- W empik go
Wesoły dzień - ebook
Wesoły dzień - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 150 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ostatnich z nich prowadzi jakaś siła, zrodzona z niezrozumiałej konieczności. Ciężar, obwisający aż do połowy chudych dziecięcych postaci, kieruje nimi i wodzi na wszystkie strony. Zdaje się, że niejeden padnie lada chwila: chwieje się, słania, staje, chlipie powietrze i dalej rusza za innymi… Nie zliczyć krótkich wypoczynków, które stwarzają dziwną siłę w tych dziecięcych starcach. Jeszcze to od ziemi nie odrosło, a już je ciężar do ziemi przygniata… I nie uwierzyć, że to własna karm ich przywala, że może w myśli już naprzód widziany wypieczony chleb dodaje im sił do dźwigania ciężkiego ziarna, którego wielki brak w chałupie.
– Życie roślinę pędzi w górę, człeka do ziemi gniecie. Bo taka opatrzność boska i nic więcej – mówią starzy, a młodzi od starych uczą się rozumu.
– Nie inaczej – powtarzają – nie inaczej… Inaczej nie będzie…
Idą schylone, nikłe postacie ku wysokim Groniom. Idą jak karłowate, pokutnicze Syzyfa potomstwo, które toczy przed sobą konieczność kamienną: – życie. W niejednej twarzy zapamiętałość straceńca zaschła w znieruchomiałości zaciśniętych warg; niejedne oczy błyszczą świeżą łzą lub stają szklane rozpaczą przed życiem, jak przed otwartym grobem; niejedna twarz uśmiechem okoli się gorszym od łez, uśmiechem nagrobnego filozofa – ale wszystkie oblicza mają jednaką skamieniałość mumicznych czaszek: czarną skórę przyschniętą na kości – i ze wszystkich widnieje jeden i ten sam: wieczny, utajony ból…
Idą pustymi ugorami ścieżyną, znikają w potokach przecinających w poprzek strome działy, wyłażą znów po jednemu i dalej pną się ku górze, gdzie już poczynają czernieć jałowce i smreki.
Wyszli na równe wzgórze, gdzie wśród zagonów stoi samotnie kwadratowy lasek. W nim tulą się gęste jałowce i smreki, nie obcinane, rozrastają się swobodnie. Po cieniach gąszczowych chowa się ciche osamotnienie i ku przechodniom wychyla z powikłanych gałęzi – puste oczy… Wyżej, ponad wierzchołki drzew wznosi się czarny, drewniany krzyż.
W nabożnej cichości posuwają się postacie ścieżyną koło lasku i szepcząc czyścowe pacierze, z wewnętrzną trwogą mijają cmentarz choleryczny. A myśl każdego od lat tych czarnych ucieka i bezwiednie łączy je z przyszłością. „Kto wie, daleko-li ona, ta z kosą?“ Nie boją się jej. „Bo śmierzci nijako nie uciekniesz. Dogoni cię i na kraju świata“… Jedno tylko przeraża ich: „Żeby jako ta nędza obeszła, co się pomału przybliża… Żeby nie wróciły te czarne roki…“
Pod Groniami, do słonka, orze chłop wilgotne pole. Jego schylona, chuda postać robi wrażenie automatu przyczepionego do żywej machiny, którą stanowi żelazny pług, idący ostrym żądłem pod ziemią, i dwa kurczące się z wysiłku stworzenia, dyszące pianą woły.
Małe pacholę jedną ręką przyciska pług, by głębiej pruł kamienistą powłokę, a drugą okręconą postronkami, których końce około rogów bydląt owinięte, podnosi lub ściąga ku sobie, jak wyuczony kierownik-woźnica. Znać, że ojciec niejedną już wiosnę zasiał z pomocą pacholęcia.