Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

W krainie nienawiści - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
7 marca 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

W krainie nienawiści - ebook

„W krainie nienawiści” to nieszablonowa powieść psychologiczna, zawierająca elementy różnych gatunków literackich, takich jak New Adult czy dystopia. Bohaterką książki, z której perspektywy widzimy wszystko, jest młoda kobieta Alexa, zwana Olą, żyjąca w społeczeństwie regulowanym ściśle przez tak zwany „system plakietkowy” i usiłująca znaleźć wyjście z rzeczywistości, w której się znajduje.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8245-354-6
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

„Poza mną

A jednak, coś się zmieniło. Dotychczas bowiem nie widziałam świata poza sobą. Nigdy nie interesowali mnie inni ludzie. W zasadzie nie interesowali mnie do tego stopnia, że czytanie czyjejś biografii było dla mnie istnym cierpieniem, a ludzi wokół siebie widziałam tylko jako obiekty odnoszące się w jakiś sposób do mnie. Bo wszystko odnosiło się do mnie. Inni mogli mnie zatem krzywdzić, oceniać, bądź też wyświadczać mi przysługi (choć to zdarzało się raczej bardzo rzadko, a przynajmniej ja zauważałam to jedynie bardzo rzadko). Mogli o mnie myśleć i mogli coś do mnie czuć. Ale nie mogli myśleć o innych rzeczach, o innych osobach, nie mogli skupić się na własnych sprawach w mojej obecności, nie mogli żywić uczuć do niczego, co nie było mną, ponieważ ja byłam, zdawało się, zbyt bulwersująca.

Ale teraz nie widzę już prawie wszystkiego wyłącznie jako nieopisaną bezwartościowość, jako coś kompletnie oderwanego ode mnie i nie mogącego dać mi niczego poza głuchą pustką, a raczej nieprzyjemnościami związanymi z ustępstwami i wzajemnym poniżeniem. Teraz zaczynam wierzyć, że druga osoba jest częścią mnie i poznanie jej, niejako wyjście z samej siebie, może uczynić mnie szczęśliwą. Wszystkie moje plany i pragnienia przestają być tak nieznośnie ciężkie i wiążące.

Nie boję się już tak bardzo powiedzieć, że coś się zmieniło, że czuję się lepiej, bo wierzę, że nikt nie zapisze sobie tych słów na kartce i nie będzie mnie śledził do końca życia, obserwując każdy mój krok i sprawdzając, czy moja deklaracja jest wciąż aktualna. Nie boję się już tak bardzo puścić w obieg swoich słów, czegoś, co stworzyłam, jakiejś części mnie, bo zaczynam je widzieć jakby z innej perspektywy, z większego dystansu, nie tylko jako narażenie swojej wrażliwości, ale jako wartościowy podarunek. I wierzę, że nikt nie wykorzysta tego raczej jako broń obosieczną i nie skieruje jej przeciwko mnie, bo być może nie pomyśli nawet o tym, że ktoś to wszystko napisał (a jeśli nawet pomyśli, to może nie pomyśli przynajmniej, że moją intencją jest skorzystanie z jakiejś broni). Może pomyśli po prostu o sobie lub o kimś innym. Tym bardziej nie spodziewam się też, że ktoś poświęci całe swoje życie po przeczytaniu pierwszych słów tego tekstu na śledztwo w mojej sprawie, zbierając skrupulatnie wszystkie dostępne informacje o osobie, która po prostu coś napisała, i studiując ten krótki tekst z żarliwością, w nadziei na znalezienie czegoś, co mógłby z łatwością i satysfakcją skierować przeciwko niej”.

Skończyłam czytać i schowałam kartkę do jednego z moich notatników, bo wydawała mi się wartościowa. Nie sądziłam, żebym kiedykolwiek mogła osiągnąć stan, który opisała Lilianna, ale moje pragnienie było tak duże, że nie mogłam pozbyć się gnieżdżącej się w moim sercu nadziei. Cały czas podejrzewałam jednak, że jest ona bardziej czymś w rodzaju przejmującego marzenia niż realistycznego celu czy choćby w pełni świadomego oczekiwania.

Oczywiście nie wszystkie stany, które opisywała Lilianna wyglądały w ten sposób. I choć była ona praktycznie jedyną osobą, jaką znałam, która stwierdziła kiedykolwiek, że wyleczyła się z tego, co nazywało się tutaj alergią na ludzi, najciekawsze było to, że po miesiącu mówiła już coś zupełnie innego i chociaż bardzo tęskniła za tym stanem, jednocześnie żałowała prawie wszystkiego, co zrobiła i powiedziała, znajdując się w nim. Nie dało się też ukryć, że słychać było bardzo złe opinie i komentarze na jej temat z różnych źródeł. Prawdopodobnie najbardziej niesamowite było jednak to, że wraz z jej domniemanym powrotem do zdrowia, nikt nie mógł już znaleźć w gazetach ani w Internecie tych wszystkich aroganckich artykułów, które o niej pisano. Zniknęła nawet ze spisu osób poszukiwanych przez Służby Nadzorcze, określonych jako potencjalne zagrożenie dla społeczeństwa i przez chwilę myślano, że jej nie do końca wyjaśnione uleczenie będzie dla naszego stowarzyszenia przełomowe.

Bo chociaż uleczenia z tej choroby, określanej generalnie jako niezidentyfikowane schorzenie nieformalne, nie dało się stwierdzić jednoznacznie na podstawie badań czy dowodów naukowych nawet tu, gdzie obecnie przebywałam, Lilianna z przekonaniem uważała się za uleczoną. A podobnie jak ja, zmagała się ze swoją alergią od początku życia, w wieku dwudziestu paru lat dołączyła do Stowarzyszenia Nieformalnego Cierpienia, tracąc wkrótce, a raczej pozbywając się z ulgą statusu obywatela i stając się nielegalnie dzikuską. Po kilku latach natomiast nastąpił nagle ten, wydawało się wówczas, punkt zwrotny, który sprawił, że zaczęła rozważać nawet nie do końca legalny powrót do społeczeństwa, a przynajmniej do szerszego grona naszego stowarzyszenia.

Nie dało się ukryć, że Stowarzyszenie Nieformalnego Cierpienia, a w każdym razie Oddział Bezstronnej Inwestygacji Alergii Społecznej, stanowił ogromną szansę i ochronę dla osób takich jak ja, ale i tak czekałam tylko na moment, w którym Derek, Dagmara i wszyscy uwikłani jakoś w moją sprawę i stający dotychczas w mojej obronie stracą po prostu cierpliwość. Nawet jeśli udało im się nie stracić jej przy innych przypadkach tego typu. Wszyscy ludzie prędzej czy później tracili w mojej obecności cierpliwość. Nikt przecież nie jest ze stali.

Gdyby nie Stowarzyszenie Nieformalnego Cierpienia, a przynajmniej nie Derek, Dagmara i inni działacze Oddziału Bezstronnej Inwestygacji Alergii Społecznej, którzy stawali dotychczas w mojej obronie, umierałabym teraz zapewne w męczarniach w więzieniu, do którego posłanoby mnie z powodu złamania niepisanego prawa albo w schronisku dla bezdomnych, do którego zabranoby mnie z powodu braku środków na życie, albo przynajmniej gdzieś na łonie natury, gdzie uciekłabym przed ludźmi i tak czy inaczej umierałabym — z głodu, pragnienia i zimna. Albo z braku bliskości.

Mimo to jednak, nie mogłam czuć się bezpieczna nawet tutaj. Wiedziałam, że te perspektywy mogą się jeszcze spełnić. I nie tylko dlatego, że mogłam zostać znaleziona (albo raczej mogliśmy zostać znalezieni) przez zwolenników systemu plakietkowego, co oznaczałoby oczywiście, według mojego doświadczenia, niewątpliwą i natychmiastową klęskę. Tak naprawdę, nawet w samym Oddziale Bezstronnej Inwestygacji Alergii Społecznej nie mogłam czuć się bezpieczna, nawet gdybym wykluczyła możliwość znalezienia nas przez władze i zdominowanie nas przez członków Bezpiecznej Przyszłości. Tak jak już wspomniałam, nikt nie jest przecież ze stali, a ludzie się zmieniają. Poza tym, za każdym razem, kiedy widziałam Dereka lub Dagmarę, odczuwałam potworne, zżerające mnie od środka poczucie winy i w ich przypadku nie było ono wcale bezpodstawne. Oni dali mi przecież tak dużo, zapewnili mi opiekę i ochronę, a nawet starali się udawać miłych. Ja natomiast powtarzałam im tylko na okrągło, że nadal czułam się zagrożona, że mieszkanie w izolacji ma o wiele więcej wad niż przypuszczałam, a jednocześnie każdy powrót do bazy jest dla mnie jedynie niezwykle bolesny, i że ostatecznie, pomimo przyznania się do tego wszystkiego, nie byłam z nimi nawet do końca szczera.

— Bardzo mnie ciekawi, co w takim razie chciałabyś nam jeszcze powiedzieć? — zapytała pewnego razu Dagmara, kiedy wyznałam jej tę żałosną prawdę.

Spojrzałam na kartkę, którą otrzymałam ostatnio od Lilianny. Wydawała się bardzo przydatna. Była na niej tabelka dyktująca mi, jak mam myśleć. Spojrzałam na nią i pomyślałam, że w ogóle nie jestem w stanie uwierzyć w to, że Dagmara nie czeka teraz, aż powiem jej, że tak naprawdę nie znoszę ich wszystkich o wiele bardziej, niż dotychczas mówiłam. Po czym wstanie, wykrzyczy mi wreszcie te wszystkie potworne rzeczy, które do tej pory skrywała i wykluczy mnie ze swojego oddziału za eksponowaną niewdzięczność.

— Alexo, ta kartka cię nie uratuje — oznajmiła Dagmara, nie mogąc się doczekać, aż wydobędę z siebie jakieś słowa.

— Wiem — odpowiedziałam głosem, który zabrzmiał o wiele bardziej arogancko, niż myślałam i zapragnęłam nagle zgnieść tę kartkę i wyrzucić ją demonstracyjnie do kosza.

— Alexo, jeśli nie będziesz bardziej pracować z nami i sama nad sobą, wiesz, że nie powinnaś raczej oczekiwać zakończenia swojego cierpienia.

— Wiem — odpowiedziałam znowu i pomyślałam po raz kolejny, że zupełnie nie jestem w stanie uwierzyć w to, że Dagmara nie obwinia mnie teraz za wszystko, co dzieje się ze mną i wokół mnie. — Przepraszam, że sprawiam wam tyle problemów.

— Nie tylko nam — zauważyła kobieta. — Alexo, takie osoby jak ty są problemem dla całego świata.Rozdział V — Ola idzie do szpitala

Obudziłam, się zanim zadzwonił budzik. Mój organizm sam musiał chyba przeczuwać, że dzisiaj muszę sprawować się perfekcyjnie. W końcu idę do szpitala. Na mojej Plakietce zaś wciąż widniał napis „Zdrowa”, a do tego jeszcze cała gama skandalicznych określeń, o których na próżno starałam się nie myśleć. Wiedziałam, że nie będę tam mile widziana. Musiałam się postarać, żeby okazać nadzwyczajną wdzięczność i szacunek, choć byłam przekonana, że zrekompensowanie tych wszystkich oskarżeń, które usłyszałam wczoraj w Urzędzie, było rzeczą niezwykle trudną, w moim przypadku praktycznie graniczącą z cudem.

Nie mogłam jednak pozostać z tego powodu na zawsze w domu, szczególnie że otrzymałam skierowanie do szpitala na swoją własną prośbę. Uszykowałam się zatem zgodnie z planem, walcząc z poranną sennością, i przekonując się raz po raz, że nie będę czuć się aż tak otumaniona przez cały dzień, wzięłam walizkę i upewniwszy się po raz setny, że wszystko spakowałam, wyszłam z mieszkania.

Idąc na przystanek autobusowy, miałam nieodparte wrażenie, że wielu ludzi obserwuje mnie z okien, myśląc sobie: „A gdzie się wybiera nasza Oleńka? Czyżby na wakacje, z taką wielką walizką? O tej porze to chyba nie najlepszy pomysł, ale dla Oli zawsze jest przecież dobry czas na rozrywkę, bo tak leniwa i próżna osoba nie może myśleć o niczym innym…“ albo „A co to za potworny hałas, aż uszy pękają! Ach tak, to Ola, kto inny mógłby robić przedstawienie na ulicy o piątej rano? Mam nadzieję, że urwie jej się w końcu jakieś kółko od tej walizki i wtedy zobaczymy, kto będzie się śmiał ostatni…”. W jednym z okien zobaczyłam nawet kątem oka jakiegoś pana, który wyglądał, jakby turkot kół mojej walizki ciągniętej po nierównym chodniku wyrwał go właśnie z błogiego snu.

Stojąc na przystanku, przypomniało mi się ponownie o nowym wyglądzie mojej Plakietki, która teraz naprawdę musiała razić wszystkich po oczach, nawet bez czerwonego obramowania. Starałam się nie pokazywać jej za bardzo ludziom, ale oczywiście nie było to do końca możliwe, bo przecież nie mogłam stać tyłem do wszystkich. Nie mogłam też trzymać rąk skrzyżowanych w taki sposób, żeby zasłaniały Plakietkę ani tak naprawdę nie mogłam zrobić niczego, co w widoczny sposób by ją zasłaniało, bo to oznaczałoby, że mam coś do ukrycia. A to tylko sprowokowałoby ludzi do obserwowania mnie i szukania pretekstu, żeby odkryć moje potworne sekrety albo nawet natychmiastowego oskarżenia mnie o ukrywanie jakichś „czarnych sekretów”.

Niestety jednak, jak zwykle zresztą w takich sytuacjach, starając się nie zwracać uwagi na swoją Plakietkę, robiłam tak naprawdę wszystko, co tylko możliwe, żeby pokazać, jak bardzo o niej myślę i jak bardzo zależy mi, żeby inni ją zauważyli. Jedna pani zwróciła mi nawet formalną uwagę i powiedziała, żebym nie trzymała rąk tak wysoko i nie udawała, że zasłaniam swoją Plakietkę, bo ona i tak ją widzi, ale chciałaby zobaczyć ją jeszcze lepiej, bo ma do tego pełne prawo, zwłaszcza w przypadku tak podejrzanej i, jak się okazuje, skandalicznej Plakietki.

Ludzie na ulicy również patrzyli na mnie z wybitną podejrzliwością, a kiedy weszłam do izby przyjęć, zaczęłam mieć coraz poważniejsze obawy związane z wydostaniem się kiedykolwiek z nieprzyjaznego tłumu ludzi. Było tam bowiem tak dużo osób, że jeden człowiek stał obok drugiego i chociaż nie wszyscy byli ustawieni w jakimś porządku, spośród tej masy ludzi wybijała się olbrzymia kolejka prowadząca prawie dosłownie od drzwi wejściowych do okienek znajdujących się na drugim końcu holu. Zauważyłam, że do jednego okienka była osobna kolejka, znacznie mniejsza. Żałowałam, że nie spytałam wczoraj lekarki w Urzędzie, gdzie i jak dokładnie mam się zgłosić w tej izbie przyjęć. Po chwili zdałam sobie jednak sprawę, że takie pytanie byłoby po prostu śmieszne, bo zapewne każdy dorosły człowiek powinien sam się domyślić, gdzie się ustawić albo przynajmniej poradzić sobie w takiej sytuacji samemu poprzez zapytanie kogoś lub w jakikolwiek inny sposób.

Stanęłam na chwilę obok głównej kolejki, rozglądając się niepewnie i czując, jak ściągam na siebie spojrzenia ludzi. Nie dość, że nikt się mnie tu dziś nie spodziewał, to jeszcze moja jawna prezentacja Plakietki musiała po prostu wprawić wszystkich w szok. A przynajmniej wszystkich, którzy ją zobaczyli. Wiedziałam jednak, że poznanie jej przez wszystkich jest tylko kwestią czasu. To prawie zupełnie tak, jak gdybym stanęła przed skupiskiem ludzi i wykrzyknęła: „Hej, popatrzcie na mnie! Czy widzieliście kiedyś większego egoistę? Czy widzieliście większy skandal? Nie, nie mylicie się. Taka leniwa manipulantka jak ja przyszła właśnie do szpitala, żeby rościć sobie prawo do specjalnego zajęcia się nią, niczym ciężko chorą!”. Starałam się nie myśleć o tym, czego ludzie mogą spodziewać się po takiej deklaracji i spróbowałam skupić się na powoli układającej się w mojej głowie organizacji tego miejsca i racjonalnym planie działania.

Nad jednym z okienek, tym, przed którym stała stosunkowo mała kolejka ludzi było napisane „Informacja”. Nad pozostałymi dwoma okienkami nie było żadnego napisu, ale szybko zorientowałam się, że hol był jeszcze większy, niż z początku mi się wydawało i zaczęłam się przeciskać przez stojących w kolejkach ludzi, żeby zobaczyć, co kryje się w dalszej części pomieszczenia. Oczywiście już po chwili zaczęłam tego żałować, bo wszyscy wyraźnie zwracali na mnie uwagę i usłyszałam, jak jedna kobieta mówi do drugiej, wskazując na mnie otwarcie: „A ta się teraz przepycha, żeby zobaczyć, co tam jest, bo na pewno myśli, że dla niej stworzono osobne okienko z podpisem „Dla księżniczek”.

Rzeczywiście, dalej były jeszcze dwa okienka, oznaczone wprawdzie nie napisami „Dla księżniczek”, ale „Dla uprzywilejowanych”, przy którym stali w kolejkach — lub siedzieli na wózkach — pacjenci wyglądający na poważnie chorych. Praktycznie każdy z nich miał na głowie żółtą bądź zieloną opaskę, nie licząc pracowników pogotowia i kilku pojedynczych osób, które prawdopodobnie występowały w roli opiekunów chorych. Przy jednym pacjencie siedzącym na czymś w rodzaju wózka inwalidzkiego albo specjalnej leżanki stało dwoje ratowników, którzy rozmawiali ze sobą, śmiejąc się potwornie głośno i zajmując chyba tyle miejsca, ile pięć przeciętnych osoby. Nic zresztą dziwnego — pracownicy pogotowia i opieki zdrowotnej, podobnie jak urzędnicy czy nauczyciele też byli na swój sposób uprzywilejowani, choć nikt nie oświadczał tego raczej formalnie.

Stanęłam na sekundę (a może nawet na kilka sekund) pomiędzy dwoma kolejkami i pomyślałam natychmiast, że muszę sprawiać wrażenie, jakbym czekała, aż ktoś podejdzie do mnie osobiście, żeby mnie obsłużyć. Było to oczywiście mniej więcej tak absurdalne jak poproszenie kogoś z kolejki uprzywilejowanych o przesunięcie się. Szybko skierowałam się zatem w stronę głównej kolejki, nie chcąc, żeby ktoś zaczytał się w mojej Plakietce albo oskarżył mnie o złe intencje na podstawie mojego zachowania. Jednocześnie nie chciałam poruszać się jednak zbyt szybko, tak żeby zachować w miarę naturalny wygląd, a do tego zdążyć wymyślić, w której kolejce powinnam się ustawić, zanim dojdę do następnego punktu zwrotnego, to znaczy między kolejkę główną a tą do informacji. Bo lepiej byłoby, żebym z tego punktu się już nie cofała, to znaczy, żebym ustawiła się w jednej z tych kolejek i pozostała w niej do końca. Gdybym postanowiła się stamtąd cofnąć i po raz trzeci okrążyć kolejkę główną, byłby to dla wszystkich jawny znak, że przyszłam się tu wyłącznie pobawić, podenerwować cierpiących ludzi. Zaraz też zaczęłyby się komentarze i oskarżenia o to, że zwracam na siebie przesadną uwagę, a może nawet zbieram materiał, żeby przeprowadzić zamach na czyjąś reputację, a może po prostu sama chcę się ośmieszyć, bo jestem taka głupia.

Kiedy przeszłam po raz drugi (o ile nie trzeci) koło kolejki głównej, jakiś starszy mężczyzna zwrócił mi uwagę:

— Czego tak pani szuka?! Tam jest informacja — wskazał ręką na sąsiednią kolejkę.

— Chyba nie zamierza się pani przeciskać tutaj po raz kolejny z tą wielką walizką? — dodała jakaś starsza pani, stojąca obok, z wyraźnym niesmakiem na twarzy. — Z taką Plakietką jeszcze ktoś pomyśli, że chce pani zrobić komuś krzywdę!

— A ja myślę — powiedziała jakaś inna kobieta, zwracając się do mnie — że pani po prostu nie może pogodzić się z faktem, że nikt nie chce przyjąć pani do żadnej produkcji telewizyjnej, a nie chce pani tracić pieniędzy na reklamowanie się, więc postanowiła pani zrobić małe zamieszanie w miejskim szpitalu…

— Wcale tak nie jest! — zaprzeczyłam pospiesznie, ale kobieta poprosiła tylko, żebym zostawiła ją w spokoju.

Przeprosiłam więc cicho, po czym odwróciłam się z ulgą i — mam nadzieję — w optymalnym tempie, kierując się do kolejki przed “Informacją”.

Nie wiedziałam oczywiście, czy stawanie tutaj było dobrą decyzją, biorąc pod uwagę fakt, że najprawdopodobniej i tak będę musiała ustawić się ostatecznie w kolejce głównej, tak podejrzewałam. Nie byłam tego jednak pewna, a nie chciałam pytać już o nic nikogo z tej kolejki po tym, co od nich usłyszałam. Byłam niemal pewna, że, kogokolwiek bym zapytała, usłyszałabym w odpowiedzi: „A co, pani myśli, że przyjęcie do szpitala to tak rzadko spotykana sprawa w izbie przyjęć, że wszyscy stoimy tutaj w innej sprawie? Chyba nie sądzi pani, że odpowiem pani na tak niedorzeczne pytanie?” i „Ach, tak, pani z pewnością nie można traktować poważnie, bo kto z napisem „manipulantka” na Plakietce mógłby zadać poważnie pytanie, i to w dodatku tak naiwne? Proszę mnie nie nękać!”.

Kiedy jednak stanęłam w kolejce do informacji, poczułam, że ludzie patrzą na mnie z głęboką pogardą, i to nie tylko z powodu mojej Plakietki.

— Bo Ola zawsze idzie po najmniejszej linii oporu i zawsze pcha się tam, gdzie jest szybciej, łatwiej i wygodniej. No tak, nie bez powodu dostała wreszcie napis „leniwa” i „egoistka” na Plakietce — usłyszałam gdzieś za mną i byłam pewna, że ktoś mnie tu nakrył. Ktoś, kto mnie znał.

Obróciłam się powoli, pragnąc zrobić to dyskretnie i — w miarę możliwości — niepostrzeżenie (co oczywiście jak zwykle mi się nie udało) i zauważyłam jakiegoś mężczyznę, może emeryta, który wydał mi się znajomy, ale nie byłam pewna, czy go znałam, bo bałam się spojrzeć na niego wprost. W ten sposób przyznałabym się, że poruszyło mnie to, co powiedział, a to pociągnęłoby za sobą słynne oskarżenie typu „Wydało się, czarne sekrety Oli wyszły na jaw, sama się przyznała, że jest leniem, egoistką itp. itd.”. Z tego co udało mi się zobaczyć, wydawało mi się jednak, że był to jeden z moich sąsiadów, a przynajmniej mieszkaniec mojego bloku, który chyba, a właściwie raczej na pewno mnie kojarzy i chociaż nigdy nie przyznaliśmy się formalnie do tego, że się „kojarzymy”, z pewnością rozmawiał on o mnie z innymi, bo słyszałam wiele wyraźnie dotyczących mnie uwag, kiedy przechodziłam obok ich paczki. Ja jednak nigdy na niego nie patrzyłam, żeby uniknąć ewentualnych prowokacji, do tego stopnia, że nawet nie znałam znajdującego się na jego Plakietce nazwiska. W każdym razie, nie zdziwiłabym się wcale, gdyby nie omieszkał wypomnieć mi czegoś w tak ostentacyjnie nieformalny, to znaczy, niebezpośredni, ale jednak jawny sposób, również i w tej sytuacji.

Najbardziej zagadkowa była dla mnie jednak sama jego obecność. Czy mógł mnie śledzić? Narobiłam przecież dużo hałasu, wychodząc rankiem z tą walizką na kółkach i oczywiście byłam doskonale widoczna z okien. Chyba że to rzeczywiście zbieg okoliczności i teraz to on myślał, że ja go śledzę? W każdym razie, bardzo mi się nie podobało, że stanął akurat za mną i nie chciało mi się wierzyć, że mógł to być przypadek. Bez względu na to, czy śledził mnie wcześniej, musiał tu podejść od razu po tym, jak mnie tu zauważył, a przynajmniej, kiedy zauważył, że podchodzę do kolejki i zamierzam sobie w niej postać. Teraz będzie mógł obrócić przeciwko mnie każdy mój ruch, każde spojrzenie, każde działanie i byłam przekonana, że wraz z jego pomocą i moją nową Plakietką szybko okryję się złą sławą w izbie przyjęć, a nawet w całym szpitalu.

Kiedy na przykład zaczęłam rozglądać się na boki, prawdopodobnie w celu pozbycia się narastającego we mnie napięcia i zajęcia się czymś, by choć odrobinę zmienić tor moich myśli, poczułam się zupełnie tak, jakby z moich ust wyszły słowa: “A ja się wcale nie przejmuję, że ty tam stoisz, człowieku i w ogóle mnie to nie obchodzi, że masz mi do zarzucenia całą prawdę o moich „czarnych sekretach”! Widzisz, ja jestem z nich tak dumna, że oglądam sobie bezczelnie tę niezmiernie ciekawą scenkę tłoczących się wokół nas ludzi i równie bezczelnie czytam sobie ich Plakietki!”. Jednocześnie poczułam, jak moje ciało sztywnieje w ten szczególny, potwornie nieprzyjemny sposób, a głowa zaczęła mi ciążyć na karku, jakby ważyła tonę.

Czas w kolejce dłużył mi się niemiłosiernie i ogarniało mnie coraz większe przerażenie na myśl, że najprawdopodobniej będę musiała stać jeszcze bardzo długo w tym pomieszczeniu, zagnieżdżona pomiędzy co najmniej dwoma osobami, oczekującymi ode mnie przesuwania się co chwilę o milimetr lub dwa w którąś ze stron. A nawet jeśli po tym zabiorą mnie wreszcie na ten oddział, to kto wie, co będzie mnie tam czekało? Podejrzewałam, że szanse na izolację były bardzo małe. Z tego, co wiedziałam, sale w szpitalach były zawsze wieloosobowe, a nawet jeśli zdarzały się jakieś pojedyncze, na pewno były zarezerwowane dla najbardziej uprzywilejowanych z uprzywilejowanych.

Co jakiś czas słyszałam za sobą słowa sąsiada, które kierował prawdopodobnie do innych ludzi i — oczywiście — pośrednio do mnie, brzmiące mniej więcej tak: „No, tak. Ola musiała być naprawdę zdeterminowana, żeby tu przyjść z taką Plakietką… Teraz idzie do szpitala jak jakiś uprzywilejowany albo przynajmniej przyzwoicie chory człowiek, ciekawe co jeszcze wymyśli… A teraz pewnie stoi w kolejce do informacji, żeby zapytać, gdzie można dostać specjalne skierowanie na specjalny oddział w specjalnych warunkach dla jakichś osób nieformalnie uprzywilejowanych, czy co… Nieformalnie uprzywilejowany, słyszał ktoś kiedyś coś takiego? Ha, ha, ha!”.

Kiedy nareszcie osoba stojąca przede mną odeszła od okienka i nadeszła moja kolej, żeby zadać pytanie, czułam się, jakbym raczej odwróciła się do sąsiada i powiedziała mu: “Tak, tak, to prawda, uważam się za tak szczególną, że pytam się z niedowierzaniem, czy naprawdę mam stanąć w tej długiej kolejce, żeby dostać się na oddział dla nieuprzywilejowanych”. Zamiast tego nachyliłam się do okienka i zadałam siedzącej po drugiej stronie szyby kobiecie oczekiwane przez wszystkich pytanie, starając się nadać mu jak najbardziej racjonalną i niewinną formę.

Zawsze zastanawiało mnie, po co w niektórych urzędach, bankach czy innych placówkach obsługa była oddzielona od klientów szybą. Podejrzewałam, że to na wypadek agresji, którą mogliby okazać niektórzy klienci, choćby na wiadomość o wysokości należnego rachunku. W moim przypadku na przykład, z moją skandaliczną Plakietką i podejrzanym zachowaniem zapewne każdy pracownik instytucji publicznej mógłby się poczuć zagrożony. Taka szyba dawała im natomiast gwarancję, że są chronieni i odizolowani od tych dzikich, niezrównoważonych ludzi.

— Jeśli chce pani być przyjęta do szpitala, to po co pani tu przychodzi? Proszę stanąć w kolejce głównej — powiedziała kobieta szorstkim tonem, zaledwie zdążyłam zadać swoje pytanie. — Chce się pani domagać równouprawnienia z uprzywilejowanymi, czy co?

— Nie, oczywiście, że nie — odpowiedziałam, prawie śmiejąc się, jakby sama ta myśl była dla mnie jakoś niepojęcie niedorzeczna.

Nic zresztą dziwnego, skoro kobieta zabrzmiała, jakby pytała mnie o planowanie morderstwa.

— To proszę stanąć w tej kolejce! — powtórzyła, dając mi do zrozumienia, że jeśli odważę się zapytać o coś jeszcze albo po prostu pozostanę w tym miejscu sekundę dłużej, uzna to za manipulację i wezwie straż, która wyprowadzi mnie stąd siłą.

Mając nadzieję, że o niczym nie zapomniałam, oddaliłam się zatem pośpiesznie i stanęłam za jakimś mężczyzną, który — tak przynajmniej mi się wydawało — stał jako ostatni w głównej kolejce.

— A co się pani tu wpycha?! — usłyszałam za sobą podniesiony głos i zobaczyłam jakąś starszą panią, która patrzyła na mnie z oburzeniem. — Nie widzi pani, że tu się kończy kolejka?

Kobieta stała przy otwartych teraz przezroczystych drzwiach wejściowych, a właściwie za nimi, w przedsionku, za nią natomiast stała jeszcze jedna pani, która również obdarzyła mnie nagannym spojrzeniem.

— Przepraszam, nie zauważyłam — odpowiedziałam i przeszłam szybko obok nich na właściwy koniec kolejki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: