Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Wesele - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Ebook
0,00 zł
Audiobook
23,86 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wesele - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 219 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

AKT I

DE­KO­RA­CJA: Noc li­sto­pa­do­wa; w cha­cie, w świe­tli­cy. Izba wy­bie­lo­na siwo, pra­wie błę­kit­na, jed­nym sza­ra­wym to­nem pół­błę­ki­tu obej­mu­ją­ca i sprzę­ty, i lu­dzi, któ­rzy się przez nią prze­su­ną.

Przez drzwi otwar­te z boku, ku sie­ni, sły­chać hucz­ne we­se­li­sko, bu­czą­ce basy, pi­ska­nie skrzy­piec, nie­sfor­ny klar­net, hu­ka­nia chło­pów i bab i przy­głu­sza­ją­cy wszyst­ką nutę je­den me­lo­dyj­ny szum i ru­mot tu­po­ta­ją­cych tan­ce­rzy, co się tam krę­cą w zbi­tej ma­sie w takt ja­kiejś gi­ną­cej we

wrza­wie pio­sen­ki…

I cała uwa­ga osób, któ­re przez tę izbę-sce­nę przej­dą, zwró­co­na jest tam, cią­gle tam; za­słu­cha­ni, za­pa­trze­ni usta­wicz­nie w ten tan, na pol­ską nutę… wi­ru­ją­cy do­oko­ła; w pół­świe­tle ku­chen­nej lam­py, ta­niec ko­lo­rów, kra­sych wstą­żek, pa­wich piór, kie­re­zyj, barw­nych ka­fta­nów i ka­ba­tów, na­sza dzi­siej­sza wiej­ska Pol­ska.

A na ścia­nie głęb­nej: drzwi do al­kie­rzy­ka, gdzie łóż­ka go­spo­dar­stwa i ko­ły­ska, i po­śpio­ne na łóż­kach dzie­ci, a górą zsze­re­go­wa­ni Świę­ci ob­raz­ko­wi. Na dru­giej bocz­nej ścia­nie izby: okien­ko przy­sło­nio­ne bia­łą mu­śli­no­wą fi­ra­necz­ką; nad oknem wie­niec do­żyn­ko­wy z kło­sów; za oknem ciem­no, mrok – za oknem sad, a na desz­czu i sło­cie krzew, otu­lo­ny w sło­mę, w zi­mo­wą ochro­nę okry­ty.

Na środ­ku izby stół okrą­gły, pod bia­łym, su­tym ob­ru­sem, gdzie przy ja­rzą­cych brą­zo­wych świecz­ni­kach ży­dow­skich suta za­sta­wa, ta­le­rze po­nie­cha­ne tak, jak do­pie­ro co od nich cała we­sel­na

druż­ba wsta­ła, w nie­ła­dzie, gdzie nikt o sprzą­ta­niu nie my­śli. Oko­ło sto­łu pro­ste drew­nia­ne stoł­ki ku­chen­ne z bia­łe­go drze­wa; przy tym na izbie biur­ko, za­rzu­co­ne mnó­stwem pa­pie­rów; po­nad biur­kiem fo­to­gra­fia Ma­tej­kow­skie­go "Wer­ny­ho­ry" i li­to­gra­ficz­ne od­bi­cie Ma­tej­kow­skich "Ra­cła­wic". Przy ścia­nie w głę­bi sofa wy­sza­rza­na; po­nad nią zło­żo­ne w krzyż sza­ble, flin­ty, pasy po­dróż­ne, tor­ba skó­rza­na. W in­nym ką­cie piec bie­lo­ny, do ma­ści z izbą; obok pie­ca sto­lik em­pi­re, zdob­ny świe­cą­cy­mi resz­ta­mi brą­zów, na któr ym ze­gar sta­ry, ala­ba­stro­wy­mi

ko­lu­mien­ka­mi dźwi­ga­ją­cy zło­co­ny krąg go­dzin; nad ze­ga­rem por­tret pięk­nej damy w stro­ju z lat 1840 w lek­kim mu­śli­no­wym za­wo­ju przy twa­rzy mło­dej w lo­kach i na ciem­nej suk­ni.

U boku drzwi we­sel­nych skrzy­nia ogrom­na wy­praw­na wiej­ska, ma­lo­wa­na w kwiat­ki pstre i pstre de­se­nie; wy­tar­ta już i wy­bla­kła. Pod oknem sta­ry grat, fo­tel z wy­so­kim opar­ciem.

Nad drzwia­mi we­sel­ny­mi ogrom­ny ob­raz Mat­ki Bo­skiej Ostro­bram­skiej z jej su­kien­ką srebr­ną i zło­tym oto­kiem pro­mie­ni na tle głę­bo­kie­go sza­fi­ru; a nad drzwia­mi al­kie­rza ta­kiż ogrom­ny ob­raz Mat­ki Bo­skiej Czę­sto­chow­skiej, w utka­nej wzo­rzy­stej sza­cie, w ko­ra­lach i ko­ro­nie pol­skiej Kró­lo­wej, z Dzie­ciąt­kiem, któ­re rącz­kę ku bło­go­sła­wie­niu wznio­sło. Strop drew­nia­ny w dłu­gie bel­ki pro­ste z wy­pi­sa­nym na nich Sło­wem Bo­żym i ro­kiem po­bu­do­wa­nia.

Rzecz dzie­je się w roku ty­siąc dzie­więć­set­nym.

Sce­na 1

CZE­PIEC, DZIEN­NI­KARZ

CZE­PIEC

Cóż tam, pa­nie, w po­li­ty­ce?

Chiń­cy­ki trzy­ma­ją się moc­no!?

DZIEN­NI­KARZ

A, mój miły go­spo­da­rzu, mam przez cały dzień do­syć Chiń­czy­ków.

CZE­PIEC

Pan po­li­tyk!

DZIEN­NI­KARZ

Otóż wła­śnie po­li­ty­ków mam dość, po uszy, dzień cały.

CZE­PIEC

Kie­dy to cie­ka­we spra­wy.

DZIEN­NI­KARZ

A to czy­taj, kto cie­ka­wy;

wie­cie choć, gdzie Chi­ny leżą?

CZE­PIEC

No da­le­ko, kaj­si gdzieś da­le­ko;

a pa­no­wie to ni­jak nie wie­dzą, że chłop chłop­skim ro­zu­mem tra­fi, choć­by było i da­le­ko.

A i my tu cy­to­my ga­ze­ty i syć­ko wie­my.

DZIEN­NI­KARZ

A po co -?

CZE­PIEC

Sami się do świa­tu gar­nie­my.

DZIEN­NI­KARZ

Ja my­ślę, że na wa­szej pa­ra­fii świat dla was aż do­syć sze­ro­ki.

CZE­PIEC

A tu ano i u nas by­wa­ją, co byli aże dwa roki w Ja­po­nii; jak była woj­na.

DZIEN­NI­KARZ

Ale tu wieś spo­koj­na. -

Niech na ca­łym świe­cie woj­na, byle pol­ska wieś za­cisz­na, byle pol­ska wieś spo­koj­na.

CZE­PIEC

Pon się boją we wsi ru­chu.

Pon nos ob­śmi­wa­jom w du­chu. -

A jak my, to my się rwie­my ino do ja­kiej bi­jac­ki.

Z ta­kich, jak my, był Gło­wac­ki.

A, jak my­ślę, ze pa­no­wie duza by juz mo­gli mieć, ino oni nie chcom chcieć!

Sce­na 2

DZIEN­NI­KARZ, ZO­SIA.

DZIEN­NI­KARZ

Pani to taki ko­za­czek;

jak ze­sią­dzie z ko­ni­ka, jest smut­ny.

ZO­SIA

A pan za­wsze ba­ła­mut­ny.

DZIEN­NI­KARZ

To nie kom­ple­ment, to czu­ję i tego by­najm­niej nie tłu­mię.

ZO­SIA

Do­brze, że przy­najm­niej pan umie zmiar­ko­wać, kie­dy uczu­cie, a kie­dy sa­lo­no­wa za­baw­ka – ale w tym ra­zie…

DZIEN­NI­KARZ

To spraw­ka pani wdzię­ku, pani jest bar­dzo miła, pani tak głów­kę schy­li­ła…

ZO­SIA

Praw­da? Tak jak­bym się dzi­wi­ła, że mnie tyle ho­no­ru spo­ty­ka;

pan re­dak­tor du­że­go dzien­ni­ka przy­pa­tru­je się i oczy przy­my­ka na mnie, jako na ob­ra­zek.

DZIEN­NI­KARZ

A ob­ra­zek ma­lo­wa­ny, bez ska­zek, far­by świe­że, na­tu­ral­ne, ry­su­nek ogrom­nie praw­dzi­wy, wszyst­ko aż do ram ide­al­ne.

ZO­SIA

Wi­dzę, znaw­ca oso­bli­wy.

DZIEN­NI­KARZ

I cze­muż pani się gnie­wa?

ZO­SIA

Że pan jak Lo­hen­grin śpie­wa nade mną jak nad ła­bę­dziem, że my dla sie­bie nie bę­dziem, i po cóż tyle śpiew­no­ści?

DZIEN­NI­KARZ

Oto tak, tak z roz­lew­no­ści to­wa­rzy­skiej.

Sce­na 3

RAD­CZY­NI, HA­NECZ­KA, ZO­SIA.

HA­NECZ­KA

Ach, cio­tecz­ko, cio­tu­sień­ko!

RAD­CZY­NI

Co, ser­deń­ko?

HA­NECZ­KA

Tam­ci tań­czą, my sto­imy;

chce­my tań­czyć tak­że i my.

RAD­CZY­NI

Może któ­ryś z pa­nów ze­chce?

ZO­SIA

Z ni­kim z pa­nów tań­czyć nie chcę.

RAD­CZY­NI

Po­tań­cuj­cie tro­chę same.

ZO­SIA

My by­śmy chcia­ły z druż­ba­mi, z tymi, co pa­wi­mi pió­ra­mi za­mia­ta­ją pu­łap izby.

RAD­CZY­NI

Po­szły­by­ście tam do ciż­by?

HA­NECZ­KA

To tak miło, miło w ści­sku.

RAD­CZY­NI

Oni się tam gnio­tą, tło­czą i ni stąd, ni zo­wąd na­raz trzask, prask, biją się po py­sku;

to nie dla was.

ZO­SIA

My wró­ci­my za­raz.

RAD­CZY­NI

Có­żeś ty dziś tak we­so­ła?

Od­gar­nij se wło­sy z czo­ła.

ZO­SIA

Raz do­ko­ła, raz do­ko­ła!

HA­NECZ­KA

Cio­tu­sień­ka zła okrop­nie, zła okrut­nie – a prze­lot­nie – za­raz bu­zię po­ca­łu­ję.

RAD­CZY­NI

Han­ka za­wsze swe­go do­pnie.

Niech się pan­na wy­tań­cu­je.

SCE­NA 4.

RAD­CZY­NI, KLI­MI­NA.

KLI­MI­NA

Po­chwa­lo­ny, do­bry wie­czór pań­stwu.

RAD­CZY­NI

Po­chwa­lo­ny – go­spo­dy­ni…

KLI­MI­NA

Tu wsio­sko od ma­leń­ko­ści, Kli­mi­na, po wój­cie wdo­wa.

RAD­CZY­NI

Rad­czy­ni je­stem z Kra­ko­wa.

KLI­MI­NA

Ma­cie syna.

RAD­CZY­MI

Tań­cu­je tam.

KLI­MI­NA

Niech się bawi;

som ta dziw­ki, niech nie sto­ją.

RAD­CZY­NI

Ja­koś mu nie idzie spo­ro, bo się ino po­ga­pu­je.

KLI­MI­NA

Pa­no­wie dzi­wek się boją;

za­raz któ­ra co przy­nie­sie, ino roz sie prze­tań­cu­je.

RAD­CZY­NI

Wy­ście so­bie, a my so­bie.

Każ­den so­bie rzep­kę skro­bie.

KLI­MI­NA

My­śla­łam, po­mó­wię z ma­tu­sią, toby wnucz­ka ko­ły­sa­ła -?

RAD­CZY­NI

A to­ście wy sko­ra, ku­mo­siu;

le­d­wo że wko­ło spoj­rza­ła, już by mi sy­nów swa­ta­ła -?

KLI­MI­NA

Hej, jo sie ba­wi­ła wprzó­dzi, te­roz bym lo in­szych chcia­ła.

Co­raz wię­cej po­trza lu­dzi.

Że­ni­ła­bym, wy­da­wa­ła!

Sce­na 5

ZO­SIA, KA­SPER.

ZO­SIA

Druż­ba tań­czy, pro­szę ze mną.

KA­SPER

Pa­nien­ka ob­ce­sem wpa­da.

ZO­SIA

A w kó­łecz­ko…

KA­SPER

Do­oko­ła.

Pa­nien­ka se ta we­so­ła.

Ano Kaś­ka bę­dzie rada, jak prze­stoi.

ZO­SIA

Kaś­ka, jaka?

KA­SPER

Ano ta, co w ką­cie taka…

ZO­SIA

Druh­na?

KA­SPER

Ju­ści, druh­na pir­so, co mi ją na żone rają.

ZO­SIA

Raz do­ko­ła, raz do­ko­ła…

KA­SPER

Pa­nien­ka się nie zgnie­wa­ją, że ją le­piej gab­ne w pa­sie, ano Kaś­ka w so­bie syr­so.

ZO­SIA

Pew­no druż­ba ko­cha Ka­sie??

KA­SPER

Pa­nien­ka se ta we­so­ła.

ZO­SIA

Raz do­ko­ła, raz do­ko­ła…

Sce­na 6

HA­NECZ­KA, JA­SIEK.

HA­NECZ­KA

Jak­by Ja­siek chciał tań­co­wać, to­bym z Jaś­kiem tań­co­wa­ła -?

JA­SIEK

A mogę sie ofia­ro­wać, by ino pa­nien­ka chcia­ła -?

HA­NECZ­KA

Pro­szę, pro­szę, chwil­kę w koło, jak we­so­ło, to we­so­ło.

Ja­siek dzi­siaj pierw­szy druż­ba.

JA­SIEK

Naj­mil­so mi tako służ­ba.

SCE­NA 7.

RAD­CZY­NI, KLI­MI­NA.

RAD­CZY­NI

Cóż ta, go­spo­siu, na roli?

Czy­ście so­bie już po­sia­li?

KLI­MI­NA

Tym ta ca­sem sie nie siwo.

RAD­CZY­NI

A mie­li­ście do­bre żni­wo -?

KLI­MI­NA

Dzię­ki Bogu, tak ta bywo.

RAD­CZY­NI

Jak złe żni­wo, to was boli, że­ście się na­pra­co­wa­li -?

KLI­MI­NA

Za­wszeć sie co prze­cie zgar­nie.

RAD­CZY­NI

Do­brze so­bie wy­glą­da­cie.

KLI­MI­NA

I pani ta tyz nie mar­nie.

RAD­CZY­NI

Jesz­cze się wi­dzi­cie mło­da.

KLI­MI­NA

Jak po Mar­ci­nie ja­go­da.

RAD­CZY­NI

Może jesz­cze się wy­da­cie -?

KLI­MI­NA

A cóz sie ta tak py­ta­cie?!

Sce­na 8.

KSIĄDZ, PAN­NA MŁO­DA, PAN MŁO­DY.

PAN MŁO­DY

Ksiądz do­bro­dziej ła­skaw bar­dzo.

Pro­szę nas nie za­po­mi­nać.

KSIĄDZ

Są i tacy, co mną gar­dzą, żem jest ze wsi, bom jest z chło­pa.

Pa­trzą koso – zbę­dą pręd­ko, a tu mi na ser­cu lent­ko.

Sami swoi, pol­ska szo­pa, i ja z chło­pa, i wy z chło­pa

PAN MŁO­DY

Ksiądz do­bro­dziej już nie­ba­wem bę­dzie no­sić pe­le­ryn­kę -?

KSIĄDZ

Może i na­le­ży mi się;

lecz pew­ne­go nic nie wi­się.

Inni tak­że ro­bią ślin­kę!

Może spra­wię pe­le­ryn­kę?

PAN MŁO­DY

Może z kon­sy­sto­rza prze­cie po­pa­trzą okiem ła­ska­wem;

ży­czę bar­dzo.

PAN­NA MŁO­DA

Choć co da­dzą;

ino te cia­ra­chy twor­de, trza by stoć i wa­lić w mor­de.

PAN MŁO­DY

Moja dusz­ko, tu sie mówi o ko­ściel­nej do­stoj­no­ści, któ­rą mają przy­znać Je­go­mo­ści.

PAN­NA MŁO­DA

Jo my­śla­ła, że co inne.

KSIĄDZ

Na­iw­ne to i nie­win­ne.

Sce­na 9.

PAN MŁO­DY, PAN­NA MŁO­DA.

PAN­NA MŁO­DA

Cię­giem ino rad byś go­dać, ja­kie to ko­cha­nie bę­dzie.

PAN MŁO­DY

A ty wo­lisz ca­ło­wa­nie?

bę­dziesz ko­chać, a po­wiedz­że??

PAN­NA MŁO­DA

Prze­ciem ci już wy­go­da­ła.

Prze­cież ci mnie nikt nie wy­drze.

PAN MŁO­DY

Ser­ce do ko­cha­nia rad­sze.

Toś już moja! Ra­dość, szczę­ście!

Nie my­śla­łem, że tak wie­le.

PAN­NA MŁO­DA

Ano chcia­łeś, masz we­se­le.

PAN MŁO­DY

Ach, nie pa­trzę, jak ca­łu­ję;

nie ca­łu­ję, kie­dy pa­trzę, a lica masz co­raz gład­sze.

PAN­NA MŁO­DA

A krew sie tak ze­su­mu­je.

PAN MŁO­DY

Po­ca­łuj­że, jesz­cze, jesz­cze, nie­chże tobą się na­piesz­czę:

usta, oczy, czo­ło, wie­niec…

PAN­NA MŁO­DA

Ta­kiś ta nie­na­sy­ce­niec.

PAN MŁO­DY

Nig­dy syty, nig­dy za­dość;

taka to już dla mnie ra­dość;

ca­ło­wał­bym cię bez koń­ca.

PAN­NA MŁO­DA

A to mę­cą­co ro­bo­ta;

nie dzi­wo­ta, nie dzi­wo­ta, żeś tak zblad­noł, taki wrzą­cy.

PAN MŁO­DY

Nie chwa­lą­cy, nie chwa­lą­cy, spo­ko­ju mi nie da­wa­ły.

PAN­NA MŁO­DA

A bo chcia­łeś.

PAN MŁO­DY

Same chcia­ły.

PAN­NA MŁO­DA

Cóz ta za śka­rad­ne śtu­ki?

PAN MŁO­DY

My­śmy ta­kie sa­mo­uki;

ko­cha­łem się po róż­ne­mu, a cie­bie chcę po swo­je­mu, po na­sze­mu.

PAN­NA MŁO­DA

A no z du­szy, jak ci do­brze, niech ta bę­dzie.

PAN MŁO­DY

Te­raz ci mnie nic nie zwie­dzie.

Ta­kem pra­gnął, zbo­ża, słoń­ca…

PAN­NA MŁO­DA

Mos we­se­le! – Podź do toń­ca!

Sce­na 10

PO­ETA, MA­RY­NA.

PO­ETA

Żeby mi tak rze­kła któ­ra, ser­cem już dys­po­nu­ją­ca, tak po pro­stu: "no chcę cie­bie", jak jaka wiej­ska dziew­czy­na…

MA­RY­NA

To niby ja ta dziew­czy­na, ja oświad­czyć się ma­ją­ca?

Skąd­że taka pew­na mina?

PO­ETA

Wca­le in­sze mia­łem pla­ny, jeź­lim pla­ny miał w ogó­le – chcia­łem coś po­wie­dzieć czu­le, chcia­łem za­pu­kać w ser­dusz­ko, coś usły­szeć, coś pod­słu­chać:

jak się to tam musi ru­chać, jak się to tam musi pa­lić -?!

MA­RY­NA

Mu­szę panu się po­ża­lić, w ser­dusz­ku nie na­pa­lo­ne;

jak kto weź­mie mnie za żonę, bę­dzie so­bie cie­pło chwa­lić;

mu­szę panu się po­ża­lić:

choć zim­no, moż­na się spa­rzyć.

PO­ETA

Amor mógł­by go­spo­da­rzyć.

MA­RY­NA

Amor śle­py, może zdra­dzić.

PO­ETA

Amor: duch skrzy­dla­ty, goń­czy.

MA­RY­NA

Pre­ten­sji do skrzy­deł wie­le.

PO­ETA

Więc się na pre­ten­sjach koń­czy

MA­RY­NA

A nie koń­czy się w ko­ście­le.

PO­ETA

Był­by to już Amor w klat­ce.

MA­RY­NA

Lis w pu­łap­ce.

PO­ETA

Mo­tyl w siat­ce.

MA­RY­NA

Paź kró­lo­wej na usłu­gach.

PO­ETA

Ślub po za­pła­co­nych dłu­gach.

Mi­łość nęci roz­ma­ita.

MA­RY­NA

A, to z nami kwi­ta.

PO­ETA

Kwi­ta – nie my­śla­łem, że coś świ­ta, pani pra­wie ob­ra­żo­na -?

MA­RY­NA

Cze­goż to pan jesz­cze szu­ka?

PO­ETA

Że nie po­szła w las na­uka.

MA­RY­NA

Któż się uczył?

PO­ETA

Tak wza­jem­nie:

Ja od pani, pani ze mnie.

MA­RY­NA

A na cóż mnie tej na­uki?

PO­ETA

Na nic.

MA­RY­NA

Więc?

PO­ETA

Sztu­ka dla sztu­ki.

MA­RY­NA

Za­wrót gło­wy, wiel­ka chwa­ła;

niech pan sztu­ki pła­ta róż­ne, by­le­bym ja spo­kój mia­ła.

PO­ETA

Roz­mo­wa z pa­nien­ką mło­dą, jak ją zwy­kle mło­dzi wio­dą w ta­kim sty­lu skrzy­deł­ko­wym;

roz­mo­wa z pan­ną upar­tą:

o mi­ło­ści, o Amo­rze, o ko­cha­niu, co w tym, owym z na­gła się prze­ja­wić może; – szep­ty z pan­ną cza­ru­ją­cą, przez pół se­rio, przez pół drwią­co – za­wsze jesz­cze stu­dium war­to.

MA­RY­NA

Przez pół drwią­co, przez pół se­rio bawi się pan ga­lan­te­rią.

PO­ETA

Ale gdzie ta, ale gdzie ta.

MA­RY­NA

Pan po­eta, pan po­eta.

Coś, jak li­ryzm, stru­na brzę­kła:

ja o pana się prze­lę­kła, że ta strza­ła nie­spo­dzia­na może tra­fić, ale pana.

PO­ETA

Ba­wię pa­nią ga­lan­te­rią przez pół drwią­co, przez pół se­rio;

stąd się styl osob­ny stwa­rza:

nikt ni­ko­go nie do­się­ga, nikt ni­ko­go nie ob­ra­ża – na łok­cie ró­żo­wa wstę­ga – nie pro­wa­dzi do oł­ta­rza. -

Ta­jem­ni­cą jest ko­bie­ta.

MA­RY­NA

Słu­cham, co to za wy­mo­wa!

PO­ETA

Sło­wa, sło­wa, sło­wa, sło­wa.

MA­RY­NA

Ale gdzie ta, ale gdzie ta!

PO­ETA

Ja­każ znów re­flek­sja nowa?

MA­RY­NA

Pan po­eta, pan po­eta.

Sce­na 11

KSIĄDZ, PAN MŁO­DY, PAN­NA MŁO­DA.

KSIĄDZ

Zwra­cam się do pan­ny mło­dej, pi­jąc do pana mło­de­go…

PAN­NA MŁO­DA

Cóz ta­kie­go, cóz ta­kie­go?

KSIĄDZ

Może, hm, po pew­nym cza­sie, bo to czło­wiek jest czło­wie­kiem, ot, przy­kła­dem tylu lu­dzi – bo to czło­wiek jest czło­wie­kiem, usia­da się tyl­ko z wie­kiem…

PAN­NA MŁO­DA

Niby jak to kwa­śne mli­ko.

KSIĄDZ

Wy­ście mło­dzi, wy­ście mło­dzi, choć się dzi­siaj wszyst­ko go­dzi, przyj­dzie czas, co was ochło­dzi.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: