazynowych, kupili i opracowali archiwum Vivian, nadaje opowieś­ci satysfakcjonującą symetrię.

Dzięki inteligencji, kreatywności, pasji i świetnemu oku Vivian stworzyła ogromne i niezwykle zajmujące portfolio, które odzwierciedla uniwersalność ludzkiej kondycji. Dziś na całym świecie nadal odbywają się wystawy i wykłady, a muzea zaczęły nabywać jej prace. Niektórzy wymieniają jej nazwisko jednym tchem obok takich mistrzów ulicznej fotografii jak Berenice Abbott, Lisette Model i Robert Frank – i z niecierpliwością czekamy na to, jakie miejsce w kanonie historii fotografii ostatecznie eksperci wyznaczą Vivian Maier.

Szanse, że jej wyjątkowe dzieło kiedykolwiek ujrzy światło dzienne, były niemal bliskie zera, jeśli weźmiemy pod uwagę splot nieprawdopodobnych wydarzeń, które doprowadziły do jego uratowania i rozpowszechnienia. Gdyby nie doszło do choćby jednego z nich, fotografie mogłyby zniknąć na zawsze: niemal na pewno wylądowałyby w śmietniku. Fotografka musiała być wyjątkowym talentem i zachować cały swój dorobek. Ze względu na problemy finansowe lub inne musiała zalegać z płatnością za przechowalnie, w których trzymała swoje archiwum. Jakiś licytator musiał kupić kartony o nieznanej zawartości w nadziei, że zawierają rzeczy, które później mógłby z zyskiem sprzedać. John Maloof musiał porzucić najpierw studia, a potem pracę, by przygotować się do napisania swojej pierwszej książki, która wymagała materiału ilustracyjnego z okresu twórczej aktywności Vivian. Mieszkając rzut kamieniem od domu aukcyjnego, musiał tam wejść dokładnie wtedy, gdy negatywy znalazły się na licytacji, i dołączyć do innych jej uczestników. Oni natomiast musieli zachować swoje nabytki i odsprzedać je Maloofowi i Goldsteinowi, kiedy ci się do nich zwrócili. Ci dwaj mężczyźni, przedsiębiorczy ryzykanci, musieli być chętni i zdolni do zainwestowania i przygotowania archiwum nieznanego fotografa. Musieli mieć artystyczne know­-how, aby zainteresować kolekcją profesjonalistów i przyjąć odpowiednią metodo­logię organizowania, rozwijania, wystawiania i promowania dzieła Vivian. Być może, co najważniejsze, musieli wiedzieć, jak zaprezentować zdjęcia w sieci.

Ta opowieść skupia się na osobie Vivian Maier i obejmuje całe życie fotografki. W książce konsekwentnie używam jej imienia, ponieważ większość ludzi zna ją jako Vivian i tak o niej mówi. Postawiłam sobie za cel wierność faktom i obiektywizm i aby go osiągnąć, położyłam nacisk na bezpośrednie docieranie do informacji, osobiste rozmowy i transkrypcje wywiadów, opinie ekspertów i świadectwa fotograficzne. Uważam, że ujawnienie prze­szłości Vivian jest uzasadnione, ponieważ można teraz odrzucić jej negatywne postrzeganie i przedstawić niezwykłą osobistą historię fotografki. Rodzinna choroba psychiczna bez wątpienia stanowi kluczowy rozdział tej opowieści, choć dotychczas ten fakt w dużej mierze ignorowano lub odrzucano jako nieistotny, jakby uznanie go miało na celu napiętnowanie lub zdeprecjono­wanie osiągnięć Vivian. Talent artystki broni się sam, ale tylko przez pryzmat dziecięcych doświadczeń i sposobu myślenia możemy zrozumieć jej motywacje i działania związane z fotografią.

Od samego początku inni projektowali własne wartości i oczekiwania na Vivian. Być może za największy mit należy uznać przekonanie, że czuła się zmarginalizowana, nieszczęśliwa i niespełniona – że jej życie przepełniał smutek. Rzeczywistość wyglądała jednak zupełnie inaczej: Vivian dobrze sobie radziła, nie brakowało jej hartu ducha, umiała się uwolnić od dziedzic­twa dysfunkcyjnej rodziny i zapewnić sobie lepszy los. Z niezwykłą wytrwałością i siłą pokonywała każdą przeszkodę na swojej drodze. Troszczyła się o sprawiedliwe traktowanie pokrzywdzonych, nigdy o siebie. Do późnego wieku była w dużej mierze optymistyczna, nastawiona na działanie, zaangażowana i dobrze poinformowana, przez cały czas wiodła życie na własnych warunkach. Jej błyskotliwość artystyczna i intelektualna, postępowe poglądy i niezależne myślenie złożyły się na niezwykle bogatą, a nawet wyjątkową egzystencję, nierozerwalnie związaną z fotografią.

Vivian Maier przeżyła życie tak, jak chciała. Ta biografia została napisana z nadzieją, że czytelnicy znajdą znaczenie, a nawet inspirację, w historii Vivian i jej dziele. Przed końcem książki pojawią się też odpowiedzi na kluczowe pytania, w tym na to, które wszyscy zadają: „Kim była Vivian Maier i dlaczego nie pokazywała swoich zdjęć?”. Zagadka rozwiązana.

Beauregard, Saint-Julien, 1950 (archiwalna odbitka Vivian Maier)1
RODZINA: POCZĄTEK

Jestem tajemniczą kobietą.

– Vivian o sobie

Biorąc pod uwagę jej nieprawdopodobne zakończenie, historia Vivian Maier zaczyna się dość konwencjonalnie: to opowieść o dwóch europejskich rodzinach, które porzuciły wszystko na przełomie XIX i XX wieku, wyruszając do Nowego Jorku w poszukiwaniu lepszego życia. Na drodze do amerykańskiego snu kryło się znacznie więcej pułapek, niż sobie wyobrażała większość imigrantów, a presja związana z pogonią za nim pozostawiła w rezultacie wiele rozbitych rodzin – w tym tę, w której przyszła na świat Vivian.

Przodkowie jej ojca, von Maierowie, należeli do kręgu kultury niemiec­kiej i pochodzili z niewielkiego miasta Modor, obecnie noszącego nazwę Modra, na dzisiejszej Słowacji. Mieli odległe szlacheckie parantele, o czym świadczy ich odziedziczony niemiecki przedrostek „von”. William, dziadek Vivian, był jednym z dziesięciorga dzieci licznej luterańskiej rodziny i miał sklep mięsny. Jego żona, Maria Hauser, pochodziła z pobliskiego Sopronu. Ich dom – dawny ewangelicki dom modlitwy – należał do najpiękniejszych i najdroższych w mieście. Rodzina, która kupiła go od Maierów ponad sto lat temu, mieszka w nim do dziś.

Nowi właściciele w domu von Maierów, Modra, Słowacja, 2015 (Michal Babincak)

W 1905 roku William i Maria wyemigrowali do Nowego Jorku wraz z osiemnastoletnią córką Almą i trzynastoletnim synem Charlesem. Ich pozycja społeczna nieco ucierpiała i zamieszkali w typowej czynszowej kamienicy na Upper East Side na Manhattanie, dzielnicy zalanej nowymi przybyszami gnieżdżącymi się w klitkach. Charlesowi, ojcu Vivian, powiodło się lepiej niż większości imigrantów, bo po dwóch latach brania korepetycji udało mu się uzyskać dyplom technika. Maierowie wyglądali na dobrze funkcjonującą i pracowitą rodzinę, chociaż nie posiadali już sklepu. Dołączyli do parafii ewangelicko­-augsburskiego Saint Peter’s Church, w którym odprawiano msze w języku niemieckim. Alma szybko opuściła dom, poślubiając w 1911 roku rosyjskiego żydowskiego imigranta z Chicago. W 1915 roku rozwiodła się, wróciła do Nowego Jorku i ponownie wyszła za mąż, tym razem za odnoszącego sukcesy producenta odzieży Josepha Corsana, również rosyjskiego Żyda. Nie mieli dzieci, ale szczęśliwie spędzili ze sobą resztę życia, pomagając jej rodzicom. Jeśli celem imigracji było wzbogacenie się, to tylko Almie udało się go osiągnąć: zgromadziła duży portfel akcji i zamieszkała z Josephem na eleganckiej Park Avenue.

Vivian dorastała niemal bez żadnego kontaktu ze swoimi krewnymi Maierami, ale francuska rodzina ze strony matki, Pellegrinowie i Jaussaudowie, wpłynęli na nią niemal pod każdym względem. Ci drudzy, pierwotnie rolnicy i pasterze, osiedlili się w Alpach Wysokich w południowo­-wschodniej Francji w XIV wieku. Wsie tego regionu, zwane łącznie doliną Champsaur, leżą z dala od głównych szlaków komunikacyjnych i tworzą mozaikę niezwykle malowniczych gospodarstw rolnych otoczonych stromymi alpejskimi szczytami. Chociaż to wiejski obszar, jego mieszkańcy posiadają wyrafinowaną wrażliwość estetyczną i upodobanie do kultury. Badacz regionu, Robert Faure, opisuje, że Champsauranin to „ktoś, kto ponad wszystko umiłował wolność, kto chce być sobie panem i ma trudności z zaakceptowaniem ograniczeń”. Dziś wzdłuż brukowanych uliczek głównego miasta regionu, Saint­-Bonnet­-en­-Champsaur, wciąż wznoszą się stare kamienne domy ozdobione pastelowymi okiennicami i wzorzystymi koronkowymi zasłonami. Wszędzie pełno wpadających w oko szczegółów: jajka ugotowane na śniadanie czekają w koszyczkach z plecionej słomy, z dzbanków z grubego szkła leje się gęsta śmietana, a mieszkańcy wioski noszą berety na bakier, co zdradza ich jowialność… Autentyczność i oszczędność ceni się bardziej niż ilość – wełnę przędzie się ręcznie, buty szyje z prawdziwej skóry, a jedzenie przygotowuje z domowych produktów. Ta dolina zdobyła serce Vivian.

Na początku XX wieku wielu mieszkańców Champsaur cierpiało ubóstwo. Długie i surowe zimy niezmiennie ograniczały możliwości utrzymania się z roli, a rodziny miały wiele gęb do wykarmienia. Zazwyczaj co dwa lata rodziło się dziecko i wychowywano je w wielopokoleniowym domu. W patriarchalnej społeczności doliny najbardziej pożądani byli męscy potomkowie ze względu na ich przydatność do pracy. W codziennym życiu niepodzielnie panowały surowo przestrzegane katolickie obyczaje, kobiety nosiły skromne białe bluzki z długimi rękawami i czarne spódnice do samej ziemi. Chociaż Jaussaudowie posiadali grunty rolne w całym regionie, podobnie jak inni ledwie wiązali koniec z końcem.

Babcia Eugenie Jaussaud, zdjęcie z wniosku o nadanie obywatelstwa, 1932 (USCIS)

Dziadek Nicolas Baille, Francja, 1951

W 1896 roku pradziadek Vivian, Germaine Jaussaud, kupił Beauregard, dużą posiad­łość w gminie Saint­-Julien­-en­-Champsaur, zbudowaną przez szlachcica trzysta lat wcześniej. Germaine i jego o dwadzieścia cztery lata młodsza żona, Emilie Pellegrin, mieli troje dzieci: Josepha, Marię Florentine i Eugenie, babcię Vivian. Małżeństwo i posiadanie potomstwa były wówczas bardzo ważne, więc tym bardziej zaskakuje fakt, że z trojga rodzeństwa tylko Eugenie urodziła dziecko, i to zaledwie jedno. Z tego powodu Vivian będzie w przyszłości pozbawiona spadko­bierców. Eugenie i jej rodzice przenieśli się w nowe miejsce przed innymi, by przygotować gospodarstwo, i zatrudnili do pomocy młodego robotnika rolnego, Nicolasa Baille’a. Do tej pory Eugenie, która skończyła wtedy piętnaście lat, prowadziła czyste i sielankowe życie, ale pozostawienie dwojga nastolatków samym sobie w odległym majątku aż prosiło się o kłopoty.

Szybko pojawiła się nieunikniona ciąża, przyjęta jako rodzinna katastro­­fa, a na domiar złego parobek odmówił poślu­bienia Eugenie i nie chciał uznać ojcostwa. Ta decyzja, podjęta przez wy­­straszonego siedemnastoletniego chłopca ponad sto lat temu, zapoczątkuje trzypokoleniową rodzinną dysfunkcję, której natura stanowi klucz do tajemnicy historii Vivian Maier.

Matka Vivian, Marie Jaussaud, urodziła się 11 maja 1897 roku. Jako nieślubne dziecko nie miała we Francji żadnego prawnego statusu, tak więc przyszła na świat, w którym oficjalnie nie istniała. W głęboko religijnej społeczności „bękart” naznaczył piętnem całą rodzinę. Germaine zmarł dwa lata później, pozostawiając żonę, syna i córki na piętnastu hektarach w Beauregard. Chociaż trzymanie się ziemi było priorytetem, jego spadkobiercy od czasu do czasu sprzedawali działki, aby zdobyć pieniądze na życie.

W czwarte urodziny Marie napiętnowana Eugenie na jakiś czas zostawiła córkę i uciekła do Ameryki, aby rozpocząć nowe życie. Prawdopodobnie uzgodniła wyjazd z rodziną i niekoniecznie był to samolubny postępek. W Stanach Zjednoczonych miała możliwość zarobienia pieniędzy na utrzymanie Marie, a zarazem uwalniała swoją rodzinę od źródła hańby. W tamtym czasie wielu mieszkańców Alp Wysokich wyemigrowało już do Kalifornii i innych części amerykańskiego Zachodu, aby skorzystać z ustawy Homestead Act, która oferowała darmową ziemię każdemu, kto zechce ją zagospodarować i uprawiać przez pięć lat. Mężczyźni z Champsaur mieli ideal­ne przygotowanie i wytrzymałość, aby pracować na dzikich terenach, i możliwość stworzona przez rząd Stanów Zjednoczonych stała się dla nich szansą na wzbogacenie się. Zazwyczaj emigrowali sami, a po zgromadzeniu sporych oszczędności albo wracali w Alpy Wysokie, albo ściągali swoje rodziny. W tamtych czasach praktycznie każdy mieszkaniec doliny miał krewnych w Ameryce. Zaledwie kilka miesięcy po tym, jak Eugenie opuściła Francję, Nicolas Baille wyemigrował do Walla Walla w stanie Waszyngton, enklawy francuskich rolników. Wygląda na to, że nikt nie miał większego wpływu na Vivian niż Eugenie, której życie obrało nieprawdopodobny kurs. Jej doświadczenia i ich konsekwencje pomagają lepiej zrozumieć fotografkę.

W przeciwieństwie do niemal wszystkich innych, którzy wyjeżdżali z Champsaur, celem Eugenie było Wschodnie Wybrzeże Stanów Zjednoczonych, gdzie miała zamieszkać u krewnych sąsiadów jej rodziny z Saint­-Julien. W maju 1901 przyjechała do gospodarstwa Cypriena Lagiera w hrabstwie Litchfield w stanie Connecticut. W tym hrabstwie osiedliła się jeszcze tylko jedna rodzina imigrantów z Champsaur, Bertrandowie, których córka Jeanne była rówieśnicą Eugenie. Kiedy Jeanne Bertrand wyemigrowała z Francji w 1893 roku, pracowała w fabryce igieł, ale w ciągu kilku lat dosta­ła się do miejscowego studia fotograficznego, aby uciec od harówki i zostać wysoko wykwalifikowaną fotografką. Zanim przybyła Eugenie, ojciec Jeanne zmarł, a matka przeniosła się z rodziną do Oregonu, zostawiając ją i brata. W 1902 roku piękna i utalentowana młoda Francuzka znalazła się na pierwszej stronie „Boston Globe” i była na dobrej drodze do zostania fotografką socjety. Podczas gdy Jeanne cieszyła się obiecującą karierą, Eugenie znalazła bardziej tradycyjne zatrudnienie jako gospodyni domowa; kiedy jednak zorientowała się, że francuscy kucharze cieszą się dużym wzięciem wśród elity, chwyciła fartuch i rozpoczęła nowe życie. W ciągu kilku lat została kucharką bogatych i sławnych ludzi.

NIŻSZE WARSTWY W WYŻSZYCH SFERACH

Zadomowiwszy się w kuchniach zamożnych pracodawców, Eugenie poznała starszego o piętnaście lat Francuza François Jouglarda. On również wyjechał na Wschodnie Wybrzeże w 1901 roku wraz z żoną Prexede i dwójką dzieci. Po wizycie u krewnych jego rodzina wróciła do Francji, a François został, aby zarabiać, i znalazł pracę w rozwijającym się przemysłowym mieście Cleghorn w stanie Massachusetts. Kiedy przebywał za granicą, zmarła jego dziesięcioletnia córka, co niestety było częstym zjawiskiem w czasach, gdy dwadzieścia procent francuskich dzieci nie dożywało wieku pięciu lat. Rodzice Eugenie także stracili syna, Alberta, zmarłego w wieku czterech lat.

Niezależnie od tego, czy poznali się dzięki francuskim koneksjom, czy przez przypadek, dwudziestopięciolatka Eugenie i czterdziestoletni François nawiązali relację, która nie ograniczyła się do przyjaźni czy nawet poza­małżeńskiego romansu. Eugenie i François wzięli ślub w ratuszu na Manhattanie 9 marca 1907 roku. To zrozumiałe, że Eugenie chciała wyjść za mąż: rozpaczliwie szukała fasady prawowitości dla Marie, a jej własna matka, Emilie, znalazła pociechę i bezpieczeństwo u starszego mężczyzny. W akcie ślubu stwierdza się, że państwo młodzi byli stanu wolnego i oboje po raz pierwszy weszli w związek małżeński. Zanim się pobrali, każde z nich mieszkało osobno na Manhattanie, gdzie François pracował jako kamerdyner, a Eugenie prawdopodobnie jako kucharka, chociaż w akcie ślubu nie ujęto zawodu panny młodej. Można jedynie przypuszczać, że religijna Eugenie uznałaby bigamię za niedopuszczalną i nie miała pojęcia o faktycznym stanie cywilnym męża. Jeśli o nim wiedziała, François musiał ją przekonać, że rozstał się ze swoją małżonką i zmienił plany, aby pozostać w Stanach Zjednoczonych. Dokumenty sądowe miały później ujawnić, że nie był ani w separacji, ani rozwiedziony, a żona i syn niecierpliwie czekali na jego powrót, nieświadomi wybryków François w Ameryce.

Dowód: bigamiczne małżeństwo François Jouglarda, Nowy Jork, 1907 (NYCA)

Nowożeńcy zaczęli wspólnie szukać pracy dokładnie w tym samym czasie, kiedy inna francuska para z Litchfield zrezygnowała ze stanowiska kucharki i kamerdynera dla rodziny Witherbee, bajecznie bogatego klanu z północnej części stanu Nowy Jork. François i Eugenie byli idealnymi następcami, a po zatrudnieniu przenieśli się do wielkiego domu tej rodziny z widokiem na jezioro Champlain w Port Henry. Witherbee mieli kopalnie rudy żelaza i życzliwie rządzili miasteczkiem. Walter Witherbee był mocno zaangażowany w przygotowania do obchodów trzechsetlecia odkrycia jeziora Champlain, wyjątkowej jubileuszowej imprezy, która miała się odbyć latem 1909 roku. W ciągu pięciu dni w lipcu tego roku mnóstwo notabli – gubernatorów, senatorów, kongresmenów, premierów, kardynałów, biskupów, ambasadorów, generałów oraz wiceprezydent i prezydent Stanów Zjednoczonych – zjechało do Port Henry i okolicznych miasteczek.

Obchody rozpoczęły się małym uroczystym obiadem dla gubernatorów Nowego Jorku i Vermontu w rezydencji Witherbeech, najprawdopodobniej przyrządzonym przez Eugenie. Nie sposób przecenić ogromu atrakcji, które po nim nastąpiły: były indiańskie korowody, rekonstrukcje bitew, parady big bandów, karnawał wodny i fajerwerki. Sekretarz wojny Stanów Zjednoczonych urządził defiladę wojskową, podobnie jak kanadyjscy premierzy prowincji. Odkrywca Simon de Champlain został uhonorowany napisanymi specjalnie na tę okazję wierszami i pieśniami, popiersiem z brązu i repliką swojego statku naturalnej wielkości. Rzeźba została zamówiona u Rodina i miała być dostarczona w przyszłości.

Wydarzenia miały wyraźny francuski koloryt, co było ukłonem w stronę dziedzictwa Champlaina; w ramach podziękowania Walter Witherbee zostanie uhonorowany przez Francję orderem Legii Honorowej V klasy. Można tylko przypuszczać, że niesamowita uroczystość była dla dość ubogich lokaja i kucharki dużym szokiem kulturowym.

Początek kariery: Walter Witherbee i jego rezydencja, Port Henry w stanie Nowy Jork, 1909 (LOC)

Spis ludności z 1910 roku wskazuje, że para pozostała u Witherbeech i niezgodnie z prawdą twierdziła, że jest małżeństwem od trzynastu lat, co dokładnie odpowiadało dacie narodzin Marie. Obsadzając François w roli ojca Marie, Eugenie mogła pozornie naprawić swoje błędy i wymyślić sobie nową osobowość; wziąwszy jednak pod uwagę kłamstwo, na którym opierał się ten związek, nie jest zaskoczeniem, że małżeńska idylla okazała się złudzeniem, a François został zdemaskowany jako niehonorowy i brutalny mężczyzna. Na początku 1910 roku z nieznanych przyczyn brat Euge­nie, Joseph, odbył podróż z Saint­-Bonnet do Port Henry, aby odwiedzić siostrę, ale nie zabrał ze sobą trzynastoletniej Marie. Pozostał w Amery­ce przez dwa lata i na początku 1912 roku zarówno on, jak i François wyruszyli z powrotem do Francji, prawdopodobnie razem. Eugenie już nigdy nie zobaczy żadnego z nich.

Joseph powrócił do zarządzania gospodarstwem Saint­-Julien i został zwolniony ze służby wojskowej jako jedyny żywiciel rodziny. Zaledwie pięć lat później umrze w domu w wieku dwudziestu dziewięciu lat, a miesiąc później śmierć zabierze także jego matkę, Emilie. Wraz z ich odejściem Eugenie i jej siostra Maria Florentine staną się jedynymi właścicielkami Beauregard.

Po blisko ośmiu latach nieobecności François Jouglard wrócił do rodziny w Saint­-Bonnet. Jego żona, Prexede, czuła, że mąż się zmienił, i w 1913 roku złożyła wniosek o separację z powodu złego traktowania z jego strony. W zapisach jej zeznań przed sądem znajdują się zarzuty, że François uderzył ją kilo­fem, a także pięścią w twarz tak mocno, że złamał jej ząb, rzucił też w głowę żony otwartym scyzorykiem, na szczęście chybiając. Ze względu na dramatyczne okoliczności i w oczekiwaniu na trwałe rozejście się małżeństwa sąd nakazał opieczętowanie domu i inwentaryzację majątku. Ukończono ją zaled­wie kilka dni później; spisano nawet łyżki. Dokumentacja postę­powa­nia ukazuje Prexede jako silną i zaradną: odnotowano, że założyła firmę szyjącą materace, aby zarobić na utrzymanie swoje i syna pod nieobecność męża, ale tak jak zbyt wiele maltretowanych kobiet, nie miała innych możliwości i pozosta­ła w małżeństwie. Najwyraźniej nie wiedzia­ła nic o „amerykańskiej żonie” François.

Z perspektywy czasu można tylko mieć nadzieję, że François nie maltretował również Eugenie – jednak w najlepszym wypadku „mąż” prawie na pewno wprowadził ją w błąd i porzucił. Możliwe, że w okresie ponad pięciu lat, które ze sobą spędzili, zaszła w ciążę. Eugenie była płodna i wydaje się raczej mało prawdopodobne, by stosowała antykoncepcję, choć brak jakichkolwiek dowodów na urodzenie dziecka. Wydaje się zrozumiałe, że próbowała utrzymać małżeństwo w tajemnicy; nie ma wzmianki o nim w listach ani w rodzinnych aktach.

Po porzuceniu przez François trzydziestoletnia Eugenie zaczęła wieść żywot gosposi i chyba na dobre skończyła z mężczyznami. Nawiązała przyjaźnie z innymi Europejkami, które same siebie nazywały służącymi; niektóre z nich wyciągną później pomocną dłoń do Vivian. Tak naprawdę Eugenie prowa­dziła coraz bardziej niezwykłe życie, stając się rodzinną kucharką czołowych postaci nowojorskiej socjety w gospodarstwach domowych, w których służba przewyższała liczebnie rodzinę. Pracowita, sympatyczna i niewątpliwie wyjątkowa kucharka przez następnych czterdzieści lat nieustannie trafiała do pracodawców z wyższych sfer. Mieszkając w ich luksusowych apartamentach i rozległych wiejskich posiadłościach, nakarmiła wielu najsłynniejszych ludzi w kraju. Dzięki Eugenie Marie i jej dzieci zakosztują swego rodzaju życia niższych warstw w wyższych sferach Nowego Jorku, ale ze świado­mością, że do nich nie należą.

Eugenie dołączyła do zgromadzenia wiernych parafii Saint Jean de Baptiste, imponującego katolickiego kościoła na Manhattanie, wybudowanego w 1882 roku dla francuskich imigrantów z Kanady. Dalej podawała nieprawdziwe dane w dokumentach, udając wdowę i czyniąc tylko jedną zawoalowaną wzmiankę na temat męża. W swoim wniosku o nadanie obywatelstwa z 1931 roku przedstawiła się jako wdowa po mężczyźnie o imieniu François, którego poślubiła w „Saint Barnard” we Francji 9 marca (dniu jej prawdziwego ślubu) 1896 roku – w sam raz, by spłodzić Marie. Ten fikcyjny François urodził się w 1871 roku i niestety zmarł w 1900 roku w wieku dwudziestu dziewięciu lat, czyli w tym samym wieku, co jej brat Joseph.

(po lewej) _Gibson Girl_ , lata dziewięćdziesiąte XIX w.
(po prawej) Ensign Farm, Bedford, Nowy Jork (Google Earth)

Pod koniec swojej kariery Eugenie pracowała w szykownym miasteczku Bedford, w stanie Nowy Jork, u rodziny małego chłopca, Charlesa Gibsona, jedynej odnalezionej osoby, która pamiętała kucharkę. Mieszkał z matką, ojczymem, bratem i sześciorgiem służby w posiadłości zwanej Ensign Farm. Jego dziadkiem był Charles Dana Gibson, artysta, którego ikoniczna _Gibson Girl_ stanowiła ucieleśnienie piękna, bogactwa, wykształcenia i niezależności, rodzaj fikcyjnej Jackie O. swoich czasów. Charles czule wspomina Eugenie jako ciepłą, mądrą i skrytą kobietę, która mówiła czarującym łamanym angielskim. Uważał ją za miłą i uprzejmą, choć przedwcześnie postarzałą od ciężkiej pracy. Jako chłopiec kiedyś z dumą ustrzelił i zaciągnął do domu świstaka. Eugenie, w swoim żywiole, oskórowała, wypatroszyła i upiekła zdobycz, po czym podała ją na eleganckim półmisku na rodzinny obiad i zdobyła serce chłopca. Właściwie w żadnym z listów ani relacji dotyczących Eugenie nikt nie napisał ani nie powiedział o niej złego słowa. To ona będzie jedyną stabilną i kochającą osobą w życiu Vivian Maier.

W 1913 roku Eugenie wróciła na Manhattan, by gotować dla Freda Lavanburga, znanego filantropa, właściciela ekskluzywnej firmy odzieżowej prowadzonej przez jego bliską przyjaciółkę Louise Heckler. Historyczne relacje opisują obiady w rezydencji Lavanburga w czasie, kiedy Eugenie była jego kucharką. Pod koniec roku w kontrowersyjnych okolicznościach zrezygnowała z pracy projektantka sukni, a Heckler szybko znalazła nową osobę na jej stanowisko i wyruszyła do Francji na zakupy. W Europie narastało napięcie, które wkrótce doprowadzi do wybuchu I wojny światowej, i Lavanburg postanowił, że córka Eugenie, Marie, będzie towarzyszyła jego przyjaciółce w drodze powrotnej do Stanów Zjednoczonych w charakterze pokojówki. Opuściły Europę w czerwcu 1914 roku, w samą porę – kilka tygodni później wybuchła wojna i Niemcy zaatakowali Francję.

