Waleczne z gór. Nieznane historie bohaterskich kobiet - ebook
Waleczne z gór. Nieznane historie bohaterskich kobiet - ebook
Odważne, zadziorne, poświęcające własne życie dla dobra kraju i drugiego człowieka, dziś w większości niemal całkowicie nie znane. Kim były góralki walczące w czasie II wojny światowej?
Helena Marusarzówna, kurierka tatrzańska i żołnierka AK, w 1940 roku trafiła w ręce Gestapo. Przetrzymywano ją w zakopiańskim więzieniu Palace. Rok później stracono w Pogórskiej Woli.
Helena Błażusiakówna jako osiemnastoletnia dziewczyna została osadzona w „katowni Podhala”. W jednej z cel wyryła wybitym przez oprawców zębem słowa modlitwy, do której Henryk Górecki skomponował swoją „Symfonię pieśni żałosnych”. Przez lata uważano, że zmarła w więzieniu.
Józefa Mikowa ps. „Ryś”, oficer łącznikowy Tajnej Organizacji Wojskowej, działała na terenie Polski i Słowacji. Do ostatnich chwil, mimo tortur, nikogo nie zdradziła. Podczas przesłuchań uparcie milczała, ratując w ten sposób wielu ludzi. Została zamordowana w więzieniu na Montelupich w Krakowie w 1942 roku.
Agata Puścikowska odkrywa wyjątkowe postaci Walecznych z gór. Z dokumentów archiwalnych, rozmów z mieszkańcami Podhala, Gorców i Beskidów oraz spisanych wspomnień tworzy obraz kobiet z krwi i kości, bohaterek oryginalnych, odważnych, a jednocześnie skromnych i dotąd najczęściej przemilczanych.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-6355-0 |
Rozmiar pliku: | 3,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jeździmy w góry nie tylko na wakacje. Podziwiamy folklor, tradycje, gwarę. Zdobywamy szczyty, dziś dostępne już niemal dla wszystkich. Piękno Tatr i innych rejonów górskich przyciąga coraz większe tłumy. Wydaje się jednak, że zainteresowanie i fascynacja nimi bywają powierzchowne. Świadczą o tym chociażby oblegane tłumnie przez turystów stragany nijak się mające do autentycznej góralszczyzny. Ciężko to oceniać. Po prostu tak jest: przyjeżdżamy odpocząć, zabawić się w tłumie i łapczywie chwytamy co się da, a potem wracamy. Tyle.
Co, gdyby chciało się jednak dotknąć prawdy o górach i ludziach tu mieszkających? Zrozumieć na pozór znane miejsca i na pozór znanych ludzi? Czy to w ogóle możliwe, a jeśli tak, to jak się do tego zabrać? W obiegowej opinii górale to ludzie radośni i otwarci, w rzeczywistości jednak są skryci. Trudno się przebić przez pancerz ich nieufności wobec „ceprów”. Czy da się ich głębiej poznać, gdy wpada się w góry jak do sklepu szybkiej obsługi i kupuje w wersji _instant_ góralszczyznę i jej współczesne formy?
Tymczasem góralskie piękno, godność i duma, folklor prawdziwy, a nie „_made in China_”, istnieją. W rodzinach, kołach gospodyń wiejskich, parafiach, w zespołach muzycznych, szkołach – w wielu wsiach, miasteczkach i osadach.
Ze znajomością historii Podhala, Gorców, Beskidów – czy w ogóle terenów na południe od Krakowa – bywa różnie. Do świadomości zbiorowej przez ostatnie dziesiątki lat przebiło się mocne i nośne hasło, powracające jak nieznośna czkawka nie tylko na Podhalu: „_Goralenvolk_”¹. Historia zdrady, realne osoby renegatów, dramat i wstyd przewijają się w pamięci zbiorowej. Paradoksalnie, wstyd tego dotyczący odczuwają nie tylko potomkowie kolaborantów, lecz także potomkowie patriotów, walecznych i oddanych Polsce. Nawet dziś, chociażby w rozmowach prywatnych, można wyczuć palący wstyd za sąsiada czy dalekich krewnych. Tak jakby odpowiedzialność za zdradę była zbiorowa, choć nie jest, nie była i nigdy nie będzie. A przecież ogromna większość górali z przerażeniem przyjmowała zarówno wybuch wojny, jak i – tym bardziej – kolaborację części góralskiej społeczności.
Dlaczego jednak historia zdrady dość mocno zakorzeniła się w polskiej pamięci, podczas gdy historię bohaterstwa nadal trzeba odkrywać? Prosta zasada, że zdrada sprzedaje się lepiej, chyba sprawdza się tu idealnie. Fakt, że istniało proniemieckie „księstwo góralskie”, że po Zakopanem przechadzał się – bardzo groteskowy – „góralski książę” Wacław Krzeptowski, przemawia do wyobraźni, układa się w sceny, prowokuje. Wówczas Krzeptowski wzbudzał politowanie, ale przede wszystkim złość u górali. Wielu planowało na nim krwawą zemstę już od początku okupacji – dokonano jej zaś dopiero pod koniec wojny. Zresztą i obecnie ta postać raczej nie pozostawia obojętnym. Chociaż trudno się temu dziwić, jednak niepokoi skala zainteresowania tematem i współczesne nadawanie nadmiernego znaczenia związanym z nim wydarzeniom, ludziom, miejscom, podczas gdy niemal się nie pamięta o przeciwstawianiu się okupantowi. Można też odnieść wrażenie, zwłaszcza ostatnio – że bohaterstwo tych, którzy stawiali najeźdźcy opór, zostało wyparte ze zbiorowej świadomości z powodu kolaboracji tych nielicznych, przez co zamiast skupiać się na pięknie walki o wolność, skupiamy się na zdradzie. Może po prostu… wolimy szukać sensacji, nie zaś prawdy?
Nadal za mało mówi się o heroicznej walce mieszkańców gór z okupantem, narażaniu życia i oddawaniu go za wolność ojczyzny. Oczywiście owo zaniedbanie stanowi spuściznę lat powojennych, gdy polscy żołnierze nie zawsze mogli mówić wprost o swojej walce, a wręcz bywali prześladowani i traktowani jako obywatele drugiej kategorii. Z tego względu nie wszyscy się przyznawali do udziału w ruchu oporu i nawet w rodzinnym gronie przez długi czas nie wspominali o tym.
Do dziś zresztą wiedza na ten temat często okazuje się fragmentaryczna. Na pytanie o formy sprzeciwu na terenach górskich większość zapewne odpowie: działalność kurierów tatrzańskich. Kojarzymy mężczyzn, którzy polskich żołnierzy, oficerów, patriotów chcących dołączyć do polskiej armii na Zachodzie przeprowadzali przez góry i Słowację aż na Węgry. Bywa, że w tym kontekście pada nazwisko Heleny Marusarzówny – kurierki. Ta bohaterska, piękna, młoda kobieta, która zginęła 12 września 1941 roku, również weszła do świadomości zbiorowej. Mniej mówi się już jednak o tysiącach osób pomagających kurierom: o mężczyznach i kobietach z wiosek, miast, z różnych środowisk, bez których przeprawy przez góry nie byłyby w ogóle możliwe. To ta armia cichych i nieznanych wspierała heroiczną pracę kurierów.
A co z innymi formami walki? Jakoś nie słychać o bohaterskich poczynaniach członków Konfederacji Tatrzańskiej – rdzennej podhalańskiej organizacji, która powstała, by walczyć z Niemcami, i którą współtworzyła bohaterska kobieta Jadwiga Apostoł. Zbyt mało wspomina się żołnierzy Armii Krajowej operujących na Podhalu. Z rzadka napomyka się o cichej, skutecznej dywersji, walce tysięcy górali i góralek z kontyngentami niemieckimi czy wywożeniem polskiej młodzieży na roboty do Rzeszy. Zapomina się o wartości, jaką była niepozorna, ale skuteczna walka z niemiecką propagandą – powielanie i przekazywanie biuletynów, prasy konspiracyjnej. Nie docenia się roli tajnego nauczania, walki o kulturę i sztukę, podtrzymujących patriotyzm i pomagających nie ulec propagandzie wroga. Nie pamięta się o domach, rodzinach – kobietach i mężczyznach, a nawet dzieciach, którzy ze świadomością możliwych konsekwencji ukrywali żołnierzy czy konspiratorów: każdego, komu zagrażali Niemcy. Ruch oporu, o czym za chwilę przekonają się Państwo, nie byłby możliwy, gdyby nie solidarność, wierność i ciche wsparcie tysięcy zwykłych ludzi. Ludzi, których nazwisk już dziś nie znamy…
Jeśli mówi się o bohaterach z gór, jeśli przywołuje się ich biografie, to najczęściej wspomina się mężczyzn. Rzeczywiście to absolutnie wyjątkowe postaci, których życie to wręcz gotowe scenariusze filmów sensacyjnych. Znamy dość dobrze życiorysy Bronisława Czecha, Wincentego Galicy, Stanisława Marusarza, Włodzimierza Szyca, Augustyna Suskiego i wielu innych. Mężczyzn śmiałych, dzielnych, wspaniałych, których historie na szczęście zostały dobrze zachowane, spisane, opracowane. Warto jednocześnie, mówiąc o ludziach gór walczących z okupantem, przypominać też kobiety, dotąd szerzej nieznane. Równie heroiczne jak mężczyźni, a bywa, że dające z siebie nawet więcej niż oni. Pomijanie ich, świadome lub nie, to błąd. Gdyby nie one, opór byłby daremny.
Tereny górskie, w naturalny sposób oddzielone od reszty okupowanego kraju, były miejscem wyjątkowym, gdzie i walka musiała być inna. Gromadziły ludzi twardych i mądrych – silnych górali i waleczne góralki. Byli poważnymi przeciwnikami, których Niemcy szczerze się bali, nie tylko zwalczali ich więc zwykłymi metodami, ale w wyjątkowy sposób próbowali nimi zawładnąć, by wykorzystać ich siłę do własnych celów. Jednak nadaremnie.
W czasie moich wypraw w rejony górskie poznawałam tamtejsze kobiety. Wymagało to czasu, godzin rozmów, powrotów, wzajemnego przekonywania się do siebie, przekraczania wielu barier. W końcu wzajemnej sympatii, szczerości i otwartości. Współczesne góralki to najczęściej kobiety bardzo silne psychicznie, twarde, a jednocześnie ogromnie wrażliwe i bardzo dobre. Dbające o dom, rodzinę i spełnione zawodowo. Łączące góralską zadziorność z ciepłem i chęcią pomocy potrzebującym. To matki dbające o rodzinę i dzieci, ceniące tradycję. A jednocześnie kobiety sukcesu. Nie robią jednak wokół tych umiejętności, sprawnego łączenia ról, wielkiego szumu: jest to dla nich naturalne, tak jak naturalne było dla ich matek, babć i prababek.
Dlaczego o tym wspominam? Podstawą są tu właśnie korzenie, wartości, w których wyrastały, historie rodzinne wpisane w polskie dzieje.
Współczesne góralki to spadkobierczynie walecznych postaci: Heleny Marusarzówny i jej sióstr, Jadwigi Apostoł, Heleny Błażusiak, Józefy Machay-Mikowej, Antoniny Tatar i wielu innych. Przy tym ich dziedzictwo dotyczy osób połączonych z nimi nie związkami krwi, lecz czymś bardziej ulotnym, ciężko uchwytnym, co jest jednak – w kontekście trwałości relacji społecznych i kształtowania tradycji regionu – nieodzowne. Kobiety górskiego pogranicza od dziecka musiały radzić sobie z nieurodzajną ziemią, biedą, były zmuszone ciężko pracować, by utrzymać siebie i rodzinę. Jednocześnie miały siłę, czas i energię, by robić coś więcej: tworzyć, rozwijać talenty i działać dla społeczeństwa, uczyć się, kształcić innych, wychowywać. Widziały w tym przyszłość i warunek rozwoju ukochanego kraju. Dla większości z nich Polska była wartością nadrzędną, choć o patriotyzmie w zasadzie się nie mówiło, nie teoretyzowało i nie odmieniało go przez wszystkie przypadki. Postawę patriotyczną kobiety gór wynosiły po prostu z domów. I niosły dalej – do tych miejsc, w których pracowały, tworzyły, działały.
Wybuch wojny na terenach górskich, na Podhalu, w Pieninach, Orawie, Spiszu, w Gorcach, był dla nich osobistym dramatem, sytuacją ekstremalnie trudną, bolesną. Musiały zmierzyć się z wrogiem nieprzebierającym w środkach. Stawały do walki z Niemcami, ale i – ku rozpaczy wielu – z polskimi kolaborantami, zdrajcami, którymi często okazywali się dawni współpracownicy czy przyjaciele rodziny.
Przystępowały do walki w pełni świadome ryzyka. Doskonale wiedziały, jak wiele mogą stracić. Zdawały sobie sprawę zarówno z szans, jak i z zagrożeń. Wiedziały, że jako kobiety ryzykują, prócz utraty życia, również utratę godności – gwałty, tortury w czasie przesłuchań.
Mimo to postawiły wszystko na jedną kartę: walkę o Polskę, obronę góralskiego honoru. Tworzyły sieć mniej lub bardziej zorganizowanej i sformalizowanej pomocy. Sieć wsparcia tych, którzy walczyli na pierwszej linii. Chociaż wiele z nich również i tam się znalazło.
Większość z nich zapłaciła za ten wybór wysoką cenę. Więzione w Palace – zakopiańskiej „katowni Podhala”, na Montelupich w Krakowie, a także Tarnowie, jeśli przeżyły wielotygodniowe kaźnie, trafiały do obozów w Auschwitz lub Ravensbrück. A jeśli i to przeżyły, a władze komunistyczne nie deptały im po piętach, wracały do siebie, w góry. Żyły wówczas w ciszy, bez rozgłosu, pracując, wychowując dzieci swoje i cudze. Niejednokrotnie ukrywając swoje bohaterstwo. Czasami umierały samotnie nierozumiane przez najbliższe otoczenie i zmieniający się świat. Jeśli natomiast komunistyczne władze nie dawały im spokoju, wyjeżdżały z ojczystych stron. Ukrywały się gdzieś w centrum kraju czy na północy, zmieniały nazwiska, pracowały do utraty tchu, często fizycznie, aż do starości. Umierały. Świat o nich – w obu przypadkach – niemal całkowicie zapomniał. Mijały lata. Nawet już wtedy gdy o bohaterach i bohaterkach wojennych z Warszawy, północy i zachodu Polski zaczynało się mówić głośno, przywracając im godność i pamięć, waleczne kobiety z gór nadal pozostały niemal zapomniane. W najlepszym razie znane były lokalnie, niemal wyłącznie w miejscowościach, w których działały lub z których pochodziły. Polska, z małymi wyjątkami, nie miała szans ich poznać. Trudno do końca zrozumieć dlaczego.
Stykałam się z historiami tych bohaterek stopniowo. I stopniowo też waleczne z gór stawały się i moimi bohaterkami. Fascynującymi na różne sposoby kobietami, które inspirują mimo upływających lat. Różniły się charakterami, pochodzeniem, wykształceniem. Łączyła je jednak odwaga, miłość ojczyzny i troska o powierzonych im ludzi.
Poznawałam je, najpierw śledząc historię i pisząc o siostrze Klemensie Staszewskiej, urszulance wspierającej ruch oporu w Beskidach, Gorcach i Tatrach, która za swoją działalność była więziona w Palace, by w końcu zginąć w Auschwitz. Potem trafiłam na Helenę Błażusiak, znaną głównie dzięki _III Symfonii. Symfonii pieśni żałosnych_ Henryka Góreckiego. To ona jako osiemnastoletnia dziewczyna wybitym przez oprawców zębem wyryła w piwnicy Palace słynną modlitwę. Długo myślano, że nie przeżyła pobytu w katowni Podhala. Tymczasem ze zdziwieniem odkryłam, że mimo tortur, których tam doznała, dożyła sędziwego wieku otoczona kochającą rodziną.
Potem były kolejne osoby.
W końcu wybrałam się do Palace. Przedwojenny ekskluzywny pensjonat przy ulicy Chałubińskiego, do którego zjeżdżała śmietanka towarzyska z całego kraju, w czasie wojny został przez Niemców zamieniony w miejsce kaźni. Paradoks: „pałacowe” mury, w których niegdyś zażywano odpoczynku, stały się miejscem tortur tysięcy Polaków.
Budynek ten widzieliśmy pewnie wszyscy, odwiedzając Zakopane. Czy weszliśmy do środka? Zeszliśmy do podziemi, do piwnic, które pamiętają tysiące ofiar?
Miejsce to, jakże ważne dla historii walki i męczeństwa kobiet z gór, warto zwiedzić, chociaż to doświadczenie wstrząsające. Dojmujące szczególnie wtedy, gdy przyjechaliśmy odpoczywać w przepięknych górach. Zatrważające, bo w tamtejszych piwnicach ze zdjęć patrzą na nas ci, którzy tutaj byli katowani i mordowani. Do niedawna zresztą ślady wyryte na zimnej ścianie, wyskrobane paznokciami i naznaczone krwią w dramatyczny sposób opisywały przebyte tortury.
To tam zobaczyłam twarze dziesiątek kobiet, a wraz z nimi zaczęłam poznawać zachowane fragmenty ich życiorysów, które jak mozaika łączą się w przepiękny, choć dramatyczny obraz. Obraz kobiecej walki i ogromnej siły. Obraz ten jednak nadal znany jest nielicznym… Natomiast same rodziny, krewni bohaterek, dzieci, wnukowie, kuzyni walecznych z gór wielokrotnie w rozmowach powtarzali mniej więcej takie słowa: „My biografię naszej bohaterki znamy dość dobrze. Ale już nasi sąsiedzi nie wiedzą o niej nic”. Lub też: „Chcielibyśmy w końcu przeczytać o naszej krewnej, a nie o tym, pod czyim dowództwem i w którym miejscu walczyła. Chcemy skupić się na niej jako na człowieku, na tym, co czuła, jaka była, dlaczego walczyła, a nie wyłącznie na datach, opisach potyczek czy liczbie użytej broni”. Ta ostatnia wypowiedź jest i mi, jako autorce, szczególnie bliska.
Osoby przedstawione w tej książce pochodziły z różnych miejscowości Podhala, Gorców, Orawy, Beskidów i Pienin. Mimo że nieraz mieszkały blisko siebie, najczęściej się nie znały. Jednocześnie ich biografie łączy przedziwna nić powiązań – walczyły o wspólne wartości, a przede wszystkim przeciwko temu samemu wrogowi. Ich walka wykraczała daleko poza góry, doliny i turnie i promieniowała zarówno na południe – daleko poza Tatry, jak i na północ – daleko za Kraków.
Ich biografie często łączyła dopiero śmierć. Łączyły miejsca kaźni i miejsca straceń. To w Palace, na Montelupich w Krakowie czy w Tarnowie niejako się spotykały, choć w różnym przecież czasie. I to tam znaleźli się świadkowie, którzy widzieli ich walkę do końca, dając później świadectwo o tych, którym nie udało się przeżyć. Dziś więc, chociaż od wojny mijają kolejne lata, warto przypomnieć waleczne kobiety z gór. Trzeba to zrobić dla nich, ale również dla nas samych i przyszłych pokoleń. Odkrycie na nowo tych niezwykłych biografii może być uzdrawiające, inspirujące. Może pomóc odważnie spojrzeć w przyszłość. Dać powód do prawdziwej dumy nam, współczesnym kobietom i mężczyznom.
W czasie moich wędrówek w poszukiwaniu śladów bohaterek, historii z nimi związanych trafiłam do Szkoły Podstawowej w Lipnicy Wielkiej. Jest to miejsce związane z Józefą Machay-Mikową. Na ścianie wisi portret jej i męża Emila. I podpis nieznanego autorstwa: „Kim jesteś, jeśli nie stajesz w obronie tego, w co wierzysz?”.
Zostawiam Państwa z tym pytaniem przed lekturą _Walecznych z gór_.
------------------------------------------------------------------------
1 Po zajęciu przez Niemców we wrześniu 1939 roku Podhala Henryk Szatkowski, przedwojenny działacz polityczny, zaczął przy wsparciu okupanta propagować ideę, jakoby górale byli pochodzenia niemieckiego. Goralenvolk miał bowiem oznaczać naród (lud) góralski wywodzący swe korzenie z ludów germańskich.