- W empik go
Wesele - ebook
Wesele - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 219 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
DEKORACJA: Noc listopadowa; w chacie, w świetlicy. Izba wybielona siwo, prawie błękitna, jednym szarawym tonem półbłękitu obejmująca i sprzęty, i ludzi, którzy się przez nią przesuną.
Przez drzwi otwarte z boku, ku sieni, słychać huczne weselisko, buczące basy, piskanie skrzypiec, niesforny klarnet, hukania chłopów i bab i przygłuszający wszystką nutę jeden melodyjny szum i rumot tupotających tancerzy, co się tam kręcą w zbitej masie w takt jakiejś ginącej we
wrzawie piosenki…
I cała uwaga osób, które przez tę izbę-scenę przejdą, zwrócona jest tam, ciągle tam; zasłuchani, zapatrzeni ustawicznie w ten tan, na polską nutę… wirujący dookoła; w półświetle kuchennej lampy, taniec kolorów, krasych wstążek, pawich piór, kierezyj, barwnych kaftanów i kabatów, nasza dzisiejsza wiejska Polska.
A na ścianie głębnej: drzwi do alkierzyka, gdzie łóżka gospodarstwa i kołyska, i pośpione na łóżkach dzieci, a górą zszeregowani Święci obrazkowi. Na drugiej bocznej ścianie izby: okienko przysłonione białą muślinową firaneczką; nad oknem wieniec dożynkowy z kłosów; za oknem ciemno, mrok – za oknem sad, a na deszczu i słocie krzew, otulony w słomę, w zimową ochronę okryty.
Na środku izby stół okrągły, pod białym, sutym obrusem, gdzie przy jarzących brązowych świecznikach żydowskich suta zastawa, talerze poniechane tak, jak dopiero co od nich cała weselna
drużba wstała, w nieładzie, gdzie nikt o sprzątaniu nie myśli. Około stołu proste drewniane stołki kuchenne z białego drzewa; przy tym na izbie biurko, zarzucone mnóstwem papierów; ponad biurkiem fotografia Matejkowskiego "Wernyhory" i litograficzne odbicie Matejkowskich "Racławic". Przy ścianie w głębi sofa wyszarzana; ponad nią złożone w krzyż szable, flinty, pasy podróżne, torba skórzana. W innym kącie piec bielony, do maści z izbą; obok pieca stolik empire, zdobny świecącymi resztami brązów, na któr ym zegar stary, alabastrowymi
kolumienkami dźwigający złocony krąg godzin; nad zegarem portret pięknej damy w stroju z lat 1840 w lekkim muślinowym zawoju przy twarzy młodej w lokach i na ciemnej sukni.
U boku drzwi weselnych skrzynia ogromna wyprawna wiejska, malowana w kwiatki pstre i pstre desenie; wytarta już i wyblakła. Pod oknem stary grat, fotel z wysokim oparciem.
Nad drzwiami weselnymi ogromny obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej z jej sukienką srebrną i złotym otokiem promieni na tle głębokiego szafiru; a nad drzwiami alkierza takiż ogromny obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, w utkanej wzorzystej szacie, w koralach i koronie polskiej Królowej, z Dzieciątkiem, które rączkę ku błogosławieniu wzniosło. Strop drewniany w długie belki proste z wypisanym na nich Słowem Bożym i rokiem pobudowania.
Rzecz dzieje się w roku tysiąc dziewięćsetnym.
Scena 1
CZEPIEC, DZIENNIKARZ
CZEPIEC
Cóż tam, panie, w polityce?
Chińcyki trzymają się mocno!?
DZIENNIKARZ
A, mój miły gospodarzu, mam przez cały dzień dosyć Chińczyków.
CZEPIEC
Pan polityk!
DZIENNIKARZ
Otóż właśnie polityków mam dość, po uszy, dzień cały.
CZEPIEC
Kiedy to ciekawe sprawy.
DZIENNIKARZ
A to czytaj, kto ciekawy;
wiecie choć, gdzie Chiny leżą?
CZEPIEC
No daleko, kajsi gdzieś daleko;
a panowie to nijak nie wiedzą, że chłop chłopskim rozumem trafi, choćby było i daleko.
A i my tu cytomy gazety i syćko wiemy.
DZIENNIKARZ
A po co -?
CZEPIEC
Sami się do światu garniemy.
DZIENNIKARZ
Ja myślę, że na waszej parafii świat dla was aż dosyć szeroki.
CZEPIEC
A tu ano i u nas bywają, co byli aże dwa roki w Japonii; jak była wojna.
