- W empik go
W krematoriach Auschwitz. Sonderbehandlung – mord na Żydach - ebook
W krematoriach Auschwitz. Sonderbehandlung – mord na Żydach - ebook
Wspomnienia Filipa Müllera to zapis piekła komór gazowych w Auschwitz, gdzie młody Żyd przez niemal trzy lata walczył o przetrwanie. Autor, wraz z innymi więźniami Sonderkommando, był świadkiem niewyobrażalnego mordu, który naziści określali eufemistycznie mianem „Sonderbehandlung” (dosłownie „specjalna procedura”). Terminu tego używali nawet w korespondencji służbowej, kamuflując nienazwaną publicznie zbrodnię. „W krematoriach Auschwitz” to niezwykłe świadectwo prawdy o Zagładzie – złożone wbrew intencjom jej inicjatorów i wykonawców.
Filip Müller (1922–2013) urodził się w Seredzie w Czechosłowacji (dziś południowa Słowacja). W kwietniu 1942 z transportem słowackich Żydów trafił do Auschwitz i skierowany został do Sonderkommando; pracował w nim do stycznia 1945, będąc świadkiem zagłady setek tysięcy Żydów w komorach gazowych. Po ewakuacji Auschwitz Filip Müller w „marszu śmierci” trafił do Mauthausen, potem do podobozu Gunskirchen, gdzie został wyzwolony 4 maja 1945. Do 1953 roku leczył się i był niezdolny do pracy. W 1964 roku zeznawał jako świadek w tzw. pierwszym procesie oświęcimskim we Frankfurcie nad Menem. Od 1969 roku mieszkał w Niemczech. W 1979 roku opublikował relację „Sonderbehandlung. Drei Jahre in den Krematorien und Gaskammern von Auschwitz”, którą po ponad czterech dekadach przedstawiamy polskiemu czytelnikowi.
Spis treści
Wprowadzenie
Pierwszy raz w komorze gazowej
Nowe fabryki śmierci
Tragedia „obozu rodzinnego”
Piekło
Posłowie
Biogramy wybranych więźniów Sonderkommando
Biogramy wybranych esesmanów służących w Auschwitz-Birkenau
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65979-95-7 |
Rozmiar pliku: | 5,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Po ewakuacji Auschwitz Filip Müller w „marszu śmierci” trafił do Mauthausen, potem do podobozu Gunskirchen, gdzie został wyzwolony 4 maja 1945. Do 1953 roku leczył się i był niezdolny do pracy. W 1964 roku zeznawał jako świadek w tzw. pierwszym procesie oświęcimskim we Frankfurcie nad Menem. Od 1969 roku mieszkał w Niemczech. W 1979 roku opublikował relację Sonderbehandlung. Drei Jahre in den Krematorien und Gaskammern von Auschwitz, którą po ponad czterech dekadach przedstawiamy polskiemu czytelnikowi.Seria „Żydzi polscy” to klasyka źródłowej literatury żydowskiej XX wieku, bezpośrednie świadectwa życia Żydów na ziemiach polskich – w większości, choć nie tylko, opowiadające o doświadczeniu Holokaustu. W serii znajdują się jednak nie tylko teksty Żydów związanych z Polską, ale i osób, które trafiły tu wyłącznie na pewien czas – przeważnie decyzją niemieckich oprawców. Ich losy splotły się bowiem nierozerwalnie z historią Polski i z historią polskiej społeczności żydowskiej.
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady
Richard Glazar Stacja Treblinka
Chaim Icel Goldstein Bunkier
Baruch Milch Testament
Marceli Najder Rewanż
Calek Perechodnik Spowiedź
Henryk Schönker Dotknięcie anioła
Sobibór. Bunt wobec wyroku
Halina Zawadzka Ucieczka z gettaWPROWADZENIE
Filip Müller dotknął dna piekła na ziemi. Jego zapis – bezpośrednia relacja z bestialskich praktyk w komorach gazowych Auschwitz-Birkenau, rejestr niepojętych okrucieństw i opis bezmiaru cierpień – należy do fundamentalnych świadectw pamięci o Zagładzie.
Przez Sonderkommando w Auschwitz, specjalną brygadę złożoną z niemal wyłącznie żydowskich więźniów niewolniczo pracujących przy obsłudze obozowych krematoriów, komór gazowych i dołów spalarnianych, przeszło około 2200 osób – przeżyło blisko 110. Do nielicznych dostępnych po polsku świadectw ocalałych dołączamy tłumaczony z niemieckiego tekst pochodzącego ze Słowacji Filipa Müllera – osiem lat po śmierci Autora – jedyną relację z Sonderkommando obejmującą okres od maja 1942 do stycznia 1945. Izolowani od reszty obozu więźniowie Sonderkommando, w tym Müller, widzieli z bardzo bliska ostatni etap Zagłady. Odzierani z godności i zmuszani do uczestnictwa w machinie mordu oraz likwidacji jego śladów, pracowali bez jakichkolwiek złudzeń, że ich samych ominie ten los. Zakładali, że na końcu procesu zagłady nazistowscy oprawcy pozbędą się jego naocznych świadków. W przeważającej większości tak właśnie się stało. Głos Müllera należy do wyjątków.
Zapisany w tej książce obraz Auschwitz (w którym wśród ponad miliona ofiar zginęło około 300 tysięcy Żydów pochodzących z Polski) i niewyobrażalnej pracy w krematoryjnym komando uzupełnia kanon najważniejszych świadectw Holokaustu na ziemiach polskich, publikowanych przez KARTĘ w serii „Żydzi polscy”. W relacji Müllera znajduje się również opis rozpaczliwego buntu więźniów Sonderkommando 7 października 1944 – w obronie nie tyle życia, co prawa do własnej śmierci; dopełnia on przedstawione już w serii przez ich uczestników opisy powstań żydowskich więźniów innych obozów zagłady: w Treblince (2 sierpnia 1943) i Sobiborze (14 października 1943).
Mimo nadwyrężonego przez pobyt w obozie zdrowia i dalszego życia w cieniu nieuleczalnej traumy, Filip Müller zdobył się na ogromny wysiłek i odwagę zmierzenia się ze swoim doświadczeniem. Pisał etapami, początkowo po czesku, potem po niemiecku (w Niemczech żył od 1969 roku). Polskie wydanie ukazuje się ponad czterdzieści lat po niemieckiej edycji. Towarzyszy mu posłowie niemieckiego historyka Andreasa Michaela Kiliana, badacza dziejów Sonderkommando w Auschwitz.
