Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Wielkie bankructwo umysłowe. Rzecz o skrajnym sceptycyzmie naukowo-filozoficznym - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wielkie bankructwo umysłowe. Rzecz o skrajnym sceptycyzmie naukowo-filozoficznym - ebook

Cechą najbardziej znamienną umysłowości w obecnej doby jest, jak powszechnie wiadomo, przewaga materializmu i pozytywizmu. Ludzie, zajmujący się zagadnieniami umysłowymi wyższego rzędu, przesyceni i znużeni jałowymi spekulacjami, zażądali filozofii opartej na danych dotykalnych, na faktach oczywistych, niezbitych. Ponieważ zdało im się, iż takie dane znaleźć można tylko w dziedzinie empiryzmu, czyli zmysłowych doświadczeń, przeto za kryterium prawdy, dostępnej dla człowieka, ogłosili przede wszystkim, a nawet wyłącznie, świadectwo zmysłów. ″Prawda, rzeczywistość, zmysłowość – to rzeczy jednoznaczne. Prawdą jest to jedynie, co nie potrzebuje żadnego dowodzenia, co jest pewne bezpośrednio i samo przez się, co jest stanowcze, niewątpliwe i jasne jak słońce. Powstała, jak się ktoś wyraził, nowa ″religia faktów pozytywnych″, mająca swoich zagorzalców i swoje tłumy bezmyślnych czcicieli. Poczynione jednocześnie na wielu polach przyrodoznawstwa znakomite odkrycia wzmocniły niemało wiarę materialistów w pewność ich doktryny. Autor w niniejszym opracowaniu zajmuje się zagadnieniami i postaciami dotyczącymi sceptycyzmu naukowo-filozoficznego w ujęciu katolickim (przedsoborowym, a więc tradycyjnym nie zaś modernistycznym).

 

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7950-463-3
Rozmiar pliku: 118 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I. Poglądy na wartość wiedzy ludzkiej: optymistyczne, umiarkowane i pesymistyczne (sceptyczne).

Poglądy na wartość wiedzy i w ogóle na doniosłość zdobyczy, dokonanych przez umysł ludzki od zaczątków badania i rozmyślań aż do dni naszych, podzielić można na trzy rodzaje: na poglądy optymistyczne, umiarkowane i pesymistyczne. Jedni spomiędzy ludzi wykształconych, ci zwłaszcza, którzy sami nie uprawiają żadnego działu nauki i korzystają jedynie z owoców badań cudzych, są po większej części pełni uwielbienia dla rezultatów, osiągniętych dotychczas przez wielowiekową pracę uczonych i filozofów. Są to entuzjaści wiedzy. Sławni badacze i myśliciele stali się dla nich czymś w rodzaju mitologicznych półbogów, którym oddają cześć niemal bałwochwalczą. Widok wielkich księgozbiorów, wspaniałych pracowni, obserwatoriów, muzeów itp. przejmuje ich uczuciami podziwu i zachwytu, które mało się różnią od wrażeń, jakich doznawał np. Grek starożytny, wstępujący w progi świątyni Zeusa albo Pallady. Rozum, mówią oni, jest siłą najcelniejszą i najpotężniejszą w liczbie czynników natury. Rozum astronomów przeniknął w niezmierzone przestwory wszechświata i zbadał mechanizm zjawisk niebieskich, o którym przez długi szereg stuleci najfałszywsze panowały pojęcia. Geologowie zajrzeli w głębiny skorupy ziemskiej, oznaczyli okresy jej formacji, odkryli mnóstwo szczegółów, dających nam poznać przeddziejową epokę naszej planety i pierwsze jej twory. Fizyka ujarzmiła siły przyrody, wykryła wielkie prawo ich zachowania, czyli niezniszczalności, a zarazem dowiodła, że wszystkie one są jednorodnymi co do istoty i tylko w objawach różnymi odmianami ruchu. Chemia rozłożyła materię na kilkadziesiąt składowych jej pierwiastków, która to liczba, w miarę doświadczeń, zmniejszać się będzie z pewnością. Geografia, zoologia, botanika i mineralogia zapoznały nas z powierzchnią całego niemal globu ziemskiego i ze wszystkimi prawie jego tworami, tak obdarzonymi życiem, jak i martwymi. Biologia rozwiązała zagadkę życia, odkryła bowiem pierwszy jego element – komórkę organiczną i główny warunek – przemianę materii. Różnica między światem ustrojowym i nieorganicznym zaciera się coraz więcej przy świetle doświadczeń chemików i biologów, a z czasem zniknąć musi. Dzięki badaniom historycznym znane są nam drogi, którymi kroczyła ludzkość od stanu barbarzyństwa aż do obecnego rozkwitu cywilizacji; dziś już rozumiemy przyczyny wszystkich ważniejszych wydarzeń przeszłości. Mitologia opowiada nam dziecinne próby ludów pierwotnych w celu rozwiązania zagadki świata i życia, tudzież zjednania sobie i wyzyskania żywiołów przyrody za pomocą obrzędów i ofiar. Etnografia ujęła w system pochodzenie i pokrewieństwo narodów, w czym wielkie usługi okazała jej archeologia i językoznawstwo porównawcze. To ostatnie, badając przemiany wyrazów i ich znaczenia, oraz środki objawiania myśli w ogóle, rzuciło zarazem wiele światła na początki rozumu i rozwój pojęć ludzkich. Socjologia, statystyka i ekonomia polityczna, stosując do zjawisk zbiorowego życia ludzkiego metodę przyrodniczą, wykazały, że społeczeństwa są organizmami, które się rodzą, wzrastają, dojrzewają, starzeją się i zamierają, oraz że prawa, rządzące tymi organizmami, wypływają z ogólnego prawodawstwa natury. Tym sposobem umiejętności te ustaliły, na gruncie faktów pozytywnych, najtrzeźwiejsze zasady dobrobytu i szczęścia narodów. Najmłodsza wreszcie z nauk, psychologia doświadczalna, traktowana również jako jeden z odłamów przyrodoznawstwa, wyświetla tajniki ducha ludzkiego i prawa jego rozwoju. Potrzebaż mówić o znakomitym rozkwicie nauk matematycznych, o tryumfach medycyny, o świetnych zastosowaniach naukowych w praktyce życia, o tysiącach genialnych odkryć i wynalazków? Rozum, uzbrojony orężem wiedzy, czyni wyłom po wyłomie w twierdzach tajemnic świata, czego owocem jest ten coraz jaśniejszy i trzeźwiejszy pogląd na rzeczy, będący udziałem i chlubą oświeconych umysłów. Nauka dostarcza odpowiedzi krytycznych na wszystkie najżywotniejsze zagadnienia życia, a samo to życie pod wpływem nauki uszlachetnia się i coraz większej nabiera wartości. Im więcej ludzkość gromadzi materiału naukowego, im głębiej rozmyśla, tym pewniejszym staje się jej poznanie rzeczywistości, tym bogatszą skarbnica prawdy. Taką jest zwykle mowa optymistów i entuzjastów wiedzy, pozostających na tym etapie umysłowego rozwoju, który przez filozofów zwany bywa niekiedy rationalismus vulgaris.

