- promocja
Włoskie love story - ebook
Włoskie love story - ebook
Rimini jest kwintesencją beztroskich wakacji. Oli będzie brakowało skąpanych w słońcu plaż i nieba tak błękitnego, że można się w nim zatracić. Obiecała swojemu chłopakowi, że to ostatni sezon pracy w nadmorskim kurorcie – ma dosyć związku na odległość i po ukończeniu studiów planuje wrócić do Polski na stałe. Spędzając ostatnie lato w nadmorskim raju, czeka na przyjazd Krzyśka i upragniony, choć krótki, urlop z ukochanym.
Gdy poznaje szalenie przystojnego i nieco tajemniczego Marcina, sama nie wie, co się z nią dzieje. Spontaniczność? Przecież to nie w jej stylu! W dodatku dziewczyna liczy, że Krzysiek przyleci do niej z pierścionkiem – to byłby doskonały moment.
Ola przekona się, jak wiele życie ma jej do zaoferowania, gdy zaczyna cieszyć się każdym dniem i każdą chwilą, zamiast nieustannie planować.
To w końcu idealny czas i miejsce, trzeba sobie pozwolić na nutkę szaleństwa!
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-668-3953-3 |
Rozmiar pliku: | 901 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kiedy ostatnie wezwanie dla pasażerów lecących do Bolonii wybrzmiało z głośników, w hali odlotów było już niemal zupełnie cicho. Słychać było oczywiście przyciszone rozmowy podróżnych oczekujących na poranne loty, o tej porze jednak nie było tak gwarno jak od samego rana. Tym bardziej zrozumiałe stało się nagłe poruszenie pasażerów, gdy od strony bramek w pewnym momencie dało się słyszeć, że ktoś w pośpiechu zbliża się do hali odlotów. Stukot kółek walizki stał się jeszcze donioślejszy, aż w końcu można było też odróżnić przyśpieszony, zmęczony oddech.
Ola zatrzymała się tylko na chwilę, by spojrzeć na tablicę z rozkładem lotów i upewnić się, przez które bramki ma teraz przejść. Nie miała już wątpliwości, gdy napotkała spojrzenie jednej z pracownic lotniska, niecierpliwie zerkającej na zegarek. Porozumiały się bez słów, a wtedy dziewczyna czym prędzej podbiegła do kontuaru i podała swój bilet. Kobieta w granatowym uniformie uśmiechnęła się z ulgą, zeskanowała kod, po czym kiwnęła pokrzepiająco głową i wskazała na przejście. Został już ostatni korytarz, potem ruchome schody i kilka kroków po płycie lotniska, bo na szczęście samolot do Bolonii zatrzymał się niedaleko wyjścia. Kiedy zmęczona, ale szczęśliwa Ola znalazła się w końcu na pokładzie, raz jeszcze pokazując bilet, tym razem stewardesie, odetchnęła.
O mały włos, a musiałaby na własną rękę szukać kolejnego lotu, busa albo po prostu pożegnać się z tym kontraktem. A przecież ledwo udało jej się ubłagać przełożonych o te dwa tygodnie wolnego na egzaminy – zgodzili się pod warunkiem, że jeszcze dziś stawi się z powrotem w Rimini.
Sprawdziwszy numer swojego miejsca na karcie pokładowej, przecisnęła się między pasażerami upychającymi podręczne bagaże do luku nad siedzeniami. Przez chwilę musiała poczekać, aż starszy Włoch usadowi się na swoim miejscu, po czym szarpnęła za swoją walizkę i uniosła ją. Gdyby nie panujący wokół ścisk i wciąż napierający na siebie ludzie, pewnie bez problemu włożyłaby bagaż do schowka. Tymczasem ktoś ją potrącił, rozpychając się w wąskim przejściu, przez co Ola straciła równowagę i wraz z walizką wylądowała na jednym z siedzących już podróżnych.
– Najmocniej pana przepraszam! – powiedziała od razu, gdy naburmuszony mężczyzna zaczął rzucać w jej kierunku niewybredne komentarze.
– Nie dość, że cały samolot czeka na taką, to jeszcze raban robi, jakby jakaś najważniejsza była – syknął.
– Przepraszam jeszcze raz, mam nadzieję, że nic się panu nie stało – dodała grzecznie, choć na język cisnęły jej się gorsze określenia.
Nauczona doświadczeniem i nawykła do słuchania niezadowolonych turystów, użyła swojego wyuczonego, formalnego, uprzejmego tonu. Wbiła jednak w pasażera tak jednoznaczne spojrzenie, że ten nie kontynuował już rozmowy. Obruszył się raz jeszcze, po czym ostentacyjnie odwrócił głowę. Ola westchnęła, pokręciła ledwo zauważalnie głową. Gdy ponownie chciała dźwignąć walizkę, ktoś z rzędu obok wstał, by pomóc jej włożyć w końcu bagaż do schowka. Wysoki obcokrajowiec, najpewniej Włoch, o czym świadczyła jego śródziemnomorska uroda, który jeszcze przed chwilą zajęty był rozmową z siedzącym koło niego pasażerem, wziął od niej torbę i bez słowa włożył ją do luku. Ola podziękowała mu grzecznie po polsku, a on uśmiechnął się i skinął głową, po czym usiadł z powrotem na swoim miejscu. Dziewczyna rzuciła jeszcze spojrzenie w jego stronę i przewróciła oczami. Mogła zwrócić się do niego po angielsku, w końcu w tym języku rozmawiał ze swoim towarzyszem. Nie zastanawiając się jednak nad tym dłużej, usiadła wreszcie na swoim fotelu przy oknie.
