Wiek imperium: 1875-1914 - ebook
Wiek imperium: 1875-1914 - ebook
Epoka sytości, a zarazem czas gospodarczego kryzysu i społecznych niepokojów. Szczyt potęgi europejskiej burżuazji przypadający na lata tryumfów socjalistów z powodzeniem szturmujących bramy parlamentów. Czas nieznanego wcześniej spokoju, doświadczanego wśród ciągłych napięć w polityce międzynarodowej. Tryumfalny pochód nauki pośród narastających wątpliwości samych naukowców. Niepokój trawiący Nietzschego i zimna pewność siebie Lenina. „Wiek imperium” pełen był takich sprzeczności. Belle époque była brzemienna klęską, która ostatecznie nadeszła latem 1914 roku.
Wiek imperium zamyka monumentalną trylogię poświęconą dziejom „długiego XIX stulecia”. Eric Hobsbawm kreśli barwną i imponującą panoramę ostatnich dekad starego, dziewiętnastowiecznego świata, pokazując jednocześnie, jak wiele po nim odziedziczyliśmy. Blaski i cienie belle époque padają również na świat, który nas otacza.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-68267-33-4 |
Rozmiar pliku: | 2,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ANDRZEJ FRISZKE _Adam Ciołkosz. Portret polskiego socjalisty_ · _Państwo czy rewolucja. Polscy komuniści a odbudowanie państwa polskiego 1892–1920_ · _Czekanie na rewolucję. Komuniści w II RP 1921–1926_
BORYS KAGARLICKI _Imperium na peryferiach. Rosja i system światowy_
MARCI SHORE _Nowoczesność jako źródło cierpień_
TONY JUDT _Historia niedokończona. Francuscy intelektualiści 1944–1956_ · _Brzemię odpowiedzialności. Blum, Camus, Aron, i francuski wiek dwudziesty_
ADAM LESZCZYŃSKI _Skok w nowoczesność. Polityka wzrostu w krajach peryferyjnych 1943–1980_ · _Ochronić pańszczyznę_
ERIC HOBSBAWM _Jak zmienić świat. Marks i marksizm 1840–2011_ · _Wiek rewolucji. 1789–1848_ · _Wiek kapitału. 1848–1875_ · _Wiek imperium. 1875–1914_ · _Wiek skrajności. Spojrzenie na krótkie XX stulecie_ · _O nacjonalizmie_
ANDRZEJ LEDER _Prześniona rewolucja_
ANDRZEJ MENCWEL _Stanisław Brzozowski. Postawa krytyczna. Wiek XX_ · _Przedwiośnie czy potop 2. Nowe krytyki postaw polskich_
JAN JÓZEF LIPSKI _Idea Katolickiego Państwa Narodu Polskiego. Zarys ideologii ONR „Falanga”_
HOWARD ZINN _Ludowa historia Stanów Zjednoczonych. Od roku 1492 do dziś_
MARCIN NAPIÓRKOWSKI _Powstanie umarłych. Historia pamięci 1944–2014_
JAN W. MULLER _Przeciw demokracji. Idee polityczne XX wieku w Europie_
ELIZABETH DUNN _Prywatyzując Polskę. O bobofrutach, wielkim biznesie i restrukturyzacji pracy_
SHEILA FITZPATRICK _Rewolucja rosyjska_
PAWEŁ BRYCZYŃSKI _Gotowi na przemoc. Mord, antysemityzm i demokracja w międzywojennej Polsce_
SARAH BAKEWELL _Kawiarnia egzystencjalistów. Wolność, Bycie i koktajle moralowe_
ALICJA URBANIK-KOPEĆ _Anioł w domu, mrówka w fabryce_ · _Chodzić i uśmiechać się wolno każdemu. Praca seksualna w XIX wieku na ziemiach polskich_
MARCIN KRÓL _Krótka historia myśli politycznej_
PIOTR M. MAJEWSKI _Kiedy wybuchnie wojna? 1938. Studium kryzysu_ · _Niech sobie nie myślą, że jesteśmy kolaborantami. Protektorat Czech i Moraw, 1939–1945_ · _Brzydkie słowo na „k”. Rzecz o kolaboracji_
ALEKSANDRA LEYK, JOANNA WAWRZYNIAK _Cięcia. Mówiona historia transformacji_
JOANNA OSTROWSKA _Oni. Homoseksualiści w czasie II wojny światowej_
JAKUB GAŁĘZIOWSKI _Niedopowiedziane biografie. Polskie dzieci urodzone z powodu wojny_
NATALIA JUDZIŃSKA _Po lewej stronie sali. Getta ławkowe w międzywojennym Wilnie_
MAGDA SZCZĘŚNIAK _Poruszeni. Awans i emocje w socjalistycznej Polsce_
DARIUSZ ZALEGA _Chachary. Ludowa historia Górnego Śląska_
ANNA DOBROWOLSKA _Zawodowe dziewczyny. Prostytucja i praca seksualna w PRL_ · _Nie tylko Chałupy. Naturyzm w PRL_
MARCIN KOŚCIELNIAK _Aborcja i demokracja. Przeciw-historia Polski 1956–1993_PRZEDMOWA
Choć książkę tę napisał zawodowy historyk, jest ona przeznaczona nie dla innych naukowców, ale dla wszystkich, którzy pragną zrozumieć świat oraz żywią przekonanie, że historia może w tym znacząco pomóc. Celem tego tomu nie jest dokładne odpowiedzenie czytelnikom i czytelniczkom o wszystkim, co wydarzyło się na świecie w ciągu czterdziestu lat poprzedzających wybuch pierwszej wojny światowej, mam jednak nadzieję, że da on pewne pojęcie o tym okresie. Jeśli ktoś zechce dowiedzieć się więcej, bez trudu może to zrobić dzięki obszernej i często znakomitej literaturze, której znaczna część jest dostępna w języku angielskim dla każdego zainteresowanego. Część z tych publikacji została wymieniona w bibliografii.
Podobnie jak w dwóch poprzednich tomach (Wiek rewolucji. 1789–1848 oraz Wiek kapitału. 1848–1875)¹, również w tym próbuję zrozumieć i objaśnić XIX stulecie i jego miejsce w dziejach, zrozumieć i objaśnić świat w procesie przemian rewolucyjnych, ukazać korzenie naszej współczesności w pokładach przeszłości, a przede wszystkim przedstawić przeszłość jako spójną całość, a nie (do czego tak często zmusza nas specjalizacja w nauce historycznej) jako zbiór odrębnych tematów, takich jak dzieje poszczególnych państw, polityki, gospodarki, kultury czy czegoś jeszcze innego. Odkąd tylko zacząłem interesować się historią, zawsze chciałem wiedzieć, w jaki sposób wszystkie te aspekty przeszłości (lub teraźniejszości) łączą się ze sobą i dlaczego tworzą akurat takie konfiguracje.
Niniejsza książka nie jest zatem (poza nielicznymi momentami) ani tradycyjną historyczną opowieścią, ani systematycznym wykładem, a tym bardziej nie jest przedsięwzięciem badawczym. Najlepiej czytać ją jako stopniowo rozwijający się wywód argumentacyjny albo raczej jako prezentację głównej myśli przez pryzmat problemów podejmowanych w kolejnych jej rozdziałach. Czytelnicy osądzą, czy ta próba się udała, choć muszę przyznać, że bardzo się starałem, aby książka była przystępna dla osób niebędących historykami.
Nie sposób wyliczyć wszystkich autorów, z których publikacji czerpałem, nawet jeśli często się z nimi nie zgadzałem, a jeszcze trudniej wymienić pomysły gromadzone na przestrzeni lat w toku rozmów z kolegami i studentami. Jeśli dostrzegą oni w tej książce własne koncepcje i spostrzeżenia, mogą obarczyć mnie odpowiedzialnością za błędną interpretację tych pomysłów lub faktów, co na pewno w niektórych miejscach mi się przytrafiło. Mogę jednak wymienić tych, którzy umożliwili mi zamknięcie wieloletnich studiów nad tym okresem dziejów w jednej książce. Collège de France umożliwiło mi w 1982 roku stworzenie czegoś w rodzaju pierwszej wersji książki w formie trzynastu wykładów; chciałbym wyrazić wdzięczność tej dostojnej instytucji i Emmanuelowi Le Roy Laduriemu, dzięki któremu zostałem zaproszony do tego przedsięwzięcia. W latach 1983–1985 otrzymywałem stypendium od Leverhulme Trust, co pozwoliło mi zaangażować osoby do pomocy przy pracach nad zgromadzonym materiałem. Maison des Sciences de l’Homme oraz Clemens Heller w Paryżu, jak również Światowy Instytut Badań nad Ekonomią Rozwoju przy Uniwersytecie Narodów Zjednoczonych oraz Macdonnell Foundation zapewniły mi w 1986 roku kilka tygodni spokoju, bym mógł skupić się na ukończeniu tekstu. Spośród pomagających mi w kwerendzie szczególną wdzięczność chciałbym wyrazić Susan Haskins, Vanessie Marshall i doktor Jennie Park. Francis Haskell przejrzał rozdział o sztuce, Alan Mackay rozdział o nauce, a Pat Thane ‒ o emancypacji kobiet, dzięki czemu uniknąłem niektórych błędów, choć obawiam się, że nie wszystkich. André Schiffrin przeczytał całość maszynopisu jako przyjaciel i modelowy przykład wykształconego niespecjalisty, do którego jest adresowana niniejsza książka. Przez wiele lat prowadziłem wykłady z historii europejskiej dla studentów w Birkbeck College na Uniwersytecie Londyńskim ‒ wątpię, abym bez tego doświadczenia był w stanie pojąć historię XIX wieku w kontekście dziejów świata. Dlatego właśnie im dedykuję tę książkę.Pamięć jest życiem. Wciąż przenoszą ją grupy żyjących ludzi, a wobec tego nieustannie ewoluuje. Podlega ona dialektyce pamiętania i zapominania, nieświadoma kolejnych zniekształceń, otwarta na wszelkiego rodzaju zawłaszczenia i manipulacje. Niekiedy przez długi czas pozostaje utajona, a potem nagle ożywa. Historia jest zawsze niepełnym i problematycznym odtworzeniem tego, co już minęło. Pamięć zawsze przynależy do naszych czasów i tworzy żywą więź z wieczną teraźniejszością, historia jest zaś reprezentacją przeszłości.
Pierre Nora, 1984²
Nie wydaje się, by samo wyliczenie ciągu wydarzeń, nawet w skali światowej, miało pogłębić nasze zrozumienie sił działających we współczesnym świecie, jeśli nie uświadomimy sobie jednocześnie przemian strukturalnych, z których one powstały. Na pierwszy plan wysuwa się potrzeba stworzenia nowych podstaw i nowego aparatu pojęciowego do dyskusji. Książka niniejsza będzie właśnie próbowała zaspokoić tę potrzebę.
Geoffrey Barraclough (1964)³
UWERTURA
I
Latem 1913 roku pewna młoda dama ukończyła szkołę średnią w Wiedniu – stolicy imperium austro-węgierskiego. Wciąż było to dość niecodzienne osiągnięcie jak na dziewczynę w Europie Środkowej. Aby to uczcić, rodzice postanowili sfinansować jej pobyt za granicą, a ponieważ nie można było narażać przyzwoitej osiemnastolatki na niebezpieczeństwo i pokusy samotnej podróży, szukali odpowiedniego krewnego, by jej towarzyszył. Na szczęście wśród licznej rodziny, której członkowie w poprzednich pokoleniach udali się z różnych polskich i węgierskich miasteczek za granicę w poszukiwaniu bogactwa i po wykształcenie, znalazł się ktoś, kto odniósł wyjątkowy sukces: wuj Albert, twórca sieci sklepów w Lewancie – w Konstantynopolu, Smyrnie, Aleppo i Aleksandrii. Na początku XX wieku w imperium osmańskim i na Bliskim Wschodzie można było zrobić dobry interes, a Austria od dawna była gospodarczym oknem na Orient. Egipt zarówno odgrywał rolę żywego muzeum sprzyjającego nabywaniu kulturalnej ogłady, jak i skupiał wytworną społeczność kosmopolitów z europejskiej klasy średniej. Można było łatwo się z nimi porozumiewać w języku francuskim, którego owa młoda dama i jej siostry pilnie uczyły się w szkole z internatem pod Brukselą. W Egipcie mieszkali też, rzecz jasna, Arabowie. Wuj Albert z radością powitał swoją młodą krewną, która na statku należącym do kompanii Lloyd Triestino przypłynęła z Triestu będącego wówczas głównym portem cesarstwa habsburskiego, a jednocześnie miejscem pobytu Jamesa Joyce’a. Wspomniana młoda dama była przyszłą matką autora niniejszej książki.
Kilka lat wcześniej do Egiptu przybył również pewien młody mężczyzna z Londynu. Miał dużo skromniejsze pochodzenie. Jego ojciec, który w latach 70. XIX wieku wyemigrował do Wielkiej Brytanii z ziem polskich pozostających pod zaborem rosyjskim, był z zawodu stolarzem i zarabiał niewiele, robiąc meble we wschodnim Londynie i Manchesterze. Jak umiał najlepiej, wychowywał swoją córkę z pierwszego małżeństwa oraz ośmioro dzieci z drugiego. Większość z nich urodziła się już w Anglii. Poza jednym synem żadne z nich nie miało talentu lub zamiłowania do biznesu. Tylko jedno z młodszych dzieci miało też możliwość zdobycia solidnej edukacji i podjęło pracę jako inżynier górnictwa w Ameryce Południowej, będącej wówczas nieformalnie częścią imperium brytyjskiego. Wszyscy potomkowie jednak z zapałem uczyli się języka angielskiego i angielskiej kultury, szybko się asymilując. Jedno z dzieci zostało aktorem, inne przejęło rodzinną firmę, jeszcze inne objęło posadę nauczyciela w szkole podstawowej, a dwoje znalazło zatrudnienie w rozwijającym się sektorze publicznym jako urzędnicy pocztowi. Tak się złożyło, że Wielka Brytania od niedawna (1882) okupowała Egipt ‒ jeden z braci został przedstawicielem instytucji brytyjskiego imperium, przedsiębiorstwa pocztowo-telegraficznego w Delcie Nilu (Egyptian Post and Telegraph Service). Po przyjeździe stwierdził, że Egipt przypadłby do gustu innemu z jego braci, który tutaj mógłby, uwolniony od konieczności żmudnej pracy na własne utrzymanie, świetnie wykorzystać swój potencjał. Był wszak człowiekiem inteligentnym, lubianym, utalentowanym muzycznie, a przy tym świetnie wysportowanym bokserem wagi lekkiej na poziomie mistrzowskim. W istocie uosabiał on typ Anglika, który dużo bardziej nadawał się do pracy w biurze spedycyjnym w „koloniach” niż gdzie indziej.
Ów młody człowiek w przyszłości miał zostać ojcem autora tej książki, a swoją żonę poznał właśnie tam, gdzie połączyły ich gospodarka i polityka epoki imperium, nie mówiąc już o jej historii społecznej. Poznali się prawdopodobnie w klubie sportowym na przedmieściach Aleksandrii ‒ później nieopodal mieli swój pierwszy dom. Jest bardzo mało prawdopodobne, aby w jakimkolwiek wcześniejszym okresie dziejów, niż ten, którego dotyczy książka, doszło do tego rodzaju spotkania, na dodatek w takim miejscu. Dlaczego? Czytelnicy i czytelniczki już wkrótce będą mogli znaleźć odpowiedź na to pytanie.
Jednak rozpoczynam niniejszy tom od autobiograficznej anegdoty z poważniejszego powodu. Wszyscy znamy swoisty obszar półmroku rozciągający się między historią i pamięcią; między przeszłością jako ogólnym zapisem zdarzeń dostępnym względnie obiektywnemu badaniu a przeszłością jako pamiętaną częścią własnego życia lub jego tłem. U poszczególnych ludzi obszar ten rozciąga się od momentu, w którym rozpoczyna się żywa tradycja rodzinna lub wspomnienia – powiedzmy, że od najwcześniejszej rodzinnej fotografii, którą najstarszy żyjący członek rodziny jest w stanie zidentyfikować lub objaśnić – do końca dzieciństwa, kiedy to losy prywatne i publiczne zaczyna się postrzegać jako nierozerwalnie ze sobą splecione i wzajemnie się określające („Poznałam go tuż przed końcem wojny”; „Kennedy musiał zginąć w 1963 roku, bo w tamtym czasie jeszcze mieszkałem w Bostonie”). Różna może być wielkość tego obszaru, a także jego niejasność i nieostrość. Zawsze jednak istnieje swego rodzaju chronologiczna ziemia niczyja. Ta część dziejów jest najtrudniejsza do uchwycenia, także przez historyków. Dla autora niniejszego tomu, urodzonego pod koniec pierwszej wojny światowej jako dziecko rodziców mających w roku 1914 trzydzieści trzy i dziewiętnaście lat, wiek imperium mieści się właśnie w tym obszarze półmroku.
To, co dotyczy jednostek, można powiedzieć również o społeczeństwach. Nasz świat to wciąż w ogromnej mierze świat stworzony przez mężczyzn i kobiety, którzy dorastali w okresie będącym przedmiotem zainteresowania niniejszej książki lub tuż po nim. Być może im bliżej końca XX wieku, tym mniej słuszności w tym stwierdzeniu – któż to wie? – aczkolwiek z pewnością było ono prawdziwe przez pierwsze dwie trzecie naszego stulecia.
Spójrzmy na przykład na listę nazwisk ludzi ze świata polityki, którzy nadawali kształt historii XX wieku. W roku 1914 Włodzimierz Iljicz Uljanow (Lenin) miał czterdzieści dwa lata, Józef Wissarionowicz Dżugaszwili (Stalin) – trzydzieści pięć, Franklin Delano Roosevelt – trzydzieści, John Maynard Keynes – trzydzieści dwa, Adolf Hitler – dwadzieścia pięć, Konrad Adenauer (twórca powojennej Republiki Federalnej Niemiec) – trzydzieści osiem. Winston Churchill miał lat czterdzieści, Mahatma Gandhi – czterdzieści dwa, Jawaharlal Nehru – dwadzieścia pięć, Mao Zedong – dwadzieścia jeden, Ho Chi Minh – dwadzieścia dwa, tyle samo, co Josip Broz (Tito) i Francisco Franco Bahamonde (późniejszy generał i dyktator Hiszpanii), czyli o dwa lata mniej niż Charles de Gaulle i dziewięć lat mniej niż Benito Mussolini. Spójrzmy na odpowiednie statystyki dotyczące dziedziny kultury. Próbka z Dictionary of Modern Thought opublikowanego w 1977 roku daje następujące wyniki:
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| Osoby urodzone w roku 1914 i później | 23% |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| Osoby aktywne w latach 1880–1914 lub | 45% |
| dorosłe w roku 1914 | |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| Osoby urodzone w latach 1900–1914 | 17% |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| Osoby aktywne przed rokiem 1880 | 15% |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
Widać wyraźnie, że autorzy i autorki kompendium wydanego u progu czwartego ćwierćwiecza XX stulecia wciąż postrzegali wiek imperium jako okres najważniejszy dla uformowania się nowoczesnych idei, wciąż aktualnych w momencie publikacji. Niezależnie od tego, czy zgodzimy się z ich osądem, czy nie, zachowuje on swoją historyczną istotność.
Nie tylko więc ci nieliczni wśród wciąż żyjących, którzy byli bezpośrednio związani z okresem przed rokiem 1914, stają przed wyzwaniem zmierzenia się ze swoją prywatą strefą półmroku, lecz, co ważniejsze, dotyczy to wszystkich żyjących w świecie lat 80. XX wieku, na tyle, na ile możemy postrzegać ten świat jako ukształtowany przez epokę, która doprowadziła do wybuchu pierwszej wojny światowej. Oczywiście nie twierdzę, że odleglejsza przeszłość nie ma dla nas znaczenia, chcę jednak podkreślić, że mamy z nią inny związek. Zajmując się dawnymi czasami, mamy świadomość, że stajemy wobec nich zasadniczo jako obcy, w sytuacji trochę podobnej do zachodnich antropologów badających plemiona papuaskie. Gdy mamy do czynienia z rzeczywistością odległą od nas chronologicznie, geograficznie i emocjonalnie, jedyne ślady po tych minionych czasach zawierają się w martwych pozostałościach po ludziach, którzy odeszli: słowach i symbolach – spisanych, drukowanych lub wyrytych, przedmiotach materialnych, obrazach. Ponadto, jeśli jesteśmy historykami, wiemy, że to, co piszemy, może być oceniane i poprawiane wyłącznie przez takich samych obserwatorów z zewnątrz, bowiem również dla nich „przeszłość to inny kraj”. Bez wątpienia zawsze zaczynamy od założeń ukształtowanych przez naszą epokę, nasze miejsce i naszą sytuację, co oznacza także skłonność do nadawania przeszłości kształtu zgodnego z naszymi regułami, dostrzegania w przeszłości tego, co ukształtowało nasze spojrzenie, oraz tylko tego, co w ogóle możliwe do uchwycenia z naszej perspektywy. Niemniej jako historycy przystępujemy do pracy wyposażeni w typowe dla naszej profesji narzędzia i materiały, analizując dokumenty archiwalne i inne źródła, czytając stosy opracowań, przebijając się przez debaty i spory toczone przez pokolenia naszych poprzedników, przez zmieniające się mody, interpretacje i zainteresowania, zawsze dociekliwi, zawsze (przynajmniej taką trzeba mieć nadzieję) stawiając pytania. Nic nie stoi nam na drodze oprócz innych, współczesnych nam osób, spierających się, jako obserwatorzy z zewnątrz, o przeszłość niebędącą już częścią pamięci osób aktualnie żyjących. Wszak nawet to, co wydaje nam się, że pamiętamy o roku 1789 we Francji czy o panowaniu Jerzego III w Anglii, to wiedza uzyskana z drugiej lub piątej ręki, od formalnych lub nieformalnych pedagogów.
Kiedy historycy próbują opisać okres, którego świadkowie wciąż żyją, wówczas zderzają się ze sobą – a w najlepszym razie uzupełniają się – dwie całkiem odmienne koncepcje historii: naukowa i opierająca się na archiwum oraz ta płynąca z doświadczenia i z natury osobista. Każdy i każda z nas jest bowiem historykiem własnych czasów, świadomie przeżytego życia, o ile tylko oddaje się refleksji na ten temat – historykiem pod wieloma względami mało wiarygodnym (co wie każdy, kto odważył się zająć „historią mówioną”), jednak takim, którego wkład ma duże znaczenie. Badacze prowadzący wywiady z byłymi żołnierzami lub politykami znajdą w materiałach dostępnych w druku i rękopisach więcej informacji na temat minionych wydarzeń ‒ i to informacji bardziej miarodajnych niż to, co pamiętają ich informatorzy ‒ jednak bez owej pamięci grozi im, że błędnie zrozumieją ustalone fakty. Badacz drugiej wojny światowej może (inaczej niż na przykład historyk piszący o wyprawach krzyżowych) zostać poprawiony przez ludzi, którzy pamiętają opisywane wydarzenia i stwierdzą: „Ależ to było całkiem inaczej!”. Mimo tych rozbieżności obie rywalizujące ze sobą wersje historii są – każda na swój sposób – spójnymi konstrukcjami przeszłości, tworzonymi świadomie i przynajmniej potencjalnie dającymi się określić.
Tak jednak nie wygląda historia wspomnianego obszaru półmroku. Ma ona postać niespójnego i niekompletnego obrazu przeszłości, czasem bardziej zacienionego, a czasem dość wyraźnego, zawsze przy tym zapośredniczonego przez mieszankę wiedzy naukowej i wtórnej pamięci ukształtowanej w ramach publicznej i prywatnej tradycji. Ten okres wciąż bowiem jest w nas, choć nie znajduje się już w zasięgu naszych osobistych doświadczeń. Jawi się na podobieństwo wielobarwnych starych map ukazujących nieprawdziwe kształty lądów oraz białe plamy otoczone potworami i symbolami. Współczesne środki masowego przekazu mają tendencję do wyolbrzymiania owych potworów i symboli, ponieważ sam fakt, że postrzegamy tę strefę półmroku jako ważną, stawia ją w centrum zainteresowania mediów. Takie fragmentaryczne i symboliczne obrazy stają się trwałe, przynajmniej w świecie zachodnim, właśnie dzięki mediom – dobitny przykład to Titanic, który nawet siedemdziesiąt pięć lat po zatonięciu wciąż trafia na pierwsze strony gazet. Obrazy, które pojawiają się w naszym umyśle, gdy z jakiegoś powodu myślimy o okresie zakończonym pierwszą wojną światową, znacznie trudniej oddzielić od interpretacji tego czasu niż, dajmy na to, obrazy i anegdoty, które niegdyś przybliżały ludzi niebędących historykami do odleglejszych czasów – Drake grający w kule podczas natarcia hiszpańskiej Armady na Anglię, diamentowy naszyjnik Marii Antoniny lub jej słowa „Niech jedzą ciastka”, czy też Waszyngton forsujący rzekę Delaware. Żaden z tych obrazów nawet przez chwilę nie wpłynie na poważnego historyka. Są one poza nami. Czy możemy jednak, nawet jako profesjonaliści, być pewni, że na zmitologizowane obrazy wieku imperium – Titanica, trzęsienie ziemi w San Francisco, postać Dreyfusa – patrzymy równie chłodnym okiem? Z pewnością nie, jak pokazują choćby obchody stulecia Statuy Wolności⁴.
Epoka imperium, bardziej niż jakiekolwiek inne czasy, domaga się odczarowania właśnie dlatego, że już w niej nie żyjemy, choć nie uświadamiamy sobie, jak wiele z niej wciąż żyje w nas (dotyczy to również historyków). Nie znaczy to też, że domaga się ona odbrązowienia czy demaskacji, choć to ona właśnie takie podejście zapoczątkowała.
II
Potrzeba jakiejś perspektywy historycznej jest tym pilniejsza, że ludzi z końca XX wieku rzeczywiście wciąż łączy silny związek z okresem, który zakończył się w 1914 roku, prawdopodobnie po prostu dlatego, że sierpień tamtego roku należy do najbardziej oczywistych „naturalnych przełomów” w dziejach. Wówczas odczuwano, że to koniec pewnej epoki, i dziś również istnieje takie poczucie. Można jednak odrzucić to wrażenie i postawić tezę, że lata pierwszej wojny światowej były okresem kontynuacji oraz zazębiania się wcześniejszej epoki z tym, co nastąpiło później. Bieg historii nie przypomina przecież trasy autobusu, na której po dotarciu do końcowego przystanku zmieniają się pasażerowie i obsługa. Jeśli jednak istnieją daty będące czymś więcej niż udogodnieniem dla celów periodyzacji, to z pewnością należy do nich sierpień 1914. Postrzegano go jako symbol końca świata stworzonego przez burżuazję i dla burżuazji. Data ta oznacza koniec „długiego XIX stulecia” ‒ historycy zwykli posługiwać się tym terminem, a określana nim epoka jest przedmiotem analizy w trzech tomach, których cykl zamyka niniejsza książka.
Bez wątpienia z tego właśnie powodu omawiany tu okres tak często przykuwa uwagę historyków, zarówno amatorów, jak i zawodowych badaczy, ludzi piszących o kulturze, literaturze i sztuce, biografów, filmowców i autorów programów telewizyjnych, a także, w nie tak małym stopniu, projektantów mody. Mógłbym zaryzykować przypuszczenie, że w krajach anglojęzycznych przez ostatnie piętnaście lat każdego miesiąca ukazywała się co najmniej jedna ważna publikacja – książka lub artykuł – na temat okresu lat 1880–1914. Większość tych publikacji jest skierowana do historyków bądź innych specjalistów, albowiem wspomniany okres, jak widzieliśmy, nie tylko ma znaczenie dla rozwoju kultury współczesnej, ale również tworzy kontekst wielu żarliwych dyskusji dotyczących historii narodowej i międzynarodowej, zainicjowanych na ogół przed rokiem 1914. Mam tu na myśli choćby spory na temat imperializmu, tworzenia się ruchu robotniczego i socjalistycznego, upadku gospodarczego Wielkiej Brytanii, istoty i genezy rewolucji w Rosji, by wspomnieć tylko o niektórych. Z oczywistych powodów najlepiej opisano przyczyny wybuchu pierwszej wojny światowej – na ten temat powstało jak dotąd kilka tysięcy tomów, a liczba ta wciąż rośnie w niesamowitym tempie. Zagadnienie pozostaje żywe dlatego, że problem przyczyn światowych konfliktów militarnych nie zniknął, niestety, po roku 1914. W istocie powiązanie między problemami przeszłości i teraźniejszości nigdzie nie jest widoczne tak wyraźnie, jak właśnie w historii epoki imperium.
Pomijając literaturę czysto monograficzną, większość autorów zajmujących się tym okresem można podzielić na dwie kategorie: patrzących wstecz i patrzących naprzód. Obie te grupy na ogół koncentrują się na jednej lub dwóch najbardziej oczywistych cechach tamtych czasów. W pierwszym podejściu okres ten jawi się jako niezwykle odległy i bezpowrotnie miniony, jeśli spojrzeć na niego przez nieprzekraczalną przepaść, którą wyznacza sierpień 1914 roku. Jednocześnie jednak, jak wskazują rzecznicy drugiej orientacji, wiele zjawisk typowych dla końca XX wieku ma swoją genezę w ostatnim trzydziestoleciu poprzedzającym wybuch pierwszej wojny światowej. Chyba najlepiej znany przykład pisarstwa pierwszego rodzaju to bestseller Barbary Tuchman Wyniosła wieża, książka opisująca „świat przed pierwszą wojną (1890–1914)”. Za reprezentatywne dla szkoły drugiego rodzaju można uznać studium genezy współczesnego zarządzania korporacyjnego – The Visible Hand autorstwa Alfreda Chandlera.
W sensie ilościowym i biorąc pod uwagę wysokość nakładów, autorzy patrzący wstecz niemal z pewnością dominują. Bezpowrotna przeszłość to wyzwanie dla dobrych historyków, którzy wiedzą, że nie da się jej zrozumieć, myśląc anachronicznie, jednak kryje ona zarazem potężną pokusę nostalgii. Najmniej wnikliwi i najbardziej sentymentalni autorzy nieustannie usiłują odgrzebać powaby epoki, którą klasa wyższa i średnia na ogół widziały jako osnute złotą mgłą „piękne czasy” czy też belle époque. Podejście to pasuje, rzecz jasna, ludziom show-biznesu i producentom medialnym, projektantom mody i wszystkim pozostającym na usługach zamożnych grup. Tę wersję epoki imperium społeczeństwo zna najlepiej zapewne z kina i telewizji. Obraz ten jest jednak niepełny, mimo że niewątpliwie oddaje jeden ważny aspekt omawianych czasów ‒ wtedy wszak do obiegu weszły takie określenia jak „plutokracja” czy „klasa próżniacza”. Można polemizować, czy wizja ta jest mniej czy bardziej przydatna niż jeszcze bardziej nostalgiczne, choć solidniejsze intelektualnie, pisarstwo autorów usiłujących dowieść, że raj utracony mógł przetrwać, gdyby nie pewne błędy, których można było uniknąć, lub nieprzewidywalne wypadki, bez których nie byłoby wojny światowej, rewolucji rosyjskiej czy jakichkolwiek innych wydarzeń, które miały zadecydować o upadku świata sprzed roku 1914.
Inni historycy zwracają uwagę nie na wielkie zerwanie ciągłości, ale na coś zgoła przeciwnego, czyli fakt, że wiele typowych cech naszych czasów wyłoniło się, czasem dość nagle, na przestrzeni kilku dekad przed 1914 rokiem. Autorzy ci poszukują owych źródeł i zwiastunów naszej epoki, zresztą dość oczywistych. W sferze polityki partie robotnicze i socjalistyczne rządzące lub pozostające główną siłą opozycyjną w większości krajów Europy Zachodniej są dziećmi lat 1875–1914, tak jak drugą odnogą tej rodziny są partie komunistyczne stojące na czele reżimów w Europie Wschodniej⁵. To samo można właściwie powiedzieć ogólnie o polityce charakterystycznej dla systemów demokratycznych, o modelu partii masowej, ogólnokrajowych centralach związków zawodowych czy o współczesnym ustawodawstwie socjalnym.
Awangarda tego okresu, znana jako modernizm, zdominowała większość dwudziestowiecznej produkcji kulturalnej. Nawet dziś, gdy niektóre nurty awangardowe czy inne szkoły odcinają się od tej tradycji, wciąż określają się one przez pryzmat tego, co odrzucają („postmodernizm”). Także w kulturze życia codziennego wciąż dominują trzy innowacje pochodzące z tego okresu: branża reklamowa w jej współczesnej formie, nowoczesne gazety lub czasopisma o masowym nakładzie, a także (bezpośrednio lub za pośrednictwem telewizji) ruchoma fotografia, czyli film. W nauce i technice od okresu, którego cezury wyznaczają lata 1875 i 1914, zapewne dokonał się znaczący postęp, ale istnieje wyraźna ciągłość między naukowymi dokonaniami epoki Plancka, Einsteina i młodego Bohra a stanem dzisiejszym. Owoce postępu technicznego, które pojawiły się po raz pierwszy w interesującym nas okresie – napędzane paliwem pojazdy poruszające się po drogach oraz maszyny latające – wciąż dominują we współczesnym krajobrazie i w przestrzeni miejskiej. Inne wynalazki tamtych czasów – telefony i komunikacja bezprzewodowa – nie zniknęły z naszego życia, a jedynie zostały udoskonalone. Możliwe, że z dzisiejszej perspektywy, gdy oceniamy rzecz całościowo, ostatnie dekady XX wieku nie przystają już do ram uformowanych przed rokiem 1914, ale w wielu dziedzinach wciąż jeszcze ramy te nadają kształt naszemu światu.
Nie można jednak poprzestawać na takiej prezentacji przeszłości. Bez wątpienia kwestia ciągłości czy nieciągłości między epoką imperium a teraźniejszością jest wciąż ważna, a nasze emocje w dalszym ciągu są uwikłane w tamten okres historyczny. Niemniej z punktu widzenia historyka samo zagadnienie ciągłości czy nieciągłości wydaje się trywialne. Jak zatem należy usytuować ten okres? Wszak stosunek przeszłości do teraźniejszości ma kluczowe znaczenie zarówno dla tych, którzy piszą o historii, jak i dla tych, którzy o niej czytają. I jedni, i drudzy chcą – lub powinni chcieć – zrozumieć, w jaki sposób przeszłość stała się teraźniejszością. I jedni, i drudzy chcą zrozumieć przeszłość, jednak najbardziej przeszkadza im w tym fakt, że przeszłość n i e jest taka jak teraźniejszość.
Książka Wiek imperium, choć wydana jako odrębna publikacja, to trzeci i ostatni tom serii, w której podjąłem próbę ogólnego spojrzenia na to, co historycy określają jako długie XIX stulecie, czyli okres między, mniej więcej, rokiem 1776 a 1914. Początkowo w ogóle nie planowałem tak ambitnego przedsięwzięcia. Jeśli jednak te trzy tomy, pisane w odstępie wielu lat i nieplanowane – poza ostatnim – jako części jednego dużego dzieła, cechuje pewna spójność, to dlatego, że łączy je określona koncepcja XIX wieku. I jeśli ta wspólna koncepcja przekonująco połączyła Wiek rewolucji z Wiekiem kapitału i obie te książki z Wiekiem imperium – a mam nadzieję, że tak się stało – wówczas powinna ona pomóc nam powiązać wiek imperium z tym, co nadeszło później.
Główną oś, wokół której budowałem rozważania o XIX stuleciu, wyznaczają sukcesy i przeobrażenia kapitalizmu w szczególnej postaci historycznej – liberalnego społeczeństwa burżuazyjnego. Historia ta zaczyna się od kluczowego podwójnego przełomu, za jaki należy uznać pierwszą rewolucję przemysłową w Wielkiej Brytanii – co doprowadziło do ustanowienia zapoczątkowanych przez kapitalizm nieograniczonych zdolności systemu wytwórczego w zakresie wzrostu gospodarczego i globalnej ekspansji – oraz francusko-amerykańską rewolucję polityczną, która ustanowiła wzorce instytucji publicznych społeczeństwa burżuazyjnego. Przełomu tego dopełniło praktycznie równoległe pojawienie się najbardziej charakterystycznych dla tego społeczeństwa – i powiązanych ze sobą – systemów teoretycznych: klasycznej ekonomii politycznej i filozofii utylitaryzmu. Struktura pierwszego tomu tej historii (Wiek rewolucji. 1789–1848) opiera się właśnie na pojęciu „podwójnej rewolucji”.
Przełom ten doprowadził do śmiałego podboju świata przez gospodarkę kapitalistyczną, dokonanego rękami kluczowej dla niej klasy społecznej – „burżuazji” – pod sztandarami jej klasycznej formuły intelektualnej, czyli ideologii liberalizmu. Jest to tematem przewodnim drugiego tomu, który obejmuje krótki okres od rewolucji 1848 roku do początku kryzysu z lat 70. XIX wieku, kiedy to zdawało się, że społeczeństwo burżuazyjne i jego system gospodarczy dzięki ich oszałamiającym sukcesom czeka względnie bezproblemowa przyszłość. Działo się tak dlatego, że opór polityczny „starych reżimów” – tych, przeciwko którym wybuchła rewolucja francuska – został albo pokonany, albo reżimy te same zdążyły pogodzić się z gospodarczą, instytucjonalną i kulturalną hegemonią triumfującego burżuazyjnego postępu. W dziedzinie gospodarki, dzięki rozprzestrzenianiu się rewolucji przemysłowej i otwarciu światowych rynków, było możliwe przezwyciężenie ograniczeń wynikających z pierwotnie raczej szczupłej bazy, na której opierał się kapitalistyczny wzrost gospodarczy. W wymiarze społecznym uporano się z wybuchami niezadowolenia ubogich, mającymi miejsce w epoce rewolucji. Krótko mówiąc, wydawało się, że usunięto główne bariery nieprzerwanego i, jak przypuszczano, nieograniczonego rozwoju burżuazyjnego. Ewentualne trudności płynące z jego wewnętrznych sprzeczności nie budziły wówczas jeszcze poważnego zaniepokojenia. W tym okresie w Europie było mniej socjalistów i zwolenników rewolucji społecznej niż kiedykolwiek indziej.
Wspomniane sprzeczności z całą mocą objawiły się jednak w epoce imperium. Ta niespotykana w dziejach świata zachodniego era pokoju zrodziła erę równie bezprecedensowych wojen światowych. Mimo pewnych niepokojących oznak, były to czasy coraz większej stabilizacji społecznej w rozwiniętych krajach przemysłowych, będących w stanie z niemal nonszalancką łatwością podbijać rozległe imperia i później nimi rządzić. Jednocześnie jednak na peryferiach świata uprzemysłowionego pojawiły się połączone siły rebelii i rewolucji, które z czasem miały wzrosnąć w siłę. Od roku 1914 świat został zdominowany przez lęk przed wojną globalną (a niekiedy przez samą rzeczywistość takiej wojny) oraz lęk przed rewolucją (lub nadzieję na nią). Jedno i drugie wynikało z sytuacji historycznej będącej bezpośrednim następstwem epoki imperium.
Była to epoka, w której narodziły się i wysunęły hasło obalenia kapitalizmu masowe, zorganizowane ruchy społeczne klasy robotniczej, klasy stworzonej przez kapitalizm przemysłowy i dla niego typowej. Ruchy te zrodziły się i najszybciej wzrastały w krajach o wysoko rozwiniętej i ekspansywnej gospodarce, a więc tam, gdzie kapitalizm stworzył robotnikom warunki prawdopodobnie nieco bardziej znośne niż wcześniej. W epoce tej w zasięgu politycznych i kulturalnych instytucji burżuazyjnego liberalizmu znalazły się masy robotnicze, a także (po raz pierwszy w historii) kobiety, choć ceną za to było zepchnięcie na margines władzy politycznej centralnej klasy tych społeczeństw – liberalnej burżuazji. Demokracje parlamentarne, będące nieuchronnie wytworem postępu liberalnego, w większości krajów położyły kres liberalizmowi burżuazyjnemu jako liczącej się sile politycznej. Była to epoka głębokiego kryzysu tożsamości burżuazji oraz znaczących przeobrażeń tej klasy, której tradycyjne fundamenty moralne załamały się pod naciskiem akumulacji bogactwa i luksusu. Samo jej istnienie jako klasy panującej zostało podważone przez przemiany stworzonego przez nią systemu gospodarczego. Miejsce indywidualnych i rodzinnych przedsiębiorstw zarządzanych przez ich właścicieli zaczęły zajmować osoby prawne (to znaczy duże firmy lub korporacje) będące własnością udziałowców, zarządzane przez najemną kadrę kierowniczą i dyrektorską.
W dziejach epoki imperium tego rodzaju paradoksy pojawiają się bardzo często. Niniejsza książka kreśli właściwie obraz społeczeństwa i świata burżuazyjnego liberalizmu zmierzającego u szczytu swego rozkwitu ku czemuś, co jego apologeci określili mianem „dziwnej śmierci”, a co wynikało ze sprzeczności tkwiących w samym mechanizmie jego rozwoju.
Co więcej, kultura i życie intelektualne tego okresu dowodzą osobliwej świadomości tej zmiany trajektorii – nadciągającej śmierci jednego świata oraz potrzeby stworzenia nowego. Tym jednak, co nadało schyłkowi „długiego XIX stulecia” szczególny koloryt i posmak, był fakt, że choć oczekiwano rychłej katastrofy, to jednocześnie nie rozumiano jej i nie dawano jej wiary. Wojna światowa miała nadejść, ale nikt, nawet najbardziej przenikliwi prorocy, tak naprawdę nie pojmował, jak będzie ona wyglądać. I gdy świat ostatecznie znalazł się na krawędzi, decydenci ruszyli w przepaść, zupełnie nie wierząc, że kres stworzonego przez nich ładu jest już bardzo blisko. Ówczesne wielkie ruchy socjalistyczne miały charakter rewolucyjny, jednak dla większości z nich rewolucja była poniekąd logicznym i koniecznym rezultatem demokracji burżuazyjnej, która dawała coraz liczniejszej większości przewagę nad malejącą mniejszością. Dla tych ugrupowań socjalistycznych, które spodziewały się faktycznej rewolucji, sprowadzała się ona do walki o ustanowienie, w pierwszej kolejności, demokracji burżuazyjnej, będącej niezbędną podstawą dalszego rozwoju. Nawet ówcześni rewolucjoniści pozostawali zatem mentalnie w obrębie epoki imperium, mimo że przygotowywali się na jej przekroczenie.
W dziedzinie nauki i sztuki dokonywał się upadek dziewiętnastowiecznej ortodoksji, choć wierzyła w nią większa niż kiedykolwiek liczba wykształconych mężczyzn i kobiet, a odrzucały ją jedynie wąskie kręgi awangardy. Gdyby przed rokiem 1914 badacze opinii publicznej w krajach rozwiniętych próbowali zmierzyć poziom nadziei i złych przeczuć, czyli proporcje między optymistami i pesymistami, z pewnością przeważałyby nadzieja i optymizm. Paradoksalnie zresztą więcej optymistycznych głosów odnotowaliby już w nowym stuleciu, w latach, gdy Zachód coraz bardziej zbliżał się do przełomu roku 1914, niż w końcowych dekadach starego wieku. Optymizm ten dotyczył jednak nie tylko tych, którzy wierzyli w przyszłość kapitalizmu, ale także wyczekujących jego upadku.
Sama zmiana historycznej trajektorii, rozwój podważający własne fundamenty, nie zawiera w sobie niczego nowego czy wyjątkowego, co odróżniałoby tę epokę od innych. W ten właśnie sposób (także współcześnie) następują zmiany historyczne o charakterze endogennym. Za szczególną cechę długiego XIX wieku można natomiast uznać fakt, że ogromne siły rewolucyjne tego okresu, które ostatecznie zmieniły świat nie do poznania, miały tak specyficzne, historycznie swoiste i kruche podstawy. Tak jak przeobrażenia gospodarki światowej kojarzono – w ważnym, choć z konieczności krótkim okresie – z sukcesami jednego państwa średniej wielkości, Wielkiej Brytanii, tak też rozwój ówczesnego świata tymczasowo kojarzono ze zwycięstwem dziewiętnastowiecznego liberalnego społeczeństwa burżuazyjnego. Same rozmiary triumfu idei, wartości, przekonań i instytucji z nim związanych, jakiego doświadczono w epoce kapitału, wskazują na historycznie krótkotrwałą istotę tego zwycięstwa.
Niniejsza książka mówi o tym momencie dziejów, w którym stało się jasne, że społeczeństwo i cywilizacja stworzone przez liberalną burżuazję zachodnią oraz na jej użytek reprezentują nie tyle trwałą postać nowoczesnego świata przemysłowego, ile zaledwie jeden z etapów jego wczesnego rozwoju. Jakkolwiek struktury gospodarcze, na których wspiera się świat XX wieku, wciąż pozostają kapitalistyczne, to nie należą już do „prywatnego biznesu” w takim znaczeniu, jakie uznawali przedsiębiorcy w roku 1870. Jeśli w pamięci świata od czasów pierwszej wojny światowej dominuje jakieś wyobrażenie o rewolucji, to nie odwołuje się ono już do rewolucji francuskiej z roku 1789. Dominująca kultura nie jest już kulturą burżuazyjną w rozumieniu sprzed roku 1914. Kontynent, który stał się gospodarczym, intelektualnym i militarnym hegemonem właśnie wtedy, dziś już nie pełni tej roli. Ani historia jako taka, ani historia kapitalizmu w szczególności nie skończyła się jednak w 1914 roku, choć całkiem duża część świata za sprawą rewolucji weszła w obszar zupełnie innego typu gospodarki. Wiek imperium, czy też, według określenia Lenina, imperializmu, z pewnością nie był „ostatnim stadium” kapitalizmu. Zresztą sam Lenin tego nie twierdził, nazywając go jedynie, w najwcześniejszej wersji swej popularnej broszury, „najnowszym” etapem w dziejach kapitalizmu⁶. Mimo to można jednak zrozumieć, dlaczego obserwatorzy – i to nie tylko ci niechętni społeczeństwu burżuazyjnemu – mogli mieć poczucie, że epoka, w której żyli przez kilka dekad przed wybuchem pierwszej wojny światowej, była czymś więcej niż tylko kolejną fazą rozwoju. W taki czy inny sposób czasy te zdawały się zwiastować świat odmienny od tego znanego z przeszłości i przygotowywać na jego nadejście. Spełniło się to po roku 1914, nawet jeśli zmiany wyglądały inaczej niż oczekiwała tego lub to przewidywała większość proroków. Do świata liberalnego społeczeństwa burżuazyjnego nie ma powrotu. Od roku 1914 epoka burżuazji na dobre i na złe należy do historii i nie zmienią tego pojawiające się u schyłku XX wieku naiwne głosy wzywające do ożywienia ducha dziewiętnastowiecznego kapitalizmu.
BESTSELLERY
39,19 zł 55,99
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- 69,90 zł
- Wydawnictwo: Napoleon VFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: HistoriaNadejście Trzeciej Rzeszy Richarda J. Evansa jest fantastyczną syntezą zawierającą masę wiedzy i wiarygodną i żywą. Evans pokazuje jak gromadzono składniki nazistowskiego triumfu i czego było potrzeba, by ze sobą współgrały...44,99 zł44,99 zł
- 49,00 zł
- EBOOK44,99 zł