Marie była wychowywana przez babcię w Beauregard, ale później sugerowała innym, że została wysłana do klasztoru – możliwe, że uczęszczała do przyklasztornej szkoły. Jak można oczekiwać, odrzucenie przez oboje rodziców i piętno nieślubnego dziecka miały negatywny wpływ na zdrowie psychiczne Marie, a także poważne konsekwencje dla jej potomstwa. Zamieszkała z matką, którą ledwo znała, dopiero w wieku siedemnastu lat, kiedy wprowadziła się do mieszkania Eugenie u Lavanburgów. Wiejska dziewczyna, wychowana w domu bez prądu i bieżącej wody, znalazła się teraz w luksusowym wieżowcu tuż obok Central Parku, gdzie usiłowała się nauczyć angielskiego i odnaleźć w chaosie miejskiego życia. Taka zmiana przeraziłaby każdego, a z kruchym poczuciem własnej wartości i matką jako jedynym wsparciem Marie niewątpliwie miała problemy z dostoso­waniem się. Od chwili, gdy córka postawiła stopę w Nowym Jorku, Eu­genie całkowicie się jej poświęciła.

Pod koniec dekady Lavanburg przeżył załamanie nerwowe i na jakiś czas opuścił Manhattan. Eugenie przeniosła się do Henry’ego Gayleya, spadkobiercy stalowej fortuny, który mieszkał na Park Avenue z żoną, dwójką dzieci i trojgiem służących. Gayley zmarł przed Bożym Narodzeniem 1920 roku, ale Eugenie pozostała w jego domu jeszcze przez kilka lat. Podczas gdy jej matka mieszkała na wschodzie Manhattanu, Marie przez krótki czas rezydowała w zachodniej części, pracując jako guwernantka w rodzinie maklera giełdowego George’a Seligmana.

RODZICE

Ojciec Vivian, Charles Maier, również był mocno zadomowiony na Manhattanie. Mieszkał z rodzicami w kamienicy przy 220 East Seventy­-Sixth Street przez blisko dziesięć lat, pracując jako dyplomowany technik i elektryk. Pierwsze piętro tego budynku zostało wydzierżawione na lokale handlowe, a w jednym z nich można było zamieścić drobne ogłoszenia. Jak to było w zwyczaju, Jaussaudowie i Maierowie sporadycznie kupowali takie anonse, aby sprzedawać dobytek lub szukać pracy, i możliwe, że Marie i Charles spotkali się w biurze przy Seventy­-Sixth Street.

Czy wydarzyło się to tam, czy też gdzie indziej, luteranin Charles Maier i katoliczka Marie Jaussaud zeszli się i ta niedobrana para pobrała się w luterańskim Saint Peter’s Church 11 maja 1919 roku, w dwudzieste drugie urodziny Marie. Ślubu udzielił wielebny Moldenke, a wzięli w nim udział tylko jego żona i kościelny jako świadkowie. Zgodnie z rodzinną tradycją Marie sfabrykowała swój rodowód na potrzeby świadectwa ślubu. Podała, że jej matka nazywała się Eugenie Pellegrin, a ojciec Nicolas Jaussaud, co uzasadniało nazwisko i kamuflowało jej pozamałżeńskie pochodzenie.

Związek skazany na porażkę: Marie Jaussaud i Charles Maier, luterański Saint Peter’s Church, 11 maja 1919 roku (NYCA)

Dla pewności wpisała również fikcyjne datę i miejsce urodzenia, co utrudniało odkrycie jej prawdziwej tożsamości. Te wszechobecne fałszerstwa dokumentów wpędzą przyszłych badaczy w genealogiczny galimatias.

Nowożeńcy mieli ze sobą niewiele wspólnego poza trudnym charakterem. W Nowym Jorku Charles pracował na etacie w National Biscuit Company, ale trwonił pieniądze na hazard i skarżył się, że jego żona nie chce pracować, gotować ani sprzątać. Marie była leniwa i kłótliwa i przedstawiała się jako bardziej dystyngowana niż jej mąż, twierdząc, że ten był zwyk­łym pijakiem i nie potrafił utrzymać rodziny. Według ich krewnych Maierowie wiecznie się kłócili – w rezultacie małżeństwo się rozpadło, zanim naprawdę się zaczęło.

Zaledwie dziewięć i pół miesiąca po ślubie, 3 marca 1920 roku, urodził się Charles Maurice Maier Jr., jeszcze pogarszając sytuację, która już groziła katastrofą. Katolicki chrzest dziecka odbył się w kościele Saint Jean de Baptiste 11 maja 1920 roku, w urodziny Marie i pierwszą rocznicę zawarcia związku małżeńskiego, z pobożną Eugenie jako świadkiem. Dla równo­wagi Charles poprosił o protestancki obrzęd i w rezultacie, co się raczej nie zdarza, dziecko zostało ochrzczone podwójnie. Dwa miesiące później w Saint Peter’s Church otrzymało imiona Karl William Maier Jr., na cześć swojego dziadka ze strony ojca, i tego oficjalnego imienia będzie używało do końca życia.

Pierwszy chrzest: katolicki kościół Saint Jean de Baptiste, Nowy Jork, Charles Maurice Maier Jr., 11 maja 1920

Drugi chrzest: luterański Saint Peter’s Church, Nowy Jork, Karl William Maier Jr., 30 lipca 1920

Sam nazywał siebie Carlem, tak też zwracali się do niego inni Maierowie, ale dla Jaussaudów był Charlesem lub Charliem. (W niniejszej książce jego ojciec, Charles senior, występuje jako „Charles”, a jego syn jako „Carl”, choć w większości oficjalnych dokumentów imię to zapisywano „Karl”). Problemy dziecka z tożsamością dopiero się zaczęły.

Tuż po ślubie para zamieszkała z rodzicami Charlesa i dwójką ich lokatorów, ale kiedy pojawił się Carl, przeprowadziła się do własnego mieszkania, urządzonego za pieniądze Eugenie. Po urodzeniu syna Marie zapadła na zdrowiu – tak bardzo schudła i osłabła, że matka obawiała się o jej życie. Niespodziewanie przyszła wiadomość, że ojciec Marie, Nicolas Baille, wraca do Francji po dwudziestu latach pracy w stanie Waszyngton i planuje się zatrzymać w Nowym Jorku, aby zobaczyć się z córką. Marie rozpaczliwie pragnęła jego uznania i wsparcia finansowego, więc niecierpliwie czekała na przyjazd, który nigdy nie nastąpił. Eugenie skarżyła się siostrze we Francji, że ten samolubny mężczyzna najpierw porzucił ją, a teraz zrobił to samo ze swoją córką.

Na początku 1921 roku Eugenie, pilnie potrzebując pieniędzy na utrzymanie Marie i jej dziecka, sprzedała prawa spadkowe do swojej połowy majątku Beauregard siostrze, Marii Florentine. Życie Marie z mężem stało się nie do zniesienia. Podczas gdy małżeństwo się rozpadało, Charles zaczął pić i przegrał wszystkie swoje pieniądze na wyścigach konnych, a poczucie wyższości i drażliwość Marie tylko pogłębiały przepaść między nimi. Mały Carl wychowywał się w domu pełnym niepokojów i ciągłych kłótni. Jego rodzice nieustannie się rozstawali i ponownie schodzili, a Marie szukała pomocy w sądach i lokalnych organizacjach charytatywnych.

W tamtych latach we współpracy z New York Society for the Prevention of the Cruelty to Children The Heckscher Foundation for Children otworzyła na Upper Fifth Avenue nowoczesny dom dziecka. Projekt został sfinansowany przez światłego niemieckiego filantropa Augusta Heckschera, który prowokacyjnie głosił, że „nie ma złych dzieci”, i obwiniał rodziców o niewłaściwe zachowanie potomstwa. Marie spotkała się z New York State Charities Aid Association , które umieszczało dzieci z trudnych rodzin w takich tymczasowych placówkach, a następnie zdecydowana większość z nich trafiała do adopcji.

W 1925 roku Carl znalazł się w sierocińcu Heckscher Foundation, gdzie spędził większość piątego roku życia. Ostatecznie uniknął adopcji, gdy babcia ze strony ojca z powodzeniem wystąpiła o prawną opiekę nad nim. Kiedy Carl przebywał w tej instytucji, jego rodzice mieszkali razem na East Eighty­-Sixth Street. Mimo że Marie nie pracowała, nie mogła lub nie chciała zająć się swoim synem. Animozje między małżonkami trwały, doprowadzając ich matki, Eugenie i Marię, do zbliżenia się we wzajemnej pogardzie dla swoich dzieci; w rezultacie całkiem nieoczekiwanie kobiety zostały bardzo bliskimi przyjaciółkami.

Wszyscy się spodziewali, że niedobrana para rozejdzie się na zawsze, ale małżonkowie spotkali się jeszcze co najmniej raz i Marie zaszła w kolejną niechcianą ciążę. Maierowie, już uznani za niezdolnych do bycia rodzicami, zeszli się ponownie w oczekiwaniu na narodziny kolejnego dziecka.

Sylvain, Marie i Vivian, Saint-Bonnet, 1933 (Dzięki uprzejmości Sylvaina i Rosette Jaussaud)
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: