Wielcy władcy - ebook
Wielcy władcy - ebook
Geniusz w polityce to sprawa tajemnicza. Żeby choć nieco ją wyjaśnić, profesor Marcin Król opisuje największe dokonania najwybitniejszych polityków nowożytności: kardynała Richelieu, Bismarcka, Churchilla i de Gaulle’a. I tych czterech polityków uznaje za naprawdę wielkich władców Europy. Soczyście opisane sylwetki z wielką historią w tle.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7700-165-3 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przyjąłem zatem następujące kryteria: wielki polityk to ten, który zmienia świat i robi to skutecznie oraz z sukcesem. Wielcy politycy, którzy przegrali (Napoleon, Józef Piłsudski) zostali pominięci. Zmiana świata musi być zmianą na lepsze, dlatego wybitni politycy, którzy tego nie potrafili dokonać (Metternich, Aleksander I) także zostali pominięci. W pewnym sensie wielkimi politykami byli ludzie bardzo źli, jak Hitler czy Stalin, ale ani nie odnieśli trwałego sukcesu, ani nie zmienili świata na lepsze.
Pole wyboru uległo więc poważnemu ograniczeniu. Dodałem jeszcze jedno kryterium: wielki polityk to ten, kto ma wyobrażenie na temat tego, czego chce dokonać i potrafi znaleźć odpowiednie sposoby. I wreszcie; wielki polityk europejski to polityk, którego stale pamiętamy i który ukształtował w istotnej mierze nasze myślenie i nasze wyobrażenia o świecie.
Jeżeli zastosować w całej rozciągłości wszystkie te kryteria, to okaże się, że wielkich polityków było bardzo niewielu. Ja znalazłem w czasach nowożytnych tylko czterech: Richelieu, Bismarcka, Churchilla i de Gaulle’a. Zapewne można się zastanawiać, czy kogoś nie należałoby dodać do tej listy, ale nie sądzę, by było to możliwe, jeżeli mamy przestrzegać przyjętych kryteriów.
Nie miałem zamiaru opisywać całej ich działalności politycznej ani historii życia, bo książek na ten temat jest bardzo wiele, ale starałem się znaleźć to, co stanowi o istocie polityki. Unikałem jednak rozważań teoretycznych, mam nadzieję, że czytelnik na podstawie moich opowieści sam sens i specyfikę wielkiej polityki będzie mógł odnaleźć.
Czy moich czterech bohaterów cokolwiek łączyło? Otóż – ku mojemu zaskoczeniu – bardzo wiele. A przede wszystkim wielkie talenty osobiste. Byli to ludzie o wyjątkowej pamięci, wyjątkowej zdolności do skupienia i intensywnej pracy, niezwykłych umiejętnościach podejmowania decyzji często na podstawie intuicyjnych przesłanek. Byli to także ludzie wysoko ceniący tradycję i kulturę, znający się na literaturze i innych sztukach, słowem – ludzie zdolni nie tylko do polityki, ale po prostu bardzo inteligentni. Czy wielki polityk zatem musi być bardzo inteligentnym człowiekiem? Musi.
I na koniec: byli to ludzie mający dobre mniemanie o samych sobie i zarazem zdolni do autokrytycznej refleksji, która nie zawsze przychodziła na czas. Jednak pewność siebie, pewność dobrze rozumiana i uzasadniona była niezbędna. Tylko bowiem dzięki takiej pewności w trudnych momentach historii i życia społeczeństw można się nie wahać, nie tracić czasu na myślenie o obronie i na próby uniknięcia stanowczej decyzji, lecz podjąć problemy z całą odpowiedzialnością, świadomością ryzyka, ale też bez wątpliwości co do raz wybranego kierunku postępowania.
Dla ciekawości czytelników omówiłem bardzo skrótowo poglądy wielkich nowożytnych myślicieli politycznych. Niekoniecznie mieli oni wpływ na polityków, ale polityka i myśl polityczna – jak wierzę – towarzyszą sobie na tej samej drodze, chociaż nie zawsze posuwają się nią równocześnie.
Galia est omnis divisa in partes…?
Armand-Jean du Plessis de Richelieu urodził się 9 września 1585 roku, a król – któremu całe życie służył – Ludwik XIII 29 września 1601 roku. W trakcie całej politycznej kariery Richelieu czynił wysiłki, by doprowadzić do zbudowania państwa francuskiego, państwa innego niż to, jakie zastał. Państwa nowożytnego czy też nowoczesnego – jak dzisiaj mówimy. Był to najważniejszy cel, jaki sobie postawił i wszystkie środki, jakie przedsiębrał, służyły temu celowi.
W jakim jednak państwie i w jakiej Francji urodzili się Richelieu i jego monarcha? Opisanie zawiłości i podziałów wymagałoby osobnej książki, więc przedstawimy je nieco schematycznie. Zasadniczo występowały trzy wielkie podziały. Po pierwsze, terytorium, które dziś stanowi państwo francuskie, składało się z wielu osobnych królestw i księstw. Wielkie rody rządziły u siebie niepodzielnie, a wielcy sąsiedzi, przede wszystkim Habsburgowie rządzący w Hiszpanii i Anglicy, mieli także pretensje terytorialne. Po drugie, znaczne wpływy we Francji miała reformacja i wiele potężnych rodów, miast i księstw, a także lokalnych władców było jej zwolennikami. Wewnętrzne wojny religijne były we Francji wyjątkowo intensywne i okrutne. Po trzecie, powiązania międzynarodowe królewskich rodów we Francji, najpierw Walezjuszy, a potem Burbonów były tak rozległe, że wpływy państw ościennych były wyjątkowo ułatwione.
Wystarczy wymienić mariaże sióstr Ludwika XIII, a córek Henryka IV i Marii Medycejskiej: Elżbieta wyszła za Filipa IV Habsburga, króla Hiszpanii, Krystyna za księcia Sabaudii Wiktora Amadeusza I, a – najmłodsza – Henrietta za króla Anglii Karola I Stuarta. Taka polityka dynastyczna powodowała dodatkowe komplikacje i zobowiązania. Ludwik XIII był ponadto oficjalnie królem Francji, ale i Nawarry. Nawarra była osobnym królestwem, niewielkim krajem na północy Hiszpanii, który zachował niezależność i tylko unię personalną z Francją aż do upadku monarchii we Francji.
Podział na osobne, często także administracyjnie, części, a co za tym idzie zróżnicowanie przepisów prawa, myt, ceł i walut (czyli pozostałości feudalizmu) utrudniały niewątpliwie rozwój państwa. Dodatkowo zmienne pretensje poszczególnych wielkich rodów i ich związki z sąsiadami Francji, a często zarazem jej wrogami, uniemożliwiały prowadzenie konsekwentnej polityki państwa. Królowie Francji byli często zmuszani do bardzo stanowczego postępowania wobec tych, których dzisiaj nazwalibyśmy „zdrajcami”, a którzy po prostu dbali o interesy swoje i swoich rodów. Jednak najpoważniejszy spór toczył się wokół spraw religijnych.
Francuscy protestanci – hugenoci (pochodzenie słowa nie jest ustalone) – byli zarówno luteranami, jak i kalwinami, a stopniowo rozwinęli własną wersję protestantyzmu. Protestantyzm bardzo szybko przeniknął do Francji, zarówno ze Szwajcarii, jak i z Niemiec. Już w kilka lat po przybiciu przez Lutra w kościele w Wittenberdze 95 sławnych tez (1519), pierwsi protestanci pojawili się w Paryżu. I od tego momentu przez niemal dwieście lat królowie Francji nie zawsze wiedzieli, jak poradzić sobie z tym fenomenem. Francja była wprawdzie katolicka, ale pozostawała też w nieustannym sporze z Hiszpanią – jeszcze bliższą Watykanu. Przez wiele lat zatem dzięki temu hugenoci dysponowali we Francji znacznymi swobodami. Tym bardziej że zarówno ich liczba – około 300 000 – jak i miejsce w społeczeństwie (zamożne mieszczaństwo, arystokracja, a nawet monarcha) oraz wyjątkowo dobre wykształcenie ogólne sprawiały, że z ich opinią władcy Francji musieli się liczyć.
Stąd Edykt nantejski z 1589 roku, który dawał im liczne wolności (przyznany przez Henryka IV) i dopiero całkowicie odwołany przez Ludwika XIV w 1685 roku. Jednak w katolickiej Francji powracał problem lojalności wobec kolejnych monarchów, który powodował liczne spory. Ponadto Watykan oczywiście naciskał na Francję, by nie tolerowała protestantów. Jednak nawet w okresie, kiedy protestanci cieszyli się znacznymi swobodami, nieustannie trwały walki, wywoływane przez katolików, ale i protestantów, i jak we wszystkich wojnach religijnych tamtego okresu – wątek polityczny był tak przemieszany z argumentacją religijną, że trudno je było oddzielić.
Ludwik XIII stracił ojca, kiedy miał 4 lata, regentką została jego matka Maria Medycejska, uprzednio ledwie tolerowana przez męża. Maria Medycejska była zdeklarowaną katoliczką, ale też nie jest do końca jasne, czy ze względu na okoliczności polityczne, czy z motywacji religijnej. To u niej musiał praktykować i stopniowo zwiększać wpływy Richelieu. Młody król najpierw się bawił, a potem w zasadzie – pozbawiony formalnego wykształcenia – zajmował się przez całe życie polowaniami i nie miał silnych poglądów w kwestiach religijnych. Polegał, kiedy przejął już od matki faktyczną władzę, na Richelieu, a stosunki między nimi układały się niemal idealnie, chociaż obaj co pewien czas spierali się i – rzadko – na moment rozstawali politycznie.
Od czasów kardynała Richelieu zaczyna się nowożytna polityka. Jego rola wśród zwaśnionych osobiście, religijnie, czy tylko intrygujących wielkich panów i wielkich dam dworu, była zaiste trudna. Kiedy czyta się o tym, jak wielkie damy dworu, kuzynki króla Ludwika XIII, czy wręcz jego żona Anna Austriaczka, manipulowały na wszystkie możliwe dostępne kobietom sposoby, to można mieć wrażenie, że rządziły wówczas damy, damy dworu, a nie pojedynkujący się nieustannie, pyszni i głupi, bogaci i skorumpowani arystokraci, którzy często dla własnej chwały gotowi byli zdradzić Francję.
Problem w tym, czy sformułowanie „zdradzać Francję” miało wówczas sens. Raczej nie. I to właśnie zmienił Richelieu. Innymi słowy: Kardynał spowodował, że podzielona na wszystkie możliwe sposoby Francja stała się państwem, które miało swoje interesy, a kto działał wbrew tym interesom, Francję zdradzał. Richelieu przez całe życie walczył o jedność państwa francuskiego i w walce tej sięgał zarówno po oręż, jak i rozpoczął proces ujednolicania kultury francuskiej i kodyfikowania języka.
Książę Saint-Simon w swoich sławnych pamiętnikach opowiadał, że jeden z gości Kardynała dostrzegł na jego uporządkowanym biurku tylko dwie książki: Biblię i „Księcia” Machiavellego. Richelieu oczywiście nie mógł i zapewne nie chciał powoływać się publicznie w tamtych czasach na związki intelektualne z Machiavellim – z racji oficjalnego potępienia Machiavellego przez Kościół. Nie jest zresztą istotne, czy rzeczywiście czytał prace wielkiego mistrza myśli politycznej, gdyż w sto lat po ich opublikowaniu doskonale wiedział, że rzeczywistość polityczna dawnego świata się skończyła, a w nowym świecie obowiązują inne reguły, takie jak racja stanu, interes państwa, które są celami samymi w sobie i nie mają ani ideowego, ani moralnego uzasadnienia.
Dla realizacji tych celów trzeba było sięgać po najrozmaitsze środki, słowem – cel je uświęcał. Richelieu nigdy nie mówił wprost tego, co czyni, ani też czyniąc, nie wyjaśniał swoich motywacji. Byłoby to i niepotrzebne, i bezsensowne. Richelieu nie był cyniczny, chociaż zachowywał się często odpowiednio do koniunktury, czyli dla realizacji celów zarówno doraźnych, jak i długofalowych wykorzystywał każdą okazję. Można wręcz bronić poglądu, że chociaż chwała Pana zawsze mu przyświecała, to inaczej ją rozumiał niż jego przeciwnicy.
Niewątpliwie to Richelieu zbudował nowożytną Francję, jej potęgę, która trwała do czasów napoleońskich i dopiero Kongres Wiedeński nieco inaczej uporządkował świat, chociaż tylko nieco. Naprawdę rewolucję polityczną przeżyła Europa, kiedy pojawiły się silne i zorganizowane państwa narodowe, czyli w drugiej połowie dziewiętnastego wieku, w czasach Bismarcka. Innymi słowy Richelieu ustalał porządek polityczny na dwieście pięćdziesiąt lat. A dokładniej nie tylko on, lecz i drugi kardynał, gdyż Richelieu rozpoczął drogę i wskazał jej kierunek, a dokończył jego wychowanek kardynał Mazarin.
Powiada się często, że działalność kardynała Richelieu doprowadziła do powstania Francji jako państwa narodowego. Otóż mam trzy uwagi: nie państwa narodowego, nie narodu, ale może po prostu tylko państwa. Nie ma bowiem większego sensu mówienia o narodach w XVII wieku i wcześniej. Tym bardziej nie można mówić o państwie narodowym. Sama idea nowożytnego państwa dopiero się wyłania. We wszystkich opisanych powyżej sytuacjach mówimy o nowoczesnym pojmowaniu narodu, państwa i państwa narodowego, a jest to pogląd prezentystyczny. Zanim powstały te nowoczesne organizmy, istniały oczywiście rozmaite formy tożsamości politycznej, a przede wszystkim istniała antyczna i potem chrześcijańska idea uniwersalizmu.
Rozważmy przykłady. Oto brat Ludwika XIII, Gaston, gotów jest w nadziei na uzyskanie tronu zawrzeć koalicję czy też wejść w porozumienie z najrozmaitszymi obcymi krajami, książętami, cesarzami. To z Lotaryngią, to z Hiszpanią rządzoną przez Habsburgów. Gaston próbuje też sojuszu z antyhiszpańskimi Niderlandami czy z pokrewną kulturowo Francji, ale odrębną administracyjnie Sabaudią. Wszystkie te działania, dokładnie udokumentowane i znane już wówczas, uchodzą mu na sucho, gdyż jest bratem króla, jednak jego najbliżsi współpracownicy zostają kolejno schwytani i po pobieżnej rozprawie sądowej, straceni za zdradę. Więc można było zdradzić, jeżeli tylko się nie było z królewskiego rodu. Czy jednak na pewno zostali skazani za zdradę, czy raczej za to, że czyhali na króla. Kogo zatem zdradzili: Ludwika XIII czy Francję? Nie jest to jasne.
Przypomnijmy, że kiedy Richelieu obejmuje władzę jako pierwszy minister króla w 1624 roku, minęło zaledwie osiem lat od śmierci Szekspira, a Anglia już wówczas była krajem najbliższym formuły nowoczesnego państwa (chociaż na pewno nie państwa narodowego). Jednak u Szekspira, tak jak u Machiavellego nie ma idei zdrady państwa, zdradzani – bezustannie – są władcy.
Inny przykład: najbardziej zagorzałą przeciwniczką Kardynała była przez długie lata Marie Aimée de Rohan księżna de Chevreuse. Księżna pochodziła z jednej z najlepszych rodzin Francji, była dwukrotnie zamężna i miała niezliczone romanse, była najbliższą przyjaciółką królowej i jej rola w kolejnych spiskach przeciwko zarówno królowi, jak i jego ministrowi była ogromna i nieustająca. Zdradzała Francję dla kolejnego romansu lub intrygi. Wreszcie po jednym z kolejnych spisków w obawie o życie uciekła, dzięki pomocy kilku kochanków, przez Hiszpanię do Anglii, gdzie osiadła na kilka lat. Nie miała już obok siebie żony Ludwika XIII, ale za to miała przebywającą również na wygnaniu jego matkę – Marię Medycejską. Król, ale i Richelieu dostawali ataków szału lub – zamiennie – choroby, kiedy tylko przekazano im kolejną nowinę na temat intryg tych dam. Szczęśliwie żona Ludwika XIII Anna Austriaczka już nie była pod wpływem teściowej i Ludwik XIII, który nie był specjalnie zauroczony płcią piękną, zmuszony okolicznościami pogody, przenocował 5 grudnia 1637 roku u żony w Luwrze. Tym rzeczy sposobem 5 września 1638 roku urodziło się jedyne dziecko królewskiej pary, syn, przyszły Ludwik XIV. Gaston, Maria Medycejska i pani de Chevreuse byli w rozpaczy. Gaston i obie damy utraciły nadzieję: on na to, że obejmie tron po starszym bracie, one na to, że drugi syn i kochanek księżnej de Chevreuse zostanie królem łatwym do manipulowania.
Warto zwrócić uwagę na rolę kobiet w ówczesnej polityce. Nie mogły zajmować stanowisk publicznych (wyjąwszy regencję), ale pociągały za wszystkie sznurki. Wielu panów miało swoich ulubieńców, jednak trzeba było się żenić dla podtrzymania rodu, a żony miały wiele swobody, z której korzystały. Wiek XVI i XVII to czasy nieustającej intrygi, podsycanej lub organizowanej przez damy. Tak było we Włoszech i we Francji, w znacznie mniejszym stopniu w krajach protestanckich. Intrygi te były jednak możliwe tylko dlatego, że nie było nowoczesnego państwa. Interes państwa w ogóle nie przedstawiał się jako interes dominujący. Intryga, którą prowadziły często zmieniające się grupy, popierane nierzadko przez ościenne państwa czy powodowane przez interesy poszczególnych władców lub dynastii, była zasadą polityki, dopóki nie pojawiło się dodatkowo nowożytne pojmowanie suwerenności. Bardzo trudno jest określić interes państwa bez opisania, na czym polega jego suwerenność.
Kiedy więc Richelieu czasami sprytem, manipulacją, czasami twardą ręką prowadził Francję – za zgodą, niemal pewną, chociaż nigdy całkowitą Ludwika XIII – to prowadził ją nie tylko do zbudowania nowoczesnego państwa i nie tylko w kierunku wprowadzenia idei suwerenności, ale przede wszystkim do ukształtowania nowej kultury politycznej.
Dla możnych XVI i XVII wieku liczyły się przede wszystkim pieniądze i zaszczyty, czyli miejsce w hierarchii dworskiej. Zaszczyty zależały od pieniędzy (kupowanie urzędów), ale pieniądze także od zaszczytów i urzędów. Kupowano urzędy nie tylko dla sławy, ale także jako inwestycję. Tej zasady, wobec braku pieniędzy w skarbcu państwowym nie zdołał wyplenić także Richelieu.
Jednak stopniowo możni w krajach europejskich zaczęli rozumieć pojęcie „zdrady”, więc rozpatrzmy kilka ewentualności. Po pierwsze, trzeba mieć kogo czy co zdradzić, pomijając oczywiście nierzadkie przypadki zdrady personalnej, zdrady osoby nam bliskiej, męża/żony czy przyjaciela. Żeby mieć kogo lub co zdradzić, trzeba żeby istniały wyznaczone prawem lub tylko umowne granice lojalności i wierności instytucjom, ludziom, sprawie, ideom. Nie da się sformułować precyzyjnych zasad ogólnych, ale jedną z nich jest – od czasów Richelieugo – zdrada interesu państwa, co także naturalnie podlega interpretacji, ale tylko do pewnych granic. Przejście na przykład – w sytuacji konfliktu – na stronę przeciwnika naszego państwa jest bez wątpienia zdradą.
Po drugie, jeżeli zdrada obejmuje także zdradę idei czy ideałów – czy, jak kto woli – wartości, to musi istnieć kodeks, zestaw czy chociażby hierarchia tych wartości w miarę powszechnie uznawana i akceptowana. Jeden z takich zestawów politycznie obowiązujących stanowiły wartości bronione przez Kościół. Jednak w okresie Renesansu wartości te na tyle przestały obowiązywać, że zdradzanie ich stało się dopuszczalne. Niezauważalnie zniknęła idea zdrady wartości reprezentowanych przez Kościół i odnotował to dopiero Machiavelli, który jednak na ich miejsce proponował ideę racji stanu. Stanowisko takie było już wtedy faktycznie do przyjęcia, jednak nie do przyjęcia były słowa je wyrażające i konkluzje z tych słów wynikające oraz propozycje sposobów postępowania. Dlatego Machiavelli został na kilka stuleci potępiony i znienawidzony przez Kościół.
Potem następowało stopniowe wzmocnienie idei racji stanu, bez powoływania się na Machiavellego, chociaż wszyscy go czytali. Wreszcie pojawił się – razem z demokracją – nowy zestaw wartości. A obecnie równocześnie ze zmniejszeniem w Europie siły i atrakcyjności idei suwerenności, także wartości demokratyczne przestają stanowić kanon i nie narzucają hierarchii. Jesteśmy po raz kolejny w stanie bezładu co do tego, wobec czego i kogo mamy być lojalni. Skoro tracimy sens tego, czym jest demokracja, to nieuchronnie znika jasne pojmowanie tego, na czym polega zdrada demokracji.
Dla Richelieugo możliwa była tylko jedna forma wyraźnego określenia, czym jest zdrada. Zdrada była wystąpieniem przeciwko polityce i zasadom formułowanym przez monarchę, a w znacznej mierze w latach 1624-1642 przez samego Kardynała. Na tym polegały początki rewolucji absolutystycznej. Kiedy Ludwik XIV powie z pewną emfazą „państwo to ja”, będzie miał rację i będzie w istocie realizował politykę rozpoczętą przez Kardynała. Punktem odniesienia, zestawem wartości, wyznaczającym granicę między zdradą a sporem, jest stanowisko monarchy i jego bezpośrednich reprezentantów.
Absolutyzm zatem na wiele sposobów pełnił funkcję modernizacyjną. Nie tylko scalał i unowocześniał państwa, ale także formułował nowe zasady, zasady w istocie całkowicie odmienne od wartości reprezentowanych przez Kościół. Absolutyzm uczynił z racji stanu rację jedyną, co początkowo było trafne i zapewne nieuniknione, ale potem absolutyzm bez zdolnego i umiejętnego władcy absolutnego rychło stał się swoim przeciwieństwem, czyli nieudolną tyranią.
Gastonowi, pani de Chevreuse czy – już po śmierci Kardynała – uczestnikom sławnej Frondy jeszcze nie przychodziło do głowy, że może istnieć zasada, której muszą się podporządkować pod groźbą utraty życia. Jednak zmiana nastąpiła w ciągu kilku dekad, czyli bardzo szybko. Biografowie Richelieugo oraz historycy idei racji stanu rozważają, czy to on pierwszy (poza oczywiście Machiavellim) wpadł na pomysł idei „racji stanu”. Jest to zupełnie nieistotne, gdyż to on pierwszy pomysł ten zastosował, a historia roi się od idei, które nigdy nie znalazły aplikacji, zaś te, które zmieniały świat, są doprawdy nieliczne, zaś ludzie, którzy potrafili je zastosować, już z tej racji zasługują na miano wielkich.
La Rochelle i zdrada protestantów (1628)
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Korzystać z okazji
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Nieustanne negocjacje czy siła
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Westfalia i sens rozmów
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Akademia Francuska, prasa, zbiory muzealne
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Mazarin i absolutyzm
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Czekam, aż dojrzeją czereśnie
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Szachownica ma sześćdziesiąt cztery pola
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Pobiłem ich wszystkich! Osiem lat i trzy wygrane wojny
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Wielki Bismarck i „Prusy jako dziwactwo historii”
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
O jedną depeszę i o jeden rząd za daleko
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Uroki Kulturkampfu
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Sojusz trzech cesarzy – tryumf i zgon
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Człowiek z zasadami
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Demokracja jest marna, ale…
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
The Appeasers
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Wojna – krew, znój, łzy i pot. Część pierwsza, przed CasablanCą i Teheranem
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Wojna – część druga. Od Casablanki do Poczdamu
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Zimna wojna i wspólna Europa
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.