- W empik go
Wieczorem - ebook
Wieczorem - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 152 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rzecz ta wzięta jest z czasu, kiedy cala Polska zalana była wojskiem Karola Gustawa aż po Tatry; na zachodzie grasował sprzymierzony z nim niewierny lennik polski, kurfürst brandenburski, wschód zaś i Litwę niszczyło wraz z Moskwą zbuntowane kozactwo ogniem i szablą. Nie było prawie kąta w Polsce, gdzieby nieprzyjaciel nie dotarł zniszczeniem. Król musiał uchodzić na Śląsk do Głogowy, wojsko potworzywszy związkowe koła, opuściło hetmanów, Czarniecki jeden trzymał się długo w Krakowie, wspierany męstwem młodzieży akademickiej i miejskiej; w końcu ustąpił i on przemocy. Na całą Polskę nie zajęta była jedna tylko Częstochowa.
Tymczasem zbierał się na Podgórzu krakowskim i w Tatrach materiał palny do wielkiego dramatu wyswobodzenia, którego pierwszym aktem była konfederacja tyszowiecka, dwa zaś ostatnie skończyły się w Danii i w Moskwie ze sławą oręża polskiego.
Nowy Sącz zagrożony rzezią od szwedzkiego pułkownika Sztajna, w razie, gdyby kogo schwytano na znoszeniu się z Czarnieckim, zostawał przez parę tygodni w nieustannej trwodze; wiedział bowiem prześwietny magistrat, że tak niektórzy z szlachty, mieszkającej w Sączu, jako też całe mieszczaństwo, przebrane w świty wieśniacze, znosiło się ciągle z Czarnieckiego ludźmi. Przy pierwszym schwytaniu zatem mogło przyjść do rzezi, a co gorsza, prawie nie było się czym bronić, bo Sztajn zabrał broń miejską i dał ją do schowania szlachcicowi. Wielogłowskiemu, arianowi. Rzecz w końcu przyszła do przesilenia. Szwedzi postanowili wyciąć i spalić miasto, aby nie mieć nieprzyjaciela za plecami na tak korzystnym stanowisku jak Sącz; wypadało im bowiem wyruszyć z miasta przeciw Czarnieckiemu, który przeciągał po Podgórzu na czele pułku królewskiej husarii. Mieszczanie atoli, dowiedziawszy się o ich planie, znieśli się z gromadą z Nawojowej i z góralami pod dowództwem Wąsowicza, i uprzedzili Szwedów o trzy dni w planie.
Powstanie w Sączu, zdziałane 13 grudnia 1655, rozszerzyło się wnet po całym Podgórzu. Szlachta z dworów, wieśniacy z chat, zbrojni w kosy i siekiery, szli i bili wałęsające się po Podgórzu niedobitki sądeckie.
Czarniecki połączywszy z swym pułkiem oddziały powstańców, ruszył natychmiast w Lubelskie, a stamtąd do Tyszowic w Bełskie, gdzie Rewera Potocki, W. H. K., Stanisław Lanckoroński, H. P. K., Krzysztof Tyszkiewicz, wd., Czernichowski, Jędrzej Potocki, oboźny kor. i Hiacynt Szembek, starosta bogusławski, spisali pamiętny akt konfederacji tyszowieckiej, na obronę kraju. Czarniecki był duszą całej tej sprawy. Konfederacja stanęła 29 grudnia; cztery dni przedtem odstąpili Szwedzi od oblężenia Częstochowy. Tak zaświtała znowu zorza polskiemu orężowi.
Podania sądeckie niosą, że w pewnej dziewczynie miejskiej rozkochał się oficer dragonów Pontusa de la Gardę. Kiedy Sztajn rozkazał wojsku gotować się do rzezi, nie mógł ten przenieść, aby jego kochanka wraz z krewnymi ginęła, i ostrzegł ją, że będzie rzeź, choć Sztajn nakazał zachowywać tajemnicę pod karą gardła. Od niej to dowiedziało się mieszczaństwo o niebezpieczeństwie i miało czas uprzedzić Szwedów.
Smutną rolę szpiegów szwedzkich grali w tej sprawie Wespazjan Szlichting arianin, dziedzic Dąbrowej, autor pism, za które sejm odsądził go od czci, Florian Siemichowski syn najgodniejszego ojca, dwukrotny apostata z ariaństwa do katolicyzmu i z katolicyzmu do ariaństwa, ścięty za wyrokiem miejskim w Sączu – i Żyd Finkel, arendarz Konstantego Lubomirskiego, starosty sądeckiego.
Winienem tu dodać, że tylko Basia, Bartek, Janusz, babka i Jacek są postaciami sfingowanymi; wszystkie inne osoby występują w roli i godności, jak ich zachowały akta sądeckie.WIECZOREM
W bielonej izbie, za cisowym stołem
Pod wieczór, czworo siedziało ich społem.
Bliżej kominka dziadek Janusz, dalej,
Kędy się lampa przed Chrystusem pali,
Babka; pod oknem siedziała dziewczyna
Basia, kwiat Sącza, wnuczka ich jedyna.
Naprzeciw Bartek, cieśla z cieślów sławnych,
W Sączu, ród jego należał do dawnych,
On sam już sławą cieszył się, choć młody,
A Bóg mu przy tym nie skąpił urody.
Słońce za góry zachodząc czerwono,
Zajrzało oknem w izbę ubieloną.
A że dziś była niedziela adwentu,
Więc spoczywali wszyscy gwoli świętu.
Janusz służebnym polecił gospodę,
Garniec i wino; z księgi dziewczę młode
Czytało świętych spisane żywoty.
Cieśla w nią patrzał, poprawiał kapoty,
Ilekroć Basia czytanie przerwała.
Babce u czoła drzemka się wieszała;
Pod ścianą z nićmi stał jej kołowrotek,
Z kłębuszkiem teraz igrał Basi kotek.
Właśnie skończyła Basia u rozdziału,
Gdy Janusz z krzesła podniósł się pomału
I słowem księgi do głębi przejęty,
Rzekł: „Wielkiś w Twoich cudach, Panie święty!