DZIENNIKARZ
Ale tu wieś spokojna. -
Niech na całym świecie wojna, byle polska wieś zaciszna, byle polska wieś spokojna.
CZEPIEC
Pon się boją we wsi ruchu.
Pon nos obśmiwajom w duchu. -
A jak my, to my się rwiemy ino do jakiej bijacki.
Z takich, jak my, był Głowacki.
A, jak myślę, ze panowie duza by juz mogli mieć, ino oni nie chcom chcieć!
Scena 2
DZIENNIKARZ, ZOSIA.
DZIENNIKARZ
Pani to taki kozaczek;
jak zesiądzie z konika, jest smutny.
ZOSIA
A pan zawsze bałamutny.
DZIENNIKARZ
To nie komplement, to czuję i tego bynajmniej nie tłumię.
ZOSIA
Dobrze, że przynajmniej pan umie zmiarkować, kiedy uczucie, a kiedy salonowa zabawka – ale w tym razie…
DZIENNIKARZ
To sprawka pani wdzięku, pani jest bardzo miła, pani tak główkę schyliła…
ZOSIA
Prawda? Tak jakbym się dziwiła, że mnie tyle honoru spotyka;
pan redaktor dużego dziennika przypatruje się i oczy przymyka na mnie, jako na obrazek.
DZIENNIKARZ
A obrazek malowany, bez skazek, farby świeże, naturalne, rysunek ogromnie prawdziwy, wszystko aż do ram idealne.
ZOSIA
Widzę, znawca osobliwy.
DZIENNIKARZ
I czemuż pani się gniewa?
ZOSIA
Że pan jak Lohengrin śpiewa nade mną jak nad łabędziem, że my dla siebie nie będziem, i po cóż tyle śpiewności?
DZIENNIKARZ
Oto tak, tak z rozlewności towarzyskiej.
Scena 3
RADCZYNI, HANECZKA, ZOSIA.
HANECZKA
Ach, cioteczko, ciotusieńko!
RADCZYNI
Co, serdeńko?
HANECZKA
Tamci tańczą, my stoimy;
chcemy tańczyć także i my.
RADCZYNI
Może któryś z panów zechce?
ZOSIA
Z nikim z panów tańczyć nie chcę.
RADCZYNI
Potańcujcie trochę same.
ZOSIA
My byśmy chciały z drużbami, z tymi, co pawimi piórami zamiatają pułap izby.
RADCZYNI
Poszłybyście tam do ciżby?
HANECZKA
To tak miło, miło w ścisku.
RADCZYNI
Oni się tam gniotą, tłoczą i ni stąd, ni zowąd naraz trzask, prask, biją się po pysku;
to nie dla was.
ZOSIA
My wrócimy zaraz.
RADCZYNI
Cóżeś ty dziś tak wesoła?
Odgarnij se włosy z czoła.
ZOSIA
Raz dokoła, raz dokoła!
HANECZKA
Ciotusieńka zła okropnie, zła okrutnie – a przelotnie – zaraz buzię pocałuję.
RADCZYNI
Hanka zawsze swego dopnie.
Niech się panna wytańcuje.
SCENA 4.
RADCZYNI, KLIMINA.
KLIMINA
Pochwalony, dobry wieczór państwu.
RADCZYNI
Pochwalony – gospodyni…
KLIMINA
Tu wsiosko od maleńkości, Klimina, po wójcie wdowa.
RADCZYNI
Radczyni jestem z Krakowa.
KLIMINA
Macie syna.
RADCZYMI
Tańcuje tam.
KLIMINA
Niech się bawi;
som ta dziwki, niech nie stoją.
RADCZYNI
Jakoś mu nie idzie sporo, bo się ino pogapuje.
KLIMINA
Panowie dziwek się boją;
zaraz która co przyniesie, ino roz sie przetańcuje.
RADCZYNI
Wyście sobie, a my sobie.
Każden sobie rzepkę skrobie.
KLIMINA
Myślałam, pomówię z matusią, toby wnuczka kołysała -?
RADCZYNI
A toście wy skora, kumosiu;
ledwo że wkoło spojrzała, już by mi synów swatała -?
KLIMINA
Hej, jo sie bawiła wprzódzi, teroz bym lo inszych chciała.
Coraz więcej potrza ludzi.
Żeniłabym, wydawała!
Scena 5
ZOSIA, KASPER.
ZOSIA
Drużba tańczy, proszę ze mną.
KASPER
Panienka obcesem wpada.
ZOSIA
A w kółeczko…
KASPER
Dookoła.
Panienka se ta wesoła.
Ano Kaśka będzie rada, jak przestoi.
ZOSIA
Kaśka, jaka?
KASPER
Ano ta, co w kącie taka…
ZOSIA
Druhna?
KASPER
Juści, druhna pirso, co mi ją na żone rają.
ZOSIA
Raz dokoła, raz dokoła…
KASPER
Panienka się nie zgniewają, że ją lepiej gabne w pasie, ano Kaśka w sobie syrso.
ZOSIA
Pewno drużba kocha Kasie??
KASPER
Panienka se ta wesoła.
ZOSIA
Raz dokoła, raz dokoła…
Scena 6
HANECZKA, JASIEK.
HANECZKA
Jakby Jasiek chciał tańcować, tobym z Jaśkiem tańcowała -?
JASIEK
A mogę sie ofiarować, by ino panienka chciała -?
HANECZKA
Proszę, proszę, chwilkę w koło, jak wesoło, to wesoło.
Jasiek dzisiaj pierwszy drużba.
JASIEK
Najmilso mi tako służba.
SCENA 7.
RADCZYNI, KLIMINA.
RADCZYNI
Cóż ta, gosposiu, na roli?
Czyście sobie już posiali?
KLIMINA
Tym ta casem sie nie siwo.
RADCZYNI
A mieliście dobre żniwo -?
KLIMINA
Dzięki Bogu, tak ta bywo.
RADCZYNI
Jak złe żniwo, to was boli, żeście się napracowali -?
KLIMINA
Zawszeć sie co przecie zgarnie.
RADCZYNI
Dobrze sobie wyglądacie.
KLIMINA
I pani ta tyz nie marnie.
RADCZYNI
Jeszcze się widzicie młoda.
KLIMINA
Jak po Marcinie jagoda.
RADCZYNI
Może jeszcze się wydacie -?
KLIMINA
A cóz sie ta tak pytacie?!
Scena 8.
KSIĄDZ, PANNA MŁODA, PAN MŁODY.
PAN MŁODY
Ksiądz dobrodziej łaskaw bardzo.
Proszę nas nie zapominać.
KSIĄDZ
Są i tacy, co mną gardzą, żem jest ze wsi, bom jest z chłopa.
Patrzą koso – zbędą prędko, a tu mi na sercu lentko.
Sami swoi, polska szopa, i ja z chłopa, i wy z chłopa
PAN MŁODY
Ksiądz dobrodziej już niebawem będzie nosić pelerynkę -?
KSIĄDZ
Może i należy mi się;
lecz pewnego nic nie wisię.
Inni także robią ślinkę!
Może sprawię pelerynkę?
PAN MŁODY
Może z konsystorza przecie popatrzą okiem łaskawem;
życzę bardzo.
PANNA MŁODA
Choć co dadzą;
ino te ciarachy tworde, trza by stoć i walić w morde.
PAN MŁODY
Moja duszko, tu sie mówi o kościelnej dostojności, którą mają przyznać Jegomości.
PANNA MŁODA
Jo myślała, że co inne.
KSIĄDZ
Naiwne to i niewinne.
Scena 9.
PAN MŁODY, PANNA MŁODA.
PANNA MŁODA
Cięgiem ino rad byś godać, jakie to kochanie będzie.
PAN MŁODY
A ty wolisz całowanie?
będziesz kochać, a powiedzże??
PANNA MŁODA
Przeciem ci już wygodała.
Przecież ci mnie nikt nie wydrze.
PAN MŁODY
Serce do kochania radsze.
Toś już moja! Radość, szczęście!
Nie myślałem, że tak wiele.
PANNA MŁODA
Ano chciałeś, masz wesele.
PAN MŁODY
Ach, nie patrzę, jak całuję;
nie całuję, kiedy patrzę, a lica masz coraz gładsze.
PANNA MŁODA
A krew sie tak zesumuje.
PAN MŁODY
Pocałujże, jeszcze, jeszcze, niechże tobą się napieszczę:
usta, oczy, czoło, wieniec…
PANNA MŁODA
Takiś ta nienasyceniec.
PAN MŁODY
Nigdy syty, nigdy zadość;
taka to już dla mnie radość;
całowałbym cię bez końca.
PANNA MŁODA
A to męcąco robota;
nie dziwota, nie dziwota, żeś tak zbladnoł, taki wrzący.
PAN MŁODY
Nie chwalący, nie chwalący, spokoju mi nie dawały.
PANNA MŁODA
A bo chciałeś.
PAN MŁODY
Same chciały.
PANNA MŁODA
Cóz ta za śkaradne śtuki?
PAN MŁODY
Myśmy takie samouki;
kochałem się po różnemu, a ciebie chcę po swojemu, po naszemu.
PANNA MŁODA
A no z duszy, jak ci dobrze, niech ta będzie.
PAN MŁODY
Teraz ci mnie nic nie zwiedzie.
Takem pragnął, zboża, słońca…
PANNA MŁODA
Mos wesele! – Podź do tońca!
Scena 10
POETA, MARYNA.
POETA
Żeby mi tak rzekła która, sercem już dysponująca, tak po prostu: "no chcę ciebie", jak jaka wiejska dziewczyna…
MARYNA
To niby ja ta dziewczyna, ja oświadczyć się mająca?
Skądże taka pewna mina?
POETA
Wcale insze miałem plany, jeźlim plany miał w ogóle – chciałem coś powiedzieć czule, chciałem zapukać w serduszko, coś usłyszeć, coś podsłuchać:
jak się to tam musi ruchać, jak się to tam musi palić -?!
MARYNA
Muszę panu się pożalić, w serduszku nie napalone;
jak kto weźmie mnie za żonę, będzie sobie ciepło chwalić;
muszę panu się pożalić:
choć zimno, można się sparzyć.
POETA
Amor mógłby gospodarzyć.
MARYNA
Amor ślepy, może zdradzić.
POETA
Amor: duch skrzydlaty, gończy.
MARYNA
Pretensji do skrzydeł wiele.
POETA
Więc się na pretensjach kończy
MARYNA
A nie kończy się w kościele.
POETA
Byłby to już Amor w klatce.
MARYNA
Lis w pułapce.
POETA
Motyl w siatce.
MARYNA
Paź królowej na usługach.
POETA
Ślub po zapłaconych długach.
Miłość nęci rozmaita.
MARYNA
A, to z nami kwita.
POETA
Kwita – nie myślałem, że coś świta, pani prawie obrażona -?
MARYNA
Czegoż to pan jeszcze szuka?
POETA
Że nie poszła w las nauka.
MARYNA
Któż się uczył?
POETA
Tak wzajemnie:
Ja od pani, pani ze mnie.
MARYNA
A na cóż mnie tej nauki?
POETA
Na nic.
MARYNA
Więc?
POETA
Sztuka dla sztuki.
MARYNA
Zawrót głowy, wielka chwała;
niech pan sztuki płata różne, bylebym ja spokój miała.
POETA
Rozmowa z panienką młodą, jak ją zwykle młodzi wiodą w takim stylu skrzydełkowym;
rozmowa z panną upartą:
o miłości, o Amorze, o kochaniu, co w tym, owym z nagła się przejawić może; – szepty z panną czarującą, przez pół serio, przez pół drwiąco – zawsze jeszcze studium warto.
MARYNA
Przez pół drwiąco, przez pół serio bawi się pan galanterią.
POETA
Ale gdzie ta, ale gdzie ta.
MARYNA
Pan poeta, pan poeta.
Coś, jak liryzm, struna brzękła:
ja o pana się przelękła, że ta strzała niespodziana może trafić, ale pana.
POETA
Bawię panią galanterią przez pół drwiąco, przez pół serio;
stąd się styl osobny stwarza:
nikt nikogo nie dosięga, nikt nikogo nie obraża – na łokcie różowa wstęga – nie prowadzi do ołtarza. -
Tajemnicą jest kobieta.
MARYNA
Słucham, co to za wymowa!
POETA
Słowa, słowa, słowa, słowa.
MARYNA
Ale gdzie ta, ale gdzie ta!
POETA
Jakaż znów refleksja nowa?
MARYNA
Pan poeta, pan poeta.
Scena 11
KSIĄDZ, PAN MŁODY, PANNA MŁODA.
KSIĄDZ
Zwracam się do panny młodej, pijąc do pana młodego…
PANNA MŁODA
Cóz takiego, cóz takiego?
KSIĄDZ
Może, hm, po pewnym czasie, bo to człowiek jest człowiekiem, ot, przykładem tylu ludzi – bo to człowiek jest człowiekiem, usiada się tylko z wiekiem…
PANNA MŁODA
Niby jak to kwaśne mliko.
KSIĄDZ
Wyście młodzi, wyście młodzi, choć się dzisiaj wszystko godzi, przyjdzie czas, co was ochłodzi.