W przedwojennej Polsce - ebook
W przedwojennej Polsce - ebook
W przedwojennej Polsce. Życie codzienne i niecodzienne to swoisty reportaż z przeszłości, w którym wspomnienia, anegdoty i literackie relacje układają się w opowieść o szczególnym okresie historii polskiego społeczeństwa, jakim było dwudziestolecie międzywojenne. Radość z odzyskanej niepodległości, szybkie zmiany cywilizacyjne i obyczajowe, bujne życie towarzyskie, sukcesy i porażki w drodze do nowoczesnej Europy tworzyły niezwykłą atmosferę tamtych lat, która wciąż nas zachwyca.
Kategoria: | Sztuka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-01-21477-7 |
Rozmiar pliku: | 80 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przez 120 lat rozbiorów dla większości Polaków, niezależnie od miejsca, w którym żyli, nieoficjalną stolicą nieistniejącej Polski pozostała Warszawa. W 1918 roku nikt nie miał wątpliwości, że właśnie tutaj odrodzi się centrum polityczne, administracyjne, kulturalne kraju. W Warszawie Piłsudski przejął władzę z rąk Rady Regencyjnej, w Warszawie powstał uznany przez wszystkie dzielnice rząd niepodległej Rzeczypospolitej. Nawet Kraków nie zawsze życzliwy wobec „młodszej stolicy”, już w pierwszych dniach wolności zaakceptował jej polityczną zwierzchność. „Tak być musi. Opór przeciwko temu byłby frondą prowincjonalizmu, a Kraków nigdy narowów prowincjonalizmu nie miał” – przekonywał publicysta krakowskiej „Nowej Reformy”.
Warszawa była największym miastem Polski. W 1918 roku miała prawie 760 tysięcy mieszkańców, a już w 1926 roku – ponad milion. „Zjechało się do tej nowej stolicy wszystko, co było rzutkie i nie zasypiające gruszek w popiele, ze Lwowa, Wilna, Poznania, Krakowa, z prowincji dawnego Królestwa, Galicji, Poznańskiego. Słyszało się wszystkie gwary i narzecza. Tu przeciągle i śpiewnie pytał o coś kresowianin, tam słyszało się lwowskie «ta joj», ówdzie twardy akcent poznański. Spieszył kto mógł do Warszawy jako miasta przyszłości, gdzie wszystko było w stadium tworzenia, gdzie każdy spodziewał się znaleźć zajęcie, zarobek, łatwą możność zainstalowania się, zapewnienia sobie istnienia” – pisał Stanisław Lam.
Zarówno dla przybyszów, jak i dla starych warszawiaków życie w stolicy nie było łatwe. Większość relacji z pierwszych powojennych lat mówi o długo utrzymującej się drożyźnie i spekulacyjnych cenach na wszystkie produkty spożywcze. „Niemcy wyżarli wszystko, co było w kraju, i na wystawach sklepowych zostawili tylko pęczak, tę zmorę kulinarną pierwszej okupacji” – wspominał Antoni Słonimski, który razem z Żeromskim, Wieniawą, Makuszyńskim, Lechoniem jadał więcej niż skromne „urzędowe” obiady, wydawane na kartki w restauracji Astoria.
Warszawa, Krakowskie Przedmieście, 1933 rok
W zdewastowanym mieście brakowało mieszkań – wszak podczas wojny nie tylko nie budowano nowych, ale i nie przeprowadzano remontów starych, szybko niszczejących budynków. Jeszcze w końcu lat dwudziestych około 80 procent lokali było pozbawionych bieżącej wody i kanalizacji. Niemal co trzecie warszawskie mieszkanie miało sublokatorów – deficyt mieszkań, jeden z największych w Polsce, osiągnął szczyt w 1925 roku. Nawet gmachy rządowe i reprezentacyjne najczęściej nie nadawały się do godnego pełnienia swych funkcji. Zamek Królewski, symbol państwowości polskiej, zdewastowany, ograbiony z mebli i obrazów przez Rosjan opuszczających Warszawę w 1915 roku, po wojnie zajęło między innymi Ministerstwo Spraw Wojskowych. Oprócz biur, drukarni, kasyna, w części zamkowych pomieszczeń ulokowano mieszkania służbowe oficerów. W 1919 roku na Zamku urzędował również ówczesny premier, Ignacy Paderewski. Lista lokatorów tego najobszerniejszego gmachu w Warszawie ciągle się zmieniała. Za prezydentury Stanisława Wojciechowskiego, w roku 1924 na Zamek wprowadził się Stefan Żeromski. „Kiedy poszliśmy tam po raz pierwszy, mama, myślę musiała się poczuć dość wstrząśnięta, zobaczywszy, że mieszkanie na drugim piętrze Zamku znajduje się w zupełnie pustym skrzydle, gdzie w obie strony ciągną się szeregi sal i pokoi z zerwanymi posadzkami, odbitym tynkiem i trzciną zwisającą z sufitów” – wspominała Monika Żeromska, córka pisarza. „Ale mieszkanie było śliczne, własne, duże, nawet bardzo duże, a mimo to zaciszne, wygodne (…). Zaraz zresztą okazało się, że nie jesteśmy na tym piętrze sami, obok nas zamieszkali mili sąsiedzi (…). On był lotnikiem, jego żona była siostrzenicą prezydenta Wojciechowskiego”.
Warszawa, ulica Bugaj u stóp Zamku Królewskiego, 1927 rok
Warszawa, sprzedawcy papierosów i wody sodowej na Krakowskim Przedmieściu, 1925 rok
Zgodnie z dekretem Rady Ministrów z 1920 roku Zamek Królewski, Łazienki, Belweder, Wawel i Spała zostały uznane za oficjalne rezydencje Naczelnika Państwa. Jednak Piłsudski na Zamku nie zamieszkał; jako głowa demokratycznego państwa nie chciał urzędować w dawnej siedzibie królów, a zapewne i fatalny stan pomieszczeń zamkowych miał niebagatelny wpływ na tę decyzję. Wybrał Belweder, bardziej kameralny i mniej zniszczony, choć „wewnętrzne urządzenie domubyło przygodne, bez wytrzymania stylu nawet w meblach i ozdobach, nie mówiąc już o zaopatrzeniu gospodarczem, które można powiedzieć, na razie nie istniało wcale. Nie posiadano nie tylko chociażby najskromniejszego serwisu srebra, ale nawet i platerów przyzwoitych”– relacjonował ówczesny Generalny Adiutant Naczelnika, generał Jacyna. „Sala reprezentacyjna była jedna, obszerniejszy nieco pokój stołowy, pozatem na parterze był rząd pokoi mniejszych, zajętych przez biura, Naczelnik Państwa – sam, bez rodziny – mieszkał na górze, w niewielkim lokalu, składającym się z czterech pokoi”.
Dla władz Drugiej Rzeczpospolitej, ale także dla warszawiaków, niezwykle ważne było przywrócenie polskiego charakteru miasta. Jeszcze w 1925 roku w „Kronice Warszawy” Stefan Żeromski pisał: „I tak oto oswobodzona stolica wolnego kraju w zewnętrznej postaci wygląda wciąż jeszcze jak prowincjonalny gród carskiej satrapii”. Już od początku lat dwudziestych przebudowywano w Warszawie wiele reprezentacyjnych gmachów, by oczyścić miasto z architektonicznych pozostałości rosyjskiego panowania. Gruntownym przeróbkom poddano między innymi elewację pałacu Staszica, rozpoczęto prace konserwatorskie na Zamku, aby jego bryle nadać pierwotny kształt z epoki wazowskiej, rozebrano wreszcie monumentalny sobór prawosławny na placu Saskim. „Chodziliśmy wielokrotnie z ojcem i mamą oglądać, jak rozbierają sobór” – wspominała Monika Żeromska. „Stawaliśmy w głębi przy Krakowskim Przedmieściu obok «Lourse’a» albo poprzez kolumnadę z Ogrodu Saskiego wpatrywaliśmy się wszyscy troje, jak ta budowla kurczy się i topnieje w ciągu tygodni. Wydaje mi się, że robota szła niezmiernie szybko”.