- W empik go
Wielka historia świętego Graala - ebook
Wielka historia świętego Graala - ebook
Wielka Historia Świętego Graala. Pierwszą jej wersję spisano w języku starofrancuskim, mniej więcej w pierwszej połowie trzynastego wieku, jako kontynuację niedokończonego dzieła Chretiena De Troyes Parsifal z Walii, czyli opowieść o Graalu. Autor utworu jest nieznany. Graal (inaczej Święty Graal, Sangreal) – legendarny kielich (lub misa), z którego Chrystus pił podczas Ostatniej Wieczerzy. Inna wersja głosi, że do Graala spływała krew ukrzyżowanego Mesjasza. Motyw Graala pojawia się w legendach celtyckich niezależnie od pierwowzoru chrześcijańskiego. Obydwa wątki mieszając się przeniknęły do literatury Średniowiecza. Graal po raz pierwszy pojawia się w Percevalu, w cyklu legend arturiańskich spisanych m.in. przez Chrétiena de Troyes. Jego opiekunem był Król Rybak i Graal znajdował się na zamku w Corbenic. Poszukiwali go między innymi rycerze Króla Artura: Lancelot, Parsifal oraz Galahad, który ostatecznie go odnalazł. Chrétien de Troyes nie określił czym jest Graal i nie łączył go z osobą Jezusa, Wolfram von Eschenbach przedstawił Graal jako kamień, Lapsit Excillis. Dopiero Robert de Boron w Joseph d’Arimathie (ok. 1199) po raz pierwszy przedstawia Graala jako kielich użyty podczas Ostatniej Wieczerzy i wykorzystany przez Józefa z Arymatei do zebrania Krwi Jezusa.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-64145-24-7 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
INCIPIT.
Wysłuchajcie historii o Graalu, najświętszym naczyniu, do którego w dniu ukrzyżowania Zbawiciela wlano Jego krew, aby mógł On wybawić Swych ludzi z piekielnych cierpień. Józef zachował je, usłuchawszy anielskiego głosu nakazującego mu poprzez dobrych, wiernych, pragnących cierpieć rycerzy szerzyć Prawo Jezusa Chrystusa, który przez Swą śmierć na krzyżu chciał stworzyć nowy świat.
I.
Wielka Księga Graala rozpoczyna się w imię Ojca, Syna i Świętego Ducha. Te trzy Osoby stanowią jedność będącą Bogiem. To dzięki Bogu Historia Graala mogła zaistnieć. Wszyscy, którzy jej słuchają, zrozumieją ją i zapomną o wszelkich niegodziwościach zamieszkujących ich serca. Wiele zyskają, jeśli wsłuchają się w nią swymi sercami. Józef opisał tę świętą historię zarówno ze względu na wiernych, dobrych rycerzy oraz ich szlachetne czyny, jak również na mający początek po ukrzyżowaniu Naszego Pana ród Dobrego Rycerza. Jego dziewicze, cnotliwe ciało i śmiałe serce były bez skazy. Nie chełpił się mową ani nie rozpowiadał o swej odwadze. Pewnego razu jego jedno spóźnione słowo spowodowało nieszczęścia w całej Wielkiej Brytanii, wszystkie wyspy i lądy pogrążyły się w smutku. Później jednak dzięki swej rycerskości przywrócił wszystkim tym ziemiom ich pierwotną chwałę. Był prawym potomkiem Józefa z Abarimacie . Człowiek ten był wujem jego matki i żołnierzem Piłata przez siedem lat. On był tym, który zdjął z krzyża ciało Naszego Zbawiciela. Obdarowany został wspaniałą łaską, Piłat zaś łaski tej nie doświadczył. Józef służył mu wiernie i gdyby tylko poprosił, mógłby otrzymać za swą służbę złoto lub ziemię. Piłat zaś wręczył mu dar w postaci ciała Zbawiciela, gdyż sądził, że, zdjąwszy je z krzyża, powinien był je zabrać do Jerozolimy i porzucić w jakimś biednym zakątku miasta. Dobry Żołnierz nie myślał o takich czynach, czcił za to ciało tak gorliwie, jak tylko potrafił i postanowił złożyć je w Świętym Grobowcu wraz z włócznią, którą przebito Jego bok i wypełnionym krwią z Jego ran Świętym Naczyniem. Od tego człowieka pochodzi Dobry Rycerz, o którym opowiada ta Wielka Historia. Jego matka na imię miała Yglais, jego wujami byli Król Rybak, Król Biednych o imieniu Pelles oraz Król o imieniu pochodzącym od nazwy Zamku Śmiertelników, który nosił w sobie tyle zła, ile dobra było w dwóch pozostałych Królach. Wszyscy trzej byli jego wujami od strony matki, wiernej, szlachetnej Pani. Dobry Rycerz miał też jedną siostrę, którą zwano Dindraną. Głową rodu ze strony ojca był Nikodem. Gais li Gros spod znaku Krzyża Pustelników był ojcem Alaina li Gros. Alain miał jedenastu braci, takich jak on dobrych, prawych rycerzy. Żaden z nich nie był rycerzem dłużej niż dwanaście lat. Wszyscy zginęli szerząc nowe Prawo. Braci było dwunastu. Alain li Gros był najstarszy, po nim był Gorgalians, trzeci był Bruns Brandils, czwarty Bertholez li Chauz, piąty Brandalus Walijczyk, szósty Elinant z Escavalon, siódmy Calobrutus, ósmy Meralis z Pałacu na Łące, dziewiąty Fortunes z Czerwonej Polany, dziesiąty Melaarmaus z Abanie, jedenasty Galians z Białej Wieży, a dwunasty Alibans z Opuszczonego Miasta. Wszyscy oni zginęli służąc Świętemu Prorokowi, który Swą śmiercią odnowił Prawo i pokonał Swych potężnych wrogów. Wśród tych ludzi, ich imion i zasług, o których wspomniał nam Józef, pojawił się Dobry Rycerz, o którego imieniu i czynach teraz usłyszycie.
II.
