Władza na dywaniku. Jak polskie media rozliczają polityków? - ebook
Władza na dywaniku. Jak polskie media rozliczają polityków? - ebook
Podstawowym celem niniejszej pracy było udzielenie odpowiedzi na pytanie o to, czy i jak polskie media dzierżą - wspomnianą za McQuailem - władzę symboliczną oraz w jaki sposób wypełniają pokładane w nich nadzieje - czy bronią interesów obywateli, którzy, wierząc obietnicom wyborczym, wybierając określoną elitę władzy, poprzez sukcesywne rozliczanie rządzących z zadań, do jakich sami zobowiązali się przed społeczeństwem. Czy są ową legendarną „czwartą władzą”? Jeśli nie są, to jaką funkcję sprawują w procesie komunikacji politycznej? Jaki wymiar władzy można przypisać mediom?
Kategoria: | Media i dziennikarstwo |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7780-824-5 |
Rozmiar pliku: | 6,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„W parlamencie są reprezentowane trzy stany; ale tam w loży prasowej zasiada czwarty stan, dalece ważniejszy, aniżeli wszystkie pozostałe”¹. Te słowa, wypowiedziane przez Edmunda Burke’a, członka Izby Gmin, filozofa, publicysty, wreszcie wpływowego myśliciela, autora kasandrycznych, według jemu współczesnych, lecz jakże przenikliwych ², okazały się iście proroczym memento dla wszystkich polityków. To historyczne zdanie zwróciło uwagę ówczesnej elity politycznej na niezwykle szybko rosnący w siłę podmiot życia społecznego – mass media.
Punktem wyjścia do napisania niniejszej dysertacji było założenie, iż każde demokratyczne społeczeństwo pokłada w mediach bardzo konkretne nadzieje związane z dobrym funkcjonowaniem instytucji politycznych, działających na rzecz wspólnego dobra wspólnoty i całego państwa. To właśnie media mają w demokracji szczególną rolę do wypełnienia. Mianowicie, relacjonować oraz recenzować poczynania rządzących, którzy zostali, głosami społeczeństwa, wyłonieni podczas wyborów. Media stają się poniekąd przedłużeniem struktur społecznych, głosem obywateli, okiem wyborców, które bacznie obserwuje swoich reprezentantów i rozlicza ich ze złożonych w kampanii wyborczej obietnic. Z tej perspektywy media dzierżą określoną władzę opartą na zaufaniu społeczeństwa, wyborców, obywateli czy wreszcie ich odbiorców – czytelników, słuchaczy czy telewidzów. O ile rządzący poddają się ocenie wyborców co kilka lat, tak media są oceniane przez swoich adresatów każdego dnia. Codziennie miliony Polaków, korzystając z mediów, legitymizuje ich działania.
Denis McQuail władzę mediów nazwał władzą komunikacyjną, czyli symboliczną³. Polega ona – według McQuaila – na „wykorzystywaniu czynników niematerialnych (zaufania, racjonalności, szacunku, emocji itd.)”⁴. Władzy symbolicznej można używać poprzez „informowanie, zachęcanie do działania, selektywne ukierunkowywanie uwagi, perswazję czy wreszcie definiowanie sytuacji i nadawanie ram »rzeczywistości«”⁵. Właśnie to ujęcie sprawia, iż mówiąc o mediach, nierzadko myślimy „czwarta władza”. Sam termin zaś zdaje się, że na dobre zagościł w polskim dyskursie publicznym i w głowach jego uczestników – polityków, wyborców i samych dziennikarzy⁶.
Badania empiryczne komunikacji politycznej, które podejmują m.in. wątek owej „czwartej władzy”, mają w Polsce relatywnie krótką historię. Jak zauważa Bogusława Dobek-Ostrowska z Uniwersytetu Wrocławskiego:
W latach 90. jedynie nieliczni badacze interesowali się komunikowaniem politycznym, czego efektem były pierwsze prace opisowe i podręczniki, przybliżające czytelnikowi wiedzę na temat teorii komunikowania politycznego⁷.
Wśród wspomnianych naukowców kluczową rolę odegrała cytowana wyżej wrocławska badaczka, której syntetyzujące i pionierskie na polskim rynku wydawniczym publikacje przybliżają niezmiennie od kilku lat studentom oraz wykładowcom najważniejsze ustalenia zagranicznych badaczy oraz najnowsze ujęcia teoretyczne, umożliwiające holistyczne ogarnięcie złożoności całego procesu komunikacji politycznej⁸. Innymi ważnymi publikacjami dla polskiej refleksji nad komunikowaniem politycznym są prace Stanisława Michalczyka, w których badacz z Uniwersytetu Śląskiego w sposób klarowny i twórczy przybliża polskiemu czytelnikowi przede wszystkim niemiecką myśl medioznawczą⁹. W drugiej połowie pierwszej dekady XXI wieku można w polskiej literaturze politologicznej i komunikologicznej zaobserwować wyraźny wzrost publikacji poświęconych komunikacji politycznej – w ujęciu strategicznym¹⁰ czy też psychologicznym¹¹.
Dorobek polskich badaczy komunikacji politycznej z każdym rokiem pęcznieje, czego dowodem są serie wydawnicze Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego – , Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej oraz Instytutu Politologii Uniwersytetu Wrocławskiego – , czy też Wydawnictwa Adama Marszałka w seriach – , oraz . Z tego też względu każdy badacz, u progu drugiej dekady XXI wieku, podejmujący się rozważań nad problemami komunikacji politycznej, nie jest w nich osamotniony i może wesprzeć się na ustaleniach naukowców z różnych ośrodków akademickich w Polsce. Ponadto szeroki dostęp do literatury zagranicznej – dzięki Google Books, Amazon.com – oraz baz czasopism zagranicznych EBSCO – umożliwia skuteczne pogłębienie i zniuansowanie określonego problemu badawczego. Dla niniejszej pracy szczególnie ważnymi polskimi publikacjami z perspektywy całościowego ujęcia procesu komunikacji politycznej były pozycje autorstwa wspomnianych naukowców: Bogusławy Dobek-Ostrowskiej i Stanisława Michalczyka.
Ponadto istotnym punktem odniesienia dla autora były publikacje, dzięki którym „czwarta władza” szybko znalazła swoje należyte miejsce w tytułach licznych prac, próbujących w sposób eklektyczny i całościowy ogarnąć potencjalność i definitywność wpływu mediów na społeczeństwo oraz na polityków, sprawujących za pomocą mandatu wyborczego władzę¹².
Podstawowym zaś celem niniejszej pracy było udzielnie odpowiedzi na pytanie o to, czy i jak polskie media dzierżą – wspomnianą za McQuailem – władzę symboliczną oraz w jaki sposób wypełniają pokładane w nich nadzieje – czy bronią interesów obywateli, którzy, wierząc obietnicom wyborczym, wybierają określoną elitę władzy, poprzez sukcesywne rozliczanie rządzących z zadań, do jakich sami zobowiązali się przed społeczeństwem. Czy są ową legendarną „czwartą władzą”? Jeśli nie są, to jaką funkcję sprawują w procesie komunikacji politycznej? Jaki wymiar władzy można przypisać mediom?
Głównym założeniem pracy było sprawdzenie tego, czy i jak „Rzeczpospolita” i „Gazeta Wyborcza”, będące w 2008 r. najbardziej poczytnymi tytułami prestiżowymi (ang. )¹³, wypełniają jedną z najważniejszych funkcji mediów w systemie demokratycznym, jaką jest funkcja kontrolna (ang. ) rozumiana jako „nagłaśnianie wydarzeń, spraw, działań instytucji i członków elit rządzących, patrzenie na ręce politykom i obserwowanie ich poczynań”¹⁴. Zdecydowano się więc prześledzić treść oraz formę rozliczania polityków rządzących z obietnic, które ci złożyli w kampanii wyborczej, a także na studniówkę i rocznicę własnego gabinetu. Pod lupę wzięto rząd Donalda Tuska.
Praca została podzielona na dwie części – teoretyczną i praktyczną. W pierwszej autor stara się nakreślić perspektywę patrzenia na to, czym jest komunikacja polityczna, jaką władzę mają media oraz czy i co to oznacza, że są „czwartą władzą”. Puentą tej części jest propozycja autorskiej definicji oraz modelu komunikacji politycznej – modelu transpozycyjnego – które stanowiły o ramie teoretycznej dla zakrojonego na szeroką skalę badania zaprezentowanego w drugiej, praktycznej części pracy. Chodziło o to, aby przetestować teoretyczne ustalenia i instrumentarium badawcze, wynikające z założeń proponowanego modelu transpozycyjnego komunikacji politycznej. Całość pracy podsumowują rozważania nad zweryfikowanymi hipotezami badawczymi oraz dyskusja nad użytecznością i adekwatnością proponowanego ujęcia teoretycznego. Ponadto autor w ostatnim rozdziale – „Wnioski i dyskusja – w stronę postpolityki” – podejmuje dyskusje z wynikami przeprowadzonego przez siebie badania, próbując odnaleźć jeszcze inne, możliwe do wyobrażenia odpowiedzi na pytania postawione przed pracą. Należy nadmienić, iż wszelkie tabela, wykresy i diagramy, które znajdują się w niniejszej pracy, ilustrują wyniki własnych badań. Integralną częścią książki jest aneks – Klucz kategoryzacyjny – który stanowi narzędzie badawcze operacjonalizujące pytania i hipotezy badawcze postawione przed pracą. Ponadto, do książki przygotowano pozostałe aneksy I–II zamieszczone na wortalu medioznawczym – www.medioznawca.com – w profilu autora książki – zawierające pozostałe wizerunki wszystkich ministrów rządu PO–PSL kadencji 2007–2011 oraz pełen spis artykułów zakwalifikowanych do pilotażu oraz dwóch korpusów badawczych analizowanych dzienników – „Rzeczpospolitej” i „Gazety Wyborczej” – w obu okresach – na 100 dni oraz rok rządów gabinetu Donalda Tuska. Monografia kierowana jest w szczególności do badaczy mediów masowych – medioznawców, politologów i socjologów, ale również kulturoznawców, etnografów czy badaczy historii najnowszej. Winna również przykuć uwagę specjalistów od wizerunku, spin doktorów oraz samych polityków, o których jest ta książka.
Kończąc, chciałbym szczególnie podziękować promotorowi mojej pracy doktorskiej – prof. Maciejowi Mrozowskiemu, który otaczał moją osobę opieką naukową od samego początku moich studiów w Instytucie Dziennikarstwa UW. Nie mniejsze podziękowania należą się zawsze życzliwym patronom mojej działalności naukowej: prof. Januszowi Adamowskiemu, Dziekanowi Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW, oraz prof. Markowi Jabłonowskiemu, Dyrektorowi Instytutu Dziennikarstwa UW. Dozgonną wdzięczność za celne uwagi chciałbym również wyrazić dr Mirosławie Zygmunt, zastępczyni redaktora naczelnego „Studiów Medioznawczych”.
Wreszcie specjalne podziękowania kieruję w stronę tych, na których niezachwiane wsparcie mogę zawsze liczyć, moim rodzicom – Irenie i Wiesławowi – oraz moim ukochanym kobietom – żonie i córce – którym dedykuję tę książkę. Dziękuję za okazaną cierpliwość.
Warszawa, lipiec 2013 r.Rozdział 1 Czy istnieje „czwarta władza”?
Według , wydawanej we współpracy z PWN, władza to
stosunek między dwiema jednostkami lub dwiema grupami społecznymi, polegający na tym, że jedna ze stron może w sposób trwały i uprawiony zmuszać stronę drugą do określonego postępowania i ma środki zapewniające kontrolę tego postępowania (...) władza może opierać się na dobrowolnej akceptacji mającej źródło w uznaniu jej autorytetu i prawowitości (legalizm) bądź na przymusie społecznym¹⁵.
Z powyższej definicji wynika, iż władza występuje wtedy, kiedy istnieje między dwoma podmiotami stały stosunek oparty na przymusie bądź dobrowolnej akceptacji¹⁶, która bierze się z autorytetu i legitymizacji (prawomocności) podmiotu dominującego – sprawującego władzę. Czy z tej perspektywy media stanowią jakąkolwiek władzę? Jeśli sprawują władzę, to nad kim? Czy ta władza jest trwała i czy jest ona uprawiona? Czy media są w stanie wymusić na określonych podmiotach pożądane postępowania? Czy może wreszcie władza mediów opiera się na jej dobrowolnej akceptacji ze strony podmiotów tej relacji?
1.1. Władza mediów nad społeczeństwem
Odpowiedź na powyższe pytania nie jest prosta. Jeśli założymy, iż media są władzą – w świetle powyższej definicji – to musimy precyzyjnie wskazać, kto ją sprawuje i nad kim. Intuicyjnie można byłoby odpowiedzieć, że jest ona sprawowana nad społeczeństwem, a więc odbiorcami mediów. Jeśli tak, to rodzi się kolejne pytanie, czym taka władza różni się od władzy politycznej, którą dzierżą wybrane podczas demokratycznych wyborów elity polityczne? Na tak zaś postawione pytanie znajdziemy odpowiedź, wyliczając argumenty na rzecz odróżnienia władzy medialnej od władzy politycznej, która ma przecież wymiar bardzo konkretny i dotkliwy dla społeczeństwa¹⁷, np. tworzenie i egzekucja prawa czy też zarządzanie stosunkami między różnymi grupami społecznymi. W te rejony władza mediów zdaje się nie sięgać.
Kto z kolei włada mediami? Czy tylko właściciele, jeśli myślimy o mediach wolnych, niezależnych, ale prywatnych? Jeśli zaś chodzi o media publiczne, to kto w nich sprawuje władzę? Rządzący? Niezależni eksperci? Te pytania pokazują, jak kruche jest przypisywanie mediom wprost określonej władzy nad społeczeństwem, zwłaszcza gdy nie można w jednoznaczny sposób wskazać ośrodka decyzyjnego władztwa mediów.
Na potrzeby prowadzonego wywodu warto jednak założyć, że media sprawują władzę nie tyle nad społeczeństwem, ale nad elitą polityczną, nad rządzącymi, którzy zostali wyłonieni w toku demokratycznych wyborów. W tym ujęciu media urastałyby do miana „nadwładzy”, która – w świetle rozważanej definicji encyklopedycznej – posiada środki, za pomocą których jest w stanie wymusić na rządzących określone postępowanie. Jeśli tak miałoby w rzeczywistości być, to warto zastanowić się, skąd brałaby się motywacja rządzących do tego, aby ulegać tej władzy? Skąd pochodziłby ich autorytet, ich legitymizacja? Odpowiedź zdaje się być prosta. Od społeczeństwa, suwerena władzy, który codziennie, korzystając z mediów, oglądając programy telewizyjne, słuchając audycji radiowych czy wreszcie kupując prasę, uprawomocnia nie tylko istnienie mediów, ale również ich działania. W tym spojrzeniu, upraszczając, media byłyby przedłużeniem struktur społecznych w kontaktach z instytucjami politycznymi.
1.2. Władza mediów nad elitą rządzącą
Oczywiście w powyższych rozważaniach założono, iż media są niezależne i wolne od wpływów politycznych. Nie są upolitycznione. Jest to jednak założenie w niektórych wypadkach złudne, zwłaszcza jeśli wspomnimy choćby czasy Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. W tamtym okresie Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, w myśl ideologii marksistowsko-leninowskiej, uważała, iż media są niczym innym jak organem propagandy. Pomagają rządzącym dzierżyć władzę nad społeczeństwem. Były niczym innym jak emanacją rządzących, ich przedłużeniem. Władza mediów brała więc swój początek z władzy politycznej, profesjonalnego nadawcy, jakim był PZPR. Jednakże ów nadawca musiał dostrzegać w mediach określoną moc, którą chciał wykorzystać do kontrolowania społeczeństwa. Ta wiara we wpływowość mediów na odbiorców sprawiała, iż były one atrakcyjnym dla władzy podmiotem życia społecznego. Wynikałoby z tego, iż media w rzeczy samej miały jakąś władzę, a przynajmniej jej potencjalność.
Dzisiaj media cały czas mają w sobie ten ponętny, zwłaszcza dla elit politycznych, chcących jak najskuteczniej wpływać na postawy i zachowania społeczeństwa, urok władzy. W zależności od perspektyw, które zostały zaprezentowane w powyższych akapitach, można przypisać mediom określoną, warunkowaną władzę nad społeczeństwem bądź elitami politycznymi.
W państwach demokratycznych media zdają się być przedłużeniem społeczeństwa w jego relacjach z instytucjami politycznymi i państwowymi (są oczami i uszami obywateli, dla których codzienne relacjonują rzeczywistość polityczną). Z kolei w krajach niedemokratycznych media stoją po drugiej stronie barykady. Są niczym innym jak przedłużeniem władzy, która pragnie za ich pomocą kontrolować społeczeństwo. W obu wypadkach media czerpią swoją władzę od kluczowych podmiotów przestrzeni publicznej – albo od społeczeństwa, obywateli, wyborców, albo od polityków, rządzących, funkcjonariuszy i urzędników państwa. Z tej perspektywy media czerpią swój autorytet z władzy społeczeństwa, które zgodnie z kadencyjnym systemem wyboru władzy politycznej sprawuje zwierzchnią kontrolę nad politykami. W państwach, takich jak PRL, to elita partyjna, użyczając swojej władzy mediom, wykorzystywała potencjalną wpływowość mediów w relacjach z rządzonymi – czyli społeczeństwem. W tym ujęciu władza mediów jest czymś wtórnym, zapożyczonym, do pewnego momentu hipotetycznym. Oparta jest na wierze podmiotów, dysponujących realną władzą (społeczeństwa lub elity politycznej), w moc mediów. Społeczeństwo, kupując prasę, oglądając telewizję czy słuchając radia, legitymizuje pośrednictwo mediów w kontaktach z rządzącymi. Natomiast elity polityczne, goszcząc na łamach prasy oraz w audycjach telewizyjnych czy radiowych, wierzą, iż media pozwalają im skutecznie komunikować się i oddziaływać na społeczeństwo.
1.3. Superwładza czyli mediokracja
Warto jednak w tym miejscu zastanowić się nad tym, czy media dysponują autonomiczną władzą? Czy istnieją przesłanki, które pozwoliłyby mówić o mediokracji? Czym w ogóle miałaby ona być?
1 lipca 1993 r. Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy uchwaliło Rezolucję 1003 w sprawie etyki dziennikarskiej, gdzie czytamy:
władze państwowe nie mogą uważać, że są właścicielami i dysponentami informacji. Władza powinna zapewniać pluralizm mediów i zagwarantować niezbędne przesłanki prawne dla realizowania wolności wypowiedzi i prawa do informacji, a także uniemożliwić istnienie cenzury. (...) wolność prasy winna być podporządkowana fundamentalnemu prawu obywatelu do informacji¹⁸. (...) nie można twierdzić, że media zawsze reprezentują opinię publiczną i nie powinny się przekształcać w organy władzy czy opozycji¹⁹.
Jest to bowiem bardzo krótka droga do tzw. mediokracji, a więc „nadmiernej władzy mediów”²⁰. Sprawowanie władzy – za W. Pisarkiem – powinno przebiegać według sekwencji:
problem → decyzja → działanie → skutki → ocena
Tymczasem media, uzurpując sobie status wyraziciela opinii społecznej, wstrzeliwują się już w proces samego podejmowania decyzji²¹. W tym wypadku władzotwórczym czynnikiem staje się sama wiedza²².
John Street, politolog z Uniwersytetu East w Wielkiej Brytanii, w jednej ze swoich książek słusznie zauważa:
Pogląd, że „wiedza” jest źródłem władzy, media zaś są niezwykle ważne dla tej władzy, opiera się na dość oczywistym rozumowaniu, nawet jeżeli nie wszyscy się z nim zgadzają. Władza w takim rozumieniu to zdolność A do skłonienia B do zrobienia czegoś, czego by sam nie zrobił, wiedza zaś umożliwia osiągnięcie tego celu. Sprawowanie kontroli nad przepływem informacji na temat poczynań władz, utrzymywanie ludzi w niewiedzy to dobry sposób, by uniknąć protestów. Gdyby ludzie wiedzieli, że władze systematycznie torturują dysydentów lub, że zatruwają rzeczki albo żywność, mogłoby dojść do zamieszek i podważenia legalności władzy²³.
Z kolei Marcin Król napisał w posłowiu do polskiego przekładu książki Johna Condry’ego i Karla Poppera, o telewizyjnym zagrożeniu demokracji:
W dziedzinie mediów triumf telewizji jest być może jednym z najbardziej charakterystycznych elementów współczesności. Wielomilionowe audytoria, zdolność do kreowania i obaleniach społecznych autorytetów, ogromny wpływ na szerokie kręgi społeczeństwa, oddziaływanie na styl życia milionów jednostek sprawiają, że w opinii niektórych badaczy: (...) telewizja stanowi w czasach demokracji problem fundamentalny (...) telewizja, tak jak wszystkie składniki naszego otoczenia, nieustannie nas kształtuje, wychowuje, wpływa na nasze poglądy, zainteresowania, na nasze nastroje i nasze potrzeby. Telewizja, że przypomnę fakt banalny, dociera również do ludzi, którzy nie czytają albo czytają cokolwiek, bardzo rzadko, a zatem stanowi główne źródło informacji (...)²⁴.
Natomiast niemiecki medioznawca Winfried Schulz w refleksji nad użytecznością mediów w relacji pisze:
W jaki sposób coś tak ulotnego i nieuchwytnego jak opinia publiczna może działać jako siła społeczna i kontrolować władzę? W jaki sposób opinia publiczna może skłonić jednostkę do dopasowania się i zachowań konformistycznych? Jeśli pod pojęciem opinii publicznej rozumie się jedynie statystyczny agregat indywidualnych opinii, mierzalny za pomocą sondaży, to takie oddziaływania są nie do pomyślenia. Opinia publiczna może rozwinąć swoją polityczną i społeczną skuteczność tylko wtedy, kiedy jednostki będą ją postrzegać jako „społeczną rzeczywistość” i brać za wyznacznik ich indywidualnego postępowania²⁵.
Idąc tropem powyższych cytatów, należałoby stwierdzić, iż zjawisko , a więc nadmiernej władzy mediów, rzeczywiście istnieje i – jak przekonują niektórzy badacze – dzieje się na naszych oczach. Same zaś media kumulują w sobie imponujące pokłady władzy, której fundamentem jest informacja oraz wiedza, z której największe koncerny medialne mogą zrobić piorunujący użytek w obustronnych relacjach ze społeczeństwem i z elitami politycznymi. Z tej perspektywy odpowiedź na wcześniejsze pytania o to, czy media rzeczywiście dzierżą jakąś władzę, czy są ową legendarną „czwartą władzą” wydają się być przesądzona. Media – w krajach demokratycznych – sprawują władzę nad społeczeństwem i w imieniu społeczeństwa względem elit politycznych. Powaga zaś zwierzchnictwa suwerena władzy, a więc obywateli, nad rządzącymi politykami każe tym ostatnim nie lekceważyć mediów, które mają pełnić w demokracji określoną misję²⁶.
1.4. Ani czwarta, ani pierwsza władza?
Powyższym ujęciem „władzy mediów” wychodzimy naprzeciw postulatom niektórych badaczy, którzy jednoznacznie negują fakt nazywania mediów „czwartą władzą”²⁷. Akcentują oni, iż władza ma wymiar bardzo konkretny i dotkliwy. Stanowić władzę to nie tyle mieć wpływ na podmioty życia społecznego, co określać przestrzeń i zakres ich działania, warunkować ich funkcjonowanie rozlicznymi decyzjami porządkującymi rzeczywistość państwową. Władza jest ściśle związana z państwem (ustrojem) i jest jego zasadniczą funkcją²⁸. Z tej perspektywy „czwarta władza” odnosi się raczej do mocy „oddziaływania” mediów na podmioty życia społecznego, ze szczególnym uwzględnieniem społeczeństwa. Owa „władza” miałaby być niczym innym jak pochodną siły wszechobecnego i skumulowanego dyskursu²⁹, który jest wypadkową aktywności wielu podmiotów życia publicznego, nieustannie negocjujących znaczenia, jakie nadają otaczającej ich rzeczywistości. Media więc zostają zredukowane do roli antycznej agory, wspólnego miejsca wymiany informacji i opinii. Nie są aktorem, lecz raczej biernym organizatorem desek scenicznych, na których dochodzi do wypracowywania kompromisów bądź też zaogniania podziałów natury politycznej, społecznej czy ekonomicznej.
Jeśli uwzględnić w rozważaniach powyższe stanowisko, to trzeba przyznać, iż owa „wpływowość” mediów nie przesądza w sposób jednoznaczny kwestii określania ich mianem „czwartej władzy”. Ta optyka jednak wskazuje istotną tendencję wśród wielu badaczy, aby utożsamiać „władzę mediów” z mocą ich oddziaływania. W wielu polskich publikacjach pada sformułowanie „czwarta władza” właśnie w kontekście wpływania mediów na opinie i postawy obywateli³⁰. Owa perspektywa pozwala badaczom podjąć próbę eklektycznego i całościowego ogarnięcia potencjalności i definitywności wpływu mediów na społeczeństwo oraz na polityków, sprawujących władzę. W zależności od powodzenia tych prób można mówić o większej bądź mniejszej władzy mediów nad społeczeństwem.
Omawiany problem wydaje się być jeszcze ważniejszy, jeśli uświadomimy sobie, jak długą drogę w XX wieku przeszli badacze komunikowania masowego³¹. Wpierw wierzono we wszechwładność mediów jako magicznego zastrzyku, który zaaplikowany (spostrzeżony/usłyszany/przeczytany) pacjentowi (odbiorcy mediów) wywołuje zamierzone skutki³². Później to teoria ograniczonego wpływu mediów, zakładająca, że wysokie zróżnicowanie społeczeństwa sprawia, iż recepcja przekazów medialnych przez odbiorców jest wysoce selektywna i różnorodna w interpretacji, co ogranicza wpływ mediów³³, wiodła prym. Z kolei w latach 70. i 80. ponownie odkryto siłę przekazów medialnych³⁴, by potem dać posłuch teorii negocjowanego wpływu mediów³⁵.
Zdaje się jednak, iż w rozważaniach nad „władzą” w procesie komunikacji politycznej trzeba bardziej pochylić się nad jej samą istotą. Mianowicie, co sprawia, że media mogą być postrzegane jako swoisty ośrodek władzy w relacjach między elitami politycznymi a społeczeństwem? Otóż wygląda na to, iż media stanowią kluczowy podmiot regulujący wymianę zasobów między rządzącymi a rządzonymi³⁶. W znaczniej mierze na tym, wydawałoby się oczywistym, spostrzeżeniu, opiera się legitymizacja władzy ze strony społeczeństwa, które godzi się na taką, a nie inną reprezentację swoich interesów – za pośrednictwem wybranej w demokratycznych wyborach elity. Tak więc media z jednej strony akumulują uwagę społeczeństwa, co wyraźnie interesuje elity polityczne, z drugiej zaś skupiają, odbierają, samodzielnie zdobywają informacje, którymi z kolei zainteresowani są ich odbiorcy – obywatele, a więc społeczeństwo. Media są więc w komfortowej sytuacji dysponowania uwagą odbiorców oraz ekspozycją spraw, problemów, zdarzeń, a także interesów elity politycznej. Wymiana tychże zasobów stanowi fundament legitymizacji całego procesu komunikacji politycznej. Tak postrzegana rola mediów – transmitera zasobów – sprawia, iż w rękach dziennikarzy skupia się realna władza w ramach zarysowanego systemu oraz procesu komunikacji politycznej. Nie należy też jednak zapominać, iż media posiadają również swoje interesy, które podczas zachodzącej wymiany zasobów także odgrywają istotną rolę. Tutaj więc należałoby upatrywać uprzywilejowanej pozycji mediów. Warto też nadmienić, iż omawiany układ wymiany zasobów ma zastosowanie nie tylko w komunikacji politycznej, ale w ogóle w komunikacji społecznej. Po jednej stronie mediów zawsze znajdują się odbiorcy, obywatele, konsumenci – społeczeństwo, po drugiej zaś klasa polityczna, ale również reklamodawcy czy też organizacje pozarządowe.
Rekapitulując różne opinie i stanowiska, autor przychyla się jednak do stanowiska, iż media rzeczywiście dzierżą określoną władzę, zgoła różną niż elity rządzące, jednak wcale nie tak upośledzoną – używając Arystotelesowskiej terminologii – jak mogłoby się wydawać. Chodzi o to, że władza mediów w niektórych wypadkach (co zostanie ukazane na dalszych stronach niniejszej pracy) może być wcale dotkliwa i rzeczywista, niczym ustanawiane i egzekwowane przez rządzących prawo. Zwłaszcza jeśli w pełni dostrzeże się potęgę informacji oraz wiedzy, której – z perspektywy obywateli – niejednokrotnie jedynym dyspozytariuszem i tłumaczem są właśnie media. To założenie ośmiela do podjęcia próby stypologizowania władzy mediów. Zdefiniowania różnych aspektów władztwa medialnego.