- promocja
W co grają ludzie. Psychologia stosunków międzyludzkich - ebook
W co grają ludzie. Psychologia stosunków międzyludzkich - ebook
Patrz, co przez ciebie zrobiłem! Dlaczego nie…? – Tak, ale… Ja tylko próbuję ci pomóc! Będziecie jeszcze dumni, że mnie znacie! Książka Erica Berne’a ukazała się po raz pierwszy sześćdziesiąt lat temu. Mimo upływu czasu jej popularność w Polsce i na świecie nie zmalała. Tysiące Czytelników sięgają po ten tekst, by przyjrzeć się społecznym grom, w których uczestniczymy każdego dnia, nie zdając sobie z tego sprawy. I choć społeczne realia od lat 60. XX wieku bardzo się zmieniły, koncepcja Berne’a doskonale wyjaśnia i opisuje interakcje, prowadzone przez nastakże dziś.
- Czy w relacjach międzyludzkich jesteśmy skazani na granie w gry?
- Jaka jest alternatywa dla gier?
- Czy istnieje szansa na wydostanie się z tych pułapek i spontaniczne, autentyczne relacje?
Nowe wydanie książki otwiera znakomita przedmowa autorstwa Profesora Bogdana de Barbaro. W tym wydaniu Czytelnik znajdzie również wyjaśnienie trudniejszych pojęć – konsultację merytoryczną przygotowała Joanna Skowrońska. Sednem obserwacji Berne’a jest fakt, wydawałoby się, prosty i oczywisty: to, co do siebie mówimy i jak do siebie mówimy, ma swoje dodatkowe, na pierwszy rzut oka ukryte znaczenie, a dotarcie do tego, co „między wierszami” i „na marginesie”, jest krokiem ku wyjściu z komunikacyjnej pułapki i ku odzyskiwaniu sprawczości podmiotowej. Jesteśmy też zachęcani do otwartości percepcyjnej, wrażliwości na świat (jakże dzisiaj trudnej, skoro często zapośredniczonej przez smartfonowy obraz świata i ludzi), do nonkonformizmu, do decyzyjności i – na ile to możliwe – do sprawczości i wolności (nazywanej przez Berne’a spontanicznością). A także do intymności, którą w pewnym momencie nazywa wprost miłością. Ale głównym wątkiem książki są gry. Nie sądzę, by naszym zadaniem było traktowanie tej książki jak podręcznika, który nas nauczy, jakie są gry, w które bywamy uwikłani, i na czym poszczególne gry polegają. Ale zapoznanie się z ich szerokim wachlarzem może nas uczynić uważnymi i wrażliwymi, a świadomość, że uczestniczymy w jakiejś grze, może być swego rodzaju znakiem ostrzegawczym, a może nawet znakiem „stop”. Bo uczestnicząc w tych grach, detalicznie przez autora opisanych, skazujemy się na role bezwiednych i bezwolnych aktorów, zaś demaskując grę i z niej wychodząc, odzyskujemy pozytywną współsprawczość w relacji. A więc nie musimy się uczyć gier Bernowskich, ale powinniśmy sprawdzić i uwrażliwić się, czy w nie gramy i co nas wciąga do gry. Z przedmowy prof. dr. hab. Bogdana de Barbaro
Kategoria: | Psychologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-01-23614-4 |
Rozmiar pliku: | 3,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Książka ta w pierwotnym zamierzeniu miała stanowić uzupełnienie mojej pracy Transactional Analysis in Psychoterapy. Została ona jednak zaplanowana tak, że tworzy osobną całość. Teoria potrzebna do analizy i jasnego zrozumienia gier przedstawiona jest w części I. Część II zawiera opisy poszczególnych gier. Część III mieści w sobie nowy materiał kliniczny i teoretyczny, który razem z dawniejszym, pozwala w pewnym sensie zrozumieć, co znaczy być wolnym od gry. Szersze informacje na ten temat znaleźć można w mojej wcześniejszej pracy. Czytelnik obu prac zauważy, że oprócz rozwoju teorii nastąpiły drobne zmiany w terminologii i ujęciu tematu, oparte na głębszym przemyśleniu, dalszych lekturach oraz nowym materiale klinicznym.
O zapotrzebowaniu na tę książkę świadczą prośby zainteresowanych studentów i słuchaczy o listy gier czy też o dalsze opracowanie gier, omówionych krótko jako przykłady w trakcie wyjaśniania ogólnych zasad analizy transakcyjnej. Dziękuję też w tym miejscu studentom i słuchaczom, a zwłaszcza wielu pacjentom, którzy wykrywali i nazwali nowe gry, szczególnie wdzięczny jestem Barbarze Rosenfeld za jej wiele uwag o sztuce i sensie słuchania, zaś Melvinowi Boyce’owi, Josephowi Concannonowi, dr. Franklinowi Ernstowi, dr. Gordonowi Gritterowi, Frances Matson, dr. Rayowi Poindexterowi i innym za ich samodzielne odkrycia lub potwierdzenie znaczenia wielu gier. Claud Steiner, były kierownik naukowy seminarium psychiatrii społecznej w San Francisco, a obecnie pracownik wydziału psychologii Uniwersytetu Michigan, zasługuje na specjalną wzmiankę z dwóch powodów. Przeprowadził on pierwsze eksperymenty potwierdzające wiele teoretycznych założeń ukazanych w tej publikacji i w rezultacie bardzo dopomógł w zrozumieniu, czym jest autonomia i intymność. Podziękowania należą się także Violi Litt, sekretarzowi seminarium, i Mary N. Williams, mojej sekretarce, za ich stałą pomoc, jak również Anne Garret za jej pracę nad korektą.
Semantyka
Dla zwięzłości gry opisane są głównie z męskiego punktu widzenia, chyba że są czysto kobiece. W ten sposób najważniejszy gracz jest zazwyczaj określany jako „on”, ale bez uszczerbku dla gry, jeśli sytuacja jest tak sama (chyba że inaczej ją oznaczono), może być łatwo naszkicowana dla „niej”, mutatis mutandis. Jeżeli rola kobieca istotnie różni się od męskiej, traktuje się ją oddzielnie. Terapeuta z tego samego powodu desygnowany jest jako „on”. Terminologia i ujęcie tematu są dostosowane do poziomu wiedzy praktykującego klinicysty, ale i dla przedstawicieli innych zawodów książka może być interesująca i użyteczna.
Analizę transakcyjną gier należy ściśle odróżnić od rozwijającej się nauki pokrewnej – matematycznej analizy gier, chociaż wiele terminów użytych w tekście, np. „wypłata”, jest wspólnych. Zainteresowanych matematyczną teorią gier odsyłamy do pracy Games and Decisions R. D. Luce’a i H. Raiffa.
Carmel, California, May 1962WSTĘP
1. STOSUNKI SPOŁECZNE
Teorię stosunków społecznych, dosyć szczegółowo naszkicowaną w Transactional Analysis, można podsumować następująco:
Spitz stwierdził, że niemowlęta pozbawione przez dłuższy czas opieki będą stopniowo popadać w nieodwracalne otępienie i w końcu mogą ulec powikłaniom chorobowym. W rzeczy samej, stan określany przez niego jako deprywacja emocjonalna może mieć zgubny rezultat. Na podstawie tych obserwacji powstało pojęcie głodu bodźców. Okazuje się, że najkorzystniejsze są bodźce, których dostarcza bliskość fizyczna. Wniosek ten jest zgodny z codziennym doświadczeniem.
Podobne zjawisko obserwuje się u osób dorosłych poddanych deprywacji sensorycznej. W sytuacji eksperymentalnej deprywacja taka może wywoływać krótkotrwałą psychozę albo spowodować co najmniej przejściowe zaburzenia psychiczne. Podobne skutki deprywacji społecznej i sensorycznej dostrzeżono już dawniej u osób skazanych na długotrwałe przebywanie w 1-osobowej celi. Długotrwałe odosobnienie stanowi rzeczywiście jedną z najstraszniejszych kar nawet dla więźniów odpornych na fizyczną brutalność, i jest obecnie często stosowane jako środek prowadzący do osiągnięcia określonych celów politycznych.
Z biologicznego punktu widzenia niewykluczone, że deprywacja emocjonalna i sensoryczna może wywołać, mniej lub bardziej wprost, zmiany organiczne w mózgu. Przy braku dostatecznej stymulacji układu siatkowego pnia mózgu może, przynajmniej pośrednio, dojść do zmian zwyrodnieniowych w komórkach nerwowych. Mogą one być wtórnym skutkiem niedożywienia, ale niedożywienie samo bywa rezultatem apatii, jak u dzieci cierpiących na marazm. Można więc przyjąć istnienie biologicznego łańcucha – od deprywacji emocjonalnej i sensorycznej, poprzez apatię, do zmian zwyrodnieniowych i śmierci. W tym sensie głód bodźców może mieć taki sam związek z szansą przetrwania ludzkiego organizmu jak głód pożywienia.
W rzeczywistości głód bodźców nie tylko biologicznie, ale także psychologicznie i społecznie pod wieloma względami przypomina głód pożywienia. Takie określenia, jak niedożywienie, przesyt, smakosz, łakomczuch, kaprysić, asceta, sztuka kulinarna i dobra kuchnia, łatwo przenieść z dziedziny odżywiania na dziedzinę wrażeń. Przejedzenie się ma swój odpowiednik w nadmiernej stymulacji. W obu dziedzinach, w zwykłych warunkach, przy obfitym i urozmaiconym zaopatrzeniu wybór zależeć będzie od osobistych upodobań. Być może wiele takich upodobań jest zdeterminowanych konstytucyjnie, ale to już nie należy do tematu.
Psychiatra społeczny szczególnie interesuje się pytaniem, co dzieje się z niemowlęciem po oddaleniu go od matki, w trakcie normalnego rozwoju. Dotychczasowy stan badań można podsumować następującym zdaniem: „Jeżeli nie jesteś głaskany, twój rdzeń kręgowy usycha”. Stąd, po zakończeniu okresu bliskiej intymności z matką jednostka przez resztę swego życia stoi przed trudnym wyborem, od którego zależy jej los i przetrwanie. Z jednej strony rozmaite siły społeczne, psychologiczne i biologiczne przeszkadzają w utrzymaniu fizycznej bliskości typu niemowlęcego, z drugiej – człowiek nieustannie do niej dąży. W rezultacie zazwyczaj godzi się na kompromis. Uczy się zadowalać bardziej subtelnymi, nawet symbolicznymi formami dotyku, aż w końcu wystarcza mu tylko powitalne kiwnięcie głową, chociaż jego pierwotne dążenie do fizycznego kontaktu wcale nie musi słabnąć. Dochodzenie do kompromisu można określić różnymi terminami, np. jako sublimację, ale niezależnie od nazwy, jego rezultatem jest częściowe przekształcenie niemowlęcego głodu bodźców w coś, co można by nazwać głodem poznawczym. W miarę, jak złożoność kompromisu wzrasta, ludzie coraz bardziej różnicują się w swych dążeniach do poznania i właśnie te różnice wprowadzają urozmaicenie w stosunkach społecznych i decydują o losie człowieka. Aktor filmowy może potrzebować setek „głasków” na tydzień od anonimowej masy wielbicieli, by uchronić swój „rdzeń kręgowy przed uschnięciem”, natomiast naukowiec może być fizycznie i psychicznie zdrowy, otrzymując jeden „głask” rocznie od poważanego mistrza.
Głaskanie występuje tu jako ogólny termin określający kontakt fizyczny. W praktyce przybiera ono formy rozmaite. Niektórzy dosłownie głaszczą niemowlę, inni tulą je lub poklepują, jeszcze inni szczypią je w zabawie albo prztykają koniuszkiem palca. Wszystkie te zachowania mają swe odpowiedniki w rozmowie, tak że można przewidzieć, jak dana osoba będzie dotykała niemowlęcia, analizując jej sposób mówienia. Znaczenie terminu „głaskanie” można rozszerzyć na wszelkie akty zwracania uwagi na obecność innej osoby. A więc „głask” będzie dla nas podstawową jednostką funkcjonowania społecznego. Wymiana „głasków” tworzy transakcję, która jest jednostką stosunków społecznych.
