- W empik go
W krainie kondorów - ebook
W krainie kondorów - ebook
Kondory to wyjątkowe ptaki, które dla autorów tej książki stały się symbolem nieskrępowanej wolności i inspiracją do spełnienia marzeń. Podążając ich śladami, ruszyli w długą podróż po kolejnych krajach Ameryki Południowej. Trzymilionowy Urugwaj, gdzie można trafić na festiwal pieczenia baranów, zachwycająca przyrodą Boliwia ze swoim nieprzemijającym kultem macho, przywiązane do tradycji ludowych Peru czy Ekwador z laguną Ozogoche, gdzie ptaki zwane cuvivíes popełniają zbiorowe samobójstwo… Nie jest to jednak zwykła relacja z trwającej ponad dwa lata wyprawy, ale przede wszystkim fascynująca opowieść o trudnych wyborach, nierównościach społecznych i wyboistych koleinach życia. Barwna, pełna kontrastów i niejednoznaczna jak… Ameryka Południowa!
Ona – żywiołowa, optymistyczna, niezależna. Pasjonatka podróży i radzenia sobie w trudnych warunkach. Spontaniczna i niecierpliwa, co tylko przydaje jej uroku.
On – przewidujący, planujący, konsekwentny. Opoka i ostoja. Siła spokoju, a jednocześnie wulkan rozwiązań w kryzysowych sytuacjach. Czasem jego perfekcjonizm daje się we znaki, ale zwykle pomaga wybrnąć z trudności.
Kategoria: | Podróże |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8219-915-4 |
Rozmiar pliku: | 4,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Według legendy Indian Mapuche, mieszkających na przełęczy Pehuenche, kondor to święty ptak symbolizujący odrębny, niezależny byt, którego niełatwo złapać i trudno uwięzić. Kondor uosabia marzenia o wolności i to „coś”, co wpływa na tożsamość narodową ludów andyjskich. Z racji swojej pomarszczonej szyi może kojarzyć się z wizerunkiem starego mędrca. W wierzeniach Mapuche ten wielki ptak to kwintesencja mądrości, uczciwości i siły, ale przede wszystkim to integralność i równowaga duchowa. Z kolei Indianie Ajmara wierzą, że kondor to „Pan Andów” (_El Señor de los Andes_), władca całej powietrznej krainy andyjskiej, symbol mądrości.
Inkowie uważali go za nieśmiertelnego władcę niebios i wierzyli, że jego wojownicze spojrzenie wskazuje im przyszłość, stąd też, za czasów swojej świetności, w ciągu nieco ponad stu lat podbili ogromny obszar Ameryki Południowej, od dzisiejszego Ekwadoru aż po tereny zajmowane obecnie przez Chile i Argentynę.
Z kolei Keczua Andino, grupa etniczna Indian z prowincji Pichincha w Ekwadorze, wierzy, że kondory są katalizatorem życia w Andach, ponieważ jako padlinożercy eliminują ryzyko rozprzestrzenienia się chorób na inne zwierzęta, szczególnie hodowlane. Keczua zapożyczyli od kondorów ich sposób opiekowania się dziećmi. O małego kondora troszczy się zarówno matka, jak i ojciec, którzy wymieniają się opieką przy młodym. Od szóstego miesiąca życia kondor jest zabierany przez rodziców na loty. Zwykle oboje pilnują młodego. Jedno z nich leci równolegle, drugie poniżej, asekurując na wypadek utraty trajektorii lotu, tak aby młody mógł w razie niebezpieczeństwa spaść na grzbiet rodzica. W tym czasie jest jeszcze szarą puchową kulą, wyjątkowo uważnie pilnowaną przez ojca i matkę.
Kondor andyjski to ptak monogamiczny, kiedy wybierze swoją drugą połowę, to pozostaje z nią do końca życia. W dzisiejszej Ameryce Południowej nie ma to przełożenia na statystyczne zachowania ludzi, ale niegdyś rdzenni mieszkańcy tych ziem również byli monogamiczni.
Kondor oznacza dominację, emanuje dumą ze swojej mocy i siły. Chilijska poetka Gabriela Mistral mówi, że lot kondora jest jedną z najwspanialszych rzeczy na świecie. I coś w tym jest. Ten majestatyczny przelot, nieśpieszny, pełny dziwnej spokojności i swoistej pewności siebie, dostarcza tyle emocji, że aż trudno je opisać. Podziwiając kondora szybującego z rozpostartymi skrzydłami, można poczuć ten stan odprężenia i jednocześnie mrowienie na ciele. Widok tego drapieżnika lecącego nad otwartymi przestrzeniami przywołuje zakodowane w podświadomości pozytywne skojarzenia.
W Ameryce ptak ten ma również negatywne konotacje. Operacja Kondor, której celem było zarówno zbieranie informacji dotyczących opozycji politycznej, jak i eliminowanie przeciwników politycznych do dziś budzi złe wspomnienia. Działania te miały miejsce w latach 70. XX wieku w Argentynie, Boliwii, Chile, Paragwaju, Urugwaju, a także w Brazylii i przyniosły wiele bólu i śmierci.
My pojechaliśmy śladem kondorów, ale nie chcieliśmy, by ta wyprawa była powierzchowna. Trochę jak one chcieliśmy szeroko rozpostrzeć skrzydła i nieśpiesznie się przemieszczać, ciekawi świata, a nadarzające się okazje, by pozostać dłużej w jednym miejscu, traktowaliśmy jako swoiste wykorzystanie prądów. Niekoniecznie powietrznych… Szeroko rozkładaliśmy skrzydła, szukając rzeczy pięknych, interesujących, oryginalnych. Nie zawsze nam się to udawało i często gnaliśmy bez potrzeby, by nabijać kilometry czy „rysować ślad na mapie”, ale w wielu przypadkach to nasze postanowienie, by zwolnić, pozwalało nam zatrzymać się w jednym miejscu na kilka tygodni i poznać lokalne zwyczaje.
Spotkaliśmy wielu fantastycznych ludzi, których charyzmę, odwagę i wolność wyboru utożsamialiśmy z siłą i niezależnością kondorów. Poznaliśmy marynarzy pracujących na statku, którzy przez długi czas są w rejsie, farmerów i rolników, którzy w Argentynie żyją w wyjątkowo wymagających warunkach, polskich księży od ponad 20 lat spełniających posługę kapłańską w Argentynie czy Boliwii albo misjonarzy w dalekim Ekwadorze. Przeżyliśmy chwile wzruszenia, gdy rozmawialiśmy z potomkami Polaków w Argentynie. Podglądaliśmy, jak żyją Polki, które z różnych przyczyn opuściły ojczyznę i zamieszkały w Ameryce Południowej. Spotkaliśmy osobę, która została pierwszą kobietą przewodnikiem po najpiękniejszym parku na świecie – boliwijskim Madidi, a także Peruwiankę, która w sercu nosi Polskę, bo mieszkała w niej siedem lat, w latach 70., kiedy studiowała psychologię na krakowskim Uniwersytecie Jagiellońskim.
_Sin prisa_, czyli bez pośpiechu. To motto tej wyprawy, której motywem przewodnim stał się majestatyczny ptak zwany posłańcem bogów. „Bez pośpiechu” znaczyło dla nas spróbować nie ominąć niczego, co chcielibyśmy zobaczyć. Bez pośpiechu, czyli siedzieć tak długo w jednym miejscu, aż się poczuje, że pora ruszyć dalej, nieważne, czy był to tydzień, miesiąc, czy jeszcze dłużej. Bez pośpiechu to jest tak, żebyśmy mogli się zatrzymać, nawet jeśli tego nie planowaliśmy, wystarczy, że nam się tam podoba i są sprzyjające warunki. Tak też warto czytać nasze zapiski z podróży – bez pośpiechu.