Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Wierzeje Czasu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 czerwca 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wierzeje Czasu - ebook

„Wierzeje Czasu” — powieść paragrafowa. Na granicy czasów, pomiędzy XIX-wiecznym Krakowem a futurystycznym miastem XXIV wieku toczy się gra o przetrwanie uniwersum. Eliris Vermeer musi przystać na pomoc Christiana Deweya. Mają przed sobą niełatwe zadanie: zdobycie posady szefa Instytutu do spraw badania Wierzei Czasu. Czy uda im się uniknąć mordercy i nie zgubić ścieżki w labiryncie światów? Ich losy są w Twoich rękach!

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8155-062-8
Rozmiar pliku: 3,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wierzeje Czasu. Kraków Anno Domini…

Udaj się w wędrówkę w czasie, od IV do XXIV wieku.

Przygoda, w której przeszłość przeplata się z przyszłością, a każda decyzja może mieć wpływ na losy świata.

To podróż, która odsłania zagadki dziejów.

Twoim oczom ukaże się Kraków, jakiego jeszcze nie znasz. Jakiego nawet się nie spodziewasz… Pełen uroków i tajemnic, osnuty mrokiem dziejów, pokryty patyną wieków, naznaczony piętnem zbrodni. Gdzieś w zaułkach najbliższych dni czai się morderca.

W pogoni za skarbami przeszłości toczy się walka o istnienie przyszłości.

Lecz pamiętaj: osnowa świata to delikatna materia.

Jeden nieopatrzny ruch, a pęknie ona w szwach.

Podróż. Przygoda. Zagadka.

Czy odważysz się z nią zmierzyć?

www.wierzejeczasu.pl

Przejdź do 1.1

Szanowny Podróżniku

Wyruszając w podróż pamiętaj, że przebiega ona między dwoma skrajnościami: z jednej strony — masz wolną wolę i decyzję wyboru drogi, którą chcesz podążać, z drugiej strony — nie zapominaj, że jesteś marionetką w rękach losu, który niejednokrotnie potrafi zaskoczyć. A więc, gdy staniesz na rozstajach, w Twej gestii jest wybór dalszego działania, wybieraj więc rozsądnie mając na uwadze cel tej podróży.

Co do reguł, którymi kieruje się Wszechświat… Czas upływa nieubłaganie, czasem się nawet nie spostrzeżesz…, paradoksy są uśmiechem losu, który może zgasnąć, a Wierzeje w pewnym momencie mogą się przed Tobą zatrzasnąć. Tu również masz wybór: albo podporządkujesz się narzuconym z góry prawom, albo je zignorujesz.

Jeśli wybierzesz pierwszą opcję — nie zapomnij o dzienniku podróży. Pokonując progi czasu sumiennie znacz swe działania, aby labirynt światów Cię nie pochłonął. Notatki na tę podróż znajdziesz w dalszej części mych zapisków. Skopiuj je wiernie i trzymaj się wytyczonego szlaku.

Jeśli jednak jesteś dzieckiem szczęścia, które los zwykł brać pod swe skrzydła — wówczas druga opcja jest Ci pisana i nic Cię nie będzie ograniczać. Wędruj swobodnie bez presji po zakamarkach czasu, korzystaj z przychylności gwiazd i przyjaznych ludzi na progu Wierzei Czasu. Wówczas dziennik podróży będzie Ci zbędnym balastem.

Decyduj więc i ponoś konsekwencje własnego wyboru.

Powodzenia i, być może, do zobaczenia.

Zygmunt Wiatorski

Jeśli chcesz grać z ograniczeniami przejdź do 2.

Jeśli grasz bez ograniczeń przejdź do opowiadania „Powrót ad fontes” — 3 lub streszczenia „Powrotu ad fontes” — 4.2

Karta z DZIENNIKA PODRÓŻY

Pamiętaj o ograniczeniach w podróży...

Dwa rzuty kostką określą Twoje możliwości. Zaznacz kontury tylu kratek ile oczek w sumie wypadło. Każdorazowo, gdy trafisz na swej drodze na informację o zaznaczeniu przejścia, czasu lub paradoksu - odnotuj to na karcie podróży.

Odwiedzone lokalizacje:

____________________________________________________________________

____________________________________________________________________

____________________________________________________________________

____________________________________________________________________

____________________________________________________________________

____________________________________________________________________

Przejdź do opowiadania „Powrót ad fontes” — 3 lub streszczenia „Powrotu ad fontes” — 4.4

Streszczenie „Powrotu ad fontes”

Wiktoria Vermeer — znana w XXIV wieku poszukiwaczka rzadkich, unikatowych ksiąg — zostawia w swym testamencie nietypowy zapis. Zobowiązuje wnuczkę, Eliris, by udała się do Krakowa roku 2025 i odnalazła w mieście jeden z pierwszych druków w historii europejskiej cywilizacji — Biblię Gutenberga.

Eliris, choć niechętnie, przekracza Wierzeje Czasu i wyrusza do XXI wieku, by odzyskać cenny artefakt.

Sama Eliris, choć pochodzi z rodu odzyskiwaczy ksiąg i od dzieciństwa przygotowywana była do objęcia tego stanowiska — jest zaskoczona zadaniem, z jakim przyjdzie jej się zmierzyć.

O pierwodruk Biblii Gutenberga przychodzi jej walczyć z nieznanym przeciwnikiem. Dzięki wpojonym przez babkę przyzwyczajeniom, nigdy dokładnie nie zapisuje czasu w swym dzienniku podróży. Bo „trzy minuty to za mało, pięć to już nieścisłość”. Ten nawyk ratuje jej życie, gdy wybuch zmiata z powierzchni ziemi krakowską kawiarnię, w której jeszcze przed chwilą przebywała.

Nieoczekiwanie w swych poszukiwaniach zyskuje sprzymierzeńca — naukowca, który oficjalnie zajmuje się kompletowaniem danych do biografii Wiktorii — Christiana Deweya. Okazuje się, że Christian wyruszył na poszukiwanie Eliris dwadzieścia sześć lat po jej przejściu przez Wierzeje Czasu. Z jakiegoś powodu Eliris nie powróciła ze swej wyprawy, a grupy ratowników wysyłane przez nadzorujący Wierzeje Instytut — nie odnalazły jej.

Eliris wspólnie z Christianem podążają za wytycznymi Wiktorii. Udaje im się dotrzeć do księgarni na ulicy Mikołajskiej, skąd mają odebrać Biblię. Jednak, gdy wieczorem przychodzą na umówione spotkanie ze sklepikarzem — w środku znajdują jego zwłoki, a samo wnętrze w niedługim czasie zaczyna płonąć. Pętla wokół bohaterów coraz bardziej się zacieśnia, a zabójcy czają się gdzieś wśród zakamarków najbliższych dni.

Zbiegiem okoliczności — udaje im się zabrać z antykwariatu przedmiot stanowiąc kolejną wskazówkę. Jest to platynowy wisior z rubinem otoczonym sześcioma kryształami. Eliris rozpoznaje medalion — była to jedna z ulubionych ozdób jej babki. Ponieważ pierwowzorem dla naszyjnika był autentyczny medalion uwieczniony na nagrobku renesansowego humanisty Kallimacha — udają się do kościoła ojców Dominikanów.

Na epitafium odnajdują kolejną wskazówkę. Na podstawie napisu i zdobień ustalają kod do depozytu w Bibliotece Czartoryskich, gdzie prawdopodobnie Wiktoria zdeponowała Biblię.

Skupieni na rozwiązaniu zagadki, nie spostrzegają w porę zbliżającego się niebezpieczeństwa. Wpadają w pułapkę zastawioną przez Maleę Rev. Kobieta okazuje się być jednym z ich głównych przeciwników. To ona w 2025 roku poszukuje Biblii Gutenberga i ma za zadanie zatrzymać w tym czasie Eliris i Christiana.

Malea odbiera im medalion i w tym momencie wszystko wydaje się być stracone.

Jednak Eliris, pomna nauk babki, szuka innej interpretacji znaków. Bo, jak powtarzała Wiktoria: Omne trinum perfectum. Do trzech razy sztuka.

Dziewczyna domyśla się, że Biblia, wbrew wcześniejszym ustaleniom, nie znajduje się w Bibliotece książąt Czartoryskich, lecz w Muzeum Uniwersytetu. Bowiem dla platynowego medalionu istniał jeszcze starszy pierwowzór niż nagrobek Kallimacha. Była nim pieczęć Jagiełły zdeponowana obecnie w Collegium Maius i tam należy szukać artefaktu.

Christianowi udaje się zneutralizować pułapkę Malei. W tym celu wykorzystuje on teoretyczny paradoks związany z podróżami w czasie. Jeśli w dowolnym momencie w przyszłości cofnie się przez Wierzeje do chwili obecnej i zobaczy siebie samego uwięzionego w pułapce — będzie mógł ją wyłączyć z zewnątrz. Wówczas jego drugie, „młodsze” wcielenie kiedyś znów powrócił i uwolnił siebie… W ten sposób Christian tworzy pętlę czasu.

Bohaterowie dochodzą do wniosku, że za wszystkim stoi Prederic, obecny szef Instytutu. Jedynie stały i nieograniczony dostęp do Wierzei Czasu zapewnia możliwość ingerencji w continuum na taką skalę, jakiej są świadkami. Naginanie struktury światów jest dziełem zapatrzonego w siebie szaleńca, który dla własnych celów ryzykuje losy miliardów istnień.

Podróżnicy są świadomi, że aby wygrać potyczkę o cały znany świat — muszą definitywnie rozprawić się ze swoim przeciwnikiem. Trzeba odzyskać księgę, wrócić do XXIV wieku i zdobyć posadę szefa Instytutu. To zapewni im dostęp do Wierzei Czasu i umożliwi korzystanie z paradoksów. Jednak wcześniej, prawdopodobnie, przyjdzie im zabić samego Prederica.

Bo to, co pomyślane w tym czasie, dzięki wystarczająco silnej woli, staje się w przyszłości faktem dokonanym.

Przejście do 5.5

Dziennik Wiktorii Vermeer

Oto składam w wasze ręce ostatni ze swych dzienników. Miejcie na niego baczenie. To jedyny łącznik między czasami. Podróże wzdłuż linii continuum zawsze naznaczone są pewną dozą ryzyka. Wszak skoro czytacie te słowa — oznacza to, że cali wyszliście z rozgrywki z Prederikiem, a przynajmniej z jej pierwszej części…

Jeśli dobrze rozsupłałam linie czasu i wyznaczyłam wasz cel: zamierzacie pozbyć się Prederica ze stanowiska szefa Instytutu. Należy mu się. Oj, jak bardzo mu się należy! Jednak, jeśli się nie mylę, w tym momencie, choć domyślacie się prawdy, wasze przypuszczenia są li tylko odległym, zniekształconym echem tego, co pogrzebano pod gruzami wieków.

Zacznijmy więc od początku.

Ty, Christianie, znasz Prederica, szefa Instytutu. Mężczyznę ambitnego, zdyscyplinowanego, od lat wspinającego się wytrwale po szczeblach naukowej kariery. I zapewne domyślacie się w tej chwili, że to właśnie on odpowiedzialny jest za przemyt artefaktów do naszych czasów. To jego ścigał kiedyś twój brat.

Ty natomiast, Eliris, wspomnisz teraz swego przyjaciela ze studiów: Richarda Deepre. Nie zginął on w katastrofie, jak większość przypuszcza. To była tylko sprytna mistyfikacja. Umarł Richard, by narodzić się mógł Prederic. Ten intrygant postanowił wprowadzić swój ród w ścisły krąg posiadaczy kluczy do Wierzei Czasu. W krąg Podróżników i Opiekunów. I trzeba przyznać, że wszyscy byliśmy ślepi, gdyż mu się to udało. Prawie…

Jednak pewna sprawa nie dawała mi spokoju. I nie były to zawirowania wśród handlarzy antykami, to nie był mój zakres zainteresowań. Wstyd to przyznać, starzeję się i nie od razu pokojarzyłam fakty. Co mianowicie? Prederic oparł swą karierę naukową na śmiałej teorii o kontrolowanych ingerencjach czasowych naszych przyszłych pokoleń w dzieje przodków. O „przyspieszaniu” ewolucji, nauki i cywilizacji. I dzięki temu wygrał. Zdobył stanowisko w Instytucie. Dopiero przed rokiem moje podejrzenia nabrały realnego kształtu. W antykwariacie, tuż przed wybuchem II wojny światowej, odnalazłam książkę, o której lata temu czytałam w pamiętnikach naszej antenatki. I wszystko wróciło. Wszystkie elementy układanki znalazły się na właściwym miejscu. Teoria Prederica okazała się naukowym plagiatem. Ogłoszenie tego na forum publikum mogłoby go skutecznie zniszczyć. Jednak z jakiegoś powodu, jakiegoś nieodgadnionego i głupiego powodu, nic z tym nie mogę zrobić.

W tym momencie nikt nawet nie domyśla się i nie dostrzega całości planu, jaki stworzył ten szaleniec. W swej wędrówce do celu nie waha się on poświęcić całych światów. Byłam tego świadkiem nieraz. Niejednokrotnie próbowałam mu przeszkodzić, z różnym skutkiem. Aż okazało się, że jedynym sposobem na powstrzymanie tego szaleńca jest pomóc wam…

No cóż. Nie jestem zachwycona tym pomysłem. Nie sądzę też, abyście byli w stanie przygotować się w jakikolwiek sposób do tego zadania. Trudno. Muszę się z tym pogodzić, z faktem, że nie wiadomo dlaczego, gdzieś tam, poza naszą zdolnością pojmowania i postrzegania zależności na sieci uniwersum — podjęto decyzję. To przed wami postawiono zadanie ratowania światów. Bo tu nie idzie tylko o wasze przetrwanie. To, iż jedno z was obejmie posadę szefa Instytutu, że będziecie mogli kiedyś w swobodny sposób korzystać z Wierzei, że niejednokrotnie będziecie wracać, by ratować samych siebie i by uprzedzać wypadki… No cóż. To tylko efekt uboczny. Waszym zadaniem jest zdobyć tę posadę i doprowadzić do upadku Prederica. Tylko w ten sposób zdołacie uratować wszechświat.

Kilka wskazówek, choć znając was albo je zignorujecie, gdyż obydwoje jesteście przecież upartymi idealistami, którzy wszystko zawsze wiedzą lepiej, albo też o nich zapomnicie. Ale jednak — mimo wszystko — ofiaruję wam je. Może zadziała tu wasz instynkt samozachowawczy?

Po pierwsze: ingerencje w czasoprzestrzeń, choćby minimalne, zawsze pociągają za sobą jakieś następstwa. Musicie się z tym liczyć na każdym kroku. Za okładką dziennika znajdziecie zezwolenia na korzystanie z Wierzei. To pozwoli wam ominąć podejrzliwych techników dyżurujących przy kamiennym progu czasów. Niestety, udało mi się skłonić Prederica do asygnowania tylko tych kilku kodów, potem zaczął być nadmiernie podejrzliwy.

Po drugie: skoro czytacie te słowa oznacza to, że poznaliście już praktyczne zastosowanie czasowych paradoksów. Dla jednej osoby dane zdarzenie może być równocześnie przeszłością i przyszłością. Makabra. I choć czasem jest to przydatna sztuczka — nie należy jej nadmiernie wykorzystywać. Gdy gra toczy się na granicy życia i śmierci — wiele pewników zawodzi. Czasem zdaje mi się nawet, że to ktoś tam na górze czuwa, jakiś los, czy też fatum… Czuwa i zważa na to, byśmy nie zapomnieli, iż to nie my jesteśmy twórcami tej gry zwanej życiem. Więc z rozwagą podchodźcie do paradoksów, bo może się i tak zdarzyć, że fortuna się od was odwróci w najmniej spodziewanym momencie. Przede wszystkim pamiętajcie: przypadek i szczęście grają tu równie ważną rolę co logika.

I, w końcu, po trzecie: nie zapominajcie, że czas, jakkolwiek by na to nie spojrzeć, gra na waszą niekorzyść. Nie liczcie, że Prederic będzie spokojnie czekał na swój koniec. Jeśli tylko odgadnie, co się święci — nie odpuści. Będzie was ścigał po wiekach, aż wyeliminuje zagrożenie. Bo dopóki żyjecie — on nie może być bezpieczny. Tak więc strzeżcie się zbędnych działań, bo pogoń z każdą minutą jest coraz bliżej.

No cóż. W tym miejscu wypada się pożegnać. Trzeba będzie przekroczyć próg czasu. A zaraz za drzwiami czeka na mnie śmierć. Prederic ma to do siebie, że nigdy nie zapomina i nie odpuszcza.

Sprawdziłam już tyle wersji czasoprzestrzeni… I wszystkie wróżą mi to samo. Nie mam co liczyć na kolejny zjazd klanu z okazji mych urodzin. Choć pewnie niektórym członkom rodziny większą przyjemność niż stawienie się na przyjęciu urodzinowym sprawi stypa urządzona po mym pogrzebie.

A więc do zobaczenia kiedyś po tamtej stronie… Mam nadzieję. I niech Najwyższy ma wszechświaty w swej opiece, bo za wasze zdolności nie ręczę.

Wiktoria Vermeer

Kraków, rok 2025

Przejście do 6.6

Eliris doczytała ostatnie słowa Wiktorii i ostrożnie zamknęła dziennik. W pokoju zaległa cisza przerywana tylko tykaniem antycznego zegara. Wypolerowane wahadło regularnie odbijało blask lampki stojącej na podręcznym stoliku. Niepokojący nastrój, swoista mieszanina zdziwienia i oczekiwania, wisiał w powietrzu odkąd wraz z Christianem przekroczyli próg domostwa i ujrzeli położony na stoliku w holu dziennik.

Eliris wciąż wpatrywała się w oprawiony w bordową okładkę wolumin. Gdy zaledwie przed dwoma dniami przekraczała Wierzeje Czasu, by powrócić z wyprawy w 2025 rok — nie liczyła na możliwość ponownej ingerencji Wiktorii. W próg XXIV wieku weszła pod obcym nazwiskiem. Nie mogli sobie pozwolić, by Prederic zorientował się, iż skazana przez niego na banicję i zapomnienie Eliris Vermeer powróciła i pała żądzą zemsty. To nie wchodziło w grę. Dzięki pomocy Christiana udało jej się wejść w 2367 rok w czasie, gdy straż przy Wierzejach sprawował jeden z Opiekunów. Wystarczyło powołać się na hasło, przekazywane z pokolenia na pokolenie w jej rodzinie — i zapis o użyciu mechanizmu został usunięty z dokumentacji. Eliris pojawiła się więc niczym duch z odległych zakamarków dziejów, by na kształt Nemesis, antycznej bogini zemsty — dopełnić swego przeznaczenia.

Dwa dni zajęło jej i Christianowi dotarcie do enklawy miasta M. Ścisły kordon, jaki rozpościerał się wokół centrum, był barierą trudną do pokonania. Zresztą Eliris wcale nie zależało, by dostać się do pierwszej strefy. Wystarczyło tylko przejść przez zewnętrzne rogatki, by stanąć na progu Lavender Hill.

Posiadłość wzorowana na starych XVIII-wiecznych angielskich dworach, wybudowana została przez Wiktorię niespełna pięćdziesiąt lat wcześniej. I zgodnie z testamentem, tak jak wszystkie jej dzienniki podróży i sama funkcja odzyskiwacza ksiąg, domostwo przeszło teraz na własność Eliris. Prócz doskonale wyposażonych pracowni, własnego, rozległego księgozbioru obejmującego większość dziedzin nauk, kolekcji starodruków, których pozazdrościł im nawet Instytut — siedziba posiadała jeszcze jedną cechę. Cechę, która niejednokrotnie ratowała Wiktorię z opresji, a której nikt się nie domyślał… Budynek połączono podziemnym tunelem ze ścisłym, zabytkowym centrum miasta. Przejście zaczynało się w piwniczce z winami — według Eliris pomysł tyleż niewygodny, co i oklepany — a kończyło za drugimi rogatkami w podziemiu starych murów miejskich. Wyjście też nie było najszczęśliwiej zlokalizowane. Cały obszar zabytkowej zabudowy miasta był pod stałą obserwacją, więc osoby nagle znikające, bądź pojawiające się w granicy wewnętrznego kordonu, siłą rzeczy wzbudzały uwagę automatycznego systemu nadzorującego.

Trudno. Obecnie nie było już możliwości zmian. Zresztą, szczerze mówiąc, Wiktoria planując tajne przejście też nie miała zbyt wielu opcji wyboru. Wykorzystała po prostu istniejący tunel. Na jego plany natrafiła niegdyś w sposób zupełnie przypadkowy. Nie od razu zdała sobie sprawę z wagi własnego odkrycia. Musiało minąć jeszcze kilka lat, by informacja o istnieniu zapomnianego przejścia łączącego zewnętrzny obszar miasta z jego centrum — znalazła praktyczne zastosowanie. Nie bez powodu babka wybrała właśnie park położony na wzgórzu na obrzeżach VII-go obszaru na lokalizację swej „rodowej” siedziby. To tu niegdyś, w miejscu XIX wiecznego fortu, znajdowało się wejście do systemu tuneli. Wiktoria zakupiła teren, zbudowała swój dworek, po czym postarała się, by o planach podziemnego tunelu nikt się nie dowiedział. Tu przekupstwo, tam szantaż… Oj, umiała ona manipulować ludźmi. Zamierzone cele osiągała prawie zawsze. Tak było i tym razem. O przejściu biegnącym do centrum nikt obecnie nie wiedział poza jej wnuczką.

I była jeszcze jedna tajemnica. Tym razem Wiktoria przerosła samą siebie. W jakiś sposób, nigdy nie zdradziła jak, udało się jej tego dokonać…, w podziemnej sali dworku zakotwiczyła jeden z portali translokacyjnych.

Na kuli ziemskiej odkryto dwanaście kotwic dla Wierzei Czasu. Żadnego z mechanizmów nie udało się przemieścić w poziomie, nie naruszając przy tym jego właściwości do załamywania linii czasowych. Tak więc, by ułatwić podróżnikom korzystanie z urządzeń, zaopatrzono je w sąsiadujące systemy — portale przestrzenne. Ogniwa ich sieci ciasno oplatały Ziemię, jednak Eliris nie słyszała, by jakiekolwiek zakotwiczenie znajdowało się w prywatnej przestrzeni. Oczywiście były portale w posiadaniu instytucji naukowych, państwowych i wojskowych, jednak w prywatnej posiadłości? Jak Wiktoria tego dokonała — na zawsze pozostanie tajemnicą.

To niezwykłe wyposażenie domu powodowało, że można się było do niego dostać niepostrzeżenie i w tenże sam sposób go opuścić. Nie było się też zależnym od zewnętrznej sieci komunikacyjnej. I — dzięki temu — można było uniknąć nadzoru systemów monitorujących.

Jednak tym razem Eliris, wraz z towarzyszącym jej Christianem, musiała dotrzeć do Lavender Hill w sposób bardziej tradycyjny. „Mój dom — moja twierdza” — mawiała babka Wiktoria, i powiedzenie to traktowała jak najbardziej dosłownie. Posiadłość, zaopatrzona w wymyślny system obronny, była fortecą nie do zdobycia. Więc zamiast skorzystać z portalu zakotwiczonego przy Wierzejach Czasu i przenieść się od razu do wnętrza rodowej siedziby, Eliris i Christian musieli osobiście stawić się na progu, by przekroczyć ozdobne kamienne obramowanie drzwi i tym samym zostać przyjętymi przez Lavender Hill.

A w środku czekała na nich niespodzianka.

Kto i jak zdołał podłożyć im dziennik Wiktorii — nie mieli pojęcie. Możliwe zresztą, że była to sprawka samego domu, który w swym arsenale posiadał również inne, nie mniej zaskakujące umiejętności. Czasem zdawało się, że jest on żywą, samodzielną istotą, która spogląda na swych mieszkańców z lekką kpiną i w razie potrzeby — według własnego uznania i humoru — przychodzi im z pomocą.

— A więc kochana babcia znów się wtrąca — rzuciła Eliris z ironią.

Dziennik spoczywający na jej kolanach ciążył niemiłosiernie.

— Jednak, zważywszy na okoliczności — w głosie Christiana znać było lekką przyganę — przyda się każda pomoc. Zwłaszcza jej, jakąkolwiek by formę przybrała.

Dziewczyna skinęła głową. Z tym argumentem nie było jak dyskutować, pozostawało więc tylko się zgodzić.

— Jej wskazówki i sugestie… Cóż, mogą być pomocne. Zwłaszcza, iż nie mamy ani zbyt wiele czasu, ani tym bardziej zbyt wielu możliwości.

— Żeby zdobyć posadę szefa Instytutu, trzeba wcześniej pozbyć się jakoś Prederica — Christian odchylił się w fotelu i splótł palce dłoni. — W zasadzie jest kilka opcji. Możemy poprosić o pomoc Ród Andera, choć pewnie nie będzie to proste, gdyż oni nie rozdają swych przysług za bezcen.

— Można — wtrąciła Eliris — odnaleźć jeden z artefaktów zamieszczonych na liście Instytutu. Gdy go sprowadzimy, automatycznie będziesz mógł objąć posadę Prederica. I istnieje jeszcze trzeci sposób… Najbardziej radykalny… Zabić go — szepnęła.

Christian tylko skinął głową.

Czas uciekał. Trzeba było podjąć decyzję.

Bohaterowie mają następujące opcje wyboru:

* uzyskać poparcie Rodu Andera — 57;

* sprowadzić z przeszłości znany artefakt — 23;

* zabić Prederica — 34.7

Kraków, lipiec, 1850 rok

Ten czas wymagał zupełnie nowych schematów postępowania. Nie tylko ubiorów i sposobu wyrażania się, ale przede wszystkim orientacji w relacjach społecznych i towarzyskich. Znajomość obyczajów właściwych dla miejsca i czasu podróży była jednym z wymogów przy przekraczaniu Wierzei Czasu. Oni, dzięki Wiktorii, mieli carte blanche. Technik dyżurujący przy kamiennym kręgu rzucił tylko okiem na poziom ich uprawnień i nie zadawał już żadnych pytań. Tym sposobem znaleźli się w czasie, który był dla nich zupełnie obcy. Oczywiście mieli o nim jakieś pojęcie, ale było ono tak mgliste, jak opary nad budzącym się wulkanem. I oni mogli się spodziewać katastrofy…

Zanim opuścili Sekcję Wierzei, obsługa zaopatrzyła ich w stroje odpowiednie do czasu, w którym wylądowali. Dzięki temu nie wzbudzali niepotrzebnej sensacji na ulicach. Teraz chodziło tylko o to, by jak najszybciej udać się do bezpiecznego lokum. A w tym momencie takim miejscem zdawała się być siedziba Rodu Andera. To przecież oni zlecili im zadanie. Niech więc teraz okażą minimum wsparcia i udzielą im schronienia…

Korzystając z przejść translokacyjnych w krótkim czasie pokonali dystans dzielący Budapeszt od Krakowa. Tak było bezpieczniej, nie mogli sobie wszakże pozwolić na ryzyko podróży koleją, choć niedawno doprowadzono tory do Stołecznego Miasta.

Idąc wolnym, spacerowym krokiem niczym nie wyróżniali się spośród pozostałych mieszkańców miasta. Christian pomyślał z wdzięcznością o obsadzie Sekcji, która zadbała o każdy szczegół ich charakteryzacji. Dzierżąc w jednej dłoni laskę prowadził Eliris brukowanymi uliczkami miasta. Początkowy niepokój szybko został wyparty przez ciekawość. Przekonał się, że nawet ich karygodna niewiedza nie stanowi przeszkody do poruszania się w tym czasie. Jednak wolał nie podejmować niepotrzebnego ryzyka. Dlatego gdy stanęli przed portalem siedziby Rodu, bez zastanowienia ujął kołatkę i zastukał.

Odczekali chwilę. Nic się nie działo. Wewnątrz panowała zupełna cisza. Zdziwiony raz jeszcze zastukał. Wreszcie uchyliło się małe okienko w drzwiach. Spojrzały na nich podejrzliwe oczy ukryte pod krzaczastymi brwiami.

— Państwo szanowni w jakiej sprawie? — spytał odźwierny skrzekliwym głosem.

Nie ma tu systemu identyfikacji podróżnych. Odkrycie to zaskoczyło Christiana. Nie ma, bądź jest wymagana dodatkowa procedura… Oczywiście…

— Semper homo bonus tiro est.

Liczył, że prastare zawołanie wędrowców będzie wystarczającą przepustką. Nie pomylił się, gdyż odźwierny mruknął coś niewyraźnie, zatrzasnął okienko, lecz już po chwili ciężkie skrzydło drzwi stało przed nimi otworem.

Zaprowadzono ich do salonu. Sekretarzyk stał w rogu pokoju, ciężkie zielone kotary miękko układały się przewiązane ozdobnym sznurem. Mężczyzna uświadomił sobie, że nic się tu nie zmieni przez najbliższe kilkaset lat. Przekraczając próg pokoju wręcz zachłysnął się tym wrażeniem, tak było ono surrealistyczne. Widział, jak Eliris podchodzi do otomany i dotyka pokrywającego ją aksamitu, jakby chcąc się upewnić, że to nie projekcja. Ale nie… Obicie ugięło się pod jej dłonią. Dziewczyna potrząsnęła głową z niedowierzaniem.

— Mam wrażenie, że to sen… Taki, który za chwilę zmieni się w koszmar… — szepnęła.

Jednak zanim się to stało do pokoju wszedł lokaj. Bez słowa podał im na tacy kopertę. Christian podziękował skinieniem i poczekał, aż zostaną sami. Dopiero wówczas wyciągnął list.

— Możemy pozostać, jak długo chcemy, oddają nam do dyspozycji całe to skrzydło. Udzielą nam wszelkiej pomocy, według swoich możliwości.

— Niezbyt życzliwe przyjęcie — podsumowała Eliris.

— Niezbyt. Powiedziałbym raczej, że typowe dla mojej rodziny. Deweyowie mają więcej z Anderów, niż się wydaje. Dziękować Najwyższemu chociaż za to, że nie noszę nazwiska głównej gałęzi Rodu. To dopiero byłby kłopot…

Trzy pełne dni zajęło im zapoznanie się z czasem. Przejrzeli dostarczone gazety, przeczytali kilka książek i dzienników. Skorzystali z archiwów rodziny, by poznać topografię miasta.

Christian widział, jaką przyjemność czerpie Eliris z kompletowania toalet. Spędziła całe popołudnie z pokojówką i szwaczką, by dopasować stroje. On też został w pewnym momencie zmuszony, by stawić się w sąsiednim salonie i dać zdjąć krawcowi miarę. To nie była prosta sprawa, te czasy miały ściśle określoną etykietę, a dbałość o szczegóły wyznaczała pozycję społeczną. Musieli się temu podporządkować…

Wciąż nie byli pewni, czy są gotowi na konfrontację z tym światem, jednak nie było sensu dłużej zwlekać. Jakiekolwiek zaburzenie w liniach czasu i tak nie powinno pociągać za sobą znacznych konsekwencji. Na to przynajmniej liczyli. Wszechświat w swym dążeniu do równowagi powinien korygować ich pomyłki i naprowadzać zdarzenia na właściwe tory.

Przejście do 161.8

Kraków, 1817 rok

— Niewiele z tego wynika — Eliris obracała w dłoniach obtarganą kartkę, będącą częścią listu. — Nic, czego już byśmy nie wiedzieli.

— Jeśli w liście kiedykolwiek było coś znaczącego, to i tak nie dotarło do rąk Lewickiego. Mimo to ta część, którą otrzymał, wystarczyła, by wypełnił prośbę — zauważył Christian.

Ich rozmowę przerwało wejście służby. Poczekali, aż ze stołu znikną talerzyki i filiżanki, po czym wraz z zamknięciem drzwi wrócili do tematu.

— Nie wiemy, kiedy zniknęła druga część listu. Czy może zniszczył ją sam nadawca, czy też może później ktoś otwarł kopertę… Jeśli w grę wchodzi druga opcja, to równie dobrze mogliśmy to być my — dziewczyna rozejrzała się po salonie. — Gdzie można bezpiecznie ukryć część listu?

Christian sięgnął po własny dziennik podróży.

— Na wszelki wypadek… — zaznaczył zapisując polecenie do wykonania w bliżej nieokreślonej przyszłości. — Jeśli przyjmiemy, że weszliśmy tu w jakiś sposób wcześniej i schowaliśmy list, to może… — wskazał na wazony z chińskiej porcelany stojące na gzymsie kominka.

Eliris poderwała się z fotela i podbiegła do paleniska.

— Jest! — krzyknęła uradowana wytrząsając na rękę zawartość schowka. — Na razie nie będę nawet próbować zgadywać, w jaki sposób ją zdobyliśmy…

Znaleziona kartka była drugą częścią listu, idealnie wpasowywała się w posiadany już przez nich kawałek. Rozłożyli oba na stole i zagłębili się w ich treść.

Mój Drogi Przyjacielu!

W tych dniach, gdy los przedziwny zagnał mnie w odległe strony, przez wzgląd na naszą przyjaźń, prosiłbym Cię, drogi Janie, o uwagę. Com robił przez ten rok od ostatniego naszego widzenia, długo by pisać, nie wątp jednak, że zawsze z sentymentem wspominam mój pobyt w Krakowie. Szacuję go tym bardziej, że tak znaczącą przyjaźń udało mi się wówczas zawrzeć. O naszych pierwszych zatargach dziś myślę już tylko, jako o pierwszych zmaganiach dwóch charakterów, które pewne swych racji do ustępstw nie są nawykłe.

Przez wzgląd na te przeszłe dni, proszę nieśmiało, byś raczył wyświadczyć przysługę przyjacielowi, który wskutek oddalenia nie jest sam w stanie wypełnić powziętego zobowiązania.

Przy kościele Michała Archanioła znajduje się grobowiec małej dzieciny, która kilka miesięcy przeżywszy odeszła do chwały Pana. Imię mu było Zygmunt Wiatorski. Pozostawił nieutulonych w żałości rodziców, a ci, wyjeżdżając ze Stołecznego Miasta, jako do krewnego, zwrócili się do mnie z prośbą o pamięć i modlitwę przy posągu srebrnoskrzydłego anioła. Odwiedzałem grób raz w tygodniu, zawsze o wschodzie słońca i składałem na nim białe róże wzdychając do Boga za duszę dziecka.

Ja, jako że zmuszony koniecznością zostałem do podróży, teraz, pomny niegdysiejszego przyrzeczenia, zmuszony jestem szukać u ciebie, Przyjacielu, pomocy.

Zechciej w swej dobroci nawiedzać grób dzieciny i składać na nim wiązankę białych róż. Takie było wszak życzenie rodziców jego, by kwiaty kolor marmuru ateńskiego Akropolu miały. Gwoli możliwości czyń to raz w tygodniu, w niedzielę wczesną porą, gdy świt świadkiem walki dnia i nocy się staje, a Salwator rozbłyska w pierwszych promieniach słońca.

Zgadzając się wielką doprawdy uczynisz mi przysługę i dłużnikiem Twym będę aż do śmierci.

Mam nadzieję, że w rocznicę naszego spotkania, w dzień świętego Józefa, wspomnisz mnie i dobrą modlitwą również obdarzysz. Pozostań w zdrowiu, drogi Janie. Ten, który ma zaszczyt zwać się Twym przyjacielem —

Stanisław Wyspiański

Przejście do 217.9

Kraków, lipiec, 1850 rok

Szli w pewnym oddaleniu. Z niedowierzaniem spoglądali, jak Prederic kłania się kilku mijanym osobom. Byli to starsi mężczyźni, czasem wojskowi, pełni dystynkcji w ruchach i nabytej surowości oblicza. Eliris starała się zbytnio im nie przypatrywać, by nie ściągnąć przypadkiem na siebie ich uwagi. Za to sięgnęła do sakiewki po dysk komputera. Obudowa dostosowana do tych czasów przypominała emaliowane puzderko z girlandą kwiatów na wieczku i bez trudu mieściła się w dłoni. Zasłaniając się parasolką przed niepowołanym wzrokiem ustawiła parametry. Skaner zaczął zbierać wizerunki osób, które zdawały się znać Prederica. Może później uda się z tych danych wyciągnąć jakiś wniosek? Jak na razie dziwił sam fakt, że podróżnik z przyszłości w sposób tak jawny przyznaje się do znajomości ludzi tych czasów. Gdzie mógł ich poznać, pozostawało tajemnicą, jednak liczyła, że gdy uda im się zidentyfikować mijanych mężczyzn, znajdą nić łączącą ich z szefem Instytutu.

Prederic doszedł do Plant i skręcił w kierunku Wawelu. Cała aleja była pusta aż do widocznego w prześwicie wzgórza. Ni żywego ducha zarówno przed, jak i za nimi.

— Nawet o tym nie myśl… — szepnął cicho Christian.

Eliris starała się przybrać niewinną minę. Zerknęła na niego i już chciała zapytać o czym ma nie myśleć, gdy spotkała się z jego kpiącym wzrokiem.

— No dobrze… — westchnęła. — Ale nie powiesz mi, że i tobie nie wpadł do głowy podobny pomysł. Okoliczności można uznać za sprzyjające. Nawet nie musielibyśmy do niego blisko podejść. Wystarczyłoby skonstruować z plastycznego proszku jakiegoś insekta, pszczołę chociażby, i zaopatrzyć ją w truciznę. Jedno ukłucie i po sprawie.

— Jest tylko jedno ale… — zaznaczył.

— Myślisz, że nie wiem…? Zabić teraz Prederica, to tak, jakby anihilować całą linię czasu i uśmiercić wszystkie istnienia w niej zakotwiczone. Jest jeszcze za młody… Niestety. A my mamy skrupuły, które jemu nawet nie przyszłyby do głowy. Też niestety. Ale musisz przyznać, że rozwiązałoby to część problemów.

— Tak. I stworzyłoby całą masę nowych.

Przejście do 104.10

Kraków, Planty miejskie, 2013 rok

Informacje o wypadku były nadzwyczaj lakoniczne. Większość not prasowych pojawiła się w mediach elektronicznych tego samego dnia, w dniu następnym lokalna gazeta zamieściła krótkie sprawozdanie. Dwa dni później po wypadku nie było już żadnego śladu.

Christian sięgnął niezauważalnie po własny dysk.

— Jeśli chcemy się czegoś dowiedzieć, to trzeba rzucić okiem na doniesienia policyjne.

Jednak nawet one niewiele pomogły.

Choć minęło już ponad dwa tygodnie — tożsamość ofiary wciąż pozostawała nieznana.

Christian odchylił się na ławce i zapatrzył w korony drzew. Był sposób, by dowiedzieć się, co też się stało z dochodzeniem w sprawie wypadku i do jakich wniosków doszła drogówka. A raczej, do jakich wniosków dojdzie w przyszłości. Trzeba tylko poprosić o spłacenie przysługi sprzed lat.

— Mam znajomego… — wyjął własny dziennik podróży i zapisał w nim jego nazwisko. — Jest jednym z pracowników Instytutu. Zajmuje się nadzorowaniem archiwów i zarządzaniem bazami danych. Jest dobry… Bardzo dobry… Nie ma chyba informacji, do której nie umiałby dotrzeć. I kiedyś mu pomogłem. Umówiłem się z nim wówczas, że spłaci mi przysługę w dowolnym czasie. Dosłownie. Wystarczy zapisać pytanie i umieścić w odpowiednim miejscu. On znajdzie odpowiedź i złoży ją w tym samym miejscu. Co najlepsze, tej odpowiedzi może szukać dowolnie długo, bo i tak będzie ją musiał przesłać w przeszłość przez zaufanego podróżnika, więc czas startowy przejścia przestaje mieć znaczenie… Mogę w tym momencie poprosić go o spłatę długu. Przejrzy dane i powie nam, czy w związku z tym wypadkiem policja coś jeszcze w przyszłości ustali… Albo po prostu możemy sami postarać się znaleźć jakieś informacje — dodał widząc wątpiącą minę Eliris.

— Albo po prostu — powtórzyła dziewczyna — skupimy się na jednym z dwóch pozostałych wypadków.

Bohaterowie mają następujące opcje wyboru:

* korzystają z pomocy technika z przyszłości, by dowiedzieć się czegoś więcej o wypadku samochodowym — 193;

* samodzielnie badają okoliczności wypadku samochodowego — 40;

* badają okoliczności wybuchu gazu w podmiejskiej willi — 202;

* badają okoliczności zasztyletowania mężczyzny — 172.11

Budapeszt, 8 Sekcja Wierzei Czasu, 2367 rok

Błysk znów został wchłonięty przez sterownik.

Eliris i Christian stali na podwyższeniu kamiennego kręgu Wierzei Czasu.

Powrócili do XXIV wieku.

Obsługa techniczna podeszła do nich, by w razie konieczności udzielić pomocy. Na przegubach lewych dłoni mieli zapięte metalowe bransolety. Platynowe ozdoby nie wiadomo jak i kiedy zostały im założone. Coś przeoczyli? Zapomnieli o jakimś wydarzeniu, czy też celowo zostało im ono usunięte z pamięci?

Eliris uważnie oglądała bransoletę. Wykonano ją z platyny. Gładka obręcz tylko w jednym miejscu poznaczona była grawerunkiem pisma. Kodem niezawisłości.

To dlatego technicy o nic nie pytali. Otoczyli ich milczącym kordonem, gotowi w razie czego służyć wsparciem. Nic więcej.

Oboje zeszli z postumentu.

— Ten mężczyzna — Christian postanowił blefować — ten, który przeszedł przed nami przez próg czasu… Gdzie on jest?

Technicy popatrzyli po sobie zaskoczeni. W końcu jeden z nich, dotąd trzymający się nieco na uboczu, podszedł i stanął przed dwójką podróżników.

— Przykro mi, ale nikogo nie było. Od bardzo dawna…

Do Eliris dopiero po chwili dotarło znaczenie tych słów.

— Jak to? Nikt nie używa Wierzei?

— Nikt — potwierdził technik. — Od przeszło sześćdziesięciu lat. Od czasu, jak straciliśmy wszystkie sterowniki…

Dziewczyna aż przysiadła z wrażenia.

— To koniec — stwierdziła. — Ugrzęźliśmy w tym continuum już na zawsze. W ślepej uliczce swego losu. I nie ma stąd możliwości ucieczki.

KONIEC GRY12

Miasto M, obszar VII, Lavender Hill, 2367 rok

Od momentu, gdy Christian wystartował z terenu Instytutu, minęło zaledwie pół godziny, a oni znów siedzieli w bezpiecznym wnętrzu biblioteki Lavender Hill.

Z ukryciem transportowca nie mieli większych problemów. Siedziba Rodu zaopatrzona została w system podziemnych hal i korytarzy. Do kilku nich można było dotrzeć przez zamaskowane włazy rozmieszczone wokół miasta tak, by nikt nie podejrzewał, że punktem docelowym jest dom Wiktorii Vermeer.

W pobliskim parku znajdowało się jedno z takich wejść. Malownicza pionowa skała wznosząca się nad rwącym potokiem była tylko zgrabnie skonstruowaną iluzją. Podlecieli do niej ze wschodu i na pełnej prędkości przekroczyli zasłonę hologramu. Znajdujące się za nią bufory wyhamowały statek i łagodnie osadziły go na lądowisku. Kolejno zapalały się światła wydobywając z mroku szare ściany jaskini.

Nie obawiali się pościgu. Dzięki zapiskom Wiktorii udało się Christianowi wyłączyć lokalizatory transportowca, nikt nie miał więc szansy ich namierzyć. Dla systemów bezpieczeństwa Instytutu w momencie przekroczenia wrót hangaru na wieży — zniknęli jak kamfora. Systemy ochrony pozostały ślepe.

Teraz Eliris krążyła po bibliotece. Gruby zielonkawy dywan tłumił jej kroki. Wcale nie była pewna, czy słusznie postąpili opuszczając teren Instytutu. Zdawała sobie sprawę, że niewiele czasu im pozostało, mogli zaryzykować i cofnąć się do windy, mogli sprawdzić jeszcze pozostałe możliwości… Ale mogli też definitywnie przegrać. Gdyby przekroczyli wyznaczony czas, komputer ochrony niechybnie podniósłby alarm informując o obecności intruzów. A to oznaczało dochodzenie i dekonspirację. Więc może lepiej, że… — zirytowana potrząsnęła głową próbując rozwiać wątpliwości. Co się stało, to się nie odstanie. Teraz należało skupić się na kolejnej możliwości.

Gong oznajmił przybycie gościa. Po raz kolejny mieli spotkać się z Thomasem. Jeśli nie udało im się ze zbieraniem dowodów przeciw Predericowi w siedzibie Instytutu, to może więcej szczęścia będą mieli teraz. Wciąż aktualna pozostawała sprawa Malei Rev. Pytanie brzmiało tylko, ile uda im się zdziałać w obliczu tak niebezpiecznego przeciwnika. Przy tej kobiecie, o czym doskonale wiedzieli, ryzykowali życiem. Ale przecież gra warta była świeczki.

Christian podążył w kierunku holu, by otworzyć drzwi bratu.

— Oby teraz — rzucił w drzwiach — boginie losu były nam przychylne.

Przejście do 190.13

Atlantyk, opuszczona baza na platformie naukowej, 2367 rok

Należało to załatwić szybciej. Zdecydowanie szybciej. Tymczasem słowna potyczka z handlarzem nadmiernie przeciągnęła się w czasie. Cena, jaką podyktował, była nie do przyjęcia. Jednak artefakt, który miał w zamian, był im koniecznie potrzebny. Patowa sytuacja.

I może targi trwałyby jeszcze jakiś czas, gdyby nie wyjątkowy pech.

Eliris słyszała o podobnych akcjach. Zawsze między wierszami i nigdy wprost w oficjalnych danych. Sytuacja przedstawiała się tak, jakby walka z nielegalnym handlem artefaktami odbywała się wyłącznie jako teoretyczna potyczka dwóch różnych racji. Lecz czasami, o czym najlepiej wiedział Christian, starcia te przybierały jak najbardziej realny charakter. W poprzednim continuum stracił on brata. Thomas zginął, ponieważ zbyt pochłonęło go śledztwo prowadzone przeciw handlarzom i w którymś momencie, zaaferowany, stracił czujność.

Teraz natomiast sami znaleźli się w środku akcji.

Ogłuszające błyski i fale paraliżującego promieniowania powaliły ich na ziemię. Eliris z opóźnieniem odnotowała treść głośno wykrzykiwanych rozkazów: każdego podejrzanego ułożyć w bezpiecznej pozycji, skontrolować funkcje życiowe, następnie przetransportować do zakładu i odseparować od pozostałych.

Potem była już tylko ciemność.

Przejście do 49.14

Lokalizacja nieznana, 2367 rok

— Niech to! — Eliris czując narastającą frustrację chciała tupnąć nogą w posadzkę, by tym dziecinnym gestem dać upust złości. Jednak nie mogła się ruszyć. — Żeby znów dać się złapać w pułapkę…

— Znów? — Uprzejme zdziwienie Malei irytowało tym bardziej, że Eliris nie wiedziała, czy jest autentyczne, czy też tylko świetnie zagrane.

Jeśli jednak Malea nie wie o ich poprzednim spotkaniu i o pułapce zastawionej w kościele ojców Dominikanów w XXI wieku, oznacza to, że jeszcze tam nie była. Jej przyszłość jest już ich przeszłością. Mają nad córką Prederica przewagę, posiadają wiedzę o zdarzeniach, które jeszcze nie zaistniały. Jeśli ingerencje nie okażą się zbyt radykalne, może uda im się odtworzyć linię uniwersum w niezmienionym bądź bardzo podobnym kształcie. Wystarczy przeanalizować zapiski z dziennika podróży i skopiować działania…

— Ojciec zbyt się z wami cacka. Może to przez sentyment do ciebie? — zwróciła się w stronę Eliris. — Może nie chce zbytniego zamieszania… Uśmiercenie was byłoby jakimś rozwiązaniem. Przykro mi to stwierdzić, ale… będziecie żyć. Niestety. Posiedzicie sobie tu jakiś czas, dzień, może dwa… Nic złego wam się nie stanie. A gdy stąd wyjdziecie, napotkacie całkiem nową rzeczywistość. — Zaśmiała się zadowolona z własnego żartu.

Widzieli, jak podchodzi do gładkiego blatu stołu i przesuwa palcami po jego powierzchni w sposób celowy. Widocznie na szklanej tafli wmontowano systemy sterownicze, które współgrały z jej siecią neuronową. Dla nich, niestety, pozostawały niewidoczne. Może gdyby udało się dopasować przekaz do ich układów…

W końcu, zadowolona z efektów, odwróciła się do nich, by pomachać na pożegnanie.

— Życzę udanego odpoczynku — rzuciła kierując się w stronę jednej ze ścian. Pół metra przed przeszkodą zaczęła się dematerializacja. Po chwili już jej nie było.

Stali otoczeni przez ciasny krąg pola. Jednak z minuty na minutę słabł on i się rozszerzał. Po godzinie objął cały obwód podestu, na którym zostali uwięzieni. Nie sięgnął wszakże stołu. I nie drgnął już nawet o milimetr. To było maksymalne odchylenie granicy.

— Co teraz? — chciała wiedzieć Eliris. — Malea z każdą chwilą zyskuje nad nami coraz większą przewagę. Trzeba ją dogonić i sprawdzić, co zamierza. Trzeba ją mieć pod stałą obserwacją i liczyć na cud.

Christian usiadł na podeście i wskazał gestem, by do niego dołączyła. Dziewczyna wzruszyła ramionami i przysiadła naprzeciwko. Pytająco uniosła brwi.

— Skoro raz się udało, to z pewnością uda się ponownie — stwierdził enigmatycznie.

— Silna wola i przekonanie o powodzeniu… — Eliris już wiedziała, co jej towarzysz zamierza. — Chcesz znów wykorzystać paradoks czasów…

— I mam pewność, że się powiedzie.

Obydwoje, tak jak przy pierwszej próbie, zamknęli oczy.

Nie czekali zbyt długo. Lekki szum towarzyszący translokacji poinformował ich, że ktoś przybył do pomieszczenia. Słyszeli kroki i stukot o powierzchnię blatu. Eliris zastanawiała się, dlaczego nie mogą spojrzeć na swoje wcielenia z przyszłości. Przecież już zdarzało się, że widziała swe wersje z innych czasów, a nawet z innych linii uniwersum. Co więc takiego było w przyszłości, co Christian starał się przed nią ukryć? Jednak ufała mu na tyle, by szanować nawet tę absurdalną, jej zdaniem, prośbę.

Wsłuchiwała się w przestrzeń starając się po dźwiękach odgadnąć, co robi przybysz. Była prawie pewna, że stoi przy blacie i zmienia ustawienia sieci. Stukot o szklaną powierzchnię towarzyszył kolejnym ruchom.

W końcu szum delokalizacji oznajmił, że to koniec.

Eliris otworzyła oczy i rozejrzała się po pomieszczeniu. W widoczny sposób nic się nie zmieniło. Nic, przynajmniej jeśli chodzi o wystrój. Natomiast powierzchnia stołu jarzyła się seledynową zielenią wskaźników. Ten, kto przed chwilą rozplątał sieć, dostosował układ do ich indywidualnych parametrów. I zostawił jeszcze coś…

Na blacie leżała kartka.

Christian rozwinął ją, przeczytał, po czym bez słowa podał dziewczynie.

Zerknęła na wydruk.

Przejście translokacyjne — według ostatniego zapisu punktu docelowego, Budapeszt, 8 Sekcja Wierzei Czasu. Przejście przez próg czasu — lokalizacja domyślna, 55 % prawdopodobieństwa, Kraków 2025 rok. Prawdopodobieństwo powrotu do punktu wyjścia — 60%.

Bohaterowie mają następujące opcje wyboru:

* oceniając prawdopodobieństwo przejścia przez próg czasu na zbyt niskie i postanawiają poczekać na powrót Malei — 50;

* decydują się wykorzystać paradoks, by uzyskać większe prawdopodobieństwo co do celu przejścia Malei — 145;

* postanawiają skorzystać z Wierzei Czasu i cofną się do spotkania z handlarzem — 146.16

Miasto M, obszar VII, Lavender Hill, 2367 rok

Przeszli bezpośrednio przez portal translokacyjny umiejscowiony w podziemiach posiadłości. Wspięli się po schodach i udali do swoich pokoi. Choć mieli nieustanną świadomość upływającego czasu, obydwoje potrzebowali chwili wytchnienia i snu. Dawno już przestali funkcjonować w dwudziestoczterogodzinnym systemie doby. Łykali kolejne tabletki energetyczne i w końcu nadszedł czas, by odespać ostatnie wydarzenia. Organizm, zmuszony do skrajnego wysiłku, potrzebował regeneracji. I nie było już sposobu odkładać tego na potem. Przespali siedemnaście godzin.

Powrót na jawę nie był zbyt przyjemny. Po długim śnie pozbawionym marzeń uchylające się powiek objawiły twardą osnowę rzeczywistości. Nie było innego sposobu — musieli stawić jej czoło.

Wraz z wybiciem pełnej godziny zasiedli do pracy. W bibliotece Lavender Hill rozsunięto ciężkie kotary. Słońce wpadało do środka kładąc się długimi smugami na wzorzystym dywanie. Widok łąk rozpościerających się za oknem nęcił i kierował myśli ku sielskim krainom, choć był tylko doskonałą projekcją niegdysiejszego krajobrazu.

Eliris z trudem oderwała wzrok od topoli kołyszących się w jednostajnym rytmie i skupiła go na wyświetlaczu. Rozłożyła się na otomanie, podparła poduszkami, a dysk komputera położyła na kolanach. Co jakiś czas spoglądała na Christiana, który pochylony nad biurkiem wertował kolejne strony. Hologram siłowy wytworzony przez jego dysk przypominał starodawną księgę. Ciekawy wybór — pomyślała. Jak najbardziej pasujący do tego wnętrza. Wydawało jej się, że wręcz słyszy szelest kolejnych przewracanych stron. Pergamin wydawał przecież tak charakterystyczny odgłos…

Godziny płynęły wolno jedna za drugą. Przeglądali kolejne pliki.

Jedyną informacją, która wypłynęła z tego potopu danych, było doniesienie o nieoficjalnych dochodzeniach, bądź postępowaniach wstępnych przeciwko firmie Malei. Jednak nigdy nie było to nic oficjalnego. Nigdy nie sprecyzowano zarzutów, ani tym bardziej ich nie postawiono. Nie znaleźli punktów stycznych pomiędzy Prederikiem a Maleą. Było kilka pogłosek, jakieś plotki, które jednak nie dawały zaczepienia do dalszych działań.

Minęło popołudnie. Dali sobie limit do wieczora. Jeden dzień to i tak nazbyt, gdy tylko bezproduktywnie przeczesuje się bazy danych. Pod wieczór byli w zasadzie w punkcie wyjścia. Trzeba było podjąć decyzję co do dalszych działań.

Usiedli w fotelach naprzeciwko siebie. Christian splótł dłonie i wpatrywał się w graficznie przedstawione opcje. Każda jarzyła się ostrym kolorem w oddzielnej ramce. Były to trzy hasła, które kryły w sobie drogi dalszego postępowania: „kariera Prederica”, „paradoks” i „notatki z dziennika”.

Choć do tej pory wyszukiwanie informacji w dostępnych bazach danych nie szło zbyt efektywnie, mogli zastanowić się nad poświęceniem jeszcze jednego przedpołudnia i prześledzić, powtórnie, karierę naukową Prederica. Może coś przeoczyli? Może coś umknęło ich zmęczonym umysłom?

Inną opcją było zastosowanie paradoksu. Działanie o tyle skuteczne, co niepewne. To była loteria. Poza tym, jeśli się uciekną do paradoksu, mogą zabrnąć w uliczkę, z której nie będzie już powrotu…

I zawsze pozostają dzienniki podróży. Jeśli poświęcą jutro czas na przeanalizowanie zapisów z wyprawy na przedpole masywu karpackiego, może dostrzegą coś, co w natłoku wrażeń wcześniej im umknęło. Być może, już na spokojnie, w zacisznym wnętrzu biblioteki Lavender Hill rozpatrzą podjęcie innej decyzji. Wrócą do sytuacji wyboru i pójdą inną drogą…

Bohaterowie mają następujące opcje wyboru:

* mimo braku dowodów decydują się skupić uwagę na Predericu i uważnie prześledzić jego karierę naukową — 159;

* przeglądają zapiski z wydarzeń z przedpola masywu karpackiego i ponownie dokonują wyboru — 22;

*decydują się wykorzystać paradoks licząc, że znajdą w dzienniku jakąś podpowiedź co do dalszych działań — 185.19

Miasto M, obszar IV, 1 Sekcja — główna siedziba Instytutu do spraw badania Wierzei Czasu, 2367 rok

Krótkotrwały szum w uszach.

Cichy gong oznaczał koniec podróży. Drzwi kabiny rozsunęły się ukazując rozległą przestrzeń.

Hol wejściowy umiejscowiono na wysokości antresoli otaczającej pomieszczenie. Czerń nocy wdzierała się przez monumentalne okno. Iluzja godna pochwały.

Christian zerknął na zegar. Mieli jeszcze czas. Należało jak najlepiej wykorzystać okazję, którą właśnie podarowała im Fortuna.

Znaleźli się w głównej sali Instytutu. W sali Wierzei Czasu.

Przejście do 186.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: