W gotyckim zamku - ebook
W gotyckim zamku - ebook
Pracująca dla fundacji charytatywnej Eva Bergen była pierwszą kobietą, która odmówiła Danielemu Pellegriniemu wspólnej nocy po pierwszej randce. Dlatego to właśnie ją Daniele poprosił o rękę, bo dopiero po ślubie będzie mógł odziedziczyć rodzinny zamek w Toskanii. Eva na pewno się w nim nie zakocha, a Daniele nie chciałby nikomu złamać serca. Nie przewidział, jak ta decyzja odmieni jego życie…
Ostatnia część miniserii.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4296-7 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Może się pan przez chwilę nie ruszać? - Eva Bergen zdołała co prawda zatamować krew płynącą z rozbitego nosa, ale musiała jeszcze opatrzeć ranę. Niby nic prostszego, jednak siedzący naprzeciw niej mężczyzna raz po raz uderzał piętą o stołek.
Spojrzał na nią gniewnie. Prawe oko miał całe sine i opuchnięte.
– Bez zbędnych komentarzy i będzie po płaczu.
– Nie jestem pielęgniarką i muszę się skupić, więc radzę się nie ruszać.
Wziął głęboki oddech, zacisnął zęby i wlepił wzrok w pustą przestrzeń ponad jej ramionami. Cały zastygł.
Eva nabrała głęboko powietrza i nachyliła się nad nim. Chwilę się zawahała, po czym powiedziała:
– Nie chciałby pan tego skonsultować z lekarzem? Nos może być złamany.
– Miejmy to już z głowy - rzucił zwięźle.
Oddychała ustami, żeby nie czuć pociągającej woni jego ciała. Jednocześnie starała się unikać jakiegokolwiek nieusprawiedliwionego kontaktu fizycznego.
Zdumiewające, że nawet ze złamanym nosem Daniele Pellegrini wyglądał wytwornie. Grube ciemne włosy były nienagannie ułożone, a figurę podkreślał garnitur szyty na miarę. Był przystojnym mężczyzną. Dobrze pamiętała, że kiedy po raz pierwszy pojawił się w obozie dla uchodźców miesiąc temu, niemalże każda z kobiet nie mogła się na niego napatrzeć.
Dziś wykonał do niej suchy telefon. Kazał jej się stawić w namiocie szpitalnym i rozłączył się, zanim zdążyła o cokolwiek dopytać.
Kiedy huragan Ivor uderzył w karaibską wyspę Caballeros, fundacja Blue Train jako pierwsza założyła tu obóz dla uchodźców. Dwa miesiące po najgorszym kataklizmie w historii tego regionu w obozie znalazło schronienie ponad trzydzieści tysięcy osób. Na ciasną siatkę prowizorycznych zabudowań składały się płócienne namioty, kontenery mieszkalne i stawiane naprędce z czegokolwiek szałasy.
Daniele był bratem wielkiego filantropa, Piety Pellegriniego. Kiedy Pieta dowiedział się o skutkach huraganu, od razu zadeklarował pomoc. Postanowił przekazać fundusze na zbudowanie nowoczesnego szpitala. Niestety, zaledwie tydzień później Pieta poniósł śmierć w helikopterze, który rozbił się z niewiadomych przyczyn.
Eva czuła, że to wielka strata dla środowiska organizacji pomocowych. Spotkała Pietę tylko kilka razy, ale wiedziała, że darzono go powszechnym szacunkiem. Mimo nieszczęścia rodzina Piety zdecydowała się nie porzucać projektu. Wszyscy byli im wdzięczni, gdyż bez szpitala dla kraju rysował się jeden scenariusz – powolna śmierć dla wielu jego mieszkańców.
Siostra Piety, Francesca, została szefem projektu. Eva podziwiała upór tej młodej kobiety. Spodziewała się wszystkiego co najlepsze również po Danielem. Trudno było o nim nie usłyszeć, ale w zupełnie innym kontekście. Jego firma architektoniczna miała na koncie tyle nagród, że uchodziła w ostatnich latach za jedną z najlepszych na świecie.
Rozczarowała się jednak, kiedy go spotkała osobiście. Słynął z poczucia humoru i przenikliwego intelektu, ale jej się wydało, że patrzy na ludzi z góry. Kiedy pojawił się w obozie dla uchodźców, jego twarz wyrażała awersję. Zaproponował jej wyjście, impertynencko zapewniając, że to nie randka, ale spotkanie konsultacyjne w sprawie szpitala. W końcu uchodziła za weterana niesienia pomocy w tym regionie. Zabrał ją helikopterem do pięciogwiazdkowego hotelu na sąsiedniej wyspie Aguadilla, gdzie poświęcił może z pięć minut na omówienie sprawy. Reszta wieczoru upłynęła mu na piciu bez umiaru i podrywaniu jej na wszelkie bezwstydne sposoby.
Nie omieszkała powiedzieć mu wprost, że wykorzystuje swój majątek i atrakcyjność fizyczną, żeby uchodzić za porządnego człowieka. Dodała, że te zagrania nie robią na niej najmniejszego wrażenia.
Wyraz jego twarzy, kiedy obojętnie odrzuciła zaproszenie do jego pokoju, był bezcenny. Zrozumiała, że Daniele Pellegrini nie był przyzwyczajony do odmowy ze strony kobiet.
Kazał szoferowi odwieźć ją na lądowisko, nawet się nie pożegnawszy. Później nie widziała go przez dłuższy czas, aż po dzień dzisiejszy, kiedy wezwał ją do szpitala polowego. Nietrudno było zgadnąć, że ktoś obił mu twarz. Przemknęła jej przez głowę myśl, że chętnie podziękowałaby tej osobie.
– Nie znam się na tym – rzuciła sucho, kiedy poprosił ją o opatrzenie rozbitego nosa.
– Chciałbym tylko, żeby ktoś zatamował krew. Jestem przekonany, że niejeden raz widziała pani, jak to się robi.
Bez cienia wątpliwości wiedziała, jak działać w takich sytuacjach. Mimo że jej głównym zadaniem było tłumaczenie i koordynowanie działań, często pomagała zespołowi medycznemu. Była zawsze tam, gdzie akurat potrzebowano wsparcia. Nie oznaczało to bynajmniej, że czuła się na siłach, by opatrzeć złamany nos. Tym bardziej że był to nos aroganckiego milionera, który nosił garnitury warte więcej niż średnie roczne zarobki mieszkańca Caballeros.
– Znajdę pielęgniarkę albo…
– I tak mają za dużo pracy na głowie - wszedł jej w słowo. - Proszę tylko zatamować krew i zejdę pani z drogi.
Chciała mu wytłumaczyć, że też ma swoje obowiązki, ale coś w jego usposobieniu ją zatrzymało. Przystąpiła do zamykania rany, jednocześnie wyobrażając sobie, że muszą w nim narastać jakieś tłumione emocje. Nie chciałaby być na miejscu osoby, która będzie świadkiem ich wybuchu.
Nie dopuszczała do siebie tej myśli, ale podświadomie wiedziała, że jego wstręt do tego miejsca nie jest bezzasadny. Daniele żył w luksusie. W obozie panowały nędza i brud. Obcowanie z nim uświadomiło jej, jakim obrazem zaniedbania jest ona sama w wytartych dżinsach, starej koszulce i niedbałym kucyku. Co za różnica, jak wyglądam? – przemknęła jej przez głowę ponura myśl. Przecież pracowała w obozie dla uchodźców. Dbanie o tak powierzchowne rzeczy było zgoła nie na miejscu.
– Proszę się nie ruszać - znów zwróciła mu uwagę. - Zaraz kończę. Opatrunek powinien być noszony przez około tydzień.
Delikatnie wycierała ślady krwi na policzkach, kiedy nagle uderzyła ją woń jego ciała. Zapomniała, że miała oddychać przez usta.
Nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek jakikolwiek zapach tak podziałał na jej zmysły. Było w nim coś pierwotnego i leśnego, a zarazem coś soczystego niczym dojrzały owoc. Nigdy nie podejrzewałaby siebie o taką reakcję.
Jakim prawem ten arogancki człowiek mógł być obdarzony takimi przymiotami przez naturę? Mogłaby szukać wszędzie, ale żadne towarzystwo nie byłoby nawet w ułamku tak urokliwe jak jego.
Do tego te oczy – zielonobrązowe i nieprzeniknione.
Te oczy, które nagle zwróciły się w jej stronę, wpatrując się w nią bacznie.
Odwzajemniła intensywne spojrzenie. Nie mogła oderwać od niego wzroku. Zeskoczyła ze stołka, żeby jakoś z tego wybrnąć.
– Przyniosę kompres chłodzący - wymamrotała skołowana.
– Nie ma takiej potrzeby. Innym pacjentom przyda się bardziej. – Wyjął portfel. Wyjął kilka banknotów i wcisnął je do jej ręki. – Mam nadzieję, że wystarczy, żeby odkupić zużyte materiały.
Następnie wyszedł bez pożegnania. Ręka mrowiła ją od jego dotyku. Nagle zdała sobie sprawę z tego, że zostawił jej dziesięć studolarowych banknotów.
– Przecież musi być inne wyjście - rzucił stanowczo Daniele, nalewając sobie kolejny kieliszek wina. Zacisnął mocno dłoń na butelce. – Równie dobrze ty możesz odziedziczyć majątek.
– Nieprawda. - Pokręciła głową jego siostra Francesca. - Wiesz przecież, że spadek w pierwszej kolejności przysługuje mężczyźnie.
– Nie mam najmniejszego zamiaru się żenić.
– W takim razie Matteo odziedziczy majątek.
Na samo wspomnienie imienia tego zdrajcy puściły mu nerwy i cisnął kieliszkiem o ścianę.
Francesca zatrzymała ręką Felipego, który wpadł do pokoju na dźwięk rozbijanego szkła. Jej narzeczony był dawniej komandosem, zawsze gotowym do działania. Siostra Danielego całkowicie niezmieszana kontynuowała swoją myśl:
– W kolejce po majątek Matteo jest zaraz po tobie. Jeśli nie znajdziesz żony i nie przyjmiesz spadku, on go dostanie.
Wziął głęboki oddech, próbując się opanować. Czerwone wino spływało po ścianie. Było prawie tak ciemne, jak krew, która trysnęła z jego nosa po ciosie zadanym przez Mattea. Pamiętał dobrze, jak wpadł w szał na jego widok i doszło do bójki, która skończyłaby się o wiele gorzej, gdyby Felipe ich nie rozdzielił. Od tego czasu narastał w nim gniew. Matteo zdradził ich wszystkich.
– Musi istnieć jakiś wytrych, który pozwoli nam obejść prawo dziedziczenia. Przecież to jakiś przestarzały zapis - stwierdził, patrząc na zachlapaną ścianę i podłogę.
– Masz rację – przytaknęła - ale zarządcy są nieugięci. Zmiana tego zapisu zajmie miesiące, może lata. W tym czasie Matteo poślubi Natashę i majątek znajdzie się w jego rękach.
Przeklęty majątek. W skład rodzinnej posiadłości wchodził sześciusetletni zamek i tysiące akrów winnic. Castello należał do rodziny Pellegrinich od czasów, kiedy sam książę Charles Philibert I położył kamień węgielny pod jego budowę. Rodzina zrzekła się tytułów królewskich dawno temu, ale zamek pozostawał symbolem jej potęgi. By uniknąć podziałów, majątek miał zawsze dziedziczyć najstarszy męski potomek. Wymóg o byciu w związku małżeńskim dodał wieki temu oszalały ze złości Książę Emmanuel II, który podejrzewał swojego syna o homoseksualizm. Widocznie ów książę był wystarczająco przenikliwy co do ewoluujących obyczajów, gdyż zapis stanowczo zaznaczał, że związek małżeński musi być zawarty z kobietą.
To ustalenie nie sprawiało większych problemów w przeszłości. Przecież i tak każdy z mężczyzn żenił się prędzej czy później. Jednak czasy się zmieniły.
Daniele był dzieckiem, kiedy jego ojciec odziedziczył posiadłość. Pieta był starszy, więc to on miał się stać następnym właścicielem. Danielemu to nie przeszkadzało. Tak właściwie to nienawidził zamku, po którym wiecznie hulał wiatr. Poza tym idea małżeństwa budziła w nim wstręt. Czerpał perwersyjną satysfakcję z tego, że pozostanie wolnym duchem, zupełnym przeciwieństwem sumiennego Piety.
Przez dwa miesiące Daniele żył nadzieją, że żona Piety, która nosiła pod sercem dziecko, urodzi syna, przyszłego spadkobiercę. Wtedy odetchnąłby głęboko i dalej żył po swojemu.
W międzyczasie wyszło na jaw, że Natasha jest w ciąży z innym mężczyzną. Jeszcze przed śmiercią Piety wdała się w romans z ich bratem ciotecznym, Matteem. Tak właśnie Matteo odwdzięczał się rodzinie za opiekę!
W grę wchodziły tylko dwa scenariusze. Daniele mógł znaleźć sobie żonę, wyzbyć się wolności i odziedziczyć majątek, na którym nawet mu nie zależało, albo obserwować, jak rodzinny zamek wpada w szpony Mattea.
Zacisnął zęby i odrzucił głowę do tyłu, myśląc o matce. Od zawsze wpajała im poczucie dumy z rodziny i posiadłości.
– Muszę się ożenić.
– To prawda.
– Jak najszybciej.
– Masz kogoś na oku? - zapytała Francesca stłumionym głosem. Wiedziała, jak bardzo brzydził się małżeństwem. Z drugiej strony, potrafiła czytać między wierszami w zapisach prawnych. Jeśli ona nie znalazła wytrychu, nikt nie mógł.
Naprędce zrobił w głowie przegląd wszystkich niezamężnych kobiet, z którymi spotykał się w ostatnich latach. Mógłby się założyć, że każda z nich popędziłaby do salonu sukien ślubnych, zanim zdążyłby je do końca poprosić je o rękę.
Nagle przypomniała mu się ostatnia randka. Jedyna w jego życiu, która nie skończyła się w sypialni. Przypomniał mu się niesmak, z jakim Eva patrzyła na niego swoimi krystalicznie jasnymi niebieskimi oczyma.
Służyła mu jako tłumaczka podczas pierwszej wyprawy na Caballeros. Na tej wyniszczonej wyspie Eva była niczym światełko nadziei w ciemnościach. A może to jej płomienne włosy, nasycone szkarłatem, dawały ten blask. Do tego ich kolor kontrastował z jej alabastrową skórą. Wydawało mu się, że musiała nakładać grube warstwy kremu przeciwsłonecznego, by utrzymać jasną karnację. W każdym razie Eva Bergen była zdecydowanie najbardziej pociągającą kobietą, jaką spotkał przez ostatnie trzydzieści trzy lata swojego życia. Oprócz tego nienawidziła go z całego serca.
Daniele spojrzał na zmartwioną twarz siostry i uśmiechnął się lekko.
– Tak, mam idealną kandydatkę.
Pomyślał, że cokolwiek by się działo, przynajmniej mama będzie w końcu zadowolona z jego wyboru.
Eva cierpliwie stała w kolejce do kabin prysznicowych, zapełniając czas graniem na komórce. Zapasy wody były znikome. Wyćwiczyła się w braniu minutowego prysznicu w letniej wodzie raz na trzy dni. Odczuwała zarazem poczucie winy i ulgę, kiedy raz na trzy tygodnie udawała się na wolny weekend do hostelu. Na własny koszt błogo rozleniwiała się w kąpieli. Dokładnie myła włosy, pucowała skórę i doprowadzała paznokcie do porządku. Jednocześnie czuła okropne wyrzuty sumienia, myśląc o uchodźcach, którzy nie mieli szansy tak sobie dogadzać.
Co dziwne, jedyną rzeczą, której nie brakowało w obozie, były telefony komórkowe. Ostatnio zapanowała moda na grę, w której zbijało się wyskakujące na ekranie kolorowe piłeczki. Eva była uzależniona od gry jak wszyscy inni. Stojąc w kolejce, była bliska pobicia swojego rekordu i dostania się do rankingu stu najlepszych graczy. Trzech nastolatków patrzyło na nią z wyczekiwaniem, żeby zobaczyć, czy jej się uda.
Kiedy telefon zaczął dzwonić, zignorowała to.
– Chyba powinna pani odebrać – rzucił ironicznie Odney, najstarszy z nastolatków. Zajmował dziewięćdziesiąte dziewiąte miejsce w rankingu.
– Zawsze można oddzwonić – ucięła Eva.
Odney szybkim ruchem zabrał jej telefon i odebrał rozmowę.
– To telefon Evy. Czy mam przekierować pańską rozmowę? – rzucił po hiszpańsku.
Jego koledzy zaczęli chichotać niepowstrzymanie. Eva usiłowała zdusić śmiech.
– Po angielsku? – zaproponował Odney. Było oczywiste, że osoba po drugiej stronie słuchawki nie mówi po hiszpańsku. – Mówię trochę. Chcesz Evę?
Eva wyciągnęła rękę. Twarz chłopaka pojaśniała z radości. Oddał jej telefon.
– Przykro mi, gra się nie zapisała – powiedział zadowolony z siebie, co jego koledzy przywitali jeszcze głośniejszymi salwami śmiechu.
Rozbrojona zachowaniem nastolatka, wesoło odezwała się do telefonu:
– Halo?
– Pani Bergen?
Cała radość nagle wyparowała.
– Tak. Z kim mam przyjemność?
Dobrze znała odpowiedź. Głęboki ton głosu i charakterystyczny akcent Danielego Pellegriniego były nie do pomylenia.
– Z tej strony Daniele Pellegrini. Muszę się z panią spotkać.
– Proszę to załatwić z sekretariatem i umówić spotkanie.
Nie było żadnego sekretariatu i on dobrze o tym wiedział.
– To ważne.
– Nie mam ochoty się z panem widzieć.
– To się zmieni, kiedy się pani dowie, dlaczego mi tak zależy.
– Nie wierzę. Jest pan…
– Człowiekiem, który przychodzi z propozycją, która odmieni losy tego pani obozu – wszedł jej w słowo.
– O co chodzi? – zapytała nieufnie.
– Proszę się ze mną zobaczyć, żeby się przekonać. Obiecuję, że warto.
– Ale mam wolne dopiero…
– Czekam na Aguadilli. Przyleci po panią mój helikopter. Za dwie godziny.
Po czym odłożył słuchawkę.