- W empik go
Ważne rozmowy Krysi o świecie. Tom 1. Rozmowy o tolerancji - ebook
Ważne rozmowy Krysi o świecie. Tom 1. Rozmowy o tolerancji - ebook
Jak nauczyć dziecko podejmowania samodzielnych decyzji, szczególnie gdy są one niezgodne ze stylem życia, modą i poglądami wszystkich wokół? Jak nauczyć dziecko, że być jest naprawdę ważniejsze niż mieć? Jak wykształcić w dziecku tak silną odwagę, aby pozwoliła mu ona iść własną drogą i słusznie postępować? Jak wygrać z cywilizacją o człowieczeństwo swojego dziecka?
Rozmowy o Tolerancji to pierwsza z serii kilku książek napisanych przez Małgorzatę D. Kłaczyńską, poświęconych ważnym społecznie tematom.
Krysia, główna bohaterka serii, i jej kilkoro przyjaciół mieszkają w małej wsi, z dala od wielkiej cywilizacji. Dzieci przeżywając swoje przygody stykają się z rożnymi, niecodziennymi sytuacjami. Z początku zdarzenia, których doświadczają, wydają im się jedynie niewinnym elementem ich dziecięcego świata, później dowiadują się, że w rzeczywistości są częścią czegoś bardzo ważnego.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7722-882-1 |
Rozmiar pliku: | 7,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Krysia jest dzieckiem. Mimo że to mała dziewczynka, zadaje dużo pytań. Rodzice i dziadkowie Krysi wciąż nie mogą się nadziwić, że taka niewielka istota interesuje się tyloma trudnymi sprawami. Czasem mają chęć powiedzieć jej: „Poczekaj, aż dorośniesz” albo „Jesteś za mała, aby to zrozumieć”, ale zamiast tego cierpliwie starają się wytłumaczyć dziewczynce, o co pyta.
A wszystko zaczęło się od rozmów o kobietach.
Pewnego dnia Krysia wpadła jak burza do kuchni i już w progu zadała bardzo trudne pytanie. Było ono z rodzaju tych, kiedy rodzice patrzą na siebie nawzajem i każde z nich chce, aby to drugie uporało się z odpowiedzią. „Kiedy dorośniesz, kochanie, wtedy o tym porozmawiamy. Teraz nie zaprzątaj sobie główki takimi sprawami” – powiedział tata.
Dziewczynka spojrzała raz na mamę, raz na tatę, podparła się rękami pod boki i odrzekła smutno: „Sądzicie, że dzieci myślą tylko o zabawie? To nieprawda! Myślimy o różnych rzeczach – i tych trudnych, i tych łatwych. Dzieci rozumieją więcej, niż się wam wydaje”.
Rodzice stali bez ruchu, patrząc na odchodzącą Krysię. Tego dnia postanowili, że już nigdy, przenigdy nie zbędą dziewczynki żadną wymówką. Nawet jeśli temat wydawałby się im za trudny i za skomplikowany dla małego dziecka.
Taki oto początek miały Ważne rozmowy Krysi o świecie.Mieć i nie mieć
– Popatrz, dziadziu, ile nitek w powietrzu! – zawołała Krysia, próbując owinąć jedną wokół dłoni.
– A ty byś chciała, skowroneczku, aby tobie ktoś zniszczył dom? – Pchnął Krysiną rękę z powrotem na trawę. – Patrz. Babie lato jest do patrzenia, a nie do łapania.
– Dziwna ta nazwa. Czemu taka?
– Jak to czemu? To najpiękniejsza pora roku, więc jak niby miałaby się nazywać? „Chłopskie lato”? – Dziadek roześmiał się. – Tak po prawdzie to nikt na pewno nie wie, skąd ta nazwa się wzięła. Jedni mówią, że od włosów bab wiatrem noszonych, inni, że od ich późnej, dojrzałej jak jabłko miłości... Kto to wie.
– To pora roku tak się nazywa czy pajęczynki na wietrze?
– I jedno, i drugie, skowroneczku.
Dziadek Jurek ułożył się wygodnie na trawie, podłożył rękę pod głowę, przymknął oczy i chrząknął dwa razy. Zasnął. Krysia zawsze dziwiła się, jak można tak szybko zasypiać. W każdym miejscu i w każdej pozycji. Dziadziu mówił, że to stary człowiek, który w nim zamieszkał, potrzebuje częstych drzemek, bo jeśli chodzi o niego samego, mógłby w ogóle nie spać.
Dziewczynka, leżąc obok niego, rozkoszowała się ciepłem popołudnia i zniewalającym zapachem kwitnących wrzosów i suchych traw. Patrzyła jeszcze chwilę na gęste od pajęczyn powietrze, po czym usiadła.
Ze wzgórza w oddali widziała ludzi wykopujących posadzone w maju ziemniaki. Dorośli żwawo machali motykami, a dzieci im pomagały. Wrzucały ładne, zdrowe bulwy do worków, a te gorsze odrzucały na bok. Na obrzeżach pola młodsze dzieci układały stosy z gałęzi i suchych badyli na wieczorne ogniska. A te całkiem małe, które w żadnej pracy przydać się nie mogły, siedziały na miedzy i przyglądały się pozostałym.
Jeszcze było lato, ale już jesień dopominała się czasu dla siebie. I choć w ciągu dnia gorąco nadal męczyło, zimny wieczór przypominał o nadchodzących zmianach. Liście na drzewach powoli zmieniały barwę na cieplejszą, a gałęzie uginały się od śliw, jabłek i gruszek. Wokół domów roznosiły się smakowite zapachy smażonych powideł i słodkich kompotów. Gotowe na zimowe dni przetwory stały, poukładane do góry dnem, na przeddomowych gankach. Odgłosy boru, oczarowujące ludzi przez całe lato, teraz zagłuszały stada rozrabiających na polach gawronów i kawek.
„Rzeczywiście” – pomyślała Krysia – „babie lato to najpiękniejsza z pór roku”.
Odwróciła głowę i uśmiechnęła się do drzemiącego wśród traw dziadka. „Dziś piątek” – przypomniała sobie z zadowoleniem. Pośpiesznie wstała i poszła w kierunku domu.
Tak. Piątek to zawsze jest specjalny dzień. Tylko co trzecią piątkową noc Krysia spędza pod swoim dachem. Pozostałe dwie u Klary i Zuzi, swoich dwóch przyjaciółek ze wsi.
Pokój Krysi jest idealny na takie wspólne nocowanie. Przestronny i wysoki. Stwarza możliwość realizowania wszelkich pomysłów. Szczególnie tych konstrukcyjnych. Okazuje się to praktyczne zwłaszcza przy brzydkiej pogodzie. Namiot w pokoju – czemu nie? Indiańska wioska, zatopiona Atlantyda, grecki teatr, Olimp ze swoimi bogami? W tym miejscu wszystko to można było stworzyć i zainscenizować. Czasem w realizacji najbardziej wymagających planów dziewczynkom pomaga Krysi tata. Zawsze robi to chętnie. Dodaje coś od siebie, uatrakcyjnia pomysły... Tyle że potem trudno pozbyć się go z pokoju, ponieważ sam chce się bawić.
Późną nocą, gdy rodzice Krysi zamykają drzwi swojej sypialni, dziewczynki, przebrane w piżamy, skradają się cichutko do salonu i podekscytowane podbiegają do uginających się od książek regałów. Nikt w okolicy nie ma tak wspaniałej biblioteki. Książki zajmują niemal cały pokój. Są poukładane na półkach od sufitu do podłogi na każdej ze ścian. Najwyżej stoją książki zakazane, te, których dziewczynkom nie wolno dotykać pod żadnym pozorem. Większość z nich jest bardzo stara. Przyjaciółki z zafascynowaniem przeglądają jedną książkę za drugą. Co rusz wybuchają śmiechem albo krzywią się z obrzydzenia. Tak mija im reszta nocy. Kiedy Mama Krysi rano znajduje jakąś książkę, pozostawioną przez nieuwagę na podłodze, robi srogą minę. Patrzy raz na niewinne minki dziewczynek, raz na Leo, wielkiego psa leonbergera. W końcu mówi:
– Leo, to znowu ty?! Po co ci te książki? Ile razy mam ci powtarzać: ty nie umiesz czytać!
Równie ciekawie jest, gdy przyjaciółki nocują w domu Klary. Tata Klary jest kucharzem. Zarządza niewielkim, ale znanym ze swojej wyjątkowej kuchni gospodarstwem ekologicznym. Zawsze przebywają u niego jacyś goście. Niektórzy z nich to zmęczeni pracą ludzie, którzy pragną jedynie świeżego powietrza, spokoju oraz zdrowego jedzenia. Zaszywają się w najdalszych zakątkach ogrodu i całe dnie przesypiają. Ale większość wczasowiczów przy okazji pobytu chce poznać rzekę, góry, a przede wszystkim bór. Ci goście nie siedzą więc w domu, tylko zwiedzają okolice. A za nimi – śledząc ich każdy krok – podążają trzy przyjaciółki. Zabawa w prywatnych detektywów lub szpiegów przynosi dziewczynkom mnóstwo wrażeń. Bywa, że zaangażowane w śledzenie zapominają o upływającym czasie. Dopiero zachodzące słońce uświadamia im, jak bardzo zatraciły się w wymyślonej przez siebie historii.
Mama Klary prowadzi małą, przydomową pracownię artystyczną wraz z maleńką galerią. Własnoręcznie wykonuje gliniane dzbanki, miski, maselniczki oraz kokilki. Wypala je w piecu, a potem maluje w najpiękniejsze ludowe wzory. W jej galerii można również kupić rzeźby dziadka Jurka oraz wiklinowe kosze i koszyczki wyplatane przez tatę Wiktorka. Wiktorek, jako jedyny z ich grupy przyjaciół, mieszka za rzeką. Galeria to drugie po zabytkowym dworku najczęściej odwiedzane przez przyjezdnych miejsce.
To właśnie tutaj, a także w pracowni przyjaciółki spędzają piątkowe popołudnia i wieczory. Oczywiście tylko wówczas, gdy nie mają kogo śledzić. Mama Klary nauczyła dziewczynki wyrabiać gliniane naczynia. Korzystają z tych umiejętności zawsze, gdy zbliżają się jakieś klasowe urodziny. Niestety, ich gliniane prezenty z rzadka zachwycają obdarowywanych.
I ten piątkowy wieczór Zuzia, Klara i Krysia spędzały w pracowni. Zbliżały się urodziny ich najlepszego przyjaciela Andrzejka. Dziewczynki chciały mu podarować trzy kolorowe kubki: na pędzle, ołówki i kredki.
Zostały same, za to ze sporym, twardym kawałkiem gliny. Na szczęście wiedziały, co należy zrobić.
Glinę najpierw trzeba było zmiękczyć, czyli – jak mówiła mama Klary – źle ją potraktować. Dlatego przyjaciółki na zmianę tłukły ją młotem, obficie polewały wodą i przy tym głośno się śmiały. Ta zabawa trwała tak długo, aż glina zrobiła się delikatna i mięciutka. Dopiero wtedy była gotowa do użycia.
Zuzia położyła ją na kole garncarskim, a Krysia stopą wprawiła koło w ruch. Zanurzyła ręce w glinie i zaczęła formować pierwszy kubek.
Gdy wszystkie trzy kubki były już gotowe, dziewczynki ułożyły je ostrożnie w piecu. Mama Klary w nim właśnie wypala wszystkie gliniane wyroby. Trzeba to robić – w przeciwnym razie gliniaki nie będą trwałe.
Wypalanie trwa bardzo długo. Nawet kilkanaście godzin. Przyjaciółki dopiero przy następnej wizycie będą mogły pomalować kubki w ulubione kolory Andrzejka.
Po obfitej kolacji wszystkie trzy, już w piżamach, położyły się na podłodze w pokoju Klary. Leżały tak, leżały i żadnej z nich nie chciało się nawet palcem w bucie kiwnąć. Myślały już o kolejnym piątku. U Zuzi. Pierwsza głowę podniosła Klara i powiedziała:
– Napiłabym się czegoś. Wy też?
Dziewczynki skinęły głowami.
– To ja pójdę do kuchni i coś przyniosę – zaoferowała się Zuzia.
Gdy za Zuzią zamknęły się drzwi, Klara powiedziała:
– Nie chcę kolejnego piątku spędzać w domu Zuzi! U niej jest nudno!
– Ja też się u niej trochę nudzę. Ale to tylko jedna noc – odrzekła Krysia.
– Ona nie ma żadnych zabawek ani książek, ani w ogóle niczego. W jej pokoju jest tylko łóżko i ten brudny, stary misiek z urwanym uchem.
– Może jej rodzice nie mają pieniędzy na zabawki...
– Nie wiem. Może. Ale u niej nawet nie ma nic dobrego do jedzenia. Chleb z dżemem to żadna frajda. Dlaczego jej rodzice czegoś nie przygotują, kiedy tam nocujemy?
– Nie wiem. Może są biedni, a może nie mają czasu? Zuzia mówiła, że jej mama opiekuje się chorymi ludźmi. Pracuje w nocy. A tata Zuzi jest chyba za bardzo zmęczony po pracy w polu, aby o tym myśleć. Widziałaś, czasem nawet nie jadł, tylko w ubraniu kładł się do łóżka.
– To może Zuzia powinna spotykać się z innymi biednymi dziećmi, a nie z nami? A my zamiast z Zuzią mogłybyśmy bawić się z Julią. Wiesz, że ona ma własnego źrebaka? Rodzice kupili go jej na urodziny.
– To jaki masz pomysł? – zapytała Krysia.
– Powiedzmy jutro Zuzi, że już nie chcemy do niej chodzić i nie chcemy, aby przychodziła do nas.
– Będzie jej bardzo przykro.
– To co, chcesz się nudzić kolejny piątek?! – Klara zezłościła się.