Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Wiedza chrześcijańska i bezbożna wobec zadań społecznych - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wiedza chrześcijańska i bezbożna wobec zadań społecznych - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 476 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZED­MO­WA.

Zda­rza się nie­kie­dy w kra­inie sfink­sów i hie­ro­gli­fów, gdzie świet­na nie­gdyś a dziś wzgar­dzo­na cy­wi­li­za­cya za­grze­ba­ła się w ta­jem­ni­czych ru­inach, że ar­che­olo­go­wie, ry­jąc się w od­wiecz­nych gru­zach Teb lub Mem­fi­su, znaj­du­ją roz­pro­szo­ne szcząt­ki nie­uży­wa­nych dziś na­rzę­dzi, a nie umie­jąc od­gad­nąć ani celu, ani spo­so­bu po­łą­cze­nia tych roz­licz­nych czą­stek, uka­zu­ją na nie z uśmie­chem po­li­to­wa­nia, jako na nie­udol­ny okaz po­cząt­ku­ją­cej me­cha­ni­ki. A jed­nak, gdy­by się im uda­ło wskrze­sić jed­ne­go z tych za­bal­sa­mo­wa­nych miesz­kań­ców gra­ni­to­wych sar­ko­fa­gów, co lat ty­sią­ce już w nich prze­go­ści­li, ja­kim­że ru­mień­cem wsty­du za­pło­nąć­by mu­sie­li ci nie­do­myśl­ni mę­dr­ko­wie, gdy­by ów świa­dek lek­ce­wa­żo­nej prze­szło­ści, co sam może na­rzę­dzia tego był wy­na­laz­cą, jed­nym wy­ra­zem dźwi­gnia i uka­za­niem ręką na szczy­ty pi­ra­mid ob­ja­śnił im, iż za jego to wła­śnie po­mo­cą sła­be ra­mię czło­wie­ka ol­brzy­mie te gła­zy pod chmu­ry nie­mal wznieść zdo­ła­ło.

Coś po­dob­ne­go dzie­je się też dzi­siaj w ło­nie za­do­wo­lo­nej z sie­bie, se­ku­la­ry­zo­wa­nej cy­wi­li­za­cyi w sto­sun­ku do ka­to­lic­kie­go Ko­ścio­ła. Lek­ko­myśl­ne nie­do­wiar­ki spo­glą­da­ją na po­mni­ki jego dzia­łal­no­ści z uśmie­chem po­li­to­wa­nia, jak­by na pier­wo­byt­ne ja­kieś cy­wi­li­za­cyj­ne na­rzę­dzie, któ­re w ko­leb­ce chy­ba oświa­ty pew­ne usłu­gi ludz­ko­ści od­dać mo­gło. A jed­nak, gdy­by nie­uprze­dzo­nem spoj­rzeć na nie chcie­li okiem, jak­że­by ła­two po­zna­li, że Ko­ściół to wła­śnie dał w rękę ludz­ko­ści ową dziw­nej po­tę­gi i sku­tecz­no­ści dzwi­gnię, co z ruin po­gań­skie­go Rzy­mu i z cha­otycz­ne­go bar­ba­rzyń­skich ną­jaz­dów za­mę­tu wznio­sła te ol­brzy­mie cy­wi­li­za­cyi gma­chy, co chlu­bę ludz­ko­ści dziś sta­no­wią. Urą­ga­jąc mą­dro­ści, któ­rej nie poj­mu­ją, i za­my­ka­jąc do­bro­wol­nie oczy na świa­tło, coby im ta­jem­ni­cę ży­wot­no­ści i trwa­nia chrze­ści­jań­skich in­sty­tu­cyj ob­ja­śni­ło, nie­oględ­ni ci re­for­ma­to­ro­wie wolą albo cał­kiem po­mi­jać naj­waż­niej­sze bytu za­da­nia, albo ba­wić się w tak pło­che przy­pusz­cze­nia, iż roz­trop­ne na­wet dziec­ko bez­za­sad­no­ści ich do­pa­trzyć jest w sta­nie. To też co­dzień pra­wie nowe po­wsta­ją hi­po­te­zy, wy­wra­ca­jąc wczo­raj­sze przy­pusz­cze­nia na to, by same za­mie­nio­ne zo­sta­ły przez ju­trzej­sze mrzon­ki, co­raz to da­lej od­pro­wa­dza­jąc zbłą­ka­ne umy­sły od za­po­zna­nej, lecz nie­zmien­nej w isto­cie swo­jej, praw­dy. W tym co­raz bar­dziej wi­kła­ją­cym się la­bi­ryn­cie wie­dzy do tego już nie­mal przy­szło, iż sam fakt chrze­ści­jań­skiej cy­wi­li­za­cyi i rze­czy­wi­sta nor­ma jej roz­wo­ju sta­ły się, dla wy­ko­le­jo­nej z to­rów swych na­uki, rów­nie ta­jem­ni­czą za­gad­ką, jak owa cy­wi­li­za­cya egip­ska, co rzu­ciw­szy swe po­mni­ki na pa­stwę cie­ka­wo­ści po­tom­nych wie­ków, klucz do ich ob­ja­śnie­nia w nie­zba­da­nych za­mknę­ła hie­ro­gli­fach.

Pa­trząc na obec­ny stan owe­go obo­zu, co wy­pi­saw­szy po­stęp i nie­ogra­ni­czo­ną swo­bo­dę na swych sztan­da­rach, cał­kiem już z chrze­ści­jań­ską tra­dy­cyą ze­rwał, nie­po­dob­na nie być ude­rzo­nym owym cha­otycz­nym za­mę­tem za­sad i dąż­no­ści, jaki pa­nu­je we wszyst­kich nie­mal kra­jach, w ło­nie klas oświe­co­nych. Rzec­by moż­na, iż za na­szych cza­sów po­no­wi­ło się to, co za­szło przy bu­do­wa­niu wie­ży Ba­bel: tyl­ko obec­nie już nie ję­zy­ki, ale same po­ję­cia po­mie­sza­ne zo­sta­ły tak, że ci na­wet, co tem sa­mem mó­wią na­rze­czem do po­ro­zu­mie­nia przyjść już nie mogą. Co dla jed­ne­go ja­śniej­szem od słoń­ca się zda­je, dla dru­gie­go nie­zgłę­bio­ną jest tyl­ko ciem­no­ścią; co je­den upra­gnio­ną swo­bo­dą, dru­gi swa­wo­lą, inny zaś nie­wol­ni­czem jarz­mem zo­wie; gdzie jed­ni zba­wien­ny roz­wój i po­stęp upa­tru­ją, tam dru­dzy co­fa­nie się a na­wet po­wrót do bar­ba­rzyń­stwa wi­dzą. Dość wy­mie­nić wia­rę w Ob­ja­wie­nie, wszech­władz­two ludu, se­ku­la­ry­za­cyę spo­łe­czeń­stwa, by prze­ko­nać się, jak róż­ne, a na­wet wręcz prze­ciw­ne oce­nie­nie te­goż po­ję­cia usły­szy­my. Umy­sły po­wierz­chow­ne nic nad­zwy­czaj­ne­go nie upa­tru­ją w tem tak po­spo­li­tem dziś zja­wi­sku, przy­pi­su­jąc je sa­mej na­tu­rze ludz­kie­go ro­zu­mu, a sta­re przy­sło­wie: »co gło­wa to ro­zum« wy­da­je się im aż nad­to do­sta­tecz­nem jego ob­ja­śnie­niem. Komu jed­nak nie taj­no, iż dzie­jo­wy po­chód ludz­ko­ści na polu czy­nu jest wcie­le­niem tyl­ko i wpro­wa­dze­niem w ży­cie ode­rwa­nych idei, ja­kie się w gło­wach prze­wod­ni­czą­cych cy­wi­li­za­cyj­ne­mu po­cho­do­wi wy­lę­gły, i to w gło­wach o kil­ka po­ko­leń nie­kie­dy od obec­ne­go od­le­głych, ten nie może nie być prze­ję­tym zgro­zą na wi­dok tego za­mę­tu w świe­cie idei, po któ­rym w bliż­szej lub dal­szej przy­szło­ści musi ko­niecz­nie strasz­ny ja­kiś spo­łecz­ny prze­wrót na­stą­pić, sko­ro gro­żą­ca bu­rza w porę za­że­gna­ną nie zo­sta­nie. Ma­myż zresz­tą po­trze­bę do­wo­dzić tej ko­niecz­no­ści, pa­trząc wła­sne­mi oczy­ma na wciąż po­na­wia­ją­ce się wy­sił­ki skraj­nych stron­nictw, dą­żą­cych do ra­dy­kal­ne­go zbu­rze­nia wszyst­kich pod­staw no­wo­żyt­ne­go to­wa­rzy­skie­go ustro­ju. Któż wo­bec kno­wań Ko­mu­ny i Ni­hi­li­zmu ośmie­li się za­prze­czyć, iż sto­imy rze­czy­wi­ście na wul­ka­nie? Je­śli osta­tecz­na ka­ta­stro­fa do­tąd nie na­stą­pi­ła, to dzię­ki je­dy­nie or­ga­nicz­nej sile chrze­ści­jań­skie­go spo­łe­czeń­stwa, któ­re­go śmier­tel­na na­wet nie­moc od­ra­zu oba­lić nie zdo­ła; nie­bez­pie­czeń­stwo wszak­że nie­bez­pie­czeń­stwem po­mi­mo to być nie prze­sta­je.

Lecz jak­że, za­py­ta za­pew­ne czy­tel­nik, za­po­biedz tak głę­bo­ko już dziś za­gnież­dżo­nej gan­gre­nie? Je­den jest tyl­ko, od­po­wia­da­my, śro­dek, a mia­no­wi­cie: pra­ca nad usu­nię­ciem ze świa­ta idei owe­go za­mę­tu po­jęć, któ­ry, prze­no­sząc się stop­nio­wo w dzie­dzi­nę ży­cia prak­tycz­ne­go, tak groź­ne spra­wia spu­sto­sze­nie. Z za­mą­ce­nia i po­mie­sza­nia po­jęć wy­ro­dził się we wszyst­kich ga­łę­ziach wie­dzy mniej lub wię­cej wy­raź­ny scep­ty­cyzm, co osła­bia­jąc uf­ność w daw­niej­sze za­sa­dy i daw­niej­szą na­uko­wą me­to­dę, upo­waż­nia śmiel­sze umy­sły do nie­oględ­ne­go rzu­ca­nia się na nowe ja­kieś, cho­ciaż­by naj­bar­dziej ha­zar­dow­ne tory, tak w dzie­dzi­nie my­śli jako też i ży­cia prak­tycz­ne­go. Chcąc prze­to ogól­ne­mu roz­stro­jo­wi sku­tecz­ną po­ło­żyć tamę, po­trze­ba przedew­szyst­kiem w ode­rwa­nym świe­cie idei tak ja­sne i nie­wąt­pli­we po­sta­wić za­sa­dy, iżby usu­nąć zdo­ła­ły chwiej­ność i zwąt­pie­nie z każ­dej dzie­dzi­ny wie­dzy, ści­śle okre­śla­jąc tak sto­pień pew­no­ści, do ja­kie­go w tym przed­mio­cie dojść moż­na, jako też osta­tecz­ną gra­ni­cę, któ­rej ro­zum ludz­ki o wła­snych si­łach nig­dy prze­kro­czyć nie zdo­ła. Z sa­mej na­tu­ry rze­czy stu­dya te do­pro­wa­dza­ją nas do zna­le­zie­nia dla każ­dej ga­łę­zi nauk naj­wła­ściw­szej me­to­dy, któ­ra, w za­kre­sie moż­li­wej pew­no­ści, do­pro­wa­dzić jest zdol­na do naj­dal­szych krań­ców przed­mio­to­wej wie­dzy.

Tak po­sta­wio­na kwe­stya spro­wa­dza się, jak wi­dzi­my, do zna­le­zie­nia nie­za­chwia­nej pod­sta­wy pew­no­ści dla wszel­kiej ludz­kiej wie­dzy, gdyż bez tej na­uko­wej pod­wa­li­ny, pa­nu­ją­ce­go obec­nie za­mę­tu po­jęć żad­ną mia­rą usu­nąć­by­śmy nie zdo­ła­li. I prze­ciw­nie: gdy­by się nam uda­ło zna­leść w każ­dej dzie­dzi­nie wie­dzy tak oczy­wi­sty pro­bierz praw­dy, iżby wszel­ką usu­wał wąt­pli­wość, zmu­sza­jąc nie­ja­ko naj­bar­dziej roz­róż­nio­ne umy­sły do zgo­dze­nia się na też same osta­tecz­ne wy­wo­dy, jak lo­gi­ka n… p… lub ma­te­ma­ty­ka zmu­sza nas do uzna­nia za nie­wąt­pli­wą praw­dę wnio­sków, ści­śle z pew­ni­ków ro­zu­mu wy­snu­tych; wów­czas usu­nę­li­by­śmy sta­now­czo z łona oświe­co­ne­go spo­łe­czeń­stwa ów roz­kła­da­ją­cy czyn­nik, co gro­zi mu nie­uchron­nym ka­ta­kli­zmem. I nie jest to ani nasz oso­bi­sty, ani wy­jąt­ko­wy po­gląd. Owszem: kwe­stya pew­no­ści sta­no­wi­ła za­wsze dla ludz­kie­go ro­dza­ju jed­no z naj­ży­wot­niej­szych za­gad­nień, któ­re w roz­ma­itych epo­kach cy­wi­li­za­cyj­ne­go roz­wo­ju spo­łe­czeń­stwa naj­zna­ko­mit­sze za­przą­ta­ło umy­sły, ile­kroć zwłasz­cza pla­ga scep­ty­cy­zmu na­wie­dza­ła umie­jęt­no­ści niwę. Ba­da­jąc dzie­je prze­szło­ści, wi­dzi­my, iż wów­czas tyl­ko umy­sło­wi kie­row­ni­cy ludz­ko­ści mało się tą kwe­stya zaj­mo­wa­li, kie­dy zna­le­zio­ne i po­wszech­nie przy­ję­te, cho­ciaż­by jed­no­stron­ne jej roz­wią­za­nie, za­spa­ka­ja­ło umy­sły i do za­ła­twie­nia tak in­dy­wi­du­al­nych jak i ogól­nych po­trzeb jak­kol­wiek wy­star­cza­ło. Lecz, ile­kroć ludz­kość prze­cho­dzi­ła kry­tycz­ną jaka epo­kę, gdzie wczo­raj­sza praw­da w prze­świad­cze­niu lu­dów w proch się roz­pa­da­ła, ju­trzej­sza zaś jesz­cze się z cha­osu sprzecz­nych po­jęć wy­ło­nić nie zdo­ła­ła, wnet kwe­stya pew­no­ści sta­wa­ła przed are­opa­giem my­śli­cie­li z całą gro­zą swe­go Ja­nu­so­we­go ob­li­cza, co pa­trząc z nie­po­ko­jem po za sie­bie i przed sie­bie, tam ru­iny, tu za­męt tyl­ko do­pa­tru­je.

Nie trze­ba być pes­sy­mi­stą, by przy­znać, że obec­ne też po­ko­le­nie jed­ną z ta­kich kry­tycz­nych epok prze­ży­wa, i że dziś… wię­cej niż kie­dy, po­wszech­nie uzna­ne pod­wa­li­ny praw­dy są po­trzeb­ne. Dość rzu­cić okiem na mo­ral­ny i na­uko­wy stan cy­wi­li­zo­wa­ne­go świa­ta, dość przy­pa­trzyć się nur­tu­ją­cym go prą­dom, dość po­rów­nać zwłasz­cza cha­rak­ter ostat­nich trzech stu­le­ci z mło­dzień­cze­mi wie­ka­mi chrze­ści­jań­skich spo­łe­czeństw, by prze­ko­nać się, że tra­wi nas du­cho­wa nie­moc, co wszel­kie pier­wiast­ki spo­łecz­nej, na­uko­wej i re­li­gij­nej jed­no­ści roz­kła­da, i wszel­ką pod­sta­wę, na któ­rej od­na­le­zio­ną praw­dę ugrun­to­wać­by moż­na, sys­te­ma­tycz­nie wy­wra­ca. Kie­dy Syn Boży, nie już pod za­sło­ną fi­gur i pro­ro­czych obiet­nic, jak to mia­ło miej­sce w Sta­rym Te­sta­men­cie, lecz ja­sno i do­kład­nie uka­zał od­ku­pio­ne­mu ro­dza­jo­wi ludz­kie­mu tak cel osta­tecz­ny, do któ­re­go ma zmie­rzać, jak i wio­dą­ce doń dro­gi, mło­da spo­łecz­ność chrze­ści­jań­ska z wia­rą i uf­no­ścią wę­dro­wa­ła przez dłu­gie wie­ki do uka­za­nej so­bie mety, nie trosz­cząc się wca­le o to, aby każ­dy krok swój wy­tłó­ma­czyć so­bie na­uko­wo. Świę­ci czy­ni­li cuda, pro­ro­cze wy­gła­sza­li prze­po­wied­nie, przez za­chwy­ce­nia i wi­dze­nia we­wnętrz­ne naj­po­ufa­lej ob­co­wa­li z Bo­giem, lecz ni­ko­go to nie dzi­wi­ło, gdyż nad­przy­ro­dzo­ne te ob­ja­wy były tyl­ko prze – dłu­że­niem tego nad­na­tu­ral­ne­go po­rząd­ku, o któ­rym każ­dy czy­tał w Ewan­ge­lii. Nikt na­wet nie szu­kał na­uko­we­go fak­tów tych ob­ja­śnie­nia, gdyż wszy­scy uwa­ża­li to za rzecz bar­dzo pro­stą, iż Ten, co stwo­rzył czło­wie­ka na swe po­do­bień­stwo i cu­dem wcie­le­nia go od­ku­pił, mógł też w każ­dej chwi­li wcho­dzić z nim w nad­przy­ro­dzo­ny sto­su­nek. Ja­kie­mi zaś środ­ka­mi i za po­śred­nic­twem ja­kich or­ga­nów do­ko­ny­wa­ło się owo ta­jem­ni­cze z Bo­giem ob­co­wa­nie, uwa­ża­no to za kwe­styę tak nie­wła­ści­wą, a na­wet zu­chwa­łą, jak ba­da­nie wszyst­kich dla ro­zu­mu nie­do­stęp­nych ta­jem­nic wia­ry.

W wie­kach śred­nich, gdy na­pływ bar­ba­rzyń­ców prze­rwał nor­mal­ny roz­wój za­szcze­pio­nej na pniu po­gań­skim chrze­ści­jań­skiej cy­wi­li­za­cyi, wno­sząc do za­chod­niej Eu­ro­py cał­kiem nie­okrze­sa­ne ży­wio­ły, ciem­ne te i nie­sfor­ne hor­dy chęt­nie przyj­mo­wa­ły od Ko­ścio­ła ową peł­ną po­cie­chy na­ukę, co im wie­ku­iste przy­rze­ka­ła szczę­ście w Nie­bie, na zie­mi zaś po­da­wa­ła nie­zbęd­ne uspo­łecz­nie­nia wa­run­ki. Za­chwy­co­ne pięk­no­ścią i ob­sza­rem tych nad­ziem­skich wid­no­krę­gów, ja­kie Chry­sty­anizm przed ich wzro­kiem roz­ta­czał, mło­dzień­cze te ludy z dzie­cię­cą pro­sto­tą, ale i z dzie­cię­cą też mi­ło­ścią przyj­mo­wa­ły Kró­le­stwo Boże, któ­re­go osią­gnię­cie za głów­ny cel ży­cia uwa­ża­ły, wie­rząc nie­za­chwia­nie, iż tyl­ko wier­ne peł­nie­nie re­li­gij­nych obo­wiąz­ków do za­mie­rzo­nej mety do­pro­wa­dzić je zdo­ła.

Za­kła­da­jąc so­bie tym spo­so­bem ten­że sam cel osta­tecz­ny i te­miż sa­me­mi zmie­rza­jąc doń dro­ga­mi, nie­tyl­ko wszyst­kie chrze­ści­jań­skie spo­łe­czeń­stwa lecz i wszyst­kie nie­mal po­je­dyń­cze oso­by, je­śli nie za­wsze w prak­ty­ce, to przy­najm­niej w za­sa­dzie, uzna­wa­ły też samą pod­wa­li­nę praw­dy, tak w pry­wat­nych jak i w pu­blicz­nych sto­sun­kach, pod­wa­li­ną zaś tą był Chry­stus.

Wia­ra tych w stal za­ku­tych ry­ce­rzy była tak żywa, a cześć dla Ewan­ge­lii tak bez­wa­run­ko­wa, że nie wa­ha­li się oni uzna­wać w cią­gu wie­lu wie­ków ob­ja­wio­nej re­li­gii za je­dy­ny nie­omyl­ny pro­bierz wszel­kiej praw­dy, od­wo­łu­jąc się do po­wa­gi Ko­ścio­ła we wszyst­kich kwe­sty­ach spor­nych, tak re­li­gij­nych jako też spo­łecz­nych i na­uko­wych. Prze­ję­ci nie­ogra­ni­czo­ną czcią i uf­no­ścią dla Na­miest­ni­ka Chry­stu­so­we­go, po­zo­sta­wia­li oni Ko­ścio­ło­wi roz­strzy­ga­nie spo­rów tak po­li­tycz­nych mię­dzy mo­nar­cha­mi i pań­stwa­mi, jak i na­uko­wych, po­mię­dzy uni­wer­sy­te­ta­mi i po­je­dyń­czy­mi dok­to­ra­mi, wy­rok zaś wła­dzy ko­ściel­nej cho­ciaż­by nie do­gma­tycz­ny, by­wał przyj­mo­wa­ny z sy­now­skiem po­słu­szeń­stwem i nie­zmier­nie rzad­ko zda­rza­ły się wy­pad­ki, by stro­na ob­ża­ło­wa­na pod­dać się mu nie chcia­ła.

Do­pie­ro w mia­rę sty­gnię­cia wia­ry i pier­wot­nej gor­li­wo­ści w spo­łe­czeń­stwach chrze­ści­jań­skich, a co­raz to więk­sze­go roz­wiel­moż­nie­nia się in­te­re­sów bytu do­cze­sne­go, sa­mo­wol­niej­sze umy­sły po­czy­na­ją co­raz bar­dziej wy­zwa­lać się z pod opie­ki i prze­wod­nic­twa Ko­ścio­ła, szu­ka­jąc in­nych roz­jem­ców i in­nych pod­staw dla zor­ga­ni­zo­wa­nia szko­ły, są­dow­nic­twa i sa­me­go spo­łecz­ne­go ustro­ju. Od­daw­na już ob­ja­wia­ją­cy się an­ta­go­nizm mię­dzy wła­dzą świec­ką i du­chow­ną, do­zna­jąc chęt­ne­go po­par­cia od fi­lo­zo­fów i pu­bli­cy­stów, roz­ogniał się co­raz to wię­cej, roz­sze­rza­jąc też szran­ki, w któ­rych za­wzię­ty bój się to­czył. Ksią­żę­ca pur­pu­ra po­da­ła rękę aka­de­mic­kiej to­dze, by wspól­ne­mi si­ła­mi oba­lić osta­tecz­nie po­wa­gę Ko­ścio­ła i odzie­dzi­czyć po nim ber­ło pa­no­wa­nia w dzie­dzi­nie na­uki, mo­ral­no­ści i pra­wo­daw­stwa. Po­ci­ski po­sy­pa­ły się ze­wsząd na Sto­li­cę Apo­stol­ską i jej obroń­ców, a każ­de po­ko­le­nie czy­ni­ło nową szczer­bę w jed­no­li­tej do­tąd wa­row­ni Ko­ścio­ła. Wła­dza świec­ka wkra­cza­ła co­raz zu­chwa­lej w dzie­dzi­nę czy­sto du­chow­ną, uni­wer­sy­te­ty zaś i szko­ły, wy­zwo­liw­szy się cał­kiem z pod kon­tro­li du­chow­nej, sta­ły się wkrót­ce roz­sad­ni­kiem naj­przew­rot­niej­szych dok­tryn, ob­le­czo­nych uro­kiem no­wo­ści i swo­bo­dy.

Wy­łą­cze­nie Ko­ścio­ła od bez­po­śred­nie­go wpły­wu na ustrój spo­łe­czeń­stwa, od­bi­ło się wnet zło­wro­go na wszyst­kich ga­łę­ziach ży­cia to­wa­rzy­skie­go. Spo­ry po­li­tycz­ne, nie ma­jąc po­wszech­nie uzna­ne­go roz­jem­cy, mu­sia­ły być roz­strzy­ga­ne je­dy­nie siłą orę­ża. Trak­ta­ty mię­dzy­na­ro­do­we, opar­te na świę­to­ści przy­się­gi, utra­ci­ły wnet swą siłę, sko­ro upa­dła wia­ra w po­mstę Bożą na wia­ro­łom­ców. Rzą­dy, nie mo­gąc ufać wier­no­ści swych pod­da­nych, sko­ro po­sza­no­wa­nie wła­dzy prze­sta­ło być cno­tą obo­wią­zu­ją­cą w su­mie­niu, mu­sia­ły się oprzeć bądź na sile zbroj­nej, któ­rą za­mie­ni­ły w po­li­cyę i żan­dar­me­ryę, bądź na li­czeb­nej prze­wa­dze mass, zjed­na­nych dat­kiem, po­chleb­stwem i ułud­ne­mi obiet­ni­ca­mi.

Zra­zu wro­go­wie Ko­ścio­ła gło­si­li, że cho­dzi im tyl­ko o wy­zwo­le­nie spo­łe­czeń­stwa z pod rzą­dów teo­kra­tycz­nych, lecz że wzglę­dem re­li­gii nie kar­mią żad­ne­go uprze­dze­nia; nie­ba­wem wszak­że po­czę­to wy­stę­po­wać otwar­cie prze­ciw­ko sa­mej na­uce Ko­ścio­ła: wy­szy­dza­no cuda i ta­jem­ni­ce wia­ry, za­prze­cza­no praw­dzi­wo­ści ob­ja­wie­nia, mo­ral­ność zaś chrze­ści­jań­ską za nie­mo­żeb­ną, a na­wet szko­dli­wą ogła­sza­no. Nie dziw też, że w dal­szym roz­wo­ju owe­go an­ti­chrze­ści­jań­skie­go prą­du, sa­mej mo­żeb­no­ści wszel­kie­go nad­przy­ro­dzo­ne­go sto­sun­ku z Bo­giem za­prze­czo­no. Aż wresz­cie po­su­nię­to się do tego stop­nia sza­leń­stwa, iż przed­sta­wi­cie­le naj­ucy­wi­li­zo­wań­sze­go niby w świe­cie na­ro­du, oba­liw­szy na­przód tron i oł­ta­rze, samo ist­nie­nie Boga pod gło­so­wa­nie pod­da­li!!!

Jak­kol­wiek od­tąd re­wo­lu­cyj­ne sza­ły nie­raz na ze­wnątrz po­skra­mia­ne by­wa­ły i po­wra­ca­no po­zor­nie do daw­nych spo­łecz­nych i pań­stwo­wych in­sty­tu­cyj, w grun­cie wszak­że idea, co prze­wrót wy­wo­ła­ła, nig­dy pa­no­wać nie prze­sta­ła, gdyż co­raz jaw­niej w ca­łym cy­wi­li­zo­wa­nym świe­cie, na miej­scu wszech­władz­twa Boga, wszech­władz­two ludu sta­wia­no tak, iż dziś we wszyst­kich nie­mal pań­stwach, tak mo­nar­chicz­nych jak i re­pu­bli­kań­skich cia­ła ob­ra­du­ją­ce przy­własz­czy­ły so­bie pra­wo roz­strzy­ga­nia więk­szo­ścią gło­sów wszel­kich, na­wet re­li­gij­nych kwe­styj, jak gdy­by praw­da, do­bro i spra­wie­dli­wość mo­gły być za­leż­ne od ilo­ści bia­łych lub czar­nych ga­łek.

