Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

W Galicji i na Wschodzie: Przyczynek do dziejów powstania 1863 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

W Galicji i na Wschodzie: Przyczynek do dziejów powstania 1863 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 379 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZED­MO­WA AU­TO­RA.

Pra­ca, któ­ra obec­nie do rąk pu­blicz­no­ści się do­sta­je, spo­czy­wa­ła w rę­ko­pi­sie przez lat pięt­na­ście. Na­pi­sa­łem ją lat pięt­na­ście temu i do dru­ku da­łem; nie wy­szła w cza­sie swo­im z po­wo­dów od au­to­ra nie­za­leż­nych. I do­brze się sta­ło. Po­stra­da­ła ona wpraw­dzie in­te­res, jaki się przy­wią­zu­je za­zwy­czaj do opo­wia­da­nia zda­rzeń spół­cze­snych, ale uzy­ska­ła zna­cze­nie hi­sto­rycz­ne. Opo­wia­da­nie od­no­si się do wy­pad­ków ubie­głych; nie tak wsze­la­ko od­da­lo­nych, aże­by za­gi­nąć miał cał­ko­wi­cie ten in­te­res, któ­ry Fran­cu­zi mia­nu­ją in­tèrét d'ac­tu­ali­té. Świad­ko­wie one­go żyją jesz­cze; po­ko­le­nie, któ­re­go dzie­łem był rok 1863, znaj­du­je się obec­nie w sile wie­ku męz­kie­go. Do­brze się sta­ło, że pra­ca ni­niej­sza nie wy­szła lat temu pięt­na­ście i dla tego jesz­cze, że w chwi­li obec­nej wy­stą­pić ona może w cha­rak­te­rze świad­ka, w pro­ce­sie, wy­to­czo­nym po­wsta­niom pol­skim w ogó­le, po­wsta­niu zaś na­sze­mu r. 1863 w szcze­gól­no­ści. Rok 1863, jako wi­no­waj­ca, oskar­żo­nym i przed krat­ki po­wo­ła­nym zo­stał. Zbrod­niarz!

Fakt hi­sto­rycz­ny zbrod­ni­czym być może i może są­do­wi pod­le­gać, są­do­wi kry­ty­ki, rzecz na­tu­ral­na, chłod­nej, spo­koj­nej, bez­na­mięt­nej. Nie ta­kim, nie­ste­ty, jest sąd, któ­ry spra­wę po­wsta­nia roku 1863 roz­pa­tru­je. Wy­stę­pu­je on re­kry­mi­na­cyj­nie, stron­ni­czo, z po­tę­pie­niem aprio­ri­stycz­nem i bez­wa­run­ko­wym, ma­ni­fe­stu­ją­cym się raz szy­der­sko, znów wzgar­dli­wie, albo też apo­dyk­tycz­nie. Nie masz dla wi­no­waj­cy nie­szczę­sne­go wzglę­dów naj­mniej­szych, ani prze­ba­cze­nia moż­li­we­go. Na do­bi­tek, sąd ów przy­bie­ra na się cha­rak­ter po­dwój­ny, po­li­tycz­ny i na­uko­wy, albo ra­czej, zle­wa­jąc po­dwój­ność w jed­no, po­li­tycz­no-na­uko­wy, po­szu­ku­ją­cy do­wo­dów winy wszę­dzie i we wszyst­kiem, gdzie jeno ta­ko­wa od­na­le­zio­ną być może, za­pa­tru­jąc się na nią z punk­tów, naj­sprzecz­niej­szych czę­sto, ta­kich, na­przy­kład, ja­kie­mi są, ide­ali­stycz­ny i po­zy­ty­wi­stycz­ny, sen­ty­men­tal­ny i uty­li­tar­ny. Wszyst­ko mu jed­no, byle ob­wi­nit, jak ów pro­ku­ra­tor kra­kow­ski, któ­ry, oskar­ża­jąc przed try­bu­na­łem pa­try­otów, po­tę­piał całą wy­mo­wy pro­ku­ra­tor­skiej' po­tę­gą pa­try­otyzm pol­ski, oskar­ża­jąc zaś so­cy­ali­stów, do pa­try­oty­zmu się od­wo­ły­wał z prze­ko­na­niem głę­bo­kiem. Jest to sąd stron­ni­czy, w naj­ści­ślej­szem Wy­ra­zu tego zna­cze­niu i dla tego też sam on są­do­wi pod­le­ga. Jest nad nim jesz­cze opi­nia pu­blicz­na, w obec któ­rej roz­bio­rę punkt głów­ny oskar­że­nia, wy­sto­so­wa­ne­go prze­ciw­ko po­wsta­niu r. 1863.

Ja­kim jest punkt głów­ny oskar­że­nia? – Nie­po­wo­dze­nie.

Mo­żeż się ono utrzy­mać w obec hi­sto­ryi, albo w obec po­li­ty­ki?

Nie­po­wo­dze­nie, jako oskar­że­nie, w obec hi­sto­ryi utrzy­mać się nic może. Me­to­da ob­ser­wa­cyj­na, z jaką na­uka do ba­da­nia fe­no­me­nów hi­sto­rycz­nych przy­stę­pu­je, wy­ka­zu­je, że każ­dy in­dy­wi­du­alizm zbio­ro­wy, na­ro­do­wo-pań­stwo­wy, tę po­sia­da wła­sność, że gdy w stan nie­wo­li po­pad­nie, to ze sta­nu togo wy­zwo­lić się usi­łu­je. Usi­ło­wa­nie to, na­tu­ral­ne i ko­niecz­ne, od­no­si się do togo pra­wa ogól­ne­go, któ­re ucze­ni na­zy­wa­ją, wal­ką o byt. Ma­ni­fe­stu­je się ono po­wszech­nie, we wszyst­kiem, w kró­le­stwie ro­ślin­nem, w kró­le­stwie zwie­rzę­cym

– obej­mu­je wszyst­ko – lu­dzie z pod one­go wy­ję­ty­mi nie są. Pra­wo to wy­raz swój znaj­du­je w za­pa­sach bru­tal­nych, któ­re nie­gdyś od­by­wa­ły się za po­mo­cą pię­ści, z cza­sem zaś od­by­wać się za­czę­ły za po­mo­cą spo­so­bów i na­rzę­dzi, wy­naj­do­wa­nych i do­sko­na­lo­nych stop­nio­wo. I zro­bi­ła się woj­na. Wszyst­ko to wska­zu­je nam ob­ser­wa­cyą hi­sto­rycz­na. Nie na­tem jed­nak ko­niec. Na dro­dze tej­że ob­ser­wa­cyi do­wia­du­je­my się, że nie wszyst­kie or­ga­ni­zmy zbio­ro­we na­ro­do­wo­pań­stwo­we, w stan nie­wo­li wpra­wio­ne, na stan ów wska­zy­wa­ne­mi były na wie­ków wie­ki. Prze­ciw­nie. Nie po­zo­stał w onym ani je­den z tych, co się z nie­go wy­do­stać usi­ło­wa­ły. Po sze­re­gu nie­po­wo­dzeń, bo­le­snych, krwa­wych, strasz­nych, na­stę­pu­je w koń­cu try­umf, któ­ry był­by nie na­stą­pił, gdy­by nie usi­ło­wa­nia. Jest to, w za­kre­sie pra­wa wal­ki o byt, wy­nik na­tu­ral­ny, tłu­ma­czą­cy się tem, że usi­ło­wa­nia, ma­ją­ce na celu od­zy­ska­nie swo­bo­dy ży­cio­wej, ozna­cza­ją ży­wot­ność or­ga­ni­zmu. Bez ży­wot­no­ści nie masz ru­chu, bez ru­chu nie masz wal­ki, bez wal­ki nie masz try­um­fu. Jed­no wy­pły­wa z dru­gie­go w po­rząd­ku lo­gicz­nym i wy­pły­wać musi, jak sko­ro ist­nie­je ży­wot­ność. Tego za­że­gnać nie spo­sób:

– przy­cho­dzi to samo przez się na dro­dze po­rząd­ku na­tu­ral­ne­go. – Na dro­dze tej ato­li zda­rza­ją się ru­chy istot­ne, na­tu­ral­ne i sztucz­ne.

Po­wsta­nie na­sze r. 1863 było li ru­chem sztucz­nym – zgal­wa­ni­zo­wa­niem tru­pa? De­trak­to­ro­wie one­go utrzy­mu­ją to, po­su­wa­jąc się na dro­dze do­wo­dów, aż do ab­sur­dów – do ab­sur­dów ta­kich, jak ten, że – ja­ko­by – Mo­ska­le sami wy­wo­ła­li i pod­trzy­my­wa­li po­wsta­nie. Ko­ni­kiem, któ­re­go za­zwy­czaj oskar­ży­cie­le do­sia­da­ją, jest "nie­do­wa­rzo­na mło­dzież:" po­wsta­nie wy­dmu­cha­li pół­głów­ki i sza­leń­co, do spół­ki ze spe­ku­lan­ta­mi, łow­ca­mi ry­bek w wo­dzie męt­nej. Mo­ska­le ob­wi­nia­ją o nie szlach­tę i du­cho­wień­stwo – feu­dal­no-kle­ry­kal­ny ele­ment, po­zo­sta­łość tego wy­two­ru mon­stru­al­ne­go, ja­kim była rzecz­po­spo­li­ta pol­ska. Sama ta róż­ni­ca po­dań by­ła­by do­sta­tecz­ną do oba­le­nia wza­jem­nie się oba­la­ją­cych twier­dzeń, gdy­by nie ist­niał ten za­prze­czyć się nie da­ją­cy fakt, że w po­wsta­niu udział wzię­ły wszyst­kie na­ro­du pol­skie­go czę­ści skła­do­we i że sród wa­run­ków naj­trud­niej­szych utrzy­mać się ono zdo­ła­ło przez pół­to­ra roku. Zna­mio­na to nie­wąt­pli­we ru­chu na­ro­do­we­go na­tu­ral­ne­go, od­by­wa­ją­ce­go się za po­mo­cą ży­wio­łów, któ­re się do one­go nada­wa­ły, Mło­dzież wszyst­kich klass, sta­nów i wy­znań, co się uzbro­ić była w sta­nie, wal­czy­ła; war­stwy in­te­li­gent­ne po­moc jej nio­sły; wło­ścia­nie ochra­nia­li ruch, czu­wa­li nad nim, peł­ni­li wo­bec nie­go funk­cyą tego ro­dza­ju, że, gdy­by nie oni, po­wsta­nie roku 1863 utrzy­mać­by się nie mo­gło, nie osiem­na­ście mie­się­cy, lecz osiem­na­ście go­dzin. Wy­pra­wa Za­liw­skie­go, po­ku­sze­nie w r. 1846: oto były ru­chy sztucz­ne – nie utrzy­ma­ły się też – przy­szły nie w porę – zna­la­zły na­ród nie uspo­so­bio­nym mo­ral­nie do wstrzą­śnię­cia że­la­za­mi klat­ki wię­zien­nej. W roku 1863 uspo­so­bie­nie to za­ma­ni­fe­sto­wa­ło się samo przez się. Or­ga­ni­za­cya za­snu­ła się pod wpły­wem wła­dzy nie­wi­do­mej, re­pre­zen­tu­ją­cej nie co in­ne­go, jeno ideę sa­mo­ist­no­ści na­ro­do­wej. Je­dy­ny to przy­kład w dzie­jach, taka me­cha­ni­zmu rzą­do­we­go im­pro­wi­za­cya. Coś po­dob­ne­go nie zda­rza się na za­wo­ła­nie każ­de. Nie­chby, na przy­kład, dziś, w r. 1880, kto spró­bo­wał: czy po­tra­fił­by wy­two­rzyć wła­dzę taką, jaka sta­nę­ła wów­czas, oto­czyć ją or­ga­na­mi, któ­re w imie­niu jej po­słuch znaj­do­wa­ły i wy­wo­łać wal­kę? Ruch ów prze­to był na­tu­ral­nym, wy­pły­wa­ją­cym z ko­niecz­no­ści rze­czy, ma­ją­cej swój punkt wyj­ścia w ży­wot­no­ści na­ro­do­wej. Po­ję­li to do­brze Mo­ska­le, któ­rzy wnet po upad­ku po­wsta­nia po­ru­szy­li nie­bo i zie­mię, w celu wmó­wie­nia w Eu­ro­pę i w nas, że był to ruch sztucz­ny, że nie miał on zgo­ła ra­cyi, al­bo­wiem Pol­ska w prze­szło­ści jest to omył­ka hi­sto­rycz­na, szla­chec­ki zle­pek, nie po­sia­da­ją­cy ży­wot­no­ści naj­mniej­szej. Była w tem prze­sa­da, je­że­li nie co gor­sze­go; prze­sa­da ta jed­nak ozna­cza, że Mo­ska­le poj­mu­ją hi­sto­ryą le­piej, ani­że­li hi­sto­ry­cy pol­scy szko­ły, tak na­zwa­nej, no­wej, wie­dzą bo­wiem, że aże­by po­wsta­nie 1863 roku w sta­nie oskar­że­nia w obec hi­sto­ryi utrzy­mać, na to spo­so­bu in­ne­go nie ma, jak za­prze­czyć hi­sto­rycz­ne­niu Pol­ski ist­nie­niu. Nie było jej – była to omył­ka, fan­ta­zma­go­rya, wy­skok cho­ro­bli­wy, a za­tem ruch ów, po­wsta­niem na­zwa­ny, nie po­wsta­niem wła­ści­wie był, ale za­ma­chem zbrod­ni­czym prze­ciw­ko re­gu­lar­ne­mu po­rząd­ko­wi rze­czy, prze­ciw­ko na­tu­rze sa­mej. Za­ło­że­nie to, acz fał­szy­we, na­da­je się ato­li je­dy­nie do pod­trzy­ma­nia oskar­że­nia i po­ka­zu­je, po­wta­rzam, w Mo­ska­lach poj­mo­wa­nie lep­sze, ani­że­li we wtó­ru­ją­cych im współ­ziom­kach na­szych, po­mię­dzy któ­ry­mi sta­no­wi­sko naj­wy­bit­niej­sze, sztan­da­ro­we, zaj­mu­je mąż sta­nu, sta­wia­ny w ostat­nich cza­sach na świecz­ni­ku, mar­gra­bia Wie­lo­pol­ski. Mar­gra­bia znał pra­wo, po­sia­dał zdol­no­ści wiel­kie, ale o hi­sto­ryi wy­obra­że­nia nie miał naj­mniej­sze­go, przy­pusz­cza­jąc, że prąd dzie­jo­wy po­kie­ro­wać się da we­dług woli czło­wie­ka po­je­dyn­cze­go, że moż­na po­tok dło­nią za­trzy­mać. Gdy­by ro­zu­miał to, nie był­by wziął na sie­bie roli nie­zasz­czyt­nej dyb u nóg na­ro­du, lecz spo­strze­gł­szy się, że po­błą­dził, był­by, je­że­li nie z jed­ną z naj­pierw­szych, to z któ­rąś z póź­niej­szych band po­wstań­czych do lasu się udał. Nie uczy­nił tego przez upór i py­chę, czu­jąc się upo­ko­rzo­nym, wy­obra­ża­jąc so­bie, że zła­ma­nym zo­stał przez mo­tłoch. W tym wzglę­dzie my­lił się: zła­mał go nie mo­tłoch, ale ob­jaw na­tu­ral­ny pra­wa hi­sto­rycz­ne­go – tego pra­wa, z któ­rem oskar­ży­cie­le po­wsta­nia roku 1863 ob­cho­dzą się w spo­sób, świad­czą­cy o ich dow­ci­pie, zdol­no­ściach dia­lek­tycz­nych i za­wzię­to­ści, ale nie o tem, że hi­sto­ryą poj­mu­ją.

