Wielki spektakl na niebie. Osiem wizji wszechświata od starożytności do naszych czasów - ebook
Wielki spektakl na niebie. Osiem wizji wszechświata od starożytności do naszych czasów - ebook
To emocjonująca historia, która rozgrywa się wokół wiecznego poszukiwania przez człowieka odpowiedzi na zagadkę jego pochodzenia.
W każdej epoce tajemniczy urok rozgwieżdżonej nocy skłaniał ludzi do rozmyślań nad kształtem wszechświata. Próbowali więc poznać go za pomocą wszelkich dostępnych środków. Włoski astrofizyk ukazuje nam w swojej książce osiem różnych wizji kosmosu: zaczyna od tej, jaką wypracowali nieznani budowniczowie Stonehenge, a kończy na tej, która – dzięki użyciu wyrafinowanych narzędzi, takich jak teleskopy czy sondy kosmiczne – stała się dominująca w naszych czasach. Poznamy więc w mapy ujawniające zaskakujące przeczucia starożytnych, geniusz wizji Dantego, głębokie przemiany, jakie dokonały się w świadomości naukowej i kulturze europejskiej na przełomie XVI i XVII wieku a zapoczątkowane rozpadem wyobrażenia sfer niebieskich, które pozwoliło nam wreszcie zajrzeć w nieskończoną przestrzeń. Zapoznamy się z coraz bardziej szczegółowymi i precyzyjnymi koncepcjami: jak na przykład Keplera, który ustanowił reguły porządku tańca planet wokół Słońca, czy też Newtona, który opisał całość ruchów niebieskich i ziemskich jednym równaniem matematycznym. Wreszcie, dotrzemy do ósmego obrazu, z jego rewolucyjną architekturą czasoprzestrzenną opisaną przez Einsteina i z odkryciem mikrofalowego promieniowania tła, pozostałości Wielkiego Wybuchu, które otworzyło nam okno na panoramę pierwotnego wszechświata.
Kategoria: | Popularnonaukowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7886-492-9 |
Rozmiar pliku: | 9,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W pierwszym brzasku dnia
ubrane w światło i ciszę
rzeczy budzą się z ciemności
jak było na początku świata.
Anonim,
hymn na Jutrznię
Strażnicy z Lascaux
Kiedy człowiek zaczął wpatrywać się w niebo? Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba cofnąć się daleko w przeszłość, aż do ciemności kryjących czasy prehistoryczne. Ale w jaki sposób możemy odnaleźć pierwsze wskazówki zainteresowania człowieka gwiazdami?
Paleontolodzy poczynili wielkie postępy w odtwarzaniu wyglądu fizycznego i stylu życia naszych pierwszych przodków. Analizując skamieniałe szczątki – niekiedy dobrze zachowane w całości szkielety, częściej pojedyncze kości, fragmenty czaszek, małe kawałki – odtworzyli złożone drzewo genealogiczne różnych gatunków z rodzaju Homo, które poprzedzały nasze nadejście, aż do pojawienia się Homo sapiens około 200 000 lat temu. Budowa fizyczna najbliższych nam w czasie człowiekowatych została zrekonstruowana z podziwu godną szczegółowością. I nie tylko. Dzięki coraz częściej stosowanemu interdyscyplinarnemu podejściu jesteśmy dziś w stanie wyciągnąć istotne wnioski na temat zachowania naszych praprzodków, wychodząc od uważnej analizy najmniejszych wskazówek, które potrafi rozpoznać tylko oko eksperta. Z niewidocznych pozostałości popiołu w glebie na terenie wykopalisk naukowcy wnioskują o tym, że dana grupa ludzi potrafiła już posługiwać się ogniem; ze śladu znalezionego na zwapnionym gliniastym podłożu dedukują wyprostowaną postawę tego, kto go zostawił; z kawałka obrobionego krzemienia, który – trzeba przyznać – w naszych oczach wydaje się po prostu zwykłym kamieniem, rekonstruują cały świat zachowań i zdolności umysłowych odpowiadających umiejętności planowania potrzebnej do wytworzenia tego typu narzędzia.
Możliwe okazało się, na przykład, zrekonstruowanie dominującej diety niektórych archaicznych gatunków Homo dzięki przeprowadzonej z użyciem mikroskopu elektronowego analizie maleńkich śladów zużycia uzębienia u dorosłych przedstawicieli. Pozwoliło to odróżnić populacje mięsożerne od roślinożernych, a więc także grupy ludzi zdolnych wykonywać czynności złożone i zorganizowane (jak polowanie, koniecznie odbywające się w grupie na otwartym terenie stepowym) od populacji nadrzewnych, mniej rozwiniętych społecznie, które jeszcze najlepiej czuły się żyjąc na terenach leśnych. Nie mówiąc już o tym, że datowanie radiowęglowe izotopem ¹⁴C pozwala nam dzisiaj wprowadzić porządek chronologiczny do prehistorycznych pozostałości z dokładnością do kilku setek, a nawet dziesiątek lat.
Podsumowując, jak w każdej nauce, także w paleontologii doświadczenie, uważna obserwacja, postęp technologiczny połączony z wyobraźnią i ludzki geniusz mogą doprowadzić do ważnych i zaskakujących wniosków, nawet jeśli wychodzą od niewielu cennych danych, jakie są do dyspozycji.
Jednak żeby wyruszyć na przygodę interpretacji, trzeba zawsze zaczynać od widocznego śladu, od jakiejś poddającej się obserwacji wskazówki. Żucie jedzenia, rozniecanie ognia, chodzenie po błocie to czynności fizyczne, które przynajmniej co do zasady mogą zostawić jakiś trwały znak. Patrzenie w gwiazdy natomiast nie zostawia żadnych śladów. Jest to całkowicie dyskretna, niema, bierna czynność, która nie porusza nawet źdźbła trawy. Skąd więc możemy wiedzieć o zainteresowaniu ludzi prehistorycznych obserwacją nieba?
Ten, kto miał szczęście wejść do jaskiń w Lascaux, zanim zostały zamknięte dla zwiedzających, z pewnością z trudem wstrzymywał wzruszenie. Skalista grota, znajdująca się w pobliżu Montignac, w południowo-zachodniej Francji, jest w całości udekorowana wspaniałymi malowidłami przedstawiającymi sceny polowania na prehistoryczne zwierzęta, wciąż dobrze widoczne w półmroku jaskini. Patrząc na nie, ma się fizyczne odczucie, jakby oto docierała do nas bezpośrednia wiadomość pochodząca z mrocznej nocy dziejów. Sylwetki mamutów, turów (prehistoryczne, dziś już wymarłe byki o ogromnych rogach), zwierząt przypominających jelenie, konie, bizony, oddziałują równie mocno na odbiorcę, jak to, co cechuje wielkie dzieła sztuki nowożytnej. I nie jest to chyba tylko naiwne wrażenie laika, jeśli już niejaki Pablo Picasso twierdził, że ci malujący na skale artyści pozostawili już niewiele do zrobienia wszystkim swoim następcom.
Rysunki te sięgają czasów górnego paleolitu, w samym środku ostatniego zlodowacenia. Autorzy tych malowideł byli przedstawicielami człowieka z Cro-Magnon, który pojawił się po neandertalczyku i zamieszkiwał Europę między 35 000 i 10 000 lat temu. Ludzie z Lascaux utrzymywali się głównie dzięki temu, co upolowali na codziennych wyprawach, podczas których ryzykowali życie, mierząc się z ogromną zwierzyną, nieproporcjonalną do ich siły fizycznej, wyposażeni w przemyślnie skonstruowane kopie i oszczepy. Żyli w bardzo trudnych warunkach, które nam niełatwo jest sobie nawet wyobrazić. Jednak wiadomość przechowywana przez namalowane przez nich obrazy dociera do nas po dziesiątkach tysiącleci i natychmiast znajduje oddźwięk w naszej wrażliwości i w naszym guście estetycznym. I być może właśnie to nas tak wzrusza. Nie trzeba być antropologiem, aby zrozumieć, że artyści z Lascaux byli takimi samymi ludźmi jak my, zdolnymi podziwiać naturę, pojąć jej siłę i niebezpieczeństwo, piękno i tajemnicę, i przedstawić to wszystko z niezwykłą sugestywnością.
Trudno uwierzyć, że tych samych ludzi nie fascynowało także sklepienie niebieskie. Jednak, można by na to odpowiedzieć, mamuty i bizony tak mocno, wręcz bezwzględnie, przykuwały ich uwagę, ponieważ to właśnie od tych zwierząt zależało przetrwanie ludzi czy istnienie ich rodzin i plemion. Jakie znaczenie mogło mieć natomiast dla nich rozgwieżdżone niebo?
Kiedy podczas bezksiężycowych nocy Słońce zachodziło za wzgórzami, za horyzontem wielkiego stepu, niewyobrażalna dla nas ciemność pochłaniała powoli cały krajobraz, ustępując miejsca jedynemu bohaterowi: czarnemu niebu haftowanemu gwiazdami.
Jest noc, wszystko wokoło cichnie. Grupa osób wypoczywa, podczas gdy dwóch ludzi przykucniętych obok wielkiego głazu strzeże licznej rodziny. Ciemność w tę zimną noc zdaje się wzmacniać nawet najsłabsze odgłosy, które od czasu do czasu zakłócają spokój dwóch strażników. Złowrogi szmer porusza najbliższe paprocie, ale trwa to tylko chwilę. Potem zalega cisza. Równina jest niewidoczna, przykryta ciemnością. Szlak Drogi Mlecznej bieleje niczym piana fali na czarnym sklepieniu nieba. Ten spektakl delikatnych i cichych świateł jest dobrze znany dwóm ludziom z Cro-Magnon, którzy nie poświęcają mu wiele uwagi. Panuje kompletna cisza. Żaden odgłos nie wydobywa się nigdy z gwiazd. Niespodziewanie, ale nie przerywając ciszy, błyszcząca linia bardzo szybko przecina niebo, przebiegając przez dużą jego część. Jeden z dwóch ludzi zauważa to, odwraca się i przygląda światłu, śledząc je wzrokiem, potem zwraca się do swojego towarzysza, ale nie jest zaniepokojony. Wiele razy widział coś takiego, wie, że nie ma się czego bać. Nic niebezpiecznego nigdy nie przyszło z gwiazd. Chwilę później podnosi się, robi kilka powolnych kroków, opiera się o wielki głaz i znów wpatruje się w jedyną rzecz, którą może dostrzec: w niebo. I znowu widzi w górze tę samą małą grupkę gwiazd, niepowtarzalnych, położonych blisko siebie. Są mniej więcej w tym samym miejscu, w którym były poprzedniej nocy, i jeszcze poprzedniej. Może przypominają mu niewielkie stadko ptaków, gniazdo albo kto wie co jeszcze. A nieopodal widzi znowu tę samą ognistoczerwoną gwiazdę: ma dokładnie ten sam kolor, co podbiegłe krwią oko zranionego tura, które tak bardzo go przestraszyło, tamtym razem...
Blask świtu zaczyna być widoczny za wielkim wzgórzem, najpierw niemal niedostrzegalny, potem coraz bardziej wyraźny. Niebo z czarnego staje się ciemnogranatowe i z tej strony już prawie wszystkie gwiazdy znikły. Zarysowuje się już profil horyzontu, krzewów otaczających wioskę, sylwetki pobliskich chat. Rzeczy wyłaniają się z pustki, jakby to był pierwszy świt świata. W strażnikach narasta poczucie bezpieczeństwa, wiedzą, że niedługo pojawi się Wielkie Światło, ponownie hojne i silne, to światło, które ogrzewa ciało i wraca z obietnicą życia.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------