- W empik go
Wielkie złudzenie. Liberalne marzenia a rzeczywistość międzynarodowa - ebook
Wielkie złudzenie. Liberalne marzenia a rzeczywistość międzynarodowa - ebook
Fascynująca książka jednego z najwybitniejszych badaczy stosunków międzynarodowych, autora Tragizmu polityki mocarstw, twórcy teorii realizmu ofensywnego. Profesor John J. Mearsheimer analizuje idealistyczne złudzenia dotyczące polityki międzynarodowej i leżące u ich źródeł błędy intelektualne. Wskazuje czynniki w rzeczywistości decydujące o postępowaniu państw. Formułuje surowe oskarżenie polityki amerykańskiej ostatniego trzydziestolecia, z jej wiarą w koniec historii oraz możliwość eksportu demokracji liberalnej na cały świat. Wielkie złudzenie to manifest realizmu politycznego i doniosłe wezwanie o powściągliwość, o uznanie ograniczeń narzucanych przez rzeczywistość.
„Książka ta, podobnie jak poprzedni i wydany już w Polsce tom Johna Mearsheimera, jest (…) prawdziwą lekcją politycznej trzeźwości oraz pokazem rozsądnego wyjaśniania teraźniejszości (z delikatnym prognozowaniem przyszłości); (…) dotychczasowy przebieg wydarzeń zdaje się jedynie potwierdzać oceny i opinie J. Mearsheimera. Zgodnie z nimi, na scenę wracają narodowe interesy, polityka siły (power politics), a na najwyższym szczeblu na nowo rozpoczyna się gra mocarstw (…) co nie znaczy wcale, że bez znaczenia będzie i takie państwo jak Polska, o ile tylko odrobi lekcje politycznego realizmu. Ta książka jest jedną z najlepszych możliwych lektur właśnie pod tym względem.
prof. dr hab. Bogdan J. Góralczyk
Wielkie złudzenie (…) jest manifestem – apelem wręcz – do cnoty umiarkowania w polityce zagranicznej. (…) Mearsheimer dobitnie pokazuje zalety realizmu i umiarkowania zamiast liberalnych krucjat, powodujących więcej problemów niż rozwiązań, dużo częściej prowadzących do wojen i innych nieszczęść. Książka przepełniona jest myśleniem zrównoważonym, chłodnym, oddzielającym fakty od emocji, kalkulującym, stawianiem na mądrze rozumiane interesy narodowe. Słowem: cech, jakich w Polsce jest mało, stanowczo za mało.
dr hab. Michał Lubina
John J. Mearsheimer jest profesorem nauk politycznych na Uniwersytecie w Chicago, gdzie został wyróżniony tytułem R. Wendell Harrison Distinguished Service Professor of Political Science. Wśród jego licznych publikacji znajdują się Tragizm polityki mocarstw oraz Wielkie złudzenie. Liberalne marzenia a rzeczywistość międzynarodowa.
Spis treści
Bartłomiej Radziejewski, O pożytkach z pożegnania złudzeń. Przedmowa
do polskiego wydania
Przedmowa
I. Nieziszczalne marzenie
Ameryka wciąga liberalny hegemonizm
na swoje sztandary
Prymat natury ludzkiej
Liberalizm polityczny
Układ książki
II. Natura ludzka a polityka
Kluczowe definicje
Ograniczenia rozumu a dobre życie
„Rozum rządzi światem”
W jak małym stopniu zgadzamy się ze sobą
Dlaczego prawda jest tak nieuchwytna
Społeczna natura człowieka
Imperatyw przetrwania
Znaczenie kultury
Instytucje polityczne a potęga
Polityka w stosunkach między grupami społecznymi
Imperatyw ekspansji
Przetrwanie a kondycja ludzka
III. Liberalizm polityczny
Liberalizm polityczny
Liberalna formuła na utrzymanie porządku
Paradoksy liberalizmu
Liberalizm modus vivendi
Liberalizm postępowy
Potęga rozumu
Progresywizm bez granic
Progresywizm ograniczony
Prawa jednostki a inżynieria społeczna
Triumf liberalnego progresywizmu
Progresywizm w Ameryce
Dlaczego progresywizm wygrał
Utylitaryzm
Liberalny idealizm
Dlaczego liberalni idealiści są liberałami tylko z nazwy
Dlaczego liberalni idealiści są idealistami
IV. Rysy na liberalnym gmachu
Problem nacjonalizmu
Czym jest nacjonalizm?
Czym jest naród?
Podstawowe funkcje narodu
Dlaczego narody chcą państw
Dlaczego państwa pragną narodów
Życie z dominatorem
Potencjał współistnienia
Skąd się wzięła dominacja nacjonalizmu
Nadmierny nacisk na prawa jednostki
Fałszywy uniwersalizm
Co jest ważniejsze od praw człowieka
Przyrodzone prawa człowieka a historia
Pokusa autorytarna
V. Liberalizm jedzie za granicę
Argumentacja za liberalnym hegemonizmem
Szerzenie pokoju na świecie
Ochrona liberalizmu na arenie krajowej
Elity, opinia publiczna i liberalny hegemonizm
Liberalizm zaleca realizm
Podstawy realizmu
Historyczna rola realizmu
Realizm, prawa człowieka i wspólnota
międzynarodowa
Liberalizm a międzynarodowa anarchia
Nacjonalizm a granice inżynierii społecznej
Liberalizm modus vivendi: co by było, gdyby…
Powstanie nowożytnego systemu międzynarodowego
Realizm a powstanie nowożytnego państwa
Narody i państwa
Czy możliwe jest państwo światowe?
Anarchia z nami pozostanie
VI. Liberalizm jako źródło kłopotów
Liberalny militaryzm
Liberalizm utrudnia działania dyplomatyczne
Liberalizm a suwerenność
Destabilizacja i kosztowne porażki
Antagonizowanie najważniejszych graczy
na arenie międzynarodowej
Nawet słabe państwa są twardym orzechem
do zgryzienia
Ograniczenia inżynierii społecznej
i związane z nią zagrożenia
Koszty ignorowania geopolityki
Branie Ukrainy na cel
Bezpośrednie przyczyny
Liberalne klapki na oczach
Liberalizm za granicą osłabia liberalizm w kraju
Tajność i oszukiwanie obywateli
Erozja swobód obywatelskich
Ideologia modernizacji
VII. Liberalne teorie pokoju
Prymat przetrwania
Teoria demokratycznego pokoju
Demokratyczne instytucje a pokój
Logiki normatywne
Dlaczego normy są nieskuteczne
Teoria współzależności gospodarczej
Ograniczenia teorii współzależności gospodarczej
Prymat polityki nad ekonomią
Liberalny instytucjonalizm
Najwyższy cel: współpraca między państwami
Problem anarchii
Dlaczego jestem realistą
VIII. Argumenty za powściągliwością
Liberalizm w polityce zagranicznej to szaleństwo
Realizm a powściągliwość
Nacjonalizm a powściągliwość
Dokąd zmierzają Stany Zjednoczone?
Indeks nazwisk
Indeks nazw państw i nazw geograficznych
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-242-6609-8 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
O POŻYTKACH Z POŻEGNANIA ZŁUDZEŃ
Przedmowa do polskiego wydania
Śledząc polską debatę publiczną o sprawach międzynarodowych i polityce zagranicznej, można odnieść wrażenie, że wszyscy lub prawie wszyscy jej uczestnicy czują się realistami politycznymi. Tak się bowiem sami określają, realizmem właśnie uzasadniając nader często swoje decyzje i wypowiedzi – w każdym razie niezwykle rzadko kwestionując realizm jako podstawę myślenia. Można by więc uznać, że żyjemy w kraju realizmu politycznego. Jest jednak dokładnie odwrotnie.
Polska debata publiczna i – co ważniejsze – polska polityka zagraniczna jest do szpiku kości liberalna. (Mowa oczywiście o liberalizmie nie jako teorii ekonomicznej czy ogólnopolitycznej, ale jako teorii stosunków międzynarodowych). Priorytet szerzenia demokracji i praw człowieka przenika ją na wskroś, będąc przedmiotem konsensusu głównych sił politycznych (skądinąd tak rzadkiego w naszych realiach) i sprzyjających im liderów opinii. W konfrontacji z argumentami realistycznymi – wychodzącymi od problemu przetrwania i akumulacji potęgi – priorytet ten wygrywa: pod względem zarówno popularności w debacie, jak i przełożenia na decyzje polityczne. Dobrze widać to na przykładzie ostatniego kryzysu politycznego na – krytycznej z punktu widzenia polskich interesów narodowych – Białorusi w 2019 roku. Argumenty realistów o potrzebie koncentracji na minimalizacji wpływów rosyjskich i maksymalizacji polskich zostały – kolejny raz – zignorowane, a zwyciężyło odruchowe zdecydowane wsparcie dla demokratycznej opozycji, mimo jej ewidentnej prorosyjskości, niekiedy większej niż wykazywana przez słabnącego dyktatora Aleksandra Łukaszenkę1. Co ważniejsze, skutek tej polityki okazał się dokładnie zgodny z przewidywaniami realistów. Był nim bardzo daleko idący wzrost wpływów rosyjskich na Białorusi w wyniku zdania osłabionego wewnętrznie i izolowanego międzynarodowo Aleksandra Łukaszenki na łaskę Kremla. Mimo ewidentnej klęski polskich priorytetów narodowych na tym obszarze oznak istotnej zmiany strategii brak, luminarze liberalnej polityki wobec Mińska wydają się z siebie zadowoleni, w dodatku – ponownie – powołując się przy tym nierzadko na realizm polityczny2.
Mamy więc w Polsce do czynienia z paradoksem silnego liberalizmu w sprawach międzynarodowych, posługującego się często realistyczną (a więc przeciwstawną znaczeniowo) ornamentyką. Pogłębia to problem pomieszania pojęć i utrudnia debatę o ewentualnych zmianach polityki. Wśród najważniejszych przyczyn tego zjawiska należy wymienić niedostatek poważnej refleksji nad realizmem i w ogóle słabość teoretyczną polskich dyskusji na tematy międzynarodowe. Przy ogólnie silnym zapatrzeniu w Stany Zjednoczone klasyczne prace wielkich realistów amerykańskich – jak Hans Morgenthau i Kenneth Waltz – są właściwie nieobecne w debacie nad Wisłą. Zapewne również dlatego, że nawet w części nie zostały przełożone na język polski albo trafiły do całkowicie niszowego w naszych realiach obrotu akademickiego: bez większej dyskusji, bez rezonansu, nieraz bez dostępności w księgarniach kilka lat po wydaniu. Spośród najważniejszych książek amerykańskich realistów jak dotąd jedynie _Tragizm polityki mocarstw_ – wielki manifest teorii realizmu ofensywnego – Johna J. Mearsheimera doczekał się u nas tłumaczenia wykraczającego poza ten model, blisko dwadzieścia lat po wydaniu za Atlantykiem3. Tylko nieco lepiej jest z polskimi klasykami realizmu. Prace takich autorów jak Adolf Bocheński funkcjonują w stosunkowo niewielkich niszach wydawniczych i nie są przedmiotem szerokiej debaty ani zauważalnymi źródłami ważniejszych politycznych inspiracji. Z kolei na przykład twórczość Władysława Studnickiego rezonuje nieco szerzej, ale jednocześnie jest bardzo zaciekle zwalczana4. Związek tych niedostatków z myleniem podstawowych kategorii we współczesnej debacie publicznej wydaje się oczywisty.
Co do samej siły liberalizmu jako teorii i ideologii spraw międzynarodowych, to, jak się wydaje, ma ona w Polsce znacznie głębsze podstawy, niż wielu jest skłonnych sądzić. Wyrasta bowiem na gruncie naszej tradycji romantycznej, ta zaś trwale ukształtowała polskie myślenie polityczne – i to z siłą trudno chyba porównywalną z jakimkolwiek innym narodem – zakorzeniając w umysłach idee uniwersalnych praw, postrzegania stosunków międzynarodowych przez antynomię wolność _versus_ autokracja, prometeizmu demokratycznego. A także widzenie polityki przez pryzmat moralności, logikę dawania świadectwa czy lekceważenie potęgi materialnej na rzecz duchowej. Nie zagłębiając się w te wątki, podjęte zresztą przy innej okazji5, warto jednak zasygnalizować, że hipoteza o specyficznym splocie romantyczno-liberalnym w Polsce wydaje się w znacznym stopniu wyjaśniać fenomen stosunkowo małej popularności w naszym kraju liberalizmu jako ogólnej teorii politycznej, a jednocześnie jego ogromnej siły jako teorii stosunków międzynarodowych. Podobnie ma się rzecz ze splotem tej ideologii z półperyferyjnym statusem Polski, który po głębszej analizie okazuje się stawiać elity przed trudnym zadaniem nieustannego lawirowania między interesem narodowym a interesem systemu światowego. Ten ostatni miał zaś w ostatnich dekadach właśnie charakter liberalny. Jak to ujął Rafał Matyja: „Państwa półperyferyjne są zatem, ze swej natury, w tym samym stopniu mechanizmem chroniącym lokalne interesy, co narzędziem ich redukowania i – gdy to konieczne – podporządkowania regułom atlantyckim, europejskim i globalnym. Ta podwójna rola podnosi wymagania merytoryczne wobec polityków, ekspertów i dyplomatów. A skoro tak, to państwo uwikłane w partyjno-klientelistyczny system rekrutacji kadr i redukujące wymagania merytoryczne staje się, na własne życzenie, raczej strażnikiem porządku światowego niż obrońcą interesów lokalnych”6.
W każdym razie mamy w Polsce dominację liberalizmu w myśleniu o sprawach międzynarodowych i polityce zagranicznej, połączoną ze słabą teorią i z bardzo słabym państwem7. To mieszanka wybuchowa w coraz bardziej niespokojnym XXI wieku, coraz wyraźniej przynoszącym powrót do polityki siły (_power politics_) i licznych konfliktów w pogłębiającej się międzynarodowej anarchii. Oznacza to także renesans twardego realizmu w stosunkach między państwami. Bardzo potrzebujemy w Polsce sposobu na myślowe opanowanie tej nowej rzeczywistości, aby móc się z nią zmierzyć politycznie. Stare schematy się wyczerpały.
Z tego punktu widzenia pierwsze polskie wydanie książki Johna J. Mearsheimera to rzecz na wagę złota. Rozległy manifest realizmu politycznego, jakim jest praca _Wielkie złudzenie_, znacznie powiększa dorobek tego nurtu myślenia nad Wisłą, dostarczając mu zarazem mocnych ram teoretycznych. Krytykując bowiem liberalną politykę i jej wymierne skutki, John J. Mearsheimer szczegółowo bada jej intelektualne podstawy, aby finalnie je zdekonstruować. Jest więc skądinąd ta książka (w każdym właściwie elemencie) świetnym potwierdzeniem powiedzenia, że „nie ma nic bardziej praktycznego niż dobra teoria”.
Główna teza _Wielkiego złudzenia_ jest równie jasna, co fundamentalna: liberalna polityka zagraniczna Stanów Zjednoczonych po upadku Związku Radzieckiego poniosła klęskę, przynosząc skutki odwrotne do zamierzonych w kwestii nie tylko realizacji amerykańskiego interesu narodowego, ale także w aspekcie szerzenia liberalnej demokracji i praw człowieka. Stało się tak dlatego, że od początku była oparta na błędnych podstawach intelektualnych, lekceważących ograniczenia wskazywane przez realizm i przeceniając założenia o charakterze liberalnym. Doprowadziło to Amerykę do uwikłania się w liczne wojny i interwencje w duchu rzekomej obrony uniwersalnych jakoby wartości, które nie tylko nie przyniosły oczekiwanych skutków (jak demokratyzacja i westernizacja Bliskiego Wschodu), ale przede wszystkim wyczerpały zasoby supermocarstwa potrzebne gdzie indziej.
Horrendalne koszty dla Waszyngtonu – i ludności takich krajów jak Afganistan czy Libia – są jednak tylko wierzchołkiem góry lodowej, w każdym razie z perspektywy amerykańskiego interesu narodowego. Dziś wyraźnie już widać, jaki był główny koszt alternatywny. Była nim możliwość wcześniejszego i mocniejszego zaangażowania w powstrzymywanie wzrostu potęgi Chin. Najtrudniejszego rywala, z jakim Waszyngton miał kiedykolwiek do czynienia, coraz skuteczniej podważającego amerykański prymat w Azji i na świecie. Tu także kluczową rolę odegrało wielkie liberalne złudzenie: naiwna wiara w to, że integrując Chiny ze zglobalizowaną gospodarką i pozwalając im się bogacić na bezprecedensową skalę, uczyni się je „odpowiedzialnym udziałowcem” z przyjaznym nastawieniem do Ameryki. Ten aspekt John J. Mearsheimer w prezentowanej książce jedynie sygnalizuje. Przy innych okazjach nie wahał się jednak mówić bardzo zdecydowanie: „jest już za późno, by powstrzymać Chiny”8. Warto tu o tym wspomnieć, pokazuje to bowiem, jakiej stawki dotyka niniejsza książka. Jest nią także przyszłość Stanów Zjednoczonych jako mocarstwa w rywalizacji z głównym rywalem, a przez nią – przyszłość całego świata. W tym mieszczą się oczywiście tak palące dla nas nad Wisłą kwestie, jak trwałość NATO i obecności wojskowej Waszyngtonu w Europie czy dalsze perspektywy sojuszu polsko-amerykańskiego.
John J. Mearsheimer pokazuje, jak kombinacja liberalnych złudzeń z momentem największej potęgi popchnęła Stany Zjednoczone w doktrynę liberalnego hegemonizmu, należącą do istoty tak zwanej wielkiej strategii Waszyngtonu w ostatnich dekadach. Nie mogąc sprawować światowej hegemonii w dosłownym, tradycyjnym znaczeniu tego słowa, a jednocześnie nie widząc po pokonaniu Sowietów żadnego wielkomocarstwowego rywala, Stany Zjednoczone usiłowały niejako skompensować ten problem przez ideę aktywnego działania na rzecz demokracji liberalnej i praw człowieka w skali planetarnej. To właśnie liberalny hegemonizm. Napotkał on jednak odwieczne ograniczenia każdej polityki i każdej potęgi, które wskazują realiści. Jednym z najważniejszych jest nacjonalizm. Wbrew wielu bardzo modnym w ostatnich dekadach tezom Mearsheimer przekonuje, że wciąż żyjemy w świecie zdominowanym przez państwa narodowe, których mieszkańcy wysoko – często wyżej od „uniwersalnych praw” – cenią sobie samostanowienie i suwerenność. Jest więc nasz glob wciąż areną nacjonalizmów (rozumianych klasycznie, bez ideologicznej pejoratywności), mimo wzrostu znaczenia instytucji międzynarodowych czy wielkich korporacji. W konflikcie liberalizmu z nacjonalizmem prawie zawsze wygrywa ten drugi – dowodzi John J. Mearsheimer. Takie zderzenie zrodziła doktryna liberalnego hegemonizmu i wciąż je obserwujemy w licznych odsłonach.
W pierwszych rozdziałach _Wielkiego złudzenia_ John J. Mearsheimer szczegółowo bada sam liberalizm, zarówno jako teorię stosunków międzynarodowych, jak i jako teorię ogólną, z empatią i próbą rzeczywistego zrozumienia pochylając się nad jego ideałami i najważniejszymi przekonaniami na temat polityki, człowieka i społeczeństwa. Deklarując wręcz pewną sympatię do liberalizmu i zadowolenie z życia w ukształtowanym przezeń kraju, autor dochodzi jednak do wniosku o fundamentalnych rozbieżnościach między liberalnymi przekonaniami a rzeczywistością. Zestawia te ostatnie z logiką nacjonalizmu i realizmu, aby dojść do sedna: analizy zarówno intelektualnych podstaw, jak i politycznych skutków liberalnego hegemonizmu. Przy tej okazji mierzy się – ponownie wykazując imponującą empatię – z trzema wpływowymi liberalnymi ujęciami stosunków międzynarodowych: teorią demokratycznego pokoju, teorią współzależności gospodarczej i teorią liberalnego instytucjonalizmu. Rozpatrując ich racje i ograniczenia, finalnie zaś – obalając je. Nie jest to jednak wezwanie do całkowitego wyrugowania liberalizmu z życia publicznego. _Wielkie złudzenie_ to donośne wołanie o powściągliwość, o uznanie ograniczeń narzucanych przez rzeczywistość. Można powiedzieć, że także o swoistą syntezę liberalizmu z realizmem – w kontrze do liberalnych radykałów, ale zarazem z uznaniem historycznych racji liberalizmu.
Wszystko to w charakterystycznym dla Johna J. Mearsheimera stylu: ściśle logicznego, precyzyjnego wywodu, z szacunkiem dla przedmiotu badań (i ideologicznego adwersarza), zarazem zaś z dążeniem do największej możliwej prostoty i zrozumiałości przekazu. Także pod tym względem autor _Wielkiego złudzenia_ idzie pod prąd intelektualnych mód ostatnich dekad.
Wielokrotnie zarzucano mu anachroniczność – stosowanie do dzisiejszych realiów zdezaktualizowanych kryteriów z XIX, a nawet XVIII wieku. John J. Mearsheimer sam wielokrotnie o tym mówił w publicznych wystąpieniach, z przekornym dystansem nazywając siebie „dinozaurem”. Oczywiście wraz z argumentacją, że „dinozaury” wcale nie wyginęły. Przeciwnie: po okresie bezprecedensowych sukcesów – i złudzeń – liberalizmu wracają na scenę dziejów ze zwielokrotnioną siłą. Ze wszystkimi tego konsekwencjami. Mogą się one nie podobać – niewątpliwie są dużo bardziej brutalne niż świat liberalnych marzeń – stanowią jednak naszą rzeczywistość. I nie pozostaje nam nic innego, jak ją zrozumieć, jeśli chcemy mieć na nią sensowny wpływ.
Skądinąd zmiany w amerykańskiej polityce zagranicznej ostatnich kilkunastu lat – czasem tylko retoryczne, czasem realne – idą w kierunku postulowanych przez Johna J. Mearsheimera powściągliwości i realizmu. Ograniczenie liberalnych interwencji i koncentrację na Chinach proponował, choć w niewielkim stopniu zrealizował, prezydent Barack Obama. O wiele dalej poszedł w tym kierunku jego następca Donald Trump, lecz o skuteczności jego działań można powiedzieć – i powiedziano – wiele krytycznych słów9. Interesujący pod tym względem jest kolejny prezydent, Joe Biden. Z jednej strony usiłujący dokonać swoistego liberalnego renesansu, z drugiej – nakładający na nową wersję liberalnej polityki zagranicznej zauważalne ograniczenia właśnie w duchu realistycznej powściągliwości10. Dla pełnej jasności: wszystko to jest bardzo dalekie od realizacji postulatów Johna J. Mearsheimera i innych realistów. Jednak krytycyzm wobec liberalnej polityki zagranicznej w wydaniu amerykańskim sukcesywnie narasta. I ma charakter przede wszystkim realistyczny. W tym również duchu w dużej mierze podejmuje się próby korekty tej polityki.
John J. Mearsheimer koncentruje się w _Wielkim złudzeniu_ na Stanach Zjednoczonych. Chodzi mu głównie o amerykańską politykę zagraniczną, amerykańską rację stanu – i amerykański liberalizm. Błędem byłoby jednak nie docenić znacznie szerszych zastosowań jego pracy. Żyjemy w głęboko zamerykanizowanym świecie, na który to, co dzieje się w Stanach Zjednoczonych, miało i wciąż jeszcze ma ogromny, niekiedy fundamentalny wpływ. To także świat silnie przekształcony przez liberalizm, który stał się ideowym i instytucjonalnym kręgosłupem wszystkich właściwie krajów zachodnich i pewnej części niezachodnich. Formalnie liberalne partie mogą mieć stosunkowo niewielkie poparcie, ale to właśnie wynik wielkiego sukcesu liberalizmu: spowodował on, że _de facto_ wybieraliśmy do niedawna między prawicowymi liberałami, lewicowymi liberałami a centrowymi liberałami. John J. Mearsheimer mówi więc przede wszystkim o liberalizmie amerykańskim, ale zarazem o liberalizmie uniwersalnym (a co najmniej uniwersalizującym). Szczególnie gdy mowa o podejściu do stosunków międzynarodowych.
Nie należy więc także utożsamiać jego krytyk i propozycji ze stanowiskiem amerykańskich republikanów. Pokusę taką może rodzić fakt, że to demokratów często nazywa się za oceanem „liberałami”. Nie o ten sens liberalizmu tu chodzi, a o jego przenikającą wszystkie główne siły polityczne Ameryki esencję. John J. Mearsheimer jest zaś krytykiem obu głównych partii. Nawiasem mówiąc, za polityka najbardziej uosabiającego liberalny hegemonizm uznaje republikanina George’a W. Busha.
Skoncentrowany na Ameryce i uniwersaliach, daje nam zarazem John J. Mearsheimer interesujące narzędzia innych analiz, szczególnie dotyczących polityki europejskiej. Przecież liberalizm, o którym mówi, na wskroś przeniknął całą Europę na zachód od Odry i bardzo silnie oddziałał na znaczną część reszty Starego Kontynentu. Priorytet szerzenia demokracji i praw człowieka jest głęboko zakorzeniony w myśleniu elit Unii Europejskiej – i ich praktyce politycznej. Nie jest to jednak liberalny hegemonizm, ponieważ Europa, nie mając po temu żadnych szans, nie uczestniczy w rywalizacji o światową hegemonię. Zaproponowałem niegdyś, aby nazwać to liberalnym imperializmem, co wydaje się użytecznym instrumentem wielu dalszych analiz11. To tylko jeden przykład szerszych zastosowań kategorii Johna J. Mearsheimera, wykraczających już poza samo _Wielkie złudzenie_, a jednocześnie istotnie z nim związanych.
Niektóre tezy prezentowanej książki mogą się wydać polskiemu czytelnikowi bardzo kontrowersyjne. W pewnym sensie dotyczy to całej pracy, walnie uderzającej w silnie u nas zakorzenione liberalne przekonania co do natury stosunków międzynarodowych. Poza tym jednak szokująca może się wydać na przykład analiza wojny rosyjsko-ukraińskiej z 2014 roku i lat następnych, wychodząca nie od działań Kremla, ale od deklaracji o otwarciu Kijowowi drogi do NATO, a później do Unii Europejskiej. Jest ona jednak na gruncie systemu teoretycznego autora konsekwentna i z tą siatką pojęciową spójna. Warto przemyśleć, czy nie zasadna, mimo że tak słabo reprezentowana w Polsce.
Jeszcze bardziej kontrowersyjne mogą się wydać w Polsce inne poglądy Johna J. Mearsheimera. Był przecież znanym przeciwnikiem rozszerzenia NATO o nasz region, a ostatnio także zwolennikiem ocieplenia relacji Stanów Zjednoczonych z Rosją. Te trudne do zaakceptowania z polskiej perspektywy poglądy również są spójne z jego systemem teoretycznym – i jego patriotyzmem. John J. Mearsheimer to bowiem gorący amerykański patriota. Przebija to z wielu jego publicznych wypowiedzi. Uważając stosunki międzynarodowe za brutalną grę, której ostateczną stawką jest przetrwanie, a podstawowym priorytetem – akumulacja potęgi, jednocześnie będąc patriotą wielkomocarstwowego narodu dalekiej Ameryki Północnej, można zupełnie inaczej niż polscy patrioci widzieć te same sprawy. Głębia liberalnych przekonań o sprawach międzynarodowych nad Wisłą każe powtarzać banał: interesy narodów, w tym amerykańskiego i polskiego, różnią się, niekiedy znacznie. Wynika to jasno z samej teorii realistycznej. Zgoda z realizmem ofensywnym czy z tezami _Wielkiego złudzenia_ nie musi zatem oznaczać zgody z każdym poglądem Johna J. Mearsheimera. Wręcz przeciwnie. Podobnie realiści z różnych krajów zawsze mieli i będą mieć – w przeciwieństwie do liberałów – bardzo różne zapatrywania na te same sprawy. Przemawiają bowiem w imieniu odmiennych racji stanu. Niektóre tezy autora o NATO czy Rosji są po prostu sprzeczne z polskim interesem narodowym (tak jest w każdym razie moim zdaniem). Nie ma raczej sensu się na nie oburzać, płodniejsze wydaje się rozważenie wariantu ich zgodności z amerykańską racją stanu i potraktowanie jako ważnej przestrogi przed możliwym rozwojem wypadków. Zwłaszcza że – jako się rzekło – realizm zyskuje w ostatnich latach na znaczeniu, także w Stanach Zjednoczonych.
John J. Mearsheimer jest zresztą dobrym tego przykładem. Twórca teorii realizmu ofensywnego, wymieniany nieraz jako członek wielkiej trójki amerykańskich politologów, obok Samuela Huntingtona i Francisa Fukuyamy, był jednak nieporównanie mniej wpływowy od dwóch pozostałych. Funkcjonował przez całe dekady w coraz mniej licznym środowisku realistów, szeroko krytykowanych, lekceważonych, nie tak chętnie czytanych. Szczególnie w dobie powszechnej wiary w wieszczony przez Francisa Fukuyamę „koniec historii” – najbardziej wpływową i wybitnie szkodliwą zarazem diagnozę ostatnich dziesięcioleci. Nie ustawał jednak przez kolejne dekady w głoszeniu swoich niepopularnych, podobno „anachronicznych” poglądów, aż niepostrzeżenie karta się odwróciła. Po kompromitacji Francisa Fukuyamy i śmierci Samuela Huntingtona z „wielkiej trójki” pozostał John J. Mearsheimer. Dziś, mając ponad siedemdziesiąt lat, jest częściej czytany, chętniej słuchany i o wiele bardziej brany pod uwagę.
Gdyby książka _Wielkie złudzenie_ miała być w Polsce poddana szerokiej debacie, na którą zasługuje, z pewnością wywoła wiele głosów oburzenia. Główna potencjalna wartość takiej debaty polega jednak nie na kontrowersjach, ale na możliwości wielkiego posunięcia naszego myślenia politycznego do przodu. Z jasnym wezwaniem do porzucenia złudzeń, zrozumienia realiów coraz brutalniejszej gry, jaką są stosunki międzynarodowe w XXI wieku, i budowy siły Polski. Aby w tej grze przetrwać – i ją wygrać. Taka jest istota realizmu ofensywnego w polskich realiach.
Warszawa, 7 listopada 2021 roku
1 Szerzej w: Bartłomiej Radziejewski, _Dlaczego gramy w cudze gry na Białorusi_, w: _Między wielkością a zanikiem. Rzecz o Polsce w XXI wieku_, Wydawnictwo Nowej Konfederacji, Warszawa 2020; Marek Budzisz, _Iluzja wolnej Białorusi. Jak walcząc o demokrację, można utracić ojczyznę_, Wydawnictwo Nowej Konfederacji, Warszawa 2020.
2 Zob. Marek Budzisz, _Dwa lata polityki wobec Białorusi. Katalog błędów, pomyłek i przeoczeń_, https://nowakonfederacja.pl/dwa-lata-polityki-wobec-bialorusi-katalog-bledow-pomylek-i-przeoczen. W kwestii liberalizmu posługującego się realistycznymi hasłami – zob. na przykład: Marek Menkiszak, _Nędza „realizmu” wobec Białorusi_, https://biznesalert.pl/bialorus-polityka-zagraniczna-bezpieczenstwo-energetyka-ropa-polska.
3 John J. Mearsheimer, _Tragizm polityki mocarstw_, przeł. Piotr Nowakowski, Jan Sadkiewicz, Universitas, Kraków 2020.
4 Sławomir Cenckiewicz, _„Ten Studnicki to kompletny wariat”, czyli kilka uwag na marginesie „Polski za linią Curzona”_, w: Władysław Studnicki, _Polska za linią Curzona_, Wydawnictwo Nowej Konfederacji, Warszawa 2021.
5 Bartłomiej Radziejewski, _Długi Wrzesień ’39. Polska ofiara krwi jako katastrofa wyobraźni_, https://nowakonfederacja.pl/dlugi-wrzesien-39-polska-ofiara-krwi-jako-katastrofa-wyobrazni.
6 Rafał Matyja, _Wyjście awaryjne_, Karakter, Kraków 2018, loc. 1373–84 (Kindle Edition).
7 O systemowych opisach słabości państwowości Trzeciej Rzeczypospolitej zob. na przykład: Artur Wołek, _Słabe państwo_, Wydawnictwo ISP PAN, Kraków–Warszawa 2012; Jadwiga Staniszkis, _Postkomunizm. Próba opisu_, słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2001; Rafał Matyja, _Państwo, czyli kłopot_, Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków 2009.
8 _Jest już za późno, by powstrzymać Chiny. Z Johnem J. Mearsheimerem rozmawia Bartłomiej Radziejewski_, https://nowakonfederacja.pl/jest-juz-za-pozno-by-powstrzymac-chiny. Por. Bartłomiej Radziejewski, _USA na drodze do porażki w rywalizacji z Chinami_, https://nowakonfederacja.pl/usa-na-drodze-do-porazki-w-rywalizacji-z-chinami.
9 Zresztą z udziałem Johna J. Mearsheimera. Zob. na przykład: _Trump jest nieskuteczny w rywalizacji z Chinami. Z Johnem J. Mearsheimerem rozmawia Bartłomiej Radziejewski_, https://nowakonfederacja.pl/trump-jest-nieskuteczny-w-rywalizacji-z-chinami.
10 Por. Bartłomiej Radziejewski, _Przyśpieszenie geopolityczne, które przegrywamy. Cz. 2: liberalny imperializm 2.0_, https://nowakonfederacja.pl/przyspieszenie-geopolityczne-ktore-przegrywamy-cz-2-liberalny-imperializm-2-0.
11 B. Radziejewski, _Dlaczego…_Wydanie i promocję niniejszej książki wsparli Darczyńcy.
Za wpłaty dziękujemy w szczególności
następującym osobom:
Honorowi Darczyńcy
Jerzy Dettlaff
Tomasz Zapiór
Łukasz Gadzała
Krzysztof Stanio
Dominik Brzezina
Krzysztof Soja
Robert Nowak
Robert Mielecki
Stanisław Bieleń
Michał Jezierski
Paweł Haciło
Marcin Litwin
Artur Jaśkiewicz
Łukasz Cimer
Agata Supińska
Rafał Dąbrowski
Jakub Stychno
Daniel Dalak
Maciej Jurkiewicz
Kamil Walawski
Alicja Staromłyńska
Bartosz Macięga
Marcin Pawłowski
Łukasz Musiał
Piotr Derejczyk
Aleksander Hadrian Kędra
Wojciech Chabasiewicz
Marcin Parada
Łukasz „Pekin” Karczewski
Krzysztof Stasiak
Dawid Reutowicz
Marcin Jaśkiewicz
Michał Duda
Piotr Sypek
Joachim Michał Etel
Michał Duda
Maria Emilia CichońPRZEDMOWA
Kiedy dziesięć lat temu zaczynałem pracę nad tą książką, miałem dwa różne pomysły dotyczące jej tematu. Po pierwsze, chciałem wyjaśnić, dlaczego pozimnowojenna polityka zagraniczna Stanów Zjednoczonych tak często zawodziła, niekiedy katastrofalnie. Szczególnie interesowało mnie wyjaśnienie klęsk Ameryki na Bliskim Wschodzie, które wciąż się nawarstwiały, a także stałego pogarszania się stosunków amerykańsko-rosyjskich, czego kulminacją był poważny spór z Rosją w 2014 roku związany z sytuacją w Ukrainie. Kwestia ta interesowała mnie szczególnie ze względu na panujący na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku ogromny optymizm co do roli Ameryki na świecie. Chciałem sprawdzić, co poszło nie tak.
Po drugie, pragnąłem napisać książkę o współoddziaływaniu liberalizmu, nacjonalizmu i realizmu na stosunki międzypaństwowe. Od dawna uważałem nacjonalizm za niezwykle istotną siłę w polityce międzynarodowej, lecz nigdy szczegółowo nie badałem tego zagadnienia. Dużo jednak pisałem o _Realpolitik_ i w kilku wcześniejszych pracach analizowałem różnice między tą koncepcją a liberalizmem. Uznałem, że warto napisać książkę zestawiającą ze sobą trzy wspomniane ideologie, zwłaszcza że nie słyszałem o publikacji, w której podjęto by ten temat.
Zastanawiając się nad relacją między liberalizmem, nacjonalizmem i realizmem, zdałem sobie sprawę, że trychotomia ta dostarcza idealnego schematu pozwalającego wyjaśnić niepowodzenia amerykańskiej polityki zagranicznej po 1989 roku, zwłaszcza zaś po 2001 roku. Na tym etapie obie wskazane wcześniej motywacje do napisania tej książki doskonale się ze sobą zazębiły.
Moja podstawowa teza brzmi następująco: po zakończeniu zimnej wojny Stany Zjednoczone osiągnęły dostatecznie silną pozycję w świecie, aby móc sobie pozwolić na obranie na wskroś liberalnego kursu w polityce zagranicznej, powszechnie nazywanego „liberalnym hegemonizmem”. Celem tej ambitnej strategii jest zaprowadzenie w jak największej grupie krajów ustroju liberalno-demokratycznego, a jednocześnie propagowanie współpracy międzynarodowej i budowa silnych instytucji międzynarodowych. Stany Zjednoczone w gruncie rzeczy dążą do przerobienia świata na swoje podobieństwo. Zwolennicy tej polityki, która cieszy się szerokim poparciem w środowisku amerykańskiego establishmentu dyplomatycznego, uważają, że strategia ta pozwoli uczynić świat bezpieczniejszym i złagodzić powiązane ze sobą problemy rozprzestrzeniania broni jądrowej i terroryzmu, a także zredukuje skalę naruszeń praw człowieka i w większej mierze zabezpieczy demokracje liberalne przed zagrożeniami wewnętrznymi.
Liberalny hegemonizm od początku skazany był jednak na porażkę – i tak się właśnie stało. Strategia ta nieodmiennie prowadzi do decyzji politycznych narażających dany kraj na konflikt z nacjonalizmem i realizmem, które ostatecznie mają znacznie większy wpływ na politykę międzynarodową niż liberalizm. Większości Amerykanów trudno jest pogodzić się z tym faktem. Stany Zjednoczone to kraj na wskroś liberalny, którego elity dyplomatyczne żywią niemal instynktowną wrogość wobec nacjonalizmu i _Realpolitik_. Tego rodzaju myślenie musi jednak rodzić kłopoty w polityce zagranicznej. Amerykańscy decydenci powinni porzucić koncepcję liberalnego hegemonizmu i realizować bardziej powściągliwą politykę zagraniczną, opartą na realizmie i właściwym rozumieniu ograniczeń nakładanych na mocarstwa przez nacjonalizm.
Głębsze korzenie tej książki sięgają czasów moich studiów na Cornell University. Jesienią 1976 roku wziąłem udział w seminarium terenowym z teorii politycznej prowadzonym przez profesora Isaaca Kramnicka. Zajęcia te, na których studenci zapoznali się z pismami takich myślicieli jak Platon, Niccolò Machiavelli, Thomas Hobbes, John Locke, Jean-Jacques Rousseau i Karol Marks, wywarły na mnie większy wpływ niż jakikolwiek inny kurs z czasów studenckich. Wciąż mam swój notatnik z tych zajęć i od tamtego czasu zaglądałem do niego co najmniej pięćdziesiąt razy.
Trzy aspekty wspomnianego seminarium sprawiły, że stało się ono kluczowe dla mojego rozwoju intelektualnego. Po pierwsze, wiele się dowiedziałem o wszelkiego rodzaju „izmach”, w tym o liberalizmie, nacjonalizmie i realizmie, a kurs profesora Kramnicka umożliwiał ich analizę porównawczą. Po drugie, nauczyłem się, że aby zrozumieć świat, trzeba dysponować jakąś teorią. Właśnie dlatego tak często zaglądałem do mojego notatnika: pamiętałem konkretne argumenty wymienionych wyżej teoretyków, zawierające istotne wnioski dla współczesnego życia politycznego.
Po trzecie, nauczyłem się, że o ważnych kwestiach teoretycznych można mówić i pisać językiem prostym, jasnym, przystępnym dla laików. Chociaż często trudno było się zorientować, co właściwie chcą powiedzieć słynni teoretycy z naszej listy lektur, profesor Kramnick potrafił wyłożyć ich teorie tak prostym językiem, że można było łatwiej zrozumieć nie tylko ich treść, ale także ich znaczenie.
Książka _Wielkie złudzenie_ jest pomyślana jako praca w dużej mierze teoretyczna. Uznałem, że zrozumienie kwestii politycznych musi się opierać na jakiejś teorii, ale w duchu Isaaca Kramnicka starałem się przedstawić moje argumenty możliwie jak najczytelniej, aby mógł je zrozumieć każdy wykształcony i zainteresowany odbiorca. Mówiąc wprost: aspiruję do roli świetnego komunikatora, nie zaś skutecznego zaciemniacza. Oczywiście tylko sami czytelnicy mogą ocenić, czy mi się to udało.
Nie mógłbym napisać tej książki bez pomocy wielu bardzo mądrych osób. Największy dług mam u czworga naukowców, którzy odcisnęli na niej najgłębsze piętno: Elizy Gheorghe, Mariyi Grinberg, Sebastiana Rosata i Stephena Walta. Nie tylko zgłosili oni niezwykle istotne uwagi, które zmusiły mnie do modyfikacji niektórych argumentów, ale także dostrzegli przeoczone przeze mnie sprzeczności i udzielili mi cennych rad w kwestii przeorganizowania poszczególnych rozdziałów oraz ogólnej struktury książki.
Tekst przeszedł pięć głównych etapów, zanim złożyłem go w Yale University Press. W listopadzie 2016 roku, na etapie drugiego szkicu, odbyłem warsztaty książkowe z udziałem sześciu uczonych spoza Uniwersytetu Chicagowskiego – Daniela Deudneya, Matthew Kochera, Johna Owena, Sebastiana Rosata, Stephena Walta i Alexandra Wendta – którzy byli na tyle uprzejmi, że przeczytali cały tekst i spędzili osiem godzin na jego szczegółowej krytyce. Ich opinie, zarówno podczas warsztatów, jak i później – w korespondencji mailowej i w rozmowach telefonicznych, skłoniły mnie do wprowadzenia licznych zmian, z których część miała fundamentalne znaczenie.
Inni uczestnicy wspomnianych warsztatów, w tym mój przyjaciel Thomas Durkin, udzielili mi mądrych rad na temat tego, jak realizacja strategii liberalnego hegemonizmu zagraża swobodom obywatelskim na arenie krajowej i ułatwia budowę państwa policyjnego. Miałem również to szczęście, że w dyskusji wzięli udział wszyscy moi koledzy z Uniwersytetu Chicagowskiego zajmujący się stosunkami międzynarodowymi: Austin Carson, Robert Gulotty, Charles Lipson, Robert Pape, Paul Poast, Michael J. Reese i Paul Staniland. Oni również zgłosili wiele przenikliwych uwag, które pomogły mi podbudować część argumentów i zmusiły do modyfikacji innych.
Szczególny dług wdzięczności mam wobec Seana Lynna-Jonesa, który przeczytał cały maszynopis i przedstawił szczegółową listę uwag, pomagając mi dopracować ostateczną wersję książki. Jestem bardzo wdzięczny mojemu redaktorowi z Yale University Press, Williamowi Fruchtowi, który wyśmienicie zredagował wersję ostateczną – wymógł na mnie uściślenie wielu argumentów, a jednocześnie prawie wszystkie poprawił pod kątem przejrzystości. Liz Schueler, z pewną pomocą Johna Donohue, wykonała świetną robotę korektorską, a Karen Olson sprawnie i ochoczo zajęła się logistyką.
W tworzeniu tej książki pomogło mi – w większym lub mniejszym stopniu – wiele innych osób. Należą do nich Sener Akturk, Zeynep Bulutgil, Jon Caverley, Michael Desch, Alexander Downes, Charles Glaser, Burak Kadercan, Brian Leiter, Jennifer A. Lind, Gabriel Mares, Max Mearsheimer, Nicholas Mearsheimer, Rajan Menon, Nuno Monteiro, Francesca Morgan, Valerie Morkevičius, John Mueller, Sankar Muthu, David Nirenberg, Lindsey O’Rourke, Joseph Parent, Don Reneau, Marie-Eve Reny, Michael Rosol, John Schuessler, James Scott, Yubing Sheng, Tom Switzer oraz dwóch anonimowych recenzentów z Yale University Press.
Pragnę podziękować Ianowi Shapiro, dyrektorowi Programu im. Henry’ego R. Luce’a w MacMillan Center for International and Area Studies w Yale, który zaprosił mnie do wygłoszenia Henry L. Stimson Lectures w 2017 roku. Trzy wykłady z Yale tworzą główny trzon niniejszej książki. Chciałbym również wyrazić wdzięczność Uniwersytetowi Chicagowskiemu, który przez ponad trzydzieści pięć lat był moim intelektualnym domem i hojnie wspierał badania, które złożyły się na powstanie nie tylko tej książki, ale także prawie wszystkich tekstów napisanych przeze mnie od czasu, gdy w 1982 roku rozpocząłem tam pracę jako adiunkt. Ponadto chciałbym podziękować Fundacji Charlesa Kocha za pomoc w sfinansowaniu moich badań i warsztatów – szczególnie doceniam wsparcie Williama Rugera, jej wiceprezesa do spraw badań.
Los zawsze zsyłał mi znakomitych asystentów, którzy nie tylko pomagali mi radzić sobie z nieodłączną w pracy profesora i naukowca codzienną logistyką, ale także wykonali dla mnie wiele badań i kwerend. Megan Belansky, Emma Chilton, Souvik De, Elizabeth Jenkins i Michael Rowley doskonale wywiązywali się ze swoich obowiązków i w znacznym stopniu przyczynili się do powstania tej książki. Jestem również wdzięczny za wsparcie, jakie otrzymałem na froncie domowym od mojej rodziny, zwłaszcza od mojej żony Pameli, która nigdy nie narzekała na to, że większość czasu spędzam na pisaniu i poprawianiu książek.
Na koniec chciałbym zadedykować tę książkę wszystkim studentom, których uczyłem od mojego pierwszego kursu w Mohawk Valley Community College w stanie Nowy Jork w 1974 roku. Używam terminu „student” w jego najszerszym znaczeniu, obejmującym osoby, które formalnie nie uczęszczały na moje zajęcia, ale powiedziały mi, że moja praca współkształtowała ich myślenie. Uwielbiam uczyć, ponieważ czerpię ogromną satysfakcję z przekazywania studentom wiedzy oraz pomagania im w tworzeniu własnych teorii na temat funkcjonowania świata.
Jednocześnie dzięki interakcjom ze studentami bardzo dużo się przez lata nauczyłem. Dotyczy to zwłaszcza seminariów – często przychodziłem na zajęcia z jakąś koncepcją na temat omawianej w danym dniu książki czy analizowanego artykułu, a pod wpływem wypowiedzi studentów wychodziłem z innym wyobrażeniem. Ważnym doświadczeniem dydaktycznym było dla mnie również prowadzenie wykładów, ponieważ wymuszało na mnie zorganizowanie moich poglądów na ważne tematy i wymyślenie sposobu na ich czytelne i przystępne wyjaśnienie.
Chcę przez to wszystko powiedzieć, że wieloletnie nauczanie i praca ze studentami współkształtowały moje myślenie o polityce międzynarodowej, co znajduje odzwierciedlenie na każdej stronie niniejszej książki. Jestem za to dozgonnie wdzięczny.