W odniesieniu do teorii gier wyłania się tu zasada, w myśl której każdy stosunek społeczny, bez względu na swój charakter ma biologiczną przewagę nad brakiem stosunku w ogóle. Wykazał to eksperymentalnie S. Levine w swych znakomitych doświadczeniach na szczurach. Udowodniły one korzystny wpływ dotyku nie tylko na rozwój fizyczny, psychiczny i emocjonalny, ale i na biochemię mózgu, a nawet odporność na białaczkę. Znamienną cechą tych eksperymentów było odkrycie, że delikatny dotyk i bolesne wstrząsy elektryczne były jednakowo skuteczne dla zachowania zdrowia zwierząt.
To naukowe potwierdzenie naszych wcześniejszych uwag pozwala nam z większą ufnością przejść do następnej części.
2. STRUKTURALIZOWANIE CZASU
Przyjmujemy, że dotykanie niemowląt i jego symboliczny równoważnik u osób dorosłych – poznawanie – jest niezbędne do przetrwania. Powstaje pytanie: „Co dalej?”. Mówiąc wprost, co robić po wymianie pozdrowień niezależnie od tego, czy będą one miały formę studenckiego „cześć”, czy też trwającego kilka godzin wschodniego rytuału? Po zaspokojeniu głodu bodźców i głodu poznawczego pojawia się głód struktur. Dla dojrzewającej młodzieży nieustannym problemem jest: „Co mam mu (jej) powiedzieć?”. Zresztą nie tylko młodzież bardzo nieprzyjemnie odczuwa społeczną lukę, okres milczenia, nieustrukturalizowany czas, kiedy nikt z obecnych nie potrafi powiedzieć niczego ciekawszego niż: „Nie uważasz, że ściany są dziś pionowe?”. Człowiek ma wieczny problem z ustrukturalizowaniem godziny swojego czuwania. W sensie egzystencjalnym funkcja wszystkich istot społecznych polega na wzajemnym użyczaniu sobie wsparcia w drodze do tego celu.
Operacyjny aspekt strukturalizowania czasu można nazwać programowaniem. Ma ono trzy postacie: materialną, społeczną i indywidualną. Najbardziej powszechna, wygodna i użyteczna metoda strukturalizowania czasu polega na stworzeniu planu działania w materii świata zewnętrznego, co w języku codziennym nazywa się pracą. Plan taki technicznie określa się mianem aktywności. Termin „praca” jest nieodpowiedni, ponieważ z punktu widzenia ogólnej teorii psychiatrii społecznej stosunki społeczne są także formą pracy. Programowanie materialne jest skutkiem zetknięcia się człowieka ze zmiennością świata zewnętrznego. Integruje nas ono tylko w tej mierze, w jakiej aktywność ta stwarza formę dla „głaskania”, poznawania i innych bardziej złożonych form stosunków społecznych. Programowanie materialne nie jest par excellence problemem społecznym; w swej istocie opiera się na przetwarzaniu danych. Budowanie łodzi wymaga długiej serii pomiarów i ocen prawdopodobieństwa i wszelka towarzysząca temu wymiana społeczna musi być im podporządkowana, by budowa mogła posuwać się naprzód.
Programowanie społeczne daje w efekcie tradycyjne wymiany rytualne lub semirytualne. Podstawowym kryterium jest tu układność, potocznie zwana dobrymi manierami. Rodzice we wszystkich częściach świata uczą swoje dzieci manier, przez co poznają one właściwe sposoby pozdrawiania się, jedzenia, wydalania, rytuały zalotów i żałoby. Uczą się też, co wolno, a czego nie wolno poruszać w rozmowie, taktu i dyplomacji. Część z tych nauk jest uniwersalna, część zaś ma zasięg lokalny. Czkanie przy posiłkach albo pytanie o zdrowie małżonki może być dobrze widziane lub też zabronione przez lokalną, odziedziczoną po przodkach tradycję; faktycznie pomiędzy tymi dwoma szczególnymi rodzajami transakcji istnieje wysoki stopień odwrotnej korelacji. Zazwyczaj tam, gdzie ludzie czkają przy stole, nie wypada pytać o cudzą połowicę i odwrotnie. Zwykle po rytuałach formalnych następują semirytualne rozmowy na różne tematy; możemy je wyodrębnić jako rozrywki.
