Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

W podróży, czyli Tu i Tam - ebook

Data wydania:
25 września 2023
Ebook
30,00 zł
Audiobook
30,00 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

W podróży, czyli Tu i Tam - ebook

Oto paczka przyjaciół: wilczek Adaminek, dziki (Nikodem, Ignacy, Karol, Pysio), sarenka Basia, jeż Teofil i siedem odważnych pszczół: Ela, Lola, Lila, Lula, Pela, Mela i Magda. Rozrabiają w lesie (wszyscy), wpadają w pułapkę (niektórzy), ratują bór przed trucizną i przeżywają wiele fantastycznych przygód. Wszystko jednak zmienia się w chwili, kiedy czarna dziura połyka kilkoro z nich. Czy przeżyją? Kogo spotkają po drugiej stronie rzeczywistości? Jak sobie poradzą ci, którzy zostali w domu? Kim są Sylwianka i Maksymilian? No i jedno z ważniejszych pytań: czy można bez konsekwencji uścisnąć dłoń antysobowtórowi? Ha! Przygoda dopiero się zaczyna! Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego! Lubisz czytać o przyjaźni, przygodach i wydostawaniu się z okropnych pułapek? Cenisz odwagę i nie boisz się porwania? Lubisz poznawać różne światy i punkty widzenia? Ta opowieść jest właśnie dla ciebie!

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-960917-1-0
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Narodziny

Dawno, dawno temu na leśnej polanie wyrosło drzewko. Mijały pory roku. Zieleniły się liście drzewka, rozkwitały jego kwiaty, dojrzewały owoce, potem huczał wiatr, tańczyły w powietrzu płatki śniegu, trzeszczał mróz i znowu nadchodziła pora zielonych gałązek. Drzewko rosło i rosło, z każdym dniem coraz piękniejsze, aż stało się kobietą o imieniu Jabłoń. Jabłoń rano czesała włosy i układała swe kształtne gałązki, w południe wystawiała twarz do słońca, a wieczorem moczyła nogi w strumyku.

Wiosna pełna była dźwięków i zapachów, motyli i pszczół. Latem dni płynęły spokojnie na leśnych ploteczkach przy jagodowych podwieczorkach w unoszącej się wokół słodkiej atmosferze błogości. Jesień przepełniona była pospieszną krzątaniną, przygotowywaniem zapasów na zimę, miłym zapachem ziemi, grzybni i opadłych liści. Och, iluż było amatorów jabłek w okolicy! Trzy rodziny jeży, stadko dzików, a nawet jedna mała sarenka! Zima z kolei upływała wszystkim pod puchową pierzynką przy herbacie z róży na przeczekiwaniu wielkich mrozów.

Jabłoń czuła się trochę samotna. Zmieniło się to, gdy tuż obok niej wyrósł z tego samego pnia mały pęd, którego ogrodnicy nazywają wilkiem i wycinają, żeby nie przeszkadzał dużemu drzewu. Na szczęście tutaj nie było żadnych ogrodników i zaintrygowana Jabłoń mogła dzień po dniu śledzić rozwój małego wilczka. Ach, jaki był śliczny! Główkę kierował ku słońcu i rósł, rósł, rósł! Z każdym dniem przybywało mu listków i siły. „Zostałam mamą pięknego chłopca” – pomyślała z dumą.

Pewnego dnia zobaczyła ze zdziwieniem mały wąski pyszczek zakończony ruchliwym noskiem i zaczątek… futerka? Tak, futerka! „Co może znaczyć to futerko, ten pyszczek i nosek jak czarny guziczek?” – zastanawiała się zaintrygowana Jabłoń. „Zgadzają się jedynie listki i kolor jasnozielony. Tuż pod moim bokiem rośnie doprawdy ktoś niezwykły” – pomyślała, obserwując z zachwytem jego rozwój. Czasami szeleściła gałązkami, aby mu się przyjemnie spało. Ułożyła nawet liściastą kołysankę: „Szuuuuuuuuuuuu-szszsz-szszsz-szuuuu-szuuuu”, która tłumaczona z języka liści i wiatru mówiła o tym, że dziecko jest śliczne i kochane, a mama czuwa nad jego snem. Czasami gładziła gałązką jego głowę, a innym razem przytulała go i uczyła kołysania się z wiatrem.

– Otwórz oczy. – Prosiła coraz częściej. – Tak bardzo bym chciała, żebyś się już urodził.

Ale musiała uzbroić się w cierpliwość. Rzeczy wielkie wymagają bowiem zawsze cierpliwości, troski i miłości. Aż tu nagle któregoś dnia maluszek otworzył zielononiebieskie oczy, przejrzyste jak woda w strumyku, przeciągnął się rozkosznie i powiedział:

– To ty jesteś moją mamą? Tak mile na mnie patrzysz.

– Tak, ja – wyszeptała Jabłoń i wzruszona uśmiechnęła się do maleńkiej buzi. – Witaj, syneczku. Jesteś cudowny! Czy masz już swoje imię?

– Tak. – Uśmiechnął się wilczek. – Kiedy spałem, wiatr szepnął mi do ucha, że mam na imię Adaminek.

– Ślicznie – powiedziała Jabłoń i parę razy powtórzyła w myślach, a trzy razy nawet głośno imię swojego synka Adaminka.

– Synek… Adaminek. Synek… Adaminek. Synek… Adaminek… – Smakowała na języku to nowe w swoim życiu doświadczenie. – Synek ADAMINEK! – krzyknęła, ponieważ chciała, żeby wszyscy się o tym dowiedzieli.

Maluszek zaśmiał się radośnie i nagle… oderwał się od niej! Zeskoczył na ziemię, przybierając wygląd prawdziwego wilka. Malec wyglądał jak wilk, miał cztery łapy i ogon, i uszy, i wydłużony pyszczek, i czarny węszący nosek, i futerko! Jedynie kolor futerka (jasnozielony) i kolor oczu (i trawa, i niebo, i strumyk, i wiatr), a także fakt, że futro było troszeczkę liściaste, świadczyły o tym, że jego mamą jest Jabłoń.Brykanki

W życiu Jabłoni i wilczka zaczął się wesoły czas przytulanek, zabaw i brykanek. Adaminek uwielbiał ćwiczyć zeskoki na ziemię (wtedy stawał się prawdziwym, choć trochę dziwnym wilczkiem) i wskoki na biodro mamy (wtedy stawał się prawdziwym, choć trochę dziwnym pędem). Jabłoń również uwielbiała te zabawy. Trzeba jednak przyznać, że najbardziej lubiła, gdy jej synek był blisko. Mogła gładzić gałązką jego futerko albo je czochrać, albo przytulać się do niego, albo czytać mu bajki z listków paproci i dębu. Czuła wtedy, że jest bezpieczny (ach, te mamy!).

Adaminkowi wszystko sprawiało przyjemność. Z zachwytem obserwował niekończące się zmiany dnia w noc i nocy w dzień. Do jego ulubionych pór należały te znajdujące się pomiędzy, czyli świt i zmierzch, kiedy światło i ciemność łączą się i przez chwilę tańczą w idealnej harmonii. Uwielbiał też księżyc: „Jak to jest możliwe – zastanawiał się – że wysoko, wysoko na niebie (a czasem wydawałoby się, że na wyciągnięcie łapki) wisi taka srebrzysta zagadka, która tylko czasami bywa okrągła, a w inne noce chudnie lub znika, by za chwilę znowu przybierać na wadze? A kiedy jest okrągła, to przyzywa do siebie i wabi, budząc w sercu niezrozumiałą tęsknotę?”.

Adaminka fascynowały również kolory i zapachy, ale czymś, co pochłonęło go na długie godziny, były cienie. Tajemnicze, zmiennokształtne, ruchliwe (szczególnie te dzienne) i niekiedy budzące strach w małym sercu (szczególnie te nocne). Nie miały swojego zapachu, a w zagadkowy sposób posiadały wszystkie zapachy świata. Wilczek z nosem przy ziemi próbował je poznawać, ale ciągle mu się wymykały. Gdzieś w oddali słyszał tylko ich żarty i śmiechy. Czyżby kpiły sobie z niego? A może grały w ciuciubabkę, chowanego lub berka? Najzabawniejsze było jednak gonienie własnego cienia. Straszny to był łobuz i spryciarz, kurczył się i rozciągał, a nawet znikał, jak wtedy, gdy zmęczony wilczek ułożył się do drzemki w cieniu swojej mamy.

Gdzie wtedy był jego cień?

Leżał pod nim czy na nim?

Też odpoczywał po długim biegu?

Co mu się śniło?

O czym rozmawiał z cieniem mamy?

Jakie sekrety do siebie szeptali?

Do kogo naprawdę należał?

Lubił wilczka czy nie?

Jednak najbardziej ze wszystkiego Adaminek lubił kołysać się do snu w objęciach swojej mamy (ach, ci synkowie!).Paczka

Na początku wilczkowi wystarczały zabawy z mamą. To, że od czasu do czasu pod Jabłonią pojawiały się jakieś zwierzęta, płoszyło go i sprawiało, że zamieniał się w zieloną gałązkę. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że spod przymrużonych powiek z ciekawością przyglądał się przybyszom. Wytężał też słuch, by dokładnie usłyszeć wszystko, co się działo.

Najwcześniej oswoił się z sarenką, która próbowała uszczknąć jego listków.

– Ała! Co robisz?! – krzyknął Adaminek i zeskoczył na ziemię, zamieniając się w kudłatego wilczka.

– Aj! – Zdążyła pisnąć sarenka i uciekła.

Adaminek chciał biec za nią, ale mama mu nie pozwoliła, tłumacząc, że sarny są istotami bardzo delikatnymi.

– Dużo czasu upłynie, synku, zanim ta mała znowu się tutaj pojawi – powiedziała.

I rzeczywiście. Dopiero unoszący się w powietrzu zapach kwiatów jabłoni skusił Basię (bo tak właśnie sarenka miała na imię) do ponownego przyjścia i zapoznania się z Adaminkiem. Bardzo długo przyglądała się też z ukrycia zabawom Adaminka z mamą, nim odważyła się do nich podejść. Łatwiej było wilczkowi zapoznać się z dzikami, chociaż przez dłuższy czas musiał się przekonywać do ich psot, kawałów, krzyków, przekomarzań i popychania (wiadomo – rodzeństwo).

Chyba jednak najszybciej dobry kontakt Adaminek złapał z jeżem Teofilem, który nikogo się nie bał, bo był przekonany, że da radę całemu światu, atakując go swoimi igłami.

W końcu wilczkowi udało się utworzyć niezłą paczkę przyjaciół.

Proszę bardzo, oto ona:

1. Wilk Adaminek (przywódca, reszta uznała, że jest najciekawszy ze wszystkich – z wiadomych względów).

2. Sarenka Basia (jedyna dziewczyna w grupie).

3. Dzik Ignacy (wielki żartowniś).

4. Dzik Nikodem (mistrz kuksańców).

5. Dzik Pysio (najmniejszy z braci, najłagodniejszy, naprawdę miał na imię Fryderyk).

6. Dzik Karol (wysportowany, czarujący, uwielbiający gry i wyzwania).

7. Nastawiony bojowo jeż Teofil.

Przyjaciele spędzali ze sobą każdą wolną chwilę. Czas upływał im na poznawaniu okolicy, wygłupianiu się, jedzeniu i odpoczywaniu w cieniu Jabłoni. Często nad nimi krążyły pszczoły, ale kto by się tam przejmował takimi maluchami.

– Bzzzz? Zzz! ZZzzZzzzz!!! Maluchami? Akurat! To się jeszcze okaże!!! – rzuciła w przelocie jedna z nich i odfrunęła.Kręgi

Paczka przyjaciół zapuszczała się coraz dalej od polany. Chłopaków nęcił wielki las. Basia rzadko brała udział w tych wyprawach, ponieważ się bała. Wolała spokojnie skubać trawę blisko Jabłoni. Mogły sobie razem pożartować, pośmiać się, porozmawiać jak kobieta z kobietą. W opinii Basi chłopcy byli na to za dziecinni, a poza tym na wielu sprawach ze świata kobiet po prostu się nie znali. Były też tematy zbyt krępujące, by je przy nich poruszać. Co innego Jabłoń! Miała życiowe doświadczenie, poczucie humoru i talent do upraszczania rzeczy skomplikowanych, które – widziane jej oczami – okazywały się możliwe do zrozumienia i zaakceptowania.

Chłopcy wędrowali coraz dalej. Teofil marzył o tym, by poznawać z nimi las, jednak miał poważne kłopoty z dogonieniem reszty. Znalazł się jednak sposób na rozwiązanie tego problemu. Jabłoń pomogła im uwić specjalne siedzenie z wikliny, które przywiązywano do grzbietu jakiegoś ochotnika, i Teofil siedząc w nim jak w kołysce, bez problemu zwiedzał świat. Początkowo trochę kręciło mu się w głowie, bo jeże nie zostały stworzone do takich przejażdżek. Szybko jednak polubił gwizd wiatru w uszach i rozwiane igły, ciesząc się ze swoich nowych możliwości. Teofil najbardziej lubił grzbiet Adaminka i dzika Pysia, bo pamiętali o nim i starali się biegać tak, by wycieczki były dla jeża przyjemnością. Karol ze wszystkimi się ścigał, bo zawsze chciał być pierwszy. Nikodem wdawał się po drodze w różne potyczki z braćmi, a Ignacemu często przychodziły do głowy głupie pomysły. Pewnego razu na przykład postanowił przeskoczyć olbrzymią kałużę. Krzyknął do Teofila, że zaraz przelecą nad morzem i poznają smak fal, po czym rzeczywiście poznali smak fal, lądując w samym środku kałuży, w najgłębszym błocie. Ignacemu sprawiło to olbrzymią frajdę, bo dziki kochają taplać się w błocie, ale jeż Teofil bardzo to przeżył. Samo wspomnienie oczyszczania igieł z brudu długo sprawiało mu prawdziwą przykrość.

Chłopcy zapuszczali się coraz dalej i dalej. Przy okazji odwiedzali licznych krewnych dzików rozsianych po lesie w różnych grząskich miejscach. Poznali w ten sposób ich kuzynkę Leokadię, mamę Alicję, wujów Józefa, Stefana i Aureliusza oraz zwariowanego kuzyna Tymona, z którym urządzili wiele szalonych wyścigów. Odkrywali stare ścieżki, wydeptywali nowe, wszystko starannie obwąchiwali, a nawet – jak w przypadku wilczka – obsikiwali. Zapamiętywali każdy trop i po jakimś czasie znali las jak własną kieszeń. Wiedzieli, gdzie są:

- najsmaczniejsze żołędzie (ważna informacja dla dzików),
- najczystsza woda,
- najdelikatniejsze trawy i zioła,
- najczerwieńsze maliny i najczarniejsze jeżyny,
- najpiękniejsze widoki,
- zachęcające bagna (to też jest informacja dla dzików),
- najlepsza kora do czochrania futra,
- miejsca z najlepszą akustyką do głośnego śpiewu i takie, w których najprzyjemniej było przekomarzać się z echem,
- najbardziej przytulne i słoneczne miejsca do słodkiego nicnierobienia,
- i w ogóle wszystko.

Coraz bardziej kusił ich widoczny w oddali czarny bór.Przywoływanie

Czerń widoczna w oddali przyciągała szczególnie wilczka. Czasami przystawał na skalnym występie i wpatrywał się w nią z napięciem. Przy pełni księżyca zdarzało się, że unosił głowę i wył do niej, a myśli miał przy tym niespokojne, pełne cieni, pościgów i mroku. Co kryło się w tym budzącym grozę miejscu? Nikt z paczki nie wiedział.

Pewnego dnia chłopcy postanowili poznać groźny bór. Dodając sobie nawzajem otuchy, przekomarzając się ze sobą, a także kuksając nawzajem swoje boki, postawili łapy (wilczek) i racice (dziki) na skraju ciemności. Jeż Teofil nastroszył bojowo swoje igły na grzbiecie Karola. Rozległ się głuchy trzask, który tak ich wystraszył, że nie wiadomo kiedy znaleźli się na polanie przy Jabłoni i Basi, a miny mieli nietęgie.

Basia trwożliwie wyjrzała zza drzewa, a Jabłoń z troską w głosie zapytała:

– Co się stało? Czy ktoś wam zrobił krzywdę? Czego się wystraszyliście?

– Myyy?! Nieee… nie boimy się niczego, no co ty! – odpowiedział przeciągle Adaminek.

– Jasne, że nie! – dopowiedziały chórem dziki. – Niczego… eeee… Co jest w tym borze za szeroką drogą?

– Nie wiem – rzekła Jabłoń. – Przecież znam tylko polanę, ale słyszałam kiedyś od wiewiórek, że coś przerażającego.

– Aj!!! – kwiknęły w panice dziki. – Przerażającego! Mamy jeszcze tyle do zrobienia! Musimy… eee… cześć wszystkim!

I uciekły z przestrachem, zapominając o biednym Teofilu, który cały czas siedział na grzbiecie Karola.

– Stójcie! – krzyczał jeż z całych sił. – Chcę zostać na polanie! Chcę pogadać z Adaminkiem!

Ale bracia nie zatrzymali się, biegli dalej i ochłonęli dopiero przy swoim ulubionym bajorze.

– Staaaać!!! – wrzeszczał Teofil. – Nie wrzucajcie mnie do tej brei! Ratuuunku!

Uff. Udało się. W ostatniej chwili Karol zahamował i oswobodził jeża, który obrażony na cały świat schował się pod drzewem i zwinął w kolczastą kulkę, żeby odreagować całe to napięcie.

Bracia wskoczyli do wody, przeryli ją w tę i z powrotem kilka razy, żeby uspokoić emocje i położyli się na brzegu.

– Musimy to przemyśleć – rzekł z powagą Nikodem.Pułapka

Nie jest łatwo przyznać się do braku odwagi. Chłopcy udawali więc przed sobą, że wszystko jest wporządku. Dziki coś tam między sobą szeptały, jeż milczał, aAdaminek częściej niż dotychczas przebywał na skarpie, skąd miał dobry ibezpieczny widok na przyzywającą go ciemność. Stał na skale, patrzył iwęszył, stale wpogotowiu, by wreszcie odważyć się zrobić ten ważny dla niego krok. Czasami dobiegał do szerokiego gościńca, który oddzielał znajomy, zielony, pełny przyjaciół las od tego czegoś po drugiej stronie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: