Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Wiara - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 maja 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wiara - ebook

Syntetyczna, choć emocjonalnie zaangażowana, refleksja nad źródłami wiary i naturą Objawienia, zawartego w świadectwie jakim są przekazy w tradycji Abrahama. Nie unikając ocen, autor rozważa imperatywy wiary, w tym nadużycia religijności, także tej świeckiej, dochodzi do swego credo i pochyla nad kilkudziesięcioma trudnymi pytaniami.

Kategoria: Filozofia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8221-047-7
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1. Wiara podstawową intuicją ludzkości

Żyjemy tu i teraz więc to, jak dawniej bywało, wiemy tylko z opowieści i badań. Wystarczy jednak poczytać choćby Złotą gałąź Frazera czy Historię wierzeń i idei religijnych Eliadego, żeby nabrać mocnego przekonania, że wiara w Boga jest tak stara jak sama ludzkość. Powie ktoś, że to wymysł człowieka, instynkt obronny przed poczuciem bezsiły czy bezsensu, ale są mocne przesłanki dla przekonania, że człowiek szuka Boga, wchodzi z Nim w interakcję i stara się domyślać Jego woli już od czasu, gdy zaczął myśleć abstrakcyjnie i komunikować się z innymi.

W dawnych czasach jednostki niezwykłe, obdarzone bardziej niż u innych rozwiniętym zmysłem postrzegania rzeczywistości niewidzialnej gołym okiem, potrafiły dociec przyczyn problemów fizycznych, psychicznych i duchowych (choć pewnie ich akurat w ten sposób nie klasyfikowały), uleczyć je a także dać swej społeczności pociechę, że nie jest ona pozostawiona swemu własnemu losowi, gdyż jej przedstawiciel ma konszachty z Wielkim Duchem, Światem Przodków czy wysłannikami Nieba. Innymi słowy, potrafi wyjść poza widzialny wymiar i dowiedzieć się więcej, otrzymać wskazówki i w ten sposób wskazać społeczności drogę w jej doczesnej wędrówce.

Istota kontaktów społeczności pierwotnej z innym wymiarem — tym co transcendentne — ukazuje kilka prawd. Po pierwsze, ludzkość od zawsze jest świadoma, że istnieją wymiary wykraczające poza to co odbieramy zmysłami. Skoro rzeczywistości tej nie widać, to jest ona gdzieś daleko. Stąd poszukiwano jej na niebiosach. W tradycji azjatyckiego stepu Bóg to Tanri, Plac Niebiańskiego spokoju to Tien an Men. Tan/Tien oznaczało niebiosa. Podobnie w hebrajskim, zamiast mówić o Królestwie Boga, mówiło się o Królestwie Niebieskim. My też widzimy siły Boże i ludzi dobrych w niebie.

Germańskie pojęcie Gudan (stąd angielski God, niemiecki Gott, itp.) mówi o libacji, czyli ofierze. To siła, której należy składać daninę, dary, w zamian za prośby do niej składane. Jest to więc coś, co przewyższa nasze, ograniczone możliwości. Jest to jednak też siła, z którą możemy się kontaktować i prosić o jej pomoc. Skoro jednak przysługa jaką wyświadcza nam człowiek domaga się dowodu wdzięczności, to o ileż bardziej domagać się powinna Moc, przewyższająca jakiegokolwiek człowieka.

Południowoeuropejskie pojęcie Teos podobne jest do Dzeus/Zeus/Dios ale także do Deva, czyli łączy bóstwo hinduskie z greckim. Nic dziwnego, cywilizacje indoeuropejskie mają swe pokrewieństwa. Tym co łączy oba pojęcia jest obraz potężnego bohatera, podobnego do człowieka, lecz mającego nieznane człowiekowi moce. Siła wyższa nie musi zatem być bardzo od nas odległa. Może być dość konkretnie opisana. Jest do nas podobna, więc nas rozumie. Jest nam w stanie pomóc, więc należy z nią trzymać.

Słowiański Bóg/Bog/Boh wywodzi się z podobnego indo-irańskiego rdzenia. Baga to zarówno „Pan” jak i to co Pan daje, czyli błogosławieństwo, powodzenie. Ale i małżeństwo. Kolejny przyczynek do zrozumienia dlaczego ludzkość uprawia kult i się modli: uznaje swe ograniczenia a jednocześnie wyraża przekonanie o istnieniu sił, które te ograniczenia są w stanie pokonać i mogą pomóc w potrzebie, dając jakąś postać szczęścia.

Tak na zdrowy rozum, człowiek nie składałby danin, które są dorobkiem ciężkiej pracy, gdyby nie miał dobrego powodu by ufać, że to ma sens i się opłaci. Czy w dawnych czasach ludzie rzeczywiście mieli jakąś styczność z herosami, uwiecznionymi potem w sagach i mitach, czy po prostu w jakiś sposób byli przekonani, że albo ma to nieodparty sens albo sprawdza się w życiu? A może po prostu lepiej się z tym czuli? Ciężko oczekiwać że człowiek czuje się dobrze, gdy czegoś sobie odmawia a nie ma to ani sensu ani nic nie daje.

Wciąż jednak mówimy o przekonaniu. Ogromna większość ludzi nie widziała Pana na oczy, ale była i w wielkiej części wciąż jest przekonana, że On Jest (Jahwe znaczy ISTNIEJĄCY), daje błogosławieństwo ale i wymaga. Są jednak tacy, którzy tego Boga (Siłę Wyższą, Wielkiego Ducha, Pana, naczelnego herosa, jego posłańca, kogoś z tamtego wymiaru) doświadczyła, czy to w transie, we śnie, w wizji czy w jeszcze inny sposób. W niektórych tradycjach istnieje nawet przekonanie, że w jakiejś pełni czasów, takie doświadczenie może się stać powszechne (np. tak to widział prorok Joel).

Tak więc od zarania dziejów, ludzkość jest przekonana o istnieniu Siły Wyższej, a także o możliwości wchodzenia z nią w relację, która może stawać się coraz bardziej powszechna. Nie jest to namacalna pewność, co jednak przez tysiące lat nie przeszkadzało ludziom hołdować przekonaniu, nie będącemu pewnością. Być może dla wielu było rzeczą oczywistą, że ciężko oczekiwać by inny wymiar dał się namacać w taki sam sposób jak łupek krzemowy… Widocznie jednak rzeczywistość tą i korzyści płynące z jej przychylności można było odbierać z wystarczająco dużą pewnością, by starać się pozostawać z nią w dobrych relacjach.2. Dlaczego Bóg miałby chcieć, żebyśmy wierzyli?

Człowiek od zarania widział sens wiary, choć zwykłemu śmiertelnikowi, ale i temu będącemu szamanem, Bóg się przecież nie objawił w sposób dający stuprocentową pewność tego, jaki jest, jak wygląda czy gdzie go szukać. Zastanówmy się jednak, czy gdyby stanął na ziemi jakiś kolos, którego każdy musiałby zobaczyć i powiedział „To ja jestem panem tego świata i masz we mnie wierzyć! A tu jest taka czarna książeczka, i masz robić to co tam pisze” albo gdyby na niebie pojawił się jakiś dla każdego widoczny hologram (a do tego rozproszył chmury, żeby można go było zobaczyć), cóż takiego istotnie by się zmieniło?

Jedni być może przestaliby mieć wątpliwości. OK, a więc jednak, JEST. Pewnie zrozumieli by z tego, że się mylili; inni, że nie muszą już się zastanawiać. Jedni wyciągnęliby wniosek, że w takim razie nie ma wyboru, trzeba robić to czy tamto bo inaczej będzie kara. Inni jednak staraliby się wybadać, „a jak, jednak, nie zrobię tego czy tamtego, to co”? Załóżmy, że szlag by ich na miejscu trafił. Sam zainteresowany by tego doświadczył, ale inni niekoniecznie by wiedzieli co takiego się z nim stało, więc też by próbowali. Może gdyby nie było reakcji tu i teraz to dlatego, że byłaby po śmierci? Ale w sumie skąd wiemy jak będzie po śmierci? Więc nawet w przypadku tych, którzy przestaliby mieć wątpliwości w istnienie Boga, pewność ta nie musiałaby się przełożyć na jakąś jakościową zmianę ich życia.

Inni mogliby po jakimś czasie zastanawiać się, czy nie mieli omamów, czy Bill Gates nie zrobił sobie jakichś hologramowych jaj. Po jakimś czasie w ogóle zapomnieliby, być może, że coś niesamowitego się wydarzyło. Przyzwyczailiby się. Czy my sami nie doświadczamy niesamowitych zbiegów okoliczności, które przypisujemy w oczywisty sposób Opatrzności? I co się dzieje rok później? Czasem w ogóle o tym zapominamy. Tak więc jakiś olbrzym musiałby stać na ziemi cały czas i jeszcze tupać, żebyśmy wciąż pamiętali że jest. A i tak po jakimś czasie by spowszedniał. Być może nawet gdyby natychmiast karał za jakieś złe uczynki i wszyscy by to widzieli, to i tak niektórych by nie odstraszył, bo pokusa i chęć buntu okazałyby się silniejsze?

Tak więc, nawet gdyby Bóg się miał objawić w sposób nie budzący wątpliwości, mogłoby to niewiele zmienić. Jedni dalej mieliby wątpliwości, inni i tak by się sprzeciwiali, jeszcze inni przyzwyczailiby się do Boga jak do jakiegoś policjanta, co pewnie nie nastroiłoby ich dobrze. Dla innych za to jakiś czar by prysł. Poszukiwanie straciłoby sens. Świat stałby się nudny.

Jeśli Bóg nie jest istotą do ogarnięcia zmysłami to nie może tak po prostu się ujawnić jako X bo … może nie jest po prostu X? A jeśli tak, to skąd przypuszczenie, że w ogóle może być przedmiotem zmysłowej percepcji i opisu w znanych nam i zrozumiałych kategoriach? No dobrze, a jeśliby jego zasadnicze atrybuty zechciałyby się w coś wcielić i ukazać w świecie? To samo, niektórzy i tak nie uwierzą, a ci dla tych, których emanacja okaże się przekonująca, mogą i tak przejść nad nią do porządku dziennego. Za to jakieś misterium się rozwieje i jakieś poszukiwane straci sens.

Kolejna wątpliwość odnosi się do zamysłu Istoty Wyższej wobec ludzi, którego w założeniu jedynie możemy się domyślać. Owszem, różne systemy religijne różnie go tłumaczą, ale załóżmy, że tłumaczą go sprzecznie (co w zasadzie jest faktem), że czarnej książeczki od samego Boga nie dostaliśmy i że musimy w tej sprawie jednak snuć domysły. Religia generalnie sprzedaje nam Boga jako tego, który coś każe i czegoś wymaga. Bóg, stwarzając nas, jak widzimy, wolnymi, oczekuje jakiegoś czynu. Ale jeśli tak, i jeśli natura Istoty Wyższej jest tego rodzaju, że ciężko ją namacać, to aby w uzasadniony sposób Bóg mógł czegoś wymagać, to: a) człowiek powinien mieć jakąś mocną przesłankę by sądzić, że istnieje Istota mająca prawo wymagać; b) Istota musi to zakomunikować tak, żeby było wiadomo, czego chce.

Wielu z nas podoba się wiersz Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, pt. Miłość. Ale chyba nie przyjdzie nam do głowy, aby funkcjonował on jako Kodeks Drogowy. Nawet nie każdy kodeks drogowy nas obowiązuje. Co powiedzieć przepisach o ruchu lewostronnym w Anglii? Czy może on obowiązywać w Polsce? Czy nawet polskie prawo o ruchu drogowym sprzed 30 lat wciąż nas obowiązuje?

Podobno Bóg się już wyraził co do tego, jaki jest Jego zamysł. Należy zakładać, że skoro jest suwerenem i panuje nad nami to ma określone oczekiwania i rzeczywiście gdzieś je objawił. Być może jednak ma inne oczekiwania od jednych niż od innych? Być może zatem, są pewne oczekiwania wobec istot ziemskich w ogóle, np. jeśli chodzi o relacje względem ich Pana czy wobec siebie nawzajem w takich czy innych obszarach życia. Jednak każdy jest inny, a jeśli jest stworzeniem Istoty Wyższej, można zakładać, że stworzonym w jakimś celu, więc Wielki Duch może mieć także specyficzne oczekiwania wobec jednostek, ale też wobec grup zawodowych, a może i pewnych zbiorowości kulturowych? One przecież też są jakimiś podmiotami i są w stanie nadawać ton w życiu społecznym, gospodarczym, w świecie idei, itp.

Poza tym, w kategoriach etycznych, ktoś, kto wymaga, musi wymagać rzeczy oczywistych. Oczywistym dla każdego jest prawo stanowione. W końcu skoro jest Panem jednostki, to i zbiorowości. Dość oczywistym jest też głos sumienia. Ale ktoś powie, że sumienie co innego mówi jednym a co innego innym. Wreszcie, przypisywane Istocie Wyższej oczekiwania można chcieć objaśnić jako realne i słuszne i jako takie je uzasadniać. Jeśli będzie to przekonujące, to należy założyć, że byłby to dobry powód by je stosować. A więc wymogi Pana ludzkości powinny być oczywiste w uzasadnieniu. W końcu nasz umysł godzi się na coś, co w nieodparty sposób przemawia. Skoro Bóg stworzył nam umysł, to po coś.

Pozostajemy jednak na obszarze mniej lub bardziej uzasadnionego przekonania a nie pewności. Owo mniej lub bardziej uzasadnione przekonanie nazywamy wiarą. I rzeczywiście, skoro pewności nie ma bo być nie może, pozostaje opieranie się na przesłankach. A więc, Bóg (tak od tej pory nazywajmy istotę będącą Panem ludzi, pozostawiając na razie na boku naturę tej Zwierzchności, czy np. jest jednostką, zbiorowością czy jeszcze czymś innym), jednak chciałby u nas wiary. Najpierw, że istnieje, a potem, że ma od nas konkretne oczekiwania.

Jednak te oczekiwania mogą odnosić się do czegoś więcej niż tylko do tego, że będziemy czynić jak nam każe. Zastanówmy się nad relacją Bóg-człowiek. Istota Wyższa-istota niższa, Pan-sługa. Stwórca (w domniemaniu; choć w teorii niekoniecznie) -stworzenie. Nad tekstami uważanymi za Boże objawienie należy pochylać się krytycznie (bo mogą nim nie być) ale i z namysłem (bo mogą je zawierać). Zakładając, że nie wyewoluowaliśmy z chaosu (o prawdopodobieństwie, że tak jest później), można by założyć jakąś kreację, w której Stwórca tak ustawia parametry percepcji by ta była zdolna do Jego odbioru. A więc zdolna do analizy rzeczywistości zawierającej przesłanki do wyciągania wniosków.

Przesłanką tego pochylenia się jest choćby i to, że dla bardzo wielu osób idea o pozaziemskim pochodzeniu pewnych przekazów o Bogu jest przekonująca. Może się okazać, że rzeczywiście w pewnych okolicznościach ludzkość miała prawo uważać, że słyszy przekaz z tamtego świata. I może się okazać, że zawiera on istotne informacje, np. wskazówki na temat oczekiwań Boga wobec nas. Tak na przykład uważali Sumerowie, z zapałem studiujący niebo, z którego mieli przybyć ich protoplaści-koloniści.

A więc lektura już tylko czegoś, co hipotetycznie może zawierać Boży przekaz, ukazać nam może kolejne możliwe intencje Boga wobec nas. Jedną z nich może być ta, że stwórca być może chciał się dać poznać swemu stworzeniu by realizować się w dominacji; a może chce jakiejś relacji? Może więc traktuje nas jak roboty do pracy, jak klakierów do straszenia ale może jako partnerów w relacji? Może jesteśmy jakościowo zupełnie inni niż On, a może jednak nieco podobni?

Jeśli zatem, hipotetycznie, stworzył nas jako roboty, powinien był nas odpowiednio zaprogramować więc powinniśmy funkcjonować jak trzeba i już Jego w tym głowa byśmy działali jak należy. Natomiast prawo i kara zakładają świadomy i wolny wybór, a to wyklucza „robota”. Mamy swobodę wyboru ale nie do końca, ponieważ jednak pewne rzeczy powinniśmy czynić wg. przepisu. Byłaby to więc może relacja Pana do zniewolonej osoby o wolnej woli. Ale jeśli Bóg potrzebuje niewolnika do wykonywania dla siebie jakiejś pracy to albo nie jest wszechmocny. A jeśli jeszcze ten niewolnik ma świadomość, to bóg taki jawi się jako próżny.

Może jednak relacja ta podobna do sytuacji dziecka, kształtowanego w otoczeniu pewnych ograniczeń, jako przygotowania do życia w odpowiedzialności za własne suwerennie podejmowane działania. Relację taką nazywalibyśmy osobową. A jeśli taka miałaby być natura tej relacji, to pociągałaby ona za sobą i inne konsekwencje.

Dlaczego więc Bóg miałby chcieć abyśmy wierzyli? Sprecyzujmy sobie najpierw termin „wierzyć”. Termin ten ma kilka znaczeń, ale w tym konkretnym rozważaniu, chodzi o brak przekonania nie pozostawiającego wątpliwości, przy jednoczesnym posiadaniu dobrych przesłanek do wydania jakiegoś osądu. A więc, po pierwsze, o czym już było wcześniej, pełna wiedza i brak wątpliwości niewiele by zmieniły a urok możliwego poszukiwania by prysł. Po drugie, nasz umysł jest zdolny do przyjęcia naturalnego uzasadnienia istnienia Boga a także racjonalnego uzasadnienia oczekiwań etycznych a także refleksji nad specyfiką własnej osoby i, co się z tym wiąże, zrozumienia co jako jednostki powinniśmy robić z własnym życiem. Oznacza to, że posiadając takie moce umysłowe jakie mamy, jesteśmy zdolni do nabrania przekonania o istnieniu Boga i potrzebie takich a nie innych zachowań. I to powinno wystarczyć.

Dlaczego jednak Bóg miałby chcieć abyśmy mieli wątpliwości? Choćby dlatego, że pozostawanie przy przekonaniu o istnieniu Boga — przy jednoczesnym możliwym przekonaniu o Jego nieistnieniu — oznacza nasz wybór Boga, tj. przekonania, że istnieje, i że chcemy na tej podstawie dokonywać innych wyborów. Wybór ten byłby opowiedzeniem się za życiem wg jakiejś Bożej woli, planu, czyli przyznaniem, z naszej strony, że ta rzeczywistość ma sens, że jej chcemy, że uważamy ją za dobro.

Opowiedzenie się po stronie Boga oznacza, że mając dobre powody do przekonania o istnieniu Boga, podejmujemy wysiłek by, analizując rzeczywistość, odnajdywać Go wokół nas. Więc, kiedy mamy dobry powód uważać, że jakiś przekaz, mądrość czy oczekiwanie najprawdopodobniej pochodzi od Boga, to wykazujemy się wobec Niego zaufaniem. W ten sposób przyznajemy, że ma rację, nie kłamie i że takiej czy innej obietnicy dotrzyma albo ma prawo oczekiwać tego czy tamtego, bo jest to dobre. W skrócie: aktem własnej woli czynimy Boga celem naszych starań i zrównujemy Boga z dobrem czyli kierujemy swe życie w Jego stronę/zwracamy się ku Bogu.

Dlaczego Bóg miałby takiego aktu naszej woli chcieć. Zakładając, że Bóg jest o wiele większy niż my — a należy to założyć — a także zakładając, że kompleksowość świata i widoczne w nim dobro piękno i sens może odzwierciedlać Stwórcę (o sensie brzydoty, zła i bezsensu później), to można też przyjąć, że to co najwyższej próby w naszym człowieczeństwie można w jakimś stopniu przypisać także Bogu. Czy zatem dobry, inteligentny i ambitny człowiek dobrze czułby się w teatrze lalek, gdzie wszystko jest zaprogramowane, gdzie nie ma wątpliwości, gdzie roboty zawsze robią to co mają zapisane w programie i gdzie np. pracownicy, służba czy dzieci czapkują Mu tylko dlatego, że boją się kary albo liczą na pieniądze? Na pewno nie.

Czego więc Bóg mógłby oczekiwać? Każdy z nas chce być dobrze zrozumiany, doceniony, czasem lubiany. Jeśli mamy rację, chcemy by nas słuchano. Jeśli wiemy więcej i wydajemy polecenia, chcemy by się do naszych zaleceń stosowano. Wreszcie, mając do czynienia z osobami mądrymi i doświadczonymi, chcemy poznać ich zdanie, a może i wspólnie coś dobrego robić. Wobec bliskich oczekujemy przywiązania i uczciwości. Cieszymy się na myśl, że czynimy coś, dzięki czemu osoby, na których nam zależy, pomyślą sobie, że jesteśmy dobrzy, mądrzy, uczciwi, życzliwi czy odpowiedzialni. Bóg niekoniecznie jest taki jak my, niekoniecznie Jego potrzeby są zbieżne z naszymi, ale w teorii (np. emanacyjnej) mogą mieć nieco podobny charakter.

I znów, na tym etapie rozważań trochę sobie hipotetyzujemy. Po to jednak, by wychodząc od pewnych podstawowych założeń o tym jaki w ogóle może być Pan tego świata, przyjrzeć się temu co naocznie wiadomo i co twierdzi się na Jego temat. I wtedy dopiero można będzie powrócić do obrazu Boga, tym razem przedstawianego w świetle naszej wiedzy o świecie i w perspektywie doświadczenia pokoleń, poddanych prostej rozumowej analizie i zestawionych z innymi obszarami naszego postrzegania świata (intuicją, odbiorem parapsychicznym, emocjonalnym, itp.).3. Dlaczego my mielibyśmy wierzyć?

Według Stephena C. Meyera niemożliwe jest by DNA wyewoluowała tak sobie (szansa na to jest jedna dziesięciobilionowa) w zestawieniu z (jednak ograniczonym) czasem jaki minął od stworzenia ziemi. Autor dość przekonująco (jak dla mnie, laika) dowodzi, że podstawowe elementy DNA można śmiało przyrównać do alfabetu, a samo DNA jest przekazem. Przekaz jest wtedy gdy jest nadawca.

Autorzy filmu Uprzywilejowana planeta ] dowodzą z kolei, że aby zaistniały warunki w których możliwe jest życie ludzkie musi być spełnionych szereg czynników. Prawdopodobieństwo, że tak się stanie jest już samo w sobie nikłe, a do tego dodać należy ciekawą okoliczność, że warunki umożliwiające inteligentne życie jednocześnie umożliwiają obserwację wszechświata. I znów, w zestawieniu z czasem od wielkiego wybuchu, mówimy o bardzo nikłym prawdopodobieństwie, że wszystko to mogło wyewoluować z chaosu. Wniosek jest taki, że warunki do życia umożliwiającego poznawanie rzeczywistości zostały stworzone a nie pojawiły się przypadkowo.

Znany fizyk jądrowy, Amir Aczel napisał stosunkowo niedawno książkę pt. Why Science Does Not Disprove God, w której rozprawia się z rozumowaniem Nowych Ateistów przedstawionym w książce Bóg urojony Richarda Dawkinsa. Pokazuje, jakim nieporozumieniem jest próba wykorzystania nauki do rozprawienia się z wiarą. Krytycy czasem podnoszą wobec tej książki zarzut, że obalając tezy ateistów sama nie proponuje całościowego systemu. Czy jednak musi? Zacznijmy od tego, że mantra „teoria względności i mechanika kwantowa” nie tłumaczy jak to świat wziął się z niczego. Aczel jest skromny i nie każe wierzyć jak jest (najbliżej mu do wiary Einsteina), za to dość dobrze pokazuje jak na pewno nie jest. Być może także i pod wpływem Aczela, Dawkins niedawno przyznał w jednej z debat, że być może kształt życiu mógł nadać jakiś wpływ kosmitów, którzy jednak sami zapewne wyewoluowali. Czyli jednak niekoniecznie przypadek i ewolucja.

Młodzi ludzie, wchodzący w życie, często kontrastują uproszczone poglądy na temat świata obecne w procesie wychowawczym czy na lekcjach religii z nowymi perspektywami myśli, z jakimi zaczynają obcować kiedy wchodzą w dorosłość. Nasze społeczeństwa jeszcze do niedawna oficjalnie były oparte na religii, więc te nowe perspektywy mają w sobie powab rebelii wobec skostniałych półprawd, dzięki czemu Dawkins, Kraus, Hawking czy Hitchens wschodzą w chłonne umysły jak nóż w przysłowiowe masło. Wystarczy jednak przysłuchać się debatom tych guru z profesjonalistami — niekoniecznie chrześcijanami czy nawet osobami wierzącymi — by zobaczyć na jak słabych przesłankach opiera się współczesny pogląd ateistyczny.

Są generalnie dwa punkty zaczepienia krytyków istnienia Boga. Jednym z nich jest tzw. teoria ewolucji. Badacz w dziedzinie biologii molekularnej i analizy systemów, David Berlinski od dawna podważa tę teorię na gruncie naukowym, jednocześnie nie podpisując się pod tezami tzw. inteligentnego projektu. Jego krytyka wypływa z podejścia naukowego i motywacji agnostycznych. Ciężko tu więc mówić o jakimś zaślepieniu ideologicznym autora The Deniable Darwin, co często przypisuje się osobom wierzącym krytykującym teorię ewolucji. Berlinski często pojawia się w debatach w których zawsze kwestionuje litanię pobożnych życzeń na których oparta jest ta teoria: nagłe pojawienie się mnóstwa gatunków w tzw. eksplozji kambryjskiej, brak znalezisk geologicznych dokumentujących stadia pośrednie w ewolucji, czy też niepowodzenie biologii ewolucyjnej w wytłumaczeniu szeregu zjawisk przyrodniczych.

Kolejny „dowód” na nieistnienie Boga to Jego „nieetyczne” oblicze. Ktoś mógłby się zdziwić dlaczego akurat zarzuty nieetycznego postępowania Boga czy Jego przedstawicieli na ziemi miałyby kwestionować samo istnienie Boga. Można sobie przecież wyobrazić jakiegoś Supernerda, który stworzył coś w rodzaju gry komputerowej, w której się realizuje w swoich sadystycznych czy dominacyjnych potrzebach. O czymś takim wspomina też Aczel w zalinkowanym wywiadzie. Więc już pierwszy fałsz logiczny. Może autorzy ci powinni mówić raczej o odrzucaniu przez nich takiego boga jako kogoś, komu miałoby należeć się posłuszeństwo, ale czy to ma być argument na rzecz ateizmu? Chyba, że mamy tu do czynienia z nowym rozumieniem ateizmu, jako (etycznie motywowanego) buntu wobec Boga Biblii i Koranu.

Rzeczywiście, istnienie niesprawiedliwości, cierpienia i nieodwracalnego, niezasłużonego nieszczęścia jest koronnym argumentem na rzecz istnienia boga, który albo nie jest wszechmogący albo nie jest dobry, i kolejne akapity poświęcę temu właśnie tematowi. Ale nie może to być argument na rzecz Jego nieistnienia. Tak naprawdę ateizm jest wiarą. Wiarą w nieistnienie Boga albo wiarą w to, że należy walczyć z wizerunkiem (realnym czy wymyślonym) Boga religii Abrahamowych. Właściwie, to ateista nie powinien wierzyć w grawitację, bo nie da się jej zobaczyć, usłyszeć lub namacać. A jednak pojęcie istnieje i jest nawet wymierne: grawitacji dowodzi się matematycznie z widocznych jej skutków. Ateiści nawet nie tylko wierzą w nią ale i o niej wiedzą.

Praktycznie za każdym razem kiedy rozmawiam z osobą wierzącą, słyszę o opatrznościowych wydarzeniach, dziwnych zbiegach okoliczności, odpowiedziach na modlitwę, cudownych zrządzeniach, więc przychodzi mi do głowy, że właściwie Boga można by dowodzić w podobny sposób jak istnienie grawitacji: z efektów Jego działania. Jeśli zatem kogoś nie przekonuje ład w naturze, jej celowość, nieustająca siłą życia, wymykanie się znanych nam zjawisk prawom przypadku, misterna precyzja i elastyczność całokształtu, mógłby się choćby zastanowić czy w życiu jego samego czy jej samej nie zdarzają się wydarzenia ukazujące, że prawa przypadku ulegają notorycznemu zawieszeniu. Tylko problem w tym, że zatwardziały ateista i tak określi to mianem efektu potwierdzenia, czyli „tendencją do preferowania informacji, potwierdzających wcześniejsze oczekiwania i hipotezy.” Z drugiej strony, świadectwo osób z zewnątrz byłoby zaprzeczeniem efektu potwierdzenia.

Codziennie szokowani jesteśmy informacjami i katastrofach. Patrzymy jak co rusz kilkaset osób z jakiegoś samolotu ginie, jakaś rodzina umiera w wypadku samochodowym. Ktoś wciąż pyta: to gdzie ta opatrzność? Z drugiej strony czy to nie dziwne, że jedząc tony toksycznej żywności, wdychając truciznę z powietrza, mogąc spokojnie umrzeć na drodze kilka razy każdego dnia, jednak większość z nas wciąż żyje i to dość długo? Ja sam spokojnie mogłem już kilka razy umrzeć a wciąż żyję i znam wielu, którzy też tak mieli. Współczesny świat tak balansuje na krawędzi śmierci i zniszczenia, że to prawdziwy cud, że ich skala jest tak mała. Pytanie jak długo uda się dalej prowokować los bez konsekwencji?

Wracając do opatrzności w życiu konkretnego człowieka. Wszyscy mamy przed oczyma przykłady z TV mówiące o czymś odwrotnym, ale nikt się nie pofatygował żeby na przykład wykonać badania statystyczne mające określić wymiar działania opatrzności w życiu poszczególnych ludzi. Ci z którymi rozmawiam są przekonani o tym, że Bóg pomaga im na co dzień. Zapewne są więc przekonani że wyrywa ich egzystencje z chaosu i przypadkowości, modyfikuje parametry prawdopodobieństwa, że dostaną pracę, że wyzdrowieją, że pogodzą się z mężem, że wpadną im skądś potrzebne pieniądze, że nie odbędzie się spotkanie do którego są nieprzygotowani czy otworzą się jakieś inne możliwości, które nie powinny tak na zdrowy rozum zaistnieć.

Ludzie ci jednak nie uwieczniają w masowej skali tych wydarzeń, co mogłoby być niezłym naukowym dowodem na istnienie tejże Bożej Opatrzności. Ja się pofatygowałem, może niekonsekwentnie bo nie aktualizuję tak często jakbym chciał (bardzo mało czasu na cokolwiek), ale jednak, i za każdym razem kiedy czytam swoje rozbudowane świadectwo, utwierdzam się w przekonaniu, że Bóg istnieje i ma ze mną i bliskimi (i masą innych ludzi) relację osobową. Ciekawe jakby to było gdyby pisały o tych sprawach miliony ludzi. Może powinni. Może powinniśmy spisywać to co dzieje się w naszym życiu. Choćby jako pamiątka dla dzieci. „Dodatek” do albumu ze zdjęciami. Przeciwwaga dla pustoszących nasze wnętrze „wiadomości” ze świata.

Oczywiście takie dzienniki życia, pokazujące jak rysuje się w nim pewien cel, jak okoliczności uparcie i konsekwentnie wymykają się prawom przypadku może dać do myślenia, że Bóg istnieje i wysyła nam sygnały o tym, że nas widzi, zna nasze potrzeby, że pomaga i kieruje kiedy trzeba. Nie będzie to jednak żaden koronny dowód na cokolwiek. Rozmawiałem ze znajomym Skandynawem, człowiekiem pełnym radości życia, choć życia dość chaotycznego, który, na moje uwagi o opatrznościowych wydarzeniach, odpowiedział bez wahania: prawo karmy, czyli co od ciebie wychodzi, kiedyś powróci.

Przecież on jest niewierzący a jednak jego marzenia się spełniają, korzystne okoliczności przytrafiają… Słowem, skoro on nie wierzy w Boga, to to, co mu się przytrafia nie może pochodzić od Boga. Ciekawa logika. Samo pojęcie Prawa (tu: karmy) zakłada jednak istnienie uniwersalnych prawideł. Żyjesz dobrze: masz dobrze. Wysyłasz w świat zło — zło wraca. A jednak życie pokazuje, że tak bywa, ale nie do końca. Skoro chaos w pewnych obszarach życia powoduje nieszczęścia, to one powinny nieodmiennie wracać. A tu niespodzianka: takie właśnie dziecię chaosu, niewierzące w Boga, otrzymuje od życia niekoniecznie zasłużone prezenty i … dalej wierzy w prawo karmiczne. Chrześcijanie nazwaliby to łaską uprzedzającą a żydzi błogosławieństwem do entego pokolenia za zasługi ludzi Mu miłych (kolega pochodzi z dawniej bogobojnej i pracowitej nacji), ale co tam.

Wydaje mi się oczywiste, że tak zwane księgi święte należy widzieć w tych właśnie kategoriach: zapis opatrznościowego doświadczenia! I to by mogło w sumie wystarczyć by nazywać je księgami świętymi. Już stare sagi indyjskie mówią o herosach i ich ziemskim doświadczeniu, mającym ich nauczyć drogi cnoty. Będąc świadkami do czego prowadzi pycha, honor czy zemsta, pokonując wyzwania i poddając się próbom, osiągają status „boski” czyli, jak byśmy współcześnie powiedzieli, doświadczają Królestwa Bożego. Zaratusztra z kolei przekazał potomności swą wizję, którą otrzymał na festiwalu wiosny, w której zobaczył jednego z Bożych Duchów, zwanego Pozytywnym Celem. Ten z kolei uchylił mu rąbka prawdy. Podobnie znani nam prorocy albo mieli wizje, albo spotkali wysłańców Boga albo doświadczyli Bożej Opatrzności.

W kategoriach Bożej Opatrzności dość dobrze omówione jest wyjście Izraelitów z Egiptu. Dla niektórych myślicieli, nawet chrześcijańskich i nawet łączonych z Egiptem (np. Makary i jego 50 homilii duchowych), wyjście z Egiptu jest przede wszystkim wielką alegorią wyjścia duszy ze świata zniewolenia. Do niedawna kwestionowało się historyczność tego wydarzenia, jednak jest już sporo przesłanek, że coś takiego faktycznie miało miejsce. Wątpliwości dotyczą czasu. I pytanie o zawarte tam cuda.

Filozoficznie rzecz biorąc, cud nie powinien być zawieszeniem działania (ustanowionych przez Boga w końcu) praw fizycznych, stąd wątpliwości co do np. zatrzymania słońca na prośbę Jozuego. Jednak inne cuda (manna, przepiórki, cofnięcie się morza, plagi egipskie) można z powodzeniem tłumaczyć naukowo. A więc kpina z „Boga luk” nie ma tu uzasadnienia. Cudem jest to, że zdarzenia miały miejsce dokładnie tam i wtedy, gdy były potrzebne, co jest argumentem na rzecz zawieszenia praw, ale praw przypadku. Przywódcy ludu musieli mieć na tyle dobrą łączność z Bogiem by wiedzieć gdzie i kiedy działać. I musieli wykazać się zaufaniem, że Boże kierowanie dobrze się skończy.

Jeden z takich przywódców mówił nawet o sobie, że przychodzi od samego Boga, w czym uwiarygadniał się niezwykłymi czynami i słowami, które na dobrą sprawę można by naukowo zweryfikować. Antiocheński lekarz Łukasz, towarzysz apostoła Pawła z Tarsu, we wstępie do Ewangelii mówi nam, że wielu starało się jak najlepiej zdać sprawę o tym co się wydarzyło. I rzeczywiście, przekazy są liczne. „Pisali o tym co przekazali nam ci, którzy widzieli te rzeczy od początku”. A więc powołanie się na licznych naocznych świadków. Łukasz pisze, że dokładnie zbadał te wydarzenia od samego początku i stwierdził, że dobrze będzie napisać uporządkowaną relację. A więc widać tu podejście krytyczne i systematyczne.

Co jeszcze wynika z tego wstępu? Ano i to, że pozostałe relacje ewangeliczne nie są uporządkowane, być może nie są ścisłe. Rzeczywiście, są różnice jeśli chodzi o to na przykład kto stał pod krzyżem, co mówili do Jezusa łotrowie, czy o szczególne miejsce po prawicy Jezusa prosiła matka Jana i Jakuba czy oni sami. Albo czy Piotr pochodził z Betsaidy czy z Kafarnaum. Właściwie, to wszystko to uwiarygadnia jedynie przekaz. Gdyby on był jakimś spiskiem, to zapewne nie byłoby żadnych sprzeczności. Przecież tak samo rekonstruujemy np. wypadki. Jednemu wydawało się, że auto, które potrąciło pieszego było czerwone (bo coś podobnego widzieliśmy niedawno w TV i obraz się nałożył), innemu, że niebieskie. Ale jednak wypadek miał miejsce i świadkowie to potwierdzają. W sądzie relacje te są brane poważnie.

Pytanie czemu Łukasz miałby podjąć wysiłek uporządkowania tych relacji i ich uzupełniania, a jest to ewidentne. Łukasz jak się zdaje był blisko Marii, matki Jezusa, więc dodał do relacji sporo informacji pochodzących najprawdopodobniej od niej samej i jej otoczenia. Po co miałby więc to robić? Pisze (i to zarówno Ewangelię jak i Dzieje Apostolskie) do niejakiego Teofilosa. Można przypuszczać, że skoro imię oznacza „miłujący Boga” to jest to chrześcijanin, który chce wiedzieć więcej. Ale takich chrześcijan było sporo i, jak czytamy u samego Łukasza, mieli już oni inne przekazy, więc po co — w gorącym okresie początków Kościoła kiedy tyle się działo — zadawać sobie trud bardziej precyzyjnego ujęcia wydarzeń, o których z powodzeniem mówią inni? Kluczem do zrozumienia powodu może być przydomek jakim Łukasz określa Teofilosa — „czcigodny”. Łukasz towarzyszył Pawłowi, a ten czasem przekazywał pozdrowienia chrześcijanom w „domu cesarskim”. Mógł więc to być wysoki rangą urzędnik cesarski, chrześcijanin bądź sympatyk.

Łukasz pojawia się u boku Pawła od okresu antiocheńskiego. Pomaga mu w związku z enigmatycznie opisaną przypadłością, która mogła być padaczką. Pamiętamy jak został on w Listrze ukamienowany, i to tak, że wydawało się, że nie żyje. Mógł więc mieć uszkodzony mózg, czego skutkiem późniejsze wyładowania epileptyczne. Tyle hipoteza. Wiele lat później, osadzony w Cezarei Paweł czeka latami na odesłanie do Rzymu, gdzie ma odbyć się rozprawa apelacyjna. Łukasz ma trochę czasu, więc wiedząc co niedługo Pawła czeka (proces) zbiera materiały do obrony. Być może chce pokazać, że to co Paweł robi ma charakter religijny, nie polityczny, nie jest religijną innowacją i nie prowadzi do nielojalności wobec cesarza, o co Chrystusa i chrześcijan mogli oskarżać żydzi. „Czcigodny Teofilos” może więc być obrońcą lub urzędnikiem który będzie w stanie oficjalnie złożyć dowody w sprawie.

Jeśli tak w istocie było, a przesłanki są mocne, trzeba zadać sobie pytanie co się ostatecznie stało? Dzieje kończą się dwa lata po przybyciu do stolicy imperium. W sam raz na czas rozprawy. Ciekawe czemu nie wiemy co było dalej? W końcu Paweł, Łukasz, Marek, Tytus, Tymoteusz i inni działali tam jeszcze przynajmniej kilka dalszych lat, także po śmierci Pawła. Powód może być chyba tylko ten, że to, co zdarzyło się dwa lata po przybyciu do Rzymu było właściwym powodem napisania obu dzieł: Ewangelii i Dziejów.

Jak wiemy z listów Pawła i chronologii zdarzeń po przybyciu do Rzymu, pierwsza sprawa zakończyła się pozytywnie i Paweł mógł swobodnie poruszać się po wielkim mieście. A skoro tak, to znaczy, że materiał zebrany przez Łukasza okazał się skuteczną obroną. Nie zapominajmy, że sąd rzymski to poważna instytucja, opierająca się na ogromnym aparacie administracyjnym. Tak więc w poważnej sprawie, mogącej ujawnić ślady antyrzymskiego spisku we wrażliwej na bunty prowincji, rzymski sąd musiał mieć dowody w sprawie pochodzące od namiestnika, dowódców armii, relacji szpiegów i z zapisów postępowań sądowych w Judei.

Właściwie, już same te dwa dzieła Łukasza i moment ich wykorzystania, powinny dla niedowiarków stanowić dowód, że ogromna rzymska machina biurokratyczna potwierdziła prawdziwość zawartych tam informacji. Cóż, wiedza jaką mamy w tradycji wczesnych wieków powinna wystarczyć, żeby opisywane tam sprawy uznać za przedmiot historiografii w stopniu podobnym jak w przypadku filozofów czy wodzów starożytnych. Jednak nie. Wciąż jest to przedmiot wiary a ateiści dalej będą kwestionować samą historyczność osób i zdarzeń podawaną w przekazach.

W trakcie debaty z D’Souzą i Pragierem, w odpowiedzi na podobny do powyższego argument o historyczności postaci w oparciu o liczbę materiałów, Hitchens stwierdził, że Aleksander Wielki wybijał swą monetę a grób jego ojca zachował się do tej pory w regionie Macedonii, czego nie można powiedzieć o Chrystusie. Czyli ateista ten spodziewałby się grobu z imieniem Jezusa. Rzeczywiście, w Jerozolimie są aż dwa miejsca uznawane za grób Chrystusa, a imię Jezus było dość popularne. Jednak, po pierwsze, nikt się nie spodziewa na nim imienia Ye’szua Ha Masziah bo z samego przekazu wiemy, że był to grób należący do rodziny Józefa z Arymatei a trzy dni po złożeniu do grobu, Chrystusa już tam nie było, więc po co wykuwać na nim imię. Ciężko było to zrobić w szabat, bo wtedy takich rzeczy robić nie wolno, a następnego poranka grób był już pusty. Po drugie, istotą chrześcijaństwa jest dobra nowina o zmartwychwstaniu, więc ciężko sobie wyobrazić, żeby chrześcijanie czy rodzina uwieczniali to wydarzenie akurat wykuwaniem imienia Pana na cmentarzu czy na jakiejś urnie z kośćmi, których nie było. Taka logika…

Wskazuje się na to, że Talmud i źródła żydowskie generalnie milczą o Jezusie. Owszem, to co wiadomo z późniejszych edycji Talmudu (np. Soncino), pozwala stwierdzić, że Jezus został obłożony swego rodzaju klątwą jako zdrajca narodu i bluźnierca (bękart Marii z rzymskim legionistą Panterą), więc imię jego musiało być albo wymazane albo, z obawy przed otoczeniem, funkcjonować w jakimś kodzie. Tak więc, jak widać, bardzo naukowi i umysłowo otwarci na dowody naukowe ateiści, jak przychodzi do polemik, zawieszają swe racjonalne dowodzenie i udają że nie rozumieją oczywistych historycznych oczywistości. Jak widzimy ateizm jest postacią wiary. Jak mówił znajomy Hindus, jego ojciec zawsze mu powtarzał, że najbardziej fanatyczni są komuniści i … liberałowie.

Z wiarą w Boga jest w sumie podobnie jak z wiarą w to, że odkopany w Kafarnaum nad Jeziorem Galilejskim dom, oddalony ok. 30 metrów od synagogi, jest domem apostoła Piotra. Można nie wierzyć Ewangelii, że w ogóle mówi o realnych wydarzeniach. Możne sądzić, że zbieżności znalezisk archeologicznych z tekstami biblijnymi są przypadkowe, ale oceńcie sami jak obstawilibyście w świetle tego co o tym miejscu wiadomo.

Archeolodzy odkryli ruiny miejscowości, jednoznacznie utożsamianej z dawnym Kafarnaum. Przekaz biblijny wielokrotnie mówi o pobycie Jezusa tamże i dokonywaniu licznych cudów. Ewangelista Marek podaje wiele detali, których nie da się wytłumaczyć inaczej (np. żelazną logiką przesłania) jak tylko zapisem znanych mu dobrze faktów. Przykładem uczeń, którego chwycono na Górze Oliwnej za prześcieradło i który uciekał nagi (najwyraźniej on sam). Po co tam ten fragment? Chyba tylko jako coś co wryło się w pamięć autorowi. Pisze więc Marek, że Piotr dzielił w Kafarnaum dom ze swym bratem, Andrzejem. Mówi też o wizycie u Piotra i uzdrowieniu jego teściowej oraz o tym, że Jezus wielokrotnie tam wracał, sugerując że tam przebywał dłuższy czas. Wiemy też, że Piotr, obok Jana, był najbliższym uczniem Jezusa, a Piotr tam właśnie mieszkał.

Pierwsze wyzwanie dla przyjęcia tego przekazu tkwi w samych ewangeliach, autorstwa różnych uczniów. Jan podaje, że Piotr pochodził z Betsaidy, nie Kafarnaum. Tylko kilka kilometrów ale jednak. A może w pewnym momencie się do Kafarnaum przenieśli? Portal Bible Odyssey pisze, że miejscowości te, choć oddalone są tylko o 5 mil, należały do innych tetrarchii rzymskich — zarządzanych przez, odpowiednio, Filipa i Heroda Antypasa. Ryby złowione w Jeziorze Galilejskim mogły być transportowane do Magdali, gdzie była największa przetwórnia rybna, i skąd pochodziła bliska Jezusowi Maria. Magdala była na tym samym terenie co Kafarnaum, więc mieszkając w Kafarnaum (a odkryto tam skład celny o którym mówi Marek 2:14), Piotr i Andrzej nie musieli płacić ceł przy transporcie ryb na teren gdzie były one przetwarzane i sprzedawane, bo na nim mieszkali.

Pokazywałoby to Piotra i Jana jako rybaków i przedsiębiorców z krwi i kości a nie „jakichś romantyków religijnych gotowych uwierzyć w cokolwiek im się spodobało”. Dlatego pewnie Janowi, który pisał znając przekaz Marka, nie przyszło do głowy, że pisząc o Betsaidzie a nie Kafarnaum, podaje informację mogącą podważać jego przekaz, a przecież musiał wiedzieć, że Marek jest sekretarzem Piotra i wie co mówi.

Nieopodal synagogi odkryto budynek o kilku warstwach archeologicznych. W warstwie z ok IV wieku odkryto budowlę w kształcie ośmiokąta, której funkcja była jawnie sakralna. Z tamtego czasu pochodzą np. listy pielgrzymów mówiące o wizytach w domu apostoła Piotra w Kafarnaum. Bazyliki na planie ośmiokąta znamy z miejsc gdzie rozegrały się jakieś szczególne wydarzenia. Cesarz Konstantyn zlecił np. budowę bazyliki Narodzenia w Betlejem także na bazie ośmiokąta. W Rawennie znajdują się znane chrzcielnice ulokowane w budynkach na planie ośmiokąta. Chrzest jest dla chrześcijanina nowym narodzeniem. Można domniemywać, że w Kafarnaum też coś ważnego się narodziło: działalność Jezusa i grupy Jego wyznawców na ziemi? I że także i ta bazylika coś ważnego upamiętniała.

Pod tą strukturą, w warstwie datowanej na przełom hellenistyczno-rzymski, a konkretnie ok. roku 60 p.n.e., znaleziono ruiny domu, którego funkcja w przeciągu kilku stuleci znacząco się zmieniła. Solidnie utwardzono na przykład nawierzchnię w atrium, przystosowując ją do mocno wzrastającej liczby ludzi przewijającej się przez to miejsce. Co ciekawe, pod chodnikiem znaleziono pewną liczbę haków rybackich.

Największe pomieszczenie mieszkalne (pokryte poziomo belkami i gałęziami, co zgadzałoby się z konstrukcją opisaną w Ewangelii, umożliwiającą opuszczenie tam paralityka) otrzymało później podwyższone słupami sklepienie, a w wiekach późniejszych oparte na nich sklepienie łukowe wspierało już kamienny dach. Pomieszczenie to zostało, właśnie w okolicy połowy I wieku, jako jedyne w tym domu i jedno z niewielu w tamtych czasach, pokryte tynkiem wapiennym/pobielane (ściany, sufit i podłoga). W kolejnych stuleciach tynk kilkukrotnie wymieniono. W dość jednoznacznej opinii badaczy miało to służyć lepszemu oświetleniu, zaś tego typu pomieszczenia w zwykłych domach służyły zgromadzeniom i były znaczące. Odnaleziono też ślady malunków na ścianach.

W tej samej warstwie wykopaliskowej (poł. I w.) nie odnajdywano już typowych narzędzi codziennego użytku; znaleziono za to liczne stągwie i lampy oliwne. Można domniemywać, że służyły one celom rytualnym. Znaleziono tam też liczne grafiti (głównie po grecku, ale sporo po aramejsku; tylko jedno po hebrajsku) z motywami religijnymi i odniesieniami do Chrystusa, a jedno (wg badacza katolickiego dwa) nawet do Piotra, które część naukowców odszyfrowała jako „Piotr pomocnik Rzymu”, a które następnie miało zostać przekreślone i zamazywane. I tu oczywiście pojawiają się wątpliwości co mówią te napisy i czy w ogóle mówią o Piotrze. I wg. niektórych ma to być dobry powód do sceptycyzmu czy rzeczywiście był to dom Piotra.

Rzeczywiście, nie ma jednoznacznych dowodów w dzisiejszym naukowym rozumieniu tego słowa, że kiedyś mieszkał tam Piotr. Nie znaleziono jakiegoś aktu notarialnego. Nie ma czytelnego graffiti np. „Dziękujemy za dobre kazanie Piotrze, Jezusowy apostole, właścicielu tego domu” czy czegoś podobnego. Ale zbieżność miejsca, czasu, przeróbki architektoniczne w połowie I wieku i ich charakter, przekazy pielgrzymów, nadbudowa bazyliki w IV wieku i inne poszlaki pasują jak ulał. Tu pozostaje już tylko wiara. Albo nas przesłanki przekonają albo nie. W sądzie mogłyby wystarczyć…

Podobnie można patrzeć na inne zbieżności między przekazem biblijnym a znaleziskami archeologicznymi. Stella Merneptaha przywołuje lud o nazwie Izrael już w XII wieku p.n.e. Ale czy udowodni ona wyjście Izraelitów z Egiptu w tamtych czasach wg opisu w pierwszych księgach Biblii? Czy brak jakichkolwiek znalezisk archeologicznych w miejscu gdzie lud miał się na dłużej wg jednej z relacji zatrzymać zaprzeczy opisom z Ks. Rodzaju i Wyjścia? Z drugiej strony czy zapiski oficerów z twierdz granicznych koło Filistii oraz rysunki przedstawiające migrację z Kanaanu w czasie sprzed panowania Hyksosów potwierdzą relację o przybyciu Jakuba i patriarchów na zaproszenie Józefa? Stella z Dan mówi o królu Izraela i królu z domu Dawida już w IX w p.n.e. ale czy potwierdzi to dokładność przekazu o wojnie Aramu z Izraelem z czasów judzkiego króla Asy?

Podsumowując tą część wywodów, dla chcącego nic trudnego. Są dostatecznie mocne przesłanki dla przekonania się o istnieniu Boga z fizyki, astronomii, genetyki, filozofii, logiki a także przekazów, które noszą znamiona wystarczających świadectw mówiących o relacji do Boga. Mogą to być zapisy osobistego doświadczenia ale także doświadczenia całych grup ludności. Nauka absolutnie nie przeczy — bo według wybitnych naukowców nie może — istnieniu Boga.

Więc pozostaje osobista decyzja: Czy będę uparcie szukał argumentów przeciw? Argumentów dających mi usprawiedliwienie dla postępowania wolnego od wewnętrznych nakazów określonych moją wiarą w Boga, wolnego od jakichś prawdopodobnych Bożych oczekiwań. Wielu wybiera tą drogę, podświadomie dążąc ku pełnej swobodzie i autonomii, która okazuje się złudna. Wiara w to, że w Kafarnaum znaleziono dom Piotra może komuś dodać otuchy, kogoś zaciekawi i da do myślenia. Inny jeszcze nie znajdzie dla niej dostatecznych przesłanek. Piotrowa własność domu w Kafarnaum to jednak inny kaliber niż istnienie Pana tego świata, który może wchodzić z nami w relację i który może nas powołać do życia wiecznego z swym Królestwie nie z „tego świata”. O ile więc jedno jest generalnie pożyteczną ciekawostką, to drugie jest dosłownie kwestią życia lub śmierci. Albo: owocnego życia lub bezowocnego życia. Z nieprzemijającym sensem lub bez…

Być może więc, w świetle powyższego, ktoś dojdzie jednak do wniosku, że choć nie wiadomo na 100% czy Bóg istnieje czy nie, to warto obstawić istnienie Boga, bo są na to dobre przesłanki i wtedy życie ma sens, wpisując się w coś ponad moje własne ja. Wtedy pozostanie już pytanie jaki ten Bóg jest, jakim Jego rzecznikom wierzyć, czy w ogóle im wierzyć, jak z Nim wejść w interakcję, jak wierzyć i jak żyć tu by dobrze żyć tam? Na powyższe pytania i kilka innych odpowiedzi w kolejnych rozdziałach.Autor książki Signature in the Cell (2009)

https://privilegedplanet.com/

https://www.goodreads.com/book/show/16248233-why-science-does-not-disprove-god

https://www.reddit.com/r/DebateAnAtheist/comments/4gcqud/richard_dawkins_admits_to_intelligent_design/

Por. np. Filmik na Youtube pt. Dr David Berlinski Refutes Evolution in under 5 Minutes, lub ten http://www.poetv.com/video.php?vid=48548

Hoffmeier, J.K., Ancient Israel in Sinai: The Evidence for the Authenticity of the Wilderness Tradition. Oxford: OUP.

https://www.biblicalarchaeology.org/daily/biblical-topics/exodus/exodus-fact-or-fiction/

Poniższe jest streszczeniem artykułu J.F. Strange I H. Shanks (2011) “Has the House Where Jesus Stayed in Capernaum Been Found?” zamieszczonego w Ten Top Biblical Archaeology Discoveries, pracy zbiorowej pod redakcją J. Corbett, Waszyngton: Biblical Archaeology Society

https://www.bibleodyssey.org/en/places/related-articles/peters-house

https://www.biblicalarchaeology.org/daily/biblical-topics/exodus/exodus-fact-or-fiction/

“The Tel Dan (“David”) Stela” (2011), artykuł redakcyjny zamieszczony w Ten Top Biblical Archaeology Discoveries, pracy zbiorowej pod redakcją J. Corbett, Waszyngton: Biblical Archaeology SocietyCiekawa opowieść o tej krainie snuje P.M.M. Cooper https://www.youtube.com/watch?v=cq1g8czIBJY

Viper TV https://www.youtube.com/watch?v=-kLrlhJA0Xk

Mit stworzenia Enuma Elisz: https://en.wikipedia.org/wiki/En%C3%BBma_Eli%C5%A1

Lizorkin-Eyzenberg, E. Becoming Israel, dostępna w formacie. pdf na Israel Bible Center, wejście 25 VII, 2018

http://www.aldokkan.com/egypt/amenmesse.htm teorii tej wydaje się przeczyć tzw. Stella Merenptaha, na której faraon chwali się pokonaniem w Kanaanie ludu Izra’el. Kto wie, może może tym faraonem był jeden z następców Echnatona?

Zasłyszana od antropologa i asyriologa dr Michala Pędrackiego

A. J. Mason (1921) Fifty Spiritual Homilies of St. Macarius the Egyptian, Nowy Jork: Macmillan

Pierwsze pogromy ze strony żydów przeciw chrześcijanom były już w Cesarstwie Rzymskim za czasów Klaudiusza; żydzi wspierali Partów i Sasanidów. Ci jak wiemy dokonywali inwazji na Imperium Rzymskie czy Bizancjum i dokonywali rzezi na chrześcijanach. Podaje się, że żydowski król klanu Himyar w Jemenie Dhu Nuwas wsławił się nawet wymordowaniem w Nadżranie dwudziestu tysięcy chrześcijan w 524 r. paląc ich żywcem w ogromnym zapadlisku Król ten ma nawet swą ulicę w Jerozolimie .

Andriei A. Orłow (2005). The Enoch-Metatron Tradition. Mohr Siebeck. 9 sierpnia 2018.

Jonathan Sacks, Future Tense (Londyn: Hodder & Stoughton, 2009), str..221

np. Feliks Koneczny Cywilizacja żydowska, dostępne w internecie pod http://wsercupolska.org/przeczytaj/Feliks%20Koneczny%20Cywilizacja%20zydowska.pdf

https://www.timesofisrael.com/5-of-ovadia-yosefs-most-controversial-quotations/ Josef to wieloletni naczelny rabin

Patrz http://islam-katowice.pl/koran-online-po-polsku sura Yunus (Jonasz, werset 94). “A jeśli powątpiewasz w to, co tobie zesłaliśmy, to zapytaj tych, którzy czytają Księgę, która była przed tobą. Przyszła do ciebie prawda od twojego Pana, nie bądź więc w liczbie tych, którzy powątpiewają!”

Guillaume A. (1998) The Life of Muhammad, tłumaczenie księgi Inb Ishaq’a pt. Sirat Rasul Allah, Karaczi: OUP, wydanie trzynaste (str. 69).

Sahih Buchari za Aiszą, t. IV, ks. 55, nr 605

https://www.islamicity.org/5115/muhammad-in-the-bible/
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: