- W empik go
Wiejska rodzina - ebook
Wiejska rodzina - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 175 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
napisana przez
Annę Liberę.
Oto chłop od Sandomierza
Znać go z pasa i kołnierza,
Zawitaj kochany bracie,
Miło mi spoglądać na cię.
Kazimierz Brodziński .
Oto chłop z krakowskiej ziemi
Najdawniejszy między swemi,
On sam jeden w szczęściu, biedzie
Świętym wzorem wszystkim idzie.
Kraków.
Drukiem Karola Budweisera.
1859.
Nad lasem czarna zawisła chmura,
I groźno wzrasta – i wnet jak góra,
Bo do niej niby ptaki spłoszone,
Zkądś chmurki lecą szybko zjawione
O białych skrzydłach – błękitna droga, –
Spiesząc się w locie jak tylko mogą.
Wnet owe chmurki, gdy już zdążyły,
Pod płaszcz swej matki wszystkie się skryły.
Słońce ostatniem jeszcze wejrzeniem
Spogląda w chmurę długiem promieniem
A takim bystrem i tak ognistem,
Że ją przenika swym wzrokiem czystym;
A ona w blaski złote, różowe
Mieni się, coraz podnosząc głowę.
Za wioską, w oknie samotnej chatki
Stoi dzieweczka, ugląda matki,
To na dróżynę oczkami rzuci,
To w niebo spojrzy i twarz zasmuci,
Trwożąc się, że w tej rosnącej chmurze,
Na niespodzianą zbiera się burzę.
A jej matunia w drodze nieboga,
Nad wszystko w świecie matunia droga,
Jej skarb, jej szczęście, zdrowie i życie;
Ona jej wzajem najmilsze dziecię,
Pierwsza po Bogu rozkosz jedyna
W jej wdowim stanie za męża, syna,
Za ojca, matkę, całą rodzinę,
Szczęście od Boga, – szczęście jedyne.
Już w domu wszystko pouprzątała,
Umełła ziarna, sitkiem przesiała,
I płótna sztukę zwinęła z blichu
I wydoiła krówkę po cichu,
Swą od cieliczki chowaną krowę,
Z którą miewała zawsze rozmowę,
Gdy jej do żłobu jedzenie kładła
Lub do dojenia gdy z skopkiem siadła.
Próżno brzozulka swem czarnem okiem
W oczy dziewczęcia spogląda bokiem,
Próżno podnosząc szyję swą z lekka
Beczy i słówka dźwięcznego czeka
I psina, z którą zawsze igrała
I na wyścigi w pole biegała,
Doznawszy długiej w izdebce nudy,
Wlokła się smutna do swojej budy.
A ona stoi w okienku drżąca…
Już padł na ziemię promień miesiąca,
I chmura owa przed chwilą groźna
Tak jak statua sterczy przydrożna;
Niema w niej blasku ani półcienia,
Bo ją już słońce nierozpromienia,
Tylko wiatr górny muska ją czasem,
Jakby powietrzną skałę nad lasem.
"Poznam matuni białe odzianie,
Wybiegnę z domu na jej spotkanie….
Jeszcze daleko…. widzę ot wozy
Jadą – ot tam się bieleją brzozy,
Ot ptastwo zewsząd do gniazd nawraca.
Lecz gdzież się moja matka obraca?
Czy ja spotkała jaka przygoda.
Czy jej się jaka zrobiła szkoda?
Może Walusia chorym zastała?
Wszak ona zawdy na czas wracała;
Jedno być musi albo też drugie,
Boć to trzy mile nie takie długie;
Tylko na wzgórki człek się dobierze,
To już Krakowa obaczy wieże;
I nazad droga to krótka taka,
Jakby się biegło na skrzydłach ptaka".
Coraz ją większy smutek nagina,
I nim miotana jak wątła trzcina…
We wszystkie myśli i uczuć strony
Jej zwątlon cały umysł strapiony…
Uległa zatem ludzkiej niemocy,
Wsparła się, a sen skleił jej oczy….
Po małej chwilce w pół rozmarzoną
Już ją tuliło matczyne łono,
Już łez perełki, co się błąkały,
Pocałowania matki ścierały.
Naraz gwar miły rozległ się wszędzie,
Aż się ozwały kurki na grzędzie,
Brzozulka bekła wesołym tonem,
I pies wbiegł raźno kręcąc ogonem.
"Czyście Walusia zdrowym widzieli,
Czyście mu dali, co z sobą wzięli,
Czy rad był – i czy pytał się o mnie –
Jak też wygląda – zawsze tak skromnie,
I tak nieśmiele jak by był obcym
A nie mym krewnym i młodym chłopcem?"
"Że jest poważny, to ani słowa,
Mina szlachecka – rozsądna mowa:
Kiedy co rzeknie to znać, że szczerze,
Bo każdem słówkiem za serce bierze.
Jak rad wszystkiemu – za wszystko wdzięczny.
Bez żadnej dumy przy wszystkich grzeczny;
Nic się nie wstydzi mej wiejskiej szaty,
A zawsze wzdycha do naszej chaty.
Prawie ze szkoły szedł wraz z drugimi
Paniczykami postrojonymi;
Skoro mnie postrzegł, wnet ich odbieży,
A do mnie biednej w wiejskiej odzieży
Przyskoczy wesoł i rozpytuje,
Ściska jak matkę, w ręce całuje;
A kropla w kroplę jak ty Różyczko
Za jedna razą, pyta o wszyćko:
Jak nam się wiedzie – czyś Różo zdrowa,