- W empik go
Wędrówka po ziemi i niebie - ebook
Wędrówka po ziemi i niebie - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 179 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Widziałem i powiem ci, że zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Tak potężne, że chyba nie znajdę spokoju, dopóki nie wygadam się z niego.
Mówisz, że jako ziomkowi Kopernika, znaną ci jest astronomia; nie tak wprawdzie jak urzędowym astronomom z osobną pensją, mieszkaniem, opałem i światłem, ale zawsze dość dokładnie, nawet wcale nieźle.
Lecz jako człowiek skrupulatny natychmiast dodajesz, że w jednej kwestii, tylko w tej jednej, mianowicie zaćmień, doznajesz pewnych trudności. Nie żebyś miał, broń Boże, nie rozumieć, na czym polega zaćmienie, bo to wszystko rozumiesz, ale niby jesteś w tym wypadku nie całkiem f e i n.
Księżyc…słońce… ziemia… coś – tego – tędy – owędy – krążą ci po głowie tak szybko, że w rezultacie pomieszały ci się zaćmienia z lunacjami i w żaden sposób nie możesz ich rozplatać.
Wszak byłeś na owej nocnej zabawie we Frascati, kiedy to płaciliśmy po 3 ruble za krzesło warte 10 złotych i jeszcze nie mieliśmy prawa zabrać go z sobą do domu?
Otóż we Frascati, kiedy już dobrze ściemniło się, w alei wejściowej zapalono na słupie światło elektryczne czy magnezjowe, w każdym razie bardzo silne. Na drabince przy słupie stał jakiś mechanik i wywoływał „efekta świetlne”, a my tułaliśmy się po alei między bramą i latarnią. Wszak pamiętasz?
Wówczas, zatrzymawszy się na środku alei, mieliśmy ciekawe widowisko: spacerujący tłum był oświetlony aż trzema sposobami.
Pierwsza grupa, to jest ci, którzy znajdowali się w stronie bramy, a naprzeciw latarni, byli tak wybornie oświetleni, że mogliśmy odróżnić najdrobniejsze rysy ich twarzy. Stali oni dalej od latarni niż my, my więc chcąc ich zobaczyć, odwracaliśmy się tyłem do światła, które też nas nie raziło w oczy. Byli oni tak pełni jasności, że gdyby latarnia nazywała się słońcem, my ziemią, a ci państwo naszymi księżycami, powiedzielibyśmy o nich, że „świecą w pełni”.
Druga grupa, stojąca pod samą latarnią pomimo bliskości światła, była dla nas niewidzialną; chcąc bowiem ją zobaczyć, musieliśmy spoglądać w kierunku elektrycznych blasków, które nas oślepiały.
Ci państwo przedstawiali nam księżyc „w nowiu”.
Byli wreszcie i tacy, którzy przechodzili obok nas w jedną i drugą stronę. Na tych patrzyliśmy z boku i widzieliśmy, że mają jedną połowę ciała oświetloną, a drugą ciemną, zupełnie jak księżyc „w kwadrze”. Ci, którzy szli w stronę bramy, od światła, znajdowali się w „pierwszej kwadrze” – którzy szli do światła – w „ostatniej kwadrze”.
Lunacje więc polegają tylko na tym, że w ciągu miesiąca księżyc okazuje nam kolejno swoje jasno oświecone lub ciemne strony.
Wtem, o dziwo!… Aleja tonie w mroku, a zamiast jaskrawej latarni widzimy czarny, okrągły przedmiot, otoczony łagodnym blaskiem. Między krzakami ukazują się nikłe światełka zapalonych papierosów, publiczność krzyczy: ach!…
Cóż się stało?… Oto, stojący na drabinie mechanik, któremu zepsuło się coś w aparacie, wysunął głowę przed latarnią, zasłonił ją i wywołał „zaćmienie”.
Zaćmienie więc polega na zasłonięciu słońca.
Gdybyśmy byli ziemią, a mechanik księżycem, mielibyśmy obraz zaćmienia słońca. Gdyby zaś mechanik był ziemią, a państwo wracający od bramy księżycem, na które padł cień mechanika, mielibyśmy zaćmienie księżyca.
W każdym razie, aby wywołać jakiekolwiek zaćmienie, trzeba, ażeby słońce, księżyc i ziemia znajdowały się razem na jednej linii prostej. Wówczas, gdy księżyc stoi między ziemią i słońcem (nów), mamy zaćmienie słońca; gdy zaś ziemia stoi między słońcem i księżycem (pełnia), mamy zaćmienie księżyca.
Księżyc jednak nader rzadko znajduje się na jednej linii z ziemią i słońcem, nader rzadko włazi na drabinkę do wysokości latarni. Zwykle spaceruje on niżej niby gość po alei albo wyżej od latarni jak wiewiórka skacząca po wierzchołkach drzew. I dlatego zaćmienia trafiają się nieczęsto.
Ponieważ mechanikowi z Frascati nieraz psuła się jego cudowna latarnia, mieliśmy więc w ciągu wieczora kilkanaście zaćmień. Wszystko za 3 ruble i jeszcze z krzesełkiem w dodatku.
Drugą kwestią, która cię męczy w sprawie zaćmień, szczególniej słonecznych, jest ta, dlaczego one trafiają się tak rzadko – i jakim sposobem można je przepowiadać?
Wyobraź sobie, żeś stanął na środku podwórza w kamienicy, która ma cztery oficyny: frontową, tylną, prawą i lewą. Otóż dom ten należy do dwu braci, wielkich dziwaków.
Jeden brat, starszy i otyły (słońce), mieszka i spaceruje tylko po pierwszym piętrze, ale po wszystkich oficynach co kwartał w innej. Widzisz go, jak powoli z tylnej oficyny przechodzi do prawej, z prawej do frontowej, z frontowej dolewej, z lewej znowu do tylnej i po upływie roku wraca do tej samej, gdzie go pierwszy raz spotkałeś. Jest zaś tak systematyczny, że poznawszy bliżej jego zwyczaje, z góry możesz powiedzieć, iż dnia 19 sierpnia będzie np. widzialny w drugim oknie lewej oficyny. Taki nudziarz.
Za to młodszy jego brat (księżyc) jest już skończonym wariatem. On także przenosi się coraz do innej oficyny, ale robi to co tydzień. Tydzień mieszka we frontowej, tydzień w lewej itd. Tak że znowu bez trudu możesz przepowiedzieć, którą oficynę zajmie od dziś za dziesięć albo za 50 tygodni.
Robi on gorszą rzecz, gdyż zmienia nie tylko oficynę, ale i piętro. Jeżeli dziś np. mieszka we frontowej oficynie na drugim piętrze, to za tydzień przeniesie się do lewej oficyny na pierwsze, za dwa tygodnie zjeżdża do tylnej oficyny na parter, w trzecim tygodniu sprowadza się znowu na pierwsze piętro, ale do prawej oficyny, a w czwartym na drugie do frontowej i tak wciąż z góry na dół i z dołu do góry.
Ponieważ starszy brat nigdy nie opuszcza pierwszego piętra, a młodszy bywa na nim dwa razy miesięcznie, nie dziw więc, że od czasu do czasu bracia się spotykają. I może trafić się, że młodszy brat, spotkawszy starszego, stanie między nim a oknem i na chwilę zasłoni go przed tobą, „zaćmi” jego jaśnie oświeconość.
Istotnie trafia się tak, ale rzadko i nieregularnie.