W królestwie Monszatana - ebook
W królestwie Monszatana - ebook
„Genetyczne mutanty”, „niezniszczalne superchwasty”, „rakotwórcze pestycydy”, „szczepionki wywołujące autyzm”, „uzależniający gluten”. Podobne nagłówki od lat straszą nas z pierwszych stron gazet. Gdzie leży prawda? Czy genetycznie zmodyfikowane rośliny, szczepionki i gluten faktycznie są takie straszne, jak je malują ekoaktywiści, politycy i celebryci? I czy firmy zajmujące się produkcją GMO – z niesławnym Monsanto na czele – naprawdę zagrażają współczesnemu rolnictwu?
Dziennikarz naukowy Marcin Rotkiewicz, niczym w średniowiecznym bestiariuszu, zbiera sumę współczesnych strachów związanych z rozwojem nauki. Nie banalizując potencjalnych zagrożeń, klarownie i wciągająco wyjaśnia, kto posługuje się rzetelnymi argumentami, a kto zarabia na rozsiewaniu paniki.
W drugim wydaniu książki autor poprawił i zaktualizował niektóre informacje, a część rozdziałów rozbudował i uzupełnił. Poruszył temat rakotwórczości glifosatu, poszerzył historię firmy Monsanto, opisał nowe techniki hodowli roślin, czyli między innymi metodę edycji genomów CRISPR/Cas, za którą w 2020 roku przyznano Nagrodę Nobla. Zupełnie nową sprawą, która trafiła na karty książki, jest atak dezinformacyjny Rosji skierowany w zagadnienia dotyczące GMO i szczepionek.
Wszystko to sprawiło, że drugie wydanie jest o około jedną czwartą obszerniejsze od pierwszego. Dzięki temu może okazać się interesujące nie tylko dla nowych Czytelników, ale również tych, którzy już znają pierwszą edycję W królestwie Monszatana.
„Zebranie w jednej książce mitów dotyczących biotechnologii to doskonały pomysł. Marcin Rotkiewicz pokazuje ciekawy obraz współczesnego rolnictwa i działalności organizacji walczących z GMO. Lektura obowiązkowa dla każdego miłośnika rzetelnej nauki i medycyny.” Jan Stradowski, „Focus”
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8191-542-7 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Od ukazania się _W królestwie Monszatana_ mija właśnie pięć lat. W spokojnych czasach byłby to pewnie zbyt krótki okres, by coś istotnego się zmieniło. Ale historia dosłownie galopuje na naszych oczach – doświadczamy niestety rozkwitu populizmów zagrażających demokracji; zaatakował nas wirus SARS-CoV-2 i świat dopiero wychodzi z paraliżującej go pandemii. Dlatego w nowym wydaniu mojej książki postanowiłem rozbudować rozdział poświęcony szczepionkom. Kiedy zaś piszę te słowa, za wschodnią granicą Polski toczy się krwawa wojna – Rosja, realizując szalone imperialne ambicje swojego przywódcy, zaatakowała pokojowo nastawioną Ukrainę. Co z tego wyniknie dla świata, jeszcze nie wiadomo.
W obliczu tego wszystkiego tematyka GMO zeszła na drugi plan, aczkolwiek przez pięć ostatnich lat i tu sporo się działo – na przykład z rynku znikła firma Monsanto, czyli tytułowy Monszatan, którego wykupił koncern Bayer. Czego więc Czytelnicy mogą się spodziewać po drugim wydaniu książki? Oczywiście drobnych poprawek i aktualizacji, ale przede wszystkim znacznej rozbudowy i uzupełnienia niektórych wątków. Jak już wspomniałem, zmienił się rozdział o szczepionkach, również uzupełniony o kwestię pandemii COVID-19. Pojawił się też temat rzekomej rakotwórczości glifosatu, co było głośną sprawą w ostatnich latach. Rozbudowałem także opowieść o historii firmy Monsanto, między innymi o bardzo mało znany wątek pracujących dla niej dwóch naukowców – jednego polskiego pochodzenia, który ogromnie przyczynił się do zmiany kierunku rozwoju firmy, oraz drugiego badacza, przybyłego z Polski, który dołożył cegiełkę do osiągnięć amerykańskiego koncernu na polu biotechnologii. Zmianie uległ również rozdział o roślinach GMO w Afryce i w Azji, gdyż dzieją się tam naprawdę fascynujące rzeczy. Nie mogło też zabraknąć wątku nowych technik hodowli roślin, czyli między innymi metody edycji genomów CRISPR/Cas, za którą w 2020 roku dwie uczone otrzymały Nagrodę Nobla. Opisałem też ciekawy przypadek „najgłupszej ustawy świata” dotyczącej roślin GMO, która niestety wyszła z polskiego parlamentu. Jak również nieznaną historię próby porwania przez ekoaktywistów pierwszego sklonowanego ssaka, czyli owieczki Dolly. Kiedy zaś dodawałem wątek internetowego ataku dezinformacyjnego Rosji na GMO i szczepionki, w Ukrainie nie toczyła się jeszcze wojna, ale w jej obliczu kwestia ta zyskała nowy i niepokojący kontekst.
Wszystko to sprawiło, że książka rozrosła się o mniej więcej jedną czwartą swojej pierwotnej objętości. Mam nadzieję, że dzięki temu drugie wydanie okaże się interesujące nie tylko dla nowych Czytelników, ale również tych, którzy zechcieli – za co im ogromnie dziękuję – sięgnąć po pierwszą edycję _W królestwie Monszatana_.WSTĘP W KTÓRYM OGLĄDAMY WIELKĄ KATASTROFĘ Z WYSOKOŚCI DZIESIĘCIU TYSIĘCY METRÓW
Wiele razy przelatywałem samolotem (w roli pasażera) nad Europą. Sporo tych podróży odbywało się z Warszawy w kierunku zachodnim, czasami z odbiciem na północ lub południe. Zanim wsiądę do samolotu, staram się wcześniej zarezerwować przez internet miejsce przy oknie. I prawdę mówiąc, nie bardzo wiem po co. Przy czystym niebie widoki na europejskich trasach są na ogół dość monotonne: miasta w postaci małych plam, niewielkie kępki lasów i dominujące wszędzie szachownice pól uprawnych.
A jednak zdarzyło się, że obrazy te wywołały u mnie coś w rodzaju olśnienia. Chodzi mi o uczucie, gdy nagle w czymś pozornie nieciekawym zaczynamy dostrzegać coś bardzo istotnego, unaoczniającego jakieś skomplikowane zjawisko. Zaczynamy lepiej rozumieć otaczającą rzeczywistość, puzzle składają się w klarowny obraz. I od takiego właśnie „olśnienia” chciałbym rozpocząć tę książkę.
Tego dnia – chyba lecąc nad Niemcami – znów patrzyłem na ową monotonną szachownicę pól i nagle zdałem sobie sprawę, co tak naprawdę mam przed oczami. Że dopiero z wysokości około dziesięciu kilometrów dostrzegam gigantyczną, przerażającą wręcz skalę zniszczeń naturalnego środowiska, która ukryta jest za pozornie sielskimi obrazami. Rolnictwo na ogół kojarzy nam się z bliskością natury – uprawianiem roślin czy krowami skubiącymi soczystą trawę na zielonej łące. Czymś, co stoi na antypodach brudnego i trującego przemysłu. Trudno o większy kontrast niż obraz dymiących kominów elektrowni czy fabryk zestawionych ze złotymi łanami zbóż lub polami pięknych słoneczników.
Nic bardziej mylnego. Ulegamy złudzeniu, bo rolnictwo – z punktu widzenia dzikiej natury – stanowi jedną z najbardziej niszczycielskich aktywności człowieka. Jest bowiem bezwzględnym starciem z bakteriami, grzybami (i nie mam tu na myśli na przykład polnych pieczarek, ale znacznie mniejszych przedstawicieli tego biologicznego królestwa, czyli pleśnie), owadami, a przede wszystkim z roślinami. Rolnika interesuje przede wszystkim to, aby na jego polu rosła wyłącznie ta roślina, którą zasiał lub posadził. Niemal cała reszta jest wrogiem przeznaczonym do zniszczenia: zatrucia, wyrwania czy spalenia. O ile lasy i dzikie łąki tętnią różnorakim życiem, o tyle pola uprawne to niemal pustynie z punktu widzenia różnorodności biologicznej. I dlatego rolnictwo jest tak dewastujące dla środowiska naturalnego. Jeśli doda się do tego pestycydy – chemiczne środki ochrony roślin, którymi farmerzy walczą z owadami, chwastami czy grzybami – oraz nawozy sztuczne spływające do rzek, a nimi do mórz, powstaje dość niepokojący obraz.
Rolnictwo dramatycznie zmieniło życie na naszej planecie, wliczając w to oczywiście nas samych. Z istot egzystujących przez dziesiątki tysięcy lat w dość egalitarnych i niewielkich grupach zbieracko-łowieckich zmieniliśmy się w członków wielomilionowych i zhierarchizowanych społeczeństw. W dużej mierze właśnie dzięki uprawie pól, sadów i hodowli zwierząt. Ale coś za coś. „Szlachetny dzikus” harmonijnie powiązany z otaczającą przyrodą i innymi ludźmi to mit. Sympatyczny, aczkolwiek nieprawdziwy. Życie plemion zbieracko-łowieckich wypełnione było i jest (tam gdzie one nadal egzystują, na przykład w amazońskiej dżungli) przemocą, czyli walką między grupami. I ciągłym zabieganiem o energię dostarczaną w postaci jedzenia. _Na początku był głód_ to tytuł książki profesora Marka Konarzewskiego, biologa i popularyzatora nauki, świetnie puentujący sytuację człowieka w stanie natury. Rolnictwo zaczęło wyzwalać nas właśnie od głodu, a jego rozwój w ostatnich stuleciach spowodował, że po raz pierwszy w historii ludzkości zdobycie pożywienia (w całkiem sporej części świata) ogranicza się do krótkiej wizyty w pobliskim sklepie. To radykalna zmiana, której już chyba nie dostrzegamy i nie doceniamy.
Ceną za uwolnienie od zbieractwa i łowiectwa była kumulacja dóbr prowadząca do powstania nierówności społecznych. A także zniszczenie środowiska naturalnego na niespotykaną w dziejach naszego gatunku skalę. Staliśmy się największymi destruktorami bioróżnorodności. Na świecie żyje dziś około czterystu tysięcy gatunków roślin, z których potencjalnie nadawałoby się do jedzenia jakieś trzysta tysięcy. Ale my zapewniamy przestrzeń i możliwości rozwoju zaledwie około dwustu gatunkom, spośród których największe znaczenie ma tylko piętnaście gatunków dostarczających 95 procent kalorii spożywanych w postaci żywności na całym świecie (a same pszenica, kukurydza i ryż dają nam 65 procent kalorii)¹. Między innymi kosztem tętniących różnorodnym życiem lasów tropikalnych, w tym słynnej amazońskiej dżungli.
Oczywiście ocena rolnictwa zależy od wyznawanego światopoglądu. Ja z przekonania jestem miłośnikiem dzikiej natury, nazwałbym się nawet ekologiem (choć nie lubię używania tego słowa w takim kontekście, co jeszcze wyjaśnię na kartach niniejszej książki), lecz równocześnie nie chciałbym żyć w jaskini, tak jak nasi przodkowie, i każdego dnia walczyć o byt. Dlatego bliskie mi są wysiłki na rzecz ochrony środowiska, zrównoważonego rozwoju i z takiej perspektywy pisałem tę książkę. Konsekwencją tego jest mój stosunek do rolnictwa. Wiem, że pozwala mi ono wygodnie egzystować, niemniej uważam, iż należy energicznie wspierać metody zmniejszania jego negatywnego wpływu na środowisko.
Ten moment to najwyższa pora, by wyjaśnić Czytelnikom, jaki właściwie związek mają powyższe rozważania z genetycznie zmodyfikowanymi roślinami, czyli tak zwanym GMO, którym przede wszystkim poświęcam niniejszą książkę. Otóż biotechnologia, w tym inżynieria genetyczna, ma szanse uczynić rolnictwo bardziej przyjaznym dla środowiska. Domyślam się, że zdanie to niektórych Czytelników mocno zdziwiło – czy wręcz oburzyło, bo rośliny GMO dość powszechnie uchodzą za coś niebezpiecznego dla zdrowia człowieka i natury. To nieprawda, a nawet więcej: jedno z największych i najbardziej rozpowszechnionych kłamstw ostatnich dekad. Między innymi dlatego postanowiłem napisać tę książkę.
Będzie to opowieść o czymś trudnym do zrozumienia, lecz przez to fascynującym, czyli o powodach odrzucenia – głównie przez Europę, ale i wielu ludzi na innych kontynentach – genetycznie zmodyfikowanych roślin. O ataku na nowoczesną rolniczą biotechnologię, który przypuścili działacze organizacji deklarujących bezkompromisową obronę środowiska naturalnego. O przestraszonej i niemającej pojęcia o istocie sporu opinii publicznej. O nieodpowiedzialnych mediach i krótkowzrocznych politykach, dla których sondaże nastrojów wyznaczają horyzont myślenia i działania. O naukowcach i hochsztaplerach oraz o przemyśle i wielkich pieniądzach. Będzie to również opowieść o biedzie i śmierci ludzi z powodu poznawczego lenistwa i ideologicznego zacietrzewienia sytych mieszkańców Zachodu. Zamierzam przybliżyć Czytelnikom jedną z najbardziej intrygujących i smutnych historii naszych czasów. Historii, która się jeszcze nie zakończyła, a jej finał może być albo dobry, albo zły.
Na kwestii GMO jednak tej opowieści nie zakończę, gdyż chcę również pokazać, jak analogiczne mechanizmy rządzą innymi współczesnymi zjawiskami: antyglutenową i antyszczepionkową paniką.
Ta książka jest też swego rodzaju podsumowaniem mojej ponaddwudziestoletniej pracy jako dziennikarza naukowego. W jej trakcie zawsze starałem się przedstawiać rzetelną wiedzę, by na podstawie faktów, a nie mitów, Czytelnicy mogli wyrobić sobie własne zdanie na różne tematy. Dlatego mam nadzieję, że w czasach, kiedy – jak się to teraz mówi – zaczynają dominować postprawda i „fakty alternatywne”, taka książka okaże się szczególnie przydatna.ROZDZIAŁ 2 W KTÓRYM ATOMOWI OGRODNICY HODUJĄ JAJKA Z NIESPODZIANKĄ
Starcie Jeremy’ego Rifkina i jego ucznia Benedikta Härlina z nauką oraz z firmami wprowadzającymi na rynek pierwsze organizmy zmodyfikowane genetycznie to jedno z najbardziej fascynujących wydarzeń końca XX wieku. Ale zanim o nim opowiem, winien jestem Czytelnikom zderzenie dramatycznie brzmiących oskarżeń Rifkina pod adresem biotechnologii z faktami. Chciałbym w tym rozdziale odpowiedzieć na pytanie o to, czy narzędzia inżynierii genetycznej rzeczywiście są czymś absolutnie wyjątkowym, dającym możliwość tworzenia organizmów nienaturalnych, gdyż zupełnie nowych – a w dodatku groźnych dla przyrody. I czy biotechnologia radykalnie zmienia rolnictwo? W tym celu musimy się cofnąć do samych początków agrarnej działalności człowieka. Większość z nas bowiem nie zdaje sobie sprawy z tego, jak powstała żywność, którą dziś zjadamy. A przede wszystkim z tego, że zadawanie pytania: „modyfikować genetycznie rośliny czy nie?”, okazuje się o co najmniej dziesięć tysięcy lat spóźnione.
Starożytne GMO
Wspomniałem już we wstępie, że obraz rolnictwa, który dziś mamy w głowach – bo w przeważającej części jesteśmy mieszkańcami miast – prezentuje się dość sielankowo. Oto farmerzy od bardzo wielu pokoleń uprawiają swoje pola, siejąc, a później zbierając plony. Niewielką część ziarna czy sadzonek zostawiają na następny rok, a resztę sprzedają. Wprawdzie konie zostały zastąpione przez traktory, w oborach pojawiły się dojarki, są też dostępne nawozy sztuczne i pestycydy (ich jednak można próbować nie stosować, na przykład usuwając chwasty ręcznie czy mechanicznie), lecz poza tym od setek czy nawet tysięcy lat zasadniczo niewiele się w rolnictwie zmieniło. Starożytni Rzymianie, rycerze spod Grunwaldu czy żołnierze na frontach II wojny światowej jedli chleb wypiekany z tej samej zmielonej pszenicy lub żyta, które dziś kupujemy w sklepach. Dopiero w ostatnich dwóch dekadach inżynieria genetyczna brutalnie wkroczyła na nasze stoły. Człowiek zaczął bowiem zmieniać prawdziwą „esencję” żywych istot – ich materiał genetyczny.
Profesor Paweł Golik, genetyk z Uniwersytetu Warszawskiego, podczas swoich wykładów wyświetla slajd ze zdjęciem dwóch psów. Są to fotografie wielkiego doga niemieckiego (którego waga sięga nawet dziewięćdziesięciu kilogramów) stojącego obok malutkiego yorkshire terriera (o maksymalnej wadze nieco ponad trzech kilogramów). Trudno o większy kontrast między psami, choć obydwie rasy należą do tego samego gatunku psa domowego (_Canis lupus familiaris_). On z kolei – jak wskazują badania genetyczne – pochodzi od wilka szarego (_Canis lupus_).
Tyle że to „pochodzenie” nie oznacza powstania nowego gatunku w drodze działania naturalnie przebiegających procesów darwinowskiej ewolucji, tylko jest rezultatem udomowienia wilka. A polegało ono na selekcji osobników pod kątem pożądanych cech behawioralnych (między innymi przywiązania do ludzi i łagodności wobec nich), a później nastąpiło zmienianie wyglądu psów również dzięki selekcji i krzyżówkom. Po tysiącach lat (udomowienie wilka nastąpiło prawdopodobnie około czterdziestu tysięcy lat temu) doczekaliśmy się ras z wyglądu i zachowania nawet nieprzypominających swojego dzikiego przodka. Zmiany te to nic innego jak rezultat modyfikacji genetycznych. Bardzo dużych. Do tego stopnia – jak mówił na owym wykładzie profesor Golik – że współczesny naukowiec wyposażony w najnowocześniejsze narzędzia inżynierii genetycznej nie byłby w stanie ich dokonać. Czyli przemienić wilka, manipulując jego DNA, w malutkiego terriera.
Wspominam to wystąpienie profesora Golika dlatego, że w rolnictwie działo się coś bardzo podobnego, a nawet znacznie więcej. O ile bowiem hodowcy psów posługiwali się dwiema technikami: selekcją i krzyżowaniem, o tyle hodowcy roślin jeszcze przed pojawieniem się inżynierii genetycznej sięgali po rozmaite metody ingerencji w DNA. Skutek tego jest taki, że warzywa, owoce czy zboża zjadane przez nas na co dzień nie występują w naturze. Nie są również podobne do swoich dzikich protoplastów. Jedyna naturalna żywność spożywana przez współczesnego człowieka to dziczyzna i runo leśne (na przykład grzyby czy rosnące w lasach jagody). Wszystko poza tym zostało zmodyfikowane genetycznie już bardzo dawno temu.
Cofnijmy się zatem w czasie. Rolnictwo najprawdopodobniej narodziło się około dziesięciu tysięcy lat przed naszą erą na terenach tak zwanego Żyznego Półksiężyca (lub inaczej Złotego Rogu), czyli pasa urodzajnych ziem układających się w kształt przypominający półksiężyc i ciągnących się od Egiptu przez Palestynę do Mezopotamii. To właśnie tam ludzie rozpoczęli uprawę pierwszych zbóż, a dokładnie trzech gatunków pszenicy. Pochodziły one od dziko rosnących, blisko spokrewnionych ze sobą i niekiedy naturalnie krzyżujących się traw.
Pierwszą uprawianą celowo przez człowieka rośliną była zapewne pszenica samopsza (_Triticum monococcum_). Niedługo później ludzie zaczęli wysiewać również płaskurkę (_Triticum turgidum_), od której pochodzi między innymi jej udomowiona wersja w postaci odmian pszenicy durum używanych dziś do produkcji makaronów. Z czasem samopszę i płaskurkę zaczęła wypierać pszenica zwyczajna (_Triticum aestivum_), powstała z połączenia materiału genetycznego trzech różnych gatunków traw. To właśnie z jej ziaren wypieka się dziś większość chleba na świecie. Podbiła ona światowe uprawy: 95 procent zasiewów pszenicy to setki odmian właśnie _Triticum aestivum_. Na drugim miejscu znajdują się różne odmiany pszenicy durum (prawie 5 procent)¹.
Różne gatunki dzikiej pszenicy musiały stosunkowo szybko przejść proces udomowienia oznaczający zmiany genetyczne. Choćby taką: kłosy dzikich traw robią się w odpowiednim czasie stosunkowo delikatne, dzięki czemu, gdy powieje nawet lekki wiatr, szybko rozrzuca ziarna po ziemi. Ponadto nie kiełkują one w glebie w tym samym czasie (zdarza się, że nawet w odstępie roku) – dzięki temu zwiększają się szanse rośliny, że przynajmniej część jej ziaren trafi na odpowiednie warunki pogodowe (dobrą kombinację opadów, słońca i temperatury). To zaś oznacza ewolucyjny sukces, którym jest powielenie własnych genów.
Coś takiego nie było jednak zgodne z interesem pierwszych rolników. Obserwowali oni wysiewane rośliny i selekcjonowali je pod kątem pożądanych cech – na przykład do uprawiania wybierali tylko te kłosy, w których dojrzałe ziarna trzymały się najdłużej. Stąd, między innymi w udomowionej pszenicy, ziarno nie wysypuje się łatwo, tylko „czeka” na żniwiarza. Trudno powiedzieć, jak długo trwało uzyskanie wszystkich kłosów o takiej cesze; może nawet tysiąc lat.
Taka zmiana genetyczna była bardzo niekorzystna dla pszenicy, ale – jak zauważył biolog Jared Diamond w swojej słynnej książce _Strzelby, zarazki, maszyny_ – pierwsi rolnicy zaczęli odwracać kierunek wyznaczony przez darwinowski dobór naturalny o sto osiemdziesiąt stopni². Niekorzystne mutacje genetyczne roślin (na przykład te odpowiadające za późniejsze wysypywanie się ziarna z kłosa) teraz – wyłącznie dzięki człowiekowi – zaczęły gwarantować wygraną w ewolucyjnym wyścigu. Bo nasi przodkowie takie mutanty uprawiali i chronili. Inne zaś zmiany genetyczne, zapewniające sukces w naturalnych warunkach, okazywały się zabójcze, gdyż szybko eliminował je człowiek. Kolejny przykład tego typu cechy to łatwiejsze oddzielanie się ziarna od plew. W naturalnych warunkach zmniejsza ono ochronę nasiona i znajdującego się w nim roślinnego zarodka, ale człowiekowi ułatwiało dostanie się do cennego ziarna³.
_Reszta tekstu dostępna w regularnej sprzedaży._PRZYPISY KOŃCOWE
Wstęp
1 M. Qaim, _Genetically Modified Crops and Agricultural Development_, New York 2016.
Rozdział 1
1 F. Simon, _Jeremy Rifkin. ‘Number Two Cause of Global Warming Emissions? Animal Husbandry’_, 26.11.2015, euractiv.com, bit.ly/3y0cWhc, dostęp: 1.03.2022.
2 R. Bailey, _Fear and Loathing of Biotech’s Bright Future_, „Reason” 1985, vol. 17, no. 6, s. 21–30.
3 M. Rotkiewicz, _Dylematy inżyniera genetycznego_, „Polityka. Niezbędnik Inteligenta. Co mamy w genach” 2014, nr 2, s. 24–29.
4 Tamże.
5 Rafał, _Ważą się losy nowej technologii modyfikowania genów_, 2.12.2015, wordpress.com, bit.ly/3Kqj7h5, dostęp: 1.03.2022.
6 R. Bailey, _Fear and Loathing…_, dz. cyt.
7 J. Watson, A. Berry, K. Davies, DNA_. Historia rewolucji genetycznej,_ przekład zbiorowy, Stare Groszki 2018, s. 114.
8 S. J. Gould, _On the Origin of Specious Critics_, „Discover” 1985, no. 34, s. 34–42.
9 E. Bendyk, _Rewolucja czy utopia_ J. Żakowski, _Era wodoru_, „Polityka” 2005, nr 30, s. 71.
10 A. Lubowski, _Jeremy Rifkin. Mistrz globalnej bredni_, newsweek.pl, bit.ly/37uHY5I, dostęp: 1.03.2022.
11 P. S. Naik, _Biotechnology Through the Eyes of an Opponent. The_ _Resistance_ _of Activist Jeremy Rifkin_, „Virginia Journal of Law and Technology” 2000, vol. 5, no. 5, s. 1522–1687.
12 _Interview with Jeremy Rifkin. Fears of a Brave New World_, „The UNESCO Courier”, wrzesień 1998.
13 D. Thompson, _The Most Hated Man in Science. Jeremy Rifkin_, „Time” 1989, no. 23, s. 102–104.
14 D. Charles, _Lords of the Harvest. Biotech, Big Money, and the Future of Food_, New York 2001 (książka w pliku mobi).
15 S. Stecklow, _Germination. How a U. S. Gadfly and a Green Activist Started a Food Fight_, „The Wall Street Journal”, 30 listopada 1999.
16 D. Charles, _Lords of the Harvest_, dz. cyt.
Rozdział 2
1 F. J. P. H. Brouns i in., _Does Wheat Make Us Fat and Sick?_, „Journal of Cereal Science” 2013, vol. 58, no. 2, s. 209–215.
2 J. Diamond, _Strzelby, zarazki, maszyny. Losy ludzkich społeczeństw,_ przeł. M. Konarzewski, Warszawa 2000, s. 77–136.
3 N. V. Fedoroff, N. M. Brown, _Mendel in the Kitchen. A Scientist’s View of Genetically Modified Foods_, Oxford 2004.PRZYPISY
GMO to skrót od _genetically modified organism_, czyli organizm zmodyfikowany genetycznie. Nazwa ta odnosi się nie tylko do roślin, ale do wszelkich organizmów żywych _zmienionych metodami inżynierii genetycznej_, a więc również bakterii, grzybów czy zwierząt. Jednak w mediach często skrót GMO występuje wyłącznie w kontekście żywności, a konkretnie jadalnych i uprawianych przez rolników roślin zmodyfikowanych genetycznie.
Poprawniejszą nazwą byłyby „rośliny GM”, czyli rośliny zmodyfikowane genetycznie za pomocą narzędzi inżynierii genetycznej, ale zdecydowałem się używać w książce określenia „rośliny GMO” ze względu na większą rozpoznawalność skrótu GMO.
Ekologia to poważna nauka, której przedmiotem badań są (w dużym skrócie) oddziaływania pomiędzy organizmami a ich środowiskiem oraz wzajemnie między istotami żywymi. A ekolodzy to naukowcy specjalizujący się w ekologii. Dlatego nie należy mylić tych pojęć z ekologizmem, czyli z aktywnością społeczno-polityczną, ani z ekoaktywistami, a więc działaczami na rzecz ochrony środowiska, często niemającymi naukowego wykształcenia (i niekiedy głoszącymi tezy sprzeczne z wiedzą naukową), za to zatroskanymi stanem przyrody oraz chcącymi bronić dzikiej natury przed działalnością człowieka.
Greenpeace International w swoich publikowanych co roku sprawozdaniach finansowych informuje, na jakie cele wydaje pieniądze. Łatwo więc policzyć – co też zrobiłem – ile do tej pory centrala organizacji przeznaczała na walkę z GMO.
Kryzys został spowodowany przez gwałtowny wzrost cen ropy naftowej na światowych rynkach, wynikający z embarga państw zrzeszonych w Organizacji Krajów Eksportujących Ropę Naftową (Organization of the Petroleum Exporting Countries, OPEC) zastosowanego wobec Stanów Zjednoczonych po wybuchu wojny izraelsko-arabskiej w 1973 roku, w której USA opowiedziały się po stronie Izraela.
W innym źródle znalazłem z kolei informację, że Berga przekonywał również Robert Pollack z Cold Spring Harbor Laboratory, który mówił mu przez telefon, że znajdujemy się „w sytuacji przed Hiroszimą” (M. Lynas, _Seeds of Science. How We Got It Wrong on_ GMO_s_, London 2018, książka w pliku mobi).
Czym jest biotechnologia? W przyjętej w 1992 roku na Szczycie Ziemi w Rio de Janeiro konwencji o różnorodności biologicznej ONZ biotechnologię zdefiniowano jako „zastosowanie technologiczne, które używa systemów biologicznych, organizmów żywych lub ich składników, żeby wytwarzać lub modyfikować produkty lub procesy w określonym zastosowaniu w celu wytwarzania dóbr lub usług”. Nie brzmi to najlepiej, ale da się ująć znacznie prościej : „Biotechnologia to wszystkie manipulacje dokonywane na organizmach lub ich elementach, prowadzące do wytworzenia użytecznych produktów”. Dziś przyjął się w literaturze podział biotechnologii na „kolory”. Zielona to badania i zastosowania w obszarze rolnictwa. Czerwona dotyczy medycyny, farmacji, diagnostyki i weterynarii (ocenia się, że dzięki biotechnologii będzie w najbliższych latach powstawać ponad połowa wszystkich produkowanych na świecie leków). Natomiast biała obejmuje prace eksperymentalne i zastosowania w produkcji przemysłowej (np. biopaliwa, detergenty, enzymy potrzebne do wytwarzania serów) oraz ochronie środowiska (np. oczyszczanie ścieków za pomocą bakterii). Niektórzy wyróżniają jeszcze kolor niebieski, jako obszar zastosowań biotechnologii w środowisku wodnym (rzeki, morza czy jeziora), oraz fioletowy, czyli zagadnienia społeczne, prawne, filozoficzne i etyczne.
Poza Niemcami, gdzie genetyka w niektórych środowiskach źle kojarzyła się z czasami nazistowskimi, kiedy propagowano czystość rasową. W latach 1985–1986 radykalna grupa feministek Rote Zora dokonała kilku ataków bombowych również na ośrodki naukowe związane z genetyką, między innymi na Instytut Genetyki Człowieka będący częścią Uniwersytetu w Münsterze.
W latach 1974–1977 studiował w Tybindze i Berlinie Zachodnim filozofię, psychologię oraz socjologię, ale żadnego z tych kierunków nie ukończył.
To stwierdzenie zapożyczyłem od profesora Pawła Golika z Uniwersytetu Warszawskiego, a padło ono podczas jednego z jego świetnych wykładów na temat GMO. Można to wystąpienie obejrzeć w serwisie YouTube: youtube.com, bit.ly/37yc5JH, dostęp: 1.03.2022.
Słowem „pestycydy” będę określał w książce wszystkie środki ochrony roślin, czyli służące do zwalczania chwastów, owadów i innych organizmów atakujących rośliny uprawne.
Nie należy mylić odmian roślin uzyskanych przez człowieka i wykorzystywanych w rolnictwie (o trwałych i określonych cechach lub kombinacji jakichś cech – na przykład koloru i kształtu kwiatów lub owoców) z gatunkami biologicznymi. Gatunek w systematyce organizmów jest podstawową jednostką formalną organizacji świata ożywionego i jednocześnie najniższą z podstawowych kategorii systematycznych stosowanych w hierarchicznej strukturze klasyfikacji biologicznej. Odmiana do tej klasyfikacji nie należy.WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.
czarne.com.pl
Wydawnictwo Czarne
@wydawnictwoczarne
Sekretariat i dział sprzedaży:
ul. Węgierska 25A, 38-300 Gorlice
tel. +48 18 353 58 93
Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa
Dział promocji:
al. Jana Pawła II 45A lok. 56
01-008 Warszawa
Opracowanie publikacji: d2d.pl
ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków
tel. +48 12 432 08 52, e-mail: [email protected]
Wołowiec 2022
Wydanie II rozszerzone