W angielskiej rezydencji - ebook
W angielskiej rezydencji - ebook
W rezydencji milionera Vita Barbieriego pojawia się na stażu Ava Fitzgerald, dawna przyjaciółka jego tragicznie zmarłego brata. To ją oskarżono kiedyś o spowodowanie owego śmiertelnego wypadku. Dla Vita to trudna sytuacja, ponieważ wciąż nie może jej wybaczyć. Gdy jednak spędza z nią więcej czasu, dowiaduje się rzeczy, które pokazują wydarzenia sprzed lat w zupełnie innym świetle…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-0716-4 |
Rozmiar pliku: | 683 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kolejne Boże Narodzenie. Daleki od dobrego nastroju Vito Barbieri skrzywił się niechętnie. Nie miał czasu ani ochoty na ten cały świąteczny bezruch, poalkoholowe ekscesy i ekstrawagancje, nie wspominając o braku koncentracji, wzroście absencji i obniżeniu wydajności zatrudnianych przez siebie ludzi. Styczeń z zasady bywał dla interesów fatalny.
No i właśnie w Boże Narodzenie przypadała rocznica śmierci młodszego brata Vita, Olly’ego. Choć od tragedii minęły już trzy lata, Vito wciąż bardzo dotkliwie odczuwał jego brak. Pogodny i pełen życia młody chłopak zginął, bo za kierownicą samochodu zasiadł pijany kierowca. Stało się to po dorocznym przyjęciu bożonarodzeniowym w domu Vita, a na domiar złego on sam pokłócił się z nim kilka minut przed tą fatalną podróżą. Poczucie winy zamgliło wcześniejsze, szczęśliwe wspomnienie o dziesięć lat młodszego chłopca, który był Vitowi tak bardzo bliski.
Teraz już wiedział, że miłość jest bolesna. Właściwie przyswoił sobie tę lekcję już w młodym wieku, kiedy matka opuściła jego i ojca dla dużo bogatszego mężczyzny. Nigdy więcej jej nie zobaczył. Ojciec zaniedbał go zupełnie i tylko wdawał się w kolejne płytkie romanse. Owocem jednego z nich był właśnie Olly, osierocony w wieku lat dziewięciu, kiedy jego matka niespodziewanie zmarła. Wtedy Vito wziął chłopca do siebie. Był to prawdopodobnie jedyny akt miłosierdzia, którego nigdy nie żałował, i choć ogromnie za chłopcem tęsknił, zawsze będzie wdzięczny losowi, że ich ścieżki jednak się skrzyżowały. Słoneczny chłopiec, choć na tak krótko, rozświetlił ponurą egzystencję pracoholika.
Teraz jednak rezydencję Bolderwood, którą kupił, ponieważ Olly’emu podobał się pomysł mieszkania w pseudogotyckiej, zdobionej wieżyczkami budowli, trudno było nazwać domem. Vito mógłby się wprawdzie ożenić, a potem, tak jak się to przydarzyło wielu jego przyjaciołom, pozwolić żonie odejść z połową majątku, domem i ewentualnym dzieckiem, postanowił jednak dać sobie spokój. Mężczyznę tak majętnego jak on kobiety dosłownie osaczały. Jednak te, z którymi sypiał, wysokie czy niskie, szczupłe czy korpulentne, ciemno- czy jasnowłose, wszystkie były w gruncie rzeczy takie same. I Vito szybko doszedł do wniosku, że seks nie jest niczym specjalnym. I tak, będąc już po trzydziestce, zaczął się od nowa zastanawiać, czego właściwie szuka w kobiecie.
Czego nie lubi, wiedział dobrze. Ptasie móżdżki drażniły go okropnie. Nie był cierpliwy ani tolerancyjny. Pseudointelektualistki, tak zwane rozrywkowe dziewczyny i karierowiczki były śmiertelnie nudne. Chichoczące flirciary przypominały mu przegrane życie ojca, a kobiety ambitne nie umiały go rozbawić i żądały planu przebiegu relacji w punktach, jeszcze zanim się na dobre zaczęła. Zadawały mnóstwo niepotrzebnych pytań. Czy planował dzieci? Czy był pewien swojej płodności? Czy zamierzał się ustatkować? Odpowiedź brzmiała „nie”. Nie zamierzał ryzykować podobnego rozczarowania. Tym bardziej, że po stracie Olly’ego dobrze wiedział, jak ulotne bywa życie. Któregoś dnia stanie się bardzo bogatym, kłótliwym i wymagającym starcem.
Zapukano do drzwi i w progu gabinetu stanęła Karen Harper, kierowniczka biura w jednej z zarządzanych przez niego firm. Vito przejął ją niedawno i dopiero poznawał personel.
– Przepraszam, że przeszkadzam, panie Barbieri. Chciałam zapytać, czy zamierza pan nadal wspierać program resocjalizacji więźniów, do którego nasza firma włączyła się w zeszłym roku? Prowadzi go organizacja New Start. Jeżeli uzyskamy pana zgodę, od jutra zaczęłaby pracę w biurze nowa stażystka. Nazywa się...
– Nie muszę znać szczegółów – przerwał jej. – Zgadzam się na wsparcie dla programu, ale proszę uważnie przyglądać się zatrudnionym.
– Oczywiście. – Atrakcyjna brunetka obdarzyła go promiennym uśmiechem. – To cudowne uczucie, móc dać komuś szansę na rozpoczęcie wszystkiego od nowa, prawda? A program trwa dopiero trzy miesiące.
Świętoszkowate brednie, pomyślał. Co prawda, kandydatka spłaca w ten sposób swój dług wobec społeczeństwa, ale on nie był specjalnym entuzjastą zatrudniania u siebie byłych złoczyńców.
– Czy ta osoba dopuściła się oszustwa? – zapytał nagle.
– Nie, oczywiście nie przyjęlibyśmy nikogo takiego. Zresztą zapewne w ogóle się pan z nią nie zetknie, panie Barbieri. Ale o tej porze roku dodatkowa para rąk zawsze się przydaje.
Vitowi przemknęło przez głowę podejrzenie, że, być może kobieta traktuje podległych jej pracowników trochę zbyt ostro. Zaledwie dzień wcześniej słyszał, jak gani woźnego za właściwie nieistotne zaniedbanie obowiązków. Karen najwyraźniej lubiła rządzić, więc mógł mieć tylko nadzieję, że nowa pracownica będzie się umiała bronić.
Ava zajrzała do skrzynki pocztowej, co zwykle czyniła przynajmniej dwa razy dziennie. Nic. Nie było sensu udawać, że się nie rozumie oczywistego, nie było sensu dłużej robić sobie nadziei. Skoro bliscy tak kompletnie ignorowali jej listy, to widać po prostu nie chcieli jej znać. Pospiesznie otarła łzy lśniące w jasnoniebieskich oczach i wysoko podniosła głowę. W więzieniu nauczyła się liczyć tylko na siebie i tak samo będzie teraz, kiedy już znalazła się na wolności.
„Nie próbuj biegać, zanim nie nauczysz się chodzić”, mawiała jej kuratorka, Sally, głęboko przekonana o słuszności podobnych frazesów.
Harvey uderzył ogonem o podłogę, a Ava pochyliła się i pogłaskała kudłaty łeb. Skrzyżowanie owczarka niemieckiego z pudlem dało w efekcie duże psisko z klapniętymi uszami, grubą, czarną, kręconą sierścią i długim, kosmatym ogonem, wyglądające, jakby należało do jakiejś zupełnie nowej rasy.
– Czas do domu, chłopie – powiedziała Ava miękko.
Schronisko, gdzie pies przebywał podczas jej nieobecności, nie mogło go już dłużej trzymać. Przez kilka ostatnich miesięcy swojej kary Ava właśnie tam pracowała. Praca za murami miała przyzwyczaić więźniów, którym było blisko do zwolnienia, do zewnętrznego świata i niezależnego życia. Dlatego zdawała sobie sprawę, że dni Harveya są policzone.
Kochała go całym sercem; teraz wszystkie jej uczucia należały do niego, a jego obecność bardzo podnosiła ją na duchu. Ale Marge, prowadząca przytulisko, miała do dyspozycji dosyć ograniczoną powierzchnię, a Harvey był u niej już od kilku miesięcy i jakoś dotąd nikt go nie chciał. Co prawda, było w tym trochę jego winy, bo szczekał na ludzi, którzy mogliby dać mu dom, odstraszając ich, zanim zdołali poznać jego liczne zalety. Szkoda, bo naprawdę był miły, lojalny i czysty. Ava dobrze wiedziała, jak duża bywa różnica między oczekiwaniami a rzeczywistością. Sama na wiele lat schroniła się za fałszywą fasadą, by odseparować się od ludzi, niemal dumna z bycia wyrzutkiem. W domu, w szkole, dokądkolwiek trafiła, zawsze była sama...
Gdyby nie Olly, pomyślała z ukłuciem bólu i żalu. Oliver Barbieri był jej najlepszym przyjacielem, a teraz musiała żyć ze świadomością, że zginął z jej winy. Za spowodowanie wypadku pod wpływem alkoholu trafiła do więzienia, ale i tak żyła już w piekle i żaden sąd nie mógł ukarać jej dotkliwiej, niż ona ukarała samą siebie. Bez znaczenia było to, że ojciec wyrzucił ją z domu, jak również i to, że nie pozwolono jej uczestniczyć w pogrzebie Olly’ego. Dobrze wiedziała, że nie zasługuje na współczucie czy przebaczenie. Na domiar złego, kompletnie nie pamiętała wypadku. Odniosła w nim ciężki uraz głowy i straciła pamięć, nie pamiętała więc ani okoliczności, ani tego, co się wydarzyło wcześniej. Czasem była bliska uznania amnezji za błogosławieństwo, czasem miała wrażenie, że tylko strach powstrzymuje ją przed przywołaniem wydarzeń tragicznej nocy.
Olly’ego poznała w szkole z internatem, modnej, koedukacyjnej placówce, z wysokim czesnym i doskonałymi wynikami w nauczaniu. Żadna cena nie była zbyt wysoka dla jej ojca, jeżeli tylko mógł pozbyć się z domu niekochanego dziecka, pomyślała ze smutkiem. W rodzinie zawsze czuła się jak podrzutek wylęgły z kukułczego jaja. Z trójki rodzeństwa tylko ją jedną wysłano do szkoły z internatem, co jeszcze pogłębiło rozdźwięk między Avą i jej siostrami, Giną i Bellą. Teraz, kiedy naprawdę stała się córką marnotrawną, najwyraźniej nikt nie chciał jej w domu widzieć. Jej biologiczna matka nie żyła, a nikomu innemu na niej nie zależało. Jej siostry miały już swoje rodziny, a troska o nią byłaby tylko obciążeniem, skoro tak fatalnie splamiła nazwisko Fitzgerald.
Nie powinna jednak teraz skupiać się na negatywach, tylko na pozytywach. Wyszła z więzienia, miała pracę i wprost nie dowierzała własnemu szczęściu. Kiedy zarekomendowano ją do programu New Start, nie bardzo wierzyła w możliwość zatrudnienia, bo choć ukończyła szkołę z dobrymi wynikami, nie miała odpowiedniego doświadczenia w pracy biurowej i nie umiała sprzedać swoich umiejętności. Tymczasem AeroCarlton ofiarowało jej linę ratunkową, dając szansę na odbudowanie życia i dopisanie renomowanej firmy do CV, dzięki czemu w przyszłości będzie jej łatwiej uzyskać stałe zatrudnienie.
Marge wysłała Harveya do ogródka, bo wewnątrz zajmował stanowczo zbyt dużo miejsca. Z nosem przyciśniętym do szyby francuskiego okna w salonie obserwował stamtąd każde poruszenie Avy.
– Masz, przejrzyj to, kiedy już zaczniesz swoją nową pracę. – Marge wręczyła jej katalog. – Kilka zamówień byłoby bardzo pożądanych, a muszę przyznać, że dziewczyny naprawdę się postarały.
Ava zajrzała na strony zapełnione zdjęciami robionych na drutach i wyszywanych poduszek, zakładek do książek, zestawów czapek i szalików, etui na okulary, zabawek i torebeczek na lawendę, większość ozdobionych wizerunkami różnych ras psów i kotów.
Chcąc zebrać fundusze na ratowanie zagubionych i porzuconych zwierząt, obecnie przebywających w schroniskach i domach zastępczych, Marge skrzyknęła uzdolnionych miłośników zwierząt z sąsiedztwa. W ten sposób powstały rzeczy przedstawione w katalogu.
– Wiem, że przyszłaś tu dla Harveya, ale masz już bilet na autobus do domu? – pytała Marge, zaniepokojona zmęczeniem widocznym na twarzy przyjaciółki.
– Jasne – skłamała Ava, nie chcąc wtajemniczać Marge w swoje kłopoty finansowe.
– I masz coś przyzwoitego do włożenia jutro? – upewniała się Marge. – W takiej dużej firmie trzeba dobrze wyglądać.
– Kupiłam sobie spodnie w lumpeksie. – Wolała nie wspominać, że były trochę za ciasne, a żakiet nie dopinał się na jej dość obfitym biuście. Z niebieską bluzką koszulową całość powinna jednak wyglądać nieźle i przy odrobinie szczęścia nikt nie zauważy, że pantofle na płaskim obcasie są za duże. Byłoby miło mieć buty na obcasie, ale żebracy nie mogą mieć wymagań i potrzeba będzie wielu dni pracy, zanim pozwoli sobie na nowe rzeczy. Kiedyś uwielbiała modę, ale w więzieniu szybko porzuciła te zainteresowania jako całkowicie nieadekwatne do sytuacji, w jakiej się znalazła. Teraz o wiele ważniejszym wyzwaniem wydawało się po prostu przetrwać, czyli opłacić wynajem nędznej klitki, a także wyżywić się i jakoś ubrać.
Arogancka laska paradująca w czarnych koronkach i skórach, farbująca na czarno obcięte na chłopaka włosy, zginęła razem z Ollym w tamtym fatalnym wypadku samochodowym.
Więzienie nauczyło ją, że najbezpieczniej jest zachować anonimowość. Wyróżnianie się z tłumu mogło być niebezpieczne. Szybko nabyła umiejętność chodzenia ze spuszczoną głową, przestrzegania zasad, odzywania się, tylko jeżeli było to konieczne. Przede wszystkim było jej okropnie wstyd, a szczególnie dotkliwe było opisanie jej sprawy w lokalnej gazecie. Temat okazał się chwytliwy, bo pochodziła ze znanej rodziny i uczyła się w prywatnej szkole. Wtedy uważała to napiętnowanie za niesprawiedliwe. Potem, już w więzieniu, spotkała kobiety, które ledwo umiały czytać, pisać czy liczyć. Zrozumiała, że one popełniły przestępstwa, bo po prostu chciały przeżyć, ale jej taka wymówka nie była dana.
Fakt, ojciec nigdy jej nie kochał, matka ani jej nie broniła, ani nie przytulała, a oboje rodzice zgodnie faworyzowali jej siostry. Już w podstawówce, w której ją zastraszano, miała etykietkę trudnej, a jej matka była alkoholiczką i latami ignorowała jej problemy.
Jednak wszystko to nie mogło usprawiedliwić jej postępku. Olly’ego kochała jak brata i choć wciąż nie mogła się uwolnić od wspomnień tamtej tragicznej nocy, musiała w końcu nauczyć się żyć ze świadomością swojego ogromnego błędu i pójść do przodu. Nigdy nie zapomni o najlepszym przyjacielu, ale wiedziała, że on na pewno nie chciałby, żeby się tak dręczyła. Olly był bardzo praktyczny i miał cenną umiejętność docierana od razu do sedna problemu. Gdyby żył, zostałby wspaniałym lekarzem.
„To nie twoja wina, że twoja matka pije... nie twoja wina, że małżeństwo twoich rodziców się rozpada, a siostry są zepsute. Dlaczego zawsze bierzesz winę na siebie?” – zwykł jej powtarzać.
Przepełniona oczekiwaniem, przygotowała ubranie na następny poranek. Ponieważ w New Start zapewniono ją, że jej historia pozostanie poufna, nie miała obaw, że ktokolwiek dostrzeże w niej kogoś więcej niż tylko nową pracownicę biura. Nauczyła się doceniać bycie zajętą i użyteczną, bo to dawało poczucie osiągnięcia czegoś, zamiast miażdżącej pogardy dla samej siebie, która prześladowała ją jeszcze wiele miesięcy po katastrofie, kiedy miała aż nazbyt dużo czasu, by rozmyślać o swoich błędach.
– Przygotujesz kawę na spotkanie. Będzie dwadzieścia osób. – Uśmiech Karen Harper był stalowy. – Dasz sobie radę?
Ava energicznie pokiwała głową. Wszystko, żeby tylko zadowolić panią Harper, jak przedstawiła jej się Karen. Weszła do małej kuchenki i zabrała się do pracy.
Punktualnie o dziesiątej czterdzieści pięć wprowadziła wózeczek z tacą do sali konferencyjnej, gdzie niezwykle atrakcyjny, wysoki mężczyzna przemawiał do zebranych, zgromadzonych przy okrągłym stole. W pomieszczeniu panowało wyczuwalne napięcie i nikt inny się nie odzywał. Mówił o tym, że zmian nie da się uniknąć, ale nie będą gwałtowne, a redukcja jest mało prawdopodobna. Jego głos miał melodyjny akcent, który Ava rozpoznała bez trudu. Musiał być Włochem. Słuchacze wiercili się na swoich krzesłach, a Ava drżącą ręką rozlewała kawę do filiżanek. Zaczęła od szefa. Zgodnie z informacją, jaką dostała, pijał czarną z dwiema kostkami cukru. To nie może być Vito, pomyślała. Niemożliwe, żeby trafiła akurat do firmy człowieka, którego tak bardzo skrzywdziła. A jednak rozpoznawała jego głos, specyficzne przeciąganie samogłosek i charakterystyczny akcent. Ze spuszczoną głową obeszła salę, by postawić przed nim filiżankę. W obawie potknięcia wysunęła stopy z za dużych czółenek i dalej ruszyła na bosaka.
Vito spojrzał na nalewającą kawę dziewczynę i przede wszystkim zauważył wspaniałe włosy połyskujące złotem i miedzią, spięte w węzeł na karku, delikatny profil, smukłe białe dłonie i dosyć opięte na biodrach spodnie, skrywające długie, szczupłe nogi. Było w niej coś, co przyciągnęło jego uwagę, coś bardzo znajomego, ale nie wiedział co. A potem wyprostowała się i zobaczył delikatne rysy, zdominowane przez wielkie niebieskie oczy. Gwałtownie wciągnął powietrze. Nie do wiary. To nie mogła być ona. Kiedy ją widział ostatnio, włosy miała krótkie i czarne, a w oczach wyraz pustki, jakby nie dostrzegała świata wokół siebie.
A jednak to był Vito Barbieri! Wstrząśnięta Ava zamarła z filiżanką w drżącej dłoni.
– Bardzo dziękuję.
Przyjął kawę, przesuwając wzrokiem bez wyrazu po jej bladej twarzy.
– Panie Barbieri, to Ava Fitzgerald, która wczoraj dołączyła do naszego zespołu – przedstawiła ją Karen Harper.
– Już się spotkaliśmy – odparł lodowatym tonem. – Przyjdź za godzinę do mojego gabinetu, Ava. Chciałbym z tobą pomówić.
Po drodze do wózka z tacą dyskretnie zabrała buty, a potem, choć ledwo żywa, starannie obsłużyła pozostałych uczestników spotkania.
Vito Barbieri... Cóż za fatalny zbieg okoliczności, że szansę na pracę dostała akurat w jego firmie. Ale skąd się wziął w AeroCarltonie? Przeglądała stronę internetową firmy i nie znalazła tam żadnej wzmianki o Vicie, tymczasem najwyraźniej był tu szefem. Z pewnością nie będzie chciał, żeby u niego pracowała. Za godzinę usłyszy, że jest zwolniona. Czego innego mogłaby się spodziewać? Olly zginął z jej winy, dlaczego więc jego brat miałby ją zatrudnić? Widziała, jak bardzo był zaskoczony jej widokiem.
Vito, jej wielka obsesja, odkąd skończyła szesnaście lat. Musnęła lewe biodro, gdzie miała tatuaż, teraz palący jak piętno. Kiedy była nastolatką, nie pociągał jej żaden ze szkolnych kolegów, a swojego wymarzonego mężczyznę spotkała w domu Olly’ego. Brat przyjaciela, znany rekin biznesu, był od niej starszy o dziesięć lat. Ledwie na nią spojrzał i wydawał się zaskoczony wyborem brata, bo Ava była wtedy zbuntowaną, ufarbowaną na czarno fanką rocka. Nigdy wcześniej nie widziała tak wspanialej rezydencji, więc starała się usilnie sprawiać wrażenie chłodnej i obytej.
– Ava? – Odwróciła się na pięcie i zobaczyła Karen Harper. – Nie wspomniałaś, że znasz pana Barbieri.
– Mój ojciec z nim współpracuje, a kiedyś mieszkaliśmy niedaleko – wyjaśniła, skrępowana.
Brunetka zrobiła wyniosłą minę.
– Cóż, tylko nie oczekuj z tego powodu żadnych przywilejów – ostrzegła. – Szef już czeka na ciebie. A przy okazji posprzątaj filiżanki po kawie.
– Dobrze. Naprawdę nie wiedziałam, że on tu pracuje.
– Pan Barbieri przejął AeroCarlton w zeszłym tygodniu i teraz jest naszym pracodawcą. – Nie wiedzieć czemu, brunetka wciąż sprawiała wrażenie niezadowolonej.
Ava wycofała się pospiesznie. Co za pech, że od razu na starcie nowego życia trafiła na Vita, który z pewnością nie był zachwycony jej przedterminowym zwolnieniem.
Vito przysiadł na brzegu biurka i rozmawiał po włosku przez telefon. Ledwie żywa ze zdenerwowania Ava pospieszne sprzątnęła filiżanki po kawie, nie mogła jednak nie zauważyć, jak elegancko wygląda jej nowy szef w ciemnym garniturze. Wysoki, barczysty, smukły, w białej koszuli odcinającej się ostro od opalonej skóry, sprawiał imponujące wrażenie. Trudno byłoby też przeoczyć wysokie kości policzkowe, zgrabny nos, wyjątkowo długie ciemne rzęsy nad miodowymi oczami i pięknie wyrzeźbione, namiętne wargi. I wciąż emanował aurą władzy, a wszystko razem czyniło go bardzo pociągającym.
Gdyby tylko tamtego fatalnego wieczoru posłuchała Olly’ego, chłopak mógłby wciąż żyć. „Przestań flirtować z Vitem, przestań mu się narzucać”, prosił ją wtedy. Tłumaczył, że nie jest w jego typie, w dodatku za młoda, a Vito to prawdziwy pies na kobiety.
Rzeczywiście nie pasowała do jego gustów, bo lubił szczupłe, eleganckie, wyrafinowane blondynki, czyli wszystko to, czego Ava stanowiła zaprzeczenie. Ale nie mogła znieść świadomości, że jest tak całkowicie poza jej zasięgiem. Dlatego stał się jej obsesją, zadurzyła się w nim tak szaleńczo, jak tylko potrafi nawiedzona nastolatka, i skrzętnie gromadziła każdy strzęp informacji o nim. Słodził kawę i lubił czekoladę. Wspierał kilka organizacji charytatywnych pomagających dzieciom. Sam miał trudne dzieciństwo, bo rodzice rozeszli się, a ojciec szukał pocieszenia w romansach i alkoholu. Lubił i kolekcjonował szybkie samochody. Choć miał wspaniałe zęby, bał się dentysty. Przywoływanie tych drobiazgów niebezpiecznie zbliżało ją do dawno pogrzebanej przeszłości.
– Pomówimy w moim gabinecie – oświadczył Vito, zakończywszy rozmowę.
Wstał od biurka i otworzył drzwi na przeciwległej ścianie.
– Zostaw już to sprzątanie! – nakazał niecierpliwie.
Skonsternowana jego tonem, wyprostowała się gwałtownie i zarumieniła z przykrości.
Przez chwilę przypatrywał jej się otwarcie, nieświadomie porównując to, co widział teraz, z obrazami przechowywanymi w zakamarkach pamięci. Ava w połyskliwej, niemal nieistniejącej sukience, kuszące kształty zaledwie przykryte, długie, zgrabne nogi... Wziął głęboki oddech. Wciąż pamiętał smak jej warg i dłonie błądzące po jego piersi w niesłychanie podniecający sposób. Była wtedy uosobieniem seksu, ale nie powinien był jej ulec. A tymczasem złamał zasady, choć nigdy wcześniej mu się to nie zdarzyło. Co prawda, wszystko skończyło się na pocałunku, ale jego konsekwencją była śmierć brata.
Pospiesznie otrząsnął się ze wspomnień. Powinien ją zwolnić. Im prędzej zniknie mu z oczu, tym lepiej. Po tym, co się wydarzyło, nikt nie potępiłby takiej decyzji. Może tylko Olly, dobry i współczujący Olly, który tak często bywał głosem sumienia starszego brata.
Ava stanęła przed nim, nie okazując lęku ani słabości. Vito był twardy, bezwzględny, nie bał się ryzyka i odnosił sukcesy w biznesie. Olly wręcz przeciwnie. A jednak, choć sam taki męski, Vito potrafił zaakceptować fakt, że brat był gejem. Ava wciąż pamiętała, jaką ulgą było dla Olly’ego jego zrozumienie.
Na myśl o jego śmiechu, którego już nigdy nie usłyszy, ogarnął ją ogromny smutek, a pod powiekami zapiekły łzy tęsknoty za przyjacielem, którego kochała całym sercem.