- W empik go
W objęciach samotności - ebook
W objęciach samotności - ebook
Osiemnastoletnia Dominika to dziewczyna z rozbitej rodziny. Od zawsze czuje się inna niż wszyscy, zagubiona i bardzo samotna. Nieustannie próbuje rozgryźć samą siebie i zrozumieć świat, który ją otacza. Bolesne życiowe doświadczenia sprawiają jednak, że zupełnie nie radzi sobie z emocjami, które uderzają w nią ze zdwojoną siłą. Pojawiają się myśli samobójcze, pierwsze samookaleczenia i stany depresyjne... Czy pragnienie autodestrukcji weźmie górę nad coraz bardziej wątłą chęcią życia? Co tak naprawdę siedzi w głowie dziewczyny, która nie potrafi uwolnić się od swoich demonów?
Odczuwałam samotność, bo wciąż nikt nie wiedział, z czym dokładnie się zmagam. Potrzebowałam jedynie zrozumienia, ale nie robiłam nic, aby pomóc samej sobie. Dążyłam do autodestrukcji. Coraz częściej w mojej głowie pojawiały się myśli samobójcze. Odpychałam ludzi od siebie i uciekałam w alkohol, za co nienawidziłam się najbardziej, bo zachowywałam się jak on. Cięłam się częściej, piłam do utraty przytomności. Może to żałosne, ale to, co wtedy miałam w głowie, to jeden wielki chaos. Nadal wydaje mi się to wszystko żałosne, ale jednak to naga prawda. Samoocena spadła tak nisko, że już niżej nie mogła. Wyniszczałam się stopniowo, tak jak tego podświadomie chciałam.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8147-464-1 |
Rozmiar pliku: | 939 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zawsze chciałam zrozumieć świat.
Lubię, kiedy rozumiem rzeczy.
Mam taką wewnętrzną potrzebę, żeby próbować zrozumieć wszystko, co dotyczy mojej osoby i nie tylko.
Zrozumieć system tu panujący.
Poznać odpowiedzi na pytania: Dlaczego? Po co? Jak?
Więc wylewam tu swoje mierne próby zrozumienia świata i przy okazji lawinę emocji.
***
Na początku należałoby się przedstawić. A więc to ja – Domika. Żyję. Oddycham. Funkcjonuję. Myślę. Może czasem za dużo i bezsensownie, ale co tam. Ja to ja. Właśnie taka jestem i to czyni mnie właśnie tą osobą, a nie inną. Właśnie dlatego mam tych przyjaciół, których mam, a nie innych. Przeżyłam na tym świecie już siedemnaście wiosen, a za trzy miesiące będzie już osiemnaście… Będę dorosła. Czy to znaczy, że gotowa na samodzielne życie? Czy ktokolwiek jest na to gotowy?
To ja. Mam dom, rodzinę (może rozbitą, ale jest), przyjaciół, miłość, psa i kilka innych rzeczy, które i tak nie mają najmniejszego znaczenia w porównaniu z całym światem, który tworzą miliony pojedynczych żyjących istot. Ja. Nic nieznacząca jednostka, która jednak tworzy tę całość. Mała istotka o zielonych oczach, roztrzepana i zbyt wrażliwa na ten świat. Mała – dosłownie mała. W wieku prawie osiemnastu lat jedynie metr pięćdziesiąt trzy. Natura bywa niesprawiedliwa, ale cóż. Lubię moją maleńkość.
Lubię moją inność. Zawsze czułam się odmieńcem. Obojętnie, gdzie bym nie była i z kim bym nie miała do czynienia – zawsze w jakiś sposób nie pasowałam, ale lubię taki stan rzeczy. Lubię spać głową tam, gdzie powinny być nogi, lubię mieszać herbatę widelcem, lubię nosić dwie różne skarpetki. Lubię moją hipokryzję, lubię moje dziwne poczucie humoru, którego nie rozumie nikt poza mną. Lubię siebie. Lubię siedzieć na parapecie i gapić się w poruszane przez wiatr gałęzie drzew. Lubię wyłączać się podczas jazdy autobusem, gapiąc się w chmury. Podczas rozmowy z kimś nagle zatrzymać wzrok na jakimś punkcie i zupełnie wyłączyć zmysły. Lubię śmiać się z rzeczy, które nie śmieszą innych. Lubię być czasem wredna. Lubię czasem ponarzekać. Lubię czasem popłakać. Lubię spać za dużo. Lubię pić wino i jeść spaghetti, lubię brudzić się lodami i wydawać dziwne dźwięki. Lubię mówić sama do siebie. To ja – Domika.
A oto moje emocje.Rozdział 1 Geneza
Chyba powinnam pisać tylko po zjaraniu się. Wtedy życie mniej boli i tok myślenia wydaje się o wiele lepszy. Dlaczego piszę tylko wtedy, kiedy mam do zrobienia inne, ważne rzeczy? Bo jakoś wtedy nagle dostaję natchnienia. To jest tak, że mój szalony umysł zrobi wszystko, byle tylko się nie uczyć. Ogarnąć swój umysł. Tak usilnie się staram, zamiast po prostu odpuścić i nie trudzić się więcej…
Odkąd pamiętam, uwielbiałam dużo rozmyślać i marzyć. Do dzisiaj mam tak, że leżę sobie wieczorem w łóżku i wymyślam scenariusze, które nie mają prawa bytu, i właściwie staram się w tym wszystkim rozgryźć samą siebie. Zrozumieć, dlaczego mój umysł snuje takie projekcje zupełnie bez powodu, nieświadomie i bezsensownie napełniając mnie emocjami, które w istocie są zupełnie niepotrzebne.
Mama od zawsze nazywa mnie „swoim filozofem”. Nie postrzegałam siebie w taki sposób, ale okej. Byłam zbyt roztrzepana, żeby do mnie dotarło to, jak naprawdę się zachowuję. A zachowywałam się zupełnie inaczej, niż miałam zamiar, i czasem ta sprzeczność mi nieco przeszkadzała.
Przez jakiś czas próbowałam prowadzić bloga. Jednego, drugiego, trzeciego, ale to wciąż było nie to. Kiedyś, kiedy byłam samotna, nie rozmawiałam z ludźmi wcale. Wchodziłam na jakieś anonimowe czaty internetowe i pisałam do losowych ludzi moje „filozoficzne przemyślenia”. Po jakimś czasie stwierdziłam, że trafiam na samych palantów. Ale co się dziwić? Raczej nikt nie spodziewa się na takich portalach ludzi inteligentnych czy chętnych do rozmów na jakieś głębokie, życiowe tematy. Zresztą ja też byłam jeszcze niedojrzała, choć i tak o wiele bardziej rozważna niż wszyscy moi rówieśnicy. Podczas kiedy oni myśleli tylko o tym, jak tu zapalić pierwszego papierosa czy wypić piwo, ja zastanawiałam się, w jaki sposób mogę zmienić świat i dokonać czegoś więcej niż upicie się połową piwa na przystanku na jakiejś wsi, o której istnieniu większość ludzkości nie ma pojęcia. Samotne, smutne dziecko, które pragnie zaistnieć i być zapamiętane na dłużej, a nie tylko przez ludzi, którymi się otacza. Dziecko, które chce osiągnąć „to coś” w życiu, chce czegoś dokonać. I tak oto czytacie tę gównianą, nic niewartą książkę, na którą ścięto tylko niepotrzebnie drzewa, by ją wydrukować. Ale co tam, przynajmniej zajmujecie jakoś czas, zamiast skupiać się na bezsensownym i głupim korzystaniu z rzeczy niepotrzebnych temu światu.
To nie jest kolejne arcydzieło skierowane do konkretnych czytelników. Tu nie ma żadnej historii, żadnego przekazu ani nawet konkretnych bohaterów. Nic. To tylko przemyślenia małej, szarej istotki, pozornie niewyróżniającej się z tłumu, takiej samej jak ty. To tylko śmieszne, może ciekawe, straszne i smutne historie z jej życia.
Zawsze chciałam się wyróżniać zupełnie inaczej. Chciałam zaistnieć w sposób, w jaki innym się nie udało. Dopiero teraz dotarło do mnie, że to niewykonalne. Nie z moim charakterem. Nie jestem w niczym wyjątkowa i jestem tym typem człowieka, którego można zastąpić w każdym aspekcie, i to kimś o wiele lepszym. Za dużo sprzeczności we mnie istnieje. W bardzo wielkim skrócie: Dlaczego to czytasz?
– Bo ja lubię myśleć i postanowiłam zasypać cię tymi głupimi treściami. To tyle. Dziękuję. Idę spać. A ty rozkoszuj się tą może i w jakiś sposób ciekawą historią.
***
Byłam w podstawówce. Nie pamiętam już dokładnie, ale to była może trzecia lub piąta klasa. Przyjaźniłam się wtedy z Natalią. Nasze mamy się przyjaźniły, więc znałyśmy się od urodzenia, zresztą urodziłyśmy się w odstępie zaledwie dwóch tygodni w tym samym szpitalu. Często miałyśmy kompletnie popieprzone pomysły. Była zima. Dość mroźna. Doszłyśmy z Natalią do wniosku, że rodzice traktują nas źle, bo nie chcieli nam na coś pozwolić. Stwierdziłyśmy, że chcemy przeżyć przygodę. Na początku padł pomysł pikniku na górce niedaleko naszych domów, tak mniej więcej w połowie pomiędzy nimi. Potem poważne dziewczynki, które oczywiście o życiu wiedzą więcej niż wszyscy inni razem wzięci, wymyśliły, że wyprowadzają się z domu. A właściwie rzecz ujmując – uciekają z domu. Zrobiłam sobie kilka bułek z serem, spakowałam butelkę wody, koc, krem do rąk i jakąś książkę. Wszystkie te rzeczy schowałam do wielkiej, świątecznej skarpety po prezentach. Wzięłam skarpetę i wyszłam z domu. Jak wychodziłam, mama spytała, po co mi ta skarpeta i gdzie idę. Powiedziałam, że na piknik. Mama mnie wyśmiała i życzyła mi udanej zabawy.
Wyszłam. Było zimno. Lekki mróz. Nie pamiętam, czy nie pojechałyśmy rowerami. Pamięć mi szwankuje. Tak czy siak, byłyśmy niedaleko tej górki. Nie wiem, co my miałyśmy w głowach. Gdzieś po drodze spotkałyśmy mamę Natalii i spanikowałyśmy. Wydawało nam się, że ona wszystko wie, tak jakby mogła czytać w myślach, bo było po nas faktycznie widać, że uciekałyśmy z domu…
Pomysł na ucieczkę zniknął tak szybko, jak się pojawił. Wróciłyśmy do domu po jakiejś godzinie. Zmarznięte. Głupie dzieci szukające wrażeń. Rozpakowałam rzeczy i poszłam oglądać bajki. Tak się skończyła wyprawa, która miała być ucieczką z domu. Uciekłam na godzinę. Przynajmniej czułam się dojrzale i odważnie, bo w końcu nie było mnie przez godzinę w domu. No, do momentu, aż mój brat poskarżył mamie, z jakim zamiarem wyszłam z domu. Dostałam opieprz za głupie pomysły i już więcej nic takiego do głowy mi nie przyszło. Zawsze, jak to wspominam, śmieję się do rozpuku z własnej głupoty. Ale to był dopiero początek moich szalonych pomysłów.