- W empik go
Wielki pan: Powiastka - ebook
Wielki pan: Powiastka - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 193 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Cenzury, po wydrukowaniu, prawem przepisanej liczby
egzemplarzy.
W Warszawie d „1426 sierpnia 1852 roku.
Starszy Cenzor,
Radca Dworu, L. T. Tripplin.
LEONOWI
ŁUBIEŃSKIEMU
POŚWIĘCA
Autor.
Tedy vzpomineyme casu davnych
Vzpomineyme doby velebne,
V nichż se nam tech postav veleslavnych
Jako sosen v lesich nasich pne.
Vocel (Mec i Kalich).
I.
Byłto sobie wielki Pan,
Dzień w dzień wypił wina dzban.
Miałci malowany dwór,
Tysiąc koni, dwieście sfór,
Rój hajduków, strzelców, sług,
Dwie kapele, gości buk.
Biały żupan nosił wciąż,
Złotej szabli kręty wąż
Od kamieni drogich lśniał,
Jakby oczu tysiąc miał.
A kolasą w koni sześć,
Gdy się wkoło kazał wieże:
Każdy pan brat czapkę zdjął,
Chłopek każdy w duszy klął.
Wielki Pan dość młody był,
Bladych lic, lecz pełen sił.
Nieraz kiedy bywał sam,
Myślał: cóż że wszystko mam?
Jestem jak ten w polo bróg:
Wszystkich moich zabrał Bóg,
Świat wokoło i ja sam.
Na djabłaż mi to, co mam!–
Nie próżnował wina dzban,
Gdy tak myślał wielki Pan.
A przy dworze owym żył
Stary szlachcic, w łaskach był.
Walny lizacz kufi ów. mis,
Zwał się Wyga, herbu Lis.
Widząc, że tak panu czczo,
Myśli: ja rozruszam go.
Rzekł więc: „Jaśnie Pan czy zgadł,
Jak Da koncept dziwny wpadł
Cześnik? Ai mi szkoda słów!
Toć szlachciura mściwy ów,
Że mu chamów każem bić,
Jaśnie Paua, łotr, śmie lżyć!"
– „Lżyć? Ej! myśl co mówisz Waść,
Boć co z reszty może spaść!"
–„Jasny Panie! toć nie sen!
Po sejmiku cześuik ten
Śmiał do braci szlachty rzec:
Że wolałby dać się spiec,
Pieczonego djabła zgryźć
I z dziadowską torbą iść,
Niż gdyby Jaśnie Pan doń.
Dłoń wyciągnął, podał dłoń!–
Gdyby też, wypadki są,
Chciał za żonę córkę twą?"
(Tak zagadnie łowczy go).
A ta cześnik nagle: „Co?
Córkę córkę?… Waścin żart
Razem z wami djabła wart.
Zaubogi chaty próg,
By swat pański wstąpić mogł.
Zresztą, woię dziewkę tę
Pierw w śmiertelnem widzieć żgle,
Boże odpuść! niźli w tem
Panie bracie, gnieździe złem.
Prawda, że nalewał w czub,
I że marny jego ślub
Tyle w uchu wagi ma,
Co szczekanie złego psa.
I choć niby, mówią to:
Szlachcic z panem braćmi są,
Ale zkąd szlachecka złość,
Śmie dotykać pańską mość?
Więc luminarz naszych stron,
Co to równych stanem żon,
Z tyla dziewic, paniów z pari,
W krwie magnackiej czeka nań,
A tak trndDO chęć mu mieć,
Szlachcianeczki miałby chcieć?
Cóżby na to nagle rzekł,
Antenatów cały stek,
Antenatek cały rząd,
Na ten w pańskiem łóżu trąd?
Brzęczysz Wasze, jakby ul,
Radzę także buzię stul!"
– „Jasny Panie! trudno znieść!”
– „Przestańże Waść, przestań pleść!”
– „Bo gdy ludzie tacy źli”….
– „Do stu czartów! milczeć mi!”
Nagle wstając, pan mu wrzasł,
Ręką ujął się za pas,
I w podłogę tupnął tak,
Że na ziemi został znak.
Wyga głowę schylił w dół,
I szczękami tylko żuł.
Wzdychał, sapał, jakby miech,
Snadź coś trawił: strach czy śmiechy
Prędzej drugie, bo pan znów
Mniej już guiewnych użył słów:
– „No, a piękna-ż dziewka ta?”
– „Jaśnie Panie! jakby skra!”
– „Piękna, mówisz. Wiem, że Waść
Lubisz konie; jaką maść?"
– „Gniadą, panie jasny!”
– „No, jakiej maści dziewczę to?”
– „Jaśnie Panie! ciemny włos,
Mała rączka, kształtny nos,
Zęby perły, z ognia wzrok,
Biała i szesnasty rok."
– „Kiedy gniadą lubisz maść,
To ze stajni weźże Waść
Na podarek gniadych pięć,
Za tę dobrą ku nam chęć.
No, a teraz można precz!"
– „Panie z panów jasny! Lecz
Gdyby pierwszy z jego sług,
Jakiem słówkiem drasnąć mogł.
Czasem-bo się wypsnie rzecz…."
– „Potom o tem! Teraz precz!”
Odszedł dworus. Wielki pan
Kazał podać wina dzban,
Popił I najeżył wąs:
Twarz mu bladą obiął pons,
Potem pobladł, aże strach!
A od stąpań trząsł się gmach.
Dwa miesiące przeszły jdź,
A to czasu kawał!
Wielki pan i wszerz i wzdłuż
Chodził, to znów stawał.
Płowy, potem szary mrok
Na komnatę spada.
– „O! tak, tak…. szesnasty rok.
Nagle pan zagada.
– „Cha! przeklęty Wyga ów!
Dawniej puhar, dawniej łowy
Nie trapiły serca, głowy:
Człek był smutny, ale zdrów!
Dziś do czarta i pioruna!
W sercu pożar, w głowie łuna!
Nieraz, gdy na łowach wpadł
Tuż pognany na mnie dzik,
Wkoło przestrach, wkoło krzyk;
Czylim zadrżał, albo zbładł?
Teraz, gdy jął szatan kusie „
Nielepiej-ż to było zmusić,
Porwać dziewkę, zawieść, gdzie
Djabeł nie wynajdzie sara,
I tam rozmiłować się,
I swobodnie szaleć tam.
Całe życie teraz marne
Zlać w lubości jednym śnie,
Śnić o oczach, że tak czarne
I na jawie patrzeć w nie.
Gdyby zaś kto śmiał się żalić,
To go zrąbać, to go spalić,
Bo tak mogłem, bo mój stau
Nie zna przeszkód, ho ja pan!
By wywołać wilka z lasu,
Nie tak wiele trza hałasu.
Gdy szlachciura marny śmiał
Do żywego dopiec mi;
To on wzbudził gniew i szał,
To on winien, żem Iak chciał,
Po co gada, na co drwi?
Lecz w ubogiej gdy komnatce
Widzę smutue dziewczę to,
Jak ku świętej Boga Matce
Wznosi modłów czystych woń;
Czerna oko zajdzie łzą,
Czemu zadrży męzka dłoń?
Zkąd tak nagle i tajemnie,
Głos nieznany zabrzmi we mnie:
Jak opryszek chciałeś podle,
Dzikich pragnień tłumić zdrój,
Na herbowem twojem godle
Krwawy napis dodać: zbój!
Wszak o niego tam klejnota,
Co to zawsze świecił wprzód,
Stoi rzymski napis: cnota,
A gdzie znamię moich cnot?"
I pau chodził po komnacie
W białym swym żupanie,
A w obrazach, co ua ścianie
Patrzy przodków szereg długi,
Zbrojnych i w kościelnej szacie.
Gdzie złocone znów podwoje,
Różne bronie, różne zbroje.
Wszystko mężnych to zasługi,
Krwią je swą broczyli.
Oszczep, Piastów co pamięta,
Ku tarczy się chyli.
Tu kolczuga, tu rozpięta
Cała zbroja pod przyłbicą,
Owdzie kopia nad zbroicą.
Tam tatarski przybór cały:
Lśnią kołczany, strzały, łuki,
Tam demeszki i buńczuki
Od klejnotów połyskały.
Owdzie rzędy dwa tureckie,
Owdzie miecze tkwią niemieckie,
A przy końcu godła sławy,
Buzdygany i buławy.
Wraz pan stanął przed obrazem,
Topiąc w niego wzrok ponury.
Byłto przodek jego, który
Zginął w więzach bisurmana.
I choć coraz większy mrok,
Groźna postać kasztelana
Jakby żywa, lśni żelazem.
Zda się mężny, bystry wzrok
Samym blaskiem wroga depcze.