- W empik go
Wesele Figara - ebook
Wesele Figara - ebook
„Wesele Figara” (wystawione w 1784) oraz „Cyrulik sewilski” (wystawiony w 1775), nazwane były przez Napoleona „rewolucją w czynie”, a przez Marię Antoninę „okropną sztuką”. Obie komedie stały się tematami librett wielu słynnych kompozytorów, m.in. Mozarta – „Wesele Figara” (1786) i Rossiniego – „Cyrulik sewilski” (1816). „Wesele Figara” wywołało niespotykaną dotąd rewolucję w literaturze. Opowiada bowiem o starciu sługi-plebejusza z panem hrabią, co więcej – sługa właśnie okazuje się tu bardziej przebiegły i zaradny. Wywraca więc Beaumarchais cały ustrój społeczny ówczesnej Europy, pośrednio inspirując przy tym lud do wielkiej rewolucji francuskiej. Historia ujęta w dwóch sztukach znalazła kontynuację w późniejszej „Występnej matce” (wystawionej w 1792), uważanej za utwór znacznie słabszy od poprzednich. (Za Wikipedią).
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7950-787-0 |
Rozmiar pliku: | 400 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Któryś z łaskawych na mnie bibljofilów przesłał mi starą książkę: słynne Memorjały Beaumarchais’go. Wydanie z r. 1780, już w zbiorowej edycji Dzieł, ale niemal współczesne sprawie, która toczyła się w latach 1773—1775. Pachną skórą i zleżałą aktualnością. Zacząłem je przeglądać, wciągnęły mnie; ubawiony, porwany, odczytałem prawie całe na nowo. Jedyny w swoim rodzaju dokument literacki! Rzuca on ciekawe światło na mechanizm twórczości; potwierdza pogląd Goethego, że najlepszą drogą dla pisarza jest tworzyć rzeczy — okolicznościowe. Interesujące jest, że Goethe, jako przykład tej recepty, podawał samego siebie.
Cóż może być bardziej okolicznościowego, niż własna obrona człowieka, któremu grożą naraz ruina majątkowa, hańba i kryminał! A oto właśnie okoliczności, w jakich znalazł się przyszły twórca Wesela Figara. Przypomnijmy, — och, bardzo zwięźle! — czem był Beaumarchais w dobie owej sprawy i na czem ona polegała. Czem był? Raczej czem nie był! Był wszystkim potrosze, a najmniej pisarzem. Był i zegarmistrzem, i wynalazcą, i zawiedzionym wdowcem po dwóch bogatych żonach, i dworakiem, i nauczycielem gry na harfie córek królewskich, i przyjacielem kobiet, i totumfackim wielkiego finansisty, i negocjatorem drażliwych spraw polityczno-romansowych...
Dopiero na marginesie tych rozlicznych zajęć był Beaumarchais autorem dwóch sztuk, — Dwaj przyjaciele, Eugenja, — które dość zasłużenie padły, oraz Cyrulika sewilskiego, poczętego zrazu jako libretto do opery i odrzuconego przez aktorów, potem przerobionego na komedję i przyjętego do grania.
Sztuka była w próbach, kiedy zaszedł nieoczekiwany incydent. Autor... pobił się za kulisami z księciem de Chaulnes o względy aktorki Menard. Obu rywalów zamknięto do ciupy, sztukę cofnięto.
Toby jeszcze był drobiazg. Groźne było to, że, w chwili gdy go pozbawiono wolności, Beaumarchais miał ważny proces z hrabią de la Blache, spadkobiercą jego przyjaciela i dobrodzieja, zmarłego finansisty Duvernay. Hrabia, który nienawidził komedjopisarza, obwinił go — bez żadnych podstaw — o fałszerstwo rachunków. W pierwszej instancji hrabia przegrywa; ale z kolei sprawa ma być sądzona w apelacji; hrabia, człowiek bogaty i wpływowy, forsuje ją całą siłą i ma szanse wygranej. Beaumarchais, unieruchomiony w więzieniu, nie może nawet widzieć się z sędzią Goëzmanem, referentem tej zawiłej sprawy, aby mu ją ze swej strony przedstawić i objaśnić. Nareszcie uzyskuje tyle, że pod strażą wypuszczają go z więzienia na kilka godzin, aby mógł pochodzić za swoim procesem. Sędzia, widocznie już pozyskany przez możnego przeciwnika, jest dla Beaumarchaisʻgo stale nieobecny. Strapiony klient dowiaduje się zboku, że podobno pani sędzina nie gardzi kubanem; ryzykuje tedy sto ludwików wzamian za sprokurowanie mu audjencji. Druga audjencja kosztuje go zegarek z brylantami; pani żąda jeszcze piętnastu ludwików, rzekomo dla sekretarza. Nazajutrz, Beaumarchais przegrywa proces; sędzina — taki był snać obyczaj — odsyła pieniądze i podarek; ale pieniądze dla sekretarza przepadły a sekretarz ich nie otrzymał. Beaumarchais, wściekły o przegraną, domaga się zwrotu piętnastu ludwików; sędzina nie umie nic mądrzejszego wymyślić niż poskarżyć się mężowi; a ten koronny cymbał wytacza Beaumarchais’mu skargę o usiłowane przekupstwo i obrazę sędziego.
Ładna sytuacja: tam fałszerz i przywłaszczyciel, tu oszczerca i przekupnik, ma przeciw.....................SZALONY DZIEŃ CZYLI WESELE FIGARA
KOMEDJA W PIĘCIU AKTACH PROZĄ,
PRZEDSTAWIONA
PO RAZ PIERWSZY, PRZEZ AKTORÓW NADWORNYCH J. K. MOŚCI,
WE WTOREK, 27 LUTEGO, 1784.
Przez wzgląd na miłe androny,
Darujcie rozsądku zgrzyt.
Wodewil z 5 aktu sztuki.
PRZEDMOWA
Kiedym pisał tę przedmowę, celem moim nie było jałowe dociekanie, czy wystawiłem złą czy dobrą sztukę; — nie czas już nato; — ale rachunek sumienia (a to godzi się zawsze) czy popełniłem czyn naganny.
Nikt nie jest obowiązany pisać komedyj zupełnie podobnych do innych; jeśli tedy, z przyczyn które zdawały mi się dostatecznie ważkie, oddaliłem się od drogi zbyt utartej, czyż przystoi, jak to uczynili pewni panowie, sądzić mnie wedle prawideł, których nie miałem zamiaru przestrzegać? ogłaszać lekkomyślnie, że cofam sztukę do jej dziecięctwa, ponieważ zamierzyłem wyżłobić nową ścieżkę tejże sztuce, której pierwszem a może jedynem prawidłem jest uczyć bawiąc?
Ale nie o to chodzi.
Często bardzo daleko jest od zarzutów jakie ktoś stawia dziełu, do tych które ma w istocie na myśli. Grot, który go ugodził, słówko które go uraziło, tkwią na dnie serca, gdy usta mszczą się, potępiając niemal wszystko inne. Można uważać za pewnik w sprawach teatru, iż, czyniąc zarzuty autorowi, krytycy jego najmniej mówią o tem co ich dotknęło najżywiej.
Może nie bez pożytku byłoby odsłonić wszystkim owo podwójne oblicze komedyj; moja sztuka dopięłaby, zaiste, nielada celu, gdybym, roztrząsając ją, zdołał ustalić ten oto problem: Co to jest obyczajność sceniczna?
Im bardziej chcemy się okazać subtelni, wykwintni, wytrawni, i uprawiać.................AKT I
Scena przedstawia pokój wpół umeblowany; wielki fotel, jak dla chorego, stoi pośrodku. Figaro, z łokciem w ręku, mierzy podłogę. Zuzanna, przed lustrem, umocowuje sobie na głowie bukiecik kwiatu pomarańczowego, tak zwany wianek panny młodej.
Scena I
FIGARO, ZUZANNA.
FIGARO. Szerokość stóp dziewiętnaście, długość dwadzieścia sześć.
ZUZANNA. Spójrz, Figaro, oto wianek, czy tak lepiej?
FIGARO bierze ją za ręce. Bez porównania, moje ty śliczności. Och, jakże ten dziewiczy wianek, w dzień ślubu, na głowie ładnej dziewczyny, wydaje się słodki oczom oblubieńca!...
ZUZANNA, wysuwając się. Co ty tam mierzysz, kochanie?
FIGARO. Patrzę, Zuziulu moja, czy to łóżko, które pan hrabia nam daje, będzie tu ładnie wyglądało?
ZUZANNA. W tym pokoju?...........................AKT II
Scena przedstawia wspaniałą sypialnię, wielkie łóżko w alkowie, na stopniach. Drzwi wchodowe otwierają się i zamykają w trzeciej kulisie po prawej; drzwi do alkierza w pierwszej po lewej. Drzwi w głębi wiodą do garderoby; po prawej okno.
Scena I
ZUZANNA, HRABINA, wchodzą drzwiami z prawej.
HRABINA rzuca się w berżerkę. Zamknij drzwi, Zuzanno, i opowiedz mi wszystko, ze szczegółami.
ZUZANNA. Nie ukryłam nic pani hrabinie.
HRABINA. Jakto, Zuziu, chciał cię uwieść?...............AKT IV
Scena przedstawia galerję ozdobioną kandelabrami, zapalonemi świecznikami, kwiatami, girlandami, słowem przygotowaną do uroczystości. Na przodzie, po prawej, stół z przyborami do pisania, za nim fótel.
Scena I
FIGARO, ZUZANNA.
FIGARO, trzymając ją wpół. I cóż, kochanie, zadowolona jesteś? Miodopłynna mamusia nawróciła doktora! Mimo niechęci, żeni się z nią, przeklęty wujaszek nie może już ani pisnąć; jedynie hrabia się wścieka, ostatecznie bowiem, nasze małżeństwo będzie owocem tego związku. Uśmiechnij-że się trochę z tego szczęśliwego..........................AKT V
Scena przedstawia aleję kasztanową w parku: dwa pawilony, kioski lub altanki po prawej i lewej. W głębi polanka, na przodzie ławeczka darniowa. Na scenie ciemno.
Scena I
FRANUSIA, sama, trzymając w jednej ręce dwa biszkopty i pomarańczę, w drugiej zapaloną papierową latarnię.
W altance na lewo, powiedział. To tu. — Gdyby miał teraz nie przyjść, ladaco!... Te draby z kredensu nie chciały mi nawet dać pomarańczy i biszkoptów! — Dla kogóż to, moja panno? — Mówię panu............................