- promocja
- W empik go
W grze - ebook
W grze - ebook
Jego pojawienie się w roli selekcjonera polskiej reprezentacji w 2018 roku wywołało niespotykaną dotąd w naszych mediach burzę. Skala hejtu, agresji i środowiskowej krytyki, z jaką musiał się zmierzyć Jerzy Brzęczek, zaskakuje, ale i przeraża. Prowokuje do pytania: kim jest jedna z najważniejszych w tej chwili postaci polskiej piłki? Nie tylko jako trener, ale także jako człowiek.
W grze to mocna, zaskakująca i zmuszająca do refleksji historia jednego z najbardziej „nierozpoznanych” ludzi polskiej piłki. Opowiedziana na wielu poziomach: piłkarskim i prywatnym. Z eliminacjami naszej reprezentacji na EURO 2020 i grozą pandemii koronawirusa w tle. Jest w niej pełnokrwisty bohater, są dramatyczne okoliczności i gwałtowne zwroty akcji. Jest wreszcie sam Jerzy Brzęczek, w którym Małgorzata Domagalik w sposobie rozumienia, pasji i podejściu do piłki nożnej jako takiej widzi w przyszłości kontynuatora trenerskiej myśli Kazimierza Górskiego.
W książce mówią o selekcjonerze m.in. po raz pierwszy jego żona i synowie, a także trenerzy, dziennikarze, przyjaciele i koledzy z boiska: Kuba Błaszczykowski, Zbigniew Boniek, Hubert Kostka, Andrzej Strejlau, Grzegorz Mielcarski i Krzysztof Materna.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-280-8475-9 |
Rozmiar pliku: | 8,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„Gdy jesteś piłkarzem, skupiasz się na swojej karierze. A jako trener zwracasz uwagę na wszystko”.
Gérard Houllier
– Wiesz, od czego powinnaś zacząć naszą książkę? – nieoczekiwanie pyta Jerzy Brzęczek. Nieoczekiwanie, bo właśnie jesteśmy w trakcie jej pisania.
– Tak, wiem – odpowiadam.
– Jesteś pewna? – powtarza pytanie selekcjoner.
– Tak, jestem pewna…
Pewnego lipcowego popołudnia 2013 roku zaczynam zbierać materiały do książki o Kubie Błaszczykowskim. Na tarasie częstochowskiego domu Brzęczków spotykam się z przyjaciółmi ówczesnego kapitana polskiej reprezentacji. Nie dziwi mnie, chociaż przeszkadza, że ci podchodzą do mnie z rezerwą, jak do kogoś, kto może ich idolowi tylko zaszkodzić. Męczą się obie strony. Do momentu gdy obok pojawia się Jerzy Brzęczek i do kluczącego w odpowiedziach jednego z nich woła: „Radziu, pani Małgosi mówimy wszystko”. Wtedy przyszły selekcjoner nie tylko „ustawił” mi książkę, ale jak miało się wkrótce okazać, i nasze relacje na następne lata. Wtedy też popatrzył na mnie i dodał: – „Pani Małgosiu, zobaczy pani, kiedyś napisze pani książkę o mnie”. „O panu?”, uśmiechnęłam się chyba niezbyt przekonująco, a w duchu pomyślałam: ale dlaczego ja miałabym pisać książkę o panu? To właśnie ten moment przypomniał mi kilka tygodni temu selekcjoner. Nie przeoczył ironicznego spojrzenia. Zapamiętał je, tak jak i ja pamiętam je do dziś. Zaskakująca tylko wydać się może uważność, jaką oboje nadaliśmy tamtym wspomnieniom. I dlaczego dziwi mnie fakt, że nadal wokół mnie są tacy, którzy nie widzieli i nie widzą w Jerzym Brzęczku, tak jak ja wtedy, odpowiedniego kandydata na najważniejszego człowieka polskiej piłki? Wątpią tak jak ja kiedyś. Od tamtego zdarzenia minęło siedem lat. Wystarczająco dużo, żeby zacytować anegdotę, którą kiedyś usłyszałam, że jeśli utrzymujesz z kimś dobre kontakty dłużej niż siedem lat, to ten ktoś nie jest już twoim przyjacielem, ale staje się twoją rodziną. Przytaczam tę zgrabną myśl nie bez przyczyny. Nie ukrywając naszej serdecznej znajomości, od razu uprzedzam wszelkie wątpliwości dotyczące tego, czy aby uczciwa i prawdziwa będzie to książka. Tak, uczciwa i niekoloryzowana, zwłaszcza że jej bohatera poznałam, nie mając, jak wyżej, żadnych wobec niego „literackich” zamiarów. On jest selekcjonerem, ja dziennikarką. Każde z nas mocno stoi na swoich zawodowych pozycjach. Broni własnego terytorium. Niechętnie zmienia zdanie i trzyma się własnych racji. Obserwowałam Jerzego Brzęczka przez lata. Widziałam go w różnych okolicznościach. Zawodowych i tych prywatnych. Tych serio i tych wręcz przeciwnie. Wiem, czym można go wkurzyć, kiedy rozbawić, a czym można mu zaimponować. Takie sytuacje lubi najbardziej. Są dla niego wyzwaniem. Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, nie przewidziałam, że ówczesny trener drugoligowego Rakowa Częstochowa zastawia na mnie pułapkę, w którą z czasem tak jak inni i ja miałam wpaść. Swego rodzaju sieć splecioną z jego sportowych celów, życiowych doświadczeń, aspiracji i jak mi się wtedy wydawało – ambicji na wyrost. Zobaczy pani, kiedyś napisze pani o mnie książkę.
PS Kiedy pracowałam nad biografią siostrzeńca selekcjonera, Kuby Błaszczykowskiego, ten doznał jednej z najgorszych kontuzji w swojej karierze i wkrótce przestał być kapitanem polskiej reprezentacji. Ciężkie to były chwile. Dziś moim bohaterem jest Jerzy Brzęczek i mimo że on i jego drużyna wygrywają eliminacje, to jednak nie jadą na Euro 2020. Przed paroma miesiącami, zimą tego roku, pandemia koronawirusa z hukiem wywróciła cały świat, także ten futbolowy, do góry nogami. Euro 2020 zostaje przesunięte i w zgodzie z nowym piłkarskim rozkładem jazdy ma się odbyć w 2021 roku. Książka o selekcjonerze idzie jednak do druku, a ja konsekwentnie trzymam się wcześniej zapisanych w niej zdarzeń, ich chronologii, dat, przeprowadzonych rozmów i słów wypowiadanych w ciągu ostatnich miesięcy m.in. przez jej bohatera. Przekonana, że wszystko, co dotąd wydarzyło się w życiu Jerzego Brzęczka, to uniwersalna i skłaniająca do refleksji historia o tych, którzy wierzą, że w życiu nie ma rzeczy niemożliwych. Co więcej, że nie wystarczy sporządzona wcześniej lista marzeń do zrealizowania, ale że w jej spełnianiu trzeba stawiać na samego siebie, nawet, a może zwłaszcza wtedy, gdy okoliczności wokół zdają się niesprzyjające. Pierwszy przykład z brzegu? Tuż po zakończeniu eliminacji do Euro 2020 w jednej z wielu internetowych ankiet na pytanie, czy mimo zakwalifikowania się ekipy Brzęczka do turnieju ten nadal powinien być selekcjonerem polskiej reprezentacji, blisko dziewięćdziesiąt dwa procent ankietowanych odpowiedziało, że NIE. Niezła „kontuzja”, metaforycznie rzecz ujmując.
Warszawa, październik 2018
MD (Małgorzata Domagalik) Łapię się na tym, że pisząc książkę o tobie, piszę ją w jakimś sensie o Polsce. O nas i o naszym ukochanym kraju, w równym stopniu podzielonym w gwałtownym wyrażaniu sądów i emocji, co skonfliktowanym w każdej sprawie i na każdej linii frontu. W tej piłkarskiej przestrzeni również. Futbol a sprawa polska, chciałoby się powiedzieć… I nie dziwię się już, że kiedy twoja mama dowiedziała się, że ma powstać książka o tobie, w pierwszym momencie zapytała: a po co? Realistka.
JB (Jerzy Brzęczek) Zawsze tak jest na początku, a po co? a na co? (śmiech).
MD Fajnie się śmiejesz, to prawda, że byłeś ministrantem?
JB Tak. A dlaczego pytasz?
MD Jesteś wierzący?
JB Jestem, ale wierzę w Boga, nie we wszystkich księży. Co więcej, jestem przekonany, że to, co do tej pory osiągnąłem, zawdzięczam Bogu. Sama świadomość jego obecności dodaje mi spokoju i pewności. A czemu pytasz?
MD Może to właśnie chciałam usłyszeć? Na jakim etapie życia jesteś?
JB Zawodowym czy życiowym?
MD Jedno nie wiąże się u ciebie z drugim?
JB Bycie selekcjonerem to bardzo ważny etap w moim życiu. Kolejny.
MD Pamiętasz, kiedy nim zostałeś?
JB Chyba lipiec . Ta nominacja i oczekiwanie na publiczne jej ogłoszenie gdzieś tam w podświadomości łechtały moje ego. Już jako mały chłopiec miałem marzenie, żeby grać w piłkę, i to grać na jak najwyższym poziomie. Byłem kapitanem reprezentacji Polski we wszystkich kategoriach wiekowych. A gdy po zakończeniu kariery piłkarskiej zacząłem pracę jako trener, to była ona podporządkowana przede wszystkim temu, żeby kiedyś zostać trenerem reprezentacji.
MD Czyli trafiony, zatopiony. Do głowy by mi nie przyszło, że zostaniesz selekcjonerem tak szybko. Zresztą wiesz…
JB Pani tego nigdy nie powiedziała na głos, ale ja wyczuwałem, że wiara w trenera nie jest za duża (śmiech).
MD To proponuję od razu skok na głęboką wodę, zwłaszcza że statek z twoimi zwolennikami nadal bardziej przypomina maleńką łódeczkę na wzburzonym oceanie przeciwników niż dumny frachtowiec.
JB Powiedziałaś trafiony, okej, ale ja nie dam się zatopić. Chcę przejść do historii polskiej piłki jako trener, który w bardzo trudnym momencie obejmuje funkcję selekcjonera reprezentacji narodowej, a mimo to jego drużyna zdobywa pierwsze miejsce w grupie. Mam też poczucie, że możemy jeszcze wielu ludzi zaskoczyć tym, co jest jeszcze przez tę reprezentację możliwe do osiągnięcia.
MD Czemu możemy, a nie mogę?
JB Biorę wszystkich pod uwagę, zawodników i sztab trenerski, sam nie dam rady tego zrobić. To zawsze musi być grupa ludzi sfokusowanych na tym samym celu.2. „Czy nie za wcześnie na tę ksiażkę?”
Pyta mnie m.in. prezes PZPN Zbigniew Boniek. Pytają inni. Tak, to prawda, że Jerzy Brzęczek jest selekcjonerem dopiero kilkanaście miesięcy, ale w piłce nożnej jest już trzydzieści lat z kawałkiem – odpowiadam w tej i w podobnych sytuacjach. „No nie wiem” – powtarza wątpliwość jeden z najlepszych piłkarzy w historii polskiego futbolu i przekonuje jeszcze w trakcie telefonicznej rozmowy przed spotkaniem, żeby jednak poczekać, bo Brzęczek jako trener jest dopiero na dorobku i tyle przed nim. A i on sam nie ma potrzeby, żeby w tej chwili oceniać selekcjonera. Wówczas żadne z nas nie wie, że wkrótce zdarzy się to „coś”, co sprawi, że cały świat, również ten z piłką przy nodze, taki, jakim go znamy, na moment, a może na dłużej przestanie istnieć. Zatrzyma się. Zanim to nastąpi, usiądę naprzeciwko prezesa Bońka w jego gabinecie, mimo że ten nadal powtarza swoje wątpliwości. Czy nie za wcześnie na tę książkę? Niektórzy z członków rodziny Brzęczka są podobnego zdania i też bezpośrednio albo przez innych pytają: czy to aby dobry moment? Że tylko dorzucimy tą książką do rozgrzanego już do czerwoności hejterskiego paleniska i po co to robić? Dziwią się spotykani przeze mnie kibice, taksówkarze, z którymi często rozmawiam o piłce. Przyjaciele w dobrej wierze pytają, czy jestem pewna, że Jerzy Brzęczek i jego życie to materiał na opowieść o podobnej sile rażenia, jak ta o Kubie Błaszczykowskim? Tak i nie, argumentuję z większym, a bywa, że i z mniejszym zapałem, to wtedy, gdy fala krytyki wobec Brzęczka z szemrzącego strumyczka zamienia się w tsunami niepohamowanej agresji. Czy zniesie mnie z pokładu wraz z nim, zastanawiałam się w takich chwilach. Wreszcie, czy ktoś będzie chciał czytać biografię człowieka, o którym jak na razie mówi się, eufemistycznie rzecz ujmując, raczej źle? Jerzy Brzęczek zbliża się do pięćdziesiątki, to z pewnością nie czas ostatecznych podsumowań, ale dla kogoś, kto piłce nożnej poświęcił więcej niż połowę dotychczasowego życia, to z pewnością czas refleksji i kolejnych wyborów. Naturalnych pytań o to, co dalej, wytyczania celów i szczytów do zdobycia. Poza wszystkim Jerzy Brzęczek z dziennikarskiego, psychologicznego, socjologicznego i ludzkiego punktu widzenia to dla mnie bohater wręcz wymarzony. O takich jak on mawia się, że urodzili się pod krzakiem agrestu i że ich życiowa droga dlatego jest interesująca, bo już w samym punkcie startu jest wyboista, a kroczenie po niej jest i już na zawsze pozostanie wyzwaniem. Nawet dla tych zaprawionych w pokonywaniu trudności wędrowców. Ta podróż zazwyczaj zaczyna się z dala od świateł wielkich miast i życia podanego na tacy. Nie przypomina autostrady ku słońcu, ale tak jak i w tym konkretnym przypadku, nomen omen, zakurzoną wiejską drogę. Dołki, potknięcia, rozbite kolana, poturbowane emocje, zwątpienia, a mimo to ciągle przed siebie. Wbrew wszystkim i wszystkiemu, chociaż nigdy wbrew samemu sobie. Wedle zasady, że nawet jeśli boso, to zawsze w ostrogach. Damy radę. Takie historie działają na moją czytelniczą wyobraźnię fanki futbolu o wiele bardziej niż suche fakty związane z nim samym. Statystyki zapisane w kalendarium piłkarza, jakim był Jerzy Brzęczek, mimo że nadal mogą robić wrażenie, przykrywa patyna i niekoniecznie dziś – po latach – muszą rzucać na kolana. Doceniam urodę gola strzelonego przez Brzęczka Anglikom na Wembley (27 marca 1999), co zresztą czyni z niego ostatniego polskiego piłkarza, który tego dokonał, ale o wiele bardziej interesuje mnie fakt, że ten ktoś jest dziś selekcjonerem polskiej reprezentacji. Do tego to ktoś, kto w momencie nominacji na to stanowisko był postacią przez media całkowicie „nierozpoznaną”.
To oczywiste, że kiedy Jerzy Brzęczek będzie kończył trenerską karierę, jakiś zacny i skrupulatny dziennikarz o statystycznym i kronikarskim zacięciu napisze o tym, czego sensu stricto ten dokonał jako piłkarz, trener i selekcjoner. Pojawią się liczby, gole, remisy, wygrane i przegrane mecze. Doliczone minuty, dogrywki i rzuty karne. Zostanie Brzęczkowi oddane co królewskie, czyli piłkarsko i trenersko zasłużone. Zostawiam to jednak historykom futbolu. Dziś, kiedy sportowy, a zwłaszcza medialny klimat wokół naszego selekcjonera jest dynamiczny, zapraszam miłośników piłki nożnej w zgoła inną z nim podróż (odpowiednie tabelki i statystyki znajdą się na końcu książki). Człowieczą, tak bym ją nazwała, a nawet górnolotnie, egzystencjalną. Z intencją, że tylko mocne, dookreślone i dopowiedziane słowa i opinie w „nowych czasach” robią na odbiorcach wrażenie. Kiedy pochylałam się nad historią Kuby Błaszczykowskiego, nabierałam pewności, że moja znajomość piłki nożnej, wiedza o regułach gry i klimatach panujących także w środowisku piłkarskim jest na tyle ugruntowana, że przez następne lata pozwoli mi na swobodne i rzetelne poruszanie się w jego świecie i labiryntach. W rzeczywistości, która rozgrywa się na piłkarskiej murawie i którą każdego dnia konstruuje nieskończona liczba medialnych interpretacji, faktów, a także przekłamań powodowanych m.in. konfliktami interesów, niewiedzą, a i emocjami, które z oswajaniem futbolu nie mają i nie powinny mieć wiele wspólnego. Tajemnej wiedzy uczyłam się od najlepszych, od lat rozmawiam z „profesorami” i znawcami futbolu, wybitnymi piłkarzami i ich trenerami. Z kibicami z prawdziwego zdarzenia. Medialnych recenzentów nie omijam, chociaż bardziej mi po drodze ze statystycznymi wyznawcami futbolowej wiary, która sprawia, że piłkę nożną jako taką traktuje się serio. To również wtedy, gdy redaktorom, sprawozdawcom, komentatorom nie zdarza się zapominać, że są służebni wobec piłki nożnej, a nie, że ta została stworzona z myślą o nich. W konsekwencji kibice dzięki ich profesjonalnej wiedzy uczą się czytania gry na boisku, dostrzegają sensowność przeprowadzanych na nim zmian, doceniają taktyczne roszady trenerów, ich inteligencję, ale i spryt dryblujących piłkarzy. Akceptując przy okazji fakt, że tak naprawdę nikogo z nas nie powinny np. obchodzić wykraczające poza boisko tzw. prywatne punkty widzenia komentującego. Środowiskowe animozje, sympatie i antypatie, zasłyszane w szatniach i na społecznościowych forach plotki czy fake newsy. Te zawsze brudzą piłkę i odbierają jej szlachetną wyjątkowość. Wyjątek od tej reguły, kto jest dla kogo w tej grze, stanowią kibice. Futbol jest wobec nich służebny. Bez nich nie ma racji bytu. To oni decydują, która z piłkarskich gwiazd najpierw stanie się bożkiem, a potem legendą. Innej drogi nie ma. Doskonale wiedzą, że o miejsce w panteonie niezapomnianych też toczy się ta gra. Z czasem nauczyłam się rozszyfrowywania piłkarskich kodów, odkrywania subtelnych sensów ukrytych między wierszami. Tych w „specjalistycznych” artykułach i tych w pomeczowych recenzjo-opinio-komentarzach. Konkluzja? W futbolowej przestrzeni prawdziwie pociągające jest to, że stojąc z boku murawy, metaforycznie rzecz ujmując, nigdy nie wiesz do końca, na jakie i czyje boisko, i z jakiego autu wrzucasz właśnie piłkę. W czyje kompetencje, bywa, że nieświadomie, wkraczasz i jak najbardziej niewinne pytanie może się okazać niezamierzonym faulem. Taktycznych nie wykluczam. Nie obchodzą mnie gierki, zakulisowe układy, przeciągania na stronę pochlebców albo wrogów. Poprawność polityczna dla samej zasady, bez realnego uzasadnienia też mnie nie interesuje. To sprawia, że pisząc tę książkę, nie narzucam sobie żadnych obostrzeń – czy będzie się podobała, czy będzie w zgodzie z obowiązującym aktualnie nurtem, czy może się mylę i wyciągam zbyt pochopne wnioski? Trudno, ryzyko zawodowe. Ryzyko kibica, jakim też jestem. Obce jest mi również słuszne skądinąd hasło, że saper myli się raz, jak i wynikająca z niego ostrożność, żeby nie nadepnąć komuś na piłkarski odcisk, nie skonfundować postawioną tezą, zakładam, że jednak nie amatorki. Prawda futbolu, chciałoby się napisać, ale to tytuł już zastrzeżony. Gwoli prawdy coś z tej saperki w pisaniu o selekcjonerze Jerzym Brzęczku jednak jest. Nie raz w trakcie eliminacji do Euro 2020 wystawiał na próbę zaufanie i cierpliwość mediów, kibiców co do swoich decyzji i wyborów, efektywności i kreatywności prowadzonej przez siebie kadry. Moją również. O stylu gry czy też o jego braku na razie nie wspominam. Postaram się przekonać Jerzego Brzęczka (już słyszę, jak czytając te słowa, mówi, że nie muszę go przekonywać), żebyśmy niczego i nikogo na tych stronach nie udawali. Nie kierowali się zaszłościami, a tylko w specjalnych okolicznościach dobrem wyższym, czyli drużyny. Bo jeśli prawdą jest, jak pisał Albert Camus, że „piłka to jedna z najpoważniejszych spraw na świecie”, to i my, wyznawcy futbolowej wiary, tak właśnie powinniśmy podchodzić do tego, o czym na tych stronach. Na pytanie więc, czy nie za wcześnie na historię Jerzego Brzęczka z Truskolasów, selekcjonera polskiej reprezentacji, odpowiadam uprzejmie, ale zdecydowanie: nie, nie za wcześnie.
Skąd tytuł W grze? Był moim pierwszym wyborem, chociaż proponując go wydawnictwu, nie przypuszczałam, tak jak nikt z nas, że wraz z pojawieniem się koronawirusa uczyni tę książkę w jakimś sensie profetyczną. Selekcjoner już witał się z gąską, już przygotowywał się do towarzyskich meczów przed Euro 2020, gdy w wyniku pandemicznych okoliczności znowu znalazł się „w grze”. W przenośni i dosłownie. W mediach zaś natychmiast rozpoczęła się dyskusja, czy Jerzy Brzęczek, którego kontrakt z PZPN obowiązywał do lipca 2020 roku, aby na pewno powinien poprowadzić naszą reprezentację na Euro 2020? A jeśli już, to może jednak powinien się „sprawdzić” w trakcie tegorocznej Ligi Narodów, jeśli oczywiście ta się odbędzie? Stawić wraz ze swoją drużyną czoło reprezentacjom Holandii, Włoch oraz Bośni i Hercegowiny? Wyjść z grupy, a jeśli nie to? Wiadomo.
PS Całą sprawę i tym razem rozwiązał prezes PZPN Zbigniew Boniek, podejmując decyzję o przedłużeniu Jerzemu Brzęczkowi kontraktu do końca 2021 roku z opcją kontynuowania współpracy z selekcjonerem do końca roku 2022. A więc harmonogram wygląda na razie tak: Liga Narodów 2020, mistrzostwa Europy 2021 i mistrzostwa świata 2022. Czyli znowu w grze…
W tym miejscu chciałabym powtórzyć za amerykańskim trenerem Philem Jacksonem, rekordzistą w liczbie zdobytych mistrzowskich tytułów NBA: „kiedy nie czułem się już zmuszony do działania pod wpływem swojej przeszłości, zaakceptowałem ją bez strachu. Mogłem wtedy wziąć z niej to, co pracowało dla mnie w przyszłości, a resztę zostawić za sobą”.
(Phil Jackson, Sacred Hoops) Dedykuję te słowa Jerzemu Brzęczkowi.
JB To ja cię teraz zapytam: ilu mamy mieszkańców na całym świecie?
MD Około siedmiu i pół miliarda?
JB Ile mamy reprezentacji narodowych?
MD Mnie pytasz?
JB Ponad dwieście. Jeżeli się zastanowisz, że na tym świecie jest siedem i pół miliarda, a tylko…
MD Sam siebie komplementujesz?
JB Nie, ale złapałem się teraz na tym, że sam nie wiem, czy do mnie to już naprawdę dotarło, że jestem selekcjonerem. To największy z możliwych zaszczytów i dowód, jak niewielu trenerów może tę funkcję pełnić. Moim marzeniem jest zapisanie się w historii polskiej piłki jako ten, który coś w niej stworzył. To mój cel. Bycie dla mnie, byłego piłkarza, byłego kapitana reprezentacji Polski, selekcjonerem to coś niesamowitego.
MD Twoje ego w skali jeden do dziesięciu?
JB W jakim sensie?
MD Sam odpowiedz.
JB Znam swoją wartość, nie jestem zarozumiały ani zadufany i może dlatego potrafię racjonalnie samego siebie ocenić. Dałbym sobie około ośmiu.
MD Tak myślałam. Bo to blisko dziesięciu, ale jednak nie siedem.3. Ale tak w ogóle to, kim jest ten Brzęczek?
„Ludzie pytali, kim jestem. Nikt mnie nie kojarzył”.
John Cross, Arsène Wenger. Generał i jego kanonierzy
Na wybór Arsène’a Wengera na stanowisko co prawda nie selekcjonera, ale trenera Arsenalu F.C. media na Wyspach zareagowały z niedowierzaniem, ale i z autentycznym wzburzeniem. Wściekły się. Był szok i równoczesny atak na nieznanego wówczas nikomu bliżej trenera. Jednak Francuz, który jak na oczekiwania brytyjskich dziennikarzy nie był nawet w przeszłości wystarczająco wybitnym piłkarzem, żeby zostać trenerem Arsenalu, wkrótce przekonał do siebie i media, i kibiców. Ale co najistotniejsze, zjednał sobie piłkarzy klubu, którzy, gdy ten po raz pierwszy pojawił się w szatni, śmiali się za plecami faceta w przyciasnej marynarce, swoim wyglądem bardziej przypominającego im inspektora Clouseau niż trenera zawodowca. To tak na początek. Historia lubi się powtarzać. Począwszy od piłkarskiej szatni i panujących w niej klimatów, a na biografiach trenerów i selekcjonerów skończywszy. Chociaż nigdy nie widziałam Jerzego Brzęczka w szatni w przyciasnej marynarce. Chyba nawet nigdy nie widziałam go w szatni.
„Co mam odpowiadać” – pytam Krzysztofa Maternę – „kiedy po raz setny słyszę: ale tak w ogóle to, kim jest ten Brzęczek?” Mój zero-jedynkowy w takich sytuacjach rozmówca odpowiada: „Jerzy Brzęczek to selekcjoner polskiej reprezentacji i wujek mojego idola Kuby”. Wiemy jednak, że nie o taką, chociaż jest prawdziwa, odpowiedź tym, którzy pytają, chodzi. To pytanie i jednocześnie zawartą w nim wątpliwość: kim tak w ogóle jest ten Brzęczek, żeby zostać selekcjonerem?, będę słyszała odtąd wielokrotnie. Napotykając na mur niechęci i dezaprobaty, zabarwionej ironią krytyki, a bywa, że i drwiny wobec decyzji prezesa PZPN. Jak bowiem można stawiać na trenera, którego osiągnięcia już na pierwszy rzut oka nie wydają się imponujące? Osiem lat pracy szkoleniowej, dwieście dziewięćdziesiąt osiem spotkań i cztery kluby, którymi dowodził, tych, którzy pytają, nie powalają. Również jeśli chodzi o zwycięskie statystyki. Dotychczasowa myśl trenerska Jerzego Brzęczka w momencie obejmowania stanowiska selekcjonera nie robi wrażenia. Trzydzieści osiem procent wygranych spotkań w prowadzonych przez siebie klubach. Dla porównania jego poprzednik Adam Nawałka w tych statystykach miał czterdzieści cztery procent. Ale o tym za moment…
Kim więc jest ten Brzęczek?
To może zacznijmy od tego, jakim jest człowiekiem? – pytam Grzegorza Mielcarskiego, przyjaciela selekcjonera. Powinno być łatwiej. Teoretycznie.
GM Trudnego klienta ma pani do opisania. Był zawsze bardzo przewidywalny, poukładany, niezaskakujący. Nie jest człowiekiem Pudelka, nie można go powiązać ze sprawami korupcyjnymi. Jak coś sobie zaplanuje czy wymarzy, trudno go od tego oderwać.
SSz (Stefan Szczepłek) Jedna z trudności w twoim pisaniu sprowadza się do tego, że w gruncie rzeczy to mało ciekawy facet. Bo jest normalny. Jest zaprzeczeniem intrygi. A o kim pisze się dziś książki? Czy dobrzy fachowcy, dobrzy ludzie, którzy dają sobie radę w tym zabagnionym środowisku pełnym wilków i nieżyczliwości, są materiałem na książkę? I czy w ogóle jest zapotrzebowanie na opowieści o nich?
Zawsze mogę, odpowiadam w takich momentach, wybrać dla uatrakcyjnienia i podkręcenia narracji, wersję „b”, którą każdego dnia podrzuca mi rzeczywistość za oknem, i pisać o najbardziej w ostatnim czasie lekceważonym, obrażanym i wyśmiewanym trenerze w polskim futbolu. Rzucać cytatami, odwoływać się do najróżniejszych form pogardy, pełnej szyderczego śmiechu, a bywa, że i rechotu. Z charakterystycznym dla takiej postawy brakiem odpowiedzialności za pisane i wypowiadane inwektywy. Półprawdy i nieprawdy. Biorąc pod uwagę ilość materiału „badawczego” i społeczny popyt na takie właśnie ujęcie bohatera, ten powinien się dobrze sprzedać.
SSz Być może to jest interesujący wątek, mówiący także coś o nas Polakach. Jak to możliwe, że Brzęczek, który nigdy nie dbał o swój wizerunek i który dla wielu jest przeciętnym trenerem, który nie zdążył nic osiągnąć, nagle, ku ich zaskoczeniu otrzymuje najważniejszą posadę w polskiej piłce? Zostaje selekcjonerem. Szok.
Synowie Brzęczka, Robert i Patryk, z odpowiedzią na pytanie, kim jest ich ojciec, z samej już definicji, mają zdecydowanie mniej kłopotu.
PB (Patryk Brzęczek) Wspaniały człowiek, można z nim rozmawiać na różne tematy. Każdemu mógłby podpowiedzieć, co jest ważne: i sportowo, i życiowo. Tata, który nie miał łatwo w życiu, mógłby przecież być zupełnie innym człowiekiem, nie takim, jakim jest dziś. I to mi w nim imponuje.
RB (Robert Brzęczek) Porządny, skromny, inteligentny człowiek z charakterem. Chciałbym, żeby ludzie dowiedzieli się z tej książki, jakim jest człowiekiem. Dla nas jest autorytetem. Mam kolegów, których był trenerem, w każdym klubie, w którym pracował, i mówią to samo, że jak ojciec wchodzi do szatni, to drużyna się z nim liczy. A ludzie myślą, że jest odwrotnie, że jak są w szatni zawodnicy klasy światowej, to on ich słucha, a sam się nie odzywa, i że oni wyjściową jedenastkę sami sobie ustawiają. I że jest figurantem, a ja wiem, że jest zupełnie inaczej. Jak wchodzi do szatni, to obojętnie, czy się go zna, czy nie, jak się na niego spojrzy, to od razu wzbudza szacunek. Piłkarze dobrze wiedzą, jakim był zawodnikiem, znają historię reprezentacji. Ale i tak wiem, że nawet jeśli wielu ludzi przeczyta tę książkę, to to, co w niej pozytywne o ojcu, i tak dotrze tylko do niektórych. Wielu nadal będzie go krytykować, powiedzą, że wymyśliliśmy to wszystko.
KK (Krzysztof Kołaczyk) Jurek był czternaście razy kapitanem, między innymi drużyny olimpijskiej i polskiej kadry, zdobył srebrny medal na olimpiadzie, ale dla niektórych to ciągle za mało. Jurek się zawsze słabo sprzedawał medialnie, nie było to nigdy dla niego najważniejsze. Ludzie go nie znają. Ktoś, kto zna się na piłce i prześledzi jego historię, zobaczy gigantyczną robotę, którą wykonał także jako trener.
W tym nieustająco powracającym pytaniu, kim jest Jerzy Brzęczek?, od samego początku zawarty jest i inny podtekst, który oprócz zdziwienia, że selekcjonerem został ktoś, kogo nikt nie zna, prowokować ma kolejną wątpliwość. Czy aby nowy selekcjoner będzie lepszy od poprzedniego? Czy jest i będzie lepszy od Adama Nawałki? Nieważne, że na tym ostatnim w międzyczasie nie zostawiono już suchej nitki. Nie ma znaczenia, bo tamtego selekcjonera jednak znaliśmy, o tym nie wiemy na razie nic. Taka w tym rozumowaniu obowiązuje logika. Nie ułatwiają sprawy sportowi dziennikarze, którzy, zwłaszcza na samym początku, zbyt wielu interesujących, a i zaskakujących informacji o Brzęczku kibicom nie dostarczają. Że ich nie ma? Są. Być może mocno podkręcany przez media zaraz po nominacji pogląd, że Brzęczek wpadł do selekcjonerki tylko na moment, zniechęcał do pogrzebania w tzw. temacie. Tak czy inaczej, gdy prezes PZPN Zbigniew Boniek ogłasza nazwisko następcy Adama Nawałki, zapada grobowa cisza.
Panie prezesie, kim jest więc jeden z najbardziej poszturchiwanych i zaczepianych (choćby w social mediach) ludzi w historii polskiej piłki? pytano Bońka. Zwłaszcza że dla jednych Brzęczek był nikim, dla innych to ktoś, kto na naszych oczach zaczynał stawać się kimś, i wreszcie to ktoś, kto mimo że nie jest supermenem, daje odpór temu, co niejednego Jamesa Bonda (zbieżność inicjałów przypadkowa) psychicznie i emocjonalnie zmiotłoby z powierzchni ziemi. Także z tej dla Brzęczka najistotniejszej, piłkarskiej. Że to obliczone na efekt słowa i że to przesada?
Od swoich czytelników słyszę, że po lekturze książki KUBA to Dawid Błaszczykowski, brat Kuby i siostrzeniec selekcjonera, zrobił na nich wrażenie skromnością i nieowijaniem w bawełnę. Nic dziwnego, że lubię siedzieć z nim na trybunach, ma trafne uwagi i nikomu nie kadzi. Wiele razy wspólnie komentowaliśmy to, co działo się na boisku, wiele razy pytałam go, czy np. rozumie wszystkie decyzje swojego wuja. Bywa, że w rozmowie z nim trzeba uważać, bo kiedy zinterpretuje jakąś wypowiedź jako nieprawdziwą czy jeszcze gorzej, niesprawiedliwą, to rzuca się do gardła. To chyba u nich rodzinne. Dobrze się z nim o piłce rozmawia, bo się na niej najzwyczajniej w świecie zna. Kiedy jego brat ma słabszy okres, nigdy nie usłyszysz od niego, że ten jest w szczytowej formie. Mnie to przekonuje.
DB (Dawid Błaszczykowski) Podoba mi się u Jurka przede wszystkim to, że cały czas ma przed sobą cel i mocno do niego dąży. Kiedy był trenerem w GKS-sie, to chciał pracować w ekstraklasie; jak pracował w ekstraklasie, to chciał pracować w klubach, które biją się o mistrzostwo Polski. To go według mnie wyróżnia spośród innych. Chyba to Boniek powiedział w jednym z wywiadów, że jak się z nim spotkał, to zobaczył w jego oczach to coś, te iskierki, i że on naprawdę jest żądny sukcesu.
MD Kuluarowa opinia głosi, że akurat ten selekcjoner nie będzie miał po drodze z mediami, bo pochodzi ze wsi i w związku z tym nie ma towarzyskiego umocowania.
DB W ogóle się z tym nie zgadzam. Kuba też nie jest z salonów, jest ze wsi.
MD Ma po drodze z mediami?
DB Szacunek ma. Zresztą jak cofniemy się pamięcią i dokładnie wszystko jeszcze raz przeanalizujemy, to myślę, że u trenera Nawałki też nie było tak kolorowo, jak by się zdawało. Początki miał ciężkie i my, kibice, też nie byliśmy zadowoleni z poziomu gry reprezentacji.
Jedno mam więc zagwarantowane, nie będzie na tych stronach wyparcia tego, kto i pod jakim „krzakiem agrestu” się urodził. Rodziny Brzęczków i Błaszczykowskich nie zapomniały adresu swojego domu. Nieświatowe to i wydaje się takie prowincjonalne. Niektórym. Nie na nowe czasy, a na jakie? Śledząc media, można nabrać przekonania, że trenera „swojaka” kibice po prostu nie chcą. Nie szanują go i im nie imponuje. Czy kiedyś zaimponuje?
SSz (Stefan Szczepłek) Ja w to nie wierzyłem, że zostanie selekcjonerem. Nie dlatego, że wątpiłem w umiejętności trenerskie Brzęczka, ale myślałem, kurde, porządnego człowieka wzięli. To mi nie pasuje do dzisiejszych czasów. To było dla mnie coś takiego, jak zrobienie Jacka Magiery trenerem Legii. To porównywalne. Obydwaj są prawie z Częstochowy, dobrzy piłkarze, bardzo dobrzy trenerzy i porządni ludzie. W dzisiejszych czasach, które są tak krwiożercze, powierzanie funkcji tak odpowiedzialnej komuś takiemu jak oni wydaje się aż niewiarygodne.
GM (Grzegorz Mielcarski) Właśnie dlatego, że Jurek szedł drogą normalną, a nie spektakularną, to nikt prawie go nie zna. Za tym, co robił, nigdy nie szła u niego celebra, że taką furą, w takim miejscu itd. Ja się cieszę, że nie widzę Jurka, Marzeny w mediach, bo to dowód, że można żyć w świecie piłkarskim, nie obserwując żon w bikini czy zwracania uwagi na to, jak są ubrane.
Jak więc złożyć na nowe czasy te marketingowe puzzle z podobizną selekcjonera, który jeszcze do niedawna nie nosił drogich garniturów, nie jeździł samochodami, jakie miały robić wrażenie na kolegach, i nie wybierał do materiałów prasowych zdjęć z tzw. lepszym profilem? Może zacznie. Wizerunek i dobry profil jeszcze nikomu nie zaszkodziły. Przekonałam się o tym podczas sesji okładkowej do naszej książki.
Od dłuższego czasu nurtuje mnie również inne, wagi ciężkiej, pytanie: czy kibice znający się na futbolu, nawet jeśli na własną miarę, ludzie mediów, także tych sportowych, oglądając mecze polskiej reprezentacji, widzą na boisku to samo? Czy emocjonalna, ale i merytoryczna narracja, która towarzyszy polskiej drużynie, a zwłaszcza jej szefowi, jest aby zawsze bezstronna i czy powinna toczyć się tak, jak ma to teraz miejsce? Czy działa według dość prostej i sprawdzonej zasady, że jest przyczyna, jest i skutek? Inaczej rzecz ujmując, chodzi o to, że nie od razu Kraków zbudowano. Zwłaszcza niezgranymi z czasem oczekiwaniami na wyrost. Gdy zaczynam dzielić się dookoła tymi wątpliwościami, słyszę głosy szczerego zdziwienia, a kogo to tak naprawdę obchodzi, przecież za moment Brzęczka już z tą reprezentacją nie będzie. Że przyjdzie ktoś nowy? Swoją drogą, gdyby do tego doszło, nie do pozazdroszczenia byłby jego los. Nawet jeśli na pierwszy rzut oka okazałby się, zdaniem obserwatorów, „fajniejszy” od Brzęczka, to znając nasze realia, można założyć, że za chwilę już fajny by nie był. Ten powszechny brak wiary w selekcjonera i jego trenerskie umiejętności sprawia, że i ja, nie tylko jako autorka, ale też fanka piłki, w pewnym momencie zaczynam zadawać sobie pytanie, czy aby tym razem na pewno postawiłam na właściwego bohatera? Czy mówiąc wprost, historia Jerzego Brzęczka rzeczywiście w tym właśnie momencie warta jest opowiedzenia? Wiem, że ten, czytając te słowa, wkurzy się, zresztą pewnie nie tylko w tym miejscu. Nawiasem mówiąc, gdy selekcjoner jest niezadowolony z takiego czy innego ujęcia tematu, natychmiast przechodzi ze mną na formę pan/pani (od lat mówimy sobie po imieniu) albo zarzuca mi nieznajomość rzeczy. „Nie znasz się na piłce” – pada wtedy. „Nie znam? To dlaczego ze mną o niej rozmawiasz?” „Bo jeszcze cię nauczę”. Nie zraża mnie ten chwilowy impas i za każdym razem walczę o prawo do własnego, kibica, punktu widzenia i odrębnego zdania. A co mogę powiedzieć dziś na swoje usprawiedliwienie, trenerze? Wytrwałam, nie zaniechałam.
Brzęczek od najmłodszych lat nie ukrywał, że w realizacji marzeń prędzej czy później będzie chciał sięgnąć gwiazd. Bywało jednak, i to wydaje się prawdziwie frapujące, że gdy te już znajdowały się w zasięgu jego ręki, w ostatnim momencie cofał ją, decydując, że to jeszcze nie ten czas. Nie ta chwila. Nie te okoliczności. Czy nie tak tworzy się, nawet nie zdając sobie z tego do końca sprawy, własną biografię? Krok po kroku. Dzień po dniu. Latami. Oddając pracy, która staje się pasją, część samego siebie. Czy takie podejście do życia nie nazywa się aby życiową mądrością?
Nikt z nas nie wie, co osiągną Jerzy Brzęczek i jego kadra na Euro 2020. Będziemy uradowani? Czy po zakończeniu mistrzostw Brzęczek będzie kontynuował pracę selekcjonera, czy też przekaże stery komuś innemu? To oczywiste, że życzę wszystkim sukcesu. Pisząc te słowa, tak jak my wszyscy, nie mogłam wiedzieć, że w chińskim mieście Wuhan pojawi się koronawirus. Świat zacznie chorować na covid-19. Ludzie zaczną umierać. Należałoby więc w tym miejscu skorygować i napisać, że nie wiemy, co osiągną Jerzy Brzęczek i jego reprezentacja na Euro 2020.
I jeszcze jedna uwaga: książkę taką jak ta można pisać hagiograficznie, jest pełnokrwisty bohater, są dramatyczne okoliczności i gwałtowne zwroty akcji. Ja już to wiem. Ale i jest też nieznany dotąd w polskiej piłce, a może i w sporcie hejt na tak ogromną skalę. Oczywiście, że można by złagodzić krytyczne opinie o selekcjonerze, sarkastyczne, gorzkie i ekstremalnie paskudne komentarze. Ale można by też pisać o Brzęczku jako o Jurku, o Wujku, wreszcie, że to Wuja jest, czyli tak jak nazywają selekcjonera chyba jednak tylko kibole. Ech, ty mój ukochany kraju nad Wisłą. Można by wreszcie spróbować nakreślić opowieść o kimś, kto konsekwentnie i z uporem nie wpisuje się w scenariusz narzucony mu przez świat. Zwłaszcza jeśli czyta o sobie, a może właśnie dlatego, że „jest już ostatnim brzęczkiem dla polskiej piłki”. Jak określiłabym osobowościowy profil bohatera tej książki? Pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to powiedzenie, że z kimś takim jak on można by konie kraść. Pod warunkiem że koń nie jest kradziony. Na tego trzeba sobie zapracować.
I jeszcze coś, co pewnie i samego Brzęczka zaskoczy. Chociaż Jurek (tak też będę o nim pisała i do niego się czasami zwracała, jesteśmy po imieniu, po co więc udawać) twardo stąpa po ziemi jak wielu piłkarzy i trenerów, i to nie tylko starej daty, to prawdziwy romantyk futbolu. Ktoś, kto wierzy, że w piłce oprócz tego, że ta w środku ma powietrze i że gra się w nią dla pieniędzy, chodzi jeszcze o honor, emocje i miłość kibica. Inaczej do jednej bramki to gra. Ufam, że w czasach tak groźnej dla nas wszystkich powierzchowności, bylejakości i gry pozorów historia kogoś, kto normalność, pokorę i szacunek wobec siebie i innych nosi jak buławę w trenerskim plecaku, zostanie co najmniej zauważona.
„A tak w ogóle, to jaki jest ten Brzęczek, tak prywatnie, bo i publicznie to nie za często można go zobaczyć?” – pytają mnie coraz częściej. Cieszę się z tego. Zainteresowanie jest. To może specjalnie dla tych, którzy mimo wszystko są Brzęczka ciekawi, takie didaskalia: selekcjoner jest przesądny i nawet starałabym się sprowadzić go na drogę oświecenia, gdybym sama nie wierzyła w czarnego kota. Najczęściej rozmawiamy albo o życiu, albo o kopaniu piłki, rzadziej o literaturze wysokiej, ale i tutaj Brzęczek „daje radę” – po przeczytaniu pewnej książki napisał mi SMS-a „ciekawe, przy okazji dowiedziałem się, ile jeszcze mam w tym temacie do nadrobienia”.
Niewielu znam mężczyzn, zwłaszcza tych z wysokim testosteronem (podobno poprzedni selekcjoner miał najwyższy poziom tego hormonu wśród piłkarzy w prowadzonej przez siebie reprezentacji), którzy przyznają, zwłaszcza przed kobietą, że czegoś nie wiedzą. Tak właśnie mierzę poziom testosteronu. U selekcjonera, bohatera tej książki również.
Zdaję sobie sprawę, że nie uniknę sugestii (czytałam już o sobie, że pisząc KUBĘ, bywałam ghostwriterem piłkarza i że książka o nim otarłaby się o… przez skromność przemilczę, gdybym nie pisała jej na zamówienie współautora. Nie pisałam), że bronię Brzęczka przed surowymi, ale obiektywnymi krytykami, sprawiedliwymi znawcami tematu, sceptycznymi i rozgoryczonymi kibicami i wreszcie, że subiektywizuję zalety i wady selekcjonera. Przecież znamy się tyle lat. Rzeczywiście, tylko że subiektywna bywam, gdy notuję, że selekcjoner ma fajne poczucie humoru. Obiektywna, gdy na chłodno z różnych zdarzeń i okoliczności wyciągam związki przyczynowo-skutkowe. Poza tym, czy Jerzy Brzęczek jakiejkolwiek obrony potrzebuje?4. Jak grom z jasnego nieba
Kiedy Brzęczek zostaje selekcjonerem, nie mam wątpliwości, że w moim prywatnym rankingu i kajeciku jest świetnym bohaterem na książkę i że naprawdę wart jest opisania. Do głowy mi jednak nie przychodzi, że wkrótce do pozytywistycznego wizerunku selekcjonera, który zamierzałam nakreślić, zacznę coraz częściej dodawać elementy z rodzaju „interwencyjnych”. Nie przesadzam. W zgodzie z zyskującym na popularności socjologicznym trendem: hejtowi mówimy nie. Jego niszczącej siły boją się i unikają jak ognia w równym stopniu statystyczny Kowalski, jak i bohaterowie opinii publicznej. Nawet jeśli przekonują, że nic sobie z hejtu nie robią, doskonale zdają sobie sprawę z tego, że dziś to najbardziej niszczycielski rodzaj niegdysiejszego marketingu szeptanego, czyli plotki.
Informacja, że Jerzy Brzęczek zostaje selekcjonerem, zaskakuje także jego najbliższych. Szczerze mówiąc, spada na nich jak grom z jasnego nieba. Nie żeby w niego nie wierzyli, nie żeby mu nie sekundowali, ale przecież jeszcze nie teraz. Może kiedyś. Przekazywał im tę wiadomość telefonicznie, dzwonił do każdego z osobna. Cieszyli się, ale…
JB Miałem spotkanie z Dariuszem Mioduskim i byłem bardzo zainteresowany jego propozycją, żebym przeszedł do Legii, było to trudne, ponieważ obowiązywał mnie jeszcze kontrakt z Wisłą Płock i zarząd klubu się na taki transfer nie zgodził. Ale to tylko pokazuje, że wszystko w moim życiu dzieje się po coś. Nie zostałem trenerem Legii, a trzy tygodnie później zostałem selekcjonerem. Gdybym został trenerem Legii, na pewno nie poszedłbym w tak krótkim czasie do reprezentacji.
FB (Felicja Brzęczek, mama JB) Ja nie byłam zadowolona, że on to przyjął. Bo znam go i wiem, jak on to przeżywa. A od nerwów to są wszystkie choroby. Ile stresu. Chyba Kuba dzwonił. Cieszyłam się, ale już wiedziałam, że to nie na moje nerwy. Cały świat patrzy, będą po nim jeździć i nie zawsze to, co o nim mówią, jest prawdą. Ale takie są media. Mówię mu, po co ci to potrzebne na stare lata?
HK (Hubert Kostka) Moim zdaniem został selekcjonerem za późno. Już wcześniej mówiłem, że dla mnie jednym z kandydatów na selekcjonera jest Jurek Brzęczek, mimo że nie miał jeszcze doświadczenia i zaczynał dopiero trenować. Śmiali się. A jak został wybrany, to pomyślałem, że to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Musi być odporny i wytrzymać ataki.
MB (Marzena Brzęczek, żona JB) Pamiętam, jak na święta Bożego Narodzenia w 2017 roku chłopaki składali mu życzenia i mówili, że fajnie by było, gdyby kiedyś został selekcjonerem. Zaskoczyło mnie, że to się stało tak wcześnie. Zadzwonił, jak byłam w pracy, i mówi: mam rozmowę z prezesem Bońkiem, przyjedź, proszę, do Warszawy. Tylko proszę, nie pisz SMS-ów i nie dzwoń, żebym ciągle nie patrzył na telefon. W końcu dzwoni i mówi: kochanie, zostałem wybrany. Dawid z Kubą byli na wakacjach, zadzwoniliśmy od razu do chłopaków, po dwudziestej czwartej, myśleliśmy, że może będą spać. Nie spali. Zrobili telekonferencję i chyba ze dwie godziny gadali. Jurek od dawna mówił, że bardzo chciałby zostać selekcjonerem, ale nie myślał, że to stanie się tak szybko.
PB (Patryk Brzęczek) To były wakacje, wychodziłem z Kubatury w Opolu, tato zadzwonił do mnie i powiedział: Patryk, oficjalnie zostałem selekcjonerem. Wow, fajnie. Był zadowolony. Ja myślę, że został wynagrodzony za to, co pokazał w Wiśle Płock, i że to wszystko, co robił wcześniej, też zaowocowało.
MB (Małgorzata Brzęczek, siostra JB) Dowiedziałyśmy się o siódmej rano, bo nie chcieli do nas dzwonić w nocy. Nie mogłam uwierzyć i dalej nie wierzę do końca, że on jest najważniejszym człowiekiem w polskiej piłce. Miałam łzy w oczach.
TK (Teresa Kuklewska, siostra JB) Nie myślałam, że to będzie tak szybko. Jak zadzwoniła Gośka i pyta wiesz: co się stało?, to wystraszyłam się bardzo, bo nie wiedziałam, o co chodzi, a tu nagle słyszę, że nasz Jurek został trenerem kadry. Aż nie mogłam uwierzyć. Ale cieszę się bardzo.
KB (Krzysztof Brzęczek, brat JB) Odwoziłem ich do Częstochowy z jakiejś imprezy i mówię, braciszku, ja ci życzę jak najlepiej, ale że coś takiego się stanie teraz, że już, to byłem zaszokowany. Radość. Byłem megaszczęśliwy. A później analizowałem sobie wszystko i mówię, kurczę, po tym, co się stało z tą drużyną po MŚ w Rosji, ma strasznie trudne zadanie. Dostał totalną rozpierduchę. Lont był zapalony wcześniej, a bomba wybuchła na mistrzostwach świata. Zastanawiałem się też, z czego on ma zrobić drużynę. I żeby tylko na pożarcie go nie dali.
O nominacji Jurka dowiaduję się od Dawida Błaszczykowskiego. Najpierw, że chodzą słuchy, a po paru dniach dzwoni sam trener i między wierszami daje do zrozumienia, że może coś się zdarzy i że może będzie selekcjonerem. Jest szczerze uradowany. A kiedy już nim nominalnie zostaje, robimy mu niespodziankę, czyli niezapowiedziany zlot rodziny i przyjaciół w jego rodzinnym domu w Truskolasach. Zjeżdżają się wszyscy. Jurek jest przekonany, że jak zwykle wybiera się na niedzielny rosół do mamy, Feli. Na przydomowym podwórku, żeby go przywitać, zbiera się kilkadziesiąt osób. To był fajny wieczór, żeby nie powiedzieć momentami euforyczny. Na razie świętujemy. To także pierwszy wieczór w gronie, którego bohaterem nie jest już zwyczajowo Kuba. Dzisiaj wszyscy patrzą i chcą rozmawiać z jego wujem. Mniej więcej po roku, o tej samej porze, ponownie zjawiam się w Truskolasach. Cisza. Podwórko puste. Niewiele nas. Felicja Brzęczek, jej córki Małgosia i Teresa. Wiedzą, że zaczynam pisać książkę o ich bracie i synu. Entuzjazmu na ich twarzach nie zauważam. Zbieramy się przy śniadaniu, rozmawiamy o tym, że cieszą się z tej nominacji, ale są ostrożne, wolałyby mówić o tym, co Jurek przez te wszystkie lata osiągnął, co robił, żeby dziś znaleźć się na selekcjonerskim pudle. Nie chcecie mówić o przyszłości, bo?, pytam w pewnym momencie. To dla nich oczywiste, są już zmęczone falą krytyki, która zaczyna spadać na ich Jurka, a tym samym na ich rodzinę, są autentycznie przerażone tym bezpardonowym atakiem. To w Truskolasach, a w tym samym czasie w Warszawie?
Zanim zamówimy kawę, trener Andrzej Strejlau wręcza mi kartkę papieru i prosi, żebym przy najbliższej okazji przekazała ją trenerowi Brzęczkowi, żeby w tej samej chwili zabrać mi ją z rąk.
Zaczyna czytać:
„26.08.1992 debiut Brzęczka
Pietarsaari
Finlandia – Polska 0:0
Polska – Izrael 1:1
Holandia – Polska 2:2 / 1:2 (19’ Koźmiński, 21’ Kowalczyk)
17 listopada ‘92 r. – umiera ojciec J. Brzęczka
18 listopada ’92 r. Polska – Łotwa 1:0
26 listopada ’92 r. Argentyna – Polska 2:0
29 listopada ’92 r. Urugwaj – Polska 0:1 (84’ Gęsior, wystąpiło 10 z drużyny olimpijskiej)
3 lutego ’93 r. Izrael – Polska 0:0
17 marca ‘93 r. Brazylia – Polska 2:2/ 2:1 (3’ Brzęczek 1:0, 20’ P. Świerczewski, bramka samobójcza, 1:1, 42’ Muller 2:1, 63’ Warzycha 2:2).
Kariera sportowa w klubach krajowych i zagranicznych oraz gra w reprezentacjach narodowych stworzyła warunki do osiągnięcia pełni męskiej dojrzałości. Srebrny medal igrzysk olimpijskich w ‘92 oraz zdobycie pięknych bramek z Anglią na Wembley i Brazylią w Ribeirão Preto to kamienie milowe, blaski i cienie twojego sportowego życia opisywanego przez media. Najważniejszym jednak spełniającym się osiągnięciem jest wspaniałe życie rodzinne pełne miłości i wzajemnego szacunku. Uczciwość i poważne traktowanie surowych reguł codziennego życia przysporzy ci uznania także opinii publicznej.
Jerzemu Brzęczkowi, dziś trenerowi Narodowej Reprezentacji, składam serdeczne życzenia zdrowia oraz wszelkiej pomyślności w życiu osobistym i zawodowym.
Niech Bóg zawsze będzie z Tobą i z Twoją rodziną.
Z poważaniem
Andrzej Strejlau (były selekcjoner)
PS Uważaj na przyjaciół, a z wrogami sobie poradzisz!!!”
Wkrótce po przekazaniu kartki od trenera Strejlaua Jerzemu Brzęczkowi nadchodzi SMS: „Nie zgadza się, mój debiut to mecz z Austrią w Salzburgu wygrany 4:2. Napisz trenerowi”. Nie napisałam.
Były selekcjoner Andrzej Strejlau czyta raz jeszcze niektóre fragmenty swojego listu, a ja wyławiam z niego ostatnie słowa „uczciwość i poważne traktowanie surowych reguł codziennego życia przysporzy Ci uznania także opinii publicznej”. Łapię się na tym, że trener Andrzej Strejlau to stara dobra szkoła, nic na kolanie, wszystko na poważnie. Uczciwie, chociaż bez tak niezbędnego dziś efekciarskiego hałasu. Dla niektórych siermiężnie. Na mnie to robi wrażenie. Zamawiamy kawę.
AS: To co pani chce usłyszeć o Jurku, to znaczy o selekcjonerze Brzęczku? Ale od razu wyjaśniam: nie, nie byłem zaskoczony jego nominacją, bo uważałem, że Jurek spełnia wszelkie warunki, żeby zostać selekcjonerem. Musi być w pani książce rozdział: przyczyny, dla których Zbyszek Boniek na najważniejszą osobę w Związku powołał Jurka.
Rozdziału nie ma, ale jest pytanie.
MD Ta nominacja, nawet w środowisku piłkarskim, to swego rodzaju królik z kapelusza.
JB Nie wiem, ilu prezesów na jego miejscu zdecydowałoby się mnie zatrudnić, dlatego jestem mu wdzięczny, że dał mi szansę. Mam nadzieję, że się na mnie nie zawiedzie. Często rozmawiamy, wymieniamy spostrzeżenia. Nie zawsze są zbieżne, ale mamy do siebie szacunek.
MD Uśmiechniesz się, bo i tak zrobisz swoje? W przyszłym roku kończysz pięćdziesiąt lat?
JB Nie, czterdzieści dziewięć.
MD Zbliżasz się do pięćdziesiątki i chyba jesteś już na tyle doświadczony, żeby wiedzieć, że gdyby kibice już na początku wiedzieli o tobie trochę więcej, to byłoby łatwiej nie tylko tobie, ale i prezesowi.
JB Tylko nie zapominaj, że kończyłem grać, jak miałem trzydzieści osiem. I praktycznie dopiero teraz wchodzę w dziewiąty rok pracy jako trener. No i od kilku miesięcy jestem selekcjonerem. Rozumiem pytania i kibiców, i to, że mają co do mojej nominacji wątpliwości.
MD Za słabo się sprzedajesz. Zresztą już o tym wielokrotnie rozmawialiśmy. Szanują cię za granicą do dziś, noszą koszulki z twoim numerem i nazwiskiem w Izraelu. Mam takie zdjęcie. W Austrii tamtejsi kibice nazywali cię kleiner Prinz, a kiedy mówiło się o twoim transferze do FC Köln, to tym razem w niemieckiej prasie pisano o tobie, że jesteś polskim Thomasem Häßlerem, a nad Wisłą? Jesteś byłym trenerem Wisły Płock. Bez zachwytów.
JB Mówisz, że za mało się sprzedaję, a ostrzeżenie, żeby za dużo mnie w mediach nie było?
MD Ale tu nie chodzi o to, czy jesteś w mediach, tylko o to, jak w nich funkcjonujesz.
JB Ja też wyciągam z tego wnioski.
MD Tyle że kiedy media się rozpędzą, to mało kto potrafi je zatrzymać, chyba że nastąpi niespodziewane trzęsienie ziemi. Masz coś w zanadrzu?
JB Przeanalizuj historie wszystkich naszych dotychczasowych selekcjonerów. Także tych, którzy byli wybrańcami narodu, Franciszka Smudy, Janusza Wójcika. Co osiągnęli? Tak naprawdę ci, w których na początku w ogóle nie wierzono, osiągnęli najwięcej.
MD Kazimierz Górski?
JB Po latach został bohaterem. Jest legendą, człowiekiem, który wprowadził nas w piłkarski świat.
MD Kiedy więc zapytałeś prezesa Bońka w cztery oczy, dlaczego ty, to co usłyszałeś?
JB Powiedział, że tak mu podpowiadał instynkt.
MD Czyli szklana kula?
JB Właśnie tak.
25 lipca 2018 roku Jerzy Brzęczek w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” mówi:
„Może zabrzmi to arogancko, ale gdybym był Zbigniewem Bońkiem, to zatrudniłbym siebie w roli selekcjonera. Mam nadzieję, że to, co teraz powiedziałem, potwierdzę swoją pracą”.
Miesiąc później, 24 sierpnia, trener piłkarski Marek Śledzianowski w rozmowie z 24kurier.pl komentuje nominację Jerzego Brzęczka: „Ma wiele cech, które powinna mieć osoba na tym stanowisku. Wiem o tym dobrze, bo nie tylko znam jego umiejętności piłkarskie, ale także mam przy sobie arkusz jego badań psychologicznych sprzed lat. Z upływem lat w profilu psychologicznym człowieka niewiele się zmienia… Mam z Jurkiem kontakt i gdy dowiedziałem się, że został selekcjonerem, od razu wysłałem mu wesołą rymowankę: Przyjmij ode mnie gratulacje, czekaj na fanów owacje!”.