Dość spoj­rzeć bez­stron­nie na obec­ny stan państw cy­wi­li­zo­wa­nych, by oce­nić jak nie­po­we­to­wa­ne szko­dy wy­rzą­dzi­ło spo­łe­czeń­stwu owo wy­stęp­ne wy­ru­go­wa­nie Boga ze wszyst­kich sto­sun­ków to­wa­rzy­skich. Dla do­go­dze­nia oso­bi­stej lub na­ro­do­wej am­bi­cyi spra­wu­ją­cy rzą­dy gwał­cą trak­ta­ty, wznie­ca­ją ro­ko­sze w są­sied­nich pań­stwach, ćwier­tu­ją całe kra­je i dzie­lą się łu­pem, jak­by upo­lo­wa­ną zwie­rzy­ną, po­kry­wa­jąc te bez­pra­wia po­zo­rem sze­rze­nia cy­wi­li­za­cyi, roz­po­ście­ra­nia opie­ki nad ucie­mię­żo­ne­mi lu­da­mi, lub po­ło­że­nia koń­ca gro­żą­cej za­ra­zą anar­chii. We wła­snych przy­tem pań­stwach nie uwzględ­nia­ją ani in­te­re­sów, ani praw pod­wład­nych so­bie lu­dów; nisz­czą naj­zba­wien­niej­sze in­sty­tu­cye, schle­bia­ją pa­nu­ją­cym w spo­łe­czeń­stwie, cho­ciaż­by naj­zgub­niej­szym prą­dom; ile­kroć zaś mają po­trze­bę ugo­dzić sto­ją­ce­go na le­gal­nym grun­cie prze­ciw­ni­ka, wnet kują od­po­wied­ne pra­wo, by gwałt za­mie­rzo­ny kon­sty­tu­cyj­ną for­mą osło­nić. O uwzględ­nie­niu praw Ko­ścio­ła i za­spo­ko­je­niu po­trzeb su­mie­nia wier­nych, mowy na­wet nie ma: daw­no już po­dob­ne do­ma­ga­nia się na­zwa­no zu­chwa­łem wdzie­ra­niem się du­cho­wień­stwa w dzie­dzi­nę pań­stwo­we­go za­rzą­du i na­pięt­no­wa­no wzgar­dli­wem kle­ry­ka­li­zmu mia­nem.

Czy­ta­jąc no­wo­żyt­ne dzie­je i za­sta­na­wia­jąc się nad tem, na co się wła­sne­mi pa­trzy oczy­ma, któż nie przy­zna, iż więk­sza część eu­ro­pej­skich rzą­dów, za­po­znaw­szy obo­wiąz­ki swe wzglę­dem Boga i spo­łe­czeń­stwa, trosz­czy się je­dy­nie o roz­sze­rze­nie gra­nic pań­stwa, o umoc­nie­nie swej wła­snej wła­dzy i po­więk­sze­nie kra­jo­we­go bo­gac­twa przez jak naj­więk­szy roz­wój han­dlu i prze­my­słu, zbyt mało albo nic wca­le nie czy­niąc dla chwa­ły Bo­żej i wie­ku­istych in­te­re­sów ludz­ko­ści. Rzą­dy te, chrze­ści­jań­skie jesz­cze z imie­nia, lecz po­gań­skie du­chem, sto­sow­nie do chwi­lo­we­go in­te­re­su, już­to sprzy­się­ga­ją się z de­ma­go­gią prze­ciw Ko­ścio­ło­wi, a po­su­wa­jąc aż do nik­czem­no­ści swą mnie­ma­ną cześć dla wszech­władz­twa ludu, ci­ska­ją mu pod nogi zło­to prze­kup­stwa, ka­dzi­dło po­chlebstw, a w po­trze­bie i krew nie­win­nych ofiar, byle po­zy­skać dla swych wi­do­ków tę naj­groź­niej­szą dziś po­tę­gę, co sta­no­wi i wy­wra­ca rzą­dy'; już­to prze­ra­żo­ne tym po­twor­nym so­ju­szem, co miecz Da­mo­kle­sa nad wła­sną ich za­wie­sza gło­wą, wy­stę­pu­ją zbroj­ne pró­skryp­cyą i wię­zie­niem, a je­śli to nie wy­star­cza –
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: