- W empik go
WARSZAWA Opowieść o gotyckim mieście - ebook
WARSZAWA Opowieść o gotyckim mieście - ebook
W serii wydawniczej, mającej w zamierzeniu składać się z czterech tomów, z których pierwszy trafia właśnie na półki księgarskie, autor opowiada o pasjonującej podróży w czasie, o wyprawie do dawnej Warszawy, kiedy miasto rozwijało się w obrębie murów obronnych i w ich najbliższym sąsiedztwie. Tom pierwszy pt. „Rezydencja książąt mazowieckich”, prowadzi czytelnika krok po kroku przez zakamarki gotyckiego Zamku i wskazuje miejsca, w których wciąż można natknąć się na jego materialne pozostałości.
Kategoria: | Architektura |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8221-367-6 |
Rozmiar pliku: | 9,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Najukochańszej Mamie
Za to, że bez cienia wahania wspierała mnie w najtrudniejszych chwilach życia i bez pomocy której książka ta nigdy nie mogłaby powstać (ach, te relikty!)
Wspaniałej promotorce, dr Ewie Zawadzkiej-Kowalskiej
Za rozpalenie we mnie miłości do historii sztuki oraz za bezcenne wskazówki do pracy licencjackiej, która stała się fundamentem niniejszej serii wydawniczej
Mistrzowi w przelewaniu myśli na papier, Dominikowi
Za natchnienie, którego doświadczyłem, gdy podzielił się ze mną genialnym w swej prostocie pomysłem na wydanie książki
Przyjaciołom
Za inspirację i niezliczone dobre słowa, które dawały mi motywację w chwilach zwątpienia
Dyrekcji i pracownikom Zamku Królewskiego w Warszawie — Muzeum
Za przychylność i nieocenioną pomoc w pracy nad książką
Wszystkim niewymienionym wyżej osobom i instytucjom
Za okazane zainteresowanie i wsparcie, dzięki którym niniejsza praca mogła przybrać ostateczny kształt.Od autora
Duża cegła dwuręczna, niepozorna bryła wypalonej gliny, jest dziś znakiem rozpoznawczym gotyku na Mazowszu, dzierżąc bezsprzecznie tytuł ikony stylu, który zdominował architekturę średniowiecznych miast. A przecież jeszcze całkiem niedawno wypatrzenie jej śladów było w Warszawie niemal niemożliwe. Znikającą nieubłaganie przez kolejne stulecia pod nawarstwieniami historycznymi, przesłoniętą kostiumami zdobień, będących wyrazem szybko zmieniających się trendów i mód, zaczęto odkrywać na nowo dopiero pod koniec XIX w., a potem w okresie międzywojennym, dzięki grupie uczonych, miłośników historii, archeologii i architektury. Zacne to grono badaczy, oddając się realizacji przyświecających im idei z godnym szacunku zaangażowaniem, podejmowało szereg różnorodnych działań, których celem było poszerzanie wiedzy o najdawniejszej historii miasta. Za przykład takiej działalności niech posłuży choćby odważna inicjatywa Jana Zachwatowicza, architekta, historyka architektury i miłośnika zabytków, polegająca na odsłonięciu w latach 30. XX w. sporego odcinka staromiejskich murów obronnych, dotychczas gęsto obudowanych nadgryzionymi zębem czasu, chylącymi się ze starości domami. Na niwie odkrywania tajemnic przeszłości niemałe osiągnięcia notował też Kazimierz Skórewicz. Badania prowadzone przez niego po I wojnie światowej na Zamku Królewskim przyczyniły się do ujawnienia średniowiecznego rodowodu zamkowego skrzydła wschodniego, nazywanego odtąd często gotyckim, w którego zrębach, ku niemałemu zaskoczeniu, rozpoznał Dom Wielki — Curia Maior, pamiątkę po Zamku Książęcym z początku XV w. To niezwykłe odkrycie stało się impulsem do odsłonięcia i wyeksponowania od strony Dziedzińca Wielkiego dekoracyjnej, gotyckiej elewacji Curia Maior. Przerwę w pracach badawczych wymusiła brutalnie II wojna światowa, która, siejąc ogromne spustoszenie, paradoksalnie przyczyniła się do tego, że spod ruin i gruzu zaczęły wyłaniać się dawno zapomniane okruchy starej Warszawy. Świadkowie początków miasta, bezcenne, średniowieczne pamiątki, których chyba tylko cudem nie zdołał zatrzeć czas ani niszczycielskie zapędy najeźdźców, stanowią niezwykły fundament, trwałą opokę, na której Warszawa przez stulecia budowała i wciąż buduje swoją tożsamość.
W serii wydawniczej, mającej w zamierzeniu składać się z czterech tomów, z których pierwszy, drodzy czytelnicy, właśnie trafia do waszych rąk, opowiadam o jedynej w swoim rodzaju podróży w czasie, wyprawie do dawnej Warszawy, kiedy miasto rozwijało się w obrębie murów obronnych i w ich najbliższym sąsiedztwie. Jest to opowieść o Warszawie z czerwonej, gotyckiej cegły, a także z drewna i kamienia.
Pomysł na zmierzenie się z tym — niełatwym skądinąd — tematem, przyszedł mi do głowy już kilkanaście lat temu i zaczął kiełkować na gruncie fascynacji historią miasta i jego architekturą. Jeszcze w trakcie studiów postanowiłem, początkowo w ramach hobby, opracować zestawienie prezentujące możliwie kompletny zbiór warszawskich obiektów, w których można by doszukać się choć cienia zachowanej substancji zabytkowej pamiętającej średniowieczną Warszawę. Przekuwając postanowienie w czyn, zaopatrzony w aparat fotograficzny, wyruszyłem pewnego słonecznego, zimowego poranka na przełomie 2004 i 2005 roku na poszukiwania, w — jak się później okazało — niezwykle ciekawą, owocną i trwającą wiele miesięcy, wędrówkę. Z dnia na dzień poczułem się jak odkrywca, a kolejne sekrety odsłaniane przez wciąż tajemnicze miasto dodawały mi energii do dalszych eksploracji. Po dwóch latach, obszerne już wtedy zestawienie, awansowało z czysto hobbystycznego do rangi pracy dyplomowej, ilustrowanej dziesiątkami fotografii i wzbogaconej o projekt Warszawskiego Szlaku Gotyckiego, by w końcu stać się dla mnie inspiracją do napisania książki.
Podczas pracy nad lekturą niejednokrotnie zastanawiałem się, jakie określenie najlepiej oddawałoby jej charakter. Z czasem doszedłem do wniosku, że sformułowanie trafiające w dziesiątkę, to eklektyzm. Tak, Warszawa. Opowieść o gotyckim mieście, jest książką zdecydowanie eklektyczną, książką, w której mieszają się pomysły i style, raz z gracją, to znowu bezceremonialnie, niewiele sobie robiąc z jakichkolwiek konwencji. W tomie niniejszym znalazło się niemal wszystko, co interesujące — od poważnych hipotez traktujących o początkach grodu książęcego, po legendy miejskie, kreślące w tonie gawędy pejzaż Warszawy sprzed wieków. Na książce nie zawiedzie się też nikt, kto docenia język obrazu — nie zabrakło w niej miejsca na dziesiątki szkiców i fotografii wzbogacających tekst. To jednak nie koniec. Cóż komu bowiem po solidnej dawce teorii, jeśli nie połączy jej z praktyką? Dlatego właśnie Warszawa…, to przede wszystkim przewodnik i spacerownik, którego ideą jest zachęcenie was do samodzielnego odkrywania sekretów stolicy i namówienie na wyprawę szlakiem tajemniczych zakątków Starówki.
Zdecydowałem, że nie będzie to pozycja stricte naukowa, z setkami przypisów i sztywnym językiem, dlatego też pozwoliłem sobie zrezygnować z uciążliwego zarówno dla odbiorców (nie ma za co!), jak i dla autora, odnoszenia się w tekście do źródeł. Doszedłem do wniosku, że zamieszczenie bibliografii na końcu opracowania w zupełności wystarczy. Chciałem, aby była to historia na tyle poważna, by mogła zająć osobę głębiej zainteresowaną tematem, ale jednocześnie opowiedziana językiem na tyle lekkim, by zechciał się z nią zaprzyjaźnić również przysłowiowy Kowalski. I oto jest! Zaczynajmy!Ponieważ do tablicy zostało wywołane hasło szlak, czuję się w tym miejscu zobowiązany do napisania kilku słów tytułem usprawiedliwienia. Zarys szlaku zwiedzania, który proponuję w niniejszej publikacji, powstał już jakiś czas temu. Na nim oparłem narrację, a także pomysł na szatę graficzną. A potem, dokładnie tak, jak w średniowieczu, znienacka zaatakowała… zaraza, przez którą w 1. poł. 2020 r. świat stanął na głowie, w tym także sposób organizacji ruchu turystycznego w muzeach. Dlatego, kiedy postanowicie wybrać się na Stare Miasto w poszukiwaniu gotyku i zapukacie do bram Zamku Królewskiego, pamiętajcie, że w związku z tymczasową organizacją zwiedzania może okazać się, iż nie wszystkie komnaty, o których opowiadam w spacerowniku i do których odwiedzenia zachęcam, są aktualnie dostępne. Ja także nie jestem z tego powodu szczęśliwy, dlatego tym bardziej trzymam kciuki (wy też trzymajcie!), aby wszystko szybko wróciło do normy.W średniowiecznych źródłach spotyka się też określenie Warszewa. Na przełomie XV i XVI w. nazwa miasta zaczęła ewoluować i ostatecznie przyjęła używaną dzisiaj formę Warszawa.
Część badaczy jest zdania, że to nie Bolesław II mazowiecki (dzielnicą czerską władał w latach 1294—1310), ale jego brat Konrad II czerski (dzielnicą czerską władał w latach 1283—1294) pod koniec swojego panowania założył gród warszawski, co postarzałoby go odrobinę (oczywiście mam na myśli gród, nie księcia) o kilka, może kilkanaście lat. Biorąc jednak pod uwagę dokumenty pisane i sytuację polityczną na Mazowszu w końcu XIII w., hipoteza wskazująca na Konrada II czerskiego, jako założyciela grodu, wydaje się mało prawdopodobna.
Niektórzy uczeni przesuwają datę lokacji miasta na pierwsze lata XIV w.
Istnienie Kamionki już w końcu XIII w. coraz częściej podaje się w wątpliwość. Pierwsza znana nam wzmianka o Kamionce pochodzi dopiero z 1484 r. Co zastanawiające, strumienia, który miałby spływać ze skarpy wprost do Wisły, nie widać też na skądinąd dość szczegółowych pierwszych widokach Warszawy z przełomu XVI i XVII w. Jak by jednak nie było, skarpę w tym miejscu przecinał głęboki, opadający ku Wiśle wąwóz, zwiększający znacznie walory obronne cypla, na którym wzniesiono gród i towarzyszące mu miasto.
Data powstania Domu Starego wciąż bywa przedmiotem dyskusji badaczy. Są tacy, którzy sugerują, że gmach mógł zostać wzniesiony jeszcze za panowania Siemowita III, poprzednika Janusza I Starszego. W świetle najnowszych badań i dociekań, twierdzenie to zdaje się jednak nie znajdować uzasadnienia.
W trakcie obrad sejmu lubelskiego w 1569 r. doszło do zawarcia unii polsko-litewskiej, wskutek czego oba kraje zostały połączone w jeden silny i rozległy terytorialnie organizm państwowy — Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Decyzja o zwoływaniu kolejnych sejmów walnych do Warszawy była z praktycznego punktu widzenia oczywista, wszak miasto znalazło się niemal w środku wielkiego państwa, które właśnie powołano do życia.
Krakowianie powiadają dziś z pewnym przekąsem, że dobrze wiedzą, dlaczego Zygmunt III Waza przeniósł się z Krakowa do Warszawy. Dlaczego? Rzecz prosta — ot chciał się po prostu przeprowadzić z miasta na wieś. Pozwólcie (wyrazy szacunku za to, że udało wam się dobrnąć w lekturze aż tutaj), że spuszczę na tę hipotezę zasłonę milczenia…
Za cenzurę z góry, a właściwie z dołu, przepraszam, niemniej ponieważ w książce papierowej wciąż jeszcze nie da się włączyć opcji ochrony rodzicielskiej (chyba że użyjemy czarnego markera, a przecież w czytaniu zazwyczaj nie o to chodzi, by bazgrać po kartkach), wierzę, że urocza gwiazdka zamiast tradycyjnej literki zostanie mi wybaczona.
Wśród wielu ciekawych opracowań autorstwa Wilhelma Kolberga, inżyniera, kartografa i miłośnika Warszawy, znalazła się pozycja pt. Ślady dawnych murów otaczających Miasto Starą Warszawę odszukane w roku 1868, opublikowana w 1870 r. w Bibliotece Warszawskiej.W starszych opracowaniach naukowych spotyka się pogląd, że gród od strony Wisły był chroniony drewnianą palisadą, jednak w świetle późniejszych odkryć hipoteza ta została zarzucona.
Na podstawie wyników badań archeologicznych przeprowadzonych w początku XXI w. na dziedzińcu Pałacu pod Blachą część uczonych postawiła hipotezę, że warstwy spalenizny nie są pozostałością po zbrojnym najeździe (do którego miałoby w ogóle nie dojść), ani po przypadkowym pożarze, ale po celowym wypaleniu fragmentu puszczy pod nową zabudowę i instalacje obronne. Co więcej, badacze ci sugerują, że o ile odsłonięty pod powierzchnią dziedzińca ceglany mur obronny osunął się ze szczytu skarpy wskutek katastrofy, o tyle odkryty obok fragment wału skrzyniowego znajduje się in situ, czyli w miejscu, w którym go wybudowano. Jeśli rzeczywiście wał miałby od chwili jego wzniesienia około 1353 r. znajdować się pod skarpą, a nie na jej szczycie, byłby to poważny powód do przeprowadzenia kolejnej rewizji naszej dotychczasowej wiedzy o najwcześniejszym grodzie warszawskim.
W literaturze przedmiotu pojawiają się też hipotezy, że Wieża Wielka mogła zyskać nadbudowę później, w początku XV w., przy okazji budowy Domu Wielkiego.
Oczywiście przy założeniu, że zarówno mur, jak i wał osunęły się ze skraju skarpy. Hipoteza ta słabnie, jeśli przyjmiemy, że odkryty wał w chwili katastrofy znajdował się in situ, czyli u podnóża skarpy, a nie na jej szczycie i został wzniesiony jako obiekt nie tylko obronny, ale też stabilizujący podstawę cypla. W takim przypadku należałoby uznać, że ze szczytu skarpy osunął się tylko mur, który upadając na biegnący dołem wał, zmiażdżył górne partie jego drewnianej konstrukcji. Wspomniana przeze mnie już wcześniej w przypisie na stronie 48. hipoteza, jakoby wał został poprowadzony u stóp skarpy a nie na jej szczycie, wymaga dalszych badań i analiz.
Jeśli jednak przyjmiemy, że nie Janusz I, ale już wcześniej Siemowit III rozpoczął wznoszenie muru południowo-wschodniego i wschodniego, to przedział czasowy, w którym mogło dojść do katastrofalnego w skutkach osunięcia się skarpy powinniśmy nieco rozszerzyć i założyć, że zdarzenie miało miejsce w latach 60. lub 70. XIV w., nie później jednak, niż 23 listopada 1379 r. (data wydania przez księcia Janusza I przywileju zobowiązującego mieszczan do budowy kolejnych odcinków murów obronnych).
Założyliśmy, że stary, drewniany, mieszkalny budynek książęcy niedawno przestał istnieć ze względu na osunięcie się skarpy, trudno zatem znaleźć dla Kamienicy zastosowanie inne, niż mieszkalne.
W fakcie budowy Domu Wielkiego w pobliżu skraju urwiska, które wskutek katastrofy zostało kilkanaście lat wcześniej ukształtowane przez siły natury na nowo (por. ryc. 15.2 i 17.2), badacze dopatrują się próby ostrożnego powrotu księcia nad krawędź skarpy w celu odzyskania części terenów utraconych w kataklizmie.
W literaturze przedmiotu można spotkać się z hipotezą, że był to Dom Drabantów (Jurgieltników) i mimo iż stanął na działce kościelnej, należącej z nadania książęcego już od pocz. XV w. do dziekana kolegiaty świętojańskiej, służył księciu i z racji swych funkcji stanowił istotny element zabudowy Curia Minor.Jeśli (żywię nadzieję, że jednak jestem w błędzie) uroda warszawskich księżniczek dorównywała wątpliwemu urokowi średniowiecznej Syrenki, wtedy nazywanej przez mieszczan pieszczotliwie Dziwożoną, nie powinniśmy absolutnie dziwić się temu, że brakowało kandydatów do zdobywania wieży i uwięzionych w niej niewieścich serc. Nie dowierzacie? I, by przekonać się, czy mówię prawdę, koniecznie chcecie osobiście przyjrzeć się obliczu damy, która od samego początku figuruje w herbie miasta? Nic prostszego. Wizerunek Syrenki znajdziecie na str. 156. Niemniej pamiętajcie — zaglądacie tam na własną odpowiedzialność. Żeby nie było, że nie ostrzegałem…
Wątek ceglany, to charakterystyczny, ściśle określony układ cegieł w licu muru.
Wówczas nazywanej już od co najmniej kilkudziesięciu lat Złamaną lub po prostu Wieżą.
Prawdopodobnie właśnie przy okazji tej inwestycji nadbudowano też samą wieżę. Stąd jej przydomek — Wielka.
Mowa o Dawnej Sieni Poselskiej, gdzie zachował się cenny relikt gotyckich schodów w grubości muru od strony Wisły (patrz str. 103—104).
Bazując na wyjątkowo ubogich w informacje źródłach pisanych można wywnioskować, że nawiązująca do gotyku część cokołowa wazowskiego skrzydła południowego została wymurowana już w 1949 r., po czym prace ze względów politycznych trzeba było przerwać. Wciąż nie udało mi się dotrzeć do danych, które jednoznacznie mogłyby potwierdzić ten fakt. Nie wiadomo też, czy jeśli cokół wykonano faktycznie już w 1949 r., w 1971 r. został on rozebrany i przemurowany, w celu wzmocnienia jego konstrukcji przed przystąpieniem do wznoszenia ścian Zamku, czy też nie. Gdyby okazało się, że jednak go przemurowano, pojawia się kolejne pytanie — dlaczego w 1971 r. nie naprawiono błędu popełnionego 22 lata wcześniej i nie zmieniono wątku polskiego na wendyjski? Przecież wiedza o średniowiecznym grodzie i mieście była wtedy już znacznie bogatsza.
Ponieważ pytania te nie dawały mi spokoju, postanowiłem zasięgnąć rady naukowców z Działu Archeologii Zamku Królewskiego w Warszawie. Okazuje się, że sprawa wcale nie jest taka prosta, w związku z czym wciąż wyczekuję informacji. Mam nadzieję, że rzucą one nieco światła na tę zagmatwaną historię. Z przyjemnością podzielę się nimi z Wami w drugim tomie Opowieści o gotyckim mieście, który, dobrze się składa, planuję poświęcić w całości warszawskim murom obronnym.
Wazowskie skrzydło południowe Zamku Królewskiego zostało wzniesione częściowo w obrysie i na fundamentach rozebranego pod jego budowę Domu Starego. Dlatego właśnie jako najwęższe w całym kompleksie zamkowym, ma do dziś, tak jak niegdyś Dom Stary, tylko 14 m szerokości.
Należy nabyć bilety na Trasę Zamkową. Upoważniają one do wstępu na ekspozycje stałe, przygotowane przez Zamek Królewski. Żeby nie obciążać zbytnio portfela (zwłaszcza że nie planujemy zwiedzenia całego Zamku), warto skorzystać z darmowego wstępu oferowanego w każdą środę. Jeśli zdecydujemy się na takie rozwiązanie, wystarczy, że poprosimy w kasie o bezpłatną wejściówkę.
Szkoda, że w trakcie odbudowy Zamku nie udało się zrealizować ciekawego pomysłu archeologów. Chcieli oni zaznaczyć przebieg wału i fosy w bruku Dziedzińca Wielkiego. Skończyło się na planach, przez co dzisiaj musimy w tej materii polegać wyłącznie na własnej wyobraźni.
Między innymi, bez uzasadnienia zmniejszono wysokość portalu wejściowego do komnat książęcych na pierwszym piętrze. Dzisiaj wygląda on raczej jak zamurowane obramienie okna, a nie otwór drzwiowy.
Średniowieczny Dom Wielki Janusza I Starszego składał się z kondygnacji piwnicznej zlokalizowanej pod północną częścią gmachu (dzisiaj Piwnica Książęca) oraz z parteru i pierwszego piętra.
Pomiędzy badaczami studiującymi najdawniejsze dzieje Zamku, przez dziesięciolecia toczył się spór o to, czy Dom Wielki od początku przylegał do Wieży Wielkiej, czy też połączyła je — wzniesiona dopiero po niemal stu latach — dobudówka. O pierwotnej rozłączności obu budynków przekonywał już Kazimierz Skórewicz, a po wojnie także między innymi Aleksander Król. Do teorii mówiącej, iż Curia Maior od razu połączono z Wieżą Wielką, przychylali się między innymi Antoni Kąsinowski i Aleksander Gieysztor. Dziś wiemy niemal na pewno, że rację mieli ci drudzy.
Rakuszanka, to po staropolsku Austriaczka, a nazwą Rakusy w przeszłości często określano Austrię. Przydomek Rakuszanki nadawano w Polsce habsburskim księżniczkom, które wychodziły za mąż za polskich królów.
W skład zbioru wchodzą między innymi dwa unikatowe, XVII-wieczne obrazy Rembrandta, wykonane w technice olejnej na desce. Oba dzieła należały w XVIII w. do króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. I mimo iż tematem naszego spaceru jest średniowieczny Zamek, a nie nowożytne malarstwo holenderskie, nie sposób nie przystanąć tutaj choć na chwilę i nie spojrzeć w oczy Dziewczyny w ramie obrazu oraz Uczonego przy pulpicie. A kiedy już nacieszymy się obcowaniem ze sztuką najwyższej próby, zajrzyjmy… za obrazy. To nie żart. Naprawdę warto.
Podobnie jak w przypadku książęcego gmachu rezydencjonalnego z początku XV w., zwanego Domem Wielkim — Curia Maior, z biegiem lat cały otaczający go obszar przejął nazwę Curia Maior, tłumaczoną jako Dwór Wielki, tak niewiele od niego młodszy Dom Mniejszy — Curia Minor, budynek rezydencjonalny księżnych regentek, dał asumpt do tego, by teren, na którym stanął, nazywać Curia Minor, czyli Dworem Mniejszym lub Ogródkiem.
Inna sprawa, że niektórym regentkom tak się sprawowanie rządów podobało, że nie chciały z własnej woli oddawać władzy synom, kiedy ci osiągali pełnoletność pozwalającą na samodzielne kierowanie dzielnicą. Co wtedy? — wtedy władzę trzeba było przejmować siłą lub podstępem. Spójrzmy jednak prawdzie w oczy. Czy jest wśród nas ktoś, kto oddałby tak intratną posadkę, jak panowanie nad księstwem mazowieckim nie dość, że dobrowolnie, to jeszcze jakiemuś nieopierzonemu podrostkowi z mlekiem pod nosem? No własnie…
Ponieważ Stara Galeria ZPAF organizuje szereg płatnych wydarzeń kulturalnych, przygotujcie kilka złotych na bilet uprawniający do wstępu na sale wystawowe. Jeśli nawet nie zechcecie obejrzeć wystawy fotograficznej, czy wziąć udziału w koncercie na fortepian i wejdziecie tylko po to, by przyjrzeć się ścianom z dużej, gotyckiej cegły dwuręcznej, z pewnością stwierdzicie, że było warto.