Lektura tych wspomnień daje możliwość pewnego wglądu w bezlitosną codzienność obozu zagłady, gdzie przestały obowiązywać jakiekolwiek normy moralne. Autor, powojenny świadek w procesach oświęcimskich (postępowaniu karnym przeciwko członkom załogi obozu Auschwitz-Birkenau w Krakowie w 1947 roku i we Frankfurcie nad Menem w latach 60.), pomaga nam dziś – choćby szczątkowo – pojąć grozę i rozpacz ofiar, a także niewyobrażalny dramat więźniów Sonderkommando, zmuszonych do statystowania w ludobójstwie własnego narodu.
Styczeń 2021
Hanna Antos„Dla uniknięcia wszelkich nieporozumień wyjaśniam, co następuje: 4. W przypadkach odnoszących się do punktu 1. trzeba odróżnić te, które można załatwić w zwyczajny sposób, od innych, które należy poddać Sonderbehandlung . W ostatnim przypadku chodzi o sprawy, które z racji na ich naganność, niebezpieczny charakter lub działanie propagandowe należy niezależnie od osoby wyeliminować z użyciem bezwzględnych środków (mianowicie egzekucji)”.
Z dalekopisu szefa Policji Bezpieczeństwa (Sipo) Reinharda Heydricha z 20 września 1939 w sprawie „Zasad wewnętrznego bezpieczeństwa państwowego podczas wojny”„W tym kontekście i w tym najwęższym kręgu chciałbym zwrócić uwagę na pewną kwestię, którą Wy, Panowie, moi towarzysze partyjni, przyjęliście wszyscy jako oczywistą, a która dla mnie stała się najważniejszą kwestią w życiu: kwestię żydowską. Panowie wszyscy akceptujecie w sposób oczywisty i pozytywny, iż w Waszym okręgu nie ma już Żydów. Wszyscy Niemcy – pominąwszy pojedyncze wyjątki – zdają sobie jasno sprawę, że nie wytrzymalibyśmy wojny powietrznej i obciążeń czwartego, a może też nadchodzącego piątego i szóstego roku wojny, gdyby w ciele naszego narodu tkwiła jeszcze ta niszcząca zaraza. Panowie, łatwo wygłosić parę słów zdania «Żydów trzeba wytępić». Komuś, kto musi wcielić je w czyn, stawia ono wymagania najtrudniejsze i najcięższe.
Proszę, byście Panowie wysłuchali tego, o czym mówię w tym kręgu, i nigdy o tym nie rozmawiali. Postawiono nam pytanie: co z kobietami i dziećmi? – Zdecydowałem, że również w tej sprawie znajdę całkowicie jasne rozwiązanie. Uznałem, że nie jestem uprawniony wytępić mężczyzn – to znaczy zabić lub kazać zabić – a mścicielom w postaci dzieci pozwolić dorosnąć na zgubę naszych synów i wnuków. Trzeba było podjąć trudną decyzję i spowodować, by ten naród zniknął z powierzchni ziemi. Dla organizacji wykonawczej była to najtrudniejsza misja, jaka do tej pory stanęła przed nami. Została wykonana i – wierzę, że mogę tak powiedzieć – nie przyniosła naszym ludziom ani naszym dowódcom szkód na umyśle i na duszy”.
Z przemówienia Heinricha Himmlera do reichs- i gauleiterów w Poznaniu 6 października 1943POSŁOWIE
W 1979 roku rozgłos zdobyła jedna z wielu publikacji literatury pamięci o Zagładzie, książka Filipa Müllera Sonderbehandlung. Drei Jahre in den Krematorien und Gaskammern von Auschwitz, pierwsza w Niemczech relacja na temat masowego mordu w komorach gazowych Auschwitz-Birkenau, autorstwa naocznego świadka, żydowskiego więźnia Sonderkommando. Ten przemyślany w swojej formie zapis sytuuje się obok świadectw tajnych kronikarzy: Załmena Gradowskiego, Załmena Lewentala i Lejba Langfusa¹¹. Wstrząsająca relacja Müllera zaczyna się tam, gdzie tamte siłą rzeczy się kończą – na dziedzińcach krematoriów, w rozbieralniach i komorach gazowych, w miejscach rozstrzeliwań, w krematoryjnych piecach i dołach spalarnianych, a więc w strefie śmierci, dostępnej wyłącznie wtajemniczonym więźniom komanda, określanego eufemistycznie jako „specjalne”.
Niezwykła historia ocalenia
Filip Müller urodził się 3 stycznia 1922 w słowackim Seredzie nad Wagiem. W połowie kwietnia 1942 wraz z piątym transportem Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA), a zarazem pierwszym żydowskim transportem ze Słowacji, trafił do obozu koncentracyjnego Auschwitz. Z grupy tysiąca deportowanych mężczyzn końca wojny doczekało zaledwie dziesięciu. Kilka tygodni po przybyciu Müller został karnie przeniesiony do osławionego „komanda krematoryjnego” w obozie głównym. Miesiąc później dzięki łapówce udało mu się stamtąd wydostać. Skierowano go do ciężkiej pracy przy budowie fabryki IG Farben – jako jednego z pierwszych więźniów założonego pod koniec października 1942 podobozu w Monowitz. Po selekcji wiosną 1943 trafił do Birkenau. Ciężko zraniony podczas wypadku przy pracy uratował się dzięki pomocy kolegów i operacji wykonanej po kryjomu w obozowym rewirze. Potem – znów za sprawą przyjaciół – znalazł się w „komandzie ziemniaczanym”, co po raz kolejny uratowało mu życie. Jednak pozostał tam niedługo – w czerwcu 1943 rozpoznał go jeden z esesmanów i karnie przeniósł do Sonderkommando¹². Jego życie znowu zawisło na włosku, gdyż za wcześniejsze opuszczenie odizolowanej brygady „wtajemniczonych” groziła mu niechybna śmierć. Esesmani uznali jednak, że jako palacz z krematorium jest zbyt wartościowym fachowcem, by natychmiast go zlikwidować.
W Sonderkommando Müller przetrwał nie tylko codzienny koszmar fabryki śmierci. Wiele innych sytuacji niosło zagrożenie: obozowa konspiracja, bunt ofiar krótko przed śmiercią, ucieczka współwięźniów, szmugiel, tajne spotkania i wreszcie desperackie powstanie Sonderkommando 7 października 1944. Kolejne selekcje przeżył dzięki ochronie, jaką roztoczył nad nim szef krematorium Hubert Busch, pochodzący z Javorníka na północnym wschodzie czeskiego Śląska. Jako „stary” więzień z niskim numerem 29236 był też traktowany z respektem przez funkcyjnych. Po powiększeniu komanda w maju 1944 zaproponowano mu nawet funkcję kapo, której jednak nie przyjął. Utrzymywał kontakty z wpływowymi więźniami w innych częściach obozu, przejściowo pełnił uprzywilejowaną funkcję kalifaktora i mógł względnie swobodnie poruszać się po obozie, co wykorzystywał w działalności konspiracyjnej. Wspominają o tym w relacjach obaj znani uciekinierzy z Auschwitz, Rudolf Vrba i Alfred Wetzler¹³. Vrba określa Müllera jako swoje najważniejsze źródło informacji¹⁴. Wyrazem jego pozycji był też fakt, że latem 1944 grecki współwięzień z Sonderkommando wykonał jego portret¹⁵.
