- W empik go
Wędrówki Pana Macieja – obrazki z życia wiejskiego na Wołyniu - ebook
Wędrówki Pana Macieja – obrazki z życia wiejskiego na Wołyniu - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 939 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Od dawna już, o drapieżny panie, trapią mię we dnie i w nocy wspomnienia młodzieńcze, zaczerpnięte, jeżeli się nie mylę, z trzech tomów Historii powszechnej Putza, innej bowiem nie znałem w owych czasach. Stają przed oczyma mojej duszy bohaterskie postacie różnych wieków, którym — zapaleniec młody! — postanawiałem dorównać, skoro dorosnę. Dotychczas nie spełniłem tego postanowienia, a gdy nie tylko już dorosłem., ale nawet poczynam garbić się i pochylać na nowo ku ziemi, więc wszyscy owi Mucjusze, Koklesy, Kurcjusze, Winkelriedy itd. dręczą mię, jak gdyby każdy z nich był osobnym a strasznym wyrzutem sumienia. Wszak miałem, jak oni, albo w obliczu tyrana włożyć prawicę moją w ogień i przerazić go okrzykiem, że jestem tylko jednym z trzystu zuchów, którzy sprzysięgli się na jego zgubę, albo też bronić jakiego wąskiego mostu przed nawałą wrogów, albo z koniem i całym rynsztunkiem rzucić się w otwarte łono ziemi, albo na koniec ogarnąć silnymi ramiony cały pęk grotów nieprzyjacielskich i padając wraz z nimi, utorować współbraciom drogę do zwycięstwa!
Nie uskuteczniłem nic z tego wszystkiego, a po części nie jest to nawet moją winą, ale winą czasu i okoliczności. Z powodu najpierw wynalezienia broni odtylcowej, winkelriedyzm stracił rację bytu. Przeciw skokom a la Kurcjusz przemawia najpierw p. Boznański, właściciel ujeżdżalni, który pod żadnym warunkiem nie wynająłby konia do takiego eksperymentu, a przyznasz sam, o srogi prześladowco całego rodzaju autor- skiego, że nie wypada mi przecież wyjeżdżać na zbawienie ojczyzny jednokonką; pominąwszy już to, że łono matki ziemi zbyt dręczone dobywaniem nafty na pożytek c. k. skarbu, ażeby miało jeszcze otwierać się dobrowolnie w celach nie leżących „w sferze uprawnionych interesów monarchii", jak powiada hr. Andrassy. Co się tyczy wąskich mostów, to znam tylko jeden, mianowicie ten, który prowadzi przez Pełtew, naprzeciw cukierni Kosteckiego, ale po pierwsze, nikt go nie atakuje, a po wtóre, ani Kokles, ani nikt inny z rodu Horacj uszów nie wytrzymałby tam pięciu minut, a to z przyczyn łatwiejszych do zwietrzenia niż do opisania. Zostaje mi więc tylko przykład Mucjusza Scewoli, lecz, o Zoilu! gdybym ja na jego wzór stanął przed Porsenną i zawołał: „Trecenii iuvenes in te coniuravi-mus! " dostałbym się niezawodnie albo jako socjalista do kozy, albo jako wariat — do czubków. Tak zimny materializm naszego stulecia kruszy i niweczy najszlachetniejsze postanowienia!
Gdy więc, jak wyżej powiedziałem, sumienie moje wyrzuca mi nie spełnione, śluby młodości, a z drugiej strony fatalne stosunki współczesne nie pozwalają mi poświęcić się dla całej ludzkości albo dla jakiegoś większego jej odłamu, przedsięwziąłem uczynić to dla małego stosunkowo cechu braci moich literatów, szarpanych twoimi pazurami. Bierz mię i pożrej, Zoilu! Oto ci rzucam na pastwę najzuchwalszy plagiat, jakiego się dopuszczono od lat dwudziestu pięciu. Ażeby całą twoją żądzę zniszczenia zwrócić wyłącznie przeciw mnie samemu, ażeby cię doprowadzić do wściekłości, do szału „ostrego", powiem ci z góry i bez rumieńca skromności w obliczu, że moje Obrazki z życia wiejskiego na Wołyniu nie są bynajmniej przeróbką z jakiego, może mało znanego, zbioru komedyjek. Przeciwnie, stanowią one fragment jednego z największych arcydzieł kunsztu powieściopisarskiego. Jeżeli mi nie dowiedziesz, że to cudza własność, i nie powiesz, czyja, to bez skrupułu każę imię moje wyryć tam, gdzie błyszczą imiona, jak Walter Scott, Dumas starszy, Zschokke, Dickens, Korzemowski.
Przepełnią wszystkie encyklopedie i wszystkie podręczniki dziejów piśmiennictwa na cześć moją, a każdy z nich będzie się kończył wzmianką, że „jenialny" autor Obrazków z życia wiejskiego na Wołyniu nielitościwie dworował sobie z krytyków i pod względem intelektualnym stawiał ich na pośrednim szczeblu między czeladnikami blacharskimi i kominiarzami, tj. między tymi rzemieślnikami, którzy sprawiają najnieznośniejszy łoskot, a tymi, którzy pisują najgorsze wiersze. Gdyby ci się wszakże udało pochwycić mię na gorącym uczynku, to rozgrzmij się przeciw mnie w Echu, poszarpaj mię w Kurierze Codziennym, dobij mnie w Gazecie Narodowej, ja tylko tego chciałem. Potrwa to zawsze dość długo, nim mię zjesz z kretesem, ostrzegam cię bowiem, że będę się bronił zajadle, a tymczasem bracia moi będą sobie pisali i drukowali w spokoju, nie turbowani twoimi pociskami. A gdy już zginę, każdy z nich przyjdzie na moją mogiłę, westchnie i przypnie mi jakąś łatkę, co go pocieszy i po mojej stracie, i po cięgach otrzymanych od krytyki.