- W empik go
W cieniu Katynia zbudzić prawdę - ebook
W cieniu Katynia zbudzić prawdę - ebook
Wydarzenia 10 kwietnia 2010 roku, stały się inspiracją do napisania wierszy poświęconych pamięci tragicznie zmarłych w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem. Wiersze te są nie tylko wyrazem współczucia, ale również wyrażają smutek i ból z nieodłącznym pytaniem: dlaczego? Jednocześnie wiersze posiadają swoją dynamikę a tłem niejednokrotnie jest przyroda. Ich prostota pozwala na zrozumienie przekazywanej treści.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8351-165-8 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pamiętnego 10 kwietnia 2010 roku przebywałem w Świdniku k. Lublina. O tragedii pod Smoleńskiem dowiedziałem się dopiero około godziny czternastej, kiedy sąsiad zapytał mnie, czy wiem, że nie żyje Prezydent i osoby mu towarzyszące. Wiadomość była wstrząsająca i tak niespodziewana, że towarzyszyło mi pewne niedowierzanie.
Po powrocie do Warszawy, 12 kwietnia, udałem się na Stare Miasto — wtedy dotarło do mnie, jak wielki ciężar tej tragedii dźwiga społeczeństwo. Dodatkowym przeżyciem było moje uczestnictwo w ceremonii powitania na lotnisku Okęcie 34 trumien z ciałami tragicznie zmarłych, a także udział 17 kwietnia w uroczystościach pogrzebowych śp. gen. Tadeusza Buka w Spale.
Wydarzenia te stały się inspiracją do napisania wierszy poświęconych pamięci tragicznie zmarłych, a także wyrazem współczucia dla ich rodzin.
Następnym pokoleniom niech ten tom wierszy przypomina o tragicznym wydarzeniu z 10 kwietnia 2010 roku.
Jednocześnie chciałbym, aby dla prawdy katyńskiej nie zapominano o tych 96 osobach wpisanych w tło tragicznych wydarzeń z 1940 roku. Upór w dążeniu do niezaprzeczalnej prawdy stał się symbolem zawartym w słowie „Katyń”.
_Przemyśl, 10.04.2020 r._
_„Kto stracił obronę prawdy_
_ten wszystko stracił”_
_Jan Paweł II_
Psalm 1 — Proszę Cię…
Proszę Cię, Boże,
nie miej do mnie żalu,
żem swoje słowa
głuche i marne
wykuwał na rdzawym kowadle;
żem gwoździe wbijał
w Chrystusowe rany
i uciekał ze świata,
gdzie sen karłowaty.
Popatrz na mnie —
w istotę natury mego życia,
co łatwym nie jest przecież…
Ja w swojej pieśni
nie umiem tak płakać
i podnosić gwiazdy
upadłej z łoskotem.
Proszę Cię o jedno —
o mały skrawek istnienia,
a to, co umarło, aby stało się
nadzieją — Twoją miłością
w miłosierdziu zbawienia.
I poprzez ogrom
Twego miłosierdzia,
co słońcem u zachodu
wielką tarczą krwi uświęca
w tym zbawiennym czasie —
przybliż nam siebie…
Niechaj Twoja chwała brzmi
przez ten znak na niebie —
i łzą, co na policzku lśni —
przybliża nam Ciebie.
Warszawa, 12.04.2010 r.Czas pojednania
Rozdarta Ziemio!
Ty, co rodzisz owoc pokoleń,
aby zapełnić nim nicość świata
i aby brat przy bracie obok kata
wypełnił słowa znane z Biblii:
„Czyńcie sobie ziemię poddaną” —
pogubiłaś ludzkie prochy
w zapomnieniu.
Czy w tej poprawności myśleń
ludzkich, gdy prawda śmiercią
na dno grobu spada,
człowiek człowiekowi ma
wyłupić nadzieję?
Jaka poprawność każe strzelać
w tył głowy i jaka wdeptać w piach,
aby szczerzyć zęby do całego świata —
mając zakrwawione szpony?
Dziś, kiedy ziemia jękiem obudzona —
u stóp sosen, w żałobnym milczeniu
katyńskich lasów,
budzi się nadzieja pojednania.
Łzy i rany wykute na pamięć
zrodziły nadzieję, co jak niemowlę
bezradna jest jeszcze,
a kołatania do serc
nie są pewne, bo prośby
odesłane jak sny w noce bezsenne.
Tylko ten żal, że nikt
nie słucha umarłych,
że słów Chrystusa „kołaczcie, a będzie
wam otwarte” —
nie chce nikt spełnić.
A przecież proszą nas
duchy z przeszłości,
abyśmy prawdą rozdzwonili umysły
i historii postawili kropkę.
Kto uspokoi wynędzniałą duszę,
co się w katyńskim lesie poniewiera
i nad swym grobem zawiesza purpurę
z kwiatów krwi, i krzykiem
litość swą otwiera.
Czemu bezduszne nasze życie
i serca twarde bezbolesne —
gaszą płomienie prawdy, zatracając
w wieczności pogardę
o zbrodni katyńskiego lasu.
Oświeć, o, Panie, ten umysł,
co ciemny, gdy się w dziejowej
poprawności plami!
I daj nam tę wiarę,
by pojednanie
zrodziło nowe słońca blaski,
aby tak jak tych 96,
co drogą do tamtych szli —
nie zawróciło nas i nikogo,
by się spełniły niespełnione sny
i kwiat nas złączył
na ich grobie.
Katyński las dziś był inny —
wypełniony goryczą podwójną.
Posmutniał nagle i duchy się rozbiegły,
a Bóg zrozumiał i pieczęć swoją
przyłożył na ziemi,
i uczynił ją Świętą — poprzez ogień ofiary.
I wybrał ich jak ziarna z korca narodu
i jak kwiat najpiękniejszy wczajon
w galerie ogrodu,
u stóp Ziemi położył cieniem
96 kryształowych oczu.
A one wybuchały dniem ciężkim
od prawdy i miłość zaklinały —
wznosząc na wieki
pojednania bramę.
Warszawa, 13.04.2010 r.Sen nocy 9/10
Noc, co przychodzi i zamienia w senność,
Opadła na moje zmęczone ramiona
I weszła we mnie milczeniem sennym,
I pogrążyła w zaświatach niebytu.
A gdy odjechałem, sam nie wiem dokąd,
Aby zanurzyć się w świat majaczeń
I poczuć pod powieką drganie oczu,
I bezdech — co upiorem staje…
Lecz oto Anioł sen mi przyniósł:
Ogromną trumnę bez podpisu,
Czarne chorągwie, szary świat
I smutek, co się w tłumy wdarł.
I widzę wielość ludzi w czerni,
Jakby pochodem naród szedł
I czarną trumnę dźwigał z jękiem —
Co nagle znikła w szary sen.
Smutek mnie prawie nie ogarniał,
Tylko niepokój w tłumie wielkim,