Wielki pustynny szlem - ebook
Wielki pustynny szlem - ebook
Pustynia – jej wielkość, piękno, bezkres – to coś, co mnie pociąga. Pustynia jest niesamowita. Działa na wszystkie zmysły, powoduje gorączkę za dnia i zimne dreszcze nocą. Jest niebezpieczna, nie do życia – jest ogromnym wyzwaniem, które kusi, które trzeba podjąć, aby się o tym przekonać.
Andrzej Gondek, Daniel Lewczuk i Marek Wikiera jako pierwsi Polacy ukończyli cykl 4 Deserts Grand Slam. Nie tylko przebiegli 1000 km przez pustynie, zamykając symboliczną pętlę wokół Ziemi. Kończąc jeden z najtrudniejszych wieloetapowych, ekstremalnych ultrabiegów świata, weszli do elitarnego grona Grand Slam – wielkoszlemowego, czyli znaleźli się w międzynarodowej grupie 47 biegaczy, którzy skompletowali medale uczestnictwa w czterech biegach w jeden rok – Sahara Race, Gobi March, Atacama Crossing i The Last Desert.
4 Deserts uznawany jest za jeden z najtrudniejszych biegów świata. Rozgrywa się w skrajnie trudnych warunkach. Sahara Race to pierwszy etap 4 Deserts, bieg po najgorętszej pustyni na świecie, z dobową amplitudą wynoszącą 50°C. Przy gruncie za dnia temperatura może sięgać nawet 75°C. Z kolei trasa Gobi March wiedzie przez Gobi, drugą co do wielkości pustynię świata, chłodną i wietrzną. Często rejestrowane są na niej przymrozki, a od strony Syberii nadciągają na nią opady śniegu. Trzecim wyzwaniem jest Atacama Crossing, ultrabieg po najbardziej suchej pustyni na świecie. Ostatni etap to The Last Desert – Antarktyda, najzimniejsza część Ziemi, gdzie temperatura spada do −50°C.
Tutaj liczy się wszystko, co prowadzi na start, i wszystko, co może wyeliminować podczas rywalizacji – przygotowanie biegowe, siłowe, wytrzymałościowe, kondycyjne, mentalne zawodnika, a także ekwipunek, odpowiednia żywność i suplementy. Aby spełnić te warunki, zawodnicy muszą przeorganizować swoje życie osobiste i zawodowe.
To książka, w której znajdziemy nie tylko relację z biegu przez cztery pustynie. To książka o walce z bólem fizycznym i psychicznym, o pokonywaniu własnych słabości i niezwykle silnej determinacji.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-01-18896-2 |
Rozmiar pliku: | 15 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Tutaj liczy się wszystko, co prowadzi na start, i wszystko, co może wyeliminować podczas rywalizacji. Chodzi o przygotowanie biegowe, siłowe, kondycyjne, mentalne zawodnika, a także ekwipunek, odpowiednią żywność i suplementy. Nawet po spełnieniu tych warunków każdy musi liczyć się z tym, że cykl treningowy, indywidualna, logistyczna organizacja wypraw oraz same podróże w miejsca niedostępne masowej turystyce pochłoną czas i środki.
Chęć spełnienia tych warunków zmusza potencjalnego zawodnika do przeorganizowania życia osobistego i zawodowego, żeby osiągnąć jeden cel – Wielki Pustynny Szlem 4 Deserts. Na koniec, startujący zrzekają się jakichkolwiek roszczeń wobec organizatorów, „gdyby coś się stało” i gwarantują całkowite podporządkowanie się ich woli.
Organizację 4 Deserts Race Series założyła Mary Gadams, która na co dzień pracuje jako bankier inwestycyjny w Hongkongu. Gadams była do 2002 roku znaną postacią w świecie przygody i sportu wyczynowego. Miała za sobą starty w maratonach, ich ultraodpowiednikach i biegach terenowych na całym świecie. Wtedy postanowiła zorganizować swój własny bieg, zwany z początku RacingThePlanet (pol. Przebiec Planetę).
Pierwszy start przez pustynię Gobi odbył się we wrześniu 2003 roku, w pobliżu Dunhuang, w północno-wschodnich Chinach. Rok później, w lipcu 2004 roku, zawodnicy mieli już przed sobą Atacama Crossing (pol. Przełajem przez Atakamę) w Chile, a następnie we wrześniu stanęli do Sahara Race (pol. Wyścig Sahara) w Egipcie. Ściganie się po Antarktydzie zainaugurowano w styczniu 2006 roku.
Cechą charakterystyczną ultramaratonów jest ich długość. Zamiast klasycznego 42,195 km biegnie się 50, 100 km a nawet więcej albo pokonuje się inne odległości w trudnym terenie w czasie przekraczającym 6 godzin non stop. Na 4 Pustyniach zawodnicy mają za każdym razem do pokonania 250 km w 6 dni. Gdyby jednak przykładać tylko miarę odległości lub czasu do 4 Pustyń, nie byłoby w nich tyle do pokonania.
Założeniem organizatorów 4 Deserts Race Series jest samowystarczalność zawodnika (ang. self supported race), która jest jedną z największych trudności podczas biegu. Jest ona też skrupulatnie sprawdzana na trasie. Zawodnicy mają zapewnione tylko miejsce w namiocie, na gołej ziemi, wodę oraz opiekę medyczną w ograniczonym zakresie. Hasłem startów jest: „Im trudniej, tym lepiej”.
W piętrzeniu trudności sprzyja natura i jej siły. Ultramaratony 4 Deserts odbywają się więc celowo w wyjątkowo nieprzyjaznych warunkach – na pustyniach, których warunki terenowe i pogodowe są za każdym razem inne i za każdym razem niezwykle trudne. Oto one – pustynie, bohaterki tej książki, i ultramaratony, które na nich się odbywają:
1. Sahara Race (w Egipcie, a obecnie ze względów politycznych współzawodnictwo ma miejsce w Jordanii lub Namibii) – najgorętsza z pustyń świata, z dobową amplitudą temperatury wynoszącą 50°C. Przy gruncie za dnia temperatura może sięgać nawet 75°C.
2. Gobi March (Chiny) – druga co do wielkości pustynia świata, chłodna i wietrzna. Często rejestrowane są na niej przymrozki, a od strony Syberii nadciągają na nią opady śniegu.
3. Atacama Crossing (Chile) – ich siostra Atakama jest najbardziej suchą z pustyń świata. W chilijskim mieście Iquique, leżącym na zachód od Atakamy, ostatni deszcz padał w pierwszych latach XX wieku.
4. The Last Desert (Antarktyda) – Antarktyda to pustynia, kontynent, najzimniejsza część Ziemi, gdzie temperatury spadają do – 50°C.
RacingThePlanet stała się organizacją, która zajmuje się różnymi wydarzeniami biegowymi. Od 2003 roku management 4 Deserts – 4 kobiety i mężczyzna – przetestował wytrzymałość 7000 zawodników z ponad 100 krajów w tych skrajnie nieprzyjaznych do życia warunkach.
O przestrzeganie formuły samowystarczalności biegów dba zespół wolontariuszy, dobranych po ścisłej selekcji. Zyskują oni później prawo do nieodpłatnego startu w 4 Pustyniach. Czteroosobowa ekipa medyczna towarzysząca zawodom interweniuje na wyraźne prośby zawodników. Chociaż pozostaje cały czas na trasie, nie ingeruje bez wyraźnej potrzeby.
Zawodnicy dysponują obowiązkowym ekwipunkiem – brak nawet jednego elementu na początku i w trakcie biegu może oznaczać pożegnanie się z trasą, ponieważ już sam wysiłek włożony w dźwiganie ponad 10-kilogramowego plecaka ze śpiworem i systemem do nawadniania organizmu (na minimum 2,5 l wody) stanowi element rywalizacji. Z każdym kilometrem biegu ciężaru ubywa.
Zawodnicy zjadają liofilizowaną żywność, energetyczne żele, połykają tabletki z solami mineralnymi i pierwiastkami koniecznymi do przeżycia. Często pozostają na trasie zupełnie samotni, wystawieni na upał, wiatr, trudności terenu, deszcz, ciemności, zimno czy nieoczekiwane spotkania z przygodami. Zmagają się z własnymi słabościami oraz niebezpieczeństwami pustyni – fatamorganą, a także zwyczajnym zagubieniem na trasie.
Co 10–12 km ustawione są punkty kontrolne (ang. checkpoints). Tam zawodnicy mają prawo do uzupełnienia wody i krótkiego odpoczynku. Nie może być za długi, aby zmieścić się w limicie czasowym danego dnia zwanym cut off time. Trasa jednego biegu przez pustynię podzielona jest z reguły na 40-kilometrowe odcinki. Ale zawsze przedostatni to tak zwany longstage (pol. długi etap), około 70–90 km w zależności od pustyni. Przebiegnięcie takiego dystansu pod koniec całego wyścigu stanowi największą, sportową i psychiczną próbę dla zawodników 4 Pustyń.
Wyjątkiem w tak zorganizowanej formule jest The Last Desert (pol. Ostatnia Pustynia) – Antarktyda. Z racji warunków zimowych i braku infrastruktury, oprócz stacji polarnych, biega się tam obowiązkowe 250 km w różnych lokalizacjach, niedaleko brzegu, po trasach ułożonych w pętle od 2,5 do 5 km. Zawodnicy nocują na statku. Aby znaleźć się na Antarktydzie, nie wystarczy po prostu zapisać się na bieg. 4 Deserts Race Series zastrzegają sobie prawo do wystosowania indywidualnego zaproszenia. Uzyskuje się je, gdy zawodnik z powodzeniem przebiegnie co najmniej dwie inne pustynie, czyli 500 km w pustynnych warunkach.
Zawodników na trasie każdego z wyścigów obowiązuje lokalne prawo oraz niepisane zasady terenów, na których biegną. Często trafiają do dziewiczych miejsc, codziennej egzystencji plemion i społeczności pozostających z dala od bogactw naszej cywilizacji. Będąc tam, mogą przekonać się, że przynajmniej część ich pieniędzy wydanych na organizację zawodów trafia do tych ubogich miejsc. Bo niezwykle istotnym elementem 4 Deserts jest etos dzielenia się, zresztą bardzo silnie związany z wyścigiem przez zaangażowanie charytatywne organizatorów.
Z racji charakteru wydarzenia organizacja 4 Pustynie przede wszystkim wspiera inicjatywy zdrowotne i edukację. I chociaż nie stanowi to wymogu, zawodnicy są zachęcani do wspomagania organizacji charytatywnych, działających na miejscu. I nawet jeśli chodzi po prostu o przelew, często taka pomoc dodaje sporo zachęty w treningu i na samym wyścigu, gdy na przykład przebiega się przez wioskę, którą wcześniej się wspomogło. Ale takie momenty są rzadkie, bo większość dystansu biegnie się w surowych warunkach przyrody.
Z tych powodów 4 Deserts stanowi jedno z najambitniejszych wyzwań biegowych świata, jeśli patrzy się na nie jak na całość. W większości startujący decydują się na zdobycie wszystkich pustyń, choć niekoniecznie w jeden rok kalendarzowy. (Na przykład bieg na Antarktydzie odbywa się co 2 lata). Jednak jeśli ktoś zdecyduje się na zaciśnięcie symbolicznej pętli wokół planety w 365 dni, przygotuje się i ukończy cały wyścig, wówczas zdobywa tytuł wielkoszlemowy – 4 Deserts Grand Slam.
Nic dziwnego, że elita biegaczy z tytułem Wielkiego Slamera powoli się powiększa. Są na niej sławy ultramaratonów – Dean Karnazes (ustanowił rekordy: 560 km biegu bez snu, przebiegł w jednym roku maraton w każdym z 50 stanów USA, wygrał Badwater Marathon) czy José Manuel „Chema” Martínez Fernandez (jest olimpijczykiem, mistrzem Europy w biegu na 10 000 m, mistrzem Europy w biegach przełajowych, wicemistrzem Europy na dystansie maratońskim).
Organizatorzy 4 Pustyń pozostawiają jednak wyścig w cieniu zainteresowania mediów. Bardziej liczy się dla nich wymiar samego wyzwania niż widowiskowość. Wprawdzie bieg pokazywały telewizje BBC, CNN, NBC, ABC, National Geographic, pisał o nich „The Guardian” (jeden z dziennikarzy tej gazety przebiegł cały cykl), „The New York Times”, „The Washington Post”, portal Huffington Post, a zawodników sportretowała amerykańska dokumentalistka Jennifer Steinman w filmie Desert Runners. Mimo to wyścig pozostaje bez wielkiego rozgłosu, czym buduje swą legendę. Ukończenie go przynosi zawodnikom zasłużoną chwałę i wejście do biegowego parnasu. To tak, jak dla alpinisty zdobycie Mount Everest.
W 2014 roku, w pierwszej dekadzie biegania 4 Deserts, wśród 27 zawodników, którzy zdobyli 4 Deserts Grand Slam, czyli przebiegli pustynie w 365 dni, było zaledwie 7 Europejczyków bez udziału Polaków. Wtedy właśnie na starcie pierwszego z ultramaratonów stanęli:
Andrzej GONDEK (ur. w 1974 roku w Stalowej Woli) – mieszka w Warszawie. Żonaty, dwójka dzieci: Julia – lat 11, Mikołaj – lat 9. Ukończył Wydział Wychowania Fizycznego AWF w Poznaniu. Pasjonat koszykówki i biegów długodystansowych. Twórca i założyciel Fundacji „Wybiegaj Marzenia”. Zawodowo związany z branżą farmaceutyczną, obecnie Dyrektor Generalny Glenmark Pharmaceuticals.
Daniel LEWCZUK (ur. w 1975 roku) – prezes firmy Executive Search (działający od 18 lat w branży executive search), promotor i anioł biznesu, inwestor. Jest absolwentem Hope International University w Kalifornii, gdzie uzyskał dyplom MBA. Wychowany na Ursynowie, obecnie mieszka pod Warszawą w miejscowości Zakręt. Jako kapitan drużyn koszykarskich zdobywał największe laury w ligach amerykańskich i polskich, w których grał.
Marek WIKIERA (ur. w 1968 roku) – pochodzi z Przeworska (woj. podkarpackie). Od wielu lat mieszka w Gdańsku. Żonaty, dwójka dzieci: Mikołaj i Angelika. Absolwent KUL i programu Diploma in Management w Lubelskiej Szkole Biznesu. Przedsiębiorca, od wielu lat związany z branżą ochrony osób i mienia. Biega amatorsko od kilku lat. Jego przypadkowa przygoda z bieganiem przerodziła się w pasję do wysiłku i sportowych wyzwań. Uwielbia sprawdzać się w biegach terenowych i ekstremalnych.
Marcin ŻUK (ur. w 1974 roku, zm. w 2014 roku).
Wspólnie stworzyli grupę biegową 4Deserts.PL, ale traktowaną nie jako zespół startowy, choć przed zawodnikami 4 Deserts stoi taka możliwość. Mimo że stanowili grupę, to realizowali indywidualne cele.
Wspólnie jednak postanowili przebiec cztery pustynie w rok. Kierowały nimi pobudki sportowe, ambicjonalne i prestiżowe. Jako ludzie, którzy doświadczyli dynamiki rywalizacji sportowej i smaku zwycięstw, postanowili udowodnić sobie, że mimo upływu lat wciąż potrafią dokonywać rzeczy wielkich. Ryzykowali wiele, przesuwając granice własnych możliwości, co zawsze oznaczało igranie z instynktem samozachowawczym. Ale właśnie dlatego, że zdrowy rozsądek wzbraniał im biegać w takim wymiarze przez pustynie, oni postanowili tego dokonać. A także wbrew opiniom otoczenia, które posądzało ich wielokrotnie o porzucenie granic normalności, czyli po prostu – o szaleństwo.
Wielokrotnie też podkreślali, że jednym z powodów podjęcia sportowego wyzwania 4 Pustyń była wyjątkowość lokalizacji biegów. Dzięki tym startom mogli znaleźć się w miejscach, do których nie można po prostu pojechać. Podziwiali piękno równikowej natury i przyrody, i co więcej – nie tylko oddawali się kontemplacji miejsc pięknych, monumentalnych. Oni tam po prostu żyli. Nawet jeśli pobyty te można policzyć na dni, to natura odkrywała przed nimi wciąż nowe i godne zapamiętania widoki. Ich zdjęcia znajdują się w tej książce.
Istotnym elementem wysiłku 4Deserts.PL był też cel pozasportowy. Postanowili przy okazji medialnego szumu wokół pierwszych Polaków w 4 Deserts Grand Slam zainteresować potencjalnych darczyńców losem rocznej Blanki. Urodziła się jako wcześniak z wadą serca. Dlaczego wybrali właśnie tę dziewczynkę z ubogiej rodziny? Ich wyborem i Fundacji Siepomaga, która była operatorem zbiórki pieniędzy na operację, kierowało współczucie i celowa redukcja skali. Nie chcieli zająć się wielką, spektakularną zbiórką charytatywną. Po prostu – ich celem stała się pomoc Blance i jej rodzicom.
W ten sposób pragnęli pocieszyć wszystkie polskie rodziny, którym zabrakło na podobne operacje nie milionów, lecz kilkudziesięciu czy nawet kilku tysięcy złotych. Ale do uzyskania pełnego obrazu – co kierowało czwórką biegaczy z Polski, aby pobiec przez cztery pustynie, należy jeszcze dodać zgoła indywidualne pobudki, nieodłączne wielkim zwycięstwom. Tutaj można zaledwie zaznaczyć to, co gra człowiekowi w duszy, gdy staje na granicy pustyni w oczekiwaniu na start i wielkiej niewiadomej: „Czy dobiegnę?”.
Andrzej Gondek podnosił poprzeczkę sportowego wyzwania tak wysoko, jak tylko można było w tamtym momencie. Dla niego – zawodnika ekstremum – osiąganie najlepszych czasów w ultratrudnych warunkach biegowych stanowiło ukryty, wielki cel biegu. Dla Andrzeja – menedżera, trenera motywacji w biznesie – zwycięstwo sportowe przez analogię do pracy miało zbudować sukces zespołu sprzedaży w jego firmie oraz wiarygodność jego samego jako trenera i lidera.
Daniel Lewczuk realizował niesłychanie ambitny plan powrotu do czynnego sportu. Już po kilku miesiącach treningów wystartował w biegach na 10 km i półmaratonie. Przed startem w 4 Deserts zaczął też swoją przygodę z triatlonem. Ukończył pięć wyścigów pływanie – bieg – rower, w tym Ironman 70.3 w Kaprun/Zell am See w Austrii. Dokonał też rzeczy zaskakującej i stawiającej go w czołówce polskich wyczynowców. W 2014 roku, w połowie 4 Pustyń, pokonał pełen dystans Ironman w Klagenfurcie, w Austrii. To wyzwanie udało się ukończyć dotychczas niespełna 500 Polakom w historii. Czyli ukończył najbardziej prestiżowe triatlonowe zawody na świecie. Daniel z niesłychanym samozaparciem oddał się pustynnym przygodom. Pokonywanie przeszkód nadawało i wciąż nadaje jego życiu głębokie znaczenie.
Marek Wikiera w 2013 roku ukończył swoje pierwsze ultramaratony: Maraton Piasków (Marathon des Sables – MdS) – 233 km na Saharze, Transjura – 164 km z Częstochowy do Krakowa non stop w 39 godzin i 10 minut biegu, a także Beskidy Ultra Trail – 220 km/11 000 m przewyższeń, non stop bez snu w 55 godzin 25 minut. Na pustynie zabierał ze sobą bardzo silne przywiązanie do swej rodziny. Ktoś pomyślałby, że realizowane w dość zaskakujący sposób – przez nieobecność w domu. Ale dla Marka wyczynowca wychowanie syna przez przykład stanowi podstawowy i konieczny element wprowadzania młodego człowieka w życie, co realizował i realizuje wciąż podczas swych startów.
W ten sposób polscy zawodnicy zawieźli też na pustynie różne doświadczenia biegowe i inspiracje. Co warte zauważenia, mogło zdarzyć się tak, że polski team na 4 Deserts nie byłby tak zgrany, jak się prezentował już od początku. Oni wspierali się podczas przygotowań, dzielili w miarę możliwości zadaniami logistycznymi. A co najważniejsze – dodawali sobie otuchy i energii, wyrządzali przysługi już na pustyniach, w namiotach dzielonych z jeszcze innymi uczestnikami biegu. Tylko tam, na miejscu, można było przetestować więzy zawodniczej lojalności, docenić szczerość pojedynczych gestów – prostych, a dających upragnione ukojenie po wielogodzinnym, morderczym wysiłku.
Na czym polegała największa trudność? Z ich relacji wynika, że oddanie się w pełni niebezpiecznej przygodzie, w połowie życia dorosłego mężczyzny, stanowiło nie lada wyzwanie. A więc niekoniecznie granice wytrzymałości organizmu, które można było przekroczyć podczas sensownie zaplanowanego cyklu treningowego. Ale największym ciężarem było to wszystko, co otacza człowieka w codzienności – obowiązki, przytłaczająca rutyna, praca. Czyli przekroczenie granicy codzienności i niemożliwego. Przejście z trybu „stabilność” (jakże pożyteczna dla życia) na tryb „przygoda” wymagało zużycia nieprawdopodobnej ilości psychicznej energii. „Także po to, aby dzień po dniu podczas treningu i samych biegów upewniać się, że to, co robię, jest dla mnie dobre” – jak powiedział jeden z nich.
Dopiero po pokonaniu tej trudności, można było podejść do listy przygotowań na miarę wyzwania, przed jakim stawali:
1. Przygotowanie siebie. To sztuka, której należało dokonać pod okiem trenera: metodycznie, mądrze, wysiłkowo, kondycyjnie. I co bardzo ważne, należało przygotować się psychicznie do wyczynu, który był – co tu dużo mówić – hazardem.
2. Przygotowanie szefów, współpracowników. Gdy przyszło wyrwać się z kręgu zawodowych obowiązków, musieli pokonać opór materii – dostać pozwolenie, zakomunikować wyjazdy, zgrać grafik, wyznaczyć zastępcę, nabrać przekonania, że wszyscy im dobrze życzyli.
3. Skompletowanie ekwipunku. Największy hipermarket w Polsce jest nieprzydatny w gromadzeniu wyposażenia do biegu przez pustynię. Specjalistyczne jedzenie kupuje się za granicą, w sklepach dla wyczynowców. Ubrania, buty – również są powodem ekskluzywnych zakupów poza sieciami sportowych sprzedawców.
4. Znalezienie sponsora. To ewentualność, chociaż najlepiej, aby byli w liczbie mnogiej. Sponsor pozwalał nie tylko na swobodniejsze gromadzenie zapasów żywności czy zapewnienie wyczynowych ubrań. Po prostu, dzięki sponsorowi wyjazd mógł odbyć się mniejszym nakładem finansowym, niż gdyby organizowali go sami. Sponsorzy przyciągali także media zainteresowane niecodziennym rekordem.
5. Droga na miejsce. To długa podróż pełna pięknych widoków, ale też niewygody, nieprzewidzianych spotkań i zdarzeń, jak chociażby zmora wielkich lotnisk w postaci zagubionego bagażu. Ta droga jest też częścią zawodów, bo wymaga przygotowań, organizacji, wyczerpuje i zapowiada spartańskie warunki na pustyni – niewygodę odpoczynku, brak snu i obecność obcych wokoło.
6. Bieg. Kumulacja wszystkiego, co wzniosłe i przyziemne zarazem. Wysiłek, pot, ból, pustka w głowie, kończący każdy dzień maratonu krótki sen na kamieniach. Ale też radość i śmiech, gdy jest po wszystkim.
7. Powrót do normalnego życia. Należy do wyzwań związanych z przeżywaniem wszystkich kontuzji nabawionych w biegu i obozowych niewygód na pustyni. Spotęgowanych stanem rekonwalescencji, gdy mięśnie, ścięgna, kości, cały organizm wychylony do ekstremum powraca do stanu normy. Dokucza brak paznokci u stóp i myśl: „Co w pracy?”. Bo przecież kiedyś trzeba tam pojechać i ogarnąć mejle, które nagromadziły się przez kilkanaście dni. Jak przyjemnie wówczas smakować potrawy żony, rodzinnie oglądać telewizję, w której nadają powtórkę z wywiadu po zwycięskim pokonaniu trasy.
8. Jak skonsumować sukces? Współcześni bohaterowie to meteory. Pojawiają się w oku zainteresowania mediów, mają swoje pięć minut i później nadchodzą kolejni. Więc aby w pełni wykorzystać wysiłek – fizyczny, psychiczny, finansowy – aby cieszyć się w pełni sukcesem, dzielić tą radością z rodziną, należy profesjonalnie podejść do sukcesu. Wielki Szlem zdobyty! Żaden z Polaków wcześniej tego nie zrobił! I chociażby dlatego należy się wszystkim Polakom. Bo jesteśmy narodem, który kocha się w ekstremach. Który przenosi góry albo przebiega je z plecakiem. My naprawdę jesteśmy wielcy, potrafimy wiele, a dobry, współczesny obyczaj nakazuje się tym chwalić.
Kiedy już wpisali się na listę 4 Deserts Grand Slam, zyskali drugie, a może i nawet trzecie życie sportowca – świadomość możliwości organizmu, który nie poddaje się w ultratrudnych warunkach, co przekłada się także na wyzwania zawodowe. Skoro można było tam – można tu i teraz, w pracy, sformułować zadania, które tylko z początku wydają się trudniejsze, niż są naprawdę.
Sprawdzili się też w ekstremum, daleko od domu, w miejscach dla Europejczyka egzotycznych i obcych. To kolejny stopień zaawansowania w życie, którego ograniczenie czasowe i pęd powodują, że mija zbyt szybko, nie zapisując się specjalnie w pamięci. Założeniem 4 Deserts było właśnie stworzenie dla zawodników atmosfery, dzięki której dobrze zapamiętają tę przygodę.
Zespół 4Deserts.PL związała przyjaźń i działania charytatywne, którymi się cały czas zajmują. Członkowie zespołu propagują bieganie na wszelkie sposoby, są zapraszani przez organizatorów maratonów i biegów przełajowych. Zachęcają także młodzież w gimnazjach i liceach w całym kraju do biegania, do realizacji marzeń, do stawiania sobie ambitnych celów, na spotkaniach, które przynoszą im wiele przyjemności i poczucia dobrze spełnionego obywatelskiego obowiązku. Z przekazywaniem wiedzy o tym, jak się biega i po co, trafiają też do dzieci, młodzieży i ich rodziców w szpitalach, czyli w miejscach, gdzie otucha jest na wagę złota.
I jeszcze coś – w każdym biegaczu pozostaje pozarozumowa, niewytłumaczalna do końca sfera intymności tej dyscypliny sportu. Wymyka się ona kategoryzacji, nie można ująć jej w słowa, istnieje w emocjonalnym przeżyciu. Można ją odnaleźć w indywidualnym stylu biegacza – nawet w tym, jak stawia stopy na chodniku czy na leśnej ścieżce. Albo w kącikach ust, gdy uśmiecha się tajemniczo, odpowiadając znowu na to samo pytanie: „Po co biegniesz?”. Z niej rodzi się duma z własnych dokonań, tyle że nie taka, która szuka poklasku, ale taka, która przynosi mnóstwo energii do codziennego funkcjonowania.
Co myśli się, stojąc na skraju pustyni, gdy trzeba pobiec aż za horyzont? Jak rozłożyć siły? Jak motywować się? Co zrobić, gdy nadejdzie kontuzja lub tak zwana ściana, czyli motoryczno-psychiczna niewydolność organizmu, który osiągnął punkt krytyczny – gdy instynkt przejmuje kontrolę nad ciałem i mówi: „Dość!”.
Tutaj podajemy Czytelnikowi odpowiedź złożoną, składającą się z wypowiedzi sportowców-amatorów, ale już utytułowanych wyczynowców. W lutym 2014 roku oni, czwórka Polaków, wystartowali do pierwszego biegu z serii 4 Deserts na jordańskiej pustyni Wadi Rum.
Celem tego niecodziennego dziennika, śladu wyczynowego wytrącenia z rutyny, zapisu sprawności nowoczesnych herosów, EKG ulramaratończyków w formie reportażu z miejsca zdarzeń jest PRAWDA. Prawda o poświęceniu spokoju człowieka stacjonarnego, obudowanego nawykami codzienności. I poświęceniu dla kogoś. Po to, aby potwierdzić na nowo tożsamość dorosłego człowieka, przekonać się o własnych możliwościach, otworzyć sejf z wiarygodnością i pokazać wszystkim, że tam schowany jest wyjątkowy skarb. I chociaż jest już po biegu, to bieganie się nie kończy. Tętno przyśpiesza, krew krąży żwawiej, rodzą się nowe myśli. Czujesz, że żyjesz.
Pierwszy wyścig Wielkiego Szlema 4 Pustyń Sahara Race zaczął się 17 lutego 2014 roku – zawodnicy stanęli na początku 250-kilometrowej trasy podzielonej na etapy.
1. Etap 1 – na początek było to 39,7 km biegu po piaszczystym terenie pustyni Wadi Rum. Etap ten organizatorzy nazwali Lawrence’s Playground (pol. Podwórko Lawrence’a) – trasa wiodła do obozu pod nazwą Lawrence z Arabii (tytuł brytyjskiego filmu z 1962 roku).
2. Etap 2 – 36,8 km – Wadi Rum Rock Formations (pol. Skały Wadi Rum), trasa przez wydmy z miękkim piaskiem prowadząca do obozu Ukryty Kanion. Egzotyczna i niezwykle malownicza trasa wiodła obok charakterystycznych skał, dzięki którym pustynia Wadi Rum należy do światowego dziedzictwa UNESCO.
3. Etap 3 – 37,2 km – odcinek nazwany Camel Racing in Twaissah (pol. Wyścig Wielbłądów do Twaissah) wiódł przez kanion i piaski do obozu Raj Zachodzącego Słońca.
4. Etap 4 – 39,3 km – nazywany The Rock Bridge (pol. Kamienny Most) prowadził zawodników urozmaiconym terenem, także krajobrazowo, z kamiennymi łukami utworzonymi w skałach przez piasek i wiatr. Kolejny obóz nosił nazwę Wadi Ahaimer od pobliskiego kanionu.Etap 5 – najdłuższy etap na pustyni – 86,3 km – nazwany The Long March on the Turkish Road (pol. Długi Marsz Turecką Drogą), który był dawnym szlakiem handlowym. To teren z dużą ilością nachyleń, z wąwozem, miejscami utwardzoną, miejscami kurzącą się drogą, gdzie indziej trasa była kamienista lub piaszczysta. Zawodnicy, którzy pokonali najtrudniejszy etap wyścigu, meldowali się w Obozie Beduinów, ostatnim przystanku na pustyni.
5. 5,6 km mierzył ostatni z etapów, nazwany The Final Footsteps to Ancient Petra (pol. Na Płaskowyżu ponad Starożytnym Miastem Petrą). Ci, którzy dotrwali do końca, znaleźli się 22 lutego w punkcie wyjścia – jordańskiej Petrze. Wycieńczeni, ale bogatsi o doświadczenia, jakich nie sposób znaleźć gdzie indziej, szczęśliwsi o trofeum – medal ukończenia Sahara Race.
Startowało 191 zawodników.
Bieganie bez wielkiego celu nie ma dla mnie sensu. Gdybym miał teraz wyjść z domu nawet na lekki jogging pozbawiony takiej motywacji, to wróciłbym po pięciu minutach. Co więc zdecydowało, że dobrowolnie poleciałem na Saharę, aby pobiec tam 250 km przez 6 dni? I później do kompletu zaliczyć trzy pozostałe pustynie w ciągu jednego roku? A wcześniej nie przebiegłem nawet maratonu!
Daniel