Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

W cieniu. Kulisy wywiadu III RP - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
13 października 2021
Ebook
35,99 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
35,99

W cieniu. Kulisy wywiadu III RP - ebook

PIERWSZA NA RYNKU TAK BEZKOMPROMISOWA I SENSACYJNA RELACJA SZEFA AGENCJI WYWIADU!

W cieniu to pasjonująca opowieść o najtajniejszej z polskich służb specjalnych. Agencja Wywiadu, powołana do życia 19 lat temu po rozwiązaniu Urzędu Ochrony Państwa, otoczona jest nimbem elitarności i tajemniczości.

O działaniach oficerów wywiadu RP wiadomo niewiele, choć odpowiadają za bezpieczeństwo wszystkich obywateli. Mimo że opinia publiczna bardzo rzadko poznaje nazwiska oficerów i kulisy ich pracy, warto podkreślić ich zasługi i choć trochę przybliżyć nam ich świat.

Pułkownik Grzegorz Małecki, do niedawna stojący na czele Agencji Wywiadu, w rozmowie z dziennikarzem Łukaszem Maziewskim opowiada o sekretach i realiach tej niebezpiecznej służby. To słodko-gorzkie spojrzenie na świat polskiej polityki drugiej dekady XXI w. i relacja z pierwszej ręki

o tym, co dzieje się w cieniu, w ciszy, gdzie nie ma miejsca dla Jamesów Bondów...

W SŁUŻBACH SPECJALNYCH NIC NIE JEST TAKIE, JAK SIĘ WYDAJE.

***

Nieczęsto szef służby ujawnia polityczne uwarunkowania działalności służb specjalnych. Mimo że nie podzielam niektórych poglądów, ocen i opinii pana pułkownika Grzegorza Małeckiego, to z większością z nich się zgadzam. WARTO PRZECZYTAĆ.

GEN. MAREK DUKACZEWSKI, Były szef Wojskowych Służb Informacyjnych

***

Książka Grzegorza Małeckiego pokazuje, że mamy prawo wierzyć w nowoczesne, silne państwo, którego naturalną częścią są odpowiedzialne, profesjonalne i demokratyczne służby specjalne.

ADAM BODNAR, Były Rzecznik Praw Obywatelskich

***

Przygnębiający obraz tajnych służb: pozbawionych kontroli, pogrążonych w chaosie, budzących strach. Wszystko tym bardziej przerażające, że opowiedziane przez byłego szef Agencji Wywiadu. Można się zgadzać albo i nie. Przeczytać trzeba.

PAWEŁ RESZKA, Dziennikarz, szef działu krajowego tygodnika „Polityka”, pisarz

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-11-16382-9
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Nie­czę­sto szef służby ujaw­nia poli­tyczne uwa­run­ko­wa­nia dzia­łal­no­ści służb spe­cjal­nych. Mimo że nie podzie­lam nie­któ­rych poglą­dów, ocen i opi­nii pana puł­kow­nika Grze­go­rza Małec­kiego, to z więk­szo­ścią z nich się zga­dzam.
WARTO PRZE­CZY­TAĆ.

GEN. MAREK DUKA­CZEW­SKI
Były szef Woj­sko­wych Służb Infor­ma­cyj­nych

Książka Grze­go­rza Małec­kiego poka­zuje, że mamy prawo wie­rzyć w nowo­cze­sne, silne pań­stwo, któ­rego natu­ralną czę­ścią są odpo­wie­dzialne, pro­fe­sjo­nalne i demo­kra­tyczne służby spe­cjalne.

ADAM BOD­NAR
Były Rzecz­nik Praw Oby­wa­tel­skich

Przy­gnę­bia­jący obraz taj­nych służb: pozba­wio­nych kon­troli, pogrą­żo­nych w cha­osie, budzą­cych strach. Wszystko tym bar­dziej prze­ra­ża­jące, że opo­wie­dziane przez byłego szefa Agen­cji Wywiadu. Można się zga­dzać albo i nie. Prze­czy­tać trzeba.

PAWEŁ RESZKA
Dzien­ni­karz, szef działu kra­jo­wego tygo­dnika „Poli­tyka”, pisarzWSTĘP

Wstęp

W służ­bach spe­cjal­nych nic nie jest takie, jak się wydaje. Sta­rzy szpie­dzy nazy­wają ten świat „salo­nem krzy­wych zwier­cia­deł” i to stwier­dze­nie dobrze oddaje realia tego wyjąt­ko­wego zawodu. Dzięki tej książce macie rzadką oka­zję zaj­rzeć za drugą stronę zwier­cia­dła…

_W Cie­niu_ to roz­mowa z byłym sze­fem Agen­cji Wywiadu, płk. rez. Grze­go­rzem Małec­kim. Roz­mowa szczera, bez­kom­pro­mi­sowa, w któ­rej padają trudne pyta­nia, a odpo­wie­dzi na nie bywają gorz­kie, a nawet bole­sne…

Kiedy w 1989 r. pań­stwo pol­skie prze­cho­dziło z sys­temu tota­li­tar­nego do demo­kra­tycz­nego, jed­nym z pod­sta­wo­wych zadań nowych rzą­dzą­cych była zmiana w służ­bach spe­cjal­nych. Powsta­nie Urzędu Ochrony Pań­stwa było nie­zbęd­nym wymo­giem zakoń­cze­nia mrocz­nej karty Służby Bez­pie­czeń­stwa. W ostat­nią dekadę XX wieku pol­skie służby cywilne wcho­dziły po grun­tow­nych zmia­nach – nie­które z nich były bole­sne i trudne do zaak­cep­to­wa­nia… I trudno się temu dzi­wić.

Pań­stwo, któ­remu słu­żyli funk­cjo­na­riu­sze Służby Bez­pie­czeń­stwa, czę­sto przez całe dekady, wła­śnie prze­stało ist­nieć. Nie­dawni wro­go­wie zmie­niali się w part­ne­rów. Sojusz­nicy sta­wali się wro­gami. A to był dopiero począ­tek kło­po­tów…

W gruzy walił się cały, ist­nie­jący nie­mal 50 lat, układ dwu­bie­gu­no­wych potęg. Kraje łączyły się i roz­pa­dały, powsta­wały i zni­kały. Poja­wiały się nowe wyzwa­nia i zagro­że­nia. Znik­nęło ZSRR. Znik­nęła Cze­cho­sło­wa­cja. Powstała Repu­blika Fede­ralna Nie­miec. Roz­pa­dła się i podzie­liła na wiele państw Jugo­sła­wia. Doszło do krwa­wych i bru­tal­nych wojen, a do sta­rych zagro­żeń doszły zupeł­nie nowe: islam­ski fun­da­men­ta­lizm, który szybko prze­ro­dził się w ter­ro­ryzm, wzrost prze­stęp­czo­ści i jej nowe formy: prze­stęp­czość gospo­dar­cza, trans­gra­niczna, zor­ga­ni­zo­wane grupy, mafie, pra­nie brud­nych pie­nię­dzy. Do tego dyna­miczny roz­wój nowych tech­no­lo­gii cyfro­wych i zagro­że­nia infor­ma­cyjne; pro­blemy zwią­zane z nie­kon­tro­lo­wa­nym obro­tem i roz­po­wszech­nia­niem broni maso­wego raże­nia, która znik­nęła z arse­na­łów upa­dłego sowiec­kiego Impe­rium. Europa rodziła się na nowo…

Z tym wszyst­kim musiały zmie­rzyć się służby spe­cjalne III RP: wywiad i kontr­wy­wiad, które musiały bar­dzo szybko dowieść swo­jej przy­dat­no­ści. I zro­biły to: w Iraku, wypro­wa­dza­jąc stam­tąd ofi­ce­rów wywiadu USA, na Bał­ka­nach, gdzie ofi­ce­ro­wie pol­skich służb woj­sko­wych kła­dli pod­wa­liny pod człon­ko­stwo naszego kraju w NATO oraz nad Wisłą – wal­cząc z prze­stęp­czo­ścią i szpie­go­stwem. Iro­nią histo­rii jest to, że w więk­szo­ści służby te two­rzyli ofi­ce­ro­wie z poprzed­niego sys­temu…

Trzy­ma­cie Pań­stwo w rękach opo­wieść o wywia­dzie. Ale nie o wywia­dzie PRL, a o tym wywia­dzie, któ­rego zręby two­rzyli wywo­dzący się z niego ludzie. Opo­wieść tę snuje czło­wiek zna­jący dzia­łal­ność i UOP, i obu służb, które powstały w 2002 r., po podziale Urzędu na Agen­cję Bez­pie­czeń­stwa Wewnętrz­nego i Agen­cję Wywiadu: były ofi­cer ABW i były szef AW – płk rez. Grze­gorz Małecki.

Na swo­jej dro­dze bar­dzo czę­sto spo­ty­kał ludzi z PRL-owskim rodo­wo­dem. Z ich rąk otrzy­my­wał awanse, ale także był przez nich wyrzu­cany z pracy w kontr­wy­wia­dzie UOP. Zwią­zany z Dol­nym Ślą­skiem (pocho­dzi z Wro­cła­wia) i Opolsz­czy­zną, słu­żył jako ofi­cer kontr­wy­wiadu, naczel­nik wydziału we Wro­cła­wiu i zastępca szefa dele­ga­tury UOP w Opolu. W latach 2005–2008 kie­ro­wał pra­cami Kole­gium ds. służb spe­cjal­nych przy Kan­ce­la­rii Pre­zesa Rady Mini­strów. W 2009 r. objął sta­no­wi­sko pierw­szego radcy Amba­sady RP w Hisz­pa­nii.

Gdy w 2015 r. rządy objęło Prawo i Spra­wie­dli­wość, płk Małecki objął funk­cję szefa Agen­cji Wywiadu. Rok póź­niej, we wrze­śniu 2016 r. podał się do dymi­sji. Po kilku latach zde­cy­do­wał się podzie­lić swo­imi reflek­sjami na temat miej­sca i roli wywiadu we współ­cze­snej Pol­sce.

W niniej­szym wywia­dzie nie ma kom­ba­tanc­kich opo­wie­ści i buń­czucz­nych prze­chwa­łek. Nie ma wspo­mnień „spod Świa­to­wida w Kiej­ku­tach” – Małecki ukoń­czył Cen­tralny Ośro­dek Szko­le­nia UOP w Łodzi (rocz­nik 1992) – ani strze­la­ją­cych dłu­go­pi­sów i dro­gich samo­cho­dów, któ­rymi kar­mią nas filmy o Jame­sie Bon­dzie. Wprost prze­ciw­nie: książka ta jest nie­mal anty­tezą przy­gód zawa­diac­kiego ofi­cera MI6. W wywia­dzie czę­ściej niż „wódka z mar­tini, wstrzą­śnięta, nie mie­szana” sły­szy się zda­nie „puść E-15² i zoba­czymy co dalej”. Nie jest to także bio­gra­fia. Naszą inten­cją była poważna roz­mowa na temat prze­szło­ści, teraź­niej­szo­ści i przy­szło­ści tej for­ma­cji.

W każ­dym z tych wyda­rzeń udział brała kie­ro­wana przez płk. Małec­kiego Agen­cja Wywiadu. I choć jego w Agen­cji już nie ma, ludzie, któ­rzy pod jego kie­run­kiem pra­co­wali, na­dal służą kra­jowi swoją wie­dzą i umie­jęt­no­ściami. Być może cza­sem zda­rza się wam mijać ich na ulicy, w skle­pie czy w kinie. Być może któ­ryś z tych ludzi jest Waszym sąsia­dem. A kiedy pyta­cie: „Gdzie pra­cu­jesz?”, odpo­wiada wam zdaw­kowo, że „W admi­ni­stra­cji pań­stwo­wej” lub „Dla MSZ”. Tego nie da się wyklu­czyć. Ale tego się nie dowie­cie, ponie­waż ich służba na rzecz Pol­ski odbywa się w mil­cze­niu. W ciszy. W cie­niu.Ter­ro­ry­ści i szpie­dzy

ZACZNIJMY OD PODRÓŻY W CZA­SIE. OD 20 LISTO­PADA 2015 ROKU. DZIEŃ WCZE­ŚNIEJ OTRZY­MAŁ PAN ZADA­NIE KIE­RO­WA­NIA AGEN­CJĄ WYWIADU.

Zga­dza się, w czwar­tek 19 listo­pada w godzi­nach popo­łu­dnio­wych otrzy­ma­łem akt powie­rze­nia obo­wiąz­ków szefa Agen­cji i zosta­łem ofi­cjal­nie do niej wpro­wa­dzony przez mini­stra koor­dy­na­tora.

CO SIĘ WYDA­RZYŁO NASTĘP­NEGO DNIA? PRZY­JE­CHAŁ PAN NA MIŁO­BĘDZKĄ, WSZEDŁ NA SIÓDME PIĘ­TRO DO SWO­JEGO GABI­NETU I ZNA­LAZŁ DEPE­SZĘ O PORWA­NIU U WYBRZEŻY NIGE­RII STATKU „SZA­FIR” Z PIĘ­CIOMA POL­SKIMI MARY­NA­RZAMI.

Dokład­nie tak to wyglą­dało. Natych­miast popro­si­łem do sie­bie dyrek­tora kie­run­ko­wego pionu.

O CZYM SIĘ WTEDY MYŚLI?

Ja pomy­śla­łem, że nie naj­go­rzej się zaczyna, że to nie­złe wyzwa­nie jak na pierw­szy dzień.

AKU­RAT… NIE POJA­WIŁO SIĘ STA­RO­POL­SKIE: „O KURWA”?

Przy­znam, że tro­chę mnie zmro­ziło, ale nie zmar­twi­łem się i nie prze­ją­łem. Lubię wyzwa­nia. Dla mnie to był moment, w któ­rym mogłem z mar­szu zabrać się do kon­kret­nej roboty. A z dru­giej strony trzeba pamię­tać, że ja tę insty­tu­cję prze­ją­łem dopiero poprzed­niego wie­czora. Więk­szość ludzi, z któ­rymi mia­łem pra­co­wać, zna­łem, ale spo­tka­łem ich po cza­sie, nazwijmy to, prze­rwy.

CIĘŻKO?

Otrzy­ma­łem do zarzą­dza­nia Agen­cję, w tym jej kie­row­nic­two, w kształ­cie ufor­mo­wa­nym przez mojego poprzed­nika, i uświa­do­mi­łem sobie w tym momen­cie, że naj­pierw będę się musiał sku­pić na bie­żą­cych spra­wach, które się wła­śnie toczą, a czyn­no­ści, które jesz­cze dzień wcze­śniej zapla­no­wa­łem, zwią­zane z prze­ję­ciem insty­tu­cji, doko­na­niem dia­gnozy jej stanu i wdra­ża­niem pierw­szych zmian w ramach planu napraw­czego muszą chwilę zacze­kać.

SPRAWA SIĘ, ŁAGOD­NIE MÓWIĄC, SKOM­PLI­KO­WAŁA.

Deli­kat­nie mówiąc. Plany, doty­czące reform czy naj­pil­niej­szych zmian w moim bez­po­śred­nim zaple­czu, czyli w kie­row­nic­twie, trzeba było nieco odło­żyć w cza­sie. I nie­któ­rych, nie­stety, póź­niej już nie udało się zro­bić, co się miało na mnie zemścić.

FOTEL PO GENE­RALE HUNI BYŁ JESZ­CZE CIE­PŁY, A TU TRZEBA PRA­CO­WAĆ. BYŁY KRZYWE SPOJ­RZE­NIA CZY RACZEJ HASŁO: „PANO­WIE, WSZYST­KIE RĘCE NA POKŁAD”?

To dru­gie. Poprzed­niego wie­czora mia­łem jesz­cze na biurku stos papie­rów wyma­ga­ją­cych mojego pod­pisu. Pro­to­koły prze­ka­za­nia, dosyć istotne, które trzeba prze­czy­tać. Sie­dzia­łem do późna, wiele spraw zosta­wi­łem sobie na następny dzień, a tu następ­nego dnia od rana trzeba było gasić pożar, który wybuchł. Zna­li­śmy się z więk­szo­ścią kie­row­nic­twa (odsze­dłem z Agen­cji dwa i pół roku wcze­śniej), wie­dzia­łem, czego mniej wię­cej można się po kim spo­dzie­wać. Z więk­szo­ścią tych ludzi w jakiś spo­sób pra­co­wa­łem; w cza­sach UOP, potem w ABW i przez tych kilka lat przed odej­ściem z Agen­cji Wywiadu. Nie było tu jakie­goś wiel­kiego napię­cia. Ja też nie należę do ludzi gwał­tow­nych, wybu­cho­wych.

SŁU­CHAM PANA I TRUDNO MI SOBIE WYOBRA­ZIĆ WYBUCH W PANA WYKO­NA­NIU.

Bo jestem osobą spo­kojną. Dla wszyst­kich było jasne, że mam pre­cy­zyjne wyobra­że­nie, mam pomysł na Agen­cję i że będą zmiany, ale odbędą się w spo­sób poko­jowy i cywi­li­zo­wany. Moje kon­cep­cje i zamie­rze­nia były znane, bo je przed­sta­wia­łem publicz­nie przed wybo­rami w róż­nego rodzaju wystą­pie­niach w mediach. Ocze­ki­wa­łem od początku wspól­nej pracy dla pań­stwa. Myślę, że to podej­ście zaowo­co­wało i mogłem liczyć ze strony tych, któ­rych zasta­łem w Agen­cji, na zaan­ga­żo­wa­nie.

NIE BYŁO NIE­CHĘCI?

Nie mia­łem powodu do narze­ka­nia na jakieś formy sabo­tażu. Każdy chciał w jakiś spo­sób zafunk­cjo­no­wać, zaist­nieć, poka­zać się od naj­lep­szej strony w nowych realiach. Choć dziś, z per­spek­tywy minio­nych pię­ciu lat, wyda się to dziwne i nie­praw­do­po­dobne, wów­czas spora część śro­do­wi­ska patrzyła na zmiany w służ­bach wpro­wa­dzane przez nowo powo­łany rząd z przy­chyl­no­ścią i nadzieją. Jeśli nawet wprost nie popie­rała, to dawała duży kre­dyt zaufa­nia nowej wła­dzy, licząc, że zakoń­czy ona okres sta­gna­cji w tej branży.

PAN CHCE MNIE ZABIĆ ŚMIE­CHEM. GENE­RAŁ HUNIA, PRZEZ PRA­WIE OSIEM LAT KIE­RU­JĄCY AGEN­CJĄ, JEGO ZASTĘPCY – NIKT Z NICH NAWET SIĘ NIE SKRZY­WIŁ?

Ze strony ustę­pu­ją­cego kie­row­nic­twa w żaden spo­sób nie odczu­łem jakiejś obstruk­cji czy oporu. Wręcz prze­ciw­nie, spo­tka­łem się z wyra­zami wspar­cia. Nawet nie­któ­rzy człon­ko­wie naj­wyż­szej kadry kie­row­ni­czej, choć wie­dzieli, że nie będę korzy­stał z ich usług, gra­tu­lo­wali mi i wyra­żali satys­fak­cję z nomi­na­cji oraz prze­ko­na­nie, że to dla Agen­cji bar­dzo dobra decy­zja.

KIEDY PRZEJ­MO­WAŁ PAN STERY AGEN­CJI, RZE­CZY­WI­ŚCIE BYLI W NIEJ JESZ­CZE CI MITYCZNI ESBECY?

Odse­tek funk­cjo­na­riu­szy roz­po­czy­na­ją­cych służbę przed 1990 rokiem był śla­dowy, na pozio­mie kilku pro­cent. Zde­cy­do­wana więk­szość z nich to były osoby, któ­rych staż w Depar­ta­men­cie I MSW liczony był w mie­sią­cach lub nawet tygo­dniach.

NO DOBRZE, TO WRÓĆMY DO „SZA­FIRA”. KIEDY MACHINA PAŃ­STWA ZACZĘŁA DZIA­ŁAĆ?

Natych­miast w MSZ został powo­łany zespół kry­zy­sowy, który ma wszyst­kie pod­sta­wowe instru­menty do zdo­by­wa­nia bie­żą­cej wie­dzy z zagra­nicy. To MSZ dys­po­nuje infra­struk­turą infor­ma­cyjną zapew­nia­jącą dopływ pod­sta­wo­wych infor­ma­cji.

Z NASZYCH PLA­CÓ­WEK DYPLO­MA­TYCZ­NYCH, JAK ROZU­MIEM?

Tak.

A JEŚLI TYCH POD­STA­WO­WYCH INFOR­MA­CJI NIE MA – TO CO?

To i tak musi to robić MSZ. Nie­za­leż­nie od tego, czy w danym miej­scu jest pla­cówka, czy nie. To jest pewien fun­da­ment insty­tu­cjo­nalny: na plat­for­mie MSZ-u doko­nuje się styku wszyst­kich innych insty­tu­cji. MSZ zarzą­dza tą sytu­acją od strony pań­stwa.

A NAD TYM WSZYST­KIM DYS­KRET­NIE CZUWA AGEN­CJA. I W ODPO­WIED­NIM MOMEN­CIE WKRA­CZA.

Ten wspo­mniany zespół kry­zy­sowy składa się z przed­sta­wi­cieli insty­tu­cji, które zwy­cza­jowo, tra­dy­cyj­nie biorą udział w tego rodzaju sytu­acjach. Jedną z tych insty­tu­cji jest Agen­cja Wywiadu. Tam zapa­dają decy­zje, tam nastę­puje podział zadań: kto co robi, jakie zada­nia mają insty­tu­cje pań­stwa w zależ­no­ści od sytu­acji. Wia­domo, że pierw­szą pod­sta­wową rolą Agen­cji jest zdo­by­cie jak naj­więk­szej liczby danych uzu­peł­nia­ją­cych i wery­fi­ku­ją­cych wie­dzę, którą ma MSZ.

HOL­LY­WOOD POKA­ZUJE NAM TAKI OBRAZ: GDY NASTĘ­PUJE PORWA­NIE I PRZE­TRZY­MY­WANI SĄ ZAKŁAD­NICY, NATYCH­MIAST ZBIEGA SIĘ GRO­MADA LUDZI Z CIA Z TECZ­KAMI WYDRU­KÓW I PO DZIE­SIĘ­CIU MINU­TACH WSZY­SCY WIE­DZĄ, CO PORY­WACZ LUBI JEŚĆ NA ŚNIA­DA­NIE.

Tak, to bar­dzo budu­jący obraz, tylko szkoda, że daleki od rze­czy­wi­sto­ści. Oczy­wi­ście w ostat­nich latach, dzięki postę­powi tech­no­lo­gicz­nemu, zwłasz­cza w sfe­rze cyfry­za­cji, wywiad dys­po­nuje nie­po­rów­na­nie lep­szymi moż­li­wo­ściami niż w prze­szło­ści. Bar­dzo waż­nym atu­tem jest także zacie­śnia­jąca się w ostat­nich latach współ­praca mię­dzy­na­ro­dowa.

W AGEN­CJI WYWIADU TEŻ SĄ TAKIE TECZKI I ZARAZ WIA­DOMO, CO TO ZA ZŁY CHŁO­PIEC POD­NIÓSŁ RĘKĘ NA NAJ­JA­ŚNIEJ­SZĄ RZECZ­PO­SPO­LITĄ? OCZY­WI­ŚCIE TRY­WIA­LI­ZUJĘ, ALE W OWYM CZA­SIE NAWET Z NASZYMI AMBA­SA­DAMI BYŁO W REGIO­NIE RÓŻ­NIE. A WIE­DZĘ TRZEBA POZY­SKI­WAĆ.

No cóż, u nas rze­czy­wi­ście do dys­po­zy­cji mamy raczej wspo­mniane przez pana teczki, któ­rych uży­tecz­ność jest nie­po­rów­na­nie mniej­sza niż narzę­dzi ofe­ro­wa­nych przez tech­no­lo­gie cyfrowe. W tej sfe­rze pozo­staje zatem bar­dzo wiele do zro­bie­nia, aby cho­ciaż nieco przy­bli­żyć się do owego hol­ly­wo­odz­kiego wyobra­że­nia.

Jest nato­miast wypra­co­wany pewien, nazwijmy to algo­rytm, postę­po­wa­nia. Naj­pierw rze­czy pod­sta­wowe: kto został wzięty do nie­woli, jak to się stało. Kon­takt z arma­to­rem, z rodzi­nami tych osób itd. Tę wie­dzę pozy­skuje się wszel­kimi dostęp­nymi kana­łami, zarówno ofi­cjal­nymi, jak półofi­cjal­nymi, także dys­kre­cjo­nal­nymi. Następ­nie porząd­ku­jemy wie­dzę ope­ra­cyjną o samym zda­rze­niu: gdzie zaszło, oby­wa­tele jakich kra­jów zostali jesz­cze porwani, w jaki spo­sób to się stało. I wtedy też nawią­zuje się kon­takty z insty­tu­cjami z tych kra­jów, któ­rych oby­wa­tele też w tym tkwią. Być może mają one lep­sze moż­li­wo­ści niż my. Naj­pierw trzeba usta­lić, że porwani żyją, nawią­zać z nimi kon­takt albo uzy­skać wia­ry­godny dowód świad­czący o ich kon­dy­cji, tak zwany dowód życia.

A Z PAŃ­STWEM, Z KTÓ­REGO POCHO­DZILI PORY­WA­CZE, TEŻ?

Oczy­wi­ście też, żeby wie­dzieć, z kim mamy do czy­nie­nia. Musimy się także zorien­to­wać, na wodach tery­to­rial­nych jakiego kraju to się zda­rzyło. Sytu­acja z „Sza­fi­rem” działa się na wodach Nige­rii.

PUKAMY DO SŁUŻB PART­NER­SKICH?

Oczy­wi­ście. Są pań­stwa dużo bar­dziej doświad­czone w tego rodzaju porwa­niach i z nimi też trzeba się skon­tak­to­wać, żeby otrzy­mać pomoc, wspar­cie – infor­ma­cyjne czy ope­ra­cyjne. Bo na przy­kład mogą mieć na tery­to­rium danego pań­stwa swo­ich ludzi, któ­rzy są wyzna­czeni do obsłu­gi­wa­nia tego rodzaju sytu­acji, któ­rzy mają kon­takty, wie­dzą, z kim w tym kraju roz­ma­wiać – z jaką służbą, z jakim poli­ty­kiem czy urzęd­ni­kiem, kto jest najbar­dziej decy­zyjny w tych spra­wach.

ALBO Z KTÓ­RYM GANG­STE­REM.

Bywa i tak. Także tu my jeste­śmy od tego, żeby otwie­rać wszyst­kie moż­liwe furtki i wszę­dzie poszu­ki­wać moż­li­wo­ści, bo taka jest wła­śnie rola wywiadu, żeby pro­wa­dzić dzia­ła­nia tego rodzaju. Naj­więk­sza odpo­wie­dzial­ność spo­czywa jed­nak na arma­to­rze. On jest wła­ści­cie­lem statku, zatrud­nia mary­na­rzy, a porwa­nie doty­czy i statku, i osób, które się na nim znaj­dują. Porwa­nie poje­dyn­czych osób wygląda ina­czej niż porwa­nie statku, a jesz­cze inna jest sytu­acja zakład­ni­cza, kiedy nastą­piła napaść na jakiś obiekt nale­żący do pań­stwa, na przy­kład na pla­cówkę dyplo­ma­tyczną. Albo gdy mamy do czy­nie­nia z wdar­ciem się na tery­to­rium i opa­no­wa­niem jakie­goś obiektu – amba­sady, kon­su­latu czy rezy­den­cji amba­sa­dora.

ZAKŁA­DAM – MOŻE BŁĘD­NIE – ŻE PEW­NIE TRUD­NIEJ NEGO­CJUJE SIĘ Z LUDŹMI DZIA­ŁA­JĄ­CYMI Z POBU­DEK POLI­TYCZ­NYCH NIŻ Z RABU­SIAMI, KTÓ­RZY SZU­KAJĄ PO PRO­STU PIE­NIĘ­DZY.

Ina­czej. Pamię­tajmy, że ci, któ­rzy pory­wają dla pie­nię­dzy, też mają wypra­co­wany swój algo­rytm. To jest zor­ga­ni­zo­wana grupa prze­stęp­cza dzia­ła­jąca w okre­ślony spo­sób według takich, a nie innych, dość sche­ma­tycz­nych zacho­wań.

KIEDY PRZY­CHO­DZI TEN MOMENT, W KTÓ­RYM POJA­WIAJĄ SIĘ MITYCZNI „LUDZIE SŁUŻB”? BO SKORO SĄ ARMA­TOR I MSZ, TO MOŻE WAS JUŻ NIE POTRZEBA? KIEDY WKRA­CZAJĄ? CO ROBIĄ?

O tym wszyst­kim już mówi­łem. Spo­ty­kają się na miej­scu z tymi, któ­rzy mogą pomóc w jaki­kol­wiek spo­sób w uwol­nie­niu porwa­nego. Oczy­wi­ście zależy od tego, gdzie to się dzieje, bo wia­domo, że porwani czę­sto są z upro­wa­dzo­nego statku prze­wo­żeni na ląd i ukry­wani. Porwani mogą być zmu­szeni opu­ścić sta­tek. Bo dla pory­wa­czy naj­cen­niej­szym dobrem i naj­ła­twiej­szym do opa­no­wa­nia są ci ludzie.

ILE POL­SKIE PAŃ­STWO PŁACI ZA OBY­WA­TELA?

Pol­skie pań­stwo nie płaci za oby­wa­tela.

NIE? NAWET PORWA­NEGO Z KAŁASZ­NI­KO­WEM PRZY GŁO­WIE?

Raczej to się nie zda­rza, ale każdy przy­pa­dek jest inny. Wia­domo, że decy­zję o ewen­tu­al­nym oku­pie podej­mują poli­tycy, rzą­dzący. Mówiąc wprost, pre­mier. Każdy pre­mier jest inny i każdy ma swoją poli­tykę. Jeśli podej­mie decy­zję, żeby okup zapła­cić, to do jego dostar­cze­nia jest wywiad. Mówimy oczy­wi­ście teo­re­tycz­nie. Są pań­stwa, które ni­gdy pod żad­nym warun­kiem nie płacą, na przy­kład Fran­cja, i wów­czas, jeśli zapłaty nie wezmą na sie­bie inni – rząd innego pań­stwa, arma­tor, rodzina czy jakaś orga­ni­za­cja – los zakład­ni­ków bywa tra­giczny. Są także pań­stwa, które mówią ofi­cjal­nie i publicz­nie, że nie płacą, ale robią to w abso­lut­nej dys­kre­cji, co jest obcią­żone ryzy­kiem, bo może się wydać i zostać wyko­rzy­stane na przy­kład do roz­gry­wek poli­tycz­nych.

MÓWIMY O DUŻYCH SUMACH?

To zależy od indy­wi­du­al­nych przy­pad­ków i te kwoty mogą być bar­dzo różne. Z mojej wie­dzy wynika, że są to duże pie­nią­dze – kilka milio­nów dola­rów.

OD GŁOWY?

Bar­dzo róż­nie. Bywa, że tak. Gene­ral­nie osta­teczna kwota zależy od splotu oko­licz­no­ści, przy­ję­tej tak­tyki nego­cja­cyj­nej.

Mary­na­rze z „Sza­fira” wró­cili.

Pol­scy mary­na­rze wró­cili, i to bar­dzo szybko. Wszy­scy inni, o ile pamię­tam, też. Nikomu nie zależy na tym, żeby nie wró­cili.

ŻEBY ZABI­JAĆ TOWAR?

Tak. Bo to może spo­wo­do­wać pro­blem dla takich pirac­kich sza­jek. Dzia­ła­nia tego rodzaju są kło­po­tem dla pań­stwa, na tery­to­rium któ­rego takie zja­wi­sko funk­cjo­nuje. Swego czasu, w latach 2010–2012, było bar­dzo nie­bez­piecz­nie u wybrzeży Soma­lii. Jeśli cho­dzi o porwa­nie „Sza­fira”, stało się to na wodach tery­to­rial­nych Nige­rii. To pań­stwo jest dosyć sta­bilne, ma okre­śloną pozy­cję. W jego inte­re­sie nie leży, żeby roz­wi­jało się tam pirac­two. Inna rzecz, że pirac­two może być kon­se­kwen­cją wewnętrz­nych kon­flik­tów. W Nige­rii toczy się wojna domowa. Taka dzia­łal­ność jak porwa­nia jest kon­se­kwen­cją, funk­cją tej wojny. Nie­które siły wyko­rzy­stują je jako ele­ment zdo­by­wa­nia prze­wagi nad rywa­lami.

KIEDY W 2009 ROKU PORWANO AME­RY­KA­NINA, RICHARDA PHIL­LIPSA, RUSZYŁ PO NIEGO POTĘŻNY ZESPÓŁ LUDZI. PIĘĆ DNI PÓŹ­NIEJ DWÓCH Z TRZECH PORY­WA­CZY NIE ŻYŁO. TAK DZIAŁA SILNE PAŃ­STWO. SŁABE PAŃ­STWO PŁACI?

Nie, tak powie­dzieć nie można. Kraje, które nie mają tra­dy­cji tego rodzaju dzia­łań – nie wysy­łają takich ekip. To nie zna­czy, że one są słabe.

PAŃ­STWO, KTÓRE NIE JEST W STA­NIE ZADZIA­ŁAĆ I WYSŁAĆ PRZE­SZKO­LO­NEJ GRUPY OPE­RA­TO­RÓW WOJSK SPE­CJAL­NYCH, NIE JEST W STA­NIE ICH TAM DOSTAR­CZYĆ I ODBIĆ PORWA­NEGO OBY­WA­TELA, JEST SŁABE.

Powtó­rzę, to nie jest słabe pań­stwo. To jest pań­stwo, które nie pro­wa­dzi poli­tyki glo­bal­nej. To jest pań­stwo mające po pro­stu inną kul­turę, inną kon­cep­cję zapew­nie­nia bez­pie­czeń­stwa i które z tego powodu nie dys­po­nuje takim rodza­jem sił. Powo­łuje się pan na przy­kład USA, które jest glo­bal­nym mocar­stwem, to nie jest repre­zen­ta­tywny przy­kład.

NIE CHCĘ SIĘ­GAĆ PO DEMA­GO­GICZNE ARGU­MENTY, ALE CZUJĘ SIĘ ZMU­SZONY. PORWANY WE WRZE­ŚNIU 2008 ROKU PRZEZ TALI­BÓW PIOTR STAŃ­CZAK PEW­NIE CIE­SZYŁ SIĘ, ŻE „MAMY INNĄ KUL­TURĘ BEZ­PIE­CZEŃ­STWA”… DO LUTEGO 2009, KIEDY OBCIĘTO MU GŁOWĘ.

To było tra­giczne wyda­rze­nie, któ­rego można było unik­nąć, nawet nie mając spe­cjal­nych jed­no­stek, o któ­rych pan wspo­mi­nał. Pamię­tajmy, że zawsze ist­nieje także moż­li­wość sko­rzy­sta­nia ze wspar­cia sojusz­ni­ków, jeśli zapad­nie decy­zja o siło­wym roz­wią­za­niu sytu­acji zakład­ni­czej.

MIE­LI­ŚMY TAM WTEDY CAŁ­KIEM POWAŻNE SIŁY. MIE­LI­ŚMY ROZ­PO­ZNA­NIE. W AFGA­NI­STA­NIE DZIA­ŁAŁY WTEDY SKW I SWW. PRZY­PUSZ­CZAM, ŻE AW TEŻ. CZEGO ZABRA­KŁO, ŻEBY ON PRZE­ŻYŁ?

Bar­dzo wielu rze­czy zabra­kło. Przede wszyst­kim koor­dy­na­cji dzia­łań pomię­dzy poszcze­gól­nymi ele­men­tami sys­temu zarzą­dza­nia takimi sytu­acjami. Wów­czas nie mie­li­śmy jesz­cze wyćwi­czo­nego tego sys­temu. Nie dys­po­no­wa­li­śmy ade­kwat­nymi struk­tu­rami i mecha­ni­zmami zarzą­dza­nia tego typu sytu­acjami na pozio­mie pań­stwo­wym. One powstały póź­niej, w ramach wycią­ga­nia wnio­sków z tego dra­matu. Jed­nak ówcze­sna odpo­wiedź naszego pań­stwa nosiła zna­miona spon­ta­nicz­nej impro­wi­za­cji.

A MOŻE KOMUŚ ZWY­CZAJ­NIE ZABRA­KŁO, PRZE­PRA­SZAM ZA OKRE­ŚLE­NIE, „JAJ”, ŻEBY POD­JĄĆ DECY­ZJĘ: „TAK, TO NASZ CZŁO­WIEK, NASZ OBY­WA­TEL. NO ONE LEFT BEHIND!”.

Nie szar­żujmy. Wysy­ła­nie GROM-u nic w tej sytu­acji by nie dało. To abso­lut­nie nie ten przy­pa­dek, nasze siły w tym rejo­nie były jed­nak skromne i bar­dzo odda­lone od tery­to­rium, na któ­rym wszystko się działo. I było to tery­to­rium Paki­stanu. Zabra­kło oczy­wi­ście decy­zji, zabra­kło roz­wagi, odpo­wie­dzial­no­ści na szcze­blu poli­tycz­nym pań­stwa, rządu. To z całą pew­no­ścią. Zabra­kło deter­mi­na­cji i woli walki na szcze­blu poli­tycz­nym.

DO KOGO NALE­ŻAŁA OSTA­TECZNA DECY­ZJA?

Z mojej wie­dzy wynika, że naj­więk­szą winę ponosi szcze­bel stra­te­giczny.

Ładne, bar­dzo ele­ganc­kie okre­śle­nie pre­miera.

Inna rzecz, że te insty­tu­cje, które zostały wymie­nione: i dyplo­ma­cja, i wywiad, i inne służby pań­stwowe nie wyka­zały tutaj mak­si­mum sta­ran­no­ści. Abso­lut­nie nie wyko­rzy­stano bar­dzo dobrych rela­cji z Ame­ry­ka­nami, któ­rzy byli tam wyjąt­kowo mocni i dys­po­no­wali instru­men­tami naci­sku na służby paki­stań­skie. Tutaj ewi­dent­nie mie­li­śmy do czy­nie­nia z bra­kiem współ­pracy struk­tur pań­stwa odpo­wie­dzial­nych za takie sytu­acje, ale rów­nież była to kon­se­kwen­cja braku doświad­cze­nia.

PO PRO­STU SPLOT NIE­SZCZĘŚĆ.

Do tego spe­cy­ficzna sytu­acja poli­tyczna wewnątrz kraju, mani­fe­sta­cyjne dystan­so­wa­nie się pre­miera od spraw służb. Na to nało­żyły się rów­nież typowy pol­ski bała­gan i nie­chęć do anga­żo­wa­nia się w tak skom­pli­ko­wane sytu­acje, wbrew pozo­rom my nie jeste­śmy tam obecni jako pań­stwo. W Paki­sta­nie – w ogóle. Nasza obec­ność tam jest sym­bo­liczna.

CZY BYŁ JAKIŚ TAJEM­NI­CZY OFE­RENT, KTÓRY ZGŁO­SIŁ SIĘ Z WIE­DZĄ NA TEMAT MIEJ­SCA PRZE­TRZY­MY­WA­NIA STAŃ­CZAKA?

Postę­po­wa­nie Agen­cji w spra­wie porwa­nia Pio­tra Stańczka było przed­mio­tem dro­bia­zgo­wej ana­lizy w ramach zarzą­dzo­nego przeze mnie audytu otwar­cia. Podob­nie zresztą jak w przy­padku kil­ku­dzie­się­ciu innych ope­ra­cji, zwłasz­cza tych, które zakoń­czyły się nie­po­wo­dze­niem. Wyniki tych ana­liz zostały szcze­gó­łowo opi­sane w rapor­cie z audytu. W spra­wie Stań­czaka zabra­kło tego, co w kie­row­nic­twie każ­dej służby wywia­dow­czej jest konieczne, czyli odwagi w pla­no­wa­niu i podej­mo­wa­niu decy­zji. Skoro naj­wyż­sze wła­dze poli­tyczne nie były w sta­nie pod­jąć jakiej­kol­wiek sen­sow­nej decy­zji, to wywiad (choć zwy­kle czeka na zada­nia) tym razem powi­nien wyka­zać ini­cja­tywę i na wła­sne ryzyko uru­cho­mić dzia­ła­nia. Deter­mi­na­cja i zde­cy­do­wa­nie wywiadu mogło skło­nić decy­den­tów poli­tycz­nych do ich zatwier­dze­nia _post fac­tum_. Nie­stety, tak się nie stało, nic nie zapro­po­no­wano, w AW wów­czas zapa­no­wał dziwny marazm. Rząd pozo­sta­wił sprawy swo­jemu bie­gowi, licząc na łut szczę­ścia. Efekt znamy.

ZŁE JĘZYKI POWIA­DAJĄ, ŻE KILKA LAT PO PORWA­NIU I ŚMIERCI STAŃ­CZAKA AGEN­CJA JED­NAK WPA­DŁA NA TROP PORY­WA­CZY. NIE BĘDĘ CYTO­WAŁ, BO SIĘ TO DO CYTO­WA­NIA NIE NADAJE, ALE MÓWIĄ, ŻE DZIA­ŁA­NIA PO ZNA­LE­ZIE­NIU TROPU BYŁY, NAZWIJMY TO EUFE­MI­STYCZ­NIE, BAAAAR­DZO… OGRA­NI­CZONE.

Uni­kam komen­to­wa­nia plo­tek, jed­nak pań­skie słowa potwier­dzają wprost moją ocenę sytu­acji, to zna­czy brak odwagi i zde­cy­do­wa­nia w reago­wa­niu na sytu­ację.

KTO SIE­DEM LAT PÓŹ­NIEJ MIAŁ NAJ­WIĘ­CEJ DO POWIE­DZE­NIA W NIGE­RII? DO KOGO ZWRÓ­CI­LI­ŚMY SIĘ Z PROŚBĄ?

Do wszyst­kich, któ­rzy wtedy byli tam obecni. Nie mogę dzie­lić się pre­cy­zyjną wie­dzą na ten temat ze względu na wymogi taj­no­ści. Przy­kro mi.

TO INA­CZEJ: KTO ODPO­WIE­DZIAŁ POZY­TYW­NIE?

Wszyst­kie pań­stwa, które są obecne w tym rejo­nie, i to mnie bar­dzo ucie­szyło. Spo­tka­li­śmy się z dużym wspar­ciem naszych part­ne­rów. Ale w grun­cie rze­czy to i tak się oparło w naj­więk­szym stop­niu na ści­słej, bli­skiej współ­pracy z miej­sco­wymi wła­dzami.

KONIEC KOŃ­CÓW, POLE­CIAŁ TAM KTOŚ NA PASZ­POR­CIE DYPLO­MA­TYCZ­NYM Z WALI­ZECZKĄ, PRZE­KA­ZAŁ JĄ I POWIE­DZIAŁ: „TU JEST KASA, ODDAJ­CIE NASZYCH MARY­NA­RZY”?

Pole­cieli nasi ludzie z pasz­por­tami dyplo­ma­tycz­nymi. Na miej­scu dopro­wa­dzili do uwol­nie­nia naszych oby­wa­teli i razem z nimi wró­cili. Dzia­łali w real­nym zagro­że­niu życia, a mimo to ich inte­li­gen­cja i zimna krew spra­wiły, że wszystko zakoń­czyło się ina­czej niż w spra­wie Pio­tra Stań­czaka. Po powro­cie do kraju zespół został przeze mnie wyna­gro­dzony. Hoj­nie. To wszystko. Wię­cej opo­wiem może za dwa­dzie­ścia albo trzy­dzie­ści lat.

CZYLI NIE „SIŁA RAZY RAMIĘ”, ALE ROZUM, GOD­NOŚĆ I INTE­LI­GEN­CJA OFI­CERA? NAWIA­SEM MÓWIĄC, UDZIAŁ W UWOL­NIE­NIU POLA­KÓW MIAŁ MIEĆ TAKŻE GENE­RAŁ GRO­MO­SŁAW CZEM­PIŃ­SKI, O CZYM POWIE­DZIAŁ W JED­NYM Z WYWIA­DÓW PRA­SO­WYCH. MIAŁ?

No nie poje­chali tam z kara­bi­nami i ich nie odbi­jali jak SAS w Sierra Leone, tylko dopro­wa­dzili do tego, sto­su­jąc cały zespół środ­ków per­swa­zyjno-nego­cja­cyjno-ope­ra­cyj­nych. Wypo­wie­dzi o zaan­ga­żo­wa­niu gene­rała Czem­piń­skiego ze zro­zu­mia­łych wzglę­dów nie będę komen­to­wał. Nie mogę jej ani potwier­dzić, ani zaprze­czyć.

Kwie­cień 2016, uro­czy­stość z oka­zji Święta 3 Maja połą­czona z wrę­cza­niem odzna­czeń i awan­sów w stop­niu, Muzeum Powsta­nia War­szaw­skiego (od lewej: mini­ster Mariusz Kamiń­ski, pre­mier Beata Szy­dło, płk Grze­gorz Małecki)

„ZESPÓŁ ŚROD­KÓW PER­SWA­ZYJNO-NEGO­CJA­CYJNO-OPE­RA­CYJ­NYCH”. BRZMI TO PRA­WIE TAK SEK­SOW­NIE JAK NUMER 007.

Ale intry­gu­jąco (śmiech). Na miej­scu, przy współ­pracy i pomocy władz lokal­nych, doszło do uwol­nie­nia. Trzeba było rze­czy­wi­ście nawią­zać kon­takt i wyne­go­cjo­wać odpo­wied­nie warunki uwol­nie­nia. Już na tym zamknijmy temat.

A WŁA­ŚNIE, ROZ­STRZY­GNIJMY TO W KOŃCU: OFI­CER POL­SKIEGO WYWIADU MA LICENCE TO KILL?

Nie­mą­dry i szko­dliwy mit. Każdy, kto by coś takiego auto­ry­zo­wał, dawał na to zgodę, według pol­skiego prawa popeł­niałby prze­stęp­stwo.

MAMY TO ZA SOBĄ, WRÓĆMY WIĘC DO PORWAŃ. NA PRZY­KŁAD POL­SKICH DZIEN­NI­KA­RZY NA BLI­SKIM WSCHO­DZIE. TO CHYBA TRO­CHĘ BAR­DZIEJ SKOM­PLI­KO­WANE NIŻ W PRZY­PADKU „SZA­FIRA”?

W Syrii. To była dużo trud­niej­sza sytu­acja, dla­tego że oni rów­nież mieli w tym swój udział.

NO CHYBA NIE POWIE PAN, ŻE SAMI SIĘ PORWALI.

Powiem tak: mieli bar­dzo dużo szczę­ścia. Rów­nież w kon­tek­ście sytu­acji, jaka ist­niała w tam­tym regio­nie. Po pro­stu dostali się w ręce ludzi, któ­rym się wyda­wało, że rybki, które wpa­dły w sieć, są wysłan­ni­kami znie­na­wi­dzo­nego Zachodu. A prawda jest taka, że wyje­chali na wła­sną rękę, lek­ce­wa­żąc bar­dzo poważne, wła­ści­wie eks­tre­malne, ryzyko.

W PRZY­PADKU PORWAŃ NA PRZY­KŁAD W ROGU AFRYKI PORWA­NEMU RACZEJ NIE SPAD­NIE – DO CZASU – WŁOS Z GŁOWY. BO JEST, BRZYDKO MÓWIĄC, TOWA­REM. A W SYRII?

W Syrii dzien­ni­ka­rzom real­nie gro­ziła utrata życia. Sytu­acja była wyjąt­kowo skom­pli­ko­wana. Ist­niały tam podziały rodzinne, ple­mienne, orga­ni­za­cyjne. Cały kon­glo­me­rat nie­sprzy­ja­ją­cych oko­licz­no­ści, który w pierw­szych dniach obró­cił się prze­ciwko nim.

Lipiec 2016, sie­dziba AW, wizyta dyrek­tora gene­ral­nego MUST (szwedzka agen­cja odpo­wie­dzialna za wywiad i kontr­wy­wiad, ulo­ko­wana w struk­tu­rach armii) gene­rała-majora Gun­nara Karl­sona

MAMOŃ I GŁO­WACKI MIELI SZCZĘ­ŚCIE. PORWA­NIE W 2015 ROKU W SYRII PRZEZ BOJOW­NI­KÓW ISLAM­SKICH – CHOĆ NIE Z ISIS – NIE JEST WYGRANĄ NA LOTE­RII.

Wpa­dli w ręce ludzi, któ­rzy nie wie­rzyli, że oni są dzien­ni­ka­rzami, i byli bar­dzo nega­tyw­nie nasta­wieni wobec ludzi z Zachodu. Krótko mówiąc, byli prze­ko­nani, że tra­fili na praw­dzi­wych zachod­nich szpie­gów.

A ILE PRAWDY JEST W TYM, ŻE PORWANI WRĘCZ CHEŁ­PILI SIĘ „WSPAR­CIEM POL­SKICH INSTY­TU­CJI”, CO DOTARŁO DO USZU PORY­WA­CZY, KTÓ­RZY GŁO­ŚNO POWIE­DZIELI: „NO TO KARTY NA STÓŁ, PANO­WIE”?

Nic mi o tym nie wia­domo.

KTOŚ SIĘ SZE­ROKO UŚMIECH­NĄŁ I ZACZĄŁ OSTRZYĆ NÓŻ?

Na ich korzyść zadzia­łało to, że tra­fili przed lokalny sąd – nie w rozu­mie­niu zachod­nim, raczej ple­mienną szurę (radę), co aku­rat zakoń­czyło się dla nich pozy­tyw­nie. A póź­niej, dzięki sta­ra­niom… hm… róż­nych zaan­ga­żo­wa­nych w to osób i insty­tu­cji.

AGEN­CJI WYWIADU TEŻ?

No oczy­wi­ście. To był splot oko­licz­no­ści, który dopro­wa­dził do tego, że po zasto­so­wa­niu wypra­co­wa­nych środ­ków i sko­rzy­sta­niu z pew­nych kon­tak­tów towa­rzy­skich udało się prze­ko­nać pory­wa­czy, że podej­rze­nia, jakie mają w sto­sunku do Pola­ków, są nie­praw­dziwe.

SZCZĘ­ŚLIWY SPLOT OKO­LICZ­NO­ŚCI I KON­TAKTY TOWA­RZY­SKIE BYŁY, JAK SŁY­SZA­ŁEM, WSPARTE SUMĄ Z SZE­ŚCIOMA ZERAMI.

Bez­pod­stawne opo­wie­ści. Sprzy­ja­jącą oko­licz­no­ścią dla porwa­nych były ich związki w prze­szło­ści z dia­sporą cze­czeń­ską w Pol­sce. Wśród bojow­ni­ków ISIS na tam­tym tery­to­rium było wielu Cze­cze­nów. To była ta oko­licz­ność, która pozwo­liła na szczę­śliwy finał.

AŻ SIĘ CHCE ZAPY­TAĆ, CZY PEWNA KOBIETA, BLI­SKA WAŻ­NEMU W TYCH SPRA­WACH MINI­STROWI, TUTAJ ZADZIA­ŁAŁA?

Nie, to jest bez związku. Ale warto o tym powie­dzieć, że ich wydo­by­cie i powrót do Pol­ski bar­dzo pod­nio­sły nasz pre­stiż w mię­dzy­na­ro­do­wym śro­do­wi­sku służb wywia­dow­czych. Wró­cili chyba w Wigi­lię albo w pierw­szy dzień świąt Bożego Naro­dze­nia. W tym cza­sie byłem na krót­kim łączu z mini­strem i rela­cjo­no­wa­łem mu wyda­rze­nia na bie­żąco. Ucie­szył się, bo porwani byli jego kole­gami. Wieść o tym naszym suk­ce­sie roze­szła się w śro­do­wi­sku służb wywia­dow­czych, budząc duże uzna­nie.

I PEW­NIE ZARAZ USŁY­SZĘ, ŻE INNI PRZY­SZLI PO RADĘ, POMOC…

Oczy­wi­ście! Zaczęli się usta­wiać w kolejce kole­dzy z innych służb, któ­rzy mieli w Syrii porwa­nych dzien­ni­ka­rzy, i od wielu mie­sięcy nie mogli sku­tecz­nie zamknąć tych sytu­acji zakład­ni­czych, czyli, mówiąc wprost, dopro­wa­dzić do uwol­nie­nia swo­ich oby­wa­teli. Pro­sili o pomoc, radę.

POMO­GLI­ŚMY?

Sta­ra­li­śmy się jak naj­bar­dziej pomóc. Podzie­lić się przede wszyst­kim pomy­słem i spo­so­bem wyko­na­nia.

A KOMU PRZY­PIĘTO MEDALE?

Tym, któ­rzy to robili. To już była moja w tym głowa. Zapro­si­łem mini­stra na małą uro­czy­stość odczy­ta­nia listów pochwal­nych włą­czo­nych do akt, wrę­cza­nia im nagród – pie­nięż­nych i innych. Mam zasadę, że zarówno nagroda, jak i kara muszą poja­wić się pra­wie natych­miast po zda­rze­niu. Żeby miała walor moty­wa­cyjny albo, nazwijmy to, wycho­waw­czy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: