Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość

Własną drogą - ebook

Wydawnictwo:
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
40,00

Własną drogą - ebook

Historia drugiej szansy, która nie mogła się wydarzyć.

W jednej chwili poukładane życie Melanii rozpada się. Jej narzeczony wyznaje, że jest zauroczony koleżanką z pracy. Młoda kobieta, rozżalona i zraniona, czuje, że choć na krótko musi zmienić otoczenie. Tylko tak ma szansę dojść do ładu ze swoimi emocjami. Spontanicznie wyrusza w motocyklową podróż.

Kiedy pojazd niespodziewanie psuje się w trasie, z pomocą przychodzi jej inny motocyklista, Miron. Po usunięciu usterki proponuje Melanii spotkanie. Wspólny wieczór zostaje jednak przerwany i kobieta rusza dalej.

Kierując się intuicją, trafia do domu nad jeziorem, na zupełnym odludziu. Tam, ku swojemu zaskoczeniu, spotyka Piotra – swoją pierwszą wielką miłość. A motocykl nieoczekiwanie kolejny raz się psuje.

Może to druga szansa? I trzeba zawalczyć o miłość? Ale o którą?

Izabela Skrzypiec-Dagnan – autorka ciepło przyjętych przez czytelników powieści Kwietniowe deszcze, słońce sierpniowe (2021), Świetnie się bawię w twoich snach (2019) oraz Długie beskidzkie noce (2022).

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8335-408-8
Rozmiar pliku: 713 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

– Chyba się zakochałem.

Siedzimy naprzeciwko siebie przy późnej kolacji, za nami dzień pełen obowiązków, oświetla nas miękkie, przytłumione światło wiszącej nisko nad stołem lampy. Reszta pomieszczenia ginie w półmroku, nie rozprasza nas. Dwoje aktorów na scenie życia.

Nadgarstki mam oparte o brzeg stolika, między palcami ściskam sztućce, chyba nie dosłyszałam. Musiał powiedzieć coś innego, a mnie te niedosłyszane słowa ułożyły się w głowie w absurdalne zdanie.

Patrzymy sobie prosto w oczy. Nie uśmiecha się.

– Pięć lat temu, we mnie – mówię.

Rafał odkłada widelec na talerz, pociera ręką czoło.

– Melania… Nie radzę sobie już z tą sytuacją. Znienawidzisz mnie.

Czuję przebiegający po plecach zimny dreszcz.

– O czym mówisz?

Gdzieś w środku zaczyna ogarniać mnie nagła panika. Ale chcę zachować spokój. Chcę to usłyszeć. Chcę wiedzieć wszystko. Czuję strach przed tym, co za chwilę mi wyjawi, ale będę z niego wyciągała szczegóły do bólu.

– Współpracuje z naszą firmą od kilku miesięcy. Jest tłumaczką – zaczyna z oporem.

– Jak ma na imię?

– Natalia.

– Jest młodsza ode mnie?

– O trzy lata.

– Co was łączy?

Rafał siedzi po drugiej stronie stołu, ma splecione palce dłoni, ręce opuszczone między nogi. I nie, nie wygląda na skruszonego. Jest wyprostowany, poważny. To mnie najbardziej uderza. Nie tłumaczy się w poczuciu winy. Jest spokojny.

Zaraz rzucę się na niego i wydrapię mu oczy!

– Co się stało? – pytam, jakby to jego „zakochanie się” było jakimś drobnym nieszczęśliwym wypadkiem, po którym zaraz wszyscy się podniosą, otrzepią spodnie na kolanach i będzie jak dawniej.

– To tylko zauroczenie. Do niczego nie doszło.

– Powiedziałeś przed chwilą, że się zakochałeś! Jednak do czegoś doszło!

Milczy.

– Chcesz mi powiedzieć, że się spotykacie? Za moimi plecami?

– Kilka razy poza biurem…

– Dlaczego?

– Nie wiem. Zaiskrzyło. Ona ma w sobie jakiś magnes.

Wstaję, muszę stąd wyjść, pobyć chwilę w samotności, przetrawić jego słowa. Stało się. Jeszcze kilka minut temu moje życie toczyło się uporządkowanym rytmem, teraz nie ma już do tego powrotu. Rafał podnosi się ze swojego krzesła, ale gestem zatrzymuję go w miejscu.

Ona ma w sobie jakiś magnes.

A ja już nie?



Życie wywróciło mi się do góry nogami i nie chce powrócić do normalności.

Pakuję się.

Po miesiącu szarpaniny i próbie przejścia ramię w ramię przez ten kryzys. Nie da się. Potrzebuję przestrzeni i oddechu. Nie rezygnuję z nas – cały czas o nas walczę i ta chwila odseparowania ma dać nam klarowny obraz przyszłości.

Rafał kręci się po całym mieszkaniu, niespokojny, kiedy zamknięta w sypialni robię selekcję potrzebnych rzeczy.

– Biorę kawasaki – uprzedziłam go wczoraj rano.

Motocykl ma dwie sakwy umieszczone przy siodle pasażera, a to minimalna przestrzeń do spakowania się. Laptop do plecaka. Kilka ulubionych ubrań, parę książek, osobistych drobiazgów. Resztę – kosmetyki, nową filiżankę do kawy, akcesoria do pisania – kupię sobie na miejscu. Gdziekolwiek to miejsce jest. Dziwna myśl: pakujesz całe swoje życie w dwa kufry i reszta gromadzonej latami materii w zasadzie cię nie obchodzi. To, co najważniejsze, jest wewnątrz, masz to w sobie.

– Jesteś pewna, że nie chcesz zabrać samochodu? – pyta Rafał, kiedy wychodzę z pokoju. – Byłoby ci wygodniej.

– Nie. Mam ochotę pojechać motocyklem w długą trasę.

– Bardzo będzie długa?

Spoglądamy sobie w oczy.

Wyprzystojniał przez te ostatnie miesiące. To nawet za mało powiedziane. Rozkwitł! Zauważyłam tę zmianę już wcześniej, podobał mi się. Ma trzydzieści cztery lata i mnóstwo chłopięcego uroku.

Ale co z tego?

Teraz nasza codzienność to ciągła huśtawka. Głównie przez moje emocje, których nie potrafię stonować. Codziennie tworzę mu nowe domowe piekiełko, w którym trudno wytrzymać. I jemu, i mnie. Wyjeżdżam, żeby to zatrzymać, zmienić.

– Jeszcze nie wiem.

Mam na myśli wszystko – liczbę kilometrów, dzielący nas dystans duchowy, emocje na dwóch biegunach.

Rafał podchodzi i przytula mnie do siebie, choć w ostatnim czasie nasze ciała rzadko wchodziły w jakąkolwiek bliższą relację. O więzi duchowej nawet nie wspominam. Nie obejmuję go, ale kładę podbródek na jego ramieniu i przymykam oczy. Dlaczego mi to zrobiłeś? Dlaczego zrobiłeś to nam? – myślę z wyrzutem. I zaczynam czuć pieczenie gniewu gdzieś głęboko w sobie. Wypuszczam powietrze z płuc długim oddechem.

Niby już po wszystkim. Podobno się nie spotykają, Natalię przenieśli do innego działu, pracuje po drugiej stronie miasta. Ich drogi przestały się ze sobą krzyżować, przestaje iskrzyć na tych codziennych punktach styku.

Ale my ciągle nie możemy dojść do ładu z naszym związkiem. Przechodzimy taki kryzys, że chwilami wątpię, żebyśmy to jeszcze posklejali w jedną całość. Od roku jesteśmy narzeczeństwem, ślub był w luźnych planach na przyszłą jesień. Był, już nie jest. Ale nie zerwaliśmy zaręczyn, choć ściągnęłam z palca zaręczynowy pierścionek z turkusem. ORNO, antykwaryczny oryginał wyszukany dla mnie na biżuteryjnym rynku wtórnym.

Jestem wściekła na Rafała, moje rozgoryczenie nie mija.

– Idźcie na terapię, zanim rozpieprzycie to do końca – radzą nam od jakiegoś czasu nasi przyjaciele.

Ale ja nie chcę, czuję jakąś mściwą satysfakcję, kiedy odmawiam Rafałowi.

Są dni, kiedy budzę się w paskudnym nastroju. Rozpamiętuję. Rozgrzebuję. Sama nie wiem, czasem wolałabym, żeby mnie okłamał. Żeby na pytanie, jaka ona jest, odpowiedział, że ładna i tyle. Ale on był nią tak zafascynowany! Widziałam to zauroczenie w jego oczach. Czy on nie miał pojęcia, jak bardzo mnie ranił swoją nadmierną szczerością?

– Zakręcona. Bardzo pozytywna. Otwarta na świat.

Wychodziłam bez słowa i trzaskałam drzwiami.

Byłam masochistką. Na siłę wyciągałam z niego zwierzenia, a potem nim za tę szczerość pogardzałam.

Nie mogłam się pogodzić z jego nowym wizerunkiem, z tym, że chodzi taki odmłodzony i że to był wpływ tamtej dziewczyny.

Któregoś wieczoru siedział ze swoim przyjacielem Markiem w garażu, rozmawiali przy piwie. Nie chciałam ich podsłuchać – wróciłam do samochodu po paczkę, którą tam zostawiłam.

– Nie spierdol tego. Walcz o tę miłość. – Usłyszałam słowa Marka.

A chwilę potem głos Rafała:

– Ale o którą?

On. Rafał. Jeden z najinteligentniejszych mężczyzn, jakich poznałam w życiu. Poważany facet z tytułem doktora. Człowiek intelektu. Ogłupiony jakąś spódniczką.

Poczułam chaotyczne palenie w głębi piersi: zawód, rozczarowanie, wściekłość i coś, co było już bliskie uczuciu nienawiści.

W nocy zrobiłam mu wtedy taką awanturę, że emocje kilkukrotnie wybiły poza skalę. Zupełnie się odblokowałam, wrzeszczałam na niego jak opętana. Za to, że był taki głupi. Nie wiedział, o którą miłość ma walczyć.

Kiedy na początku naszego związku byliśmy w sobie szaleńczo zakochani i chodziliśmy z głowami w chmurach, to było rozkoszne i łączyło nas. Śmialiśmy się, kiedy o czymś zapominaliśmy, zawalaliśmy drobne sprawy, żyliśmy we własnym dwuosobowym świecie, wszystko wokół przestało istnieć. A teraz sama muszę się mierzyć z tym, że on chodzi po domu rozkojarzony, sam jeden z głową w tej chmurze zakochania. Podkreślam każde jego potknięcie. Każdą pomyłkę. Każdą wpadkę. Chodzę wściekła, niedotykalna.

– Jak dalej taka dla niego będziesz, w końcu odejdzie – ostrzega moja przyjaciółka Ada.

– Co ty w ogóle mówisz? – Wściekam się. – Mam być dla niego miła, chociaż zrobił mi coś takiego? Ja mam się starać?

Przysięgał, że to nie wyszło poza platoniczną relację, ale to i tak okrutnie boli. Ta zdrada emocjonalna. To, że przez nią tak bardzo odsunęliśmy się od siebie. Związek to świętość. Nie wchodzi się między dwoje ludzi!

Czasem myślę sobie, że nie każda miłość jest na zawsze. Nie każdy związek musi przetrwać. Ale przecież… Nie chcę, żeby to, co razem zbudowaliśmy przez ostatnie lata, definitywnie się rozpadło. Nie wiem, czy on to dostrzega, ale dopóki jestem na niego wściekła i mnie to wszystko boli – nadal go kocham. I to moje uczucie właśnie w tej wściekłości się przejawia. Dopóki czuję gniew, jeszcze nie wszystko stracone. To nam pozwala mieć nadzieję. Bo jeśli któregoś dnia poczuję obojętność… Nie będzie już czego sklejać.

Odsuwamy się od siebie. Czuję na ubraniu zapach jego wody po goleniu, ja pewnie na jego szyi zostawiłam ślad moich perfum. Zwietrzeje do jutra. Jak wiele innych kwestii.

– To cześć, Rafał.

– Melania. – Zatrzymuje mnie, sięgając po mój plecak. Wyciąga mi go z ręki. – Wiem, że możesz nie wrócić. Jeśli taką w którymś momencie podejmiesz decyzję, powiedz mi o tym. Będę czekał.

– Na mnie czy na decyzję?

– Prosiłaś o czas. Nie chciałaś, żebym się narzucał, na siłę starał się to naprawić. Więc pozostaje mi czekać. Na ciebie, oczywiście.

Kiwam głową, nie patrząc na niego.

Powiedz mi, że mnie kochasz – krzyczę w myślach. Ale on milczy, spięty i nieswój. Kilka dni temu prosił, żebym została.

– To ja się wyprowadzę, jeśli codzienny widok mojej mordy nie daje ci żyć.

Ale nie o to chodzi. Jest mi tu ciasno i potrzebuję zmiany otoczenia. Nie uciekam od niego. Uciekam od nas obojga.

Odwracam się i ściągam z wieszaka moją kurtkę motocyklową. Spodnie i wysokie sznurowane buty mam już na sobie.

Schodzimy w milczeniu do garażu. Kiedy mu powiedziałam, że biorę motocykl, nie protestował, wiedział, że nie odpuszczę. Zadbał o moje bezpieczeństwo: pojechał na stację sprawdzić stan opon, łańcucha i hamulców, wymienić płyny. Nawet nie zdążyłam go o to poprosić.

– W schowku masz dodatkowy komplet żarówek.

– Dziękuję. – Staram się ukryć uśmiech. Zawsze się przepalają, kiedy ja jestem w trasie, jemu się to w czasie jazdy jeszcze nie zdarzyło. Odbieram od Rafała plecak, zakładam go na ramiona i przechodzę na drugą stronę motocykla, żeby się od niego odseparować. Nie chcę bliskości. Kiedy mnie wcześniej przytulił, odebrałam to jako naruszenie moich granic. Wkładam kask. Podnoszę przyciemnianą szybkę, bo w garażu panuje półmrok.

Wsiadam na motocykl i uruchamiam silnik.

– Nie szarp za gaz, dobrze?

– Dobrze.

– I nie łykaj wszystkich na drodze.

– Nie martw się, jeżdżę ostrożnie. – To prawda, nie muszę na drodze udowadniać każdemu, że jestem lepsza. Nie rozsadza mnie od wewnątrz testosteron. – Do zobaczenia, Rafał.

– Szerokości.

Zapinam ostatni rzep skórzanej rękawiczki. Zrób wszystko, żeby mnie zatrzymać. Odpalam silnik i powoli wyjeżdżam przez garażową bramę.

– Kocham cię – mówi Rafał gdzieś za moimi plecami.



Nabijam kilometry i ciągle nie wiem, gdzie mogłabym się zatrzymać na dłużej. Cieszę się trasą. Ostrymi łukami zakrętów, pejzażami, pustką dróg łączących małe wioski, szafirowym tuż przed zmierzchem niebem rozlanym nad horyzontem. Dwieście kilometrów. Tankowanie. Trzysta kilometrów. Noc w hostelu. Kolejne trzysta pięćdziesiąt kilometrów i nocleg w pensjonacie nad zalewem. Tankowanie.

Snuję się na motocyklu po różnych zakątkach i w tej chwili tu właśnie toczy się całe moje życie. Czuję się częścią drogi. Nie myślę o Rafale, o pracy, o codzienności. Jest druga połowa lipca, mam urlop i jedyna rzecz, która zaprząta mi głowę, to czym nasmarować łańcuch. Odreagowuję ostatnie miesiące i uspokajam się. Wjeżdżam w serpentyny, czuję przeciążenia na zakrętach, pochylam się w stronę asfaltu i wyjeżdżam na prostą z szerokim uśmiechem. Ekstaza!

Ograniczenie do siedemdziesięciu, zwalniam.

Jeżdżę bezpiecznie, chociaż uwielbiam czuć na motocyklu adrenalinę. To takie kuszące. Przyspieszyć i przejechać za szybko przez senne miasteczko albo wyprzedzić ciasno ciężarówkę, za bardzo odkręcając gaz na autostradzie. To uderzenie adrenaliny, cały szereg reakcji ciała na jej pojawienie się w krwiobiegu – uczucia jedyne w swoim rodzaju. Ale nie pozwalam sobie na nie zbyt często. Ryzykowna jazda uzależnia. Szanuję życie swoje i innych.

Silnik pracuje wspaniale na wysokich obrotach, wsłuchuję się w ten dźwięk z przyjemnością.

Wymijam harleyowca. Lewa w górę!

Pędzę, ale w tym pędzie nie tracę ani widoków, ani zapachów. Skupiona maksymalnie na prowadzeniu, rozluźniam się, czując nagle zawiewający z pól wiatr – niesie ze sobą słodkawy zapach świeżo skoszonej łąki. Sielskość bytu. Jeden z najcudowniejszych zapachów na świecie. Jadę z uniesioną szybką kasku, uśmiecham się, wciągając mocno powietrze przez nos, i czuję euforię.

Przychodzi prosta myśl: nie szukam celu, sama droga jest celem.

Czerpię balsamiczną przyjemność z każdego kilometra nawiniętego na koła.

Jestem wolna, spokojna, zrelaksowana. Moje myśli są przewietrzone.

Wieczorem na kolejnym parkingu włączam uśpiony telefon i sprawdzam, czy nikt nie dzwonił. Rafał się nie odzywa. „Idę na motocykl” – magiczne zdanie oznaczające: „Daj mi spokój, po prostu mnie nie będzie. Odezwę się później”. On to rozumie. Kiedy wychodził z domu, rzucając przez ramię, że idzie na krótką przejażdżkę, też nie wydzwaniałam. Czekałam, aż wróci.

A on, teraz? Też czeka?

„Co słychać?” – piszę do niego wiadomość, leżąc w łóżku. Jest późno, dochodzi północ, a hotelowa pościel pachnie świeżym praniem. To czwarty dzień poza domem.

Po chwili oddzwania:

– Cześć. Cieszę się, że dajesz znak życia.

Uśmiecham się lekko w ciemności.

– Cześć.

Zaglądam w głąb siebie, zastanawiam się, czy tęsknię. Tak, z całą pewnością czuję tęsknotę, ale też jakieś zniecierpliwienie.

– Gdzie jesteś?

– W jakiejś małej miejscowości pod Krakowem.

– A gdzie byłaś?

– A gdzie mnie nie było?

Śmieje się cicho.

– Tak powinienem był sformułować pytanie. – Zastanawia się przez chwilę. – Powiedz, że wszystko u ciebie dobrze.

– Wiesz, że nie wszystko jest dobrze.

Milczymy. Wsłuchujemy się nawzajem w swoje ciche oddechy. W tym milczeniu jest więcej słów i emocji niż w naszej rozmowie. Pojawia się między nami dystans i chłód, myślę. I zastanawiam się, czy to przypadkiem nie było nieuniknione. Jak mu znów zaufać?

Łączy nas tyle wspólnych lat, tyle dobrych chwil – ale ludzie rozchodzą się ze sobą na różnych etapach związku. Wydawało mi się, że znam go tak dobrze, jak dobrze znam siebie. Ale się pomyliłam. Potrafił się zauroczyć kimś innym, mając mnie przy boku, po drugiej stronie stołu, w łóżku. Cierpi we mnie wszystko, a moje ego najbardziej.

– Czekam – odzywa się w końcu.

– Ja też.

Aż mi przejdzie.



Próbuję odnaleźć w tym wszystkim jakiś sens. W tej drodze. W zmianach. W bolących z rozczarowania i gniewu trzewiach. Wszystko mnie skręca w środku.

Jestem tylko małą kroplą w wielomilionowym oceanie istnień. To takie błahe, koniec uczucia. I jednocześnie to zawalony świat. Chciałabym mieć umiejętność moich przyjaciółek – skakania z kwiatka na kwiatek, zaleczania nieszczęśliwego uczucia kolejną miłością, unoszenia z dumą podbródka. Zapadam się w sobie w momencie, w którym one wkładają szpilki i całe stają się manifestacją: „Niech zobaczy, co stracił”.

Odchorowuję. Rafała, nasz związek, te kilka wspólnych lat. Może to niedługi czas, nierzadko rozstają się ludzie, którzy spędzili ze sobą kilka dekad. Ale tu nie chodzi tylko o nasze uczucie. Tracę o wiele więcej. Zaufanie do drugiego człowieka, poczucie bezpieczeństwa, wiarę w uczciwość. Miłość to troska, szczerość, czułość, akceptacja, szczodrość i bezinteresowność. Pozbawił mnie tego. Rozlewa się we mnie nieufność. Tracę coś, co sprawiało wrażenie ostoi, podparcia, azylu.

Zaczynam się zastanawiać, czy nie miał racji ten, kto powiedział, że każda dobra chwila w życiu jest tylko przerwą między kolejnymi katastrofami. A szczęście jest po prostu chwilowym przerywnikiem w ciągłym nieszczęściu. Wszystko jest takie gorzkie.

Miłość – rano uniesienia, wieczorem rozczarowania. Oto równowaga świata.

Staram się uspokoić rozbiegane myśli, ochłonąć, przestać wrzeć, podejść do sytuacji, w której się znalazłam, na zimno. To jest kryzys, myślę, ale sytuacja w każdej chwili może się zmienić i będzie się zmieniać. Jak wszystko w życiu. Jutro powinno boleć trochę mniej.

Zaakceptowanie faktów i zmian jest trudne, ale staram się przekonać samą siebie, że tylko to pozwoli mi zebrać siły.

– Życie to zbiór doświadczeń, te trudne również czegoś nas uczą. – Ada motywuje mnie przez telefon. – Sprostałaś w przeszłości niejednemu wyzwaniu i tym razem będzie tak samo.

Zwracam uwagę na drobiazgi, które sprawiają mi małe radości. Dotyk słońca na skórze, miodny zapach lipcowego popołudnia, kolejne kilometry na motocyklu. Zawsze jest coś, za co można być wdzięcznym. W trudnych chwilach trzeba się skupić właśnie na tym, co małe i piękne, a zwykle niezauważalne.

Ale co zrobić z tym pogrążającym uczuciem upokorzenia? Palą się we mnie rozległe obszary suchych traw. Czuję tak wielkie emocjonalne wyczerpanie.



Jeżdżę po Polsce. Przez chwilę zastanawiam się, czy nie ruszyć w dalszą trasę. Droga Transfogaraska na motocyklu to jedno z moich najpiękniejszych wspomnień w życiu. Kultowe miejsce motocyklowych pielgrzymek z całej Europy. Sto pięćdziesiąt kilometrów trasy wijącej się między górami: serpentyny, ostre zakręty, wiadukty, tunele i strome podjazdy. Albo Transalpina, Droga Królów bieg­nąca w poprzek rumuńskich Karpat i karmiąca widokami, które pozostają pod powiekami na zawsze. Zobaczyć tam wschód albo zachód słońca to zasmakować chwili absolutnej magii. Albo angielski szlak The Cat and Fiddle Road, z niesamowitą scenerią równin. O wybrzeżu ­Amalfi, ciągnącym się wzdłuż turkusowego morza, nawet nie wspominam. Wszystkie te trasy wywołują lawinę wspomnień. Wszystkie pokonałam w parze z Rafałem. Przemierzyliśmy na dwóch kółkach połowę Europy. Może dlatego teraz trzymam się granic, włóczę się po urokliwych zakątkach Polski. Jadę tam, gdzie prowadzi mnie droga.

I trafiam w rejony, które kiedyś były mi szczególnie bliskie. Zastanawiam się, czy nie zatrzymać się w miejscowości, która kiedyś była moim rodzinnym miastem. Mieszkałam tam dziewiętnaście lat. A potem wydarzyło się coś, co na zawsze podzieliło życie mojej rodziny na dwie części: tę przed i tę po. Uciekliśmy stamtąd, żeby się uratować, nie było innego wyjścia.

Waham się przez moment, czy nie wrócić po latach w stare miejsca, ale ostatecznie rezygnuję. Zamiast tego jadę niemal sto kilometrów dalej, odwiedzić moją kuzynkę Hanię. Hanka mieszka w Starym Sączu, urokliwym średniowiecznym miasteczku z rynkiem wybrukowanym kocimi łbami. Wyhamowuję, jadę ostrożnie po kamieniach, słysząc, jak przedmioty w sakwach podskakują i uderzają o siebie. Kiedy Hania widzi mnie na progu swojego domu, jest bardzo zaskoczona.

– Melania!? Co ty tu robisz?

Śmieję się i mówię zgodnie z prawdą, że przyjechałam bez zapowiedzi, bo poprowadziła mnie tu droga. W dzieciństwie byłyśmy nierozłączne, bliskie kuzynki, prawie siostry, mieszkałyśmy w sąsiedztwie. Teraz mieszkamy czterysta kilometrów od siebie, rozdzieliła nas dorosłość i codzienność.

Hanka wycofuje się w głąb korytarza, robiąc mi miejsce, więc wchodzę ze strefy palącego słońca w zacienioną przestrzeń nasączoną szumem elektrycznych wiatraków.

Przytulamy się, ona obejmuje mnie jednym ramieniem, drugim przyciskając do siebie śpiące niemowlę.

– A ty jesteś Laura? – szepczę, pochylając się nad dzieckiem. Całuję je ostrożnie w główkę, czując wzruszenie, kiedy ogarnia mnie niemowlęcy zapach.

– Cieszę się, że wreszcie ją poznałaś.

– Ja też. Bardzo.

– Chodź dalej, napijemy się mrożonej kawy.

Idę za nią przez zabałaganiony korytarz do zabałaganionej kuchni. Odkłada delikatnie córeczkę do wysokiego łóżeczka, a ja zaczynam się rozbierać.

– Jesteś sama? – pytam na wszelki wypadek.

– Tak.

Hanka śmieje się, widząc, jak ściągam z siebie kombinezon motocyklowy, a potem mokry podkoszulek i legginsy. Zostaję w samej bieliźnie. Moja skóra po trasie jest wilgotna od potu. Związuję włosy w niedbały węzeł na karku.

Siadam tak, żeby wiatrak był skierowany w moją stronę – uśmiecham się, czując na ciele przyjemny chłód.

– A gdzie twoja banda?

– Przedszkole jest czynne w wakacje. A reszta na półkolonii.

Hania ma piątkę dzieci. Nieustannie ją podziwiam. Ja nie potrafię zdecydować się na jedno, choć muszę przyznać, że ostatnio myślę o tym coraz więcej. Budzi się we mnie coś miękkiego i czułego. Zaskakującego jednocześnie jakąś głęboką, naturalną intensywnością. Podobno niektóre zegary zaczynają właśnie w okolicach trzydziestych urodzin wyjątkowo głośno tykać.

– Jesteście w trasie? – pyta cicho Hanka, stawiając przede mną wysoką szklankę, w której warstwa kawy miesza się malowniczo z warstwą mleka.

– Jestem – poprawiam.

– Hm – mruczy i siada obok mnie, eksponując się na wiatrak. Chłodny podmuch powietrza podwiewa poły jej luźnej koszuli i kosmyki włosów, które wymsknęły się z wysokiego kucyka. Kładzie długie, lekko opuchnięte nogi na krzesło. Nie pyta.

Ale mnie zbiera się na wylanie żalu.

– Chyba się rozejdziemy. Zakochał się w kimś.

Kuzynka patrzy na mnie z niedowierzaniem. Wiem, dla mnie samej brzmi to jak abstrakcja.

– Jak to się stało?

– Hanka, wiesz, jak to działa. Od setek lat tak samo. Banalna historia. Nowa atrakcyjna koleżanka z pracy, zafascynowanie, zachłyśnięcie się, romans, zdrada.

– Chryste, jak ty to znosisz? – Łapie mnie za rękę ze współczuciem.

– Jak widzisz. Plączę się po Polsce na dwóch kółkach.

– Gdybym cię nie znała, pomyślałabym, że cię to nie sponiewierało. Wyglądasz na taką spokojną.

– Jakoś nie do końca to do mnie dociera – przyznaję. – Nie potrafię się odnaleźć w nowej rzeczywistości.

– Oni są ze sobą? Wyprowadził się? Zerwaliście?

– Teoretycznie jeszcze walczymy o nasz związek. Mam urlop, wyjechałam, myślę. Ale to nie ma przyszłości. Rozpierdolił wszystko, co było dobre.

Hanka wzdycha pełna empatii, przysuwa się i przytula mnie do siebie. Opieram głowę na jej ramieniu, pachnie mlecznie i słodko, dzieckiem i świeżym praniem.

– Co dalej?

– Nic. Znów zaczynam od nowa.

– Ale co z Rafałem? Nie walczy o ciebie? O wasz związek? Odszedł do niej?

– Nie odszedł. Podobno zerwali ze sobą kontakt. Ale… Nie czuję, żeby szczególnie mu zależało na uratowaniu nas. Chyba tylko czeka na moją ostateczną decyzję, żeby to zakończyć. Między nami nie ma już dawnej bliskości. Wydaje mi się, że kiedy tylko się rozstaniemy, będą razem. Chyba w zasadzie im przeszkadzam, spowalniam przejście do tego momentu.

– Trudno mi w to uwierzyć. Był w ciebie taki wpatrzony!

– Och… Gdybyś go zobaczyła. To, co kiedyś dostrzegałam w jego oczach na mój widok, teraz widzę w nich na dźwięk jej imienia. – Czuję, jak coś dławi mnie w gardle na to wspomnienie. Dusząca mieszanka smutku, rozczarowania i wściekłości. – Nie zatrzymam tego, choćbym chciała. On już dawno zdecydował. Tylko chyba jeszcze sam o tym nie wie.

– Dupek.

– Nie… – Kręcę głową, czując wewnętrzny opór. – Tak powinno być. Jeśli to nie tylko chwilowe zauroczenie, jeśli pokochał kogoś innego… Po co żyć w sprzeczności ze swoimi uczuciami?

– Zaraz zaczniesz go bronić. A on zrobił ci prawdziwe świństwo. – W głosie Hanki słyszę wzburzenie. Wiem, że jest za mną całą sobą. – Twój idealizm powinien mieć jednak jakieś granice. Psuło się między wami?

– Nie. Ona weszła z buciorami w dobry, stabilny związek. Choć chyba nie był tak mocny, jak oboje z Rafałem myśleliśmy.

– Przypuszczam, że to nie były żadne buciory, tylko szpilki.

– Nie wiem. Nigdy jej nie widziałam… Rany, Hanka, najbardziej mnie boli utrata zaufania. Poszłabym za nim w ogień. Teraz patrzę na niego zupełnie inaczej. Czuję w sobie tyle sprzecznych emocji… Bezsilność, gniew, wstyd, czuję się oszukana. Jestem zdezorientowana i opuszczona. A on? On pewnie jest podbudowany, że nadal ma „to coś”, znalazł w innej kobiecie potwierdzenie swojej męskości. To takie głupie i niesprawiedliwe!

– Wiem, kochanie, wiem… – Hanka wstaje i pochyla się nad kołyską, bo mój wybuch chyba obudził maleństwo. Dostrzegam dwie maleńkie gołe stópki gwałtownie wyprężone w górę. I topnieję na ten widok jak wosk.



Staję się powoli mistrzynią włóczęgi.

Jeżdżę bez celu, dla samej przyjemności drogi, dla frajdy.

Życie to droga.

Idę, jadę, biegnę, spaceruję, przemieszczam się – i to jest sens. Mój ruch, moje życie. Mam duszę tułacza.

Lubię w długiej podróży moją samotność. Lubię to, że mogę liczyć na siebie i jestem samowystarczalna. W każdym nowym miejscu jestem gościem: obca, anonimowa, nieznana.

Droga to zawsze doświadczenie i doświadczanie. Wyzwanie. Jest we mnie coś, co woła, każe mi poszukiwać, ruszać w nieznane, a czasem zabłądzić i wrócić.

Dziecko świata, cygański smyk, włóczęga.

Nasze życie: podróż, wyprawa, eskapada, pielgrzymka, odyseja, peregrynacja, wędrówka, tułaczka, migracja, ruch.

Jest upalne, suche, niekończące się lato. Osiada na mnie kurz drogi. Nie opalam się, ciało zakryte mam szczelnie kombinezonem motocyklowym. Prześlizgują się po mnie przypadkowe spojrzenia, nikt nie wnika głębiej, pod warstwę czarnej skóry.

To mój mały gap year. Czas pomiędzy. Wiem, czuję, że właśnie stoję na jakimś progu – definitywnie zostawiam za sobą pewien okres życia i przygotowuję się na następny. I nie, nie będzie żadnego powrotu. Przewietrzyłam głowę. Rafał, przyjrzałam się swoim uczuciom – nie potrafię już do ciebie wrócić. Nie pociągniemy tego dalej, nie przeskoczę tej zdrady. Ale podam ci rękę na pożegnanie i spojrzę prosto w oczy.

Wożę ze sobą tyle skrajnych, czasem sprzecznych emocji, że wydaje mi się, że detonacja w którymś momencie jest nieunikniona. Samoistnie przesuwa się w czasie, ale w końcu kiedyś wybuchnę.

Zaskakuje mnie mój własny gniew. Nigdy bym się nie podejrzewała o taką ilość gniewu, którego nie sposób się pozbyć w nieinwazyjny sposób.

Otaczający mnie świat tak beztrosko kontrastuje z tym, co dzieje się wewnątrz mnie. To lato, pachnące upojnie kwiatami, rozpieszczające słoneczną aurą, jagodowe, wiśniowe, poziomkowe lato! Widzę łany zbóż, kołyszące się w podmuchach gorącego wiatru. Kwitnące chabry i maki, słoneczniki i malwy. Po raz pierwszy w życiu mam okazję z bliska przyjrzeć się olbrzymim okazom parzącego barszczu Sosnowskiego. Wielobarwne motyle siadają mi na ramionach i włosach. Cytrynki, bielinki, rusałki. Kiedy robię sobie przerwę w trasie i siadam na poboczu w wysokiej trawie, cała jestem w złotozielonych chrząszczach. Wędrują po mojej skórze we wszystkich kierunkach. Na miedzach, przydrożach i nieużytkach pachnie kwitnąca mięta, piołun i wrotycz. Przytulia czepna zahacza o moje ubranie, kiedy podnoszę się z ziemi, wyrywam niechcący jej długie łodygi. Potem noszę na sobie małe zielone kuleczki z nasionami, których trudno się pozbyć.

Tam gdzie mokro i ciemno, rozrastają się paprocie. Jest ciepło, pojawiają się pierwsze prawdziwki i maślaki. Stawy pokrywają się różowymi i białymi kwiatami nenufarów, a także drobnymi złocistożółtymi kwiatami grążeli, unoszącymi się na wodzie pośród liści o sercowatym kształcie.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: