Wielka Księga Armii Krajowej - ebook
Wielka Księga Armii Krajowej - ebook
„Twym obowiązkiem będzie walczyć z bronią w ręku.
Zwycięstwo będzie Twoją nagrodą, zdrada karana jest śmiercią!”
Przysięga Armii Krajowej
Fenomen w ogarniętej wojną Europie. Największa podziemna organizacja państwowa i jej armia. Setki tysięcy patriotów walczących z okupantem za ojczyznę i niezłomnie wierzących w zwycięstwo.
Armia Krajowa – chwalebny rozdział polskiej historii.
Oddajemy do rąk czytelników książkę wyjątkową. Wielka Księga Armii Krajowej opowiada o historii polskiej armii podziemnej w sposób kompleksowy i pasjonujący. Jej autorami są wybitni znawcy i pasjonaci II wojny światowej (. Anna Herbich, Stanisław M. Jankowski, Wojciech Königsberg, Wojciech Lada, Grzegorz Mazur, Kacper Śledziński)
Szeroko ujęta tematyka obejmuje .
początki Polskiego Państwa Podziemnego
kluczowe decyzje i motywacje dowódców
zagrożenia konspiracyjnego życia
spektakularne akcje i niezwykłe metody walki
kontrowersyjną działalność egzekutorów
bohaterstwo ludzi, którzy „nie sypnęli”
działalność kobiet
tragiczne dylematy w ostatnich miesiącach wojny.
To historia męstwa i poświęcenia, wzbogacona setkami zdjęć (również niepublikowanymi) i relacjami świadków. To hołd oddany polskim bohaterom.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-3431-4 |
Rozmiar pliku: | 50 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Początki Polskiego Państwa Podziemnego
Anna Gabryś
Maszerujący polscy jeńcy. Okolice Gorlic, wrzesień 1939 r.
„Dla polskiego ruchu oporu charakterystyczne są dwa zjawiska: konspiracja i powstanie. (...) Dzięki konspiracji można żyć własnym życiem poza jawną rzeczywistością, którą określa »okupant«. Konspiracja obejmuje wszystkie dziedziny życia państwowego i narodowego, od nielegalnego aparatu państwowego do niepozornej podziemnej akcji opiekuńczej włącznie”1 – tymi słowami opisał polski ruch oporu niemiecki oficer Reinhard Gehlen w raporcie złożonym u schyłku wojny najprawdopodobniej Heinrichowi Himmlerowi. Dzisiaj podejrzewa się, że Gehlen chciał wykazać dowództwu SS niemożność wykorzystania polskiego modelu konspiracji. Przypadkiem zaś celnie opisał zjawisko, którego nie potrafią zrozumieć obcokrajowcy przyglądający się historii Polski, szczególnie okresowi II wojny światowej. Polacy wiedli bowiem podwójne życie: jedno w konspiracji, a drugie oficjalne, ujęte w ramy ścisłych zarządzeń obu okupantów. Co więcej, ta kompleksowość nie była ograniczona do eskapistycznych fantazji, ale realizowała się w pełnowymiarowym projekcie pod nazwą „Państwo”.
Polskie Państwo Podziemne i Armia Krajowa, jako jego zbrojne ramię, są przykładem walki o wolność wszelkimi dostępnymi metodami, w tym na drodze zbrojnej, w liczbie uczestników przekraczającej wyobrażenia. W kulminacyjnym momencie (w połowie 1944 r.) członkiem tej militarnej formacji działającej w konspiracji był nawet co dziesiąty obywatel okupowanego kraju. AK, licząca wówczas trzysta – trzysta osiemdziesiąt tysięcy członków (według różnych szacunków), skupiała w szeregach więcej żołnierzy niż Wojsko Polskie w czasie pokoju. Praktycznie każdy z akowców wstąpił do tej formacji ochotniczo. Jak jakiekolwiek obce siły mogły się mierzyć z potęgą tej podziemnej organizacji? Czy zjawisko AK mogli zrozumieć obcy, szczególnie najeźdźcy, nawet tak przenikliwi, jak Gehlen?
Gdy wojna przychodzi za wcześnie
Wojna wybuchła w złym momencie dla Polski. Rozwój gospodarczy, dopiero co wpędzony w ruch po krachu z początku lat 30., właśnie nabierał tempa. Kwitła kultura – literatura, sztuki piękne, muzyka. W latach 1918–1939 zdążyło dorosnąć młode pokolenie, dla którego niepodległość była jedyną znaną formą istnienia państwa. Wraz z atakiem Niemiec 1 września 1939 r. i agresją Sowietów 16 dni później to młode państwo, ciągle „na dorobku”, zostało ponownie zmuszone do zejścia do podziemia. Na szczęście, obok młodzieży – dwudziestolatków wychowanych w duchu patriotycznym na powieściach Sienkiewicza i malarstwie Matejki – stali starsi, zaprawieni w pracy konspiracyjnej. Nauczeni na zajęciach praktycznych – w „Strzelcu”, bojówkach PPS, w Legionach, w harcerstwie – potraktowali okupację nie tylko jako sprawdzian swoich umiejętności, ale i powrót do ciągle żywych zachowań.
W pierwszej połowie września w środowisku żołnierskim panowało przeświadczenie, że atak niemiecki można powstrzymać. Te nadzieje rozwiało dopiero wkroczenie Sowietów, szczególnie w obliczu opuszczenia przez najwyższe władze terenu Polski i internowania przywódców państwa w Rumunii. Wrześniowe wydarzenia udowodniły, że nie wystarczy dobre wyszkolenie żołnierzy i olbrzymi zapał bitewny. Nowoczesna wojna opierała się w znacznie większym stopniu na technologii. O losach wrześniowej kampanii zdecydowała liczba czołgów, samolotów i wyposażenia, w tym broni. Klęska była trudna do zaakceptowania dla młodego społeczeństwa wychowanego w kulcie niepodległości, a przede wszystkim w uwielbieniu dla odrodzonego – i zwycięskiego w 1920 r. – Wojska Polskiego. Wtedy, jesienią 1939 r., mało kto zdawał sobie sprawę z tego, że na jeden czołg polski przypada niemal pięć czołgów niemieckich i tyle samo samolotów niemieckich na jeden polski, choć przed wojną polscy piloci zdobywali pierwsze miejsca w międzynarodowych zawodach lotniczych.
Okolice Teatru Wielkiego w oblężonej Warszawie, w tle plakat propagandowy „Do broni!”, Warszawa, wrzesień 1939 r.
Tymczasem już pod koniec września wielu obywateli zmobilizowanych do udziału w walkach wróciło do rodzin, o ile nie trafili do licznych obozów jenieckich tworzonych przez obu okupantów. Przynieśli do domów doświadczenie wojny. Ten czas naznaczyły bezładne migracje ludności we wszystkich możliwych kierunkach – ewakuacje cywilów, władz, urzędów, masowa ucieczka na wschód przed zbliżającymi się Niemcami. Później powrót na zachód po wkroczeniu Sowietów... Pracownik krakowskiego banku Tadeusz Kudliński wspominał po latach, że 3 września polecono wszystkim zatrudnionym zebrać się w gmachu wraz z rodzinami i bagażami – czekała ich bowiem ewakuacja. Ostatecznie wieczorem tego samego dnia dyrektor powiadomił zgromadzonych, że jedynie „mężczyźni mają się ewakuować własnym przemysłem (...), dyrektywą oficjalną jest kierunek północno-wschodni”. Na drodze do Sandomierza zobaczyli, jak wygląda „oficjalna ewakuacja miasta”:
Jechały nawet wozy straży pożarnej wypucowane na połysk, i mniej efektowne – z Zakładu Oczyszczania Miasta, posuwały się wszelakie samochody ciężarowe z przeróżnymi dobytkiem, jak na przykład wanny miedziane z sanatorium krynickiego; także i zaprzęgi konne. Pierwszeństwa przejazdu domagały się sygnałami w rosnącym zagęszczeniu samochody osobowe wiozące oficerów i co lepszych obywateli cywilnych. Bokami szosy popychano obładowane ręczne wózki, nawet dziecinne, piechurzy szli pochyleni pod ciężarem tłumoków. Chmura kurzu przesłaniała ten żałosny obraz przypominający biblijny exodus2.
Tadeusz Kudliński, po pokonaniu pięciuset kilometrów (głównie na piechotę), dotarł do Równego przed 17 września. Na miejscu zastał więc jeszcze spokój... Powrócił ostatecznie do Krakowa i, jak wielu innych wrześniowych pielgrzymów, starał się nadążyć za wydarzeniami ostatnich tygodni:
Funkcjonariusze policji pomagają ludności cywilnej podczas nalotów na Warszawę, wrzesień 1939 r.
Dolegało poczucie haniebnej klęski, zawiodło dowodzenie wojskiem, zwłaszcza naczelne, oraz przygotowanie wojenne. Wstyd budziła rejterada wodza, prezydenta i rządu do Rumunii. Nieco nadziei wniosły oddziały wojska ocalałe od pogromu, które przeszły na Węgry i dalej. Szeptano o klęskach, ale także o męstwie załogi Westerplatte i gdańskiej poczty, o bohaterskiej obronie Helu (wszak bili się do 1 października!). Wspominano wielkie bitwy, jak samodzielna akcja Kleeberga z Armią „Polesie”, jak samorzutna obrona Warszawy. Ale przygnębiała znów kapitulacja stolicy, gdzie defiladę odbierał sam Hitler3.
Wkrótce Kudliński zaangażował się w działalność konspiracyjną – mimo klęski, a może właśnie z powodu klęski i doświadczeń września. Takich jak on, cywilów, było znacznie więcej. Ich droga do walki w podziemiu wyglądała inaczej niż droga zawodowych wojskowych. Wśród tych ostatnich brakowało bowiem gremialnego zapału do konspiracji, gdyż wybierali zgodną z etosem Wojska Polskiego walkę z otwartą przyłbicą. Przykładem innej postawy niech będzie mjr Henryk Dobrzański, znany pod pseudonimem „Hubal”. Przeszedł wkrótce do legendy – jak większość partyzantów – stając się symbolem oporu. Partyzantkę wybrał nie tylko on, ale i inne liczne oddziały, rozsiane po całej Polsce. „Jędrusiów” – zwanych tak od pseudonimu Władysława Jasińskiego, dowódcy oddziału partyzantów „Odwet” – można było spotkać na Mazowszu, na Podlasiu, na Lubelszczyźnie i w wielu innych rejonach kraju jeszcze w czasie kampanii wrześniowej. Działali również na terenach okupowanych przez Sowietów – w województwie nowogródzkim czy na Białostocczyźnie. Lokalne walki pozwalały miejscowej ludności wierzyć, że Wojsko Polskie ciągle bije się za Polskę, warto więc trwać w oporze mimo przewagi okupantów.
Oddział mjr Henryka Dobrzańskiego „Hubala” – jedyna jednostka, która nie zaprzestała walki po klęsce wrześniowej. W środku w białym szaliku mjr Hubal. Okolice Tomaszowa Mazowieckiego, przełom 1939/1940 r.
Upoważnienie datowane na 28 lutego 1940 r. podpisane przez dowódcę Oddziału Wydzielonego Wojska Polskiego mjr Henryka Dobrzańskiego „Hubala”
O wolność naszą i... naszą
Pierwsze dni okupacji oraz zachowanie najeźdźców niewątpliwie wpłynęły na stopień zintensyfikowania aktywności konspiracyjnej. Między terenami zajętymi przez Niemców a ziemiami, do których wkroczyli Sowieci, szybko ujawniały się różnice. W tej drugiej strefie znacznie większe zaangażowanie przejawiali cywile popierający wprowadzenie nowej władzy (np. „spontanicznie” tworzący lokalne rady – sowiety). To także miało wpływ na społeczeństwo i jego potrzebę przeciwstawienia się okolicznościom. Najważniejszą potrzebą było jednak zaprowadzenie porządku. Maria Janion wspominała po latach:
Szybko się wtedy zorientowałam, że w czasie wojny najgorsza jest taka szczególna dezorientacja. Nie wiadomo, gdzie są nasi i co nasi robią. Są jakieś bombardowania, jakieś wiadomości o tym, że tu Niemcy weszli, a tam odstąpili, ale nie wiadomo, co to wszystko znaczy i czym się dla nas skończy4.
Dezorientacja i osamotnienie – poczucie opuszczenia przez sojuszników – zdominowały nastroje społeczne. „Francja w stanie wojny z Niemcami”, „Wojska francuskie wkroczyły do Zagłębia Saary”, „Lotnicy francuscy i angielscy w Polsce”, „Francuzi prą naprzód”, „Porty niemieckie zbombardowane przez lotników angielskich” – głosiły nagłówki dzienników polskich w pierwszych dwóch tygodniach wojny5. Oczekiwano stanowczych działań aliantów. Tymczasem Anglia i Francja wypowiedziały wprawdzie wojnę III Rzeszy, ale nie były w żaden sposób zobowiązane do wystąpienia także przeciwko ZSRS. W polskiej prasie zaś, ukazującej się w jeszcze nieopanowanych przez najeźdźców miastach, drukowano apele o to, by „pracować i żyć normalnie”6. Minister propagandy Michał Grażyński w wystąpieniu radiowym przedrukowanym w „Ilustrowanym Kuryerze Codziennym” nawoływał: „jedna jest tylko droga: kto jest żołnierzem, musi walczyć na froncie, kto jest poza wojskiem, musi pracować na rzecz wojny”7. Wojna z dnia na dzień stawała się wojną nie o zwycięstwo, ale o honor. Nota redakcyjna w „Polsce Zbrojnej” przywoływała tradycje walk: „Wiekowa tradycja walk z hordami najeźdźców weszła nam w krew”8.
Jak wspominał Tadeusz Kudliński, Polacy byli rozczarowani zachowaniem najwyższych władz wojskowych. Poczucie wstydu musiało szczególnie dotkliwie doskwierać żołnierzom pragnącym dalej walczyć. Przyświecały im te same co zawsze, tradycyjne powody – każde pokolenie pragnęło dorównać legendzie, jaką były otaczane powstania narodowe, i marzyło o czci oddawanej nadal żyjącym powstańcom czy legionistom.
Niemiecki plakat propagandowy z 1940 r., przedstawiający brytyjskiego premiera Arthura N. Chamberlain’a na tle zbombardowanej w 1939 r. Warszawy
Konspiracja naturalna dla tego społeczeństwa, potrzeba porządku i chęć walki zgodna z tradycją oręża polskiego oraz umiłowanie wolności – tak można określić podstawy, z których wyłaniało się Polskie Państwo Podziemne. Przyświecał mu cel odzyskania niepodległości, choć, wedle słów Władysława Sikorskiego przytoczonych przez Jana Karskiego, chodziło nie tylko o niepodległość, „ale także o nowoczesne, demokratyczne państwo europejskie, które zagwarantuje obywatelom polityczne swobody i postęp społeczny”9.
Bez względu na niekorzystną sytuację na frontach września, bez względu na opuszczenie granic kraju przez najwyższe władze Rzeczypospolitej, do takiej czy innej formy walki garnęły się zastępy młodzieży i starszych Polaków. Sam zapał społeczny jednak nie wystarczał, konieczna była także organizacja i, przede wszystkim, zaplecze polityczne, które sterowałoby działaniami militarnymi. I to zarówno tymi o charakterze otwartym – dopiero 28 września skapitulowała Warszawa, a w niektórych częściach kraju nadal trwały walki – jak i prowadzonymi w konspiracji. A wojna miała trwać niedługo...
Mężczyzna w rogatywce z zerwanym orłem, Warszawa, wrzesień 1939 r.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_
1 J. Rydel, Polska konspiracja i ruch powstańczy w świetle tzw. Raportu Gehlena, w: „Burza” w Polsce Południowej, Materiały Komisji Historycznej nr 33, Polska Akademia Nauk Oddział w Krakowie, Kraków 1996, s. 49 i n.
2 T. Kudliński, Starość nie radość, Kraków 1992, s. 34, 35, 38.
3Ibidem, s. 65.
4Maria Janion o początku wojny, Klęska jest klęską, w rozmowie z Kazimierą Szczuką, „Gazeta Wyborcza”, 31 sierpnia 2009, http://wyborcza.pl/1,97737,6977769,Maria_Janion_o_poczatku_wojny__Kleska_jest_kleska.html#ixzz3hfoia6TL, dostęp: 12.07.2015.
5 Wybór z dzienników: „Chwila”, „Czas”, „Dziennik Powszechny”, „Express Poranny”.
6 Rozkaz Naczelnego Wodza dla ludności cywilnej, „Ilustrowany Kuryer Codzienny”, nr 248, 10 września 1939.
7 „Ilustrowany Kuryer Codzienny”, nr 248, 10 września 1939. Michał Grażyński objął tekę ministra propagandy 2 września 1939 r.
8 „Polska Zbrojna”, nr 259, 18 września 1939.
9 J. Karski, Tajne państwo. Opowieść o polskim Podziemiu, Warszawa 2004, s. 113.