W swojej pracy najbardziej nie lubiła właśnie latania. Wbrew pozorom, choć był to nieodłączny element jej obowiązków w biurze podróży jako rezydentki na turnusach zagranicznych, właśnie to stanowiło dla Oli największy i chyba jedyny minus tej posady. No, może jeszcze rozłąka z bliskimi przez znaczną część roku, kiedy dziewczyna przebywała za granicą, była tą ciemniejszą stroną wykonywanego zawodu. Rodzice Oli jednak doskonale rozumieli jej zamiłowanie do podróży, a kiedy się okazało, że może tę pasję połączyć z pracą, byli jeszcze bardziej szczęśliwi, że ich jedyna córka, najmłodsze dziecko, realizuje swoje marzenia i czerpie z tego korzyści. A Krzysiek… Byli w sobie tak zakochani, że żadne kilometry nie były w stanie osłabić ich uczucia i więzi. Kiedy tylko Ola znalazła ofertę pracy dla rezydentki turystycznej, a później pomyślnie przeszła rekrutację, oboje wspólnie przyznali, że przecież sobie poradzą! Krzysiek zresztą ani razu nie dał jej odczuć, że nie podoba mu się charakter jej pracy – wręcz przeciwnie, wspierał ją na każdym kroku.
W zimowych miesiącach Ola mieszkała we Wrocławiu razem z nim, a kiedy z początkiem kwietnia wyjeżdżała do Włoch, aż do jesieni widzieli się co najmniej raz w miesiącu, bo odwiedzali się wzajemnie. Poza tym – podobnie jak teraz – w czerwcu Ola wracała do Polski na sesję, bo mimo indywidualnego toku zajęć na studiach zaocznych musiała przecież w normalnym trybie zdawać egzaminy. Choć większość czasu spędzała wtedy na nauce, to każdy wieczór poświęcała swojemu chłopakowi. I godzili taki tryb życia już od przeszło trzech lat! Nie zmieniało to jednak faktu, że każda rozłąka, każdy wyjazd wzmagał w dziewczynie smutek i tęsknotę, mimo że lubiła swoją pracę.
Zacisnęła mocno powieki i kurczowo chwyciła podłokietniki, gdy samolot przyśpieszył na pasie startowym. Kiedy podwozie oderwało się od płyty lotniska, a maszyna zaczęła wznosić się coraz wyżej i wyżej, Ola powtarzała sobie w duchu, że musi to po prostu przetrwać. Jak za każdym razem.
Lot przebiegł bez żadnych komplikacji, nie było nawet najmniejszych turbulencji, ale dopiero kiedy samolot wylądował w Bolonii, dziewczyna odetchnęła z ulgą. Ani na chwilę nie zmrużyła oka, choć bardzo starała się zasnąć na te półtorej godziny. Czekała ją jednak jeszcze podróż pociągiem do Rimini, a ponieważ zmęczenie i pobudka o bardzo wczesnej godzinie dawały już o sobie znać, Ola była pewna, że gdy tylko zajmie miejsce w wagonie, zmorzy ją w końcu sen. Po wyjściu z pokładu samolotu już na szczycie schodów powitał ją powiew ciepłego, wakacyjnego powietrza, które zawsze powodowało to przyjemne uczucie beztroski. Uwielbiała ten klimat właśnie za to, że mimo obowiązków czuła się tu jak na długich, kilkumiesięcznych wakacjach. Trudno jednak było mieć inne odczucia, gdy niemal wszyscy pasażerowie samolotu przylecieli tu w celach wypoczynkowych, a w mieście i w komunikacji publicznej turystów można było spotkać na każdym kroku, zwłaszcza że rozpoczął się właśnie szczyt wakacyjnych wojaży.
Z uśmiechem Ola zeszła na płytę lotniska, a potem ruszyła do hali przylotów. Mijający ją turyści byli podekscytowani rozpoczynającym się dla nich urlopem, nie mówiąc już o radości podskakujących i biegających dzieci, które nie mogły się doczekać basenów przy hotelu. Obserwowała ten entuzjazm, wciąż się uśmiechając. Oczywiście zdarzali się trudni turyści, podobni do tego pana z samolotu, lecz właśnie za tę radość u zwiedzających lubiła swoją pracę. Ludzie przyjeżdżający na wypoczynek zostawiali swoje troski w Polsce, tu zaś po prostu cieszyli się chwilą, zarażając optymizmem.
Ola zaśmiała się pod nosem na wspomnienie nieprzyjemnej sytuacji w samolocie. Gdy czekała na nadany bagaż, ujrzała jeszcze w tłumie tego mężczyznę. Chyba nie był zachwycony tym urlopem, w przeciwieństwie do swojej żony, która w kwiecistej sukience świergotała przy nim, nie mogąc się już doczekać darmowych drinków. Ola pokręciła nieznacznie głową. Ujrzawszy na taśmie swoją kolorową walizkę z dużym flamingiem na przodzie, sięgnęła po nią i po chwili skierowała się w stronę wyjścia. Kiedy zerknęła na zegarek, z ulgą przyznała, że zdąży jeszcze kupić sobie w kawiarni jakąś gotową kanapkę na drogę i butelkę wody. Stanęła w kolejce i rozglądała się wokół. Może powinna dać znać Sarze, że doleciała i za jakieś dwie i pół godziny będzie w Rimini? Sięgnęła już po telefon, ale gdy miała wcisnąć zieloną słuchawkę, przed oczami zamajaczyła jej sylwetka wysokiego obcokrajowca, który pomógł jej z walizką w samolocie. Uśmiechnęła się uprzejmie, gdy i on ją zauważył, wchodząc do tej samej kawiarni. Przez chwilę się wahała, czy nie podejść do niego i jeszcze raz nie podziękować, teraz po angielsku, by zrozumiał. Nie zdążyła jednak tego zrobić, gdyż osoba przed nią odeszła właśnie od kasy. Ola schowała więc telefon i skupiła się na złożeniu zamówienia. Po uregulowaniu rachunku odwróciła się w stronę stolików, lecz tamtego pasażera już nigdzie nie było. Westchnęła więc, po czym schowała do plecaczka prowiant, wyjęła znowu komórkę i wybrała w końcu numer Sary.
– No i jak, jesteś już w drodze? – zapytała wesoło przyjaciółka, gdy tylko odebrała połączenie.
– Tak, właśnie wychodzę z lotniska, a za niecałą godzinę mam pociąg do Rimini.
– Przyjechać po ciebie na dworzec?
Ola zerknęła na swój bagaż i odparła:
– Nie, dzięki. Poradzę sobie. Do hotelu z dworca nie jest daleko.
– Zawsze mogę poprosić Stefana, by podjechał po ciebie meleksem. Uprzedzam, tutaj jest jeszcze cieplej niż w Bolonii.
– No dobra, przekonałaś mnie. Jak będę dojeżdżać, napiszę ci SMS-a. A jak sytuacja na miejscu? Byłaś na kempingu?
– Kochana, codziennie tu jestem, ktoś musi cię zastępować. Wczoraj przyjechała kolejna grupa młodych i uprzedzam, że to nie jest najspokojniejsza młodzież. No i zapowiada się kilka wycieczek.
– Prawdę mówiąc, już nie mogę się tego doczekać – powiedziała z entuzjazmem.
– Co, egzaminy dały ci w kość?
– Sama wiesz, jak jest na czwartym roku.
– Ja studiowałam turystykę i to było dla mnie dużo. Nie wiem, po co ci dodatkowo ta filologia, skoro niemal biegle mówisz po włosku.
– Dyplom to dyplom. – Ola uśmiechnęła się pod nosem.
– A jak tam Krzysiu? Nie złamałaś mu serca po raz kolejny swoim wyjazdem? – zapytała, a Ola wyraźnie wyczuła w jej głosie ironię.
– Na szczęście jest bardzo wyrozumiały. I przyjedzie za dwa tygodnie w odwiedziny.
– Kochaaany – odparła z przekąsem Sara, a Ola tylko przewróciła oczami.
Wiedziała, że Sara nie przepada za Krzyśkiem, zresztą z wzajemnością. Ola nie rozumiała tej obopólnej niechęci. Wielokrotnie próbowała jakoś ich do siebie przekonać, ostatecznie jednak kończyło się na tym, że jedynie w jej towarzystwie się tolerowali. Ola dała więc w końcu za wygraną, tłumacząc sytuację tym, że oboje mieli bardzo silne, wręcz dominujące charaktery, które działały na siebie wybuchowo – siłą rzeczy pojawiało się spięcie. Pożegnała się w końcu z przyjaciółką i ruszyła w kierunku dworca kolejowego.
Słońce faktycznie świeciło coraz mocniej i mimo przedpołudniowych godzin temperatura już osiągała prawie trzydzieści stopni. Co prawda Oli w ogóle to nie przeszkadzało, uwielbiała taki klimat, niemniej musiała przyznać Sarze rację – gdy dojedzie do Rimini, będzie taki upał, że wędrówka z dworca do hotelu może się okazać zbyt uciążliwa i męcząca, a przecież dziś wieczorem Ola miała wrócić do swoich obowiązków.
Kiedy więc dojeżdżała do tego najsłynniejszego kurortu nad Adriatykiem, napisała do przyjaciółki wiadomość, a gdy wyszła z dworca, na parkingu dostrzegła czekającego na nią w hotelowym meleksie Stefana, jednego z animatorów z ramienia hotelu współpracujących z biurem podróży, w którym pracowała Ola. Od samego początku podziwiała jego prawdziwie włoską urodę: czarne, błyszczące włosy, śniadą skórę, ciemną oprawę oczu, a do tego nieschodzący z ust uśmiech. Było to połączenie tak przyjazne i sympatyczne, że tego czterdziestolatka nie dało się nie lubić. Zarażał też dobrą energią i optymizmem. Ściągając podrabiane ray-bany, podszedł do niej szeroko uśmiechnięty i przytulił ją serdecznie na powitanie. Zdążyła się za nim stęsknić!
– Ciao, bella! – powitał ją.
– Witaj, Stefano! Dziękuję, że przyjechałeś – odparła po włosku i odwzajemniła uścisk.
Wciąż była sobie wdzięczna za to, że w liceum zawzięła się i postanowiła na własną rękę nauczyć się włoskiego. Teraz, choć wciąż studiowała filologię włoską jako drugi kierunek, już biegle posługiwała się tym językiem, co znacznie ułatwiało jej pracę tutaj, mimo że przecież w takich miejscach niemal wszyscy mówili też po angielsku. Tym bardziej jednak zyskiwała sympatię miejscowych, a jej znajomości zawarte dzięki temu już nie raz się tu przydały.
– Żaden problem! Dla ciebie wszystko.
– Mam nadzieję, że nie przerwałam ci sjesty.
– Czy pamiętasz, aby ktokolwiek u nas w hotelu celebrował jeszcze sjestę? – zaśmiał się Włoch. – Może sklepikarze i restauratorzy mogą sobie na to pozwolić, ale zdecydowanie nie my.
– To też prawda, niestety – westchnęła. – To co, jedziemy? – dodała po chwili, gdy usadowiła się na kanapie meleksa, zaraz po tym, jak oboje wpakowali jej walizki do niewielkiego bagażnika, a raczej pojemnika z tyłu pojazdu.
– Ktoś już nie może doczekać się powrotu do pracy? – zapytał ze śmiechem Stefano, odpalając elektryczny pojazd.
– Mój drogi, gdybyś dwa tygodnie spędził zakopany w książkach i podręcznikach, a potem pocił się na egzaminach, też chciałbyś już wrócić do czegoś, co sprawia więcej przyjemności.
– Cóż, zdecydowanie wolę pocić się w słońcu – odparł wesoło.
– Sara mówiła, że wczoraj przyjechała na kemping kolejna grupka młodzieży.
– Tak, część licealistów na wycieczkę szkolną, chłopcy z drużyny piłkarskiej i dziewczyny z zespołu tanecznego. Jakieś osiemdziesiąt osób z opiekunami.
– Czyli zapowiada się wesoły turnus – westchnęła Ola i przymknąwszy oczy, wystawiła twarz do pieszczącego ciepłem słońca.
Wokół już panował turystyczny gwar, a miasto, mimo iż rzeczywiście była właśnie pora tej osławionej sjesty, tętniło życiem. Dało się usłyszeć tutaj języki z różnych zakątków świata, lecz głównie to Europejczycy korzystali tłumnie z uroków nadadriatyckiego kurortu. Polaków też można było spotkać bardzo często, nie raz Ola wymieniła się kontaktem z kimś przypadkowo spotkanym, z kim obiecywała później spotkać się w Polsce. Robiła to z grzeczności, tak wypadało, ostatecznie przecież nigdy nie dzwoniła do tych przypadkowo poznanych podczas wieczoru w knajpie osób.
Z uśmiechem odwróciła się w stronę morza – przejeżdżali właśnie wzdłuż promenady, za którą rozpościerała się złota, piaszczysta plaża. Ustawione w szeregu słomiane parasolki z leżakami należały do jednego z ekskluzywnych hoteli. Kawałek dalej, na boisku do siatkówki, plażowicze właśnie rozgrywali mecz, jeszcze dalej turyści na własnych ręcznikach relaksowali się w słońcu. Gdzieniegdzie przy plaży rozstawiono sezonowe bary i restauracyjki, w których można było zjeść lokalne przysmaki i napić się orzeźwiających napojów w ciągu dnia, wieczorem zaś te lokale zamieniały się w miejsca spotkań towarzyskich i były sercem nocnego życia w Rimini. Dopiero teraz, gdy mijała te wszystkie atrakcje, a zwłaszcza tych wszystkich zadowolonych i uśmiechniętych ludzi, zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo tęskniła za tym miejscem. Za widokiem rodzin z dziećmi, targającymi ogromne, dmuchane flamingi i krokodyle do wody; zakochanych niemogących się od siebie oderwać podczas romantycznej podróży we dwoje; spacerujących pod rękę emerytów, dla których największą atrakcją były wypicie włoskiej kawy i godziny spędzone przy stoliku w kawiarni na obserwowaniu całego tego wakacyjnego zgiełku. I choć tutaj, nad samym morzem, w krajobrazie zdominowanym przez szyldy reklamowe i sklepiki z pamiątkami, mało było tego prawdziwego włoskiego klimatu, za który Ola pokochała ten kraj, atmosfera sprawiała, że uśmiech na twarzy pojawiał się mimowolnie. I jeszcze ten piękny, melodyjny język mieszający się z dialektami z całego świata!
Gdy w końcu wjechali na teren hotelu, Ola od razu ujrzała kilka znajomych twarzy, za którymi też bardzo się stęskniła. Laura, siostra Stefana, również animatorka, jak i brat, właśnie prowadziła aerobik przy basenie. Massimo, ich przyjaciel, obładowany piłkami, śpieszył w kierunku kempingu, gdzie o tej porze zwykle prowadził rozgrywki sportowe. Teo, starszy, bardzo elegancki pan przypominający do złudzenia dziadka Oli, jak zwykle przysypiał w swojej stróżówce przy bramie wjazdowej na parking. Gdzieś w oddali zamajaczyły też postacie ubrane w charakterystyczne koszulki biura podróży, w którym dziewczyna pracowała.
Kiedy Stefano zajechał przed wejście do budynku hotelu, Ola zeskoczyła z meleksa i uniosła głowę, by popatrzeć na szyld z nazwą hotelu.
– Witaj z powrotem – powiedziała do siebie, po czym wziąwszy głęboki wdech, chwyciła swoją podręczną walizkę, przyjaciel zaś pomógł jej zanieść większy bagaż do pokoju.
Pożegnała się z nim serdecznym uściskiem, choć wiedziała, że niebawem znów zobaczą się na kempingu. Na chwilę tylko położyła się na łóżku w swoim służbowym pokoju. Nie miała czasu na odpoczynek, chciała jedynie na piętnaście minut zamknąć oczy i… dosłownie dwie sekundy później usłyszała donośne pukanie do drzwi. Zacisnęła powieki, mając nadzieję, że ktoś, kto dobijał się do niej, da za wygraną, szybko jednak się przekonała, że nie było na to najmniejszych szans. Westchnęła, wzięła głęboki wdech, po czym podniosła się z łóżka i powoli podeszła do drzwi.
– No jesteś wreszcie! – powiedziała wesoło Sara, po czym uścisnęła przyjaciółkę z włoską wylewnością. – Nie przyszłaś się przywitać! Jak podróż? Jak egzaminy? – zaczęła zasypywać ja pytaniami.
– Hej, wolniej! – zaśmiała się Ola. – Spokojnie, dopiero weszłam do pokoju!
– No wiem, widziałam, jak przemykasz przez lobby. Nawet mnie nie zauważyłaś!
– Wybacz, musiałam na chwilę się położyć. Niby podróż nie trwała nie wiadomo ile, ale jestem wykończona.
– No to nie mam dla ciebie dobrych wieści. Koordynatorka zwołała zebranie o piętnastej.
– A która jest?
– Za dwadzieścia.
Ola jęknęła. Po chwili z rezygnacją w głosie potwierdziła, że za dwadzieścia minut stawi się w sali konferencyjnej, którą hotel zwykle udostępniał im na właśnie takie zebrania służbowe lub spotkania z turystami biura rezydującymi w tym hotelu. Wzięła jeszcze szybki prysznic po podróży, po czym udała się na zebranie.
Zajęła miejsce przy stoliku obok Sary i Klaudii, nieco starszej od nich rezydentki, z którą Ola też bardzo się polubiła – ba, dziewczyna była dla niej jak starsza siostra. Przywitała się z nią serdecznie i wymieniwszy kilka słów na temat egzaminów i pobytu w Polsce, zwróciła się w stronę ich głównodowodzącej, jak nazywały główną koordynatorkę, która właśnie weszła do sali konferencyjnej. Po kilku słowach powitania, ogólnych informacjach dotyczących pobytów turystów w hotelu i na kempingu koordynatorka przeszła do kwestii czysto organizacyjnych. Okazało się, że w nadchodzącym tygodniu rzeczywiście ma odbyć się kilka wycieczek fakultatywnych, w tym do San Marino, Rzymu i Wenecji, z czego dwie ostatnie mają być nawet dwu- lub trzy dniowe. Magda wydała więc dyspozycje, który z rezydentów dokąd ma pojechać.
– Słyszałyście? – zapytała szeptem Klaudia. – Podobno Iwona ma jakieś poważne problemy rodzinne, wczoraj wieczorem wróciła do Polski.
– Faktycznie, nie widziałam jej od wczoraj. – Sara rozejrzała się dookoła. – A wiadomo, co się stało?
– Nie wiem tego bezpośrednio od Iwony, ale podobno jej mama ciężko zachorowała. W każdym razie dziewczyna spakowała się z dnia na dzień i poleciała. No i nie wiadomo, czy wróci jeszcze w tym sezonie.
– To przykre… Mam nadzieję, że to jednak nic bardzo poważnego – westchnęła Ola.
Wszystkie trzy pokiwały powoli głowami, po czym znów z uwagą zaczęły słuchać Magdy. Kiedy spotkanie się zakończyło, a każdy został oddelegowany do swoich obowiązków, Ola pożegnała się z koleżankami i dołączyła do pozostałych opiekunów, którzy zajmowali się grupami na kempingu.
– No, Ola, całe szczęście, że już jesteś – powiedział Radek, obejmując ją po przyjacielsku ramieniem, gdy całą grupką zmierzali głównym traktem włoskiego miasteczka do jednego z kempingów. Wzdłuż drogi mijali liczne sklepiki z pamiątkami, lodziarnie i włoskie knajpki, w których przez cały dzień tłoczno było od turystów. Po lewej stronie natomiast, wzdłuż nadmorskiej promenady, znajdowały się klimatyczne bary i restauracje, które na dobre odżywały późnym popołudniem.
– A co, nie wyrabialiście beze mnie czy turyści wchodzili wam na głowę? – zaśmiała się i teatralnie strąciła ramię kolegi ze swoich barków.
Radka poznała jeszcze na rozmowie rekrutacyjnej, gdy oboje starali się o pracę w biurze podróży. Początkowo bardzo ze sobą rywalizowali, a podczas kolejnych etapów rekrutacji nie do końca grali czysto wobec siebie. Jedno drugiemu rzucało kłody pod nogi, byle tylko dostać tę pracę. Nie obyło się też bez kilku poważniejszych spięć, kiedy jednak się okazało, że oboje zostali przyjęci, zakopali topór wojenny i choć pewne kwestie z tamtego czasu wciąż pozostały pomiędzy nimi nierozwiązane, teraz całkiem dobrze się dogadywali, można nawet powiedzieć, że byli bardzo dobrymi znajomymi.
– Bez ciebie było po prostu nudno. Nie było żadnej wielkiej miłości ani rozpaczy przed wyjazdem. – Cmoknął wymownie, wspominając ubiegłe lato, podczas którego jeden z licealistów na zabój zakochał się w Oli. Za każdym razem, gdy tylko ją widział, obdarowywał drobiazgami, a gdy przyszło do zakończenia turnusu, oświadczył swojemu wychowawcy, że nigdzie się nie wybiera.
Ola tylko zgromiła kumpla spojrzeniem. Wolała nie wspominać tej żenującej sytuacji, gdy tuż przed odjazdem autokaru nastolatek wybiegł z niego i rzuciwszy się na kolana, wyznał Oli miłość, robiąc scenę na oczach kilkudziesięciu wczasowiczów, pracowników kempingu i rzecz jasna – współpracowników Oli. Po chwili jednak sama z rozbawieniem pokręciła głową. Choć to było niedorzeczne i pod koniec tamtego obozu starała się unikać chłopaka, bo jego podchody przestały ją bawić, teraz myślała, że nikt nigdy wobec niej nie był gotów na takie poświęcenia ani akty miłości.
– A widzisz, czyli jednak ci się to podobało! – zaśmiał się znowu Radek, widząc nieśmiały uśmiech Oli, który pojawił się na to wspomnienie.
– Och, daj już spokój!
– No przyznaj… Dziewczyny lubią takie rzeczy, nie? Padanie na kolana, kosze kwiatów, romantyczne spacery i kolacje przy świecach.
– Nie powiedziałam, że nie. Tyle że może nie od przypadkowych, w dodatku znacznie młodszych chłopaków. No i nie zapominaj, że z całej listy Igor jedynie padł na kolana.
– Wiedziałem… – Radek wyprostował się dumnie.
– Co nie znaczy, Radziu, że w ten sposób zatrzymasz przy sobie kobietę – wtrącił się Jacek. – To dobry plan na sam początek, ale na pewno nie na dłuższą metę.
– I że niby ty masz takie doświadczenie?
Jacek tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się tajemniczo. Ola nie chciała dać po sobie poznać, że wie, o co mu chodzi, bo zdawała sobie sprawę z tego, że Jacek nie chce, aby ktokolwiek dowiedział się o jego związku z Magdą… Przynajmniej nie przed końcem sezonu. Popatrzyła na niego porozumiewawczo i pogrążyła się w swoich myślach, wsłuchana w szum fal. Już prawie nie pamiętała swoich początków z Krzyśkiem, to było przecież jeszcze w gimnazjum. Spotykali się jako nastolatkowie, na początku speszeni swoim towarzystwem. A potem… Z tego co potrafiła przywołać w pamięci, byli najlepszymi przyjaciółmi i właśnie to ostatecznie ich połączyło. Do dziś dogadywali się naprawdę świetnie, mogła powiedzieć, że byli nawet bratnimi duszami, a kłótnie między nimi mogłaby policzyć na palcach. Cóż, z pewnością w jakimś stopniu było to spowodowane tym, że przez większą część roku dzieliły ich tysiące kilometrów, ale przecież rozmawiali ze sobą niemal codziennie, a przez telefon też potrafili się sprzeczać.
Uśmiechnęła się łagodnie, gdy wspominała ich pożegnanie przed jej wyjazdem. Krzysiek zorganizował romantyczną kolację, kupił jej kwiaty i zawieszkę do bransoletki w nagrodę za zdaną sesję. I choć przecież wcale nie o to chodziło, była mu wdzięczna za takie gesty. A najbardziej lubiła powroty do Polski, gdy czekał na nią na lotnisku z pluszowym misiem i kartką z napisem: „Moje szczęście”. Byli naprawdę dobraną parą, łączyła ich wyjątkowa nić porozumienia.
W tej chwili wyciągnęła telefon z plecaczka. Co prawda wysłała do Krzyśka wiadomość tuż po przyjeździe do hotelu, że dotarła szczęśliwie na miejsce, a on odpisał, że bardzo się cieszy i czeka na dalsze wieści, obiecała jednak, że w wolnej chwili zadzwoni. Zrobiła to więc teraz.
– Hej, Oluś – powitał ją tym swoim wesołym, beztroskim tonem.
– Cześć, Krzysiu. Dojechałam, jestem po zebraniu i właśnie idę na kemping.
– Cieszę się, że dotarłaś bezpiecznie.
– Ja się cieszę, że dotarłam w ogóle – zaśmiała się. – Omal nie spóźniłam się na samolot, byłam wzywana jako ostatnia pasażerka lecąca do Bolonii.
– To moja wina, zapomniałem nastawić budzika, jak prosiłaś…
– Daj spokój, najważniejsze, że jestem. I już nie mogę się doczekać, aż ty do mnie dołączysz. Jak Artur? Zastanowił się nad tym pomysłem, by przylecieć z tobą? – zapytała.
Niedługo przed wyjazdem Ola podczas wspólnego wyjścia na piwo ze znajomymi zaproponowała, by najlepszy przyjaciel Krzyśka, Artur, dołączył z dziewczyną, gdy Krzysiek będzie leciał w odwiedziny do Oli. Sama zaoferowała, że znajdzie im jakiś dogodny nocleg, a to będzie idealna okazja na niedrogie, ale bardzo przyjemne wakacje. Artur obiecał się zastanowić, choć nie ukrywał, że sceptycznie podchodzi do tego pomysłu. Nie zamierzała jednak nikogo zmuszać, dała im wolny wybór. Dla niej najistotniejsze było to, że przyleci Krzysiek. On był dla niej najważniejszy.
– Jeszcze się nie zdecydował – powiedział szybko chłopak. – Pewnie ostatecznie się rozmyśli.
– W razie czego jestem w stanie załatwić tu nocleg w ciągu czterech, pięciu dni, później może być już ciężko.
– Przekażę mu – odparł krótko.
– Wiesz, że już się za tobą stęskniłam?
– Kochanie, nie minęły nawet dwadzieścia cztery godziny – zaśmiał się.
– Wiem… – westchnęła. – To chyba ta świadomość, że zobaczymy się dopiero za dwa tygodnie, mnie dobija.
– Zleci, nawet nie wiesz kiedy. Oluś, przepraszam, ale muszę kończyć. Wziąłem dzisiaj drugą zmianę za kolegę i właśnie dojechałem do pracy. Odezwę się jutro – powiedział szybko.
Ola dodała, że będzie czekać na telefon. Wzięła głęboki wdech i wyprostowała się. Nie mogła się rozklejać po każdej rozmowie ze swoim chłopakiem! Wiedziała zresztą, że pierwszy dzień po przyjeździe zawsze był najgorszy i tęsknota najbardziej doskwierała, musiała go więc zwyczajnie przetrwać. Uśmiech mimowolnie pojawił się znów na jej twarzy, gdy w końcu ujrzała bramę kempingu. Serce zabiło jej mocniej, kiedy usłyszała dźwięki wakacyjnej muzyki, a nad basenem zobaczyła Laurę, która właśnie prowadziła wodny aerobik. Choć dochodziła już siedemnasta, wciąż było na tyle ciepło, że wielu turystów wypoczywało na leżakach, pławiąc się w popołudniowym słońcu.
– Czyli my mamy pod opieką jedną grupę? – zapytała Radka. Została z nim przydzielona do turnusu, który przyjechał wczoraj.
– Na to wygląda. Umówiłem się z wychowawcą, mamy dograć szczegóły wycieczek fakultatywnych i przekazać im plan całego pobytu.
– A było już spotkanie grupowe?
– Jeszcze nie, dziś musimy to ustalić i pewnie zorganizujemy je wieczorem albo jutro w okolicach obiadu.
– No dobrze, prowadź więc. W którym sektorze są ulokowani?
Radek wskazał Oli drogę do miejsca, w którym grupa rozbiła obóz. Duże namioty zorganizowane były tak naprawdę jak niewielkie pokoje hotelowe, a standard niejednokrotnie przewyższał ten, jaki można było zastać w hostelach na obrzeżach miasta. Biuro kilka lat temu zdecydowało się na wprowadzenie do oferty właśnie takiego rozwiązania dla grup szkolnych. Ceny obozu były nieporównywalnie niższe przy takim zakwaterowaniu, a grupy młodzieżowe nierzadko wolały właśnie takie rozwiązania niż pokoje hotelowe all inclusive. Poza tym sama atmosfera biwaku w takim miejscu jak południowe Włochy była niezapomniana. Do tego polowa kuchnia, wspólna łazienka i możliwość wykradania się ukradkiem na potajemne randki wśród alejek na kempingu – takie wakacje miały swój wyjątkowy urok.
W zależności od przedziału wiekowego gości animatorzy i rezydenci organizowali na kempingu wieczorki tematyczne, zabawy przy basenie, dyskoteki czy konkursy. Z mniejszym lub większym zainteresowaniem, ale niemal każda grupa z Polski brała udział w tych zabawach. Największą popularnością cieszyły się jednak zawody sportowe, których na szczęście zarówno biuro, jak i Włosi pracujący na kempingu organizowali najwięcej. Ola mogła się też pochwalić, że z jej inicjatywy biuro organizowało dla swoich wczasowiczów lekcje włoskiej kuchni w pobliskiej zaprzyjaźnionej trattorii „U Paola”. Naprawdę działo się wiele interesujących rzeczy, przez cały sezon nie można było się tu nudzić. No, chyba że padał deszcz, ale i wówczas rezydenci stawali na wysokości zadania, organizowali młodzieży inne zajęcia, jak chociażby wieczory z włoską muzyką albo naukę robienia prawdziwej neapolitańskiej pizzy.
Radek zadecydował, że jeszcze tego wieczoru spotkają się ze swoją grupą na zebraniu powitalnym, by przedstawić wszelkie zasady korzystania z kempingu oraz samego pobytu, a także ustalić szczegóły wycieczek fakultatywnych, na które cała grupa wyraziła chęć. Nie wracali więc do hotelu, tylko na chwilę usiedli w pobliskiej restauracji, by dodatkowo omówić szczegółowy plan działania na każdy dzień.
– Ola, mam nadzieję, że nie wzięłaś tego, co powiedziałem, do siebie? Chyba wiesz, że tylko żartowałem? – zapytał nagle Radek. – No wiesz, chodzi o nasze przekomarzanki, gdy szliśmy na kemping – dodał, gdy zobaczył jej zaskoczoną minę.
– Daj spokój, przecież mnie znasz – zaśmiała się dziewczyna i machnęła ręką. – Nie obrażam się o takie rzeczy.
– Całe szczęście. Ja z kolei najpierw mówię i robię, potem myślę. Widziałem, że sposępniałaś, więc zacząłem się zastanawiać, czy czasem za bardzo mnie nie poniosło.
– Spokojnie, po prostu zatęskniłam trochę. Wiesz, że perspektywa spędzenia tu kolejnych kilku miesięcy z dala od bliskich potrafi przytłoczyć, zwłaszcza zaraz po przyjeździe.
– Zgadzam się z tobą w stu procentach. Gdyby bardzo ci ta tęsknota dokuczała, to pamiętaj, że zawsze jestem obok, gdybyś chciała pogadać albo pójść na drinka. – Uśmiechnął się szeroko.
– Dziękuję, kochany jesteś. Dobrze mieć świadomość, że mogę na ciebie liczyć. Swoją drogą musisz przyznać, że trafiła nam się w tym roku naprawdę zgrana ekipa.
– Zdecydowanie. Nie ma żadnej czarnej owcy jak w tamtym sezonie – zaśmiał się. – Pamiętasz tę Wiolkę? Ciekawe, czy jeszcze pracuje. Podobno przeniosła się do biura do Katowic i stamtąd jeździ do Grecji, ale pewności nie mam.
– Chyba każdy, kto był tu w tamtym roku, ją pamięta… Nie ma to jak upić się prawie do nieprzytomności i zniknąć na całą noc nie wiadomo gdzie, wrócić nad ranem i mieć pretensje do wszystkich dookoła, że nikt jej nie szukał – wspomniała gorzko Ola.
– Powiem ci coś w sekrecie. – Radek nachylił się w jej stronę. – Ona rozpowiadała wszystkim, że spędziła noc z jakimś turystą, a podobno któryś z pracowników trattorii Paola widział ją, jak spała na ławce przy promenadzie. Musiała nad ranem się ocknąć, a żeby w jakikolwiek sposób wyjść z tej sytuacji z twarzą, zmyśliła historyjkę o turyście.
Ola zamrugała szybko zaskoczona, po czym zaśmiała się krótko i dodała:
– O ile w ogóle można wyjść z twarzą nawet wtedy, kiedy sypia się z przypadkowym facetem poznanym na plaży.
– To już swoją drogą – skwitował Radek. – Czyli co? Jeśli będzie ci smutno, wiesz, do kogo masz uderzać?
– Tak, dziękuję – odparła wesoło. – Chociaż myślę, że te najbliższe dwa tygodnie jakoś wytrzymam.
– Dwa tygodnie?
– Tak, mój chłopak przylatuje za dwa tygodnie. Chyba poznałeś go w tamtym roku?
– A, tak, chyba tak – potwierdził Radek lekko spięty. – Widzę, że oboje nie możecie bez siebie żyć. – Wysilił się na uśmiech.
Ola udała, że nie zauważyła tej nagłej zmiany nastroju. Wiedziała, że raczej nie zwróci się do Radka, gdy będzie jej smutno i źle. Niemniej dobrze było wiedzieć, że ma wokół siebie tak dobrych znajomych.POLECAMY RÓWNIEŻ
Czy można spalić za sobą wszystkie mosty bez oglądania się za siebie? Czy da się rzucić wszystko i zacząć od nowa w miejscu, które wcale nie jest nowe?
To nie była łatwa decyzja, lecz gdy Michał uświadomił sobie, że nie jest szczęśliwy, postanowił wreszcie coś zmienić.
Niestety, bardzo szybko przekonał się, że przeszłość nie pozwoli o sobie zapomnieć. A zwłaszcza dawne relacje i uczucia, które – jak sądził – już dawno pogrzebał. Mężczyzna nie chce rozdrapywać starych ran ani ponownie składać złamanego serca. Najlepszym lekiem mógłby okazać się nowy związek. Czy znajomość z młodą, bystrą i sporo młodszą od niego studentką okaże się jedynie przelotnym romansem, czy przerodzi w coś więcej?
Podobnie jak Michał, dziewczyna nie od razu odkrywa wszystkie swoje karty. Kto pierwszy zdobędzie się na szczerość?
Natalia Sońska z wrażliwością opowiada o życiowych decyzjach, popełnianych błędach, a także prawdziwych uczuciach i emocjach, które dotyczą każdego i każdej z nas.