Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Weekendowi wojownicy - ebook

Data wydania:
31 lipca 2024
Ebook
49,90 zł
Audiobook
49,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Weekendowi wojownicy - ebook

Grupa kobiet, które łączy przyjaźń i liczne przygody, nie spocznie zanim nie zostanie naprawione całe wyrządzone zło…

Życie nie jest sprawiedliwe. Większość kobiet to wie. Ale co można z tym zrobić? Wiele… jeśli należy się do tajemniczego zgrupowania. Siedem zupełnie różniących się od siebie kobiet. Każda z nich miała swojego pecha: zdradzających mężów, nieuprzejmych kolegów, problemy z systemem prawnym, który nie spełniaj swojej roli.

Połączone tragedią tworzą więź, która pomoże im naprawić wyrządzone krzywdy i odkryć wewnętrzną siłę, o której nie miały pojęcia. Z każdym aktem sprawiedliwości stają się odważniejsze, i odkrywają, że gdy dzieją się złe rzeczy… należy walczyć!

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-83295-52-7
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRO­LOG

Wa­szyng­ton

Mas­sa­chu­setts Ave­nue była mocno za­kor­ko­wana, ale o tej po­rze dnia nie było w tym nic dziw­nego. Go­dziny szczytu. Boże, na­prawdę tego nie zno­siła. Zwłasz­cza dzi­siaj. Ude­rzyła dło­nią w klak­son i mruk­nęła pod no­sem:

– No da­lej, kre­ty­nie, rusz się!

– Spo­koj­nie, Nik – po­wie­działa Bar­bara Ru­tledge, nie spusz­cza­jąc oka z po­ru­sza­ją­cych się wolno sa­mo­cho­dów. – Jesz­cze jedna prze­cznica i je­ste­śmy na miej­scu. Mama nie bę­dzie miała nic prze­ciwko, je­śli spóź­nimy się kilka mi­nut. Nie jest za­do­wo­lona, że ob­cho­dzi dziś sześć­dzie­siątkę, więc im dłu­żej bę­dzie mu­siała cze­kać na to przy­ję­cie, tym le­piej. Nie da­ła­byś jej sześć­dzie­się­ciu lat, co?

– Oczy­wi­ście, że nie! Wy­gląda le­piej niż my, a je­ste­śmy o dwa­dzie­ścia cztery lata młod­sze. – Po­now­nie na­ci­snęła klak­son, cho­ciaż nie przy­no­siło to żad­nego skutku.

– Po­wiedz mi tylko jedno: dla­czego twoja mama urzą­dza obiad w Joc­key Club?

– Cóż, wła­śnie za­częli ser­wo­wać pierw­sze ciastka z kra­bem w tym se­zo­nie. Pre­zy­dent Re­agan roz­sła­wił tę re­stau­ra­cję i cho­dzą tam wszy­scy jej przy­ja­ciele ze świata po­li­tyki. Je­śli chcesz po­znać moje zda­nie, trzy­dzie­ści do­lców za dwa ciastka z kra­bem to zdzier­stwo. Za ta­kie pie­nią­dze mogę jeść lunch przez cały ty­dzień, je­śli będę uwa­żać, co ku­puję. W ze­szłym ty­go­dniu mama wpa­dła w szał, kiedy za­bra­łam ją na lunch do Taco Bell. Naja­dły­śmy się za pięć do­lców. W końcu dała za wy­graną, ale nie może zro­zu­mieć, dla­czego nie ko­rzy­stam z fun­du­szu po­wier­ni­czego. Po­wta­rzam jej, że chcę ra­dzić so­bie sama. Cza­sem wy­daje się to ak­cep­to­wać, a cza­sem nie. Wiem, że jest ze mnie dumna. Z cie­bie też, Nik. Opo­wiada wszyst­kim o swo­ich dziew­czy­nach, które wal­czą z prze­stęp­czo­ścią i są praw­nicz­kami.

– Ko­cham ją tak samo jak ty, Barb. Nie wy­obra­żam so­bie do­ra­sta­nia bez matki. A by­łoby tak, gdyby twoja mama nie po­sta­no­wiła za­stą­pić mi mo­ich ro­dzi­ców, gdy umarli. W po­rządku, je­ste­śmy na miej­scu i spóź­ni­ły­śmy się tylko pół go­dziny. Zo­sta­wia­nie tu sa­mo­chodu nie jest naj­lep­szym po­my­słem, ale nie mamy wy­boru, a przy­naj­mniej jest tu la­tar­nia. W tym mie­ście nie znaj­dziemy nic lep­szego.

– Po­win­ny­śmy przej­rzeć się w lu­strze, za­nim po­dej­dziemy do stołu. Mama jest praw­dziwą pe­dantką. Uwiel­bia per­fumy i szminki – po­wie­działa Bar­bara, pró­bu­jąc wy­gła­dzić za­gnie­ce­nia na gar­ni­tu­rze. Nik zro­biła to samo.

– Spę­dzi­łam cały dzień w są­dzie. Ty też. Po­win­ny­śmy być zmę­czone, mieć po­gnie­cione ubra­nia i wy­glą­dać nie­chluj­nie. Myra to zro­zu­mie. Ups, pra­wie za­po­mnia­łam o pre­zen­cie. – Nik się­gnęła na tylne sie­dze­nie po małą srebrną paczkę. Po­dała Bar­ba­rze dłu­gie opa­ko­wa­nie w kształ­cie cy­lin­dra, prze­wią­zane ja­skra­wo­czer­woną wstążką. – Twój mózg musi być tak samo zmę­czony jak mój. Pra­wie za­po­mnia­łaś o swoim. A co z tym sto­sem ksią­żek, Barb?

– To dla mamy. Ode­bra­łam je dzi­siaj w po­rze lun­chu. Wiesz, jak lubi czy­tać o mor­der­stwach i awan­tu­rach. Dam jej pre­zent, kiedy wyj­dziemy.

Cze­kała na nie Myra Ru­tledge, piękna ko­bieta, która po­wi­tała je z uśmie­chem i otwar­tymi ra­mio­nami.

– Moje dziew­czyny przy­je­chały. Mo­żemy już usiąść, Fran­kli­nie.

– Oczy­wi­ście, pro­szę pani. Ten sam sto­lik co za­zwy­czaj czy może miej­sce w czę­ści dla pa­lą­cych przy oknie?

– Po­pro­simy o miej­sce przy oknie, Fran­kli­nie – po­wie­działa Bar­bara. – My­ślę, że dziś wie­czo­rem, z oka­zji uro­dzin mo­jej matki, dziew­czyny mogą za­pa­lić pa­pie­rosa. Ale tylko na spółkę i po obie­dzie! Ja oczy­wi­ście się wstrzy­mam. Tak, tak, wiem, że wszyst­kie ze­rwa­ły­śmy z na­ło­giem, ale dzi­siaj mo­żemy zro­bić wy­ją­tek.

Myra uśmiech­nęła się i się­gnęła po dłoń córki.

– Wspa­niale – od­parła. Usia­dła i po­chy­liła się nad sto­łem. – Moje ko­chane dziew­czyny. Nie mo­głam so­bie wy­ma­rzyć lep­szego za­koń­cze­nia dnia swo­ich uro­dzin.

– Za­koń­cze­nia? Mamo! Czy to ozna­cza, że nie za­mier­za­cie świę­to­wać z Char­le­sem w domu?

– Cóż, może wy­chy­limy po kie­liszku sherry. Py­ta­łam Char­lesa, czy chce do nas do­łą­czyć, ale po­wie­dział, że czułby się nie­swojo na mat­czyno-cór­czy­nym obie­dzie. Bez ko­men­ta­rzy pro­szę.

– Mamo, kiedy za­mier­za­cie wziąć ślub? Je­ste­ście ra­zem od dwu­dzie­stu lat. Wiemy z Nik wszystko o tych spra­wach, więc prze­stań się ru­mie­nić – za­żar­to­wała Bar­bara.

– Tak. I to Char­les wam to wszystko uświa­do­mił – od­parła Myra z uśmie­chem.

Char­les był jej to­wa­rzy­szem ży­cia i pra­cow­ni­kiem. Kiedy go zde­ma­sko­wano jako agenta MI 6, rząd prze­niósł go do Sta­nów Zjed­no­czo­nych, gdzie zo­stał sze­fem ochrony firmy cu­kier­ni­czej Myry, która zna­la­zła się na li­ście For­tune 500. Zaj­mo­wa­nie się Myrą stało się jego je­dy­nym ży­cio­wym ce­lem, więc trak­to­wał swoją pracę po­waż­nie i na­prawdę się do niej przy­kła­dał. Dziew­czyny były mu wdzięczne, że po­świę­cał jej tyle uwagi. Dzięki niemu mniej do­skwie­rała jej sa­mot­ność, gdy wy­jeż­dżały.

Oczy Myry błysz­czały.

– A te­raz opo­wiedz­cie mi wszystko: o wa­szych naj­now­szych spra­wach, z kim się te­raz spo­ty­ka­cie, jak ra­dzi so­bie na­sza dru­żyna so­ft­bal­lowa. Nie po­mi­jaj­cie ni­czego. Czy w naj­bliż­szym cza­sie będę pla­no­wać ślub któ­rejś z was?

To wła­śnie Nikki ko­chała w niej naj­bar­dziej – jej szczere za­in­te­re­so­wa­nie ich ży­ciem. Myra ni­gdy nie na­ru­szała ich pry­wat­no­ści. Za­wsze za­do­wa­lała się po­zy­cją ob­ser­wa­torki, ofe­ru­jąc mat­czyne wspar­cie i po­moc w ra­zie po­trzeby, ale nie wtrą­cała się ani nie udzie­lała rad, chyba że zo­stała o to po­pro­szona. Nikki wie­działa, że Myra lubi spę­dzać z nimi czas. Uwiel­biała ko­la­cje or­ga­ni­zo­wane dwa razy w mie­siącu w mie­ście i oka­zjo­nalne lun­che z córką, cza­sem łą­czone z krót­kim spa­ce­rem wzdłuż akwenu Ti­dal.

Myra nie tylko wy­ra­żała za­in­te­re­so­wa­nie ży­ciem swo­ich dziew­cząt, ale miała także wła­sną, cie­kawą co­dzien­ność. Za­sia­dała w za­rzą­dach róż­nych or­ga­ni­za­cji cha­ry­ta­tyw­nych, nie­stru­dze­nie pra­co­wała na rzecz dwóch par­tii po­li­tycz­nych, co­dzien­nie ro­biła wiele do­brych uczyn­ków, dzia­łała w To­wa­rzy­stwie Hi­sto­rycz­nym, a w do­datku znaj­do­wała czas dla Char­lesa, Bar­bary i dla sie­bie.

– Zo­sta­jesz dziś wie­czo­rem w mie­ście, mamo?

Myra się za­czer­wie­niła.

– Nie, Bar­baro, po­jadę do domu. I nie, nie przy­je­cha­łam tu sama. Wy­na­ję­łam kie­rowcę, więc nie martw się o to, jak wrócę do McLean. Char­les na mnie czeka. Mó­wi­łam ci, że za­mie­rzamy wy­pić po kie­liszku sherry.

– Żad­nego tortu! – za­wo­łała Nik.

Ró­żowy cień spły­nął po szyi Myry.

– Je­dli­śmy cia­sto w po­rze lun­chu. Char­les za­pa­lił wszyst­kie świeczki... Było ich sześć­dzie­siąt, więc było bar­dzo... uro­czy­ście.

– Jak to jest mieć sześć­dzie­siąt lat? – za­py­tała Bar­bara, się­ga­jąc po dłoń matki. – Mó­wi­łaś, że bo­isz się tego dnia.

– To tylko liczba, umowna data. Nie czuję się ina­czej niż wczo­raj. Lu­dzie za­wsze mó­wią o „wy­jąt­ko­wych” chwi­lach w swoim ży­ciu, któ­rych ni­gdy nie za­po­mną. My­ślę, że ten dzień jest jed­nym z ta­kich mo­men­tów. Dzień, w któ­rym po­ślu­bi­łam two­jego ojca, też taki był. Dzień, w któ­rym się uro­dzi­łaś, rów­nież, tak samo jak ten, w któ­rym za­miesz­kała z nami Nikki. No i oczy­wi­ście na­leży pa­mię­tać o chwili, gdy firma pro­du­ku­jąca sło­dy­cze zna­la­zła się na li­ście For­tune 500. Nie śmiej się ze mnie, ale ko­lej­nym wy­jąt­ko­wym mo­men­tem była de­kla­ra­cja Char­lesa, że bę­dzie się mną opie­ko­wał do końca ży­cia. To na­prawdę piękne wspo­mnie­nia. Mam na­dzieję, że przede mną jesz­cze wiele lat peł­nych ta­kich zda­rzeń. Gdy­byś wy­szła za mąż i dała mi wnuka, wy­wie­si­ła­bym flagę, Bar­baro. Nie chcę być sta­ruszką z trzę­są­cymi się rę­kami, kiedy bę­dziesz ro­dzić.

Nikki szturch­nęła Bar­barę w ra­mię, a na jej twa­rzy po­ja­wił się sze­roki uśmiech.

– No da­lej, po­wiedz jej. Spraw ra­dość ma­mie w dniu jej sześć­dzie­sią­tych uro­dzin.

– Je­stem w ciąży – wy­znała Bar­bara. – Mo­żesz za­cząć pla­no­wać ślub. Tylko le­piej się po­spiesz, bo nie­długo uro­śnie mi brzuch.

Myra spoj­rzała naj­pierw na Nikki, żeby zo­ba­czyć, czy się z nią dro­czą. Głowa Nikki po­ru­szała się w górę i w dół.

– Będę druhną i matką chrzestną! Ona nie żar­tuje, Myro.

– Och, ko­cha­nie. Czy je­steś szczę­śliwa? Oczy­wi­ście, że tak. Wy­star­czy na cie­bie spoj­rzeć. Och, mamy tyle do zro­bie­nia! Chcesz urzą­dzić przy­ję­cie w domu, w ogro­dzie, prawda?

– Oczy­wi­ście, mamo. Chcę wziąć ślub w sa­lo­nie. Zjadę po po­rę­czy w sukni ślub­nej. Zro­bię to, a Nik po­wtó­rzy tę akro­ba­cję za­raz za mną. Je­śli mi się nie uda, ślub zo­sta­nie od­wo­łany.

– Bę­dzie tak, jak so­bie ży­czysz, ko­cha­nie. Uczy­ni­łaś mnie naj­szczę­śliw­szą ko­bietą na świe­cie. Obie­caj, że po­zwo­lisz Char­le­sowi i mnie opie­ko­wać się dziec­kiem.

– Hej, by­łam pierw­sza! – Nikki się uśmiech­nęła.

– To zde­cy­do­wa­nie jedna z tych nie­zwy­kłych chwil. Czy któ­raś z was ma apa­rat?

– Nie no­szę apa­ratu w to­rebce. Ale nie wszystko stra­cone. Nik ma apa­rat w sa­mo­cho­dzie. Sko­czę po niego.

Nikki się­gnęła do kie­szeni i rzu­ciła Barb klu­cze.

– Zo­stanę matką. Ja! Aż trudno w to uwie­rzyć. Bę­dziesz cio­cią, Nik – po­wie­działa Bar­bara i po­chy­liła się, by po­gła­skać Nikki po po­liczku. – Kiedy wrócę, po­pro­szę Fran­klina, żeby zro­bił nam zdję­cie. Do zo­ba­cze­nia – do­dała, po­sy­ła­jąc im obu sze­roki uśmiech.

– Mam na­dzieję, że mia­łaś dzi­siaj do­bry dzień, Myro. Dni uro­dzin są za­wsze wy­jąt­kowe – stwier­dziła Nikki, wpa­tru­jąc się w okno na­prze­ciwko swo­jego krze­sła. – Świa­do­mość, że zo­sta­nie się bab­cią, musi być naj­cu­dow­niej­szą rze­czą na świe­cie. Sama je­stem taka pod­eks­cy­to­wana. – Wi­działa, jak Barb prze­biega przez ulicę, z kurtką po­wie­wa­jącą na wio­sen­nym wie­trze.

– Pa­mię­tasz, jak zro­bi­ły­śmy ci z Bar­barą tort uro­dzi­nowy z płat­ków ku­ku­ry­dzia­nych, kra­ker­sów i sy­ropu klo­no­wego?

– Ni­gdy tego nie za­po­mnę. My­ślę, że nie da się o tym za­po­mnieć. Mimo wszystko go zja­dłam.

Nikki się ro­ze­śmiała.

– Tak było. – Cie­szyła się, że za­par­ko­wała pod la­tar­nią. Wi­działa ze swo­jego miej­sca kilka par idą­cych ulicą, Bar­barę otwie­ra­jącą tylne drzwi sa­mo­chodu, się­ga­jącą po apa­rat, prze­rzu­ca­jącą go przez ra­mię i za­my­ka­jącą drzwi. Sku­piła uwagę na My­rze, która rów­nież wy­glą­dała przez okno.

Nikki spoj­rzała tam znowu i zo­ba­czyła Bar­barę, która roz­glą­dała się w obie strony, wy­pa­tru­jąc nad­jeż­dża­ją­cych po­jaz­dów, go­towa prze­biec przez ulicę, gdy tylko nada­rzy się oka­zja. Kiedy ze­szła z kra­węż­nika, trzy pary pra­wie ją do­go­niły.

Wtedy Nik za­uwa­żyła ciemny sa­mo­chód, który po­ja­wił się zni­kąd. Usły­szała dźwięk klak­sonu i na­gły pisk ha­mul­ców. Myra pod­no­siła się ze swo­jego miej­sca jak w zwol­nio­nym tem­pie, a na jej twa­rzy ma­lo­wało się nie­do­wie­rza­nie. Wy­bie­gły z re­stau­ra­cji. Na­gle roz­legł się pe­łen bólu, nie­mal zwie­rzęcy krzyk. Nikki za­trzy­mała się i zła­pała Myrę za ra­mię.

Wie­działa, że na za­wsze za­pa­mięta dziwną po­zy­cję, w ja­kiej uło­żyło się ciało przy­ja­ciółki. Po­chy­liła się, bo­jąc się do­tknąć tej, którą na­zy­wała sio­strą.

– Czy ktoś we­zwał po­go­to­wie? – krzyk­nęła.

Je­den z prze­chod­niów od­po­wie­dział jej gło­śno drżą­cym gło­sem:

– Tak.

– Nie! Nie! Nie! – krzy­czała Myra. Upa­dła na zie­mię, by ob­jąć ciało córki.

Gdzieś w od­dali sły­chać było sy­renę. Drżące palce Nikki szu­kały pulsu. Za­częła dy­go­tać, gdy nie mo­gła wy­czuć na­wet sła­bego ude­rze­nia. Może nie ro­biła tego do­brze... Na­ci­skała moc­niej trze­cim i czwar­tym pal­cem, tak jak ro­biły to pie­lę­gniarki. Gdy po chwili pod­bie­gła do nich za­łoga am­bu­lansu, po­czuła, jak kręci jej się w gło­wie. Pie­kące łzy za­le­wały jej oczy, gdy pa­trzyła, jak ra­tow­nicy spraw­dzają pa­ra­me­try ży­ciowe Bar­bary.

Czas stra­cił wszel­kie zna­cze­nie, gdy me­dycy ro­bili wszystko, co mo­gli. Młoda ko­bieta z dłu­gimi krę­co­nymi wło­sami pod­nio­sła wzrok i spoj­rzała pro­sto na Nikki. Po­krę­ciła głową, a w jej oczach ma­lo­wał się smu­tek.

To nie­moż­liwe. Chciała krzy­czeć, wrzesz­czeć, tu­pać no­gami. Za­miast tego za­ci­snęła po­wieki i stłu­miła łka­nie.

– Nic jej nie bę­dzie, prawda, Nikki? Zła­mane ko­ści się za­goją. Po pro­stu stra­ciła przy­tom­ność. Po­wiedz mi, że nic jej nie bę­dzie. Pro­szę, po­wiedz mi to. Pro­szę, Nikki...

Nikki miała w gar­dle tak wielką gulę, że my­ślała, że się udławi. Sta­rała się nie pa­trzeć na nie­ru­chome ciało, pró­bo­wała nie wi­dzieć, jak ra­tow­nicy pro­stują ręce i nogi Bar­bary. Kiedy ofiarę prze­nie­siono na no­sze, za­mknęła oczy. My­ślała, że po­strada zmy­sły, gdy młoda ko­bieta z dłu­gimi krę­co­nymi wło­sami na­cią­gnęła prze­ście­ra­dło na twarz jej naj­lep­szej przy­ja­ciółki. Nie Bar­bara. Tylko nie ona. Nie dziew­czyna, z którą ba­wiła się w pia­skow­nicy, z którą cho­dziła do przed­szkola. Nie ta, z którą uczęsz­czała do li­ceum, col­lege’u i na stu­dia praw­ni­cze. Prze­cież Nikki miała zo­stać jej druhną i ba­wić jej dziecko. Jak Bar­bara mo­gła być mar­twa?

– Wi­dzia­łam, że ro­zej­rzała się w obie strony, za­nim we­szła na kra­węż­nik. Mo­gła swo­bod­nie przejść przez ulicę... – wy­mam­ro­tała.

– Nikki, czy po­win­ni­śmy je­chać ka­retką z Bar­barą? Czy nam po­zwolą? – za­py­tała Myra ze łzami w oczach.

Ona nie wie. Nie wie, co ozna­cza to prze­ście­ra­dło.

Jak miała po­wie­dzieć My­rze, że jej córka nie żyje?

Drzwi am­bu­lansu się za­mknęły. Kie­rowca od­je­chał. Nie włą­czył sy­reny.

– Już za późno. Od­je­chali. Mu­sisz pro­wa­dzić, Nikki. Na pewno będą po­trze­bo­wać róż­nych in­for­ma­cji, kiedy przyjmą ją do szpi­tala. Chcę tam być. Bar­bara musi wie­dzieć, że tam je­stem. Musi wie­dzieć, że matka jest przy niej. Czy mo­żemy już je­chać, Nikki? – bła­gała Myra.

– Pro­szę pani?

– Tak? – od­parła Nikki, roz­luź­nia­jąc uścisk na ra­mio­nach Myry.

Funk­cjo­na­riusz nie brzmiał nie­miło. Był za młody, żeby tak brzmieć. Do­strze­gła współ­czu­cie na jego twa­rzy.

– Mu­szę przy­jąć oświad­cze­nie. Jak się pani na­zywa?

– Ni­cole Qu­inn. To jest Myra Ru­tledge. Matka... – Pra­wie po­wie­działa „matka zmar­łej”, ale w porę ugry­zła się w ję­zyk.

– Pro­szę pana, czy mo­żemy to zro­bić póź­niej? – wtrą­ciła się Myra. – Mu­szę je­chać do szpi­tala, żeby za­ła­twić for­mal­no­ści. Czy wie pan, do któ­rego szpi­tala za­brano moją córkę? Do Geo­rge Wa­shing­ton czy Geo­r­ge­town? – Łzy spły­nęły po jej po­marsz­czo­nych po­licz­kach.

Nikki od­wró­ciła wzrok. Wie­działa, że za­cho­wuje się tchórz­li­wie, ale w ża­den spo­sób nie po­tra­fiła po­wie­dzieć My­rze, że jej je­dyna córka nie żyje. Pa­trzyła, jak po­li­cjanci roz­ga­niają tłum ga­piów. Na chod­niku po­zo­stały tylko trzy pary. Gdzie był sa­mo­chód, który po­trą­cił Bar­barę? Za­brali go już? Gdzie po­dział się kie­rowca? Chciała za­dać te py­ta­nia gło­śno, ale mil­czała ze względu na Myrę.

Pa­trzyła, jak młody funk­cjo­na­riusz przy­go­to­wuje się do tego, co mu­siał zro­bić. Po­tarł dło­nią cienką szyję wo­kół wy­kroch­ma­lo­nego koł­nie­rzyka ko­szuli i od­chrząk­nął dwa razy.

– Pro­szę pani, pani córka zo­stała za­brana do kost­nicy w szpi­talu Geo­rge’a Wa­shing­tona. Nie ma po­śpie­chu z for­mal­no­ściami. Je­śli pani chce, mogę po­pro­sić jed­nego z funk­cjo­na­riu­szy, żeby za­wiózł pa­nią do szpi­tala. Przy­kro mi z po­wodu pani straty.

Myra krzyk­nęła prze­raź­li­wie i osu­nęła się na zie­mię. Po­li­cjant opadł przy niej na ko­lana.

– My­śla­łem, że ona wie. Nie... Jezu...

– Mu­simy na­tych­miast za­brać ją do le­ka­rza. Zo­sta­nie pan z nią na chwilę? Mu­szę iść do sa­mo­chodu po te­le­fon i za­dzwo­nić w kilka miejsc...

Naj­pierw Nikki za­dzwo­niła do le­ka­rza Myry, a po­tem do Char­lesa. Obaj obie­cali, że spo­tkają się z nią przy wjeź­dzie na izbę przy­jęć.

Kiedy wró­ciła, Myra sie­działa, wspie­rana przez mło­dego ofi­cera. Wy­glą­dała na oszo­ło­mioną i mó­wiła nie­spój­nie.

– Pani nie waży zbyt dużo. Z ła­two­ścią mogę ją za­nieść do ra­dio­wozu – za­ofe­ro­wał ofi­cer.

Nikki z wdzięcz­no­ścią po­ki­wała głową.

– Czy może mi pan po­wie­dzieć, co się stało? Czy wie pan, jaki sa­mo­chód po­trą­cił Bar­barę? Ci lu­dzie, któ­rzy tam stali, mu­sieli coś wi­dzieć. Ob­ser­wo­wa­ły­śmy wszystko przez okno re­stau­ra­cji. Czy ktoś spi­sał nu­mer re­je­stra­cyjny? Wi­dzia­łam tylko ciemny sa­mo­chód, który po­ja­wił się nie wia­domo skąd. Miała wolną drogę, żeby przejść. Mu­siał wejść w za­kręt z za­wrotną pręd­ko­ścią.

– Spraw­dzi­łem nu­mery ta­blic, które po­dał nam je­den ze świad­ków, ale to na nic.

– Dla­czego? – Nikki po­ma­so­wała skro­nie. Miała wra­że­nie, jakby ktoś ude­rzał ją w głowę młot­kiem.

– To był sa­mo­chód dy­plo­maty. Kie­rowca ma im­mu­ni­tet, pro­szę pani.

Po­czuła, jak miękną jej ko­lana. Po­li­cjant wy­cią­gnął rękę, aby ją pod­trzy­mać.

– To ozna­cza, że nie można go oskar­żyć... – po­wie­działa zdła­wio­nym gło­sem.

– Tak, pro­szę pani. Do­kład­nie tak.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: