- W empik go
Witaj w świecie bez architektów - ebook
Witaj w świecie bez architektów - ebook
Dlaczego ściany w arabskich domach są grubsze niż w europejskich? Czy zamiast budować dom z cegieł, można wydrążyć go w ziemi? Czy da się zorganizować wieś w wieżowcu?
Jakub Szczęsny w swojej książce zabiera nas w ekscytującą podróż po ludzkich siedliskach na całym świecie: od mazowieckich wsi i miasteczek, przez Kazbę w Algierze i pływające wioski w Iraku, aż po podziemne domy w Chinach, brazylijskie fawele i obozy dla uchodźców.
W architekturze liczy się kontekst: warunki klimatyczne, społeczne, historyczne, ekonomiczne i polityczne, które wpływają na to, jak mieszkają ludzie w różnych częściach globu. Czego możemy się zatem nauczyć z dzieł lokalnych, anonimowych budowniczych? Jak architektura może reagować na współczesne wyzwania, takie jak migracje czy katastrofa klimatyczna? Co o nas samych mówią budynki, wśród których żyjemy? Odpowiedzi znajdziecie w książce.
Jakub Szczęsny w fascynującej, miejscami osobistej książce przedstawia przykłady rozwiązań, które zostały podyktowane potrzebą, nie gustem. To książka dla wszystkich, niezależnie od wieku: można oglądać obrazki, czytać główny tekst, ale i dokształcić się dzięki obszernym przypisom. A poza wszystkim to inspirujący katalog budynków dla wszystkich tych, którym znudziły się wymuskane apartamenty lub ciasne M2. Nic dziwnego, przecież Szczęsny to autor najbardziej oryginalnego budynku w Polsce, Domu Kereta.
Sylwia Chutnik, autorka m.in. książek Kieszonkowy atlas kobiet i Miasto zgruzowstałe. Codzienność Warszawy w latach 1954–1955
Jesteśmy skazani na życie w przestrzeni. A architektura jest formą jej kształtowania. To budynki i przestrzenie między nimi w sporej części decydują o jakości naszego życia. Nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę. Czujemy, że coś jest nie tak, ale nie wiemy co, a to właśnie przestrzeń, w której żyjemy, zgrzyta, czasem nawet wyje. Po przeczytaniu tej wspaniałej książki zrozumiecie przyczyny tego zgrzytu. Rozpoznacie też własne potrzeby związane z przestrzenią. Jakub Szczęsny pisze, że „większość budynków to nie dzieła sztuki”. Całe szczęście! Architektura ma nas przecież zachwycać tym, jak wspaniale realizuje nasze potrzeby, nie zaś tym, jak wygląda.
Filip Springer, reporter, fotograf, autor książek poświęconych przestrzeni i architekturze
Mówić o muzyce to jak tańczyć o architekturze – powiedział Frank Zappa o zastępowaniu zmysłowego doświadczenia intelektualnym wywodem. Ale Kuba nas do tego tańca zaprasza i prowadzi przez skwar Algieru, wietnamskie ciasne kanały, pływające wioski, brazylijskie favele czy warszawski Muranów. Jak w teledyskowych kadrach – zamkniętych w genialne grafiki – przenosi nas w jednym zdaniu o tysiące lat i tysiące kilometrów. Snuje przy tym bardzo osobistą opowieść – nie tylko o tu i teraz, ale też o tym co było, co być mogło i co być może.
Marlena Happach, Dyrektor Biura Architektury i Planowania Przestrzennego, Architekt Miasta Warszawa.
Witaj w świecie bez architektów zabiera nas w podróż po architekturze. Architekturze świadomej, że jest częścią świata. W obliczu katastrofy klimatycznej ta świadomość jest niezbędna: w końcu na martwej planecie nie będzie architektów. Jak się okazuje – na żywej też nie zawsze są.
Młodzieżowy Strajk Klimatyczny
Jakub Szczęsny jest architektem, projektantem najwęższego domu świata (Domu Kereta, w kolekcji nowojorskiego Muzeum Sztuki Nowoczesnej), licznych instalacji w przestrzeniach publicznych i serii prefabrykowanych domów Simple House i FreeDOM. Studiował architekturę w Warszawie, Paryżu i Barcelonie, pracował w branży reklamowej i w grupie projektowej Centrala. Od 2016 roku prowadzi własną pracownię SZCZ w Warszawie. Uczy na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej i w School of Form. Prowadzi popularyzatorskie programy telewizyjne na temat architektury i projektowania wnętrz. Publikuje felietony w „Autoportrecie”, „Architekturze i Biznesie” i „Salonie”, dodatku do „Polityki” o architekturze i wnętrzach.
Kategoria: | Popularnonaukowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-64177-98-9 |
Rozmiar pliku: | 14 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Sylwia Chutnik, pisarka i_ _aktywistka_
Mówić o muzyce to jak tańczyć o architekturze – powiedział Frank Zappa o zastępowaniu zmysłowego doświadczenia intelektualnym wywodem. Kuba Szczęsny nas do tego tańca zaprasza i jak w teledyskowych kadrach – zamkniętych w genialne grafiki – przenosi w jednym zdaniu o tysiące lat i tysiące kilometrów.
_Marlena Happach, Architekt Miasta Warszawy_
Jesteśmy skazani na życie w przestrzeni. Architektura to forma jej kształtowania. To budynki i przestrzenie między nimi w sporej części decydują o jakości naszego życia. Nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę. Czujemy, że coś jest nie tak, ale nie wiemy co, a to właśnie przestrzeń, w której żyjemy, zgrzyta, czasem nawet wyje. Po przeczytaniu tej wspaniałej książki zrozumiecie przyczyny tego zgrzytu. Rozpoznacie też własne potrzeby związane z przestrzenią. Jakub Szczęsny pisze, że „większość budynków to nie dzieła sztuki”. Całe szczęście! Architektura ma nas przecież zachwycać tym, jak wspaniale realizuje nasze potrzeby, nie zaś tym, jak wygląda.
Filip Springer, pisarz, reportażysta
_Witaj w_ _świecie bez architektów_ zabiera nas w podróż po architekturze. Architekturze świadomej, że jest częścią świata. W obliczu katastrofy klimatycznej ta świadomość jest niezbędna: w końcu na martwej planecie nie będzie architektów. Jak się okazuje – na żywej też nie zawsze są.
_Młodzieżowy Strajk Klimatyczny_UKŁAD LINIOWY,
CZYLI NIEKOŃCZĄCA SIĘ WIEŚ
Kiedy byłem dzieckiem, rodzice często zostawiali mnie pod opieką ciotki w Czerwińsku nad Wisłą. Na początku źle się z tym czułem. Miałem wrażenie, że porzucają mnie gdzieś na zesłaniu. Na szczęście Czerwińsk jest wyjątkowo urokliwy, więc szybko pogodziłem się z nową sytuacją. Lato spędzałem, biegając po okolicy z innymi huncwotami: polowaliśmy na muchy, zbieraliśmy maliny na polu i puszczaliśmy kaczki po Wiśle. Pomalowany na zielono dom ciotki stał na wzmocnionym kamieniami podeście, półtora metra powyżej poziomu ulicy, podobnie jak inne domy po obu jej stronach. Rozpościerał się z niego piękny widok na rzekę. Za domami naprzeciwko zaczynała się wysoka, pnąca się jakieś dwadzieścia metrów w górę, porośnięta krzakami skarpa. Przemierzałem mieścinkę w tę i we w tę, zastanawiając się, dlaczego wygląda tak, jakby ktoś poupychał na siłę domki wzdłuż podnóża skarpy i dlaczego ciotka z dumą mówi „miasto” o osadzie wielkości wsi (zamieszkiwało ją wówczas niespełna tysiąc osób).
Powoli docierało do mnie, że odpowiedzi należy szukać zarówno w historii – w różnych okresach Czerwińsk miał prawa miejskie albo oficjalnie był wsią – jak i geografii, bo miejsce wybrano w sąsiedztwie brodu, czyli płytkiego odcinka rzeki, który można było pokonać konno. Tym sposobem dotarłem do podstawowego pytania: dlaczego właściwie ludzie zaczęli zakładać osady i w jaki sposób one ewoluowały? Skrawki odpowiedzi przychodziły w trakcie kolejnych wakacji z rodzicami i bez nich – w nieistniejącej już dzisiaj Jugosławii, w Grecji i we Włoszech. Potem były wyjazdy plenerowe w czasach nauki w liceum plastycznym i studia w szkołach architektury w Polsce, Francji i Hiszpanii. Dzięki nim przestałem postrzegać wieś jako romantyczną i sielską, a zacząłem nieco lepiej rozumieć jej złożony charakter.
Ludzie zakładali pierwsze osady tam, gdzie było to najbardziej opłacalne, czyli w miejscach z łatwym dostępem do wody i pożywienia albo blisko szlaków transportowych. Najbardziej pierwotne „jednostki osiedleńcze” powstawały na planie koła1. Były to zespoły zagród z niewielkimi domami: ot, jedna izba i wydzielona część dla zwierząt. Domy wznoszono wzdłuż drogi, a często po prostu ścieżki. Węższe odnogi prowadziły do dziedzińca lub podwórka między budynkami albo większego placu – był zamykany i zwierzęta trzymało na nim kilka rodzin. Takie wsie zakładano jeszcze w śred-niowieczu i do dziś można je spotkać w wielu krajach, także Polsce. Nierzadko całe wsie wyglądały jak zamknięty w okręgu układ centralnych gospodarstw, co pozwalało ufortyfikować zarówno całą osadę, jak i poszczególne zagrody.
Sytuacja się zmieniła, gdy wymyślono i upowszechniono wóz oparty na układzie osiowym z dwoma kołami, kamiennymi lub drewnianymi. Siła pociągowa ludzi, a potem zwierząt ułatwiła transport towarów. Przewożono coraz cięższe ładunki coraz większymi pojazdami, a boleśnie odczuwane nierówności podłoża sprawiły, że zaczęto zwracać uwagę na jakość dróg. Wóz, choć prymitywny, ciężki i pozbawiony resorowania, dawał wiele możliwości. To „pod niego” budowano wioski i domy już w starożytnym Rzymie. Drogi2 poszerzano, pojawiły się nawierzchnie z ubitych warstw ziemi lub kładzionych na piaskowej podsypce kamieni, choć oczywiście nie wszędzie na podróżnych czekały takie luksusy. Niejedna wieś w Europie do dziś rozciąga się wzdłuż drogi zmieniającej się jesienią i podczas obfitych deszczów w bagno, a latem w źródło pyłu. Z czasem główne drogi zyskały zakręty i poszerzenia, na których wozy, zwierzęta juczne i piesi mogli bezpiecznie się mijać; węższe boczne dróżki prowadziły do poszczególnych dziedzińców, a także wozowni. Te ostatnie powstały później, w miarę rozwoju transportu. Wartość wozu mniej więcej dorównywała dzisiejszej wartości samochodu, więc tę nie lada gratkę dla złodziei bezpieczniej było trzymać pod dachem.
Rozwój transportu poskutkował zapotrzebowaniem na budynki do przechowywania nadmiaru towarów. Musiał zmieścić się w nich też wóz. To dlatego stodoły, spichrze i magazyny gospodarskie, także te współczesne, są wysokie i mają w ścianach otwory odpowiadające szerokości wozów. Najpierw zamykano je wrotami z drągów i plecionych witek, a później z solidniejszego materiału – desek. Ciężką drewnianą bramę trudno poruszyć, więc ktoś wpadł na pomysł ruchu obrotowego po osi wystruganej z mocnego drąga albo deski; skrzydła wrót poruszają się we wgłębnej półce wyrobionej w kamiennej ścianie. Potem było tylko lepiej. Pojawiły się nowe elementy, które łączyły części budynku: zawiasy, skoble, zasuwy i zamki. Kołkami, nitami i śrubami mocowano do murów drewniane bramy, ale też koła do osi wozu. I tak dalej.
Budynki gospodarcze i domy wznoszono coraz większe i bardziej wyspecjalizowane. Coraz częściej stawiano je też bliżej drogi, niekiedy prawie w jej linii. Pojawiły się zewnętrzne bramy na dziedzińce otoczone najróżniejszymi budynkami: zadaszoną lub zamykaną wozownią, stajnią, magazynem, miejscem pracy rzemieślnika – na przykład kowala – pomieszczeniami dla zwierząt, piwnicami na towary wymagające przechowywania w niskiej temperaturze, wreszcie obiektami mieszkalnymi. Miały wielu użytkowników i lokatorów, oprócz spokrewnionych właścicieli także płatną służbę, a wcześniej niewolników3. Pracownicy zamieszkiwali pomieszczenia albo osobne zabudowania o niższym standardzie.
Wsie się powiększały, bo dorastające dzieci zakładały własne rodziny i potrzebowały wyprowadzić się „na swoje”. Pierworodni zazwyczaj pozostawali w „domach ojcowskich”. Nowe domy stawiano najczęściej obok starych albo na części rodzinnej ziemi uprawnej. Jeśli żadna z powyższych opcji nie wchodziła w grę, kupowano nowe działki albo… dobudowywano kolejne kondygnacje. Pięły się nad bramą i tworzyły tak zwany przejazd bramny. W domach przybywało rzeczy i towarów, bo w krajach, które odeszły od systemu feudalnego, ludzie obrastali w dobra materialne, zwłaszcza szlachta i bogacący się chłopi.
Budowane niegdyś na planie okręgu układy domostw szybko straciły sens. Wsie i poszczególne zabudowania wymagały coraz więcej miejsca, a przypominająca grona struktura nie chroniła przed napadami z zewnątrz. Wioski liniowe sprawdzały się jednak w okolicach względnie bezpiecznych. Zamknięte bramy w grubym murze i kraty w małych oknach czyniły z domu i przyległego gospodarstwa osobną twierdzę. Czasami wieś powstałą wzdłuż jednej drogi można było zamknąć dwiema bramami, po jednej na każdym jej końcu, o ile przylegające do siebie gospodarstwa były ogrodzone murami chroniącymi każde z nich, a w efekcie całą osadę.
Zwiększało się zagęszczenie budynków we wsiach. Domy stawiano jeden przy drugim. Czasem tworzyły wręcz jedną długą ścianę wzdłuż drogi – pierzeję. Wsie złożone z wolnostojących lub stykających się domostw spotykamy na całym świecie. W Polsce nazywamy je ulicówkami, bo wiele z nich nie rozrosło się wszerz, więc nie pojawiły się równoległe ani prostopadłe trakty komunikacyjne. Najdłuższą wsią tego typu w Polsce jest małopolska Zawoja – ma blisko osiemnaście kilometrów długości.
Przez większość europejskich ulicówek przejedziemy jedynie nieutwardzonymi traktami. Są prostopadłe do głównej drogi i prowadzą na pola za gospodarstwami. Wszystkie ważniejsze budynki przystają do drogi, ewentualnie są od niej oddzielone placykami. To przy nich zaczęto budować najpierw niewielkie świątynie, później remizy, poczty, zewnętrzne pralnie w zadaszonych loggiach4. Dziś w cieniu platanów na placykach tego typu wypijemy cortado5 w lokalnym barze w Hiszpanii albo _macchiato_ we Włoszech. Włoskie ulicówki z czasem rozrosły się w długie, nieprzerwane „organizmy”, o granicach wytyczonych jedynie przez znaki drogowe. Zrastanie się ze sobą sąsiadujących miast nazywamy konurbacją. Na zrastanie się wsi jeszcze nie ma określenia, więc możemy wymyślić własne, dajmy na to „konruracja”, choć brzmi ono cokolwiek dziwnie. Przykłady „konruracji” spotkamy w wielu miejscach – od Toskanii i Kalifornii po Małopolskę.
W centrum ulicówek, czyli gdzieś w środku „dżdżownicy”, często brakowało miejsca na większe imprezy – odpusty, jarmarki, targi. Organizowano je więc poza wsią, na ubitej ziemi lub łące. Stworzenie takiej przestrzeni w granicach wsi zazwyczaj wymagało „pogrubienia dżdżownicy”. Powstały w ten sposób centralny plac – rynek – aż się prosił, by otoczyć go nową, ustawioną wzdłuż regularnego kwadratu bądź prostokąta zabudową. Często w krótkim czasie wsi przybywało mieszkańców, bo rynek stwarzał nowe możliwości zarabiania pieniędzy, nie tylko w dzień targowy. Korzystali zwłaszcza rzemieślnicy i kupcy – przy rynku budowali stałe sklepy, a potem wyszynki, czyli gospody z noclegiem.
„Przyrastanie tkanki” postępowało zazwyczaj tam, gdzie przecinały się przynajmniej dwa trakty transportowe, dzięki czemu na lokalny targ przyjeżdżali rolnicy i kupcy z różnych stron. W ten sposób wsie reprezentujące typ widlicy (z drogą w kształcie litery „y”) albo wielodrożnicy (z wieloma spotykającymi się drogami) w okreś-lonych warunkach zmieniały się w miasteczka czy większe miejscowości. Śladami po drogach prowadzących w różnych kierunkach są nazwy ulic pochodzące od nazwy miejscowości, do której daną drogą można było dotrzeć. Tam, gdzie była jedna droga, a więc zaledwie dwa kierunki do wyboru, do dziś znajdują się ulicówki, a całe życie wsi jest zorganizowane wzdłuż jednej osi.
W Polsce oraz innych krajach Europy Wschodniej częstym problemem takich wsi jest słabo rozwinięty transport ponadlokalny. Negatywnie wpływa na życie ludzi, bo obniża poziom ich komfortu i bezpieczeństwa. Często nie ma tam chodników ani przejść dla pieszych, ani tym bardziej świateł stopu powstrzymujących wielotonowe ciężarówki. Dzieci idące do szkoły są w niebezpieczeństwie. Od kiedy lokalne społeczności mają większy wpływ na bezpośrednie otoczenie, co w Polsce zawdzięczamy demokracji i reformie samorządowej, sytuacja na szczęście zmienia się na lepsze. Polityków rzadko interesują troski ludzi mieszkających poza stolicą, czyli siedzibą parlamentu i ministerstw. Nasze wsie wymagają dzisiaj szczególnej uwagi. W starzejącej się Europie, doświadczonej przez pandemię, coraz więcej mieszkańców miast odczuwa potrzebę życia bliżej natury. Pamiętajmy też, że wsie i miasteczka mogą odegrać w przyszłości dużą rolę nie tylko w produkcji i przetwórstwie żywności. Na wsi można produkować różne rzeczy, na przykład zaawansowane technologicznie komponenty dla przemysłu, co pokazują doświadczenia kibuców6 w Izraelu. Z drugiej strony w razie pandemii wiejska zabudowa pozwalała – i wciąż pozwala – bardziej komfortowo niż w mieście przetrwać czas ograniczeń sanitarnych. Nawet w najmniejszej wiosce dla mieszkańców najważniejsze są uniwersalne pojęcia: własność, komfort, bezpieczeństwo, granice interakcji społecznych, intymność – jak w każdym miejscu, które stworzyli ludzie.
------------------------------------------------------------------------
1 Owalnice, okolnice i wsie placowe niejednokrotnie powoli zmieniały się w miasteczka z majdanem, czyli centralnym placem, często nieprostopadłościennym, na przykład w kształcie nieforemnego okręgu albo migdała. Z czasem mógł ulec uregulowaniu do zarysu kwadratu albo prostokąta. Nierzadko centralny układ wsi wynikał z konieczności poprowadzenia drogi wokół jakiejś przeszkody: jeziora, pagórka czy ważnego z powodów symbolicznych zagajnika.
2 Ewolucję warstw drogowych można zobaczyć w parku tematycznym Volkswagena w Wolfsburgu. Odtworzono tam w przekroju typy dróg „przednowoczesnych”.
3 Niewolnictwo to jedna z najczarniejszych kart w historii ludzkości. W najgorszej sytuacji byli niewolnicy pracujący na roli. Los niewolników obsługujących gospodarstwa domowe starożytnej Grecji, Rzymu czy XVIII-wiecznego brazylijskich obszarników był lepszy, a przy tym dawał większą szansę na uzyskanie wolności dzięki łaskawości gospodarzy.
4
Loggia to kryty dachem taras. Czasem przylega tylko do jednej ściany budynku, jak przybudówka, czasem jest osłonięty dwiema lub nawet trzema ścianami, co daje efekt niszy w wycofanej elewacji, zwłaszcza w budynkach kilkukondygnacyjnych. Umożliwia stworzenie „zewnętrznego pokoju” i przedłużenie funkcji wnętrza poza ściany domu. Loggie pojawiły się w architekturze Europy już w epoce renesansu. Polska zawdzięcza je włoskim architektom – wczesne przykłady zobaczycie w zamkach na Wawelu i w Pieskowej Skale.
5 _Cortado_ nieco przypomina _espresso_ _macchiato_, kawę z kroplą mleka (choć zazwyczaj zawiera mniej kofeiny i więcej spienionego mleka). To podstawowy napój, o jaki w barze prosi o poranku lub w porze obiadu obywatel Królestwa Hiszpanii.
6 Więcej o kibucach w jednym z kolejnych rozdziałów.