- W empik go
Wiersze - ebook
Wiersze - ebook
Wacława Potockiego do dziś uznaje się za jednego z najważniejszych poetów dawnej Polski. W swojej twórczości łączył rozliczne wątki charakterystyczne dla baroku: ziemiańskie, religijne, antyklerykalne oraz patriotyczne. Uprawiał różnorodne gatunki poetyckie: romanse, fraszki, poematy, pieśni. Jest też autorem staropolskiej epopei narodowej zatytułowanej „Transakcja wojny chocimskiej...”.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8217-857-9 |
Rozmiar pliku: | 2,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
OGRÓD, ALE NIE PLEWIONY...
DO ŻAŁOSNEJ KORONY POLSKIEJ PO TRAKTATACH TURECKICH
MAJĘTNOŚCI PODGÓRSKIE
NA OGRÓD NIE WYLEWIONY
PRUSKA POLSZCZYZNA
CZŁOWIEK IGRZYSKO BOŻE
BANKIET WŁOSKI
Z OKAZJEJ UCIECZKI SROMOTNEJ PILAWIECKIEJ
KTO MOCNIEJSZY, TEN LEPSZY
WIELBŁĄD DO TAŃCA
ŁYSY CZAPKĘ KOMINKIEM
MORTUUS UT VIVANS, VIVUS MORIARIS OPORTET
BRATERSKA ADMONICJA DO ICHMOŚCIÓW...
DO JEDNEGO, CO WZIĄŁ BIBLIOTEKĘ W POSAGU
OPAK
FORTEL NA NIEDYSKRETNYCH GOŚCI
SZKODZI TRUNEK NA FRASUNEK
Z WIELKIEJ CHMURY MAŁY DESZCZ
KATOLIK Z LUTREM
BABA
PAMIĘĆ
DZIWNE RZECZY BOSKIE
BARANIE FLAKI ALBO NALEWAJKI
ECHO JEDNEJ DWORKI PIJANEJ
SWĄ PIĘDZIĄ SIĘ MIERZYĆ
PRZYCZYNY OZIĘBŁOŚCI W NABOŻEŃSTWIE
PHYSICUM AXIOMA. DRUGIE TAKIEŻ
ŚWIAT JEST KSIĘGĄ
NA TOŻ DRUGI RAZ
INKAUST DO GŁOWY NALEŻY
DYSPUTA Z LUTREM O OBRAZIECH
ŻE KSIĘŻEJ WŁAŚNIE NALEŻY...
NATURA WSZYTKIM JEDNAKA
JĘZYK
NA EKSPEDYCJĄ POLSKĄ POD KAMIENIEC...
ZŁODZIEJ Z KURWĄ
MACIERZONKA ALBO MACIERZA...
NIERZĄDEM POLSKA STOI
NIESTATEK RZECZY ZIEMSKICH
ALIUS DE ALIO IUDICAT, DIES SUPREMUS DE OMNIBUS
PERIODY
PERIOD PIERWSZY
PERIOD WTÓRY
PERIOD ÓSMY
PERIOD DZIEWIĄTY
PERIOD CZTERNASTY
PERIOD PIĘTNASTY
PERIOD SZESNASTY
PERIOD SIEDEMNASTY
PERIOD OŚMNASTYDO ŻAŁOSNEJ KORONY POLSKIEJ PO TRAKTATACH TURECKICH
Wzdychasz, mężna dziewojo, sarmackiego rodu
Bogini, z uprzejmego tłukąc pierś zawodu
Pełną ręką tryumfów, nie bez wiecznej straty
Widząc w drugiej żałosne z Turkami traktaty.
Farbujeć skroń rumieńcem tak niezwykła plama,
Ani w nich znasz Polaków, ani siebie sama.
Owych, mówię, Polaków, co swej ostrzem bronie
Za lodowatych nurtów gdzieś zagnali tonie
Durnego Moskwicina; onych, mówię, którzy,
Kiedy się na nich tyran wschodowy oborzy,
Cały świat swych zastępów zatrwożywszy gromem,
Nie z polskiej, z jego ziemie odprawią go z sromem;
Których, gdy pojedynkiem nie mogą, ostępem
Chcą pożyć, lecz wprzód spasą swoje ścierwy sępem
Szwedzi, Węgrzy, Kozacy, Multani, Wołosza,
Aleć wszyscy ci wzięli pałaszem odkosza.
Hamuj jednak swe treny, bo ta szkoda, co cię
Dziś potkała, nie może dać szkody twej cnocie.
Fortuna i przedwieczne wszechrzeczy przyczyny –
Trudno komu inszemu dać w tej mierze winy.
Wszytko, co w górę rośnie, doszedszy terminu,
Spada zaś na dół lotem, jako woda z młynu;
Jeden tylko świat stoi, jako począł z młodu:
Na nim mi nie pokażesz nic bez peryjodu.
Rzym w oczach, kędy tysiąc tryumfów po sobie
Plugawy jeden traktat kaudyński wyskrobie;
Stąd Hannibal, stąd Kanny, wzór klęski szkarady:
Czy gardzi nowa troska starymi przykłady?
Pojżry wkoło, a obacz jako na regiestrze
Wszytkie państwa. Co naprzód twej się stało siostrze,
Czeskiej koronie: zginął przepis złotej bule,
Ledwo ją po języku znać i po tytule;
Kiedy ją ptak dwugłowy do niewolej spycha,
Próżno nieboga pierwszej do wolności wzdycha.
A one, przed którymi świat dygotał, Włochy,
W jakie cząstki i w jako drobne poszły trochy!
Drżał Francuz pod angielską niedawno siekierą,
Taż jęczał Portugalczyk obarczony bierą.
Patrz na one szerokowładną w Niemcech Rzesza,
Jako ją marni Szwedzi sromotnie okrzeszą;
Żadna blizna takiego nie zarości strupu,
Aże możnym Augustom przyszło do okupu.
Hiszpan, który świat w morskim okrążył zatopię,
Co nań złoto bogata Ameryka kopie,
Tyle koron trzymając, aż i antypody,
Musi iść z poddanymi do miru, do zgody,
I którym wczora: chłopi, dziś Holendrom pisze:
Przyjaciele, sąsiedzi, moi towarzysze!
Żałosnym rozerwane nucą Węgry trenem;
Wykupiła się Szwedom Danija Schonenem.
Patrzaj na tron Neptunów, choć w pół morza stoi,
I bogu się przeciwnej fortuny okroi:
Jeszcze swej nie opłacze Wenecyja Krety.
Powszechna tu natura rzeczy winna, nie ty,
Gdy pięć lat wytrzymawszy, po trzydziestoletnej
Wojnie w mir, że konieczny, dlatego nie szpetny,
Wchodzisz z Turki, a wżdy świat chrześcijański clrzymie.
Z Turki, mówię, ach, groźne wszem narodom imię!
Każdego dosiąc może tak żałosna zmaza,
Która dziś Polskę smuci, ale aza, aza
Wolą się chrześcijanie sami z sobą waśnić
Niżeli krzyż Chrystusów na świecie objaśnić,
Choć tysiącem kościołów, milijonem ludzi,
Co rok tamtych meczetem, tych rznięciem paskudzi.
Już Bóg żegnaj Podole z ukraińską dziczą,
Już i was, już poganie wiecznie odgraniczą;
A których ciał nie mogli przy duszy, przy siłach,
Martwe kości w niewolą bierą po mogiłach.
A bodaj zachęcony z takiego obłowu,
Jeśli nas Bóg opuści, nie pomknął ku Lwowu.
Bóg żegnaj płodna ziemi, wszech żołnierzów matko,
Już do nas niewrócona; bo nigdy, nie rzadko,
Cokolwiek ta szkarada bestyja pożarła,
Nigdy, mówię, z chciwego nie wyrzygnie garła.
Chyba się użaliwszy nas Bóg ją przymusi,
Że nazad jego czyste świątnice wykrztusi;
Ale patrząc na grzechy, co siągają nieba,
Barziej życzyć niżeli spodziewać się trzeba.