- W empik go
Wiktorek i Piraci - Kompas Przeznaczenia - ebook
Wiktorek i Piraci - Kompas Przeznaczenia - ebook
Wtedy niespodziewanie rozległ się głos pełen chlupotania, jak spływająca woda.
– Czego pragniesz?
– Odnaleźć Kompas Przeznaczenia. – odparł bez strachu Jasnowłosy.
– Nie odnajdziesz szczęścia! – zagrzmiało Morze.
– Nie szukamy go! – wtrącił Łobuz. – Szukamy skarbów! Jesteśmy Piratami!
– Piraci… – Morze zachlupotało śmiejąc się swobodnie. – To czego szukacie wskaże wam gwiazda.
Wiktorek z Tatą i Piratami z Łajby Podliwców wyruszają w niebezpieczną wyprawę w poszukiwaniu Kompasu Przeznaczenia.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8166-116-4 |
Rozmiar pliku: | 12 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Bańki mydlane wznosiły się w górę targane lekkimi podmuchami powietrza. Wielkie, zdobione lustro zaparowało. Wszędzie dało się słyszeć śmiechy i piski oraz nieustanne chlupotanie wody.
– Nadchodzi sztorm, Tato! – wołał Wiktorek. – Uciekaj statkami do portu, inaczej żywioł zniszczy Twoją łajbę, a załogę porwą syreny!
– Hola, hola! – Tata trzymał się za brzuch, śmiejąc się tak głośno, że cały podskakiwał. – Na dziś zapowiadali piękną pogodę! Czy jakiś szczur lądowy śmie temu zaprzeczyć?
– Szczur lądowy? – Wiktorek nagle spoważniał. – Czy to obraźliwe, Tato?
– Raczej, tak. – Tata nadal się śmiał.
– A kto tak mówi?
– Jak to kto? Piraci!
– Piraci! – krzyknął Wiktorek i uderzył ręką w taflę falującej wody.
Potężna fala uderzyła w brzeg wanny i chlupnęła wprost na twarz pochylonego Taty. Woda zabawnie spływała z jego czoła, kiedy Wiktorek przyozdobił jego włosy pianą trzymaną w prawej ręce. Później wyprostował lewą rękę i puścił w powietrze kolejne bańki. Długo się śmiali.
– To będą moje okręty, dobrze, Tato? – Tata uśmiechnął się na zgodę. – Podniebne okręty! O! Wieloryb! Ratuj się kto może!
Śmiechów i krzyków nie było końca. Nawet zapracowana Mama co jakiś czas zerkała do łazienki, jednak skutecznie zniechęcana pirackimi opowieściami, wychodziła umorusana pianą.
Nagle mydlane bańki zaczęły migotać fascynującymi kolorami. Tata pomógł wyjść z wanny synkowi i owinął go ręcznikiem.
– Zabrałeś tu Latarkę, synku? – spytał poważnie.
– To mój skarb…
– Wiktorku…
Tata już miał zganić syna, kiedy woda w wannie zaszumiała jak prawdziwe morze! Po chwili dało się słyszeć odległe krzyki mew. Z lustra wydobywała się gęsta mgła, która powoli zapełniła całe pomieszczenie, czyniąc je nieprzeniknionym, jednak zniknęła tak szybko jak się pojawiła, odsłaniając bezkresny ocean wody, drewniany podest oraz…
– A to co?! – zirytowany, chrypliwy głos kazał obrócić się Wiktorkowi. – Kto zapraszał gości na gapę?!
Wysoki, brzydki mężczyzna z czarną przepaską na lewym oko, szpadą za paskiem, nożem w skarpetce i kilkoma kolczykami w prawym uchu stał rozłożywszy ręce w geście irytacji. Jego krótkie włosy były prawie niewidoczne spod czerwonej chusty.
– Pod pokład z nimi! – rozkazał i kilka par rąk wtrąciło Wiktorka i Tatę do kajuty z magazynem.
– Nie! – przestraszony Wiktorek próbował jeszcze wbiec po schodach na górę. – To pomyłka!
Jednak nim zdążył przebiec kilka schodów, ciężka, drewniana derka przykryła wejście pod pokład. Zrobiło się zupełnie ciemno i cicho. Odległe echo przyśpiewek piratów wcale nie dodawało otuchy. Wiktorek przytulił się do Taty.
– Co teraz, Tatusiu? Co teraz?
– Nie martw się. – Tata pogładził syna po głowie. – Zaczarowana Latarka sprowadziła nas w to miejsce, a to oznacza, że jest jakiś sens naszego zatrzymania. Poczekajmy. Jeszcze przyjdzie nasz czas.
Przerażony Wiktorek oparł głowę na ramieniu Taty.
– Połóż się, synku. – poradził Tata. – Prześpij. Nabierz sił.
Niedługo potem wśród kołyszących ruchów statku, szumu fal, głosów piratów, krzyków mew dało się słyszeć cichutkie pochrapywanie Wiktorka. Tata oparł głowę o drewnianą belkę i sam pogrążył się w głębokim śnie.
*
– Wstawać, szczury lądowe! – ostry głos i smuga jasnego światła postawiły na nogi Tatę i Wiktorka. – Nie ociągać się! Na pokład, marsz!
Pirat z przepaską na oku mocno pociągnął Wiktorka, a Tatę pchnął. Kiedy wyszli po schodach, zobaczyli morze, aż po horyzont.
– Gdzie jesteśmy? – ciekawy z natury Wiktorek nie umiał powstrzymać się od wypowiedzenia pytania na głos.
– To Morze Piratów, głupcze! – odparł opryskliwie Pirat z przepaską. – A teraz do szczotek i żeby pokład aż lśnił!
Czerwona chusta pirata trzepotała targana nieustannym wiatrem. Wiktorek dostał szczotkę, Tata wiadro oraz mopa. W milczeniu zabrali się do pracy.
Dopiero teraz Wiktorek miał okazję rozejrzeć się. Pierwsze co zauważył już wczoraj wieczorem, a teraz zobaczył w pełnej krasie to niesamowicie piękne i kolorowe stroje piratów. Każdy z nich miał chustę na głowie, niektórzy jeszcze dodatkowo na kostka lub nadgarstkach, tak jak młoda piratka siedząca na bandzie i rzucająca do wody kolorowe kwiaty.
– To Iskierka – odezwał się człowiek w cieniu.
Wiktorek drgnął zaintrygowany i podszedł bliżej. Jakież było jego przerażenie, gdy odkrył, że postać w cieniu to człowiek wrośnięty w burtę okrętu!
– Co–co–co się pa–nu stało? – wydukał.
– Ah, to! Prawie zapomniałem… – Człowiek zaśmiał się smutno.
Z bliska jego twarz porośnięta glonem nie była tak stara. Uśmiech miał miły, ale smutny, oczy błękitne jak woda w morzu. Włosy pokrywały krople bryzy. Oprócz głowy, jeszcze dwie sprawne ręce wystawały z drewna. Reszty nie było widać, ale Wiktorek nie śmiał pytać, gdzie się znajdowała.– Dawno temu okrętem, na którym się znajdujemy, a mianowicie Łajbą Podliwców rządził kapitan Waleczny. – Człowiek–burta zaczął opowieść. – Podły był to Pirat, żądny złota, ale bardzo odważny i honorowo przestrzegający Kodeksu Piratów. Zdradziłem swoich ludzi i choć zrobiłem to z miłości, Kodeks nie przewidywał dla mnie żadnych ulg. Jednak kapitan Waleczny dał mi szansę. Udałem się zatem do Starej Wiedźmy, która, choć mądra bardzo jest złośliwa, cofnęła czas. Jednak cena, jaką przyszło mi zapłacić była tak wysoka, że ze smutku wrosłem w Łajbę Podliwców i pozostanę tu na zawsze. Stara Wiedźma skradła mi nie tylko młodość, wolność, człowieczeństwo, ale również miłość mojego życia. Zrozumiałem to za późno. Dla mnie nie ma już ratunku. Tak więc każdy kapitan przejmujący Łąjbę Podliwców, otrzymuje również mnie.
– Niesamowite! – zafascynowany Wiktorek usiadł przy człowieku-burcie. – Ale właściwie jak cię zwą?
– Jestem Nikodem. – Westchnął ciężko. – A raczej byłem. Teraz mówią po prostu Nikodeks.
– Czy ja mogę do ciebie mówić ludzkim imieniem?
– Jeśli to uczynisz, będę najszczęśliwszą kreaturą tych mórz!
Kilku groźnie wyglądających piratów przeszło koło Taty. Wiktorek wyszedł z cienia i na klęczkach ścierał jakiś czas pokład.
– Gdzieś Ty był? Niepokoiłem się! – syknął Tata.
– Chodź, poznaj Nikodema!
Tata przybliżył się, na tyle na ile jego wysoki wzrost mu pozwolił i powiedział:
– Witaj. – Skinął uprzejmie głową. – Widzę, że i ty jesteś niewolnikiem tego okrętu.
– Aj, aj! Niestety.
Na dalszą rozmowę nie było czasu, gdyż pirat z przepaską na oku wpadł na pokład bardzo zły. Wyjął szablę i pogroził załodze, potem wydał rozkazy, a gdy zauważył więźniów, kazał ich natychmiast zamknąć pod pokładem.
Od tego dnia wszystko powtarzało się co do minuty. Wczesnym rankiem Tata i Wiktorek byli budzeni przez naburmuszonego pirata z blizną na lewym policzku i ruszali do pracy. Kiedy byli na pokładzie Wiktorek rozmawiał z Nikodeksem, mającym zawsze wiele do opowiedzenia. Po kilku godzinach na pokład schodził ogarnięty gniewem Kapitan Przepaska, który wtrącał ich z powrotem pod pokład. Potem piraci długo radzili, widać mieli jakiś powód do zmartwień. Tuż przed świtem piękne melodie snuła nieświadoma wsłuchujących się w jej głos uszu, Iskierka. Na kilka chwil Łąjba Podliwców milkła.
Wiktorek stracił rachubę czasu. Morze było cały czas takie samo. Delikatne kołysanie, które na początku tak mu przeszkadzało i sprawiało trudności z jedzeniem, ustało. Nie cieszyły go już pierwsze promienie słońca ani niespotykane konstelacje gwiazd na niebie.
– Tato – szepnął Wiktorek któregoś wieczoru. – A jeśli Zaczarowana Latarka zapomniała o nas? Co, jeśli zostaniemy tu na zawsze?
– To niemożliwe! – zapewniał Tata.
Następnego dnia wzeszło wesołe słońce, na niebie nie było widać ani jednej chmurki. Daleko na horyzoncie śpiewały mewy, bliżej w wodzie płynęły delfiny o niespotykanych kolorach.
– Pst! – zawołał Nikodeks. – Wiktorku! Dlaczego masz taką smutną minę?
– Chciałbym już wrócić do domu…
– Nie ty jedyny…
Oboje westchnęli.
– Ona. – Nikodeks wskazał palcem na Iskierkę siedzącą plecami do rozmawiających. – Też ma takie pragnienie.
– Skąd wiesz?
Dziewczynka lat około dziesięciu siedziała zwrócona twarzą do morza i obserwowała towarzyszące im delfiny. Wydawało się jakby z nimi rozmawiała. Co jakiś czas wrzucała płatki kolorowych kwiatów do wody.
– Iskierka jest córką kapitana Walecznego – szepnął Nikodeks. – Parę lat temu zniknął w trakcie abordażu, czyli przejmowania innego okrętu. Wtedy kapitanem został Przepaska i nakazał Iskierce zaniechania poszukiwań ojca, musiała poświęcić się żeglowaniu i szukaniu skarbów. To, co przynosiło jej największą radość, bez ojca nie miało żadnego sensu. To dla niego wrzuca płatki kwiatów do wody, ażeby ją odnalazł. To nie podoba się Kapitanowi, ale Iskierkę chroni Łąjba.
– Łajba? – Wiktorek przechylił głowę.
– Tak. Jest zaczarowana! Nie zauważyłeś? – Nikodem uśmiechnął się. – Wsłuchaj się w jej szepty tuż nad świtem, kiedy milkną ostatnie opowieści starych morsów. Tak więc Kapitan pozwala Iskierce biegać bez celu po okręcie, wrzucać płatki do wody, wiązać chustki na nadgarstkach i kostkach, nawet wywieszać starą flagę, oczywiście niżej od obowiązującej.
Powstał jakiś hałas po lewej stronie. Wiktorek rozejrzał się prędko.
– Musisz wracać. Kapitan jest bardzo rozgniewany! Dlatego, że nie może odnaleźć Kompasu Przeznaczenia…
– Kompasu Przeznaczenia? – zainteresował się Wiktorek. – Co to takiego?
– Jutro ci opowiem. Moje ciało drży, nadchodzi Kapitan!
Wiktorek popędził co sił w nogach do Taty.
– Znów rozmawiałeś ze swoim przyjacielem? – spytał nieufnie Tata. – Nie zapominaj, że on jest jednym z nich!
– Tato! Był jednym z nich, ale już nie jest!
– Piratem jest się całe życie!
Tego wieczoru Tata i Wiktorek milczeli. Obaj byli już zmęczeni, wciąż głodni, gdyż niewiele otrzymywali jedzenia, a do tego niewyspani. Powoli również tracili nadzieję.
Przed świtem cicha kołysanka Iskierki obudziła Wiktorka. Chłopiec otworzył oczy, lecz leżał spokojnie. To, co zobaczył zupełnie go zaskoczyło. Liny okrętu poruszały się powoli to w przód, to w tył. Potem nastała cisza, a w oddali usłyszał echo kilkunastu głosów rozmawiających ze sobą jak jeden organizm.
– Co zrobimy? – szeptały.
– Ona jest smutna.
– Musimy działać.
– Nie! To może doprowadzić do katastrofy!
– Więc nic nie zrobimy?
– Czekajmy!
– Czekamy!
Wiktorek wstrzymał oddech, gdy kawałek liny jak wąż wślizgnął się na jego kolano.
– On nam pomoże.
– Nie!
– Tak!
– Nie teraz!
Potem głosy ucichły. Okrutny – pirat z blizną – otworzył wejście pod pokład, a intensywne światło obudziło Tatę.
– Do pracy, majtki! – krzyknął Okrutny. – Nie ma żarcia bez roboty!
Ciepłe powietrze na zewnątrz mieszało się z przyjemną bryzą. Niby nic się nie zmieniło, ale Wiktorek wyczuwał napięcie panujące między piratami. Na horyzoncie majaczył pojedynczy obłok.
– Ucieknijmy! – szepnął Wiktorek do Taty pierwszą myśl, jaka przyszła mu do głowy.
– Musimy opracować plan – ostudził jego entuzjazm Tata.
Nagle przeraźliwy krzyk z Bocianiego Gniazda wyrwał Wiktorka z zamyślenia.
– Statek na horyzoncie! – krzyczał pirat. – Statek na horyzoncie!
Zaraz też pojawił się Kapitan, założył kapelusz i odkrzyknął:
– Jaka flaga?
– Niebieska z czerwono-czarnymi prążkami!
Skinął głową i przemówił do załogi.
– Aj, słuchajcie załogo! Oto nadszedł rozstrzygający dzień! Dzień zemsty! Dzisiaj Łajba Podliwców odniesie zwycięstwo nad Bujającym Obłokiem! Przejmiemy ich okręt, a załogę rzucimy na pożarcie rekinom lub łaskę syren! Dziś zwyciężymy! Zwyciężymy!
W trakcie jego przemowy cała załoga wstała. Teraz zgodnie krzyczała:
– Aj, aj! Zwyciężymy!
– Zwyciężymy! Zwyciężymy!!!
– Do dział! Do szabli! – rozkazał Kapitan Przepaska.
Wtedy z Bocianiego Gniazda zeskoczył dziesięcioletni chłopiec o dziarskiej minie.
– Oni też! – zawołał i wskazał na zaskoczonych jeńców.
– Jak to? – zdziwiła się reszta załogi. – Ich zamknąć!
– Załatwimy ich pierwsi! – przyłączył się Okrutny.
– Nie! – do tej pory milcząca Iskierka wyprostowała się i stanęła przed Kapitanem. – Łobuz ma rację, dajcie im broń!
Przez chwilę Kapitan i mała dziewczynka o falujących, rudych włosach mierzyli się wzrokiem.
– Dać im podsłodziaki! – rozkazał Kapitan.
Załoga zaburczała niezadowolona.
– Wykonać rozkaz!
– Aj, aj, Kapitanie! – zawołali zgodnie i zajęli się swoimi zadaniami.
Iskierka zaprowadziła Wiktora i Tatę do sterowni. Wręczyła im miecze, które na końcu miały… cukierki!
– Cóż to za dziwaczna broń? – zdziwił się Tata.
Na zewnątrz panowało zamieszanie. Piraci biegali chaotycznie, wyciągali działa, ostrzyli broń, zwijali żagle, krzyczeli i biegali. Okrutny prędko wszedł do kajuty Kapitana, kiwnął głową do Iskierki. Dziewczynka wyszła. Pirat wyszczerzył krzywe zęby, a potem zamknął ich w bogatej kajucie Kapitana. Łobuz w pięknym, zdobionym ubraniu, w poszerzanych spodniach na udach, a zwężanych tuż przy kostce, wiązanych butach o kształcie łódki oraz białej koszuli, którą rozwiewał wiatr stał oparty o sterburtę. Uśmiechał się szczęśliwy z czekającego ich starcia. Tylko uważny obserwator zauważyłby, iż z rzadka zerka na stojącą nieopodal bez ruchu Iskierkę. Ona była smutna, ale w ręce trzymała wysadzany brylantami miecz, który lśnił w pełnym słońcu. Bujający Obłok był już coraz bliżej, z oddali niosły się wojenne dźwięki trąb.
– Boję się, Tato – szepnął Wiktorek, kuląc się przy tacie.
– Synku, kto nie boi się wojny, jest wariatem!
– Piraci kochają walczyć.
– Piraci walczą i giną za swoje przekonania. Dla piratów najważniejszy jest skarb!
Wiktorek pokiwał głową ze zrozumieniem. Dopiero teraz uważniej rozejrzał sie po kajucie Kapitana. Było tu dużo różnego rodzaju lup oraz teleskopów. Tysiące map i miniatur statków zamkniętych w szklanych buteleczkach. Na środku wisiał szeroki hamak, obok oliwna lampka. Po prawej stronie stało kilka zdobionych skrzyń. Wiktorek otworzył pierwszą z nich.
– Przecież to czyste złoto i brylanty! – zawołał chłopiec.
– Zostaw! – Tata podbiegł do syna. – Na tym skarbie może ciążyć klątwa!
Nie było czasu na sprzeczanie się, gdyż statek boleśnie zawył i zakołysał się gwałtownie, przewracając wszystko na jedną stronę.
– Do abordażu!!! – krzyknął Kapitan i piraci ruszyli.
Krzyki zaczęły narastać, towarzyszyły im wystrzały z armat, chlupot wody oraz skrzeki papugi Kapitana obcego statku.
Wiktorek obserwował wszystko bezpieczny w kajucie Kapitana Przepaski.
Walka była bardzo zacięta, nikt nie ustępował! Co najciekawsze, piraci nie walczyli na szpady, które niedawno jeszcze ostrzyli. Grozili sobie nimi tylko nawzajem, a walczyli na długie kolorowe CUKIERKI! A kiedy kolejna armata wystrzeliła, tratując ścianę kajuty Kapitana do pomieszczenia wpadło tysiące lasek waniliowych, żelek, gum i innych słodyczy! Dziura w ścianie była dosyć poważna, Wiktorek i Tata nie mogli już dłużej się tam ukrywać. Zabrali swoją broń i, skradając się od beczki do beczki, jak się później okazało z miodem, kierowali się pod pokład.
I wtedy statek pochylił się gwałtownie, a wszystkie ruchome rzeczy poleciały przed siebie, niektóre wprost w otchłań wzburzonej wody.
Kapitan Bujającego Obłoku, wysoki barczysty rudzielec z zawsze towarzyszącą mu papugą na ramieniu rzucił szerokim łukiem kotwicę. Przewaga, jaką uzyskali do tej pory piraci z Łajby Podliwców zaczęła topnieć. Nikodeks zasłonił oczy dłonią, jednak co jakiś czas mimowolnie zerkał przerażony przez palce.
– Przegrywamy! – zawołał wypatrzywszy Wiktorka i Tatę. – Łajba Podliwców dostanie się w ręce najparszywszego z piratów, w ręce Kapitana Rudzielca!
– Jak mogę pomóc? – spytał zmartwiony Wiktorek, przykucając przy burcie.
– Nie ma rady… Nie ma rady… – zaczął jęczeć Nikodeks.
Okrzyki radości piratów Kapitana Rudzielca zaczęły wzrastać. Fale zaczęły się wzmagać, morze buntowało się w swej naturze przeciwko ludziom. Na horyzoncie pojawiły się ciemne chmury, które przesuwały się bardzo szybko.
Nagle Nikodeks uderzył się otwartą dłonią w czoło i szarpnął boleśnie Wiktorka.
– Wiktorku! W tobie nadzieja!
– We mnie? Nic nie rozumiem. – Wiktorek kucnął przy Nikodeksie.
– Kapitan posiada pewien sekret… Nachyl się, chłopcze!
– Jestem jego ojcem! – wyprężył się Tata. – Chcę wiedzieć o czym szepczecie!
– Oh, ci rodzice! – westchnął Nikodeks. – Dobrze, zatem słuchajcie uważnie! W kajucie Kapitana znajdują się cztery zdobione kufry. Nie są to zwykłe kufry. Ukryte w nich skarby są zaczarowane! Czynią zdobywcę więźniem statku na zawsze tak, iż na ląd zejść może tylko kilka dni w roku. Kilka wyznaczonych przez klątwę dni. Mniejsza o to! Złoto nie może opuścić statku, bo inaczej morze się bardzo, ale to bardzo rozgniewa!
– To zbyt niebezpieczne! – zawołał Tata ostrzegawczo, kręcąc głową.
– To jedyne wyjście! – zawyrokował Nikodeks.
Wśród zebranych zapadło krótkie milczenie.
– Zrobię to! – zadecydował Wiktorek. – Dam radę!
– Jesteś za mały! – sprzeciwił się kategorycznie Tata.
– Daj mi szansę! Ty nie przeciśniesz się pomiędzy armatą a złamanym żaglem grodzącymi wejście do kajuty Kapitana.
Tata rozejrzał się, potem uklęknął i uściskał synka.
– Proszę, bądź ostrożny! – powiedział, patrząc poważnie w oczy syna.
– Będę! – odparł Wiktorek i niemal w tej samej chwili ruszył biegiem w stronę sterowni.
Nie było łatwo biec wśród milionów cukierków porozrzucanych na każdym kroku, przewalonych beczek, ekwipunku oraz obolałych piratów jęczących po kątach.
Kiedy Wiktorek, balansując na sterburcie, dotarł do kajuty kapitana, obejrzał się ostatni raz i dostrzegł zaciętą walkę dwóch wielkich kapitanów. Potem zanurkował w ciemnym pomieszczeniu. Oliwna lampka przewróciła się gdzieś i nie było możliwości jej odnalezienia. Chłopiec pomyślał przez chwilę, potem zamknął oczy i ruszył dotykając wszystko rękoma. Taki wymyślił sposób na ciemność. Jeśli oczy nie są mu w tej chwili potrzebne, to na pewno nada się coś innego! Czemu nie dotyk?
Każdy pomysł jest lepszy, od braku jakiegokolwiek, tak mawiał tata i miał rację! Jak zawsze, zresztą! Pomyślał chłopiec w ciemnościach.
Po kilku chwilach dotykał złotej klamry skrzyni. Wyobrażał sobie jak pięknie się mieni. Otworzył ją jednym mocnym pociągnięciem, a pokój wypełnił się jaskrawym światłem. W tym momencie spokojnie rozchylił powieki, nabrał garść monet i ruszył w drogę powrotną. Jednak, co dziwne, jego dłoń stawała się z każdą chwilą bardziej przezroczysta. Zrozumiawszy, że to wszystko za sprawą klątwy, chłopiec przyspieszył kroku.
Kiedy znalazł się w najbardziej wysuniętym punkcie statku, a więc na rufie, rzucił monetami daleko przed siebie. Wiele z nich spadło na okręt wrogo nastawionych piratów, kilka wpadło do wzburzonego morza.
W jednej chwili morze groźnie ucichło, a w powietrzu niosło się echo upadający monet.
Nastała złowieszcza cisza.
Potem nastąpiła mnogość zdarzeń.
Wysokie fale wzniosły się tak, iż przykryły niebo, złamały sprawne żagle i porwały nieprzygotowanych piratów. Zrobiło się mroczno i strasznie. Łodzie kołysały się miotane żywiołem, piraci walczyli o życie, nie było już słychać dźwięków walki.
Niespodziewanie fala od sterburty uderzyła z całą siłą w Wiktorka. Już, już prawie spadł, kiedy czyjaś pomocna dłoń ujęła jego rękę.
– Dziesięć stopni w skali Beauforta! – zaśmiał się Łobuz wyciągając chłopca o jasnych, kasztanowych włosach.
– Dziękuję! – Wiktorek krzyczał przez nawałnice.
– Schowajmy się! – Łobuz pociągnął Wiktorka za rękaw przemoczonej koszuli.
Wtedy z nieba lunął niezwykłej siły deszcz, lecz po kilku chwilach chmury rozeszły się, a na niebie pojawiła się tęcza! Co zdumiewające, po Błękitnym Obłoku nie było śladu!
– Huuuura!!! – zaczęli wołać piraci Łajby Podliwców, wychodząc z różnych kryjówek. – Huuura!!!
– Aj, aj! – Kapitan Przepaska uśmiechnął się, a na jego brzydkiej buzi pojawił sie grymas niećwiczonych ust. – Zwycięstwo! Pirat Jasnowłosy uratował dziś Łajbę Podliwców! Jesteś jednym z nas!
– Na cześć Jasnowłosego! – przyłączył się Łobuz. – Hip-hip-hura! Hip-hip-hura!
Potem piraci poderwali się na równe nogi i wiwatując okrążyli Wiktorka i Tatę.
– Jako jedni z nas, musicie mieć własne chusty! – zawyrokował Kapitan.
– Oto one. – Z tłumu wychyliła się Iskierka. – Witajcie, przyjaciele! – potem cichutko dodała: – Ocaliliście moje dziedzictwo! Dziękuję!
Piraci przewrócili beczki, które się zachowały. Przy śpiewach i głośnych opowieściach o Starej Wiedźmie Morskiej rozlewali kufle pełne miodu.
Nikt tego dnia nie zwrócił uwagi na jedną z błękitnych butelek w kajucie Kapitana, która zabłysła magicznym światłem, by po chwili pojawił się tam w ułamku sekundy miniaturowy statek.
Nowy. Z napisem na rufie: Błękitny Obłok.