Dzięki swoim możliwościom i kontaktom Filip Müller zdobywał więcej informacji i częściej niż inni był naocznym świadkiem wydarzeń. Z narażeniem życia przekazał materiały dowodowe ze strefy śmierci trzem uciekinierom z Auschwitz-Birkenau, którzy mieli poinformować świat o funkcjonowaniu machiny Zagłady. Jednak na terenie krematorium w żaden sposób nie był w stanie pomóc skazanym. Bezsilność ta doprowadziła go do głębokiego kryzysu, którego apogeum zbiegło się z likwidacją „obozu rodzinnego” czeskich więźniów z Theresienstadtu.
Przez 20 miesięcy udziałem Filipa Müllera był codzienny koszmar systematycznego mordu i jako jeden z niewielu naocznych świadków dotrwał on do końca wojny. Historia jego ocalenia jest niezwykła – przeżył nie tylko dwukrotne skierowanie do komanda krematoryjnego, ale też udało mu się przetrwać wszystkie selekcje. 17 stycznia 1945 w trakcie ogólnej ewakuacji opuścił Birkenau wraz z około 90 więźniami z ostatniego składu Sonderkommando. Noc spędził w obozie głównym, gdzie SS w powszechnym chaosie nadaremnie poszukiwało „wtajemniczonych” więźniów, a następnie dotarł do obozu Mauthausen-Gusen. Również tam starano się odnaleźć niedobitki Sonderkommando z Auschwitz. Rozpoznał go były szef krematorium Johann Gorges, nie zameldował jednak tego obozowemu Gestapo. W połowie kwietnia 1945 apatyczny i ciężko chory Müller znalazł się w obozie w Gunskirchen, a 4 maja 1945 doczekał wyzwolenia przez wojska amerykańskie. Jedna piąta tamtejszych więźniów zmarła z wyczerpania. Filip Müller przez całe życie odczuwał fizyczne i psychiczne skutki pobytu w obozie. Sonderkommando liczyło w sumie blisko 2200 więźniów – przeżyło około 110. Müller był jednym z pięciu, których zatrudniono w krematorium obozu głównego już w 1942 roku.
Był człowiekiem skromnym, nigdy nie twierdził, iż przetrwanie było jego zasługą. Mówił: „Uniknąłem śmierci tylko dzięki szczęśliwym przypadkom, właściwie cudem. To, co przeżyłem, dzisiaj zdaje mi się niewiarygodne jak zły sen”¹⁶.
Jego niezwykła wola życia robiła wrażenie na wielu ludziach, podziwiał ją też francuski filmowiec Claude Lanzmann. W wywiadzie z 2013 roku, opublikowanym na łamach tygodnika „Die Zeit”, zapytano go, czy w trakcie kręcenia filmu znalazł się kiedyś u kresu wytrzymałości jako człowiek. Lanzmann odpowiedział: „Tak, w czasie rozmowy z Filipem Müllerem, który przeżył pięć fal likwidacyjnych jako więzień Sonderkommando. Pewnego dnia w trakcie filmowania materiału do Shoah powiedział mi: «Chciałem żyć, koniecznie chciałem żyć, jeszcze minutę, jeszcze dzień, jeszcze miesiąc. Niech pan zrozumie: żyć»”¹⁷.
Filip Müller pod wieloma względami pozostanie niezapomniany. Wszystkie jego relacje zapewniają mu nieśmiertelność, jednak książka Sonderbehandlung stanowi jego najbardziej obszerne i najważniejsze przesłanie.
Mozół tworzenia dzieła niemożliwego
Zapis Sonderbehandlung zasługuje na najgłębszy respekt również dlatego, że Filip Müller przez całe lata ciągle od nowa musiał intensywnie zagłębiać się w koszmar fabryki śmierci. Jego skromność wykluczała sławę, nie dążył do sukcesu – ani literackiego, ani historycznego, nie zamierzał też czerpać profitów ze swoich wspomnień. Był spokojnym i łagodnym człowiekiem, który miał jeden cel – wydobyć na światło dzienne prawdę, nawet jeśli pozostawała ona w sprzeczności z obowiązującą, politycznie uwarunkowaną wizją historii. Wszystko to sprawiło, iż był niewygodny, nigdy też nie poświęcono mu tyle uwagi, na ile zasługiwał. W Pradze dawał wykłady w szkołach, koszarach, stowarzyszeniach. O wiele wcześniej niż inni ocalali z Sonderkommando zaczął mówić publicznie o swoich przeżyciach. Pod tym względem wyprzedził swój czas, jednak opinia publiczna nie dorosła wówczas do jego relacji. Wiedza i wyobrażenia o Auschwitz były w tym okresie powierzchowne, historyczne opisy tendencyjne, niemal nikt nie dążył do zgłębienia tematu i rozrachunku. Dlatego też świadectwa Filipa Müllera początkowo nie traktowano poważnie, wychodząc z założenia, iż żaden więzień Sonderkommando nie mógł przeżyć. Taki los miał towarzyszyć Müllerowi aż do śmierci. Przewidział to już w 1946 roku: „W krematorium przeżyłem wiele i widziałem rzeczy, o których świat miał się nigdy nie dowiedzieć. Nikt nie liczył się z tym, że ja, naoczny świadek, wszystko to przetrwam, zresztą ja sam też nie sądziłem, że dane mi będzie kiedyś żyć na wolności. Nie chcę i nie mogę opisać wszystkiego w najdrobniejszych szczegółach. Jest tego o wiele za dużo i jest to taki koszmar, że większość ludzi nie mogłaby w to uwierzyć. Ja sam dzisiaj nie pojmuję, czego musiałem być świadkiem”¹⁸. W przedmowie do francuskiego wydania jego wspomnień Claude Lanzmann napisał: „Książka Müllera jest choćby z jednego powodu niepowtarzalna – miała nigdy nie powstać”¹⁹.
Fredy Bauer, który kontaktował się z byłymi więźniami Sonderkommando, pisał już we wrześniu 1945 w jednej z pierwszych relacji ocalałych z Auschwitz: „Wy, drodzy Czytelnicy, nigdy nie zdołacie pojąć, iż cała ta groza była możliwa. Świat mi nie uwierzy, musi jednak o tym wiedzieć”. I dalej: „Naszym pragnieniem było zawsze wykrzyczeć bezprawie, na jakie skazano miliony bezbronnych ludzi”²⁰.
Po pobycie w obozie Filip Müller do 1953 roku był niezdolny do pracy, długo leczył się w sanatoriach. W jednym z nich, w Pradze, na prośbę dawnego więźnia Auschwitz i swojego przyjaciela, Ericha Kulki, złożył pierwszą relację. Liczyła ona cztery strony i została opublikowana po czesku już w 1946 roku, we wczesnym opracowaniu na temat Auschwitz, w książce Fabryka śmierci, której autorami byli Ota Kraus i Erich Kulka (alias Schön). Mimo złego stanu zdrowia Filip Müller nie uchylał się od trudnego obowiązku składania świadectwa i w latach 1958–73 wielokrotnie zeznawał przed sądem w rozmaitych postępowaniach dowodowych, a także występował jako świadek – w oświęcimskim procesie w Krakowie w 1947 roku, gdzie jednak (jak sam później relacjonował) z obawy przed władzami nie chciał obciążać polskiego kapo Mieczysława Morawy, następnie w 1964 roku w pierwszym procesie oświęcimskim we Frankfurcie nad Menem, zaś w 1966 roku – w drugim. Dodatkową motywacją były pogłoski na temat masowej zagłady w Auschwitz-Birkenau. W rozmowie z autorem tego tekstu Filip Müller powiedział: „Po wojnie każdy ocalały chciał być kimś, kto wie wszystko, zaś tajemnicze Sonderkommando tak niepokoiło dawnych więźniów, iż często dawali się ponosić fantazji. Moim zamiarem było przedstawienie, co rozgrywało się w tych ścianach, i jak było możliwe zgładzenie w ciągu jednej doby blisko 30 000 ludzi. Odsłonięcie tej tajemnicy było moim zadaniem”²¹.
Podczas krakowskiego procesu zeznanie Filipa Müllera walnie przyczyniło się do skazania oskarżonych esesmanów: Hansa Aumeiera i Maxa Grabnera. W trakcie pierwszego procesu oświęcimskiego we Frankfurcie sąd w treści wyroku oparł się na zeznaniach Müllera, dotyczących oskarżonego Hansa Starka, natomiast w ustnym uzasadnieniu sędzia przewodniczący odwołał się do jego zeznań na temat oskarżonego Willy’ego Franka. Również w sprawie oskarżonego Franza Lucasa uwzględnione zostały przedstawione przez niego fakty. W przypadku Starka sąd podkreślił: „O wiarygodności zeznań Müllera świadczy nawet to, że o sprawach na pozór nieprawdopodobnych mówił tak, jak zachowały mu się w pamięci”²².
Około 1963 roku Filip Müller zaczął zapisywać fragmenty wspomnień w celach dokumentacyjnych. Nie miał wówczas żadnych ambicji literackich, chociaż z wielu stron namawiano go, by relacji nadać stosowną formę. Bez wątpienia konieczne było utrwalanie jego niezwykłej historii. Znaczenie zeznań przed sądem we Frankfurcie w 1964 roku nakłoniło go w końcu do spisania wspomnień w porządku chronologicznym. Zamiar ten utrudniało pytanie, które jako zarzut wybrzmiało przed sądem – jak on, obciążony utajnioną wiedzą, zdołał przeżyć. Müller nie chciał przed nikim usprawiedliwiać swego ocalenia, pragnął opisać koszmar Auschwitz, widziany z wnętrza fabryki śmierci, i upublicznić swoje doświadczenia. Negatywne postrzeganie więźniów Sonderkommando, którym zarzucano kolaborację z SS, wyjaśnia trwające całe dziesięciolecia milczenie ocalałych, a także odpowiada na pytanie, dlaczego z takim trudem przychodziło im przedstawienie tamtejszej grozy. Podobnie Filip Müller, który miał za sobą piekło Auschwitz – z obawy przed moralnym potępieniem, a także ze względów zdrowotnych, żył z dala od sfery publicznej, pozostawiony sam na sam z traumatycznymi wspomnieniami. Z drugiej strony łamanie tabu w trakcie procesu pisania miało być też rodzajem rozrachunku i sposobem na przezwyciężenie obciążeń. To, o czym Müller donosi z wnętrza fabryki śmierci, dane było przeżyć zaledwie niewielu, którzy cudem ocaleli.
W połowie lat 60. niedoświadczony w materii pisarskiej Filip Müller nie potrafił jeszcze znaleźć „stylistycznego motywu przewodniego”, tak więc całe przedsięwzięcie zostało odłożone na bok. Własne przeżycia zdawały mu się tak niewiarygodne, że nie znajdował dla nich stosownej formy wyrazu i obawiał się uznania przez niedowiarków za fantastę. Pod koniec 1967 roku, kiedy doszedł do siebie po pierwszym zawale serca, przypuszczalnie zebrał na nowo siły. Obawa, że mógłby umrzeć, nie przekazując swojej wiedzy, była widocznie silniejsza od lęku przed zdrowotnymi konsekwencjami obcowania z pamięcią. 23 marca 1968 pisał do austriackiego ocalałego i badacza Hermanna Langbeina: „Od kilku miesięcy pracuję nad wspomnieniami o życiu w Sonderkommando”²³. W kwietniu tegoż roku Langbein odpowiedział: „Bardzo się cieszę, że serio myślisz o utrwaleniu wspomnień na piśmie. Im bardziej rzeczowo i poważnie będą napisane, tym większa będzie ich wartość dla przyszłych badaczy. Tak czy inaczej, sytuacja jest niekorzystna na skutek niejednej pozycji pozbawionej rzeczowości – niestety, dotyczy to też książki Nyiszliego, w której znajdują się oczywiste błędy – i historycy, obcując z nieodpowiedzialnymi źródłami, podawać będą mogli w wątpliwość także sprawy, które są jednoznacznie prawdziwe”²⁴. W kolejnym liście Müller wspomniał również o tytule swojej przyszłej książki: „pracuję nad konkretnym opisem Sonderbehandlung”²⁵. W sierpniu 1968 udał się do Wiednia na spotkanie z Langbeinem i odpowiedział mu na wiele pytań dotyczących Sonderkommando, zwłaszcza natury technicznej. Informacje te znalazły się później w wydanej w Wiedniu w 1972 roku książce Langbeina Ludzie w Auschwitz²⁶.
Po wyjeździe do Niemiec Zachodnich w 1969 roku Filip Müller mógł wreszcie serio zająć się przygotowaniem publikacji, bez obaw o ingerencje cenzury korygującej historyczny obraz Auschwitz, zapisany wedle komunistycznych, ale i polskich wzorów, ignorujących znaczenie żydowskiego ruchu oporu w obrębie Sonderkommando, a także łagodzących rolę polskich więźniów funkcyjnych.
Müller nie był w stanie przezwyciężyć prześladujących go koszmarów z Auschwitz – i to nie tylko wewnętrznie, ale również ze względu na okoliczności zewnętrzne, które zarazem zmuszały go wręcz do publicznego zabrania głosu: rozprzestrzenianie się wykreowanej w 1970 roku przez Emila Aretza tezy o „kłamstwie oświęcimskim”, narastanie w Europie Zachodniej prawicowego ekstremizmu, kolportowanie fałszywego, nastawionego na budzenie sensacji obrazu wydarzeń, błędna interpretacja roli Sonderkommando przez innych ocalałych z Auschwitz, także pisarzy²⁷, a przede wszystkim trzy wstrząsające spotkania z dawnymi katami. W 1971 roku na parkingu przy autostradzie zszokowany Müller rozpoznał dawnego szefa krematorium Johanna Gorgesa, co zgłosił na policji. Zapoczątkowało to śledztwo, w którego wyniku Gorges – przypuszczalnie na tle nerwowym – zmarł w lipcu 1971. W połowie lat 70. w parku zdrojowym Bad Pyrmont Müller natknął się na dawnego szefa krematoriów w Birkenau Petera Vossa – wówczas stan zdrowia nie pozwolił mu zainicjować śledztwa. Voss, podobnie jak Gorges, nigdy nie odpowiadał za zbrodnie w Auschwitz, zmarł niespełna rok po przypadkowym spotkaniu z Müllerem, w wieku 79 lat. Do trzeciego spotkania doszło w czasie podróży koleją do Bad Pyrmont. Müller rozpoznał w pociągu dawnego esesmana Hansa Starka, do którego skazania walnie przyczynił się w 1965 roku. Zgodnie z prawem dla młodocianych Stark dostał najwyższy wymiar kary, to znaczy dziesięć lat pozbawienia wolności, wyszedł jednak z więzienia już w 1968 roku.
Doświadczenia te umocniły Müllera w przeświadczeniu, że przeżycia z centrum mordu w Auschwitz-Birkenau należy uwiecznić w książce. Po odnalezieniu motywu przewodniego, który – jego zdaniem – był wystarczająco nośny, od lipca do października 1972 napisał po czesku pierwszy i drugi rozdział relacji. Erich Kulka zredagował tekst i w latach 1973–74 przełożył go na niemiecki. Müller nie był jednak zadowolony ani z tłumaczenia, ani z kompozycji obu fragmentów, tak więc trzeci i czwarty rozdział napisał od razu po niemiecku, zaś językową i stylistyczną redakcję przejął sędzia dr Helmut Freitag, który zadbał również o zredukowanie emocjonalnego ładunku tekstu. Najwidoczniej Müller kierował się przekonaniem, iż powojennych czytelników w zachodnich Niemczech nie należy narażać na zbyt mocne wrażenia. Ponad sto stron pierwotnej wersji skreślił, obawiając się, że nikt nie uwierzy w opisane fakty. Publikowane w tym czasie w różnych krajach relacje ocalałych charakteryzowały się oskarżycielskim tonem. Müller natomiast nie miał takich zamiarów. Po lekturze innych świadectw z Auschwitz, zwłaszcza pióra przyjaciół i kolegów, doszedł do wniosku, że rzeczowy zapis wymaga szczególnej dbałości zarówno stylistycznej, jak i merytorycznej: „Niektórzy mówią, iż Filip Müller nie jest ani historykiem, ani filozofem. Nic takiego nie było moim zamiarem . Moim zadaniem było przedstawienie tego, co działo się na moich oczach. Początkowo w tekst wkradła się nienawiść. Helmut uważał, że trzeba ją złagodzić, gdyż w przeciwnym razie ludzie nie będą tego czytać. Wetzler popełnił ten błąd i jego książka nie została dobrze przyjęta za granicą”²⁸.
Filip Müller potrzebował ponad dziesięciu lat na sformułowanie swoich wyjątkowych wspomnień, a niemal pięć lat intensywnie pracował nad ich niemiecką wersją. W 34 lata po wyzwoleniu po raz pierwszy ukazała się jego autobiograficzna relacja – jednak nie w języku, w którym mozolnie ją pisał. W połowie maja 1979 londyńska oficyna Routledge & Kegan Paul opublikowała angielski przekład opatrzony tytułem Auschwitz Inferno. The Testimony of a Sonderkommando. Amerykańskie wydanie Eyewitness Auschwitz. Three Years in the Gas Chambers at Auschwitz ukazało się pod koniec maja tego roku w nowojorskim wydawnictwie Stein & Day²⁹.
Natomiast droga do niemieckiej publikacji Sonderbehandlung okazała się pełna przeszkód. Publicysta Gerhard Zwerenz już w kwietniu 1977 w wielu audycjach radiowych zwracał uwagę na 300-stronicowy maszynopis Müllera, zaś w kwietniu 1978 opublikował na ten temat artykuł na łamach lewicowego miesięcznika „das da”. Bez rezultatu. Wspominał on: „Wszędzie, gdzie oferowałem maszynopis do druku, spotykałem się z tą samą reakcją. Po publikacji nie spodziewano się żadnego odzewu”³⁰.
Dopiero dwa lata później starania Zwerenza przyniosły efekt. Na początku czerwca 1979 wspomnienia Müllera ukazały się w monachijskim wydawnictwie Steinhausen, zaś w kwietniu 1980 opublikował je Bertelsmann, reklamując książkę jako „jedyny w swoim rodzaju dokument”, „świadectwo jedynego człowieka, który widział śmierć narodu żydowskiego i sam przeżył, by opowiedzieć, co zobaczył”³¹. Pierwsze francuskie wydanie ukazało się pod koniec kwietnia 1980 – niepełne i niedokładnie przełożone, opatrzone tytułem Trois ans dans une chambre à gaz d’Auschwitz, nakładem paryskiej oficyny Pygmalion-Gérard Watelet. Przedmowę napisał Claude Lanzmann, ten sam filmowiec i dziennikarz, który trzy lata wcześniej przeprowadził z Filipem Müllerem trwającą ponad trzy dni rozmowę – jej zarejestrowane na taśmie filmowej fragmenty tworzą punkt kulminacyjny dziewięciogodzinnego arcydzieła Shoah (1985)³². Wszystkie nakłady książki Filipa Müllera w 1980 roku osiągnęły liczbę około 100 tysięcy egzemplarzy. Polska edycja jest dopiero trzecim autoryzowanym wydaniem od 1980 roku³³.
Znaczenie i szczególna wartość dzieła
Sonderbehandlung napisane jest w pierwszej osobie, z perspektywy narratora tożsamego z protagonistą. Relacja rozpoczyna się od apelu więźniów w Auschwitz, kończy zaś wyzwoleniem w Gunskirchen. W odróżnieniu od innych zapisów Müller całkowicie pomija swoje losy sprzed Auschwitz, z wyjątkiem dwóch krótkich fragmentów, które dotyczą spotkań ze znanymi mu wcześniej ludźmi. Autor uzasadnia to faktem, iż wspomnienia z dawniejszej przeszłości zbladły pod wpływem kolejnych doświadczeń – w tym zresztą upatruje rodzaj indywidualnej strategii przeżycia.
Książka Müllera nie rozpoczyna się od deportacji bądź momentu przybycia do obozu, punktem wyjścia jest tu apel i wiążące się z nim szykany – co wyjaśnia skierowanie do komanda krematoryjnego po kilku tygodniach w Auschwitz. Sprawna konstrukcja opiera się na dramaturgicznej linii – od pierwszych chwil w krematorium aż do buntu Sonderkommando. Linearny przebieg narracji wciąga czytelnika. Końcówkę czyta on powodowany ciekawością, jak protagoniście udało się przeżyć do końca wojny. Obraz wycieńczenia zamykający zapis, atmosfera niespektakularnego, pozbawionego radości wyzwolenia wpływa na nastrój czytelnika – po lekturze niewyobrażalnych opisów i nieznośnym nagromadzeniu koszmarnych zbrodni i cierpień sam bliski jest wyczerpania i oddalenia od realności.
Relacja nie kończy się wyjściem z obozu, lecz przybyciem wyzwolicieli. Podczas gdy pierwsze trzy rozdziały zamyka ton żałoby po wymordowanych kolegach, rodzinie i znajomych, końcówka ostatniego rozdziału opowiada o wyzwoleniu, które wyczerpany protagonista przeżywa w stanie zamroczenia i niemal je przesypia. Wydarzenie to nie zostaje więc uwypuklone jako coś szczególnego, lecz zrelacjonowane jakby mimochodem i bez emocji. Również to odróżnia zapis Müllera od wielu innych, wcześniejszych wspomnień. Auschwitz jest centralnym punktem jego egzystencji. Koszmar krematoriów naznacza jego dalszy los, wymazując to, co było przedtem i potem.
Zasadniczo istnieją dwie możliwości przełożenia własnych doświadczeń na literaturę – można je opisać lub – jak w przypadku Charlotte Delbo – przedstawiać za pomocą metafor, przypowieści lub alegorii³⁴. Ponieważ niemożność opisu staje się tematem wszystkich autobiograficznych opowieści o Zagładzie, przeważa metoda przedstawiania nie wprost. Natomiast Filip Müller świadomie wybiera opis. Chronologiczne relacjonowanie wydarzeń w następujących po sobie rozdziałach jest tradycyjnym środkiem techniki pisarskiej, jak również sięganie do fragmentów niedoświadczonych osobiście, które mają wypełnić luki w rzeczywistości doświadczonej. Sonderbehandlung świadomie z tego rezygnuje. Podtytuł Trzy lata w krematoriach i komorach gazowych Auschwitz sugeruje, iż autor w tym właśnie okresie przebywał w Sonderkommando i osobiście przeżył wszystko, co opisuje. Dopiero z protokołów zeznań w trakcie śledztw i dochodzeń oraz notarialnego oświadczenia dowiadujemy się, że Filip Müller przebywał w Sonderkommando około 20 miesięcy. Szczegółowa analiza relacji pozwala zauważyć sprawnie pominięte „luki” oraz przytoczone wydarzenia opowiedziane, dzięki którym nie zwraca uwagi znacząca przerwa czasowa między końcem pierwszego a początkiem drugiego rozdziału. Na pierwszych sześciu stronach drugiego rozdziału autor szkicowo przedstawia okres około roku, w którym to czasie prymitywne miejsce unicestwiania przekształcone zostaje w fabrykę śmierci. W odróżnieniu od poprzedniego rozdziału relacja zyskuje tu wymiar uogólniający. Wzbogacenie narracji wydarzeniami, których autor nie przeżył osobiście, a które bynajmniej nie są fikcyjne, nie zmienia jednak w żaden sposób klasyfikacji Sonderbehandlung jako autobiograficznego świadectwa.
Jasny, prosty, niemal surowy język tworzy bezlitosny protokół perfidii masowych mordów. To, co niewyobrażalne, staje się bardziej uchwytne i przekazuje czytelnikowi obraz z „serca piekieł”. Formalny dystans i płynna narracja sprawiają, że rzeczywistość przedstawiona staje się jeszcze potworniejsza, a jej niepojętość bardziej dotkliwa. Fabryka śmierci dokonywała racjonalizacji zabijania i przekładała je na pracę, wymagającą rzeczowego i uważnego podejścia. Musiał być zapewniony niezakłócony przebieg mordów, masowe unicestwianie było produkcją taśmową. Nurt narracji wyznaczony jest przez chronologiczny opis wszystkich następujących po sobie etapów procederu mordowania, zorganizowanych zgodnie z podziałem pracy. Relacja Müllera mieści się zatem w tradycji tajnych zapisów tak zwanych kronikarzy Sonderkommando, po części odpowiada im też treścią³⁵.
Podobnie jak wcześniej Załmen Gradowski, Müller opowiada o likwidacji „obozu rodzinnego” z Theresienstadtu i kolejnych selekcjach w szeregach Sonderkommando; jak Załmen Lewental relacjonuje działalność konspiracyjną i bunt Sonderkommando, a także fragmentarycznie wspomina o relacjach panujących wśród więźniów³⁶. W ten sposób wyraźne staje się historyczne i socjalne znaczenie powstania jako cezury w dziejach Sonderkommando.
Jednak w odróżnieniu od autorów rękopisów Müller relacjonuje niemal beznamiętnie, bez nienawiści, oskarżeń, komentarzy. Być może wynika to głównie z faktu, że podobnie jak inni ocalali, którzy po wyzwoleniu próbowali odbudować nowe życie, autor nie chciał i nie mógł żyć z myślą o pomszczeniu ofiar. Uwolniony od uczucia nienawiści i pragnienia zemsty, po upadku Praskiej Wiosny wyemigrował do Niemiec i stworzył tam nową egzystencję. Rzeczowo i bez ocen opisuje codzienność komór gazowych i procedurę unicestwiania, która według jego szacunków pozwalała latem 1944 na spopielenie do 25 tysięcy ludzi w ciągu doby³⁷. Trzeźwy opis mówi sam za siebie, nie ma potrzeby wartościowania – przypuszczalnie Müller w swoim bezsilnym przerażeniu i nieuchronnym uwikłaniu wcale tego nie chciał. Ponadto sama forma poddana została opracowaniu; sędzia Helmut Freitag, człowiek, któremu Müller ufał, złagodził emocjonalny wydźwięk pierwszej wersji tekstu. Decyzja Müllera, by jako motto zapisu przytoczyć fragment przemówienia Himmlera z Poznania z października 1943, dodatkowo podkreśla dokumentalny charakter relacji.
Podobnie rzeczowo jak całość zapisu brzmi sam tytuł: Sonderbehandlung jest eufemistycznym określeniem masowego mordu. Mieści ono w sobie cały proces unicestwiania, a zarazem podkreśla niemożność użycia innego stosownego wyrażenia. Samo sformułowanie nie zdradza w żaden sposób grozy, jaka się za nim kryje, podobnie zresztą jak określenie Sonderkommando. W zakończeniu swego zapisu autor raz jeszcze przywołuje tytułowe wyrażenie. „Pozaplanowe” przetrwanie zamyka mikrokosmos Zagłady.
Teza Ruth Klüger, iż w autobiograficznych relacjach ocalałych „przerażenie masowym mordem” ulega swoistemu osłabieniu, nie sprawdza się w przypadku Filipa Müllera³⁸. Jego zapis naocznego świadka, świadectwo „wtajemniczonego”, który stale ma przed oczami obraz zagłady, opowiada o tych, którzy nie przeżyli. Swoje dzieło poświęca on bezimiennym, ale i bardziej znanym ofiarom, a wielu wystawia literacki pomnik: są wśród nich niedoszli uciekinierzy Daniel Obstbaum i Alex Errera, zamordowany kapo Kamiński czy religijny autorytet Sonderkommando Lejb Langfus.
By uniknąć niebezpieczeństwa, że cierpienie anonimowej masy ludzkiej stanie się trudną do ujęcia abstrakcją, Müller przywołuje atmosferę chwili, opisuje twarze i głosy pojedynczych ludzi. Tworzy w ten sposób szansę na doznanie rodzaju empatii – czytelnik poruszony tym, co się działo przed wejściem do komory gazowej, może podjąć próbę wczucia się w przeżycia tego czy innego człowieka. Opisując konkretne przypadki i pojedyncze losy, autor zdołał przełamać anonimowość masowego mordu. Nie daje się uniknąć przy tym epizodycznego charakteru opowieści o „nieskończonych szeregach ludzi” i stechnicyzowanym procesie uśmiercania, jednak kolektywność i technologia usuwają się w cień wobec jednostkowych zbrodni i cierpień. Wielu współtowarzyszy Müller wydobywa z anonimowości, przekazując ich nazwiska, opisując ich sylwetki, podając w przybliżeniu ich wiek i informując czytelnika o wszystkich zapamiętanych przez siebie szczegółach ich biografii.
W zapisie Müllera niezmiernie istotna jest rola świadka. Jak twierdził Primo Levi, historia obozów koncentracyjnych napisana została niemal wyłącznie przez tych, którzy „nie spadli na samo dno”. Każdy, kto go dotknął, twierdzi w książce pod znamiennym tytułem Pogrążeni i ocaleni, już stamtąd nie powracał³⁹. Müller tymczasem widział dokonywany z zimną krwią masowy mord we wszystkich jego przejawach, a zarazem miał za sobą również los „zwykłego” więźnia, a więc głód, choroby, codzienne szykany. W przeciwieństwie do zagazowanych ofiar, które Levi traktuje jako prawdziwych świadków, Müllerowi dane było zobaczyć i krok po kroku opisać cały proces ich mordowania. Same ofiary nie mogły dokonać ani jednego, ani – siłą rzeczy – drugiego. Sprawcy nie pozwalali skazanym na wgląd w maszynerię zagłady, podstępnie zaganiając ich do miejsca kaźni, natomiast doświadczenie śmierci nie może w żadnym razie stanowić o byciu „prawdziwym” świadkiem. W porównaniu z tym, co widzieli i zapamiętali więźniowie Sonderkommando, ofiary były świadkami ledwie ograniczonego wycinka procesu, który tylko w rzadkich przypadkach mógł być świadomie postrzegany; bezsilność i przerażenie nie pozwalały na żadną refleksję. Dlatego też teza o „świadkowaniu” zmarłych zdaje się mało przekonująca w swojej logice i ma raczej charakter groteskowy. Ledwie nieliczni ze skazanych zdawali sobie sprawę, co się z nimi dzieje, a zwłaszcza – jak się to dzieje.
Filip Müller po raz pierwszy przedstawił techniczne i psychologiczne mechanizmy fabryki śmierci – opisał, jak ludzi wpędzano do komór gazowych, jak straszliwe sceny rozgrywały się na terenie krematoriów, jakie cyniczne rytuały i techniki podstępu stosowali esesmani w swoich inscenizacjach, by mord na nieświadomych niczego ofiarach odbywał się jak taśmowa produkcja.
Coraz bardziej wyrafinowane metody SS, które pozwalały mordować z coraz większą efektywnością i coraz skuteczniej zacierać ślady, oraz rosnącą perfekcyjność urządzeń mordu Müller opisuje równie skrupulatnie, jak i rozpaczliwe próby przeżycia więźniów Sonderkommando – podejmowane bez szans powodzenia usiłowania ucieczek lub akty protestu w obliczu likwidacji. Czymś niewątpliwie nowym jest opis buntu więźniów Sonderkommando. Czytelnik poznaje prawdę o wydarzeniach, które jeszcze nigdzie nie zostały opisane w tak szczegółowy i wyrazisty sposób. Książka zawiera nie tylko wiele nieznanych wcześniej informacji na temat inferna masowej zagłady, ale również zapis ludzkich zachowań w sytuacjach granicznych. Konkretne doświadczenia składają się na porażający obraz piekła poniżenia, cierpień, szykan, masowego mordu, pojedynczego uśmiercania, samobójstw i krwawego dławienia przejawów buntu.
Sonderbehandlung jest zatem jedną z niewielu relacji, która tak dobitnie przedstawia grozę mordu na europejskich Żydach. Tok narracji odzwierciedlającej przeżycia protagonisty umożliwia nie tylko wgląd w nazistowski system zagłady, ale również pozwala spojrzeć na psychikę więźniów w system ten uwikłanych. Wiedza o fabrykach śmierci łączy się tutaj z refleksją na temat Auschwitz. Tekst Müllera nie proponuje żadnych radykalnych wyjaśnień i przemyśleń o źródłach nazistowskiej polityki wobec Żydów, nakłania jednak czytelnika do samodzielnego obrachunku z tematem, a także do zajęcia się aspektami, których w relacji nie ma: okresem poprzedzającym obóz, ale i życiem po ocaleniu, a zwłaszcza ze świadomością ocalenia. Te aspekty zapis Müllera świadomie pomija – kto poza nim przeżył, co stało się z innymi ocaleńcami. Przynależy to już do innego świata, nie zaś do świata Sonderbehandlung.
„Ocalenie” w Niemczech po publikacji
Kiedy Claude Lanzmann zakończył nagrania filmowe, Müller poprosił go w liście o niepublikowanie scen zapisujących jego emocjonalne załamanie. Lanzmann zignorował tę prośbę, co w 1985 roku wyjaśniał w wywiadzie dla czasopisma „Cahiers du Cinéma”: „Rozmowa nakręcona z Filipem Müllerem, który w drugiej części filmu relacjonuje masakrę czeskiego obozu rodzinnego, była niełatwa; początkowo nie chciał w ogóle o tym opowiadać. Kręciłem przez trzy dni, chociaż było jasne, że rozmowy nie da się wykorzystać. Ale pod jego słowa w offie podłożyłem dzisiejsze zdjęcia miejsc. Musiałem zrobić film z tego, co miałem. Były też niezwykłe ujęcia, tworzące w pewnym sensie rdzeń, wokół którego zbudowałem film, jak choćby scena, kiedy Filip Müller opowiada o masakrze obozu rodzinnego, załamuje się i płacze. Jest to samo sedno rzeczy, opowieść, która uzmysławia mi szereg zasadniczych spraw: wiedza i niewiedza, podstęp, przemoc, opór”⁴⁰.
Bezwzględność Lanzmanna mocno dotknęła Müllera, zwłaszcza że już po opublikowaniu Sonderbehandlung stał się wrogiem numer jeden dla negacjonistów i rewizjonistów na całym świecie, dążących do skorygowania obrazu Zagłady bądź jej całkowitego zaprzeczenia. Niesłychane przeżycia Müllera, jego szczegółowa wiedza i skrupulatny opis wydarzeń sprawiły, że już podczas pierwszego procesu oświęcimskiego stał się celem ataków obrony, która w postępowaniu przeciwko Starkowi określiła go jako „kluczową figurę” i próbowała wszystkimi środkami podważyć jego wiarygodność. Od 1979 roku Müller był obiektem zapoczątkowanej w Szwecji i Stanach Zjednoczonych antysemickiej kampanii, która terroryzowała całą jego rodzinę. Pojawiały się skandaliczne oszczerstwa i groźby. To, o czym pisał Primo Levi w książce Pogrążeni i ocaleni, iż „usiłowano przerzucić na innych, a ściślej na ofiary, ciężar winy”⁴¹, prawicowi ekstremiści powtórzyli w odrażający sposób. Niemniej sformułowana w oryginalnym wydaniu książki z 1986 roku teza Leviego o „nikczemnej więzi narzuconego wspólnictwa”⁴² między Sonderkommando i SS była wielkim nieporozumieniem i niesprawiedliwą oceną roli więźniów „szarej strefy”. W obliczu zagrożenia i atmosfery w Niemczech, gdzie dochodził do głosu radykalny, gotowy do przemocy prawicowy ekstremizm, Müller obawiał się, że po upublicznieniu Shoah Lanzmanna będzie można go obejrzeć w telewizji na całym świecie, co narazi go na dalsze szykany. W końcu całkowicie wycofał się z życia publicznego i odmawiał udzielania wszelkich wywiadów. Do kresu swych dni drżał nie tyle o własne życie, co martwił się o rodzinę. W 1997 roku napisał do autora tegoż tekstu: „Gdyby chciał Pan w swojej książce wymienić moje nazwisko, to proszę nie podawać mojego aktualnego adresu. Proszę zrozumieć, że tam, gdzie mieszkam, jeszcze kilku odwetowców czeka na swoją szansę”⁴³.
Filip Müller jako jeden z dwóch dawnych więźniów Sonderkommando mieszkał na stałe w Republice Federalnej Niemiec. Nienawiść do Żydów nie ustała wraz z kapitulacją, lecz zmieniła oblicze – by przywołać tu słowa austriacko-izraelskiego lekarza Zvi Rixa: „Niemcy nigdy nie wybaczą nam Auschwitz!”⁴⁴. Stwierdzenie to opiera się na spostrzeżeniu angielskiego teoretyka państwa i filozofa Thomasa Hobbesa, który uważał, iż gdy człowiekowi wyrządzi się więcej krzywdy, niż można jej zadośćuczynić, sprawca zaczyna nienawidzić poszkodowanego⁴⁵. Rewizjoniści i zakłamywacze nigdy nie wybaczą Müllerowi jego wyjątkowego świadectwa i specjalnego wymiaru jego ocalenia. Jego przeżyć nie można w żaden sposób zadośćuczynić ani unieważnić. A jednak niezłomny Filip Müller nie odwrócił się od Niemiec – i tego nie sposób przecenić.
Filip Müller niczego nie pragnął tak głęboko, jak życia w pokoju i spokoju, jednak pamięć o straszliwych przeżyciach prześladowała go i obciążała aż do końca. Spokój znalazł dzięki wspaniałej, ofiarnej i troskliwej rodzinie, a zwłaszcza żonie, z którą przeżył wspólnie 56 lat i która – jak sam mówił – dawała mu siłę na dalszą egzystencję. Do końca nie wygasło jego zainteresowanie wydarzeniami politycznymi i historią Auschwitz. Jednak po śmierci przyjaciół i znajomych, towarzyszy obozowej niedoli, coraz bardziej tracił kontakt z zewnętrznym światem. Zarówno historycy, jak i jego wrogowie sądzili, że od lat już nie żyje. Ten jeden z najbardziej znanych ocalałych z Auschwitz sprzeciwiał się śmierci dzięki swojej niewzruszonej woli życia. Zmarł 9 listopada 2013, mając 92 lata, jako najstarszy z trzech żyjących jeszcze wówczas ocalałych z Sonderkommando⁴⁶. Jego przejmujące świadectwo o historycznym znaczeniu i nieugięta postawa w obronie prawdy zapewniają mu godne i nieprzemijające miejsce w pamięci potomnych.
Andreas Michael Kilian