Nie poj­mu­ją jej oni zgo­ła! Za­śle­pia ich po­li­ty­ka chwi­li bie­żą­cej.

Zo­bacz­myż, o ile po­li­ty­ka do oskar­że­nia się na­da­je.

We wzglę­dzie tym dwa są punk­ta, w któ­re oskar­że­nie szcze­gól­nie ude­rza: oba­wa, aże­by się broń Boże po­wsta­nie nie po­wtó­rzy­ło i oba­wy onej mo­tyw naj­waż­niej­szy, po­le­ga­ją­cy na­tem, że po­wsta­nie r. 1863 nie mia­ło szans naj­mniej­szych, do któ­rych­by od­no­sić mo­gło na­dzie­ję na po­wo­dze­nie bo­daj czę­ścio­we.

Błąd tu i błąd tam.

Co się pierw­sze­go ty­czy, od­wo­łu­je­my się przedew­szy – stkiem do po­li­ty­ków naj­zręcz­niej­szych, do po­wag po­li­tycz­nych naj­więk­szych. Co w dzia­ła­niu po­li­tycz­nem rzecz głów­ną sta­no­wi? – La main li­brę – swo­bo­da ru­chów, to jest nie zo­bo­wią­zy­wa­nie się do ni­cze­go, coby w da­nym mo­men­cie, przy oko­licz­no­ści nada­rzo­nej, krę­po­wać mo­gło wy­bór spo­so­bu tego lub in­ne­go, pro­wa­dzą­ce­go do roz­wią­za­nia za­da­nia pew­ne­go. Po­py­taj­cie, pa­no­wie, księ­cia Bi­smar­ka, księ­cia Gor­cza­ko­wa, pana Kłacz­ki, co ich stu­dy­ował, ko­go­kol­wiek; prze­pa­trz­cie wszyst­kie trak­ta­ty, kon­wen­cye i ukła­dy, a prze­ko­na­cie się, że Ia main li­brę jest to wa­ru­nek naj­waż­niej­szy śród tych, o któ­re spół­u­bie­ga­ją się dzia­ła­cze po­li­tycz­ni. Po­py­taj­cie zresz­tą o to zdro­we­go ro­zu­mu i przy­mierz­cie do one­go wa­sze raz szy­der­skie, znów ża­ło­sne, nie­kie­dy po­waż­ne, a za­wsze bez­względ­ne: "precz z po­wsta­niem!" Nie je­st­że nie­ro­zum­nym, smut­nem, nie je­st­że obłę­dem dzi­kim usi­ło­wa­nie to skrę­po­wa­nia z góry na­ro­do­wi rąk? Po­wia­da­cie, że po­wsta­nie pol­skie szans nie ma, bo nie mia­ło ta­ko­wych po­wsta­nie roku 1863. Co cło tego, aże­by wy­tłu­ma­czyć błąd w tym punk­cie, od­wo­łać by­śmy się mo­gli do ob­ser­wa­cyi hi­sto­rycz­nej i za­py­tać: ja­kie szan­sę mia­ło po­wsta­nie ho­len­der­skie prze­ciw­ko po­tę­dze Fi­li­pa II…? ja­kie szan­sę mia­ło po­wsta­nie hisz­pań­skie prze­ciw­ko Na­po­le­ono­wi I…? z ja­kie­mi to szan­sa­mi zry­wa­li się Gre­cy, Ser­bo­wie, zwłasz­cza zaś bied­ni, ciem­ni, ma­ło­licz­ni, od świa­ta nie zna­ni Her­co­go­wiń­ce, któ­rzy spro­wa­dzi­li wy­zwo­le­nie Buł­gar­ji i Ru­me­lii – no i swo­je w stop­niu pew­nym? Po­zo­sta­wi­my ato­li Ho­len­drów, Hisz­pa­nów, Gre­ków, Ser­bów, Her­co­go­wiń­ców i in­nych na boku, a wy­ka­że­my szan­sę nie­ja­kie, któ­re przy­świe­ca­ły Pol­sce w r. 1863. Były one ro­dza­ju dwo­ją – kie­go: po­li­tycz­no-ro­wo­lu­cyj­ne i po­li­tycz­no-dy­plo­ma­ty­czue. Pierw­sze nie tra­fią do prze­ko­na­nia oskar­ży­cie­li na­szych, więc po­mi­ja­my je, po­prze­sta­jąc je­dy­nie na dru­gich, o któ­rych wy­obra­że­nie ogól­ne daje owo­cze­sna Eu­ro­py sy­tu­acyą po­li­tycz­na: Au­strya, ugi­na­ją­ca się pod cię­ża­rem do­bro­dziej­stwa mo­skiew­skie­go, udzie­lo­ne­go jej wspa­nia­ło­myśl­nie w r. 1849, po­bi­ta we Wło­szech (1859) i oglą­da­ją­ca się za oka­zyą ja­kąś, zdol­ną po­wa­gę jej pod­nieść; An­glia, wpra­wio­na w stan na­tu­ral­nej Mo­skwy współ­za­wod­nicz­ki, an­ta­go­nist­ki jej na polu in­te­re­sów naj­draź­liw­szych; Tur­cya, głę­bo­ko prze­ko­na­na o nie­chyb­no­ści woj­ny z Ro­syą, a za­tem wiel­ce in­to­re­so­wa­na w osła­bie­niu jej; Pru­sy za sła­be jesz­cze, aże­by ode­gry­wać mo­gły rolę inną, jeno taką, jaką ode­gra­ły w r. 1853 – 56; Fran­cya zresz­tą, po­zo­sta­ją­ca w roz­po­rzą­dze­niu czło­wie­ka, po­trze­bu­ją­ce­go uzur­pa­cyę tro­nu po­de­przeć spra­wą ja­kąś po­pu­lar­ną. Taką była sy­tu­acyą ogól­na, po­par­ta sym­pa­tyą po­wszech­ną, jaką, na pierw­szą o po­wsta­niu pol­skiem wieść, ob­ja­wił cały ucy­wi­li­zo­wa­ny świat przez wszyst­kie or­ga­ny swo­je, usta­mi Ga­ri­bal­die­go i Pa­pie­ża, Maz­zi­nie­go i Mon­ta­lam­ber­ta, wy­rob­ni­ków i bur­żo­azyi, chło­pów i ary­sto­kra­cyi, Wik­to­ra Hugo i Na­po­le­ona III. Wy­raz onej wy­stą­pił w no­tach, za po­śred­nic­twem któ­rych ga­bi­ne­ty eu­ro­pej­skie, nie wy­łą­cza­jąc ta­kich na­wet jak li­zboń­ski, u Mo­skwy sięo spra­wie­dli­wość dla Pol­ski upo­mi­na­ły. W sy­tu­acyi tej prze­to szan­sę tkwi­ły; roz­pa­tru­jąc się zaś w niej pil­niej nie­co i ana­li­zu­jąc wza­jem­ny w mo­men­cie owym po­mię­dzy mo­car­stwa­mi stó­su­nek, w oczy nie­mal rzu­ca się ta oso­bli­wość, że wę­zeł onej znaj­do­wał się na Wscho­dzie, na pół­wy­spie Bał­kań­skim, gdzie, nie za po­mo­cą wzdy­cha­nia, wy­cze­ki­wa­nia i ko­ła­ta­nia do drzwi ga­bi­ne­tów, lecz za po­mo­cą, czyn­ne­go wła­sne­go po­sta­ra­nia się, znaj­do­wa­li­śmy się w moż­no­ści szan­sę, w ogól­nej sy­tu­acyi tkwią­ce, na ko­rzyść spra­wy pol­skiej spro­wa­dzić, ze­środ­ko­wać i przy­chy­lić. – Opo­wia­da­nie, któ­re poci sąd pu­blicz­no­ści, pod ty­tu­łem: "W Ga­li­cyi i na Wscho­dzie" od­da­je­my, wy­ka­że do­wod­nie ten wła­śnie wę­zeł – ten punkt praw­do­po­do­bień­stwa po­wo­dze­nia, ja­kie w r. 1863 od­no­si­ło się do ru­chu pol­skie­go. Punkt to waż­ny w sen­sie hi­sto­rycz­nym i po­li­tycz­nym. Wy­ka­że on, że dzia­ło się źle może, nie tak jak dziać się było po­win­no, ale nie bez szans i nie cał­ko­wi­cie na­oślep; że za­tem nie­po­wo­dze­nie, ja­kie­go­śmy do­zna­li z po­wo­du przy­czyn ra­cy­onal­nych, dzię­ki zbie­go­wi oko­licz­no­ści szcze­gól­nie nie­przy­chyl­nych, dzię­ki wresz­cie błę­dom na­szym, stoi, w obec jak hi­sto­ryi, tak po­li­ty­ki, nie in­a­czej, jeno jako chy­bie­nie jed­nej z prób na dro­dze tych usi­ło­wań, któ­re wy­pły­wa­ją z na­tu­ry po­ło­że­nia Pol­ski. Nie­po­wo­dze­nie tego ro­dza­ju nie słu­ży zgo­ła za ma­te­ry­ał do wy­ro­ko­wa­nia o tem, co stać się może ju­tro albo po­ju­trze. Wy­zy­ski­wa­nie one­go, w celu krę­po­wa­nia na­ro­do­wi z góry rąk, jest fał­szem hi­sto­rycz­nym i obłę­dem po­li­tycz­nym.

Ge­ne­wa, 15 maja 1880.I. PRZED WY­BU­CHEM PO­WSTA­NIA.

W mie­sią­cu wrze­śniu r. 1859, wy­je­cha­łem z Pa­ry­ża w za­mia­rze przy­go­to­wy­wa­nia po­wsta­nia. Wy­je­cha­łem w cha­rak­te­rze człon­ka ko­mi­te­tu, któ­ry, oprócz mnie, skła­dał się z ge­ne­ra­ła Jó­ze­fa Wy­soc­kie­go i z pp. Se­we­ry­na El­za­now­skie­go, Jó­ze­fa Ordg­gi i Win­cen­te­go Ma­zur­kie­wi­cza. Do ko­mi­te­tu tego, za­wią­za­ne­go pod na­ci­skiem prze­by­wa­ją­cej pod­ów­czas tłum­nie w Pa­ry­żu a do­ma­ga­ją­cej się dzia­ła­nia po­wstań­cze­go mło­dzie­ży kra­jo­wej, od­nieść na­le­ży po­czą­tek my­śli, któ­ra wy­wo­ła­ła sa­mo­ist­ną w Pol­sce or­ga­ni­za­cyą. Nie sta­wiał on sie­bie na cze­le spra­wy; nie do­ma­gał się kie­row­nic­twa; był wy­ni­kiem po­trze­by, jaką, wy­two­rzy­ła chwi­la dzie­jo­wa, któ­ra na po­rząd­ku dzien­nym po­sta­wi­ła upo­mnie­nie się z orę­żem w ręku o nie­przedaw­nio­ne i przedaw­nio­ne­mi być nie mo­gą­ce pra­wa po­li­tycz­ne na­ro­du. Mło­dzież gar­nę­ła się do ko­mi­te­tu tego po wska­zów­ki i rady. Kie­ru­nek, w któ­rym on dzia­łał, do­pa­trzeć się da w "Prze­glą­dzie Rze­czy Pol­skich" z r. 1859, pi­śmie w du­chu de­mo­kra­tycz­nym re­da­go­wau­em przez S. El­za­now­skie­go, któ­re w ogrom­nej ilo­ści szło do Pol­ski i w któ­rem znaj­du­je się ar­ty­ku­łów kil­ka nie­go pió­ra, a mia­no­wi­cie: "O po­trze­bie i moż­li­wo­ści pol­skie­go po­wsta­nia." Wy­po­wia­da­łem tę myśl, że emi­gra­cja peł­nić może w obec kra­ju funk­cję tyl­ko po­moc­ni­czą; lecz i dziś je­stem i wów­czas by­łem tego prze­ko­na­nia, że bez po­mo­cy emi­gra­cji kraj obejść się nie może.

Z Pa­ry­ża przez Kra­ków i Lwów uda­łem się na Mul­ta­ny, dla upa­trze­nia tam miej­sco­wo­ści sto­sow­nej w celu gro­ma­dze­nia w ta­ko­wej lu­dzi, bro­ni i koni. Za­da­nie moje po­le­ga­ło na uor­ga­ni­zo­wa­niu za­wcza­su od­dzia­łu zbroj­ne­go, mo­gą­ce­go w ra­zie da­nym, sto­sow­nie do oko­licz­no­ści, wy­ko­nać wkro­cze­nie, bądź do Ga­li­cyi, bądź do Kra­jów Za­bra­nych.

Miej­sco­wo­ścią naj­le­piej od­po­wia­da­ją­cą wa­run­kom wkro­cze­nia tu lub tam wy­da­ła mi się Moł­da­wia pół­noc­na. W niej więc za­trzy­ma­łem się, za­miesz­ku­jąc zra­zu w Fol­ty­cza­nach, na­stęp­nie w Bo­tu­sza­nach; w koń­cu osia­dłem w Mi­cha­le­nach.Że zaś or­ga­ni­za­cya od­dzia­łu zbroj­ne­go obejść się nie mo­gła bez środ­ków pie­nięż­nych, sta­ra­nie się prze­to o ta­ko­we było dla mnie rze­czą naj­pierw­szą. Li­czy­łem na Ga­li­cyę i na Kra­je Za­bra­ne, opie­ra­jąc ra­chun­ki moje, co do Ga­li­cji, na chęt­no­ści oby­wa­tel­skiej, co do Kra­jów Za­bra­nych, na or­ga­ni­za­cji nie­zwłocz­nej, po­rę­czo­nej mi przez wy­jeż­dża­ją­cych z Pa­ry­ża rów­no­cze­śnie ze mną oby­wa­te­li ru­skich, pp. S. i K.

Ra­chun­ki te za­wio­dły mnie na wstę­pie sa­mym. Do Ga­li­cji za­ko­ła­ta­łem za po­śred­nic­twem pp. Alek­san­dra i Wło­dzi­mie­rza Dz., Mie­czy­sła­wa P. i Flor­ja­na Z., z któ­ry­mi we Lwo­wie kon­fe­ren­cję mia­łem. Nie od­mó­wi­li mi oni spół­dzia­ła­nia swe­go, lecz zo­bo­wią­zy­wa­li się wa­run­ko­wo, zga­dza­jąc się w za­sa­dzie na dzia­ła­nie za­mie­rzo­ne i za­strze­ga­jąc so­bie wy­bór chwi­li sto­sow­nej. Z Kra­jów Za­bra­nych wy­słań­ce nie da­wa­li zna­ku ży­cia. Po­mi­mo kil­ku po­dró­ży mo­ich do Ga­li­cji i po Ga­li­cji, po­mi­mo wy­ciecz­ki za Zbrucz, ani tu, ani tam nie wskó­ra­łem nic. Przy­czy­ny tego tkwi­ły, przedew­szyst­kiem, w bra­ku or­ga­ni­za­cji, do któ­rej bra­no się le­ni­wie, na­stęp­nie, w nie­uf­no­ści w po­wo­dze­nie po­wsta­nia, w koń­cu, w nie­do­sta­tecz­ność! rę­koj­mi, jaką da­wa­ło imię moje. Mu­sia­łem prze­to cze­kać cier­pli­wie przedew­szyst­kiem na or­ga­ni­za­cją, ona bo­wiem za­opa­trzyć mnie mo­gła w środ­ki pie­nięż­ne. Nie­ste­ty!

nic do­cze­ka­łem się, ta­ko­wej, a to, dzię­ki nie­dy­skre­cji ge­ne­ra­ła Mie­ro­sław­skie­go, któ­re­mu, przed wy­jaz­dem moim z Pa­ry­ża, pla­nu mego w głów­nych udzie­li­łem za­ry­sach. Mie­ro­sław­ski w tro­py za raną, wy­pra­wił emis­sa­ry­uszów, po­le­ca­jąc im kon­tro­lo­wa­nie czyn­no­ści mo­ich. Ci po­psu­li mi po­na­wią­zy­wa­ne w Ga­li­cji sto­sun­ki i zdra­dzi­li cel mego na Mul­ta­nach po­by­tu. Na­stęp­stwem tego była obu­dzo­na czuj­ność po­li­cji moł­daw­skiej, na­ga­by­wa­nej przez po­wta­rza­ją­ce się raz po raz re­kla­ma­cje mo­skiew­skie i au­str­jac­kie. Re­kla­ma­cje te spo­tę­go­wa­ły się, kie­dy, na wieść fał­szy­wą" ja­ko­bym w Jas­sach or­ga­ni­zo­wał le­gjo­ny, po­gar­nę­ła się na Moł­daw­ją mło­dzież pol­ska z uni­wer­sy­te­tów ki­jow­skie­go, mo­skiew­skie­go i pe­ters­bur­skie­go. Le­d­wie nie­le­d­wie za­że­gna­łem bu­rze, od­ry­wa­ją­cą mło­dych lu­dzi od na­uki i wy­py­cha­ją­cą ich na tu­łacz­kę po świe­cie. Uda­ło mi się to przy po­mo­cy kur­je­rów, wy­sy­ła­nych do mnie z Ki­jo­wa i z Ka­mień­ca przez ist­nie­ją­ce w mia­stach tych za­wiąz­ki or­ga­ni­za­cyj­ne. Przez nich na­stę­pu­ją­cą do Kra­jów Za­bra­nych prze­sła­łem pro­kla­ma­cją: "Le­gjo­nów nie ma, ale być mogą. Po­trze­bu­ję pie­nię­dzy. " Sku­tek jej był ża­den. Ko­mi­tet ki­jow­ski nic mi udzie­lić nie mógł, po­sia­da­jąc w ka­sie 4000 złp. Dzia­ło się to na wio­snę r. 1861.

Do je­sie­ni roku po­mie­nio­ne­go czas ze­szedł mi czę­ścią na wy­cze­ki­wa­niu na wy­koń­cze­nie kle­cą­cej się po­wol­nie or­ga­ni­za­cji, czę­ścią, na prze­pra­wia­niu i ukry­wa­niu tych, co, skom­pro­mi­to­waw­szy się w Au­str­ji lub w Ro­sji, szu­ka­li przed prze­śla­do­wa­niem schro­nie­nia. Licz­ba zbie­gów z pod pa­no­wa­nia mo­skiew­skie­go była nie­rów­nie więk­szą, ani­że­li z pod au­str­jac­kie­go. Przez nich, ja­ko­też przez cią­głe z kra­jem sto­sun­ki wie­dzia­łem o ob­ja­wia­ją­cej się ogól­nie pod oby­dwo­ma za­bo­ra­mi dąż­no­ści do or­ga­ni­za­cji re­wo­lu­cyj­nej. Po­ma­ga­łem dąż­no­ści tej ile mo­głem.

W je­sie­ni b… r. przy­by­ła na Moł­da­wią z Ge­nui, ze szko­ły woj­sko­wej, mło­dzież, wy­pra­wio­na przez ge­ne­ra­ła Mie­ro­sław­skie­go, jako awan­gar­da za­stę­pu, ma­ją­ce­go z nad wy­brze­ży mo­rza Śród – ziem­ne­go ma­sze­ro­wać do Pol­ski. Mło­dzież ta, licz­ba któ­rej wy­no­si­ła głów dwa­dzie­ścia pięć, po­sta­wi­ła mi żą­da­nie, aże­bym nie­zwłocz­nie pro­wa­dził ją na te­atr wal­ki. Po­sta­wi­ło ja, to od razu w nie­przy­ja­znym wzglę­dem mnie stó­sun­ku. Rzecz była ab­so­lut­nie nie­moż­li­wą, ze wzglę­du tak na li­czeb­ną awan­gar­dy siłę, jako też na stan rze­czy w kra­ju, gdzie spra­wa wło­ściań­ska trzy­ma­ła w za­wie­sze­niu po­stęp ak­cji do po­wsta­nia pro­wa­dzą­cej. Za­mie­rza­łem prze­to z przy­by­szów sfor­mo­wać ka­dry i, ob­sa­dziw­szy ta­ko­we­mi Moł­da­wią pół­noc­ną, cze­kać na chwi­lę sto­sow­ną. Da­rem­ne­mi ato­li oka­za­ły się przed­sta­wie­nia moje, per­swa­zje i proś­by. Mło­dzież, po­mi­mo że się pod roz­ka­zy moje od­da­la, na­ka­zy­wa­ła mi wy­marsz bez wzglę­du na nic, a gło­śno o swo­ich i mo­ich roz­pra­wia­jąc za­mia­rach, trud­nem nie­zmier­nie czy­ni­ła po­ło­że­nie swo­je i moje. Wskó­ra­łem jeno tyle, że umiar­ko­wań­si po­są­dza­li mnie o kon­tra­re­wo­lu­cjo­nizm, za­pal­czyw­si o zdra­dę. Za­po­bie­głem jed­nak­że awan­tu­rze nie­wcze­snej. Za­po­biedz wszak­że nie zdo­ła­łem temu, aże­by upa­trzo­na prze­zem­nie i pod wzglę­dem każ­dym do or­ga­ni­za­cji ta­jem­nej do­god­na miej­sco­wość skom­pro­mi­to­wa­ną nie zo­sta­ła osta­tecz­nie. Była to przy­słu­ga, jaką mi wy­świad­czył Mie­ro­sław­ski. Na Moł­da­wią pół­noc­ną zwró­ci­ła się ga­da­ni­na­mi nie­roz­trop­ne­mi obu­dzo­na bacz­ność Au­str­ja­ków i Mo­ska­li. Po­li­cja moł­daw­ska śle­dzić po­czę­ła za Po­la­kiem każ­dym, a naj­bar­dziej za mną. Ajen­ta­mi taj­nej au­str­jac­kiej i mo­skiew­skiej po­li­cji na­peł­ni­ły się mia­sta i mia­stecz­ka. Za­miast prze­to o szty­fto­wa­niu od­dzia­łu my­śleć, trze­ba się im oga­niać było. Wspo­mi­nam o tem dla tego, aże­by wy­tłó­ma­czyć z góry po­wo­dy, dla któ­rych w póź­niej­szym cza­sie nie­moż­li­wą się sta­ła na Moł­da­wii pół­noc­nej or­ga­ni­za­cja od­dzia­łów wkra­cza­ją­cych. Nie mia­łem snadź dość po­wa­gi w obec mło­dzie­ży, któ­ra­by mi po­ma­gać była po­win­na. Z ogó­łu onej wsze­la­ko wy­łą­czyć i wy­mie­nić mu­szę kil­ku, któ­rzy ro­zu­mie­li po­wo­dy po­stę­po­wa­nia mego; byli to: Zygm. Chmie­liń­ski, Kry­łow­ski, Dr. Kwa­śnic­ki, Stęp­kow­ski, Dr. No­wac­ki, Dr. Ła­bu­dziń­ski, Frań. Na­rbutt, Kur­nie­wicz, Mi­nej­ko i kil­ku jesz­cze z na­zwi­ska mi nie­zna­nych. Do­dać po­trze­ba, że licz­ba mło­dzie­ży zwigk­sza­ła się usta­wicz­nie przy­by­sza­mi no­wy­mi.