Wielu natomiast rzeczywistych pracowników nauki znacznie skromniejsze ma pojęcie o wiedzy. Nie odmawiając jej zgoła wszelkiej wartości realnej, wyznają ci pracownicy, że wiedza jest czymś niezmiernie małym, słabym i względnym wobec ogromu tajemnic i zagadek bytu. Przypominają oni przede wszystkim tę prawdę elementarną, a tak często zapominaną, że ziemia, na której żyć nam wypadło, jest tylko ziarnkiem piasku w oceanie wszechświata, że my, ludzie, jesteśmy pyłkami lub raczej mikrobami, przyczepionymi do tego ziarnka, że więc zakres naszego poznania musi być proporcjonalnym do zajmowanego przez nas stanowiska.

Wzrok astronomów, przy pomocy najsilniejszych nawet teleskopów, obejmuje przestrzeń aż do śmieszności małą w porównaniu z nieskończonością przestworów niebieskich. ″Nasze rozumowania o wszechświecie – pisze Kamil Flammarion – warte są z pewnością tyleż, co rozmowy dwóch mrówek o historii Francji″. Najgłębsze nawet kopalnie i studnie artezyjskie w stosunku do średnicy samej tylko ziemi są, zdaniem geologa Nöggerath’a, jakby cięciami komara. ″Nic albo prawie nic nie wiemy o wewnętrznej budowie i własnościach ciał tak organicznych, jak i nieorganicznych″, powiada Balfour Stewart. ″Przemiana ciepła i siły chemicznej – mówi Bain – wytwarzanie jednego przez drugie według woli dokonywa się w warunkach, które na ogół można z niejaką ścisłością oznaczyć, lubo szczegółów tej przemiany wcale nie rozumiemy″. ″Fizjologia, pisze jeden z lekarzy niemieckich – nie daje nam odpowiedzi na tysiączne pytania i ucieka się do hipotez, które są nieraz jeszcze dziwolężniejsze (noch haarsträubender sind), niż hipotezy starej metafizyki″. Zdaniem tak kompetentnego sędziego, jak Klaudiusz Bernard, fizjologia dzisiejsza znajduje się jeszcze na tym stopniu rozwoju, na jakim była alchemia przed powstaniem chemii. ″Zarówno fizyka, jak i chemia, są słowa Haeckla – te nauki ścisłe, te mechaniczne podstawy wszystkich innych nauk, opierają się na samych niedowiedzionych hipotezach. Chemia stoi na słabszych jeszcze nogach niż fizyka i jest mniej jeszcze uzasadnioną niż ona. Cały gmach chemii teoretycznej jest prawdziwym zamkiem powietrznym, wzniesionym z samych hipotez″. ″Nie trzeba się oddawać iluzji, mówi inny przyrodnik – jakoby zasady naszej mechaniki fizycznej zawierały w sobie objaśnienie jakiekolwiek najprostszych zjawisk przyrody; wszystkie one są tylko opisami albo raczej dokładnymi definicjami okoliczności, śród których widzimy zjawiska, ukazujące się w sposób dla nas niezrozumiały″.

Jak zawiłe i niedostępne jest badanie ducha ludzkiego, dowodzi następujące zdanie Aleksandra Baina: Gdyby kamienie mówiły, mniej byłoby to dziwnym, niż fakt, że trzyfuntowa mniej więcej bryła materii, zwana mózgiem, może być siedliskiem wiedzy, pamięci, pragnień, uczuć, myśli, talentu, geniuszu i w ogóle zjawisk duchowych.

Co do medycyny, która wszystkie inne działy przyrodoznawstwa przewyższa niewątpliwie zarówno liczbą pracowników, jak i ogromem swej literatury, oto jak na jej doniosłość zapatruje się jeden z lekarzy, dr Steudel: ″Sądząc – mówi on – z obfitości przyrządów zdrowiodawczych, z rozmaitości środków i szybkości, z jaką ciągle wzrasta ich liczba, można by przypuszczać, że i postępowanie lekarskie przy łożu chorego zyskało pewniejszą podstawę, że wiedza lekarska stała się bogatszą przez owe nabytki, że więc i rodzaj ludzki mniej winien obawiać się dzisiaj przeróżnych chorób. Posiadamy bowiem środki prawie ze wszystkich królestw przyrody, odznaczające się jakąkolwiek szczególną własnością leczniczą i połączone z sobą w sposób najrozmaitszy, a nadto z każdej oddzielnej materii nauczyliśmy się wyciągać część najskuteczniejszą dla przygotowania rzekomo leczniczego pierwiastka w zgęszczeniu i najczystszej postaci. Tymczasem, niestety, obfitość środków posłużyła tylko do powiększania niepewności i samowoli w praktyce lekarskiej, gdzie powstał taki zamęt, iż każdy może postępować, jak mu się podoba″. Dr med. Paweł Niemeyer, radca sanitarny w Berlinie, wydał i opatrzył komentarzami rozprawę tegoż d-ra Steudla pod jaskrawym tytułem: ″Nihilizm, jedyna prawda w medycynie″, gdzie między wielu innymi sceptycznymi wyznaniami czytamy pod koniec, iż lekarz, któryby sumiennie informował publiczność o istocie swej wiedzy i sztuki, podobien byłby do człowieka, który, siedząc na gałęzi, jednocześnie piłuje pod sobą tę gałąź.

″Cóż my ostatecznie wiemy z historii? – pyta Ludwik Bourdeau. Bardzo mało albo prawie nic (bien peu de chose, presque rien). Z wyjątkiem niewielkiej stosunkowo liczby wydarzeń, które w rysach najogólniejszych można przypuścić na podstawie pewnej ilości świadectw jednozgodnych, wszystko inne jest dla nas niepewne. Co się tyczy szczegółów, zawsze będziemy mieli tylko prawdę cząstkową, opartą na przypuszczeniach i zawsze podejrzaną. Zadanie historyka, podobne do zadania sędziego w sprawie zawiłej, polega na wydobyciu wersji najprawdopodobniejszej z zeznań niedokładnych i sprzecznych. Historia, podobnie jak sprawiedliwość ludzka, skazana jest po wsze czasy na wnioskowanie hipotetyczne. Historie, mówi Montesquieu, są to fakty fałszywe, skomponowane na podstawie prawdziwych lub też z okazji tych ostatnich″. ″Niesprawiedliwością byłoby, dodaje Bourdeau – po 25-u wiekach badań historycznych, składać zupełne niepowodzenie dziejopisów na ich niedbalstwo lub nieudolność, ponieważ wielu z nich dla bezowocnej tej sprawy poświęciło gorliwość i talenty, godniejsze lepszej doli″.

″Ze wszystkich rodzajów badania, historia jest niewątpliwie dziedziną, która była przedmiotem studiów najrozleglejszych, najbardziej systematycznych i zarazem najbardziej bezpłodnych. Zdumiewać się trzeba zaiste, gdy się porówna ogrom włożonej pracy z nicością otrzymanych rezultatów. Przyczyną niepowodzenia tylu wysiłków jest oporna natura przedmiotu″.

Jedną z nauk nowych, nader gorliwie uprawianą w naszym stuleciu, jest językoznawstwo porównawcze. Uczeni, jak Bopp, Wilhelm Humboldt, Colebrooke, Benfey, Burnouf, Max Müller, Pott, Lepsius i wielu innych, opanowawszy z bajeczną prawie wytrwałością ogromną ilość szczegółów lingwistycznych, zdołali zaprowadzić ład pewien w chaosie zjawisk mowy ludzkiej i wyświetlili sporo zagadnień, jeśli nie zasadniczych, to w każdym razie ważnych. W stosunku wszakże do wielkiego nakładu pracy i przenikliwości, dotychczasowe rezultaty językoznawstwa są nader skąpe. Co do kwestii początku mowy, najważniejszej ze wszystkich, istnieją tylko luźne hipotezy. Etymologia znaczenia wyrazów znajduje się dotąd, zdaniem Jerzego Curtiusa, ″na stanowisku macania (auf dem Standpunkt des Tastens)″. Nawet w dziedzinie języków indoeuropejskich, najlepiej zbadanej, dzięki zwłaszcza wybornie zachowanym zabytkom piśmienniczym nader głębokiej starożytności, odnajdowanie pierwiastków i tłumaczenie przemian wyrazowych napotyka, zdaniem Whitney’a, ″nadzwyczajne trudności″. Co zaś do innych grup językowych, mówi tenże lingwista, ″z dzisiejszego stanowiska wiedzy, porównywanie pierwiastków i rozwiązywanie tą drogą różnych pierwszorzędnego znaczenia problematów etnograficznych jest połączone z tylu niepewnościami i niebezpieczeństwy, że nie można mu przypisywać żadnej wartości. Przynajmniej to, co próbowano zdziałać w tym kierunku dotychczas, jest bez znaczenia; czy przyszłość dokona czegoś lepszego, zostawmy to przyszłości. Kto jednak zna trudności badania, ten niełatwo będzie budował nadzieje na porównywaniu pierwiastków″.

Niepewność, zmienność i chaos doktryn ekonomii politycznej, która, jak się wyraził Roscher, ″co kilka lat powinna by ogłaszać nowe przerobione wydanie swojego ideału″, są powodem, że niektórzy ekonomiści odmawiają jej zgoła charakteru umiejętności w ścisłym znaczeniu tego słowa. ″Metoda ekonomii politycznej – twierdzi Espinas – nie jest metodą nauki″; jest to raczej ″sztuka, dążąca nie do prawdy, lecz do powodzenia (non a la vérité, mais au succes)″, tj. do udzielania rad praktycznych stosownie do potrzeb bieżących i okoliczności. ″Jako sztuka, musi ekonomia polityczna zmieniać się podobnie jak rolnictwo, żegluga, przemysł, strategia, jak zasady wychowania, rządu itp.″. Tylko traktując ekonomię nie jako naukę, lecz jako nieujętą w ścisłe metody sztukę zaradzania jako tako potrzebom chwili, można, zdaniem Espinas’a, ″wyzwolić ją z tej wewnętrznej sprzeczności między tym, co ona przyrzeka, a tym, co dać może, która to sprzeczność podała teorie ekonomistów w dyskredyt aż nadto zasłużony″.

Zdawałoby się, że statystyka, jako oparta na cyfrach, powinna być umiejętnością pewną i ścisłą. Nadzieje naukowe, budowane na wykazach i wnioskach statystycznych, są nieraz bardzo rozległe. Bourdeau np. przepowiada, że statystyka dokona z czasem radykalnego przewrotu w historiografii. To jednak nie przeszkadza mu uczynić następującego zastrzeżenia: ″Roztropność, podejrzliwa z natury, radzi nie wierzyć łatwo w nieomylność, którą statystycy chcieliby sobie przywłaszczyć. Wiele wykazów, rzekomo urzędowych, nie zasługuje na większe zaufanie, niż opowiadania fantazyjne. Niedokładne obrachunki, uogólnienia lekkomyślne, niekiedy chęć błyszczenia ścisłością zarówno drobiazgową, jak niemożliwą, były przyczynami wielu wniosków urojonych i błędnych″. Ludzie nie łatwowierni, np. Thiers, określali statystykę jako ″sztukę oznaczania ściśle tego, czego się nie wie″, lub jako ″umiejętność nudnego oszukiwania publiczności za pomocą grupowania cyfr″. ″Trzeba mieć odwagę powiedzieć szczerze: nauka ta, pochodzenia tak niedawnego, jest jeszcze w szkole; lecz z czasem się wykształci″. Jeden z wybitniejszych przedstawicieli tej nauki, Lüder, zwątpił radykalnie o jej wartości. Statystyka, jego zdaniem, jest ″zbiorem kłamstw, mrzonek i nieużyteczności″. ″Najlepsze lata swego życia, powiada – poświęciłem statystyce, wykładałem ją setkom młodzieńców różnego stanu... teraz zwracam oręż przeciw sobie samemu i odwołuję poprzednie swe mniemania″. Haushofer, nie podzielając bynajmniej takiego pesymizmu, dodaje wszelako, iż ″utyskiwania Lüder’a, który wyprzedził o wiele swój czas, są do pewnego stopnia uzasadnione″.

″Kto jako nowicjusz wkracza w dziedzinę wyższej nauki, pisze Otto Liebmann – tego zdumiewa i przeraża iście dziewiczy las wszelakich teorii, przez które, jak przez bujne zarośla cierniowe, przebrnąć jest prawie niepodobieństwem. W tym lesie znajdujemy trudne i powikłane zagadnienia, rozwiązywane raz w tym, drugi raz w biegunowo przeciwnym sensie, i to przy pomocy nadmiaru spostrzeżeń, doświadczeń, hipotez i fikcji. Ze wszystkich stron czyhają na nas polemiczne kolce i ostrza gwałtownie powaśnionych mniemań prywatnych; człowiek się skłania raz w tę, drugi raz w ową stronę; gdy uczynisz krok naprzód, coś cię wnet zatrzymuje z tyłu, tak, iż tylko powoli postępować można″. ″Raczej widzowie pracy naukowej, niżeli sami pracownicy, żywią przesadzoną wiarę w potęgę rozumu i jego zdobycze; wiara ta bywa najczęściej tym silniejszą, im kto mniej obcuje z naturą″ – powiada Herbert Spencer. ″Człowiek ściśle uczony, chętnie idący za nauką wszędzie tam dokąd go ona prowadzi – są słowa tegoż filozofa – przekonywa się coraz głębiej, z każdym nowym odkryciem, że wszechświat jest niedostępnym zagadnieniem, i czuje silniej niż ktokolwiek inny, najzupełniejszą nieprzystępność najprostszego faktu samego w sobie. On jeden widzi istotnie, że poznanie bezwzględne jest niemożliwym; on jeden wie, iż na dnie każdej rzeczy spoczywa niezgłębiona tajemnica″.

Wyznania powyższe, których liczbę można by znacznie powiększyć, brzmią bardziej niż skromnie. Niemniej wszakże autorzy ich, poczytując wiedzę ludzką za siłę nader ograniczoną i wątłą po większej części przyznają jej do pewnego stopnia cechę realnej pewności i żywią nadzieję, że badania późniejsze nie omieszkają pewności tej pod wielu względami rozszerzyć i wzmocnić.

Tymczasem pesymiści poznania, skrajni sceptycy, wszelką wiedzę, zrozumienie jakiejkolwiek rzeczywistości i w ogóle pewność poczytują za urojenie, a cały dorobek naukowo-filozoficzny ludzkości za ″uczone nieuctwo″ i za bezwiedne albo świadome ″okłamywanie siebie samego″. Na słynne pytanie Montaigne’a: Que sais-je? Odpowiadają oni albo że nic nie wiedzą albo że mają świadomość tylko swych osobistych (inaczej subiektywnych albo podmiotowych) wrażeń, wyobrażeń i pojęć, poza które przekroczyć nie jest w mocy człowieka.

Ten właśnie sceptycyzm, to wielkie bankructwo umysłowe, wielkie ze względu na rozmiary i znakomite osobistości, które się stały jego ofiarami – jest przedmiotem mej pracy niniejszej.

Pod adresem czytelników, niewtajemniczonych w arkana filozofii, uważam za właściwe nadmienić już na tym miejscu, iż, oprócz najpopularniejszej nazwy sceptycyzmu, bankructwo to, będące jednym z najbardziej charakterystycznych i najciekawszych zjawisk w dziejach myśli ludzkiej, nosi inne jeszcze, lecz całkiem jednoznaczne imiona. Mienią je pyrronizmem (od nazwiska Pyrrona, sceptyka greckiego z IV-go wieku przed Chr.), iluzjonizmem absolutnym i nihilizmem poznania; występuje też ono pod imieniem krytycyzmu, fenomenalizmu, subiektywizmu, podmiotowego bezwzględnego idealizmu lub tylko idealizmu; wreszcie nazywa się nominalizmem i solipsyzmem (na wyraz ten proszę zwrócić szczególną uwagę), a w czasach najnowszych agnostycyzmem. Do tego ostatniego terminu mają predylekcję szczególniej nowsi filozofowie angielscy.

Praca moja nie będzie bezużyteczną, jeśli choć w drobnej mierze przyczyni się do zawarcia pokoju między wiedzą a wiarą; jeżeli w kimkolwiek z uprawiających niwę naukową, osłabiwszy pychę umysłu, wzbudzi zbawienne uczucia pokory i szacunku dla wiary, czytelnikom zaś religijnym, jeśli posłuży za komentarz do tych słów Pisma Świętego: ″Pojmam mędrce w chytrości ich″ (1 Kor. 3, 19), i: ″Pan zna myśli człowiecze, iż są marne″ (Ps. 93, 11).II. Kwintesencja skrajnego sceptycyzmu. Iluzjonizm absolutny. Solipsyzm.

Zanim poznamy bliżej głównych przedstawicieli nowoczesnego radykalnego sceptycyzmu, wypada naprzód streścić w rysach zasadniczych jego teorię, aby czytelnik z góry wiedział, czym jest w istocie ten, iż tak rzekę, fanatyzm logiki, ta namiętność doprowadzania racjonalistycznych konsekwencji do granic ostatecznych. Uczynić to można z całym bezpieczeństwem, sam bowiem obiektywny wykład tej teorii jest już dostatecznym jej potępieniem. Nie ulega wątpliwości, iż przewrotna argumentacja sceptycyzmu, mimo całą grozę swych założeń i wniosków, nikogo stanowczo nie przekonywa. Każdy człowiek, zdrowy na umyśle, nie wyłączając nawet samych krańcowych zwolenników filozoficznego wątpienia, względem argumentacji sceptycyzmu zachować się musi przynajmniej... sceptycznie i powiedzieć może, co wyrzekł Byron o teorii anglikańskiego biskupaBerkeley’a, którego poznamy później jako najgłośniejszego w nowych czasach propagatora pyrronizmu:

Gdy biskup Berkeley rzekł: ″Materii nie ma″,

Bez treści zdało się być takie zdanie.

Jednakże mówią, że próby wytrzyma.

Że mózg najtęższy jest za wiotki na nie.

Lecz któż w nie wierzy? Gdy swymi oczyma

Zobaczę, że się ciało niczym stanie,

Uwierzę, iż świat jest złudą, iż zdrowy

Rozsądek noszę, chociaż nie mam głowy...

(″Don Juan″, pieśń XI).

Dla kogo powaga Kościoła jest portem i kotwicą w żegludze żywota, kto wyznaje teorię poznania, głoszoną przez sławnych mistrzów scholastyki: św. Anzelma, św. Tomasza z Akwinu i Jana Duns-Scota; kto idzie za Arystotelesem, Bacon’em z Werulamu i Leibnitz’em, słowem, kto się trzyma tak zwanego umiarkowanego realizmu, ten z pewnością zdrowego rozsądku nie wyrzecze się nigdy i rozumowaniu sceptyków słuszności nie przyzna.

Największa liczba argumentów krańcowego sceptycyzmu skierowana jest przeciw istnieniu zewnętrznego świata materii. Wszystkie ciała, zwane materialnymi, wszystkie góry, morza, rzeki, drzewa, miasta i organizmy żyjące, słowem wszystko, o czym się mówi, że podpada pod zmysły, że istnieje zewnętrznie jako przedmiot widzialny i dotykalny, jest, według doktryny, która nas zajmuje, produktem złudzenia, albowiem wszelkie zjawisko, zwane ciałem, istnieje nie zewnątrz umysłu, ale w samym umyśle jako jego wyobrażenie. ″All those bodies which compose the mighty frame of the world have no subsistance without the mind. (Wszystkie ciała, tworzące olbrzymią postać świata, nie istnieją poza umysłem)″. W tych słowach Berkeley’a i w często przez sceptyków niemieckich używanej formule: Die Welt ist nichts als unsere Vorstellung (świat jest niczym więcej, tylko naszym wyobrażeniem) streszcza się cały system. Ponieważ jednak na przekór temu, że cały świat materialny istnieje tylko w naszym umyśle, jako czysto osobiste nasze wyobrażenie, ludzie uważają zawsze tenże świat materialny za coś zewnętrznego i zgoła niezależnego od umysłu, oczywistą jest rzeczą, powiadają sceptycy, że ludzie są ″ofiarami ciągłego szachrajstwa natury (Opfer der beständigen Naturprellerei)″, jak się wyraził pewien pyrronista niemiecki. Życie człowieka świadome jest więc niczym więcej, tylko senną halucynacją. Życie snem a świat złudzeniem – taka jest kwintesencja radykalnego sceptycyzmu, który z tej właśnie racji przezywany też bywa iluzjonizmem absolutnym. (Dowodzenie iluzjonistów na korzyść potwornej albo, lepiej mówiąc, potwornie humorystycznej tezy, że zewnętrznie, poza umysłem, nie istnieje nic, że więc świat cały jest halucynacją, wytworzoną przez prawa (asocjacje) myślenia i czucia, sprowadza się do następujących trzech punktów głównych: Po pierwsze, mówią oni, każda rzecz, będąca częścią składową świata, zwanego materialnym, musi istnieć kiedyś i gdzieś, czyli znajdować się w czasie i w przestrzeni. Czas dzieli się na wieki, lata, miesiące, godziny i minuty, które nie bytują w naturze jako coś zewnętrznie realnego, ale są jedynie pojęciami, mającymi siedlisko tylko w umyśle. Tak samo rzecz się ma z przestrzenią, której części takie, jak mile, wiorsty, sążnie i łokcie, nie istnieją również zewnętrznie, ale są pojęciami umysłu. Nikt nie widzi ani stulecia, ani mili, ani godziny i sążnia, każdy je sobie tylko wyobraża. Czas i przestrzeń istnieją tylko w umyśle, że zaś wszystkie przedmioty, zwane materialnymi, muszą istnieć w czasie i przestrzeni, przeto wszystkie przedmioty istnieją tylko w umyśle!! Po drugie, wszystkie rzeczy materialne poznajemy tylko przez ich przymioty, takie jak: smak, woń, barwa, forma, ciężar itd. Otóż zdaniem iluzjonistów, wszystkie te przymioty rzeczy są niczym więcej, tylko naszymi uczuciami i pojęciami, które całkiem błędnie przerzucamy na zewnątrz i przypisujemy rzeczom. Leży np. kawałek cukru. Dotykam go, rozumuje sceptyk, do języka i doznaję uczucia przyjemnego, które nazywam słodyczą; na tej zasadzie powiadam, że słodycz jest w cukrze. Tymczasem grubo się mylę, bo słodycz jest we mnie, w moim umyśle. Jeżeli bowiem zamiast kawałka cukru wezmę rozżarzony węgiel lub ostrą szpilkę i dotknę do tegoż mego języka, wówczas doznam uczucia bólu. Rozumując w tym razie tak samo, jak poprzednio o cukrze, winien bym powiedzieć, że ból istnieje w węglu lub szpilce. Tymczasem ponieważ ból nie istnieje w węglu ani w szpilce, tylko w moim umyśle (w mojej świadomości), przeto i słodycz istnieje nie w cukrze, ale w moim umyśle. Podobne rozumowanie stosują sceptycy i do wszystkich innych przymiotów materii, usiłując udowodnić, że wszystkie one są jedynie uczuciami albo pojęciami, istniejącymi wyłącznie w umyśle. Forma np., jako zbiór linii i powierzchni, jest rodzajem przestrzeni, będącej produktem pojęciowym; twardość jest uczuciem oporu, ciężar uczuciem ucisku; ciepło i zimno są także tylko uczuciami przyjemnymi albo przykrymi itd. Słowem, zdaniem iluzjonistów, jemy tylko uczucia i pojęcia, pijemy uczucia i pojęcia, przyodziewamy się i oddychamy samymi uczuciami. Niektórzy posuwają się do wyraźnego twierdzenia, że umysł jest twórcą całego świata ze wszystkimi jego zjawiskami, istotami, rzeczami!! Po trzecie, życie na jawie, dowodzą sceptycy, nie różni się niczym zasadniczo od sennego marzenia. We śnie, powiadają, równie głęboko jesteśmy przekonani o zewnętrznym istnieniu nieistniejących zewnętrznie przedmiotów, ludzi, zwierząt, sytuacji itp., jak na jawie wierzymy w istnienie naszych żyjących braci, krewnych, przyjaciół, naszych domów, miast itd. Jawa jest tylko snem konsekwentniejszym, dłużej trwającym i bardziej urozmaiconym od tego, co się zowie snem zwykłym. Tak twierdzi między wielu innymi najznakomitszy może z uczonych XIX-go stulecia, wielki badacz ″natury″ i ″rzeczywistości″, Hermann Helmholtz, wyraźnie – Helmholtz!!... Szczegółowiej będzie o tym mowa poniżej).

Abyssus abyssum invocat. Sceptyk, nieuznający żadnego hamulca dla rozumu, nie cofa się przed niczym i brnie jeszcze dalej w rozpaczliwym swym wnioskowaniu. Ponieważ, mówi, ″niezbitym″ jest pewnikiem, że wszystkie ciała, zwane materialnymi, są złudzeniami, przeto i moje własne ciało oraz wszyscy bez wyjątku ludzie, którzy także przedstawiają mi się tylko jako ciała, czyli bryły materii, są również złudzeniami. Stąd wniosek oczywisty, że byt realny ma tylko moje ″ja″ bezcielesne ze swymi również bezcielesnymi uczuciami, wyobrażeniami i pojęciami, których pewne kombinacje wytwarzają w tymże ″ja″ fantasmagorię wszechświata. Istnieję więc tylko ja, snujący halucynacje w chronicznej jakiejś malignie!...

Do tej ostateczności doprowadzony sceptycyzm nosi w terminologii filozoficznej nazwę solipsyzmu (od słów łacińskich solum = jedynie i ipse = sam), który to termin winien by, zdaniem moim, być zastąpiony przez wyrazy: ″solegoizm″ lub grecki ″monegoizm″, równie barbarzyńskie, ale dokładniejsze pod względem etymologicznym. Po polsku nazwać by to można, naśladując Trentowskiego, doktryną ″samojaźni″.

Solipsyzm tedy, solegoizm czy monegoizm albo samojaźń – tak się ma nazywać najwyższa mądrość człowiecza, taki jest plon ostateczny rozmyślań i badań, który głodem prawdy trawiona ludzkość otrzymała od racjonalizmu i niezależnej filozofii nowoczesnej, wyposażonej i wspartej tylu zdobyczami nauki!

Kto wie jakie usposobienie przeważa w świecie filozofów i uczonych, kto zna zarozumiałość i dumę tego cechu, ten się łatwo domyśli, iż w takiej formie, w takiej nagocie, bankructwo swoje nie wszyscy sceptycy obwieszczają światu. Są oni przecież najczęściej członkami akademii, profesorami uniwersytetów, redaktorami czasopism, autorami dzieł i traktatów. Obwijają tedy, jak mogą, w bawełnę nicość swej wiedzy i niemoc rozumowania, zamydlają oczy potokiem frazesów, hipotez, przenośni i sofizmatów; wymawiając: dwa razy dwa, dodają zaraz z powagą i namaszczeniem, że znaczy to nie cztery, lecz... pięć bez jednego. Nie brak wszakże i szczerych, którzy okazują ranę swego umysłu w całej szerokości i głosząc teorię, że ″świat jest niczym więcej, tylko naszym wyobrażeniem″, przyznają się do ostatecznej nędzy filozoficznej, do absolutnego iluzjonizmu, który jest niczym innym, tylko – solipsyzmem.

Czytelniku, wierz mi, ja nie przesadzam: z czarnego na białym, z wyznań najgłośniejszych filozofów i naturalistów – fizyków i fizjologów – przekonasz się o tym w dalszym ciągu mej pracy. Ja z całą świadomością i bólem głębokim piszę te słowa. Tyle wieków, tyle pokoleń walczyło o rzekomo najwyższe dobro, o swobodę myśli; tyle krwi dla tej swobody wylano; tyle umysłów pracowało – i po co? Żeby dojść do zwątpienia zwątpień do – solipsyzmu; żeby nie mieć nawet pewności, czy istnieje ziemia, czy istnieją ludzie, czy biją bratnie serca! ażeby wiedzę wszelką poczytać za urojenie, za uczone i wyrafinowane okłamywanie siebie samego! Okrutniejszej ironii pomyśleć niepodobna. Liberalizm myśli, racjonalizm bezwzględny ścigał mamidło swej prawdy, ścigał je uporczywie i długo; chciał zburzyć po drodze wszystko, co mu opór stawiało; wypowiedział wojnę wierze w Boga i cnotę, drwił z ideałów i nadziei ludzkości. Wreszcie pean tryumfu śpiewając, zdobycz swą pojmał... Wiemy, jaka to zdobycz!III. Kartezjusz, początkodawca nowoczesnego sceptycyzmu. Błażej Pascal. Piotr Bayle. Hieronim Hirnheim. Agryppa von Nettesheim.

Za ojca filozofii nowoczesnej, a zarazem i sceptycznego jej nastroju, uważać należy René Descartesa, znanego także pod łacińskim pseudonimem Kartezjusza (ur. 1596, um. 1650). Mąż ten z powodzi zwątpienia, która go porwała, uratował wprawdzie wiarę w Boga, duszę i moralność, jednakże zalecając jako nieodzowny punkt wyjścia w celu poznania prawdy fatalną zasadę: De omnibus dubitandum (należy wątpić o wszystkim), dał impuls rwistemu potokowi skrajnego sceptycyzmu, który następnie coraz szerszym płynął i płynie łożyskiem. Posłuchajmy, w jaki sposób opowiada Kartezjusz rozwój swego myślenia, które go zawiodło nad przepaść bezgranicznego sceptycyzmu.

″Już przed laty zauważyłem, pisze on w swoich ″Rozmyślaniach nad zasadami filozofii″, ile to ja od dzieciństwa fałszów przyjmowałem za prawdę, a tym samym, jak wątpliwym jest to wszystko, co na nich opierałem. Toteż przekonałem się, że muszę raz w życiu zupełnie odrzucić wszystkie poprzednie mniemania, i zacząć znowu od pierwszych fundamentów, jeżeli pragnę utrwalić w nauce coś pewnego i stałego. Lecz zadanie to wydało mi się ogromnym i dlatego też wyczekiwałem owych dojrzałych lat, po których odpowiedniejsze do studiów naukowych już nie następują. Ale wskutek tego zwlekałem już tak długo, że popełniłbym w końcu wielki błąd, gdybym na namyślaniu się strawił resztę czasu, który mi został do działania. Toteż dzisiaj, uwolniwszy umysł od wszelkich trosk i mając czas wolny po temu, odszukałem ustronie, aby poważnie i swobodnie oddać się ogólnemu burzeniu dotychczasowych mych mniemań″. – ″Wszystko to, co do dziś dnia uważałem za najpewniejszą prawdę, otrzymywałem od zmysłów, czyli przez zmysły. Zauważyłem jednak, iż zmysły często w błąd wprowadzają, a mądrość wymaga, abyśmy nie wierzyli tym, którzy choćby raz jeden nas oszukali. Lecz chociaż zmysły mylą nas co do bardzo małych lub też zbyt oddalonych zjawisk, o wielu jednak innych rzeczach wątpić zupełnie nie mogę, chociaż je poznaję za pośrednictwem zmysłów. Tak np. wiem za pomocą zmysłów, że znajduję się tutaj, że siedzę przy kominku w zimowej odzieży, dotykam się tego tu papieru i tym podobne. Z jakiej racji mógłbym zaprzeczyć, że posiadam te oto ręce i to ciało? Zaprzeczając temu, byłbym podobny do owych obłąkanych, których mózg skutkiem wyziewów czarnej żółci tak jest rozstrojony, iż uporczywie utrzymują, że są królami, chociaż w największej znajdują się nędzy, lub że są odziani w purpurę, chociaż są nadzy, lub że mają glinianą głowę, że są dyniami, albo wreszcie, że są szklani. Lecz to są wariaci, i mnie mianoby również za szalonego, gdybym ich naśladował. Tak by się zdawało, a jednak, czyż nie jest człowiekiem, który w nocy śpi, a we dnie widzi te same rzeczy, czasem jeszcze nieprawdopodobniejsze od tych, które obłąkani widzą na jawie? Jakże często śni mi się w nocy, że siedzę sobie ubrany w tym miejscu, gdy tymczasem spoczywam na łóżku, a obok mnie leży zrzucone ubranie? Jednak teraz otwartymi oczyma patrzę na ten papier; głowa moja, którą poruszam, nie jest pogrążona we śnie; wyciągam rękę świadomie i z celem, i czuję, że śpiącemu to wszystko nie przedstawia się tak wyraźnie. Ale czyż nie przypominam sobie, że podobne myśli i we śnie w błąd mnie wprowadzały? Gdy się uważniej nad tym zastanawiam, widzę, że nie mogę na pewno odróżnić snu od jawy, a to wprawia mnie w takie zdumienie, że teraz właśnie, wskutek tego zdumienia, zdaje mi się, iż śpię″. – ″Liczne doświadczenia podkopały powoli wszelką ufność, z jaką wierzyłem zmysłom. I tak wieże z daleka wydały mi się owalnymi, z bliska zaś przekonałem się, że są czworograniaste, a ogromne posągi, umieszczone na ich szczycie, patrzącemu z dołu nie wydawały się wielkimi. Wskutek niezliczonych podobnych wypadków przekonałem się, że sądy moje, oparte na zmysłach zewnętrznych, były mylne, a nawet nie tylko oparte na zmysłach zewnętrznych, lecz i na wewnętrznych. Bo i cóż może być więcej wewnętrznego aniżeli ból? A jednak słyszałem niekiedy od ludzi, którym odcięto nogę lub rękę, iż czuli ból w tych członkach ciała, których byli pozbawieni. Dlatego też zdawało mi się, że nie mogę być pewnym, iż jaki członek ciała mego cierpi, chociażbym nawet doznawał w nim bólu″.

Do powyższych powodów zwątpienia dodał filozof francuski ten wzgląd zupełnie fałszywy, iż ″nigdy (?) nie odczuwamy na jawie nic takiego, o czym nie można by mniemać, iż się tego samego dozna i we śnie″. ″A ponieważ, powiada, tego wszystkiego, czego doznaję we śnie, nie wyprowadzam od rzeczy, znajdujących się zewnątrz mnie, nie widzę tedy powodu, dlaczego mam to czynić odnośnie do wyobrażeń, doznawanych na jawie″.

Ten krańcowy sceptycyzm, który mu narzucał przekonanie, że życie jest ciągłym snem a świat cały złudzeniem, napełnił duszę Kartezjusza prawdziwą rozpaczą. ″Przez rozmyślania (o śnie i jawie), pisze, wtrącony zostałem jakby w otchłań wiru morskiego. Miotam się w tym wirze, ani dla nóg nie znajdując oparcia, ani na wierzch nie mogąc wypłynąć″.

Po szerokim jednak i oryginalnym rozumowaniu doszedł Kartezjusz do wiary w Boga, i wiara ta wyzwoliła go z uścisków otchłani sceptycyzmu. ″Widzę, są jego słowa, że pewność i prawdziwość wszelkiej wiedzy zależy wyłącznie od poznania prawdziwego Boga, a z tego wynika, że, nim poznałem Boga, nie mogłem mieć pewnej wiedzy o żadnej innej rzeczy″. Gdyby sceptycy późniejsi postępowali pod tym względem tak samo, jak Kartezjusz, oszczędziliby sobie i uczniom swoim wielu męczarni umysłowych i nie doszliby do sromotnego bankructwa myśli, do którego, jak zobaczymy, przyznają się z czasem coraz otwarciej i radykalniej. ″Bojaźń Pańska początek mądrości″ (Przyp. 1, 7).

Ziarna atoli bezwzględnego wątpienia, rzucone przez Kartezjusza na grunt, odpowiednio już przygotowany przez protestantyzm, szybko poczęły wydawać trujące swe owoce. Wkrótce po zgonie autora traktatu ″O metodzie″, znakomity matematyk, a zarazem filozof, Błażej Pascal, uważający się za ″wykonawcę zemsty nad rozumem″, wygłosił te zdania rozpaczliwe: ″Śmiać się z filozofii oto najwyższa filozofia″; ″nic nie ma pewnego, tylko pyrronizm jest nie do zbicia″. Wprawdzie od zupełnego nihilizmu poznania ratował się Pascal wiarą, lecz jaką? Oto wiarą w prawdę... herezji jansenistów. Fakt ten, iż umysł tyle przenikliwy, jak autor ″Myśli″, znalazł nieco uspokojenia w tak ciasnej, marnej i niemoralnej, bo rozpaczny fatalizm głoszącej doktrynie, jaką jest herezja Janseniusza, objaśnić sobie można jedynie albo niedokładną jego znajomością pochodzenia oraz istoty tej doktryny, albo wyraźnym zboczeniem umysłowym.

Podobnie jak Pascal ratowało się kilku współczesnych z nim sceptyków. Nie można między nimi pominąć jednego, który wywarł wpływ bardzo znaczny na rozwój umysłowości późniejszej. Mówię o Piotrze Bayle (1647 – 1705). Ten, jak go zowią, Wolter XVII-go wieku, twierdząc, że rozum ludzki potężnym jest w przeczeniu i krytyce a lichym, gdy chodzi o pozytywne wyjaśnianie prawdy, zalecał również wiarę w bezpośrednie objawienie Boże, jako lekarstwo przeciw rozpaczy filozoficznego zwątpienia. Nie musiało być jednak szczerym to w zasadzie tak wysoce mądre zalecanie wiary, sam bowiem Bayle zmieniał ją bardzo łatwo. Urodzony w kalwinizmie, przeszedł później na katolicyzm, niezadługo wszakże wrócił do pierwotnego swego wyznania, aż w końcu został jawnym niemal ateuszem. Jego słynny, pod koniec życia wypracowany ″Dykcjonarz historyczno-krytyczny″ tchnie cały sceptycyzmem i złośliwą krytyką dogmatów chrześcijańskich. Odebrał on wiarę tysiącom ludzi i stał się wzorem dla późniejszej bezbożnej ″Encyklopedii″ D’Alembert’a, Diderot’a i innych zawziętych wrogów wszelkiej wiary.

Z pomiędzy pisarzów religijnych tego czasu, którzy wbrew zasadom filozofii katolickiej odmawiali wszelkiej wartości świadectwu zmysłów i rozumu, i jako antydot przeciw sceptycyzmowi szczerze zalecali wiarę, wymienić należy opata klasztoru Sion w Pradze, Hieronima Hirnhaym’a, który usiłował wykazać próżność wszelkiej wiedzy ludzkiej w obszernym dziele pod charakterystycznym tytułem: ″O zarozumiałości rodzaju ludzkiego, czyli o nauk ludzkich próżnej i czczej pysze″ (‘De typho generis humani sive de scientiarum humanarum inani ac ventoso tumore’, Praga 1676). W rozbiorze poznania ludzkiego złożył Hirnhaym niezaprzeczone dowody wybitnych zdolności krytycznych, łatwo jednakże wpada w dziwactwa, paradoksy i jednostronne doktrynerstwo. (Zob. ciekawe studium Karola Barach’a: Hieronymus Hirnhaym, 1864. Przeszło na sto lat przed ukazaniem się książki Hirnhaym’a, wyszło w Niemczech dzieło wielce do niej podobne tytułem i treścią. Mówię o traktacie ″De incertitudine et vanitate scientiarum″ (O niepewności i próżni nauk. Kolonia 1527). Autor tego traktatu, Agryppa von Nettesheim, zwątpiwszy o możliwości poznania prawdy zwykłymi środkami, rzucił się w objęcia magii, alchemii i kabalistyki, i jako autor dzieła ″De philosophia occulta″ (O filozofii tajemnej), stał się założycielem nowoczesnego okultyzmu).
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: