- promocja
- W empik go
W maratonie życia - ebook
W maratonie życia - ebook
Matylda wiedzie szczęśliwe życie: ma wspaniałą rodzinę – męża i dzieci – jednak tylko ona wie, ile niespodzianek przyniósł jej wcześniej los, zanim postanowiła naprawdę być szczęśliwa. Nieudane małżeństwo, fałszywi przyjaciele, romans, w który weszła, nie zważając na bilans zysków i strat… Oto opowieść o kobiecie niezłomnej, marzącej o tym, aby kochać i być kochaną. Czy to naprawdę grzech?
Autorka z niezwykłą wrażliwością kreśli na kartach powieści uczuciowy kardiogram kobiety, której doświadczenia mogłyby stać się udziałem wielu z nas. I jednocześnie zadaje pytanie: czy na pewno mamy prawo do tego, by tak jednoznacznie oceniać innych?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67157-97-1 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
byłoby być w jednym miejscu,
mielibyśmy korzenie zamiast stóp.
Rachel Wolchin
Rozdział 1
Poczucie anonimowości towarzyszące jej w chwilach, gdy znajdowała się w mieście, w jakim nigdy dotąd nie była, przyprawiało ją o szybsze bicie serca, pokrywając skronie błyszczącymi kropelkami potu. Och, jakże za nim tęskniła. Oddałaby całą dopracowaną do perfekcji codzienność, byleby tylko poczuć to, co czuje turysta stąpający po ziemi, na której nigdy wcześniej nie miał okazji stanąć. Westchnęła do swoich zakopywanych każdego dnia głęboko w sercu pragnień, jeszcze raz, jeszcze jeden i znów, usiłując je wepchnąć tam, skąd na pewno się nie wydostaną – na dno jej duszy. Dotknęła z czułością katalogu przywiezionego z polskiego biura podróży – dziś już prawie nikt z nich nie korzystał. Zdziwiła się, że w czasach, gdy wszystko dostępne jest na wyciągnięcie ręki albo na kliknięcie kursorem w Internecie, ktokolwiek jeszcze je drukuje. „I chwała mu za to” – pomyślała, otwierając na przypadkowej stronie i, o dziwo, trafiając na kraj, który – odkąd sięgała pamięcią – darzyła platoniczną miłością. A gdyby tak... „Nie, nie” – zganiła się za to śmiałe marzenie, zanim jeszcze zdążyła wypowiedzieć je na głos. Gdyby się bowiem odważyła to zrobić, przybrałoby realny kształt, zaistniało jako materia, a to było zabronione.
Kiedy kilka lat wcześniej Prosper zaproponował przeprowadzkę do Niemiec, nie posiadała się ze szczęścia. Wcale a wcale nie czuła lęku przed zmianą. Koleżanki ostrzegały ją przed postawieniem tego drastycznego kroku w nieznane, prześcigając się w wymienianiu trudności, z jakimi przyjdzie jej się zmierzyć. Począwszy od tych błahych w rodzaju: „Nie znasz niemieckiego, co z lekcjami jogi, przytyjesz na tej tłustej bawarskiej kuchni”, a skończywszy na tych cięższego kalibru: „Dlaczego robisz to dzieciom, co z twoim patriotyzmem, zostawisz tak piękny dom? Zapomniałaś już, ile kosztowało was jego wybudowanie?”.
Elżbieta nie dopuszczała do siebie żadnych negatywnych stron życia na emigracji, chociaż niewątpliwie w stosunku do niektórych musiała przyznać, że są prawdą. Na przykład ta z zostawieniem domu. Prosper wykańczał wszystko sam, gdyż nie było ich stać na zatrudnienie fachowców. Rozejrzała się, uświadomiwszy sobie, że w zasadzie wszystko, co znajdowało się w zasięgu jej wzroku, było owocem pracy rąk ukochanego męża. Wszystko, poza jesionowymi wiodącymi na piętro schodami i białą nowoczesną kuchnią.
Dzieci jednak nie było jej żal i nie mogła się zgodzić z hipotezą, że w jakikolwiek sposób robi im krzywdę. Była zdania, jak zresztą wiele pisarek, w których powieściach się zaczytywała, że nic tak nie rozwija inteligencji jak podróżowanie. Dla czternastoletniego Kajtka był to ostatni dzwonek na zmianę kraju edukacji, a i sześcioletnia Ala, zgodnie z tym, co mówili eksperci, nie powinna mieć żadnych kłopotów z aklimatyzacją. Kiedy, jeśli nie teraz? Ela broniła się, jak umiała, nie zyskując jednak aprobaty swojej decyzji w oczach przyjaciółek, które nie umiały pojąć, jak można chcieć wyjechać z kraju, w którym wiedzie się naprawdę przyzwoite życie.
To była prawda. Elżbieta i Prosper wiedli bardzo dobre życie w Polsce, jednak ciągłe rozłąki, jakich doświadczali przez przeciągające się w nieskończoność służbowe wyjazdy Prospera, okrutnie ich męczyły. Na początku wyjeżdżał tylko na dwa dni w tygodniu, potem na trzy, aż wreszcie na cały, trwający od poniedziałku do piątku roboczy tydzień. Elżbieta, chociaż bywała zmęczona, starała się nie narzekać na nadmiar spoczywających na niej obowiązków. Pobudka o świcie, aby zdążyć poćwiczyć, nim dzieci się obudzą, potem szybkie śniadanie, podwózka pociech do szkoły i przedszkola, szybkie zakupy, jakaś zupa, a potem praca zawodowa, za którą wręcz przepadała. „Ale się urządziłaś w tym życiu, Ela” – mawiała do siebie na głos, kiedy tylko zasiadała przy biurku i popijając świeżo zaparzoną kawę, otwierała komputer, by chwilę po tym puścić wodze wyobraźni i napisać felieton, esej czy inne, przeznaczone z reguły dla żeńskiej części społeczeństwa teksty, które następnie lądowały na łamach najpoczytniejszych polskich czasopism. Czego, jak czego, ale Elżbiecie nie można było odmówić determinacji. Wśród znajomych utarło się, iż rzeczy niemożliwe osiągała od ręki, a na cuda z jej strony należało jedynie odrobinę poczekać. Nikt nie wróżył jej dziennikarskiej kariery, zwłaszcza że niedługo po maturze z powodu splotu nieszczęśliwych zdarzeń ostatecznie wylądowała na pedagogice. Tak bardzo była pewna, że dostanie się na dziennikarstwo, że nie mówiąc nic nikomu, wybrała się z sąsiadem w podróż autostopem po Polsce. Nie zostawiła bliskim żadnego kontaktu ani sama do nikogo nie zatelefonowała przez niemal dwa miesiące. Rodzicom musiał wystarczyć zostawiony na biurku list:
Mamo, tato, nie martwcie się.
Jestem tak wytyrana szkołą, że zasłużyłam na wakacje.
Jadę z Gutkiem – jestem w dobrych rękach.
Do zobaczenia za dwa miesiące.
Kocham Was
Elcia
Jakież było jej zdziwienie, gdy wróciła z tych swoich wakacji i otworzyła koperty przysłane jej z uczelni wyższych.
Same odmowy. Oniemiała.
– Doigrałaś się! – wrzeszczała matka, biegając po kuchni tam i z powrotem. – Trzeba to było się szwendać, zamiast swoich spraw pilnować? I co ty teraz zrobisz, dzieciaku?
Elka wzruszyła ramionami i oświadczyła matuli, że w związku z zaistniałą sytuacją nie ma zamiaru studiować byle czego i wyjeżdża na rok do Włoch. Wymyśliła to rozwiązanie na poczekaniu. Ojciec aż usiadł z wrażenia, a jego twarz zlała się kolorystycznie ze śnieżnobiałą ścianą.
– Czy ja dobrze słyszałem, Halinka? – spytał łamiącym się głosem. – To my tu na gospodarce zachrzaniamy, aby miała lepsze życie, aby uczyć się mogła, a ona...
Świst ściery wymierzonej w dziewczynę spowodował, że Ela aż złapała się za głowę.
– Ja ci dam Włochy! Po moim trupie, słyszysz?! – wrzasnęła matka. – Do Kaśki na Pomorze pojedziesz. To postanowione. Tam nikt nie chce studiować, bo każdemu daleko, więc na pewno na jakąś uczelnię się wciśniesz. Kasia ci pomoże.
Ela zmarszczyła czoło, podając w wątpliwość poprawne funkcjonowanie swego aparatu słuchu. Zaczerpnęła głęboko powietrza i zakomunikowała rodzicom, że nie będą jej układać życia. Na nic się jednak zdała jej pseudoasertywność, gdyż kilka tygodniu później wylądowała w Szczecinie. Gdyby nie to, że kochała starszą siostrę ponad wszystko, być może postawiłaby się i wówczas jej życie potoczyłoby się zupełnie inaczej.
Dziś z perspektywy czasu umiała dostrzec, że to właśnie wtedy zboczyła z drogi ku marzeniu o pozostaniu dziennikarką podróżniczą. Po prostu się zakocha. Zaczęła dorabiać sobie pisaniem w lokalnej gazetce, prowadząc niecieszącą się uznaniem rubryczkę poświęconą nekrologom, później trafił jej się kącik kulinarny, w którym dzieliła się z czytelnikami przepisami na babki, ciasteczka, pączki i inne łakocie, a na koniec powierzono jej dział pielęgnacji urody – tam totalnie się nie odnajdywała. Nie potrafiła dostrzec sensu w dywagacjach o wyższości czerwonej szminki nad transparentną. Postanowiła więc spróbować swoich sił w poważniejszych gatunkach – felietonie i eseju. Okazało się, że jest w tym świetna. To był strzał w dziesiątkę. Teraz, po kilkunastu latach, naprawdę miała powody do dumy. Lekkie pióro w połączeniu z bystrym okiem i wrodzoną empatią sprawiały, że teksty Elżbiety zostały zauważone, a ona wypracowała sobie niebywałą pozycję społeczną. O jej prace ubiegały się wszystkie topowe czasopisma w kraju. Gdziekolwiek pojawiało się jej nazwisko, sprzedaż wzrastała. Czy można chcieć więcej?
Można. Tam, gdzie jedni widzą szczyty gór, inni dostrzegają doliny. Ela zaliczała się do tych drugich i chociaż odnosiła ogromne sukcesy, nie potrafiła się z nich tak do końca cieszyć. Ani razu nie pochwaliła siebie, mówiąc: „Dobra robota, Elka”. Kochała swoją pracę, kochała ludzi, kochała pisanie dla nich, kochała, gdy oni pisali do niej, wyznając, jak bardzo jej słowa zmieniły im życie, lecz... nie mogła znieść, że ciągle coś stoi na przeszkodzie, aby podróżowała.
Gdybym wtedy pojechała do Włoch – wzdychała w trakcie ciągnących się w nieskończoność bezsennych nocy – może drogi jej i Prospera zbiegłyby się w innych momentach ich życia i związaliby się świętym węzłem małżeńskim wtedy, kiedy już oboje znaczyliby coś pod względem zawodowym, a co za tym idzie – stabilnie stali na nogach na gruncie finansów. Może i Kajtek pojawiłby się w ich życiu później...
Straciła dla Prospera głowę. Kiedy pierwszy raz go zobaczyła, wiedziała, że będzie jej mężem. Zakochali się w sobie do szaleństwa i nie patrząc na sprzeciwy jej rodziców, pobrali się po niespełna pół roku znajomości.
– Niech ją ręka boska chroni. – Niechcący usłyszała lament ojca, wznoszącego modły ku niebiosom.
– Daj spokój, Jasiek, chłopak nie jest taki zły.
– Zły może nie jest, ale ponoć niedawno się rozstał. Towar z drugiej ręki, Halinka. Zobaczysz, nic dobrego z tego nie będzie.
Matka westchnęła.
– No miał jakiś związek przed naszą Elunią, ale teraz młodzi tak mają. Próbują siebie, a jak co nie wyjdzie, to zmieniają. Nie to, co w naszych czasach. – Westchnęła i zajęła się przygotowywaniem odświętnego śniadania, które mieli zjeść ze świeżo zaślubionymi Elą i Prosperem.
Nie podejrzewała, że córka usłyszała słowa ojca i że zabolały ją do żywego. Jan Michalik z trojga swoich dzieci najbardziej martwił się właśnie o Elżbietę. Ela, Elunia, Elżunia – była jego oczkiem w głowie i gotów był dla niej znieść wiele. Dłonie zniszczone pracą w gospodarstwie świadczyły o tym najdobitniej. To, co jego pozostałym dzieciom, Kasi i Adamowi, nie uchodziło na sucho, Elżbiecie puszczano płazem. Najmłodsza pociecha owinęła sobie ojca wokół palca do tego stopnia, że kiedy tuż po maturze zdecydowała się wyjechać na dwumiesięczne wakacje, opuszczając rodzinną Limanową, uśmiechnął się tylko pod nosem, kwitując jej pomysł zdaniem: „A niech ma coś z życia, dziecina”. Wystraszył się jedynie wówczas, gdy chciała wyjechać do Włoch, no i w dniu, kiedy wyszła za Prospera. O swym rozczarowaniu jej zamążpójściem nigdy nie powiedział jej prosto w twarz. No bo i co miał powiedzieć? Ten cały Prosper na pierwszy rzut oka naprawdę nie był zły. Traktował Elę przyzwoicie, ale... zatroskany ojciec intuicyjnie wyczuwał, że coś jest nie tak. W tym ich naprędce stworzonym związku zwyczajnie czegoś brakowało. Jan Michalik uważał, że córka za szybko podjęła decyzję o zamążpójściu i że kiedyś będzie tego żałować.
Teraz, kiedy upłynęło tyle lat i motyle w brzuchu Elżbiety pojawiające się na widok Prospera zmieniły się w prawdziwą, głęboką miłość, Ela zastanawiała się, jak potoczyłoby się jej życie, gdyby jednak się nie pobrali. Może w słowach ojca kryło się trochę prawdy? Z drugiej strony nie widziała siebie u boku kogoś innego – Prosper był jej całym światem, odkąd spojrzała na niego po raz pierwszy.
Polizała palec, by przewrócić kartkę katalogu, i westchnęła.
– Zmęczona?
Głos męża wyrwał ją z zamyślenia. Upiła łyk wystygłej herbaty przed kilkoma godzinami zaparzonej przez Alę.
– Nie pracujesz za dużo, skarbie?
Prosper wydawał się zatroskany. Jak zawsze, gdy widział ją pochyloną nad lekturą. W jego odczuciu za dużo czasu spędzała na researchu. Często namawiał ją, aby nieco zachałturzyła, sugerując, że i tak nikt nie sprawdzi materiałów źródłowych do jej tekstów. Elizabeth – jak zwykł ją nazywać – nie miała jednak w zwyczaju kraść niczyjej pracy ani też posiłkować się wyssanymi z palca nowinkami. Zanim wstukała tekst w klawiaturę, obracała pod palcami słowa, wielokrotnie zmieniając ich umiejscowienie w zdaniach. Kochała język polski i uwielbiała się nim bawić. Gdyby tylko mogła...
– Pytałem, czy nie jesteś zmęczona? Pracujesz tak dużo. Odłóż wreszcie tę gazetę i chodź lepiej do mnie. – Wyciągnął dłoń w jej kierunku.
Nie miała ochoty ruszyć się z miejsca. Wezbrała w niej złość. Łypnęła wzrokiem na wytłuszczony napis GRECJA, po czym niechętnie odwróciła twarz ku Prosperowi.
– Znam ten wzrok – rzekł, cofając rękę.
Ponownie zagłębiła się w lekturze.
– Elizabeth, co jest? Nie każ mi się domyślać. Tyle lat jesteśmy razem, doprawdy musisz to robić?
Była bliska płaczu, a on to zauważył.
– Proszę cię, Ela, tylko nie to. Ja nic przecież nie zrobiłem. Siedzę obok, wyciągam do ciebie dłoń, pragnę twojej bliskości, a ty...
– A ja oprócz bliskości pragnę czegoś jeszcze – powiedziała możliwie najdelikatniej.
Nie chciała, aby się kłócili. Ostatnio zdarzało im się to nazbyt często i zauważyła, że z tego powodu Ala stała się zlękniona, a Kajtek jakiś taki wyobcowany. Zamykał się w pokoju i nie wynurzał stamtąd całymi godzinami. Wolał inwestować czas w gry z kolegami z Polski i Ameryki, z którymi łączył się przy pomocy Internetu, aniżeli porozmawiać z własną matką. O to też, choć nie wprost, Elizabeth oskarżała męża.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------