W stycz­niu roku 1862 przy­je­chał do mnie, do Mi­cha­len, Ste­fan Bo­brow­ski, przy koń­cu wio­sny Leon Fran­kow­ski. Bo­brow­ski czy­nił prze­gląd za­so­bów, ja­kie po­wsta­nie pol­skie po­sia­da­ło po za­gra­ni­ca­mi kra­ju, udał się więc da­lej, do Kon­stan­ty­no­po­la, ztam­tąd do Pa­ry­ża. Fran­kow­ski wpro­wa­dził mnie w sto­su­nek bez­po­śred­ni z za­wią­za­nym w War­sza­wie Ko­mi­te­tem Cen­tral­nym, któ­ry ujął w ręce swo­je ster spra­wy pol­skiej i w mie­sią­cu sierp­niu po­wie­rzył mi kie­row­nic­two głów­ne czyn­no­ściam przy­go­to­waw­cze­mi na Rusi i na Wscho­dzie. Przy­ją­łem to pod wa­run­kiem, aże­by po­zo­sta­wio­nym mi był wy­bór spo­so­bów. Ko­mi­tet Cen­tral­ny wa­ru­nek ten uznał i, we­zwaw­szy mnie w li­sto­pa­dzie do War­sza­wy, za­mia­no­wał na­czel­ni­kiem sił zbroj­nych na Rusi i Wscho­dzie. No­mi­na­cja ta mia­ła cha­rak­ter tym­cza­so­wy, nada­ny jej na wła­sne moje żą­da­nie. Nie ufa­jąc so­bie, za­strze­głem, że po wy­bu­chu po­wsta­nia, na­czel­nic­two na Rusi do­sta­nie się Wy­soc­kie­mu, albo Ru­życ­kie­mu. Ko­mi­tet Cen­tral­ny oznaj­mił mi, iż był­by za­mia­no­wał Ru­życ­kie­go (Ed­mun­da), lecz po­byt w kra­ju no­mi­na­cją jego nie­moż­li­wą czy­ni; po­trze­ba zaś wy­zna­cze­nia na­czel­ni­ka wy­pły­wa z po­trze­by wy­wie­sze­nia sztan­da­ru, okre­śla­ją­ce­go z góry a wy­raź­nie cha­rak­ter i ro­dzaj go­tu­ją­cej się wal­ki i przy­czy­nia­ją­ce­go się do przy­spie­sze­nia or­ga­ni­za­cji, nie­raź­nie kle­ją­cej się na Rusi. Ra­cje te słusz­ne i waż­ne, usu­nę­ły wa­ha­nie się moje. Wzią­łem na sie­bie obo­wią­zek, na­je­żo­ny trud­no­ścia­mi wiel­kie­mi.

Głów­nym po­wo­dem we­zwa­nia mnie przez K. C. do War­sza­wy była na­ra­da nad ozna­cze­niem ter­mi­nu na wy­buch po­wsta­nia. Za­sta­łem kwe­stje tę prze­dys­ku­to­wa­ną. Ter­min na­strę­czał się sani nie­ja­ko. Zbli­ża­ła się epo­ka za­mie­rzo­nej przez rząd mo­skiew­ski re­kru­ta­cji, przed­sta­wia­ją­cej się, jako wy­bor­ny do po­ru­sze­nia mass pre­tekst. Nie było jed­nak przy­go­to­wań żad­nych: ani jed­nej sztu­ki bro­ni, ani gar­ści pro­chu, ani ka­wał­ka oło­wiu. Za – cho­dzi­ło więc py­ta­nie: czy ko­rzy­stać z pre­tek­stu, któ­ry się prze­waż­nie Kon­gre­sów­ki ty­czył? czy­li też, roz­wi­ja­jąc roz­po­czę­tą do­pie­ro na Li­twie i na Rusi or­ga­ni­za­cję, w mia­rę po­stę­pu ta­ko­wej środ­ki do wal­ki gro­ma­dzić? Oświad­czy­łem się bez wa­ha­nia za­tem ostat­niem. Ra­dzi­łem usi­ło­wa­nie całe zwró­cić na or­ga­ni­za­cję, ter­min zaś wy­bu­chu odło­żyć do Maja przy­najm­niej. Co do re­kru­tów, by­łem za­tem, aże­by ich dać; za­ra­zem jed­nak, ce­lem ura­to­wa­nia bo­daj po­ło­wy z nich, urzą­dzić wy­kra­da­nie mło­dych lu­dzi z ko­mend re­krut­skich i prze­cho­wy­wa­nie ich czę­ścią w Kró­le­stwie, czę­ścią w Ga­li­cji, czę­ścią na Mul­ta­nach. Re­kru­ci zbie­gli nada­wa­li­by się chwi­li każ­dej do po­wo­ła­nia pod broń, gdy­by broń była; po­szu­ki­wa­nia zaś za nimi, któ­re­go­by rząd mo­skiew­ski czy­nić nie omiesz­kał, utrzy­my­wa­ło­by lud­ność w sta­nie roz­draż­nie­nia usta­wicz­ne­go, któ­re­by ją mo­ral­nie uspo­sa­bia­ło do po­par­cia wy­bu­chu. Ra­dzi­łem przedew­szyst­kiem my­śleć o bro­ni, spro­wa­dzić na po­czą­tek kil­ka przy­najm­niej ty­się­cy sztuk ka­ra­bi­nów i za­opa­trzeć w ta­ko­we Kró­le­stwo i Ruś, a to w tym celu, aże­by wy­buch po­wsta­nia wy­ko­nać rów­no­cze­śnie w Kró­le­stwie i na Rusi. Cho­dzi­ło mi o uprzed­nie zor­ga­ni­zo­wa­nie Rusi, o nada­nie po­wsta­niu jej cha­rak­te­ru tego sa­me­go, w ja­kim się za­wią­zy­wa­ło po­wsta­nie w Kró­le­stwie. Na­sta­wa­łem na to, w prze­wi­dy­wa­niu, że po­wsta­nie upad­nie. W ra­zie ta­kim po­zo­stał­by fakt, świad­czą­cy w obec świa­ta i w obec na­sze­go wła­sne­go su­mie­nia, o pra­wach Pol­ski cło tej ca­ło­ści jej po­li­tycz­nej, jaką dla niej dzie­je uro­bi­ły. Za­cho­dzi­ła tu przy­tem i ra­cja stra­te­gicz­na, wy­ra­ża­ją­ca się za po­mo­cą ro­ze­rwa­nia uwa­gi nie­przy­ja­cie­la na ob­szar ogrom­ny Dla tego upie­ra­łem się przy swo­jem w dys­kus­sjach z człon­ka­mi Ko­mi­te­tu, któ­re­go głów­nym ar­gu­men­tem był ten, że odło­że­nie wy­bu­chu do wio­sny do­tknie w Kró­le­stwie or­ga­ni­za­cją, skła­da­ją­cą się po więk­szej czę­ści z lu­dzi, kwa­li­fi­ku­ją­cych się na re­kru­tów, bra­ny­mi być ma­ją­cych w stycz­niu (1863). Ra­cje wsze­la­ko prze­zem­nie po­da­wa­ne prze­wa­ży­ły w koń­cu. Na za­py­ta­nie moje, czy Ko­mi­tet Cen­tral­ny czu­je się na si­łach wy­buch po­wstrzy­mać, od­po­wie­dzia­no mi, że, zda­je się, iż or­ga­ni­za­cja bę­dzie po­słusz­ną – po­słusz­ną być musi, po­nie­waż zda­nie lu­dzi kom­pe­tent­nych za odło­że­niem się oświad­cza. Nie py­ta­łem o na­zwi­ska kom­pe­tent­nych owych. Póź­niej do­pie­ro do­wie­dzia­łem się, że byli to: Wy­soc­ki, Ru­życ­ki, Z. Pa­dlew­ski i Z. Sie­ra­kow­ski. Żad­ne­go z nich przy mnie w War­sza­wie nie było. Do ru­chu w Stycz­niu parł ko­mi­tet Mie­ro­sław­skie­go, któ­ry sta­rał się dzia­łać na prze­kór Ko­mi­te­to­wi Cen­tral­ne­mu.

Ko­mi­tet Cen­tral­ny za­żą­dał ode­mnie pla­nu po­wsta­nia. Nie da­łem go, nie po­sia­da­jąc da­nych, na któ­rych­by ta­ko­wy oprzeć było moż­na. Licz­ba sprzy­się­żo­nych, wy­no­szą­ca 18, 000, roz­rzu­co­nych na ca­łej prze­strze­ni Kon­gre­sów­ki, nie wy­da­ła się mi pod­sta­wą do­sta­tecz­ną. Nad­to bra­kło mi wia­do­mo­ści o roz­sta­wie­niu wojsk ro­syj­skich, ja­ko­też o uspo­so­bie­niu ogó­łu miesz­kań­ców Pol­ski. Za­miast pla­nu prze­to, na­pi­sa­łem dla Ko­mi­te­tu Centr. pro­jekt osno­wy na­stę­pu­ją­cej: Lu­dzie kom­pe­tent­ni po­win­ni wy­brać trzy lub czte­ry punk­ta na ogni­ska ru­chu; w nich zgro­ma­dzić w ilo­ści jak naj­więk­szej broń i amu­ni­cją. Jako je­den z punk­tów tego ro­dza­ju wy­mie­nia­łem War­sza­wę, prze­zna­cza­jąc ta­ko­wą na za­po­cząt­ko­wa­nie po­wsta­nia ulicz­ną za ba­ry­ka­da­mi wal­ką, pro­wa­dzo­ną upo­rczy­wie i jak naj­dłu­żej, a to w tym celu, aże­by, pod­czas gdy na War­sza­wę zwró­ci­ła­by się głów­na uwa­ga i jak naj­więk­sze siły mo­skiew­skie, po­wstań­cy na pro­win­cji mie­li czas do ścią­gnię­cia się na punk­ta zbor­ne, do uzbro­je­nia się, upo­rząd­ko­wa­nia i przy­stą­pie­nia do dzia­ła­nia za­czep­ne­go prze­ciw­ko gar­ni­zo­nom nie­przy­ja­ciel­skim, po­zo­sta­ją­cym na le­żach. War­sza­wę ra­dzi­łem po kil­ku­dnio­wej wal­ce opu­ścić i wy­pro­wa­dzo­ny z niej od­dział złą­czyć z naj­bliż­szym od­dzia­łem, sfor­mo­wa­nym w jed­nym z punk­tów ogni­sko­wych. Przy­pusz­cza­łem, że od­dzia­ły w ten ścią­gnię­te spo­sób wy­no­sić będą po mniej wię­cej 10, 000 wal­czą­cych. Z nie­mi moż­na było ku­sić się o oczysz­cze­nie z nie­przy­ja­cie­la pew­nej znacz­niej­szej czę­ści kra­ju, co da­ło­by moż­ność for­mo­wa­nia w czę­ści tej ar­mii na­ro­do­wej. Krwa­we i bo­le­sne po­wsta­nia ostat­nie­go do­świad­cze­nia utwier­dza mnie w prze­ko­na­niu, iż w spo­sób ten moż­na było na pod­sta­wę dzia­ła­nia wo­jen­ne­go zdo­być pro­win­cje na le­wym brze­gu Wi­sły po­ło­żo­ne, po­mię­dzy gra­ni­ca­mi pru­ską, a au­str­jac­ką. Spo­sób ten za­sto­so­wa­nym być mógł na Li­twie i na Rusi. Na pod­sta­wie one­go z dziś na ju­tro wal­kę wzno­wić moż­na; naj­przód ato­li prze­pro­wa­dzić na­le­ży or­ga­ni­za­cją, jak naj­ob­szer­niej­szą, i ogar­nąć nią, Pol­skę całą" je­że­li nie w gra­ni­cach 1772, to taką jaką była w gra­ni­cach 1634, to taką jaką być może w roz­wo­ju łą­cze­nia się wol­nych z wol­ny­mi, rów­nych z rów­ny­mi. War­sza­wę opu­ści­łem w grud­niu w tem prze­ko­na­niu, że wy­buch po­wsta­nia na­stą­pi nie ry­chlej, jak na wio­snę. Wy­wio­złem ze sobą dwa skryp­ta: 1) no­mi­na­cję na na­czel­ni­ka sił zbroj­nych na Rusi i na Wscho­dzie i 2) kre­dy­ty­wę do po­ro­zu­mie­wa­nia się z rzą­da­mi ru­muń­skim i tu­rec­kim. Za­da­nie, ja­kie mi w udzia­le przy­pa­da­ło, po­le­ga­ło na:

1) or­ga­ni­za­cji Kra­jów Za­bra­nych (Po­do­le, Wo­łyń i Ukra­ina);

2) or­ga­ni­za­cji Ga­li­cji wschod­niej;

3) or­ga­ni­za­cji od­dzia­łów wkra­cza­ją­cych na Wscho­dzie (Ru­mun­ja i Tur­cja);

4) spro­wa­dze­niu bro­ni na Ruś dro­gą wod­ną przez Bos­for. Co do or­ga­ni­za­cji Kra­jów Za­bra­nych, tę, dla uła­twie­nia mi za­da­nia, prze­pro­wa­dzać miał Ko­mi­tet Cen­tral­ny dro­gą ad­mi­ni­stra­cyj­ną, za po­śred­nic­twem agen­tów swo­ich, z któ­rych je­den (na­zwi­sko za­po­mnia­łem) przy mnie z War­sza­wy do Ki­jo­wa wy­je­chał, wziąw­szy po­le­ce­nia i in­struk­cje wspól­ne od Ko­mi­te­tu Cen­tral­ne­go i ode­mnie. W od­nie­sie­niu do or­ga­ni­za­cji tej rola moja była rolą, punk­tu do­środ­ko­we­go: mia­łem ją kon­cen­tro­wać w so­bie i kie­ru­nek mi­li­tar­ny jej nada­wać. By­łem na­czel­ni­kiem sił zbroj­nych.

Co do or­ga­ni­za­cji Ga­li­cji wschod­niej, ta w za­wiąz­ku była. Ława lwow­ska funk­cjo­no­wa­ła już. Na­le­ża­ło jeno po­na­glać ją o po­śpiech w czyn­no­ściach i o roz­wój na pro­win­cji, w ob­wo­dach.

Or­ga­ni­za­cja od­dzia­łów wkra­cza­ją­cych na­le­ża­ła do rze­czy póź­niej­szych.

Spro­wa­dza­nie bro­ni na­gli­ło naj­bar­dziej. Przy mnie Ko­mi­tet Cen­tral­ny wy­pra­wił do Pa­ry­ża agen­tów w celu za­ku­pie­nia ka­ra­bi­nów, z któ­rych 8, 000 pójść mia­ło na Wschód. Na­le­ża­ło prze­to co naj­spiesz­niej otwo­rzyć dla nich dro­gę i za­pew­nić spo­so­by wpro­wa­dze­nia ich przez Moł­da­wię na Ruś. W tym celu po­trze­ba było po­wy­naj­dy­wać i po­za­wią­zy­wać sto­sun­ki od­po­wied­nie w Ga­la­cu i w Kon­stan­ty­no­po­lu.

W po­wro­cie z War­sza­wy za­trzy­ma­łem się we Lwo­wie dla Ławy lwow­skiej. Po­ro­zu­mie­wa­łem się z nią, co do po­śpie­chu w dzia­ła­niu i co do ra­por­tów, ja­kie mi ona przy­sy­łać się zo­bo­wią­za­ła, tak w pew­nych cza­su od­stę­pach, ja­ko­też w ra­zach nad­zwy­czaj­nych. Ława funk­cjo­no­wa­ła re­gu­lar­nie, w cha­rak­te­rze in­sty­tu­cji za­leż­nej od Ko­mi­te­tu Cen­tral­ne­go. Człon­ków jej nie zna­łem z imie­nia i na­zwi­ska, z wy­jąt­kiem jed­ne­go Mie­czy­sła­wa Ro­ma­now­skie­go, któ­ry zgi­nął na­stęp­nie.

W Kra­ko­wie albo we Lwo­wie zje­chać się mia­łem ze Ste­fa­nem Bo­brow­skim, po­wra­ca­ją­cym z Ukra­iny. Roz­mi­nę­li­śmy się jed­nak. Do­sta­łem jeno z Kra­ko­wa te­le­gram, któ­rym Bo­brow­ski we­zwał umie, aże­bym cze­kał na nie­go w Mi­cha­le­nach do No­we­go Roku. Cze­ka­łem do Trzech Kró­li i do­cze­ka­łem się te­le­gra­mu, do­no­szą­ce­go mi, że Bo­brow­ski nie przy­je­dzie już.

Ko­mu­ni­ko­wa­nie się owo te­le­gra­ficz­ne z Bo­brow­skim od­no­si­ło się do spraw ru­skich, dla któ­rych Bo­brow­ski na Ukra­inę jeź­dził. W Ki­jo­wie mło­dzież uni­wer­sy­tec­ka czy­ni­ła za­bie­gi; w Ży­to­mie­rzu funk­cjo­no­wał ko­mi­tet, skład któ­re­go był mi zna­nym. Ani za­bie­gi mło­dzie­ży ki­jow­skiej, ani sta­ra­nia ko­mi­te­tu ży­to­mir­skie­go nie zdo­ła­ły były jesz­cze przy­kryć kra­ju sie­cią or­ga­ni­za­cyj­ną, bez któ­rej ani my­śleć było moż­na o sa­mo­ist­nem w Kra­jach Za­bra­nych po­wsta­niu. Or­ga­ni­za­cja roz­wi­ja­ła się, bar­dzo jed­nak po­wol­nie i dla przy­spie­sze­nia to onej jeź­dził Bo­brow­ski na Ruś z po­le­ce­nia Ko­mi­te­tu Cen­tral­ne­go, któ­ry go od­sy­łał do mnie ze zda­niem spra­wy ze sta­nu rze­czy. Bar­dzo mi prze­to za­le­ża­ło na roz­mó­wie­niu się z Bo­brow­skim przed uda­niem się mo­jem w po­dróż do Kon­stan­ty­no­po­la. Roz­mi­nąw­szy się z nim wsze­la­ko w dro­dze i nie do­cze­kaw­szy się go w Mi­cha­le­nach, po­dró­ży dłu­żej zwle­kać nie mo­głem; ru­szy­łem na Jas­sy do Bu­ka­resz­tu, zkąd mia­łem za­miar je­chać da­lej. Do po­mo­cy wzią­łem ze sobą Ed­mun­da Dą­brow­skie­go.

W Jas­sach na­tkną­łem się na ob­ła­wę, jaką po­li­cja moł­daw­ska za­rzą­dzi­ła na Po­la­ków. Dano im roz­kaz opusz­cze­nia kra­ju. Za­py­ty­wa­ny przez nich, co po­cząć i do­kąd udać się mają, ra­dzi­łem po­li­cji uledz (nie­uledz spo­so­bu nie było), na Do­bru­dzę się udać i tam na dal­sze moje ocze­ki­wać roz­po­rzą­dze­nia. Z po­wo­du, że Moł­da­wia pół­noc­na skom­pro­mi­to­wa­ną była, wów­czas już po­wzią­łem był za­miar for­mo­wa­nia od­dzia­łu w Tur­cji. W Kon­stan­ty­no­po­lu, za­ła­twia­jąc spra­wę trans­por­tu bro­ni, upa­trzeć chcia­łem zdol­ne­go i ener­gicz­ne­go na­czel­ni­ka, któ­re­mu­by od­dział ów po­wie­rzyć było moż­na.

Z Jass zro­bi­łem wy­ciecz­kę w oko­li­ce Hu­szu, do jed­ne­go z przy­ja­ciół mo­ich, któ­ry udzie­lić mi mógł do­kład­nych co do sto­sun­ków w Ga­la­cu in­for­ma­cji. Za­sta­łem u nie­go żan­dar­ma z roz­ka­zem, aże­by się we dwa­dzie­ścia czte­ry go­dzi­ny z Moł­da­wii wy­no­sił.

W obec tego krzą­ta­nia się po­li­cji i tego uwi­ja­nia się za Po­la­ka­mi żan­dar­mer­ji, do Bu­ka­resz­tu pusz­czać się nie mo­głem, z oba­wy aże­by i mnie nie przy­trzy­ma­no gdzie w dro­dze, tem bar­dziej, że nie spo­dzie­wa­jąc się ni­cze­go po­dob­ne­go, za­opa­trzy­łem się w pasz­port na imię wła­sne. Do Kon­stan­ty­no­po­la prze­to wy­pra­wi­łem Dą­brow­skie­go z li­sta­mi, sam zaś po­wró­ci­łem do Jass, zkąd Po­la­ków wy­wie­zio­no już.

W Jas­sach do­szła mnie dro­gą dzien­ni­kar­ską, wia­do­mość o przy aresz­to­wa­niu w Pa­ry­żu agen­tów Ko­mi­te­tu Cen­tral­ne­go, wy­sła­nych po broń i o za­bra­niu im pie­nię­dzy i pa­pie­rów.

Po­je­cha­łem da­lej do Bo­tu­szan.

W Bo­tu­sza­nach do­wie­dzia­łem się o wy­bu­chu po­wsta­nia.

Zmar­twia­łem z żalu i bólu.

Wia­do­mość ta wy­wra­ca­ła wszyst­kie pla­ny moje, ni­we­cząc w za­cząt­ku sa­mym ro­bo­tę, któ­ra do wy­koń­cze­nia zu­peł­ne­go wy­ma­ga­ła cza­su mie­się­cy trzech przy­najm­niej i spo­ko­ju, bo­daj względ­ne­go. Była ona dla mnie tem, czem jest pio­run wśród dnia ja­sne­go, spa­da­ją­cy na łeb nie­spo­dzia­nie. Głę­bo­ko za­bo­la­łem, prze­wi­du­jąc ob­rót i ko­niec wal­ki z go­łe­mi roz­po­czę­tej pię­ścia­mi. Sił za­bra­kło Ko­mi­te­to­wi Cen­tral­ne­mu do po­wstrzy­ma­nia wy­bu­chu, wy­wo­ła­ne­go przed­wcze­śnie przez dwie wręcz jed­na dru­giej prze­ciw­ne przy­czy­ny: przez kon­tra­re­wo­lu­cjo­nizm Wie­lo­pol­skie­go i przez ul­tra­re­wo­lu­cjo­nizm Mie­ro­sław­skie­go. Pierw­sze­mu cho­dzi­ło o "prze­cię­cie wrzo­du" in­sur­rek­cyj­ne­go i dla tego za­rzą­dził po­bór noc­ny re­kru­ta, mimo że znisz­czo­ne­mi zo­sta­ły spi­sy po­bor­cze; dru­gie­mu cho­dzi­ło o wy­gra­nie pro­ce­su o wła­dzę, na prze­kór wła­dzy, któ­ra sta­nę­ła w kra­ju i cie­szy­ła się po­wa­gą, usu­wa­ją­cą w cień po­wa­gę wi­chrzy­ciel­ską pseu­do-dyk­ta­to­ra.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: