- W empik go
Wędrówki Stryjaszka - ebook
Wędrówki Stryjaszka - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 216 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Naprzód potrzeba nam objaśnić, kto był Stryjaszek i zaznajomić się z nim bliżej.
Skąd i od jak dawna został udarowany tym tytułem, dla czego nie tylko krewni ale i obcy, tak go nazywali, mniejsza o to, dość że to nazwisko Stryjaszka, tak jakoś pasowało do jego indywidualności całej, iż ujrzawszy go, zdawało się że ono w zupełności zastępuje jego imię i nazwisko. Czasami do tej nazwy Stryjaszka, do której on już tak przywykł, dodawano z żartobliwym przyciskiem kochany, który to przydomek miał zastępować wyraz głupi, poczciwy, dziwaczny; inni mieli go za tak sobie poczciwego ale prostego i nieuczonego człowieka, a mało kto znał istotnie pana Michała. Ale bo też pan Michał jakby umyślnie grał rolę prostaka przed ludźmi i w najniekorzystniejszy sposób nie raz im się przedstawiał. Jakbym widział jego postać i minkę gdybym go wam chciał przedstawić. Mielibyście przed sobą człowieka suchego, niskiego, lat przeszło sześćdziesięciu, nieco pochylonego naprzód, drobnych ale miłych rysów twarzy, oczu czarnych żywych jeszcze i biegających, głowy siwemi popruszonej włosami, z małemi bielutkiemi wąsikami nieco w górę zakręconemu. Ujrzelibyście go w szaraczkowej, skromnej ale czystej kapocie, krojem surduta wyrobionej i szczelnie pod szyją zapiętej, w chustce białej na szyi, czystej zawsze i śnieżnej białości (innego koloru chustki nigdy u niego widzieć nie było można od lat dawnych), z kolczykiem w jednem uchu, z rękami w tył splecionemi, wybijającego takt palcami o dłoń i chodzącego drobnym kroczkiem po pokoju. Twarz jego miła i pociągająca pokryta już była zmarszczkami, które około ust już znacznie dolną wargą na wierzchnią zachodzących, układały się w ten dobroduszny a poczciwy wyraz, w oczach zaś biegających ciekawość i życie niezwyczajne w tym wieku, dziwną stanowiły sprzeczność z tą prostaczkowatą minką, w której baczniejsze oko dostrzegło by że jest nadrobioną.
Widzę go jak na rekomendacje, oddaje częste ukłony, i znów chodzi po pokoju silniej bijąc o dłoń palcami, jak odpowiada naprzód zwyczajnem swem przysłowiem: "bodaj wy tak zdrowi byli, ja sobie prosty szlachetka i kwita"; jak potem staje, wydobywa okrągłą tabakierkę rogową i wystuknąwszy na niej capstrzyk palcami, częstuje, i sam nachyliwszy się nisko, podnosząc brwi do góry, porządną dozę zażywa.
Na pierwszy raz Stryjaszek nie zachwyciłby was wcale i nie zajął, nie dopatrzylibyście tam ani rozumu, ani serca i ani jednego z tych przymiotów, któreby mu wyższą jakąś nadawały wartość i pociągały ku niemu, ale poznawszy go bliżej, gdy ten jego anormalny stan się zmieniał, który zwykle przy obcych przybierał i dozwalał go widzieć takim, jakim był w istocie; poznalibyście że pod tą, szaraczkową kapotą, ukrywało się serce złote, prawe, czułe, że w tej głowie gościły myśl, rozum, nie tyle wprawdzie naukowy, ile przez doświadczenie i znajomość ludzi nabyty, a w tej duszy szlachetność, uczynność, poezja prawdziwa, przechowane były w całej swej młodzieńczej żywości.
Przez rozmaite losu koleje, będąc w zetknięciu ze światem, nauczył się on lepiej niż kto inny poznawać ludzi, odgadywać z powierzchownej łupiny istotną ich wartość wewnętrzną. W poznaniu i ocenianiu prędkiem ludzi, pan Michał tem był bieglejszym, że miał w tem niejakie upodobanie badać rozmaite odcienia serca ludzkiego i zastanawiać się nad tym różnorodnym ducha żywiołem. Z pilnością i ciekawością lubił on, że tak powiem, analizować zwykłe słabości i słabostki ludzkie, te przesądy i uprzedzenia społeczeńskie i wnikać się starał w głąb serca i duszy tych, którzy odgrywali rolę w wielkiej komedyi życia, ciągle się powtarzającej, a tak rozmaitej, jak rozmaitym jest żywioł ducha ludzkiego. Stąd śmieszności nie raz go śmieszyły, złość i nikczemność oburzała go i smuciła; cnota, piękność, szlachetność, radowały go i rozczulały nie raz do łez. Ale wszystkie te wrażenia bacznie ukrywał on przed obcemi, odgrywając jak już powiedzieliśmy, rolę prostaczka, co mu wiele dopomagało do swobodniejszych nad ludźmi studjów.
Około Włodzimierza na Wołyniu, posiadał pan Michał cząstkę ziemi, dusz kilkanaście i domek skromny pośród szumiących wysokich sosen, gdzie samotnie jako wdowiec siedział, grosz zbierał, i w obec tej przyrody, której piękności pojmował, modlił się i pracował.
Przed siedmiu laty, gdy żona jego jeszcze żyła, mieszkali w Królestwie, trzymając małą dzierżawkę w okolicy, w której żyli liczni ich krewni, rozmaitych używający sytuacyj majątkowych i społeczeńskich, ale dzierżawa jakoś szła mu nie dobrze i gorzej jeszcze od poprzednich, po których od lat dawnych chodził w tych stronach. Możni krewni nie tylko że mu nie dopomagali w kłopotliwem jogo położeniu, ale wstydzili się jego prostego ubrania i małej dzierżawki i nie radzi się do kuzynostwa przyznawali; biedniejsi i uczciwsi nie byli w stanie mu dopomódz; gdy mu więc wszystko szło coraz gorzej, gdy nadto ukochana żona mu umarła, ze smutkiem w duszy, przekonany że łatwiej jest od obcych spodziewać się czegoś jak od krewnych, porzucił te strony i poszedł w służbę do jednego z magnatów wołyńskich. Tam jego czynność, sprężystość, znajomość gospodarki i nieposzlakowana uczciwość prędko poznanemi i ocenionymi zostały; jakoż po kilku latach udarował go ów magnat w nagrodę tą cząstką ziemi na której zamieszkał pan Michał; a gospodarując umiejętnie, żyjąc oszczędnie, w krótkim czasie uzbierał kapitalik kilkudziesięciotysięczny. Co do jego krewnych, zapomnieli oni o Stryjaszku gdy im zszedł z oczu, a i on im się nie przypominał; nie wiedziano nawet w których stronach przebywał, nie wiedziano więc tem bardziej, że jego pozycya majątkowa stała się o wiele lepszą od niejednego z krewnych, który chorował na pana i wstydził się go dawniej. Zamiłowany badacz charakterów, zapragnął Stryjaszek po siedmiu latach odwiedzić swych krewnych i znajomych, poznać ich teraźniejsze sytuacje i studjować ich serca, a nawet jeżeliby który z nich prawdziwie na jego przyjaźń zasłużył i odpowiedział wymaganiom w jego pojęciach, o godności i uczciwości człowieka, obmyślić zapis swego kapitaliku i tego kawałka ziemi, który w nagrodę swej pracy otrzymał, bo na drzwiach jego sypialnej izdebki wypisane były kredą te słowa:
"Bóg widzi, czas ucieka, śmierć goni, wieczność czeka".
Poleciwszy więc pieczy wiernego starego sługi zarząd swego mająteczku, postanowiwszy przybrać minkę prostaczkowatą, która teraz więcej aniżeli kiedykolwiek wydała mu się skuteczną, wyruszył ze swej "Hreszczatki" i w dość odległą puścił się drogę w dawne swe strony, tak dobrze sobie znajome, a mające dlań tyle miłych a zarazem bolesnych pamiątek.
* * *I.
Po dwudniowej podróży powolnej i jednostajnej, wjeżdżał wreszcie pan Michał w strony tak dobrze sobie znajome. Jechał on swoją bryczulką, prostą wyplataną i niepomalowaną, zasłaną ruskim w niebieskie pasy dywanikiem, zaprzężoną, we dwa drobne i podróżą, zmęczone kasztanki, które jego wierny "Harasym" w kasztanowatej sukmanie i kapeluszu słomianym popędzał. Sam ubrany w swój strój zwyczajny, to jest w szaraczkową… kapotę, białą chustkę, w ogromnym słomianym kapeluszu różowym, przewiązanym wstążką, pochyliwszy się nieco naprzód i oparłszy się obiema rękami o laskę z toporkiem, wyglądał ze swym ekwipażem na jakiegoś mizernego szlachetkę lub oficjalistę.
Wieczór piękny, cichy czerwcowy z tyra świeżym powiewem, z tą świeżością roślinności, bujnie w tej porze rozwiniętej, z temi rozlicznemi odgłosami stworzeń, roztaczał swój urok na okolice. Dla pana Michała dość było prostego a miłego obrazku okolicy, widoku pięknego lasu, zielonej łąki, obszernego łanu zboża, ażeby uczuć, napawać się lubo tym widokiem i cicho wyszeptaną modlitwą wznieść się do Twórcy tych cudów, dla zwyczajnego oka tak pospolitych i niezajmujących. To też ze łzą w oku, z sercem wzruszonem, z tęskną ciekawością witał te strony tak pełne dlań miłych i tęsknych wspomnień, a w ową chwilę przyobleczonych urokiem najpoetyczniejszej u nas pory roku.
Popasał on na południe w jednej z karczemek dobrze gnanych, w której nowi już gospodarze mieszkali, i tam wypytując się o okoliczne dwory, powziął wiadomość, że jedni z jego krewnych i znajomych poumierali, inni się powynosili, większa zaś część mieszkała w tych co i dawniej miejscach. Co zaś do wioski do której na nocleg zdążał, dowiedział się, że żyją w niej dalecy jego krewni bracia Repkiewicze, wraz z panną Krystyną.
O zachodzie słońca przybył pan Michał do Peretoczka; tak się nazywała owa wioska dwóch braci, i wjechał na dziedziniec przededwór. Był to domek dranicami kryty, długi, niesymetryczny, bo nawet i komin wznosił się nie pośrodku; jedna strona znacznie dłuższa od drugiej, mieściła w sobie trzy okna, druga dwa tylko, dwa jedynie całe w tym dworku, inne zaś były powybijane i papierem gęsto oblepione; ganek staruszek zdawał się chwiać na dwóch drewnianych kulawych słupkach i wyrzniętem we froncie okiem, ze smutkiem spoglądał na zarosły dziedziniec i na budynki otaczające go, podobnież stare, kulawe i popodpierane. Wjeżdżając na dziedziniec usłyszał pan Michał ogromne wycie psów wychodzące z oddzielnej szopki przyczepionej do obory, które tem głośniejszem się wydawało, że tuż za domkiem gęsta ściana sosnowego lasu powtarzała echem najmniejszy odgłos na dziedzińcu powstały.
"Wszystko tak jak było," pomyślał pan Michał i wysiadłszy przed gankiem, kazał Harasymowi zaczekać póki go do stajni nie odprawią, a wszedłszy do sionki nie zbyt czystej, pamiętając dawne rozpołożenie, skierował się we drzwi na prawo.
W pokoju obszernym, dość widnym z belkowanym sufitem i podłogą z tarcic, prostemi przystrojonym meblami, którego jedyną, zbytkową… ozdobą było lustro nie wielkie i kilka sztychów w ramki drewniane oprawnych przedstawiających wojny Napoleona, zastał pan Michał kobietę wysoką, suchą, już nie młodą z twarzą podwiązaną, bez czepka, w skromnym szlafroczku letnim, zamaszyście ocierającą z kurzu stolik okrągły o jednej nodze przed kanapa stojący, i od razu poznał w niej pannę Krystynę, siostrę dwóch braci Repkiewiczów. Ze zdzi – wiernem patrzyła panna na przybyłego zawiesiwszy swą robotę.
– Nie wiem czy mnie kuzynka dobrodziejka poznaje, – rzekł kłaniając się, i zbliżywszy się ujął jej suchą rękę do pocałowania.
– Jak mamę kocham, tak nie przypominam sobie; coś jest, jest… – rzekła zakłopotana, krasząc swe usta uśmiechem, który panu Michałowi dał widzieć, że czas jej ząbki znacznie wytracił i pokruszył.
– A nie pamiętaszże kuzynka dobrodziejka Stryjaszka, bodaj wy tak zdrowi byli, – odrzekł śmiejąc się i jeszcze raz całując jej rękę.
– Oto ja głupia! oto ja szlamazarna! jak mamę kocham, no proszę, a to dopiero! – zaczęła dygając i poprawiając szlafroczka; – a prawda! a bodajże! bardzom rada, niechże kuzynek się rozgości, czy mnie co omamiło? A to dopiero! – i po wielu jeszcze wykrzyknikach, przepraszając Stryjaszka, że go na chwilę opuścić musi, pobiegła ogarnąć się, jak mówiła.
Pan Michał tymczasem chodził drobnym krokiem po pokoju, bijąc takt palcami o dłoń i przypatrywał się pokojowi, w którym o ile pamiętał, nic nie przybyło, nic nie ubyło, tylko się pyłem i barwą starości pokryło.
Niebawem głos cienki i przenikliwy dał się słyszeć na ganku.
– A odjedź sobie do stajni, het, het, nie tam, w prawo kole browaru! – i panna Krystyna powróciła do gościa, z chusteczką na szyi, bez obwiązania twarzy, z włosami ugładzonemi i szlafroczkiem starannie opiętym.
Zasiadłszy oboje, zaczęli wzajemnie sobie robić pytania.
– Pan Stryjaszek gdzieś teraz mieszka, że nie wiemy gdzie?
– Siedzę sobie na Wołyniu, na małym kawałeczku gruntu.
– To już i grosz musi być?
– Et gdzie tam, bodaj my tak zdrowi byli, zawsze jak był chudy pachołek tak i jestem, ale gdzież bracia, zdrowi?
– O joj, Ignacy wygląda jak rydz, a Franciszkowi takoż nic nie brakuje.
– A gdzież są?
– A gdzieżby byli? na polowaniu…. już to te polowanie to ciągle u nich w głowie… ani to gospodarstwa dopilnować komu, ani co.. toż żeby jeszcze jesienią, i zimą, ale bez calusieńkie lato i zawsze, a to na dziki, a to na wilki, a to na kaczki… at!
– Więc zawsze tak passjonowani do polowania?
– Gdzie? jeszcze gorzej, a psy to u nich całe bogactwo, żeby ja tu nie była, toby dom do góry nogami te psy przewrócili… ale może Stryjaszek pozwoli co z podróży, może co przekąsi, kurczątko ze śmietaną i z trybulką, albo kawy ze śmietanką i sucharkami na maśle, szkoda że na obiad nie przyjechał, bo mieliśmy dziś rosół z makaronikiem i pietruszką, potem sztukę mięsa z cybulkowym sosem, albo musztardą, jak kto chciał… potem kafaljory z bułeczką i masłem…
Stryjaszek, wydobywszy tabakierkę, zaczął po niej bębnić palcami i mrugać troszkę oczami, bo przypomniał sobie szczególniejsze zamiłowanie panny Krystyny do drobiazgowego opowiadania o obiadach i przyprawach.
Doszedłszy punktualnie aż do końca objadu, nieprzepomniawszy nawet kawy czarnej z cukrem, zaczęła znowu nalegać czy czego nie pozwoli.
Podziękował pan Michał oświadczając, że zatrzymać się pragnie z jedzeniem do powrotu myśliwych, którzy zapewne wrócą niebawem, a wrócą z dobrym apetytem. Tymczasem rozpytywał się o tych krewnych i znajomych, których miał zamiar odwiedzić. Panna Krystyna recytowała mu jak z księgi. – Hrabia to fumy zawsze, nadęte to, a długów moc okrutna, i majątek het precz oszargany. Ignacy był tam kiedyś na obiedzie jak chciał dostać procent od swojej sumki, to powiadał, że była grzybowa zupa z włoszczyzną…
– A Gucio w Horodyszczu? ojciec mu słyszałem umarł przed dwoma laty?
– O to znów hula ino wciąż, tylko bale, zabawy…
– A Wejchertowie czy żyją,?
– O joj, i kupa mają konsolacji, coraz więcej; byłam tam kiedyś na obiedzie, ale mi się nie podobała przyprawa…
– A Kazio jak się też prowadzi?
– 0! to spokojne i statystyczne.
– A Rotmistrzowie poczciwi?
– Też żyją spokojnie, ale odprawili kucharza i mają teraz kucharkę i t… d.