- W empik go
Wielka niewiadoma - ebook
Wielka niewiadoma - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 163 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Górnicy czcili pamięć niedawno zmarłego małżonka wdowy, pułkownika Saythera, natomiast przedstawiciele finansistów i spółek maklerskich ze zgrozą opowiadali o jego manipulacjach i szacherkach, bo nieboszczyk znany był w całych Stanach jako gruba ryba przemysłu górniczego, w Londynie zaś uchodził za jeszcze grubszą. Wielką niewiadomą stanowiło pytanie, czemu wdowa po tym potentacie zjawiła się nad Yukonem. Ale mężczyźni z Północy to ludzie praktyczni: gardzą wszystkimi w czambuł teoriami i mocno trzymają się faktów. Dla wielu spośród nich Karen Sayther była najbardziej konkretnym faktem. Ona jednak miała odmienny pogląd na tę sprawę, czego poniekąd dowodzi błyskawiczna szybkość, z jaką oświadczyny i kosze następowały po sobie w czasie jej czterotygodniowego pobytu w Dawson. Wraz z odjazdem pani Sayther zniknął fakt. Pozostała tylko niewiadoma. Ale sam los dostarczył jakiego takiego klucza do jej odnalezienia.
Ostatnia ofiara pięknej wdowy, Jack Coughran, który bez powodzenia złożył u jej stóp swoje serce oraz pięćset stóp długą działkę nad Bonanzą, święcił żałobę zalewając przez całą noc robaka. Tak się złożyło, że około północy z Jackiem zderzył się nie kto inny,' tylko Pierre Fontaine, naczelnik voyageurs Karen Sayther. Zderzenie wiodło prostą drogą do znajomości i pijatyki, dzięki czemu jeden obłok oparów alkoholowych spowił obydwóch mężczyzn.
– Co?… Aha… – bełkotał nad ranem Pierre Fontaine. – Dlaczemu madame Sayther zrobiła odwiedziny w te strony? Najlepiej ty pogadaj z nią samą. Ja nic nie wiem, tylko tyle, że ona gadała cały czas imię jednego człowieka. „Pierre – gadała – jak ty znajdziesz tego człowieka, ja tobie dam dużo… tysiąc dolarów, jak ty go znajdziesz”. Ten gość? Mais oui! Jak się nazywa? Mais oui! Się nazywa… aha… Dawid Payne. Oui, monsieur, Dawid Payne… Cały czas ona gadała to nazwisko. Cały czas szukałem, pracowałem jak wszyscy diabli, ale nie mogłem znaleźć ten cholerny gość i wcale nie dostałem tysiąc dolarów. Niech to cholera!
– Co?… Aha… Mais oui! Raz kilku ludzi przyszli z Circle City. To znajome tego człowieka. Gadali, że on nad Birch Creek. A madame? Ona mówiła: „Bon!” i kontenta była jak licho! Potem gada do mnie: „Pierre! zaprzęgać psy! My pojedziemy prędko, prędko! My znaleziemy tego człowieka, ja tobie dam drugi tysiąc dolarów”. A ja mówię „Mais oui! Prędko, prędko! Allons, madame!” Ja myślałem, że dwa tysiące dolarów już u mnie w kieszeni. Bodaj to diabli! Potem inne ludzie przyszli z Circle City i gadali, że nie, że ten człowiek, Dawid Payne, pojechał do Dawson jakiś czas nazad. No i madame,
i ja nie pojechaliśmy wcale.
Oui, monsieur! Dzisiaj madame mówi tak: „Pierre – mówi i daje mi pięćset dolarów – idź, Pierre, i kup łódkę. Jutro my popłyniemy w górę rzeki”. Mais oui, jutro w górę rzeki, a ten łobuz, Charley Sitka, kazał mi płacić za łódkę całe pięćset dolarów. Cholera!
Nazajutrz, kiedy Jack Coughran puścił w kurs plotkę, całe Dawson poczęło się głowić, co to za jeden ten Dawid Payne i jaki wpływ wywiera na życie Karen Sayther. Ale tegoż dnia, jak zapowiedział Pierre Fontaine, łódź z panią Sayther i jej półdziką eskortą voyageurs
odbiła od wschodniego brzegu niedaleko Klondike City. Przecięła rzekę, aby uniknąć niebezpiecznych skał, i wzdłuż zachodniego wybrzeża pożeglowała na południe, gdzie zniknęła wśród labiryntu wysepek.
– Oui, madame, to będzie miejsce. Raz, dwa, trzy wyspy za Rzeką Stuarta. To będzie wyspa trzy.
Mówiąc to Fontaine wparł wiosło w brzeg i ustawił pod prąd rufę łodzi, dzięki czemu dziób obracał się w stronę lądu, aż wreszcie zwinny Pierre wspiął się na urwisko i przywiązał linkę holowniczą.
– Momencik, madame, ja pójdę zobaczyć.