- W empik go
Wierszydła wabione nocą - ebook
Wierszydła wabione nocą - ebook
Niniejszy tomik poezji wyrastał z oglądu otaczającego autorkę świata. Wiodącym motywem książki jest przemijanie — nieunikniony proces znany każdemu człowiekowi. Obok wierszy zmuszających Czytelnika do osobistych przemyśleń, znajdziemy tu również lekkie, zabawne obrazki z codziennego życia. Autorka starała się uchwycić całe spektrum emocji towarzyszących ludziom w obecnych czasach, karmiąc się nadzieją, że Czytelnik będzie miał możliwość współodczuwania z podmiotem lirycznym.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8273-139-2 |
Rozmiar pliku: | 7,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_
_
Spokój
Słucham nocy ze łzą w oku,
w gardle wierci się niepokój.
Kot już mruży złote oczy,
zgrabnie kule myśli toczy —
gładkie jak sopelki lodu,
słodkie niczym plaster miodu.
Tej istoty czuła bliskość
dziś pozwala znosić wszystko
to, co spędza z powiek sny
i wydłuża smętne dni.
Złote oczy błyszczą w mroku,
kodem Morse’a mówią: „Spokój”.
Niewidzialna
Kiedy człowiek na człowieka
zerka z nieufnością,
gdy egoizm się wymieszał
z troską i miłością,
nie chcę patrzeć na nikogo,
zamykam się w sobie
i tysiące dziwnych rzeczy
w swojej głowie robię.
Analizy plików myśli
przedstawiam nikomu,
tworząc stale megabajty
niewidzialnych tomów.
I ja sama niewidzialna
staję się po chwili,
by przypadkiem — co się zdarza —
wątków nie pomylić.
Rzeczywistość wroną skrzeczy,
nagle wszystko mija.
Znów dotykam zwykłych rzeczy,
w deski gwoździe wbijam.
Ciężko stwierdzić, co z tych desek
w przyszłości powstanie.
Może szczęście, może trumna…
Oto jest pytanie…
Wiosna
Uśmiechały się wiosną,
zdejmowały nam szale,
dziś strzepują puch
ze skrzydeł,
nie ma ich tu wcale.
I ciepła ślad zniknął,
wszystko już za nami.
Wiosna hen wysoko
tańczy z aniołami.
Plan
Utkałam misterny plan
z delikatnej mgły marzeń,
bez bolesnych wydarzeń,
bez białych plam.
Próbowałam miłość wplatać,
lecz zerwałam cienką nić,
kiedy chciałam serce zszyć
rozrywane przez lata.
Często nocą łatam dziury
kolorowym snem.
Swoje zrobi dzień ponury…
Dobrze o tym wiem.
Z korzeniami wyrwie łaty,
w szary pył zamieni.
Snów powiędłe, suche kwiaty
rzuci w zapomnienie.
Ile
Ile po mnie zostanie…
Może zaległe pranie,
mały talerzyk w zlewie,
może coś, o czym nie wiem.
Tu niepodlane kwiatki,
tam jakieś małe gratki,
smutne spojrzenie kota,
co dziś się o mnie otarł.
Ile po mnie zostanie…
Nie mam niczego w planie,
ostatnią kromką się podzielę,
rakiety w kosmos nie wystrzelę.
I kiedy elektrony zgasną,
a myśli już na wieczność zasną,
odpłynę charonową łódką,
gdyż niewidzialni żyją krótko.
List do księżyca
Planeta Ziemia
dziś się raduje,
gdyż człowiek w klatce
mniej świat zepsuje.
Dziś kwarantanna,
dziś izolacja,
pauza za pauzą,
za spacją spacja,
tir na parkingu
i wiatr w kominie.
Życie leniwie
na Ziemi płynie.
Z ulgą oddycham
rześkim powietrzem,
wirus oczyszcza
wokół mnie przestrzeń.
Człowiek zatrzymał
swój bieg na chwilę,
sprawy nieważne
zostawił w tyle.
O moje życie
toczy się walka
— kalka za kalką,
za kalką kalka.
Kto dziś koronę
na głowie nosi?
Kto o przetrwanie
swe modły wznosi?
Mała drobinka
dumnie króluje.
Zmiany na lepsze
w powietrzu czuję,
lecz nie zaproszę
Cię na herbatę.
Nie chcę narazić
Cię na utratę
zdrowia i życia
drogi Księżycu.
Zostań, gdzie jesteś
i siedź w ukryciu.
Na skraju nieba,
hen tam, w oddali,
dla mnie zmęczonej
świeczkę zapalisz.
Kiedy wyleczę się
już z człowieka,
napiszę krótko:
„Herbatka czeka!”
Miłość
W czasach zarazy
miłość bez skazy:
— platoniczna,
— niefizyczna,
— na dwa metry,
— przez trzy swetry,
— przez gałganki,
— bez trzymanki.
Jutro
Chłód światem zawładnął,
żal oszronił włosy,
na których jeszcze wczoraj
tańczyły perły rosy.
I nie wie nikt, co jutro
zostawi nam pod drzwiami,
może ciemność zatrzaśnie
pod zastygłymi powiekami.
A może zalśni słońcem,
zadźwięczy ludzkim śmiechem,
i będzie się radować
tłumionym dziś oddechem.
Emilka
Stoi pod sklepem Emilka,
stoi już chwilek kilka,
podjada cienkie paluszki,
fikają króciutkie nóżki.
Nagle jeden paluszek
stanął jej w poprzek uszek!
Dziewczę dławi się, dusi,
czerwienieje i krztusi.
Nikt nie ratuje Emilki…
Serca jak główki od szpilki.
Lęki w głowach i fobie,
w strasznej pandemii dobie.
Kwarantanna
Dwadzieścia cztery na dobę
zamknięci w małej przestrzeni,
czekamy, kiedy się skończy,
kiedy los się odmieni.
Ileż można wytrzymać,
razem pod jednym dachem,
z kolejnym lokatorem
— wrednym, złośliwym strachem.
Marność
Ileż życie jest warte?
Tych kilka spisanych kartek…
Kolejno dziś świece gasną.
Pozwól bez lęku zasnąć…
Ostatni w kolejce po ogień
planują spotkanie z Bogiem.
Dla tego świata mniej warci,
zakończą dziś wyścig czarci.
Ty Jeden ich nie wygonisz
z bezimiennikiem w dłoni.
Dusze czule przygarniesz,
choć wyglądają marnie.
Przyszłość
Nic już nie będzie tak, jak było.
Ludzie codziennie myją klamki,
szorują dłonie co minutę
i przed innymi chronią zamki.
Na chłopca zerka podejrzliwie
pani ze sklepu spożywczego,
a on swej babci chleb kupuje.
Babcia ma przecież tylko jego!
Nic już nie będzie tak, jak było,
jeśli to prawda, że zaraza
zostanie z nami już na zawsze,
a z nią na ludzkim sercu skaza…
Nieufność, podejrzliwość blada
i setki natręctw. Czy to minie?
Jak długo lęku tego ziarno
będzie krążyło w myśli młynie?
Zostań w domu
W dzień wirusa „siedź na dupie”,
bochen chleba sobie upiecz.
Braknie drożdży? Jasna sprawa!
Tu zaczyna się zabawa.
Bochen chleba upiecz w głowie
i wyobraź teraz sobie,
jak smakuje chleb powszedni,
tym, którzy są bardzo biedni.
Chłopiec
Pewien chłopiec nie rozumie,
że nie można biegać w tłumie,
że zniknęło nagle wszystko
to, co było wczoraj blisko.
Wciąż powtarza: „Mamo, mamo,
chcę, by było dziś tak samo!
Chcę policzyć ludzi w parku,
co mijają jak w zegarku.
Trzy sekundy, cztery kroki
i odchodzą jak obłoki.
Łańcuch sunie dzikim pędem,
kiedyś drzewa liczył będę.
Wszyscy się o siebie martwią,
nikt nie pyta, jak się czuję,
bo zaraza mnie nie dotknie,
dziecka nie zaatakuje.
Dziadek w strachu, od tygodnia
nie podnosi telefonu.
Kiedy już pod drzwiami stoję,
krzyczy, że go nie ma w domu.
Mamo, boję się dziś samotności,
mamo, boję się dziś izolacji.
Tu się pociąg nie zatrzyma,
będę sam na życia stacji”.
Milczenie
Drobinki niesione falą
krążą między ludźmi
do ostatniego tchnienia.
Nie mów do mnie,
mrugaj tylko powiekami.
Trzepot rzęs wystarczy,
bym znalazła odpowiedzi
na każde pytanie.
Nie mów do mnie.
To nas ocali.
Tam gdzie próżnia,
słowo nie zabija.
Tam gdzie nie ma miłości,
kończy się życie,
nie ma już śmierci.
Bezsenność
Nie masz broni, nie masz tarczy…
Z bezsennością idziesz walczyć?
Z góry jesteś już przegrana,
będziesz sączyć noc do rana,
i przepijać mroczną jawą,
a od świtu, jak to bywa,
umysł przyjdzie rzeźbić kawą.
Jednak czekaj… Życie
zbudzi w sekund kilka.
Tu nie trzeba burz, błyskawic,
ani ostrych zębów wilka.
Po pandemii
Po pandemii miłość minie
do lekarza, aptekarza,
ekspedientki i kasjerki,
co sprzedaje nam kajzerki.
Achy, ochy, pizza gratis,
Polak wdzięczny być potrafi,
za uratowane życie
wynagrodzi należycie.
Po pandemii miłość minie
do dentysty i fryzjera,
do człowieka, który z rana
zagubione maski zbiera.
Po pandemii miłość minie,
zrzuci swą koronę wirus
i wylezie znów z człowieka
sprzed pandemii gbur i świrus.
Po pandemii miłość minie,
i zakończą się oklaski.
Wszyscy zaczną się zagryzać,
gdy opadną nagle maski.
Maj
Pytają — Wybierasz się
w maju do urny? —
Skąd ten pomysł durny?
Czasem złapię katar,
a to nic wielkiego.
Czemu wciąż pytają?
Nie rozumiem tego…
W maju życie rozkwita,
nigdzie się nie ruszę,
choćby i sam diabeł
chciał wyrwać mi duszę.
Dzień
Utnę dziś sobie:
drzemkę,
grzywkę,
i pogawędkę…
Dam sobie jeszcze
uciąć głowę,
że zmarnuję
dnia połowę.
I to na co?
Na myślenie…
I tego nie zmienię.
Sens
Może i jest w tym sens,
aby nie mieć zbyt wiele,
aby w końcu przemyśleć,
kto jest Twym przyjacielem?
A cel jest może taki,
aby się w sobie skulić,
w klatce siedzieć potulnie
jak wystraszony królik?
A może w tym jest sęk,
by zgodzić się na wszystko,
nałożyć dziś kajdany,
by poczuć ludzką bliskość?
Karty, czipy, wirusy,
elektroniczne cuda,
postęp, cywilizacja,
eugenika, obłuda…
Kot w pandemii
Kot w pandemii to biedaczek.
Oj, jak cierpi ten zwierzaczek,
gdy się kończą kocie chrupki.
Co to będzie mój malutki?
Burczą biedne kocie brzuszki,
gdy dostają tylko puszki,
lecz tragedią jest dla brzuszka,
gdy ukaże dno też puszka!
Obrażone są sierściuszki.
Katastrofa! Pusto w brzuszkach!
Będzie trzeba dnie i noce
tylko chrapać na poduszkach.
Dzień bez wierszy
Po co komu wiersze,
kiedy na czas długi
musisz zamknąć serce.
Po co komu wiersze…
Kiedy drzwi zamykasz,
wokół smętna pustka,
dotyku unikasz…
Po co komu wiersze.
I kiedy z człowieka
zostaje połowa,
po co komu wiersze,
po co komu słowa…
Maska
W tym świecie toksycznym,
w tym świecie zatrutym,
znów spokojnie siadam
i kupuję buty.
Może kiedyś wyjdę
bez maski na twarzy.
Może nawet jutro
na to się odważę.
Wykąpię się w słońcu,
poprzytulam drzewa
i odetchnę w końcu,
a świat się pogniewa…
Parasole
Zajętym dłoniom
zabrakło czasu
na miłość
Ostrym wieszakiem
rzeźbiły szczęście
Myśli jak sowy zawsze
huczą za pięć dwunasta
Gdy kawa ostygnie
białe loki opadną kurtyną
nad pustym łóżkiem
a łzy kryształ zadudni
pytaniem
O co
Z kim
I po co
walczyłam
z parasolem
nad własną głową
jak lwica
po pustych ulicach
ryczałam
do siebie z czułością
Jak dawniej oni
„Jesteś słaba”
Parasole opadają
jak deszcz
jak liście
Zamykają
czarne serca
Z góry płyną
teraz szybciej
w samotność
Nie wrócę
Żadnych słów nie trzeba,
kiedy wokół drzewa,
światło kwiat otwiera,
nie mów do mnie teraz…
W ciszy chcę zatonąć,
oddech lasu chłonąć,
zamazać wspomnienia,
poczuć, że mnie nie ma.
Pośród drzew zostanę,
poznam las na pamięć,
oswoję w nim siebie,
nie wrócę do Ciebie…
Nad ranem
Kawy łyk zmysły pieści
nad ranem, o piątej trzydzieści.
Czas na śmiały skok w nieznane,
myśli już wyprasowane.
Uśmiech niczym kalkomania,
najmniejszego załamania
światło dzienne nie wybaczy.
Od tej chwili nic nie znaczysz.
Pieprz, cytryna, sól i miód —
życia smaki, życia cud.
Samotność
Krzyk wściekłych myśli
rozdziera na strzępy
jedwabie spokoju.
Nie pamiętam już dni,
kiedy beztroska
otulała mnie
miękkościami.
Dziś na szyi
pętla samotności
zaciska się lękiem.
Niepewność jutra
osacza stadem
głodnych wilków,
a ja powoli podnoszę
suche kromki chleba,
które spadły z Nieba.
Pamięć
We mgle znika przeszłość,
kiedy z góry schodzisz,
gdyż za horyzontu linią
umysł Cię zawodzi.
Są miejsca bezludne,
twarze bez nazwiska,
znajdujesz w pamięci
tę, co była bliska.
Reszty bez znaczenia
opadają kwiaty,
a było podobno
tak pięknie przed laty.
Sekunda
Sekunda wystarczy, by klasnąć raz w dłonie,
pomiędzy którymi ogień życia płonie.
Sekundy wystarczą, by błysnąć i zgasnąć,
aby się obudzić i na zawsze zasnąć.
Sekunda wystarczy, by wszystko utracić,
kiedy nie ma wokół przyjaciół i braci,
by wygasły światła dostatniego życia,
nie było przed Tobą już nic do odkrycia.