Im ludzie lepiej się znają, tym więcej w ich stosunki wkrada się programowania indywidualnego, a co za tym idzie wzrasta prawdopodobieństwo zajścia „zdarzeń przypadkowych”. Zdarzenia przypadkowe na pierwszy rzut oka wydają się nieoczekiwane i tak też mają je postrzegać zainteresowane strony. Przy bliższym wejrzeniu okazuje się jednak, że przebiegają one na ogół według określonych wzorów, które dadzą się poklasyfikować, a cała sekwencja określona jest przez niewypowiedziane wprost reguły i przepisy. Reguły te są utajone tak długo, jak przyjaźń lub wrogość rozwijają się zgodnie z teorią Hoyle’a, lecz stają się jawne, jeżeli ktoś zrobi nieprzepisowy ruch. Wywołuje on symboliczny, werbalny lub formalny protest: „faul”. Takie sekwencje, które w przeciwieństwie do rozrywek oparte są bardziej na indywidualnym niż społecznym programowaniu, można nazwać grami. Życie rodzinne i małżeńskie, tak jak i życie różnego rodzaju organizacji może przez długie lata opierać się na wariantach tej samej gry.
Stwierdzenie, że przeważająca część aktywności społecznej sprowadza się do uczestniczenia w grach, niekoniecznie oznacza, że jest to „zabawne” albo że partnerzy nie są poważnie zaangażowani we wzajemne stosunki. Przecież „granie” w piłkę nożną i inne „gry” sportowe nie zawsze są zabawne, a gracze bywają nieraz niezwykle zawzięci. Takie gry, podobnie jak gry hazardowe i inne formy „zabawy”, często są traktowane bardzo serio, a czasami stają się nawet zgubne dla uczestników. Z drugiej strony, niektórzy autorzy, na przykład Huizinga, zaliczają do „zabaw” rzecz tak poważną jak uczty kanibalów. Wobec tego nie będzie kpiną czy barbarzyństwem, jeżeli tak tragiczne zachowania, jak samobójstwo, uzależnienie od alkoholu i narkotyków, przestępczość czy schizofrenię uznamy również za „uprawianie gier”. Podstawową właściwością gry ludzkiej jest nie to, że emocje są w niej udawane, lecz że podlegają regulacji. Ujawnia się to w sytuacji, gdy nieprzepisowa manifestacja uczuć pociąga za sobą sankcje. Gra może być bardzo poważna, a nawet zgubnie poważna, ale sankcje społeczne są poważne tylko w razie złamania reguł.
Rozrywki i gry są substytutami prawdziwego życia z prawdziwą intymnością. Z tego powodu należy je uznać raczej za wstępne umowy niż za związki i dlatego mawia się o nich, że są gorzką formułą zabawy. Intymność zaczyna się, kiedy indywidualne (zazwyczaj instynktowne) programowanie staje się bardziej intensywne, słabną natomiast zarówno modelowanie społeczne, jak i ukryte ograniczenia i motywy. Jest to jedyna w pełni zadowalająca odpowiedź na głód bodźców, głód poznawczy i głód struktur. Prototypem intymności jest akt miłosny.
Głód struktur jest równie istotny dla przetrwania co głód bodźców. Głód bodźców i głód poznawczy wyrażają potrzebę unikania sensorycznej i emocjonalnej deprywacji, gdyż oba jej rodzaje prowadzą do degeneracji biologicznej. Głód struktur wyraża potrzebę unikania nudy i już Kierkegaard wykazał zło wynikające z nieustrukturalizowania czasu. Jeżeli nuda utrzymuje się przez dłuższy czas, staje się synonimem wygłodzenia uczuciowego i może mieć takie same konsekwencje.
Człowiek samotny potrafi strukturalizować czas na dwa sposoby – poprzez aktywność i poprzez fantazję. Samotnym można być nawet w obecności innych. Jeżeli ktoś przynależy do społecznego związku dwojga lub więcej ludzi, ma do wyboru kilka sposobów ustrukturalizowania czasu. Pod względem stopnia złożoności są to kolejno: (1) rytuały, (2) rozrywki, (3) gry, (4) intymność i (5) aktywność, która może tworzyć szkielet dla pozostałych. Celem każdego członka związku społecznego jest uzyskanie maksymalnej satysfakcji z transakcji z innymi ludźmi. Im bardziej jest przystępny, tym więcej zadowolenia może uzyskać. Większa część programowania jego społecznych operacji odbywa się automatycznie. Ponieważ niektóre z „satysfakcji” uzyskanych wskutek programowania, np. autodestrukcję, trudno pogodzić ze zwykłym sensem słowa „satysfakcja”, lepiej będzie zastąpić je mniej zobowiązującym określeniem „zyski” albo „korzyści”.
Korzyści z kontaktu społecznego polegają na stwarzaniu równowagi somatycznej i psychicznej. Są one związane z następującymi czynnikami: (1) obniżenie napięcia, (2) unikanie szkodliwych sytuacji, (3) zdobywanie „głasków”, (4) utrzymanie ustalonej równowagi. Wszystkie te punkty były szczegółowo badane i analizowane przez fizjologów, psychologów i psychoanalityków. W języku psychiatrii społecznej można je określić jako: (1) pierwotne wewnętrzne korzyści, (2) pierwotne zewnętrzne korzyści, (3) korzyści wtórne i (4) korzyści egzystencjalne. Pierwsze trzy odpowiadają „zyskom z choroby” opisanym przez Freuda, a mianowicie: wewnętrznemu zyskowi pierwotnemu (paranosic), zewnętrznemu zyskowi pierwotnemu i zyskowi wtórnemu (epinosic). Doświadczenie wykazało, że bardziej użyteczne jest badanie transakcji z punktu widzenia uzyskanych korzyści, niż przez potraktowanie ich jako mechanizmów obronnych. Po pierwsze, najlepszą obroną jest całkowite wstrzymanie się od udziału w transakcjach, po drugie – definicja „obrony” obejmuje jedynie część pierwszych dwóch klas korzyści, a pozostałe wraz z całą klasą trzecią i czwartą znikają z pola widzenia.
Najatrakcyjniejsze formy kontaktu społecznego, bez względu na to, czy są osadzone w matrycy aktywności, czy nie, to gry i intymność. Długotrwała intymność zdarza się rzadko i nawet wtedy jest przede wszystkim sprawą prywatną; znaczące stosunki społeczne najczęściej przybierają formy gier i nimi będziemy się dalej zajmować. Szerszych informacji o strukturalizowaniu czasu należy szukać w książce tego samego autora poświęconej dynamice grupowej.BOGDAN DE BARBARO
SZEŚĆDZIESIĄT LAT MINĘŁO...
Dlaczego książka Erica Berne’a Games People Play, po raz pierwszy wydana w Stanach Zjednoczonych ponad pół wieku temu, nadal jest jedną z najbardziej popularnych prac opisujących relacje międzyludzkie? Może jest tak dlatego, że w tej publikacji, napisanej przez psychiatrę o korzeniach psychoanalitycznych, mowa jest o czymś zupełnie podstawowym dla dobrego ludzkiego życia: o tym, jak się ze sobą komunikujemy i kiedy ta komunikacja jest dla nas destruktywna, a kiedy twórcza.
Berne odsłania i demaskuje gry, w których nieraz bezwiednie uczestniczymy, a dzięki temu daje nam narzędzie pomagające wycofać się z takiej komunikacji, która przecież może być twórcza, rozwojowa i satysfakcjonująca. Jesteśmy więc zachęceni do spojrzenia na siebie samych, do docierania do źródeł naszych ślepych uliczek komunikacyjnych. Przeczytanie „Gier, w które gramy” zachęca do namysłu nad własnym życiem, chcemy lepiej siebie zrozumieć i – co szczególnie ważne – wyjść z emocjonalnych i międzyludzkich pułapek, jakie zastawia na nas kultura, rodzina, a nawet zastawiamy je sobie sami.
Czego nas zatem może nauczyć, co nam podpowiada Eric Berne? Cenna dla każdego czytelnika jest Bernowska propozycja rozumienia własnego „ja” poprzez trzy kategorie. Każdy z nas ma w swojej psychice „rodzica” (w uproszczeniu: to, co się powinno, nasze normy), „dziecko” (to, czego się chce, co się czuje) oraz „dorosłego” (stan ego, który odpowiada za kontakt z resztą świata i rozstrzyga konflikty między „rodzicem” a „dzieckiem”). Spojrzenie na skomplikowane uczucia, myśli i działania przez pryzmat tych metafor może nam pomóc przynajmniej we wstępnym rozumieniu własnych problemów, konfliktów wewnętrznych i międzyludzkich. Bo właśnie to te nasze „stany ego” uczestniczą w komunikowaniu się z innymi, współtworząc transakcje, które Berne nazywa grami.
Chociaż autor koncentruje się głównie na grach destruktywnych, podkreśla, że warto pielęgnować gry konstruktywne, w których materiałem jest życzliwość, otwartość, współpraca, mądrość. I pośrednio – a niekiedy wprost – ostrzega, że żyjemy w czasach, w których intymność traci na znaczeniu, a samotność staje się coraz bardziej powszechna. A skoro te słowa pojawiają się jeszcze przed rozkwitem ponowoczesności i triumfami świata cyfrowego, można Berne’a uznać za myśliciela nie tylko przenikliwego, ale także wyprzedzającego epokę.
Sednem obserwacji Berne’a jest fakt, wydawałoby się, prosty i oczywisty: to, co do siebie mówimy i jak do siebie mówimy, ma swoje dodatkowe, na pierwszy rzut oka ukryte znaczenie, a dotarcie do tego, co „między wierszami” i „na marginesie”, jest krokiem ku wyjściu z komunikacyjnej pułapki i ku odzyskiwaniu sprawczości podmiotowej. Jesteśmy też zachęcani do otwartości percepcyjnej, wrażliwości na świat (jakże dzisiaj trudnej, skoro często zapośredniczonej przez smartfonowy obraz świata i ludzi), do nonkonformizmu, do decyzyjności i – na ile to możliwe – do sprawczości i wolności (nazywanej przez Berne’a spontanicznością). A także do intymności, którą w pewnym momencie nazywa wprost miłością. Ale głównym wątkiem książki są gry.
Nie sądzę, by naszym zadaniem było traktowanie tej książki jak podręcznika, który nas nauczy, jakie są gry, w które bywamy uwikłani, i na czym poszczególne gry polegają. Ale zapoznanie się z ich szerokim wachlarzem może nas uczynić uważnymi i wrażliwymi, a świadomość, że uczestniczymy w jakiejś grze, może być swego rodzaju znakiem ostrzegawczym, a może nawet znakiem „stop”. Bo uczestnicząc w tych grach, detalicznie przez autora opisanych, skazujemy się na role bezwiednych i bezwolnych aktorów, zaś demaskując grę i z niej wychodząc, odzyskujemy pozytywną współsprawczość w relacji. A więc nie musimy się uczyć gier Bernowskich, ale powinniśmy sprawdzić i uwrażliwić się, czy w nie gramy i co nas wciąga do gry.
Są też inne korzyści z lektury tej książki. Możemy zrozumieć i docenić pojęcie „głasku”. Możemy zgłębić różnicę między rozrywką a intymnością. Możemy lepiej radzić sobie z agresją i niezrozumieniem ze strony bliskich. Warto jednak pamiętać, że na czytelnika czyha pułapka „metagry”. Polega ona na tym, że jedna osoba drugiej wytyka, że ona gra w taką to a taką grę. „Popatrz, znowu włączasz grę w X”. Wydawałoby się, że takie słowa mogą być zaproszeniem do wyjścia z gry, ale równie dobrze może być swego rodzaju unieważnianiem partnera i zakamuflowanym komunikatem „jesteś nie OK”. A zatem zdemaskowanie gry nie powinno się przerodzić w atak na drugiego uczestnika, zaś sama analiza gry nie powinna być zimną zabawą dla intelektualistów, lecz pomocą w opuszczeniu pułapki „To Ty jesteś nie OK”. Nie wystarczy tu sama spostrzegawczość i umiejętność rozszyfrowania gry. Potrzebna jest także gotowość do empatii i mentalizacji, a więc swego rodzaju wmyślanie się w drugą osobę i dostrzeganie owego sprzężenia, które w następnych latach terapeuci rodzin i par, zwłaszcza ze szkoły mediolańskiej, określają jako cyrkularność. Ta właśnie kategoria w wielu współczesnych podejściach do terapii rodzin i par jest kluczowa dla rozumienia procesów wewnątrzrodzinnych. Epistemologia linearna, koncentrująca się na jednokierunkowych związkach „przyczyna – skutek” nie wystarczy dla zrozumienia tego, co się dzieje między ludźmi. Natomiast zgodnie z opisem cyrkularnym, A (jakieś zachowanie, wypowiedź jednej osoby) wywołuje B (zachowanie, wypowiedź drugiej osoby), a to z kolei wpływa na A, co z kolei... itd. Wmyślając się w opisy poszczególnych gier Bernowskich, bez trudu odnajdujemy owe sprzężenia i ich moc, często jakże destruktywną dla pary czy rodziny. Nie przypadkiem terapeuci rodzinni nieraz zwracają uwagę na taką grę i zachęcają obie osoby do spojrzenia na problem z boku, z metapozycji, zgodnie z założeniem: „To nie pani odpowiada za to cierpienie w parze. To nie pan odpowiada za to cierpienie. To mechanizm cyrkularny was wciąga w ten konflikt”. Albo: „To nie pani jest problemem. To nie pan jest problemem. Problemem jest to sprzężenie, które na was działa destruktywnie”. Może to brzmieć banalnie, ale praktyka terapeutyczna wskazuje na skuteczność takiego spojrzenia i wspólnego badania tego mechanizmu. Skoro para czy rodzina tworzą system, to procesy i zjawiska tam się pojawiające winny być badane i poznawane właśnie poprzez myślenie cyrkularne. A gry opisane przez Berne’a mogą tu stanowić swoisty, ale przecież niewyczerpany atlas tego typu sprzężeń, które tworzą pułapki relacyjne. By poradzić sobie z tymi pułapkami, osoby – dotąd swego rodzaju prokuratorzy i oskarżyciele – zapraszani są do podjęcia roli wnikliwych, nieoceniających badaczy.PRZYPISY
Przedmowa – Wstęp – Sześćdziesiąt lat minęło…
E. Berne, Transactional Analysis in Psychotherapy, Grove Press, Inc., New York 1961.
R. D. Luce, H. Raiffa, Games and Decisions, John Wiley and Sons, Inc., New York 1957.
E. Berne, op. cit.
R. Spitz, Hospitalism: Genesis of Psychiatrie Conditions in Early Childhood, „Psychoanalytic Study of the Child”, 1: 53–74, 1945.
R. Belbenoit, Dry Guillotine, E. P. Dutton and Company, New York 1938.
G. J. Seaton, Isle of the Damned, Popular Library, New York 1952.
E. Kinkead, In Every War But One, W. W. Norton and Company, New York 1959.
J. D. French, The Reticular Formation, „Scientific American”, 196: 54–60, May 1957.
Użyte wyrażenia potoczne wypłynęły w trakcie San Francisco Social Psychiatry Seminars.
S. Levine, Stimulation in Infancy, ,,Scientific American”, 202: 80–86, May 1960; tenże, Infantile Experience and Resistance to Physiological Stress, „Science”, 126: 405, 30 August 1957.
J. Huizinga, Homo Ludens. Zabawa jako źródło kultury (z niem. tłum. M. Kurecka i W. Wirpsza), Warszawa 1967.
S. Kierkegaard, A Kierkegaard Anthology, ed. R. Bretall, Princeton University Press, Princeton 1947, pp. 22 ff.
Polskie tłumaczenie tej pozycji: S. Freud, Ogólne uwagi o ataku histerycznym, w: Lęk i histeria, s. 173–181, Wydawnictwo KR 2001 (przyp. konsult.).
S. Freud, General Remarks on Hysterical Attacks, „Collected Papers”, Hogarth Press, London 1933, II, s. 102; tenże, Analysis of a Oase of Hysteria, ibidem, III, s. 54.
E. Berne, The Structure and Dynamics of Organization and Groups, J. B. Lippincott Company, Philadelphia and Montreal 1963 (patrz szczególnie rozdz. ll i 12).
E. Berne, (1964). Games People Play – The Basic Hand Book of Transactional Analysis. New York: Ballantine Books.
G. Cecchin: Mediolańska szkoła terapii rodzin. red.: de Barbaro B., Górniak L., Wydawnictwo Collegium Medicum UJ, Kraków 1995.