Po ukrzyżowaniu Naszego Pana żaden ziemski Król nie krzewił Prawa Jezusa Chrystusa tak, jak czynił to Król Artur, władca Brytanii, i dobrzy rycerze z jego dworu. Dobry Król Artur po ukrzyżowaniu Naszego Pana był Królem silnym i głęboko wierzącym w Boga, którego spotkało wiele dobrych przygód. Na swym dworze posiadał Okrągły Stół, przy którym zasiadali najwspanialsi rycerze na świecie. Po śmierci swego ojca Król Artur wiódł życie tak dostatnie i łaskawe, jak żaden król przed nim. Wszyscy książęta i baronowie brali przykład z jego czynów. Król Artur żył tak przez dziesięć lat, podczas których wysławiono go jak żadnego innego ziemskiego króla. Po ich upływie jego umysł nawiedziła gnuśna myśl, zaczął tracić przyjemność z czynienia dobra i zaprzestał wyprawiania uczt przy Okrągłym Stole z okazji Świąt Bożego Narodzenia, Świąt Wielkanocnych i Dnia Zesłania Ducha Świętego. Zauważywszy to, rycerze Okrągłego Stołu oddalili się od jego dworu. Z ponad trzystu ostało się zaledwie dwudziestu i pięciu i żadna przygoda już więcej Króla nie spotkała. Wszyscy książęta powściągnęli się w czynieniu dobra widząc, jak słaby stał się ich Król. Królowa Ginewra zasmuciła się niezmiernie, gdyż nie wiedziała, co czynić, jak sprawić, aby Król na powrót stał się dobry. W tym oto momencie rozpoczyna się ta historia.
III.
W Dniu Wniebowstąpienia Król przebywał w Cardoil. Wstał od posiłku, przeszedł na drugi koniec korytarza i ujrzał siedzącą przy oknie Królową. Usiadł obok niej, spojrzał jej prosto w twarz i dostrzegł spływające z jej oczu łzy.
– Pani – rzekł Król – co ci dolega, z jakiego powodu ronisz łzy?
– Panie – odrzekła – płaczę, gdyż mam do tego prawo, a ty nie możesz mnie uradować.
– Z całą pewnością, Pani.
– Panie – powiedziała – masz słuszność. Widziałam w tym wielkim dniu i w wielu innych, że twych rycerskich zastępów prawie nikt nie był w stanie zliczyć. Wstyd mi z tego powodu, wstyd mi, że brak im przygód. Lękam się, aby Bóg nie zapomniał o tobie.
– Masz słuszność, Pani – odparł Król. – Nie mam prawa obdarowywać szczodrze ani czynić czegoś, co mogłoby przeistoczyć się w zaszczyt. Me pragnienia zmieniły moje serce. Wiem doskonale, że tracę przez to mych rycerzy i miłość mych przyjaciół.
– Panie, miałeś udać się do Białego Lasu, do kaplicy Świętego Augustyna, której nie może odnaleźć zwykły podróżnik. Myślałam, że przebywając tam przywrócone zostanie twe pragnienie dobra, że Bóg poproszony o radę obdaruje cię miłością i zwróci twemu sercu dobroć.
– Pani, chętnie udałbym się tam, zważywszy że twe słowa potwierdzają to, co w wielu miejscach sam widziałem.
– Panie, miejsce to jest niebezpieczne, a przebywanie w kaplicy jest ryzykowne. Najbardziej oddany Bogu pustelnik w całym Królestwie Walii mieszkał niedaleko tej kaplicy, jednakże swe życie oddał już ku chwale Boga.
– Pani, powinienem zatem udać się tam w pełnej zbroi i bez swych rycerzy.
– Panie, możesz zabrać z sobą jednego rycerza i giermka.
– Pani, nie odważyłbym się tak uczynić, gdyż miejsce to jest zbyt niebezpieczne. Im większą świtą przybyłbym do kaplicy, tym mniej przygód mogłoby mnie spotkać.
– Panie, powinieneś wziąć jednak jednego giermka, aby nie ogarnęła cię pustka. Niech Bóg ma cię w swej opiece!
– Pani, niech i tak będzie, lecz obawiam się, że spotkam na swej drodze zło.
Powiedziawszy te słowa, Król podniósł się, spojrzał przed siebie i ujrzał wysokiego, silnego i urodziwego młodzieńca, którego zwano Chaus. Jego ojcem był Ywain li Aoutres.
– Pani – zwrócił się do Królowej – jego wezmę na mą wyprawę.
– Panie – odrzekła Królowa – raduję się na tę wieść, gdyż słyszałam wiele pochlebnych słów na temat jego waleczności.
Król wezwał giermka do siebie, po czym ten ukląkł przed nim. Król nakazał mu powstać i rzekł do niego:
– Chausie, dzisiejszej nocy będę miał dla ciebie zadanie. Dopilnujesz, aby o świcie gotowy do drogi był mój koń oraz bym mógł od razu wdziać mą zbroję. Wyruszę o ustalonej porze, a ty wraz ze mną i nikt więcej nie będzie nam towarzyszył.
– Jak sobie życzysz, Panie – odparł giermek.
Nadszedł wieczór, a Król i Królowa udali się do swego łoża. Zjadłszy wieczorny posiłek, rycerze rozeszli się po swych komnatach. Giermek pozostał w korytarzu, lecz nie zdjął ani odzienia, ani butów. Noc wydawała mu się zbyt krótka i pragnął być gotowy na poranne rozkazy Króla. Przysnął na krótką chwilę i śniło mu się, że Król wyruszył bez niego. Obudziwszy się, giermek był wystraszony. Udał się do swego konia, osiodłał go, założył mu uzdę, przygotował ostrogi oraz popręg, wziął do ręki swój miecz, po czym tak, jak mu się przyśniło, wyruszył w popłochu za Królem. Ujechawszy pokaźną odległość, dotarł na skraj wielkiego lasu. W oddali dostrzegł ślad królewskiego konia i podążył wzdłuż niego, aż dotarł do otoczonej wysokimi drzewami polany. Stwierdził, że ślady podków kończyły się tuż przed polaną, więc Król musiał gdzieś blisko odpoczywać. Zwrócił swe oczy w prawo i zobaczył stojącą pośrodku niej kaplicę, obok której rozpościerał się ogromny cmentarz z wieloma grobami. Pomyślał, że zbliży się ku tej budowli i może spotka w środku niej modlącego się Króla. Tak też uczynił i spoczął na jednym z kamieni. Poza martwym rycerzem leżącym na środku kaplicy w jednej z trumien, nie było w niej nikogo. Rycerz ten przykryty był bogato zdobionym jedwabnym całunem, wokół którego słabym światłem tliły się cztery świece. Giermek zastanowił się, w jaki sposób ktoś porzucił ciało tego rycerza, którego jedynymi towarzyszami były obrazy na ścianach kaplicy. Zdumiał się, że nie odnalazł w niej Króla. Nie wiedział, gdzie mógł go szukać. Wziął do ręki jedną z większych świec, drugą schwycił złocony świecznik i oba przedmioty umieścił za pasem swych rajtuzów. Uczyniwszy to, wyszedł z kaplicy, dosiadł swego konia i udał się w drogę powrotną. Przejeżdżając przez cmentarz i polanę myślał tylko o tym, że nie spocznie, póki nie odnajdzie Króla.
IV.
Dotarłszy na trawiastą ścieżkę, dostrzegł stojącego na niej nikczemnego, ubranego w czerń człowieka, który stojąc na własnych nogach, był wyższy od dosiadającego konia giermka. W jego dłoni młodzieniec dojrzał ostry, długi nóż, po czym zbliżył się do niego i zapytał go:
– Nie spotkałeś w tym lesie Króla Artura?
– Niestety – odparł mężczyzna. – Spotkałem natomiast ciebie i z tego powodu raduje się moje serce, gdyż opuściłeś kaplicę jako złodziej i zdrajca. Zabrałeś stamtąd złocony świecznik, który symbolizował oddawany martwemu rycerzowi honor. Jeśli nie oddasz mi go, abym mógł odnieść go z powrotem do kaplicy, będę zmuszony ci się przeciwstawić!
– Na mą wiarę – rzekł giermek – nigdy tego nie uczynię! Chcę podarować ten przedmiot Królowi Arturowi.
– Na mą wiarę – odrzekł nieznajomy – słono zapłacisz za swój czyn. Oddaj mi niezwłocznie to, co ukradłeś.
Giermek uderzył konia ostrogami i postanowił minąć tego człowieka, lecz tamten uprzedził go i pchnął go w lewy bok nożem aż po samą rękojeść.
Leżąc na podłodze korytarza w Cardoil i śniąc, giermek w tym momencie zbudził się i wykrzyknął:
– Święta Maryjo! Kapłana! Pomocy! Pomóżcie mi, gdyż jestem martwy!
Król i Królowa usłyszeli wołanie młodzieńca, a szambelan rzekł do Króla:
– Panie, możesz wyruszać, gdyż już świta!
Usłyszawszy to, Król wstał, odział się i obuł. Giermek cały czas krzyczał z tą samą mocą:
– Przyprowadźcie księdza, gdyż nie ma we mnie życia!
Król podążył ku niemu tak szybko, jak tylko zdołał, zaś Królowa z szambelanem przynieśli pochodnie i świece. Król zapytał młodzieńca, co mu dolega, a ten opowiedział mu swój sen. Wysłuchawszy giermka, Król spytał go:
– Ha, czy to był tylko sen?
– Tak, panie – odparł tamten. – Dla mnie jest on prawdziwym, okrutnym snem, który okazał się prawdziwą i okrutną prawdą!
Giermek uniósł swą lewą rękę i rzekł:
– Spójrz, panie! Oto i nóż, który wbito mi po samą rękojeść!
Następnie sięgnął do rajtuzów, w których ukrył świecznik. Wyciągnął go i pokazał Królowi, mówiąc:
– Panie, to przez ten świecznik zostałem raniony na śmierć!
Król wziął od niego przedmiot, obejrzał go ze zdumieniem, gdyż nigdy wcześniej nie widział tak bogatego świecznika, po czym pozwolił obejrzeć go Królowej. Giermek rzekł:
– Panie, nie wyjmuj noża z mego ciała, dopóki się nie wyspowiadam.
Król posłał po jednego ze swych kapelanów, który wysłuchał spowiedzi giermka, po czym wyjął z jego ciała nóż. Uczyniwszy to, z ciała młodzieńca uleciała dusza. Król przygotował dla niego bogato zdobione szaty i godny pochówek. Na wieść o śmierci syna ojciec giermka, Ywain li Aoutres, pogrążył się w smutku. Zgodnie z jego wolą Król Artur przekazał świecznik nowo wybudowanemu kościołowi pod wezwaniem Świętego Pawła w Londynie. Władca miał nadzieję, że wszyscy rychło dowiedzą się o tej niezwykłej przygodzie i będą modlić się za duszę giermka, który został zabity z powodu świecznika.
V.
Jak wspomniano wcześniej, Król Artur przywdział rankiem swą zbroję, aby udać się do kaplicy Świętego Augustyna. Królowa zapytała go:
– Kogo weźmiesz na swego towarzysza?
– Pani – odparł Król – nikt poza Bogiem nie będzie mi towarzyszył. Po tym co się wydarzyło zrozumiałem, że Bóg nie pozwoli, aby ktokolwiek udał się tam wraz ze mną.
– Panie – rzekła Królowa – niech Bóg chroni twe ciało i sprawi, abyś powrócił do mnie przepełniony wolą czynienia dobra oraz z odmienionym sercem, które teraz jest przygnębione i cierpiące.
– Pani, oby Bóg to zapamiętał – zakończył Król.
W trakcie tej rozmowy przygotowywano mu jego konia, którego od razu po jej zakończeniu dosiadł w pełnej zbroi. Pan Ywain li Aoutres użyczył mu swą tarczę i włócznię. Trzymając w jednej ręce tarczę, a w drugiej włócznię, do pasa mając przypięty miecz, siedząc w pełnej zbroi na wspaniałym wierzchowcu zdawał się być wielkim rycerzem o niezwykłej odwadze. Usadowił się ciężko w strzemionach aż zatrzeszczały łęki, a pod ogromnym koniem ugięły się nogi. Król uderzył ostrogami, na co koń odpowiedział wspaniałym skokiem. Królowa widziała wszystko z okna na swym dworze, a dwudziestu i pięciu rycerzy stało niedaleko niej. Gdy Król oddalił się, Królowa powiedziała do nich:
– Panowie, jak postrzegacie Króla? Czyż nie był on dobrym człowiekiem?
– Oczywiście, Pani, a świat doświadczył bolesnego cierpienia po tym, jak nie kontynuował on swej drogi dobroci. Żaden król ani książę nie wyznawał tak wzniosłych zasad ani nie był tak szczodry jak on.
Powiedziawszy te słowa, rycerze rozeszli się w pokoju, a Król Artur w międzyczasie pokonał już znaczną odległość. Odważnie wjechał do ogromnego lasu, podróżował cały dzień, aż w porze wieczornego nabożeństwa dotarł do gęstwiny. Wtedy to ujrzał niewielki dom tuż obok małej kaplicy, zdawało mu się, że była to pustelnia. Podjechał bliżej i usiadł obok tego domu. Zastanowiwszy się nieco, wszedł do środka wraz ze swym koniem. Musiał położyć na ziemi swą włócznię, oprzeć tarczę o ścianę i odpiąć miecz, aby przejść przez drzwi. Za nimi zauważył jęczmień oraz paszę, po czym poprowadził ku nim konia i zdjął mu uzdę, a na końcu zamknął za sobą drzwi. Wydawało mu się, że w kaplicy coś się działo. Ktoś płakał czule i słodko niczym anioł, a ktoś inny mówił głosem tak szorstkim, jakby był demonem. Król słyszał wyraźnie te głosy i ze zdumieniem zastanawiał się, do kogo mogły należeć. Po chwili odnalazł drzwi, za którymi znajdował się prowadzący do kaplicy niewielki krużganek. Idąc dalej, znalazł się w małej katedrze, lecz poza obrazami i krucyfiksami nic w niej nie było. Nie przypuszczał, że głosy mogły pochodzić od tych przedmiotów. Głosy ustały, jak tylko przekroczył próg pomieszczenia. Zbliżył się do ołtarza, przy którym stała odkryta trumna. Leżał w niej odziany pustelnik o brodzie sięgającej do pasa i dłoniach skrzyżowanych na piersi. Tliła się w nim jeszcze cząstka życia, lecz znajdował się na granicy śmierci. Król, spoglądając na pustelnika, stał dość daleko od trumny i myślał, że wiódł on dobre życie. Noc była już w pełni, lecz wewnątrz kaplicy jaśniało światło, jakby ktoś zapalił świece. Postanowił zostać przy tym człowieku, dopóki tamten nie odejdzie z tego świata. Chciał usiąść przy trumnie, lecz głos ostrzegł go, aby uciekał stamtąd, gdyż tak długo, jak będzie przebywał w kaplicy, nie będzie mógł podjąć się osądu. Król uczynił wedle ostrzeżenia, lecz pragnął zostać na miejscu i udał się do niewielkiego domu. Usiadłszy na krześle, na którym zwykł przesiadywać pustelnik, znów usłyszał hałas. Jedne głosy mówiły wysokim tonem, inne zaś niskim. Wiedział, że były to anioły i demony. Słyszał, że demony chciały przejąć duszę pustelnika, gdyż osąd był po ich stronie. Król Artur zaczął rozpaczać w duszy gdy usłyszał, jak głosy aniołów cichły z każdą chwilą. Poczuł się nieswojo, nie był nawet głodny i spragniony. Siedząc tak zgarbiony i pełen niepokoju, usłyszał dobiegający z kaplicy głos kobiety, który brzmiał czysto i słodko, głos, którego nie mogła wydobyć z siebie ziemska istota. Król cierpiał, lecz usłyszawszy te błagalne dźwięki znów poczuł wypełniającą go radość. Kobieta rzekła do demonów:
– Idźcie stąd, gdyż nie macie żadnych praw do duszy tego dobrego człowieka, niezależnie od tego, co czynił za życia. Wraz z mym Synem bierzemy go do siebie, a swą pokutę odprawił on tutaj, w tej samotni.
– Prawda, Pani – odpowiedziały demony – lecz dłużej służył on nam niż tobie i twemu Synowi. Przez z górą czterdzieści lat mordował i rabował w tym lesie, podczas gdy tutaj spędził jedynie lat pięć, a ty teraz zjawiasz się i chcesz nam go wykraść.
– Mym zamiarem nie jest kradzież. Służył on zarówno wam jak i mi, mój on jednak będzie.
Demony oddaliły się skonsternowane i niezadowolone, a czysta Matka naszego Pana zabrała duszę pustelnika, która opuściła już jego ciało i przekazała ją aniołom i archaniołom, by ci uczynili z niej dar dla Jej Syna w Raju. Aniołowie przejęli ją i zaczęli śpiewać hymn „Te Deum laudamus”. Święta Panna poprowadziła ich i podążyła do niebios wraz z nimi. Józef zapamiętał tę historię i zdradził nam, że ów zmarły człowiek zwał się Kalikst.
VI.
Król Artur znajdował się w niewielkim domu obok kaplicy i słyszał głosy czystej Matki Bożej oraz aniołów. Radował się niezmiernie na te dźwięki i przepełnił się szczęściem, gdy dusza dobrego człowieka została wyniesiona do Raju. Tej nocy spał niewiele, układając się do snu nie zdjął nawet zbroi. Obudziwszy się, ujrzał jasny świt i udał się do kaplicy, aby prosić Boga o łaskę i sprawdzić, czy trumna z pustelnikiem nadal tam stała. Tak też było, lecz przykryta była najwspanialszym z możliwych nagrobkiem, na którym wznosił się czerwony krzyż. Królowi zdawało się również, że cała kaplica została okadzona. Pomodliwszy się, wrócił do swego konia, założył mu uzdę i siodło, wsiadł na niego, wziął swą tarczę i włócznię, po czym oddalił się od domu i z wielką prędkością wjechał do lasu. Jechał tak, aż w porze tercji nie znalazł się na wspaniałej polanie. Na jej skraju spostrzegł wbitą w ziemię włócznię. Spojrzał w prawo i dostrzegł siedzącą pod bogato ulistnionym drzewem młodą damę, która w dłoniach trzymała wodze swego osła. Obdarzona była niezwykłą urodą i zdawała się być godnie odziana. Król zwrócił się ku niej i pozdrowił ją słowami:
– Pani, niech Bóg obdaruje cię radością i dobrą przygodą.
– Panie – odrzekła – niech ciebie obdaruje tym samym!
– Pani, czy na tej polanie nie ma żadnego schronienia? – zapytał Król.
– Panie, nie ma tu nic poza świętą kaplicą i pustelnikiem, który mieszka obok kaplicy Świętego Augustyna.
– Czy jest to zatem kaplica Świętego Augustyna?
– Tak, Panie, tak właśnie jest, lecz ta polana i otaczający ją las są tak niebezpieczne, że każdy rycerz, który stąd wraca, jest ranny lub martwy. Miejsce, w którym stoi kaplica, jest tak cenne, że nikt nie waży się podejść blisko niej. Pustelnik ów uczynił to jednak i postanowił spędzić tam resztę życia. Niech Bóg chroni twe ciało, gdyż nigdy jeszcze nie widziałam człowieka, który zdawał się być tak dobrym rycerzem. Byłaby wielka szkoda, gdybyś został tam na wieki. Nie odejdę z tej polany, gdyż chcę zobaczyć koniec twej przygody.
– Pani – odparł Król – jeśli Bóg pozwoli, ujrzysz mnie odnowionego.
– Zaiste tak będzie! Spytam cię wtedy o wieści dotyczące tego, kogo szukam.
Król wrócił do wejścia na polanę i po przeciwnej jej stronie dostrzegł dolinę, w której stała kaplica Świętego Augustyna wraz z domem pustelnika. Udał się tam i przystanął przed nią. Wydawało mu się, że pustelnik przywdziewał właśnie szaty, aby odprawić mszę. Przywiązał swego konia do konaru drzewa rosnącego obok kaplicy i nie był pewny, czy wejść do środka, chociaż nikt mu tego nie zabraniał i nikt go nie widział, a drzwi były otwarte. Król był niezdecydowany. Dopiero gdy na jednej ze ścian zobaczył obraz przedstawiający Naszego Pana, poprosił Go o łaskę i pewnym wzrokiem spojrzał w kierunku ołtarza. Stał przy nim święty pustelnik przyodziany w mszalne szaty i odmawiający „Confiteor”. W swej prawej ręce trzymał najczystsze Dziecię, jakie kiedykolwiek widział świat. Jego ciało zakrywała alba, a głowę przyozdobioną miał złotą, wysadzaną drogimi kamieniami koroną, która rozświetlała całe pomieszczenie. Po jego lewej stronie stała Panna tak czysta i nadobna, że żadne piękno świata nie było w stanie się z nią równać. Odmówiwszy „Confiteor”, pustelnik zbliżył się do ołtarza. Ujrzawszy to, Panna wzięła swego Syna, również podeszła do ołtarza i usiadła na bogatym krześle. Posadziła Syna na swych kolanach, po czym zaczęła Go czule całować i przemówiła:
– Panie, Tyś jest mym Ojcem, Synem i Panem, strażnikiem moim i całego świata.
Król Artur słyszał te słowa oraz dostrzegł piękno Panny i Jej Dziecka. Zastanawiał się, dlaczego nazwała Go swym Ojcem i Synem. Spojrzał w okno za ołtarzem i zobaczył w nim ogień, który wybuchł w momencie rozpoczęcia nabożeństwa, jaśniejszy niż promienie słońca, księżyca i gwiazd. Jego blask był tak wielki, że przyćmiłby wszystkie jaśniejące razem światła świata. Król zauważył ze zdumieniem, że oświetlał on ołtarz. Poirytowany, nie wiedział dlaczego nie może wejść do środka. Wtem usłyszał biegnący z miejsca, w którym pustelnik odprawiał mszę, czysty, anielski głos. Gdy tamten odczytywał Świętą Ewangelię, Król spojrzał w stronę ołtarza i zobaczył, jak Panna wzięła swego Syna i ofiarowała Go w ręce świętego pustelnika. Król zdziwił się, że ten nie umył swych dłoni przed przyjęciem daru. Gdyby znał on przyczynę takiego postępowania, nie okazałby zdumienia. Trzymając Dziecko, pustelnik umieścił je na ołtarzu i począł odprawiać kolejny obrzęd. Król Artur uklęknął przed kaplicą, zaczął modlić się do Boga i uderzać się w pierś. Po wstępie ponownie skierował wzrok ku ołtarzowi i zdawało mu się, że widzi świętego pustelnika trzymającego człowieka, który krwawił z jednego boku, z dłoni oraz stóp, człowieka ukoronowanego cierniami. Przyglądając Mu się dłużej, jego serce zaczął wypełniać żal, a łzy same napłynęły mu do oczu. Ponownie spojrzał na ołtarz, lecz człowiek ten ponownie przybrał postać widzianego wcześniej Dziecka.
VII.
Gdy odśpiewywano mszę, głos anioła świętego mówił „Idźcie, ofiara spełniona”. Syn wziął Matkę za rękę, po czym wraz ze wszystkimi aniołami zniknęli z kaplicy. Ogień widoczny z okna również przestał się palić. Skończywszy odprawiać nabożeństwo i wyzwoliwszy się z objęć Boga, pustelnik podszedł do Króla Artura, który wciąż stał poza kaplicą i rzekł do niego:
– Panie, teraz możesz wejść do środka i uszczęśliwić swe serce. Zasłużyłeś na to bardziej, niż gdybyś wszedł na początku mszy.
Król Artur wszedł do kaplicy bez żadnych przeszkód. Pustelnik ponownie zwrócił się do niego, mówiąc:
– Panie, znam cię tak dobrze, jak znałem twego ojca, Uthera Pendragona. Nie mogłeś wejść do środka podczas śpiewania pieśni ze względu na twoje grzechy i przewinienia. Nie będziesz mógł również wejść tu jutro, chyba że przyznasz przed Bogiem i czczonym w tej kaplicy świętym, że czyniłeś zło. Tyś jest najbogatszym i najodważniejszym królem na całym świecie i świat ten powinien brać przykład z tego, jak czynisz dobro. Teraz jednak jesteś przykładem na to, jak czynić zło i musisz wrócić do miejsca, w którym zaczynałeś. Twój dwór kiedyś przyćmiewał wszystkie inne dwory, a teraz jest nic nie wart. Może być ci przykro, że honor zastąpiłeś wstydem, lecz nie czyń sobie wyrzutów. Honor ratuje człowieka przed Bogiem, a hańba nigdy tego nie uczyni. Jeśli ktoś nosi w sobie hańbę i okrucieństwo, staje się winny.
VIII.
Król Artur rzekł do niego:
– Panie, przybyłem tu, aby się poprawić. Dostrzegam w tym miejscu niezwykłą świętość. Ciebie zaś usilnie błagam, abyś wstawił się za mną u Boga. Niech obdarzy mnie On łaską, abym mógł dążyć do poprawy samego siebie.
– Bóg pozwala ci na to – odpowiedział święty pustelnik – jeśli tylko wspomożesz Go w wyplenianiu złego Prawa i wysławianiu Prawa, które ustanowiono przez ukrzyżowanie Świętego Proroka. Ostatnio jednak za sprawą młodego rycerza, który ukrywał się w domostwie Króla Rybaka, ziemia ta okryła się wielkim smutkiem. Pewnego dnia objawił mu się Najświętszy Graal wraz z ociekającą krwią Włócznią, lecz młodzieniec nie spytał, skąd on przybył ani komu miał służyć. Z tego powodu wszystkie kraje wypowiedziały sobie wzajemnie wojny, a rycerz napotykając na innego rycerza, zabijał go. Jeśli nie pojmiesz mych słów, opuścisz tę polanę.
– Panie, Bóg chroni mnie przed bólem płynącym od złej śmierci i okrucieństwa. Przyszedłem do ciebie po nic innego, jak zmianę, i jej doświadczę, a Bóg mnie przez nią przeprowadzi.
– Zaprawdę ten, kto przez trzy lata z czterdziestu miał w sobie zło, nie jest całkowicie dobry.
– Panie, mówisz samą prawdę – zakończył Król.
Pustelnik oddalił się od niego i polecił go Bogu. Król podszedł do swego konia i wspiął się na niego najszybciej, jak tylko potrafił, na szyję zarzucił swą tarczę, w dłoń chwycił włócznię i wyruszył z wielką prędkością w drogę. Nie ujechał nawet odległości lotu łuczniczej strzały, gdy ujrzał podążającego ku niemu rycerza siedzącego na wspaniałym, czarnym koniu, trzymającego w dłoniach czarną tarczę i czarną włócznię. Ta ostatnia była niezbyt cienka na końcu i stała w wielkim ogniu, który rycerzowi temu sięgał aż po pięści. Myśląc o pokonaniu Króla, wystawił ku niemu włócznię, lecz tamten uniknął uderzenia, a rycerz przejechał dalej. Król zapytał go:
– Rycerzu, dlaczego żywisz ku mnie nienawiść?
– Nie mam prawa cię miłować – odparł rycerz.
– Dlaczego? – spytał ponownie Król.
– Byłeś w posiadaniu świecznika mego brata, który bezprawnie mu ukradłeś!
– Czy wiesz kim jestem?
– Tak – odrzekł rycerz. – Jesteś Królem Arturem, który niegdyś był dobry, teraz jednak przepełnia cię zło. Z tego powodu jesteś moim śmiertelnym wrogiem.
Powiedziawszy to, odsunął się nieco od Króla, aby nabrać rozpędu. Król zdał sobie sprawę, że nie obędzie się bez starcia. Jego włócznia spoczywała w gotowości, gdy jego rywal ruszał ku niemu z płonącą bronią. Król uderzył swego konia ostrogami tak mocno, jak tylko zdołał i starł się z rycerzem. Nacierali na siebie tak zaciekle, że ich włócznie wygięły się wpół, a oni sami stracili strzemiona. Uderzali wzajemnie swe ciała i konie, póki ich oczy nie zaczęły lśnić niczym gwiazdy, a z nosa i ust Króla Artura nie polała się krew. Obaj w tym samym czasie odskoczyli od siebie, aby złapać oddech. Król spojrzał na płonącą włócznię Czarnego Rycerza i dziwił się, że nie rozpadła się na kawałki po tak potężnych ciosach. Zaczął podejrzewać, że walczy z demonem. Czarny Rycerz nie zamierzał odpuścić Królowi i zaczął do niego biec z wielką szybkością. Król zauważył go i zdążył zasłonić się swą tarczą przed ogniem. Uniknął jego ciosu i uderzył Czarnego Rycerza z taką mocą, że tamten wygiął się w tył aż na zad swego konia. Posiadał on jednak taką siłę, która pozwoliła mu odgiąć się w siodle i zadać Królowi cios włócznią w sam środek umba jego tarczy. Ta w miejscu uderzenia przepaliła się i odsłoniła jego ramię. Król poczuł na ręce piekącą ranę, a Czarnego Rycerza wypełnił wielki gniew oraz radość na widok rannego wroga. Król nie radował się ani trochę i spojrzał na włócznię, która nie stała już w płomieniach. Czarny Rycerz rzekł do niego:
– Panie, błagam cię o litość. Nigdy wcześniej ma włócznia nie została ugaszona, a teraz tak się stało po tym, jak zanurzyła się w twojej krwi.
– Niech Bóg mi nie pomaga, gdy będę chciał zlitować się nad tobą! – odparł Król i ruszył ku niemu. Zadał mu cios w samą pierś, a włócznia zatopiła się w jego ciele aż po samo drzewce. Rycerz padł na ziemię wraz ze swym koniem. Król Artur spojrzał na leżącego wroga, po czym opuścił polanę, zostawiwszy go na jej środku. Oddalając się od Czarnego Rycerza, słyszał szczęk jadących lasem rycerzy, których mogło być dwudziestu lub więcej, i z oddali dostrzegł, jak uzbrojeni zatrzymują się na polanie. Bez wahania podeszli do martwego rycerza leżącego na środku trawiastej przestrzeni. Król Artur miał wyruszyć w dalszą drogę, gdy zauważył podchodzącą ku niemu damę, którą zostawił wcześniej pod drzewem. Ta rzekła do niego:
– Panie, w imię Boga wróć i przynieś mi głowę rycerza, który leży tam martwy.
Król spojrzał za siebie i zobaczył mnóstwo groźnych rycerzy krążących po polanie. W końcu odparł:
– Pani, chyba chcesz mnie uśmiercić.
– Oczywiście, Panie, że nie zamierzam tego uczynić, lecz niezwykle pragnę mieć jego głowę, a nigdy jeszcze żaden rycerz nie odmówił mi obiecanego daru. Bóg pragnie, abyś więcej nie czynił już zła.
– Pani, wszak jestem ranny w rękę, którą trzymałem swą tarczę.
– Panie – odparła – wiem o tym, lecz jeśli nie dostarczysz mi głowy tego rycerza, twa rana nigdy nie zostanie uleczona.
Król odpowiedział jej:
– Pani, spróbuję zatem spełnić twe życzenie, cokolwiek miałoby mnie spotkać.
IX.
Król Artur skierował swój wzrok ku polanie i zobaczył, jak nowo przybyli rycerze cięli na kawałki ciało zmarłego rycerza, po czym każdy z nich wziął jedną jego część i rzucił w las. Widział, jak ostatni z nich na czubku swej włóczni niósł głowę Czarnego Rycerza. Król podążył za nim galopem i krzyknął do niego:
– Rycerzu, zatrzymaj się i przemów do mnie!
– Cóż mam ci powiedzieć? – spytał rycerz.
– Panie – rzekł Król – błagam cię, abyś zechciał oddać mi głowę rycerza, którą niesiesz nabitą na twej lancy.
– Dam ci ją pod pewnym warunkiem – odparł tamten.
– Pod jakim? – zapytał Król.
– Powiesz mi, kto zabił rycerza, o którego głowę mnie prosisz.
– Czy nie mógłbym tylko jej dostać?
– W żaden sposób.
– Powiem ci zatem, kto to uczynił – powiedział Król. – Prawdą jest, że Król Artur był tym, który go zabił.
– Gdzie on teraz jest? – zapytał rycerz.
– Szukaj, aż znajdziesz – odparł Król. – Powiedziałem prawdę, daj mi więc głowę.
– Z ochotą – rzekł rycerz, po czym obniżył swą włócznię tak, aby Król mógł zdjąć z niej odciętą głowę. Następnie ze swej szyi zdjął róg, przyłożył go do ust i zadął w niego. Rozproszeni po lesie rycerze usłyszeli jego dźwięk i ruszyli ku jego źródłu, podczas gdy Król Artur udał się do rosnącego przy polanie dębu, pod którym czekała na niego dama. Rycerze dotarli do tego, który zadął w róg i zapytali go, dlaczego tak uczynił, tamten zaś odpowiedział im:
– Rycerz, który tam się oddala, zdradził mi, że to Król Artur zabił Czarnego Rycerza, więc pomyślałem, ze powinniście to wiedzieć, zanim udacie się na jego poszukiwania.
– Nie uczynimy tego – odparli rycerze – gdyż to Król Artur właśnie niesie jego głowę i nie mamy takiej mocy, aby uczynić przeciw niemu zło. Powinieneś ponieść karę, że wypuściłeś go ze swych rąk, choć był tak blisko ciebie!
Wypowiedziawszy te słowa, ruszyli ku niemu i pocięli go na kawałki. Każdy z rycerzy wziął taką samą część jego ciała, jak w przypadku Czarnego Rycerza. Król Artur zaś podjechał do czekającej na niego dziewicy i pokazał jej odciętą głowę rycerza.
– Wielkie dzięki, panie – powiedziała dama.
– Pani – odparł Król – uczyniłem to z dobrej woli!
– Panie, możesz odpocząć, gdyż nie musisz się już nikogo obawiać.
Usłyszawszy to, Król spoczął. Dama po chwili zwróciła się do niego, mówiąc:
– Panie, możesz już zdjąć swą zbroję, a ja obwiążę ranę na twej ręce, gdyż nikt poza mną nie jest w stanie tego uczynić.
Król zdjął z siebie zbroję, po czym dama wzięła ciepłą jeszcze krew z głowy zmarłego rycerza i przemyła nią ranę Króla Artura. Następnie nakazała mu założyć z powrotem zbroję i rzekła do niego:
– Panie, nigdy nie będziesz całkowicie bezpieczny dzięki krwi Czarnego Rycerza. Tamci wiedzieli, że jesteś ranny i dlatego pocięli jego ciało i odcięli mu głowę. Dzięki niej będę mogła odbić zamek, który zabrano mi podstępem i siłą oraz odszukać rycerza, który mi w tym pomoże.
– Pani, kim jest ów rycerz? – zapytał Król.
– Panie – odparła dama – był on synem Alaina li Grosa z Dolin Camelotu, a zwał się Perlesvax.
– Dlaczego właśnie Perlesvax? – spytał Król.
– Panie, gdy się narodził, zapytano jego ojca, jak powinien nazwać syna podczas chrztu, a ten zdecydował, że nada mu imię Perlesvax po to, aby Pan Wrzosowisk, który pozbawił go większej część Dolin Camelotu, na dźwięk tego imienia pamiętał o tym oraz by Bóg pozwolił mu stać się rycerzem. Młodzieniec był urodziwy i uprzejmy, zaczął już chodzić do lasu i niczym rodowity Walijczyk rzucać oszczepami do jeleni i łań. Jego ojciec i matka bardzo go kochali. Pewnego dnia wyszli ze swego domu, który stał na skraju lasu. Pomiędzy domem a lasem na czterech marmurowych kolumnach wznosiła się mała kaplica z drewnianym dachem i niewielkim ołtarzem wewnątrz, przed którym stał sarkofag z wyrytą postacią mężczyzny. Młodzieniec spytał swych rodziców, kto w nim spoczywał. Ojciec zaś mu odpowiedział:
– Synu, nie potrafię ci odpowiedzieć, gdyż sarkofag ten był tutaj już przed narodzinami mojego ojca i nigdy nie słyszałem, aby ktoś znał jego tajemnicę. Litery wyryte na jego wieku mówią jedynie, że gdy Najwspanialszy Rycerz na świecie zbliży się do niej, otworzy się i wszystko, co będzie blisko niej, rozpadnie się na kawałki. Dopiero wtedy będzie wiadomo, kto w nim spoczywa.
X.
– Pani – rzekł Król – jak wielu rycerzy zbliżało się do sarkofagu?
– Panie, tak wielu, że ani ja, ani nikt inny nie podałby ci ich liczby. Niemniej jednak, stoi on nadal nietknięty. Młodzieniec, usłyszawszy rozmawiających rodziców, zapytał ich, jak może stać się rycerzem. Matka odpowiedziała mu: „Synu, dowiesz się tego studiując swój rodowód”. Wyjawiła mu, że wszystkich jedenastu wujów ze strony ojca poległo w bitwach i żaden z nich nie był rycerzem dłużej niż dwanaście lat. Panie – mówiła dalej do Króla – młodzieniec zaś odparł, że nie odpowiedziano mu na jego pytanie. Chciał wiedzieć, jak stać się rycerzem. Ojciec odpowiedział mu, że stają się nimi mężczyźni odważniejsi od innych. Później rzekł jeszcze do niego: „Synu, odziani są oni w zbroje z żelaza, aby chroniły ich ciała, w hełmy, aby chroniły ich głowy, a w dłoniach dzierżą tarcze, włócznie i miecze, aby móc walczyć”.
XI.
– Gdy ojciec tak powiedział do swego syna, obaj powrócili do zamku. O świcie młodzieniec wstał z łóżka i, usłyszawszy śpiew ptaków, postanowił, że pójdzie do lasu, gdyż nie było to zabronione. Trzymając w dłoni oszczep, dosiadł jednego z koni swego ojca i pojechał w stronę lasu. Po pewnym czasie dostrzegł jelenia i podążał jego śladem przez cztery ligi, dopóki nie natrafił na polanę, na której dwój uzbrojonych rycerzy toczyło bój. Jeden z nich miał czerwoną tarczę, drugi zaś białą. Młodzieniec zrezygnował z dalszego śledzenia jelenia i skupił się na dwubarwnej walce, w której Czerwony Rycerz pojedynkował się z Białym Rycerzem. Wycelował i rzucił jednym ze swych oszczepów w Czerwonego Rycerza tak mocno, że ten przebił jego zbroję i utknął prosto w sercu. Rycerz padł martwy.
– Panie – mówiła dalej dama – rycerz o białej tarczy niezmiernie się uradował, a młody chłopiec zapytał go: „Czyżby rycerze tak łatwo dawali się uśmiercić? Myślałem, że nikt nie jest w stanie przebić ani zniszczyć rycerskiej zbroi, w innym wypadku nie odważyłbym się rzucić w jego kierunku mego oszczepu”. Następnie młodzieniec odstawił konia do domu swego ojca i matki, którzy rozpłakali się na wieść o zabitym przez niego rycerzu. Nie mylili się w swej rozpaczy, gdyż niedługo potem miały spaść na nich kłopoty. Panie, następnego dnia giermek opuścił ów dom i udał się na dwór Króla Artura. Król, dowiedziawszy się o jego zamiarach, uczynił go rycerzem, po czym młodzieniec opuścił swe ziemie w poszukiwaniu przygód w innych królestwach. Teraz jest on Najwspanialszym Rycerzem na świecie. To jego szukam i ogromna radość wypełni me serce, gdy go odnajdę. Panie, mogłeś na niego natrafić w tych lasach, dzierży on bowiem czerwoną tarczę z białym jeleniem. Jeśli go spotkasz powiedz mu, że jego ojciec nie żyje, a matka straci wszystkie swe ziemie, jeśli nie przybędzie jej na pomoc. Jego brat zaś toczył z nią wojnę u boku Pana Wrzosowisk.
– Pani – odparł Król – niech Bóg pozwoli mi go spotkać na mej drodze, a wtedy przekażę mu twą wiadomość.
– Panie, teraz, gdy zdradziłam ci, kogo szukam, wyjaw mi swoje imię.
– Z chęcią, pani. Ci, którzy mnie znają, zwą mnie Artur.
– Artur? Tak się nazywasz?
– Tak, pani.
– Niech Bóg mnie wspomoże – rzekła dama. – Lękam się o ciebie bardziej niż dotychczas, gdyż nosisz imię najgorszego Króla na świecie, który mógłby tu być zamiast ciebie. On jednak już nigdy nie opuści Cardoil, gdyż Królowa boi się, aby go jej nie zabrano, tak przynajmniej powiadają. Ja sama nie widziałam nigdy ani jego, ani jej. Kiedyś odwiedziłam jego dwór, na którym spotkałam dwudziestu rycerzy. Pytałam każdego z nich o ich pana, lecz wszyscy opowiadali tę samą historię. Mówili, że dwór Króla Artura jest najstraszliwszy na świecie, a wszyscy rycerze Okrągłego Stołu wyrzekli się go ze względu na przepełniające go zło.
– Pani – odparł Król – być może i tak jest, lecz słyszałem, że na początku czynił on dobro.
– Kto dba o początek, gdy koniec jest zły? Nie pochwalam też tego, że tak wierny i odważny człowiek jak ty nosi imię tak nikczemnego króla.
– Pani, człowiek nie staje się dobry dzięki swemu imieniu, lecz dzięki sercu.
– Mówisz prawdę, nie tyczy to się jednak tego króla. Gdzie teraz podążysz?
– Udam się do Cardoil, gdzie pragnąłbym odszukać Króla Artura.
– Ruszaj więc! Jeden zły człowiek z innym! Gdy tam dotrzesz, nie wróżę ci powodzenia.
– Możesz mówić co zechcesz, pani, ja i tak to uczynię. Niech Bóg będzie z tobą!
– Tobie zaś niech Bóg nigdy nie pomoże, gdy wejdziesz na dwór Króla Artura!
XII.
Zakończywszy rozmowę, Król dosiadł swego konia i oddalił się od siedzącej pod drzewem damy. Jechał tak szybko, jak tylko zdołał, aby czym prędzej dotrzeć do Cardoil. Ujechał około dziesięciu lig, gdy usłyszał dobiegający z gęstwiny Głos:
– Królu Arturze z Wielkiej Brytanii, niech twe serce się raduje, gdyż Bóg posłał mnie do ciebie. Pragnie On, byś porzucił zło, przestał być obojętny na dobro i naprawił swój dwór!
Głos umilkł, a Król uradował się tym, co usłyszał. Historia ta nie wspomina o żadnych innych przygodach, które spotkały go w drodze powrotnej. Po długiej podróży w końcu dotarł on z powrotem do Cardoil. Królowa wraz z rycerzami urządziła ogromną ucztę na jego cześć. Przywitali Króla przed stajniami, po czym wszyscy udali się na dwór, gdzie poczekano, aż zdejmie on zbroję. Pokazał Królowej ranę na ręce, która mimo że była wielka i boląca, leczyła się dość prędko. Oboje poszli do swej komnaty, gdzie Królowa pomogła mu odziać się w jedwabne, zdobione gronostajowym futrem szaty, płaszcz oraz rycerską tunikę.
– Panie – rzekła do niego Królowa – wiele wycierpiałeś.
– Pani, tak postępuje mądry, wierny człowiek, aby otrzymać później wszelkie zaszczyty. Bez cierpienia nikt niczego nie osiągnie.
Powiedziawszy to, zdał Królowej relację ze wszystkich przygód, które przytrafiły mu się od momentu opuszczenia dworu. Opowiedział, jak został ranny i wspomniał o damie, która potępiła go przez wzgląd na jego imię.
– Panie – odparła Królowa – teraz już wiesz, jakim bogaty, wysoko postawiony i potężny człowiek okrywa się wstydem, gdy staje się zły.
– Pani – powiedział Król – dama ta zdradziła mi wiele, lecz najwięcej zawdzięczam Głosowi, który usłyszałem w lesie. Powiedział, że Bóg nakazuje mi nadal władać dworem oraz że spotka mnie najwspanialsza przygoda ze wszystkich dotychczasowych.
– Panie, powinieneś radować się, że twój Zbawiciel nie zapomniał o tobie. Wypełnij jego przykazanie.
– Tak uczynię, Pani. Nikt nigdy tak bardzo nie pragnął czynić dobra jak ja teraz.
– Chwalmy za to Boga, Panie.