Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Włoskie wycieczki. Na zmywaku - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
11 października 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Włoskie wycieczki. Na zmywaku - ebook

Na zmywaku to kontynuacja przygód bohaterek Włoskich wycieczek. Po tym jak Dance udaje się zrealizować swoje marzenie i otworzyć kwiaciarnię, przestaje jeździć do Włoch. Druga z przyjaciółek, Aśka, wdaje się w romans z przystojnym Włochem, jej małżeństwo przeżywa kryzys. Mimo to nie zamierza zrezygnować z budowy pensjonatu nad jeziorem, musi jednak sama na niego zarobić. Wraz z Moniką, poznaną w autokarze dziewczynę, postanawiają wyjechać do pracy w restauracji na Sardynii. Polki zachłystują się pięknem wyspy, ale praca na zmywaku nie jest szczytem ich marzeń i ambicji. Do tego poznają niebezpiecznych ludzi, wplątują się historię jak z mafijnego thrillera.

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788396902832
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Kiedy wy­cho­dzi­łam za mąż, wie­dzia­łam, że Sła­wek to mi­łość mo­jego ży­cia. Ko­cha­łam go całą sobą, pa­trzy­łam na niego i my­śla­łam, że nic i nikt nas ni­gdy nie roz­łą­czy. Co po­szło nie tak? Kiedy na­sza mi­łość za­częła bled­nąć? Kiedy za­czę­li­śmy się od sie­bie od­da­lać? A może to ja za­czę­łam od­da­lać się od na­szej mi­ło­ści? Już ja­kiś czas temu za­uwa­ży­łam, że coś się nie układa. Sła­wek był czuły, za­wsze mnie ca­ło­wał, kiedy wy­cho­dził do pracy i na po­wi­ta­nie – nie­ważne, czy ktoś był w domu, czy spo­ty­ka­li­śmy się wła­śnie przed blo­kiem. Ale od pew­nego czasu to już nie były pło­mienne po­ca­łunki, które roz­pa­lały we mnie żar, a ra­czej oj­cow­skie po­wi­ta­nia i po­że­gna­nia.

Kiedy Nino po­ca­ło­wał mnie po raz pierw­szy, za­po­mnia­łam o bo­żym świe­cie, mia­łam za­mknięte oczy i czu­łam roz­kosz. Nie umia­łam i nie chcia­łam tego prze­rwać. Kiedy skoń­czył, mój we­wnętrzny głos wo­łał: „nie prze­sta­waj!”. Tak za­ko­cha­łam się w Nino, od pierw­szego po­ca­łunku. To jest inna mi­łość, pełna żaru i na­mięt­no­ści. Kiedy o nim my­ślę, czuję mo­tyle w brzu­chu. Gdy przy­po­mnę so­bie do­tyk jego dłoni, cała drżę.

Ko­cham Sławka, ale bar­dziej jak przy­ja­ciela, ojca mo­jego syna, nic poza tym. Może gdy­bym mo­gła z nim po­roz­ma­wiać, wy­ja­śnić mu, co czuję, zro­zu­miałby mnie, na­sze roz­sta­nie nie by­łoby ta­kie dra­ma­tyczne. Kiedy mój mąż do­wie­dział się o ko­chanku, wy­szedł z domu i od tam­tej pory nie mam z nim kon­taktu, nie chce ze mną roz­ma­wiać.

Szkoda, że moja naj­lep­sza przy­ja­ciółka też mnie nie ro­zu­mie. Li­czy­łam na jej wspar­cie, pro­si­łam, aby po­roz­ma­wiała ze Sław­kiem, żeby spró­bo­wała na­kło­nić go do roz­mowy ze mną – dla do­bra na­szego synka. Nie­stety za­wio­dłam się na Dance. Mó­wiła mi, że pró­bo­wała się z nim skon­tak­to­wać, na­wet zo­sta­wiła wia­do­mość, że chce się z nim spo­tkać, ale po­noć on nie od­dzwo­nił. Tylko ja­koś nie bar­dzo jej wie­rzę.

Dzi­siaj znów wy­jeż­dżam do Włoch. Cie­szę się na spo­tka­nie z Nino, ale jed­no­cze­śnie za­przą­tają mi głowę nie­wy­ja­śnione sprawy z moim mę­żem. Mu­sia­łam po­pro­sić ro­dzi­ców, aby za­jęli się Ar­tu­rem. Mama cały czas do­py­ty­wała, co się stało. Po­wie­dzia­łam jej, że się po­kłó­ci­li­śmy ze Sław­kiem. Wiem, że nie uwie­rzyła, ale na ra­zie nie za­mie­rzam jej in­for­mo­wać, jak na­prawdę wy­gląda sy­tu­acja w moim mał­żeń­stwie.

Nino dzwo­nił i za­pro­po­no­wał, abym tym ra­zem zo­stała na stałe, będę mo­gła pra­co­wać z nim w jego noc­nym klu­bie. Nie wiem, co mo­gła­bym tam ro­bić, nie znam prze­cież ję­zyka. Cho­ciaż mu­szę przy­znać, że na­uka wło­skiego na­wet nie­źle mi idzie, w roz­mo­wach z klien­tami je­stem co­raz lep­sza. Poza tym nie chcę zo­sta­wiać mo­jego synka. Stoję te­raz na roz­drożu.

Gdy­bym po­roz­ma­wiała ze Sław­kiem, na pewno ła­twiej by mi było pod­jąć de­cy­zję.

***

Mia­łam po­pro­sić Ka­rola, aby od­wiózł mnie na Tor­war, ale osta­tecz­nie za­mó­wi­łam tak­sówkę. Nie chcę roz­ma­wiać z Danką, ona zu­peł­nie mnie nie ro­zu­mie i po­wta­rza mi jak man­trę, że kilka mie­sięcy temu była w ta­kiej sa­mej sy­tu­acji, w ja­kiej te­raz jest mój mąż, dla­tego ciężko jej mnie wspie­rać. I za­pew­nia, że ko­cha nas oboje i nie chce stra­cić na­szej przy­jaźni.

Może i tak, ale ja zo­sta­łam zu­peł­nie sama, a prze­cież ni­gdy nie po­rzu­ci­łam jej w po­trze­bie, za­wsze przy niej by­łam.

Z roz­my­ślań wy­rwał mnie dzwo­nek do­mo­fonu, to pew­nie tak­sów­karz.

– Kto tam?

– Dzień do­bry, za­ma­wiała pani tak­sówkę?

– Tak. Pro­szę wejść na górę, mam sporo ba­gaży.

– Już idę.

Kiedy otwo­rzy­łam drzwi, a kie­rowca zo­ba­czył mój maj­dan, zła­pał się za głowę.

– Dużo tego, nie po­winna pani za­mó­wić ba­ga­żówki do prze­pro­wadzki?

– Ja się ni­g­dzie nie prze­pro­wa­dzam, wy­jeż­dżam na dwa ty­go­dnie do Włoch.

– Jezu! I aż tyle ba­gażu jest pani po­trzebne?

No kie­rowca mal­kon­tent i ga­wę­dziarz mi się tra­fił.

– Pa­nie, bie­rzemy te torby i pa­ku­jemy, bo mi au­to­kar uciek­nie.

Kie­rowca nie­zbyt chęt­nie chwy­cił za cięż­kie torby. Nie sko­men­to­wa­łam jego miny. Nie chcia­łam za­ogniać sy­tu­acji – jesz­cze zo­stawi mnie z tym wszyst­kim i jak się wtedy do­stanę na czas na par­king przy Tor­wa­rze?

***

– No, je­steś wresz­cie. Już my­śla­łam, że się roz­my­śli­łaś i tym ra­zem nie je­dziesz. Aż by­łam u Magdy, żeby spraw­dzić, czy je­steś na li­ście – traj­ko­tała jak na­jęta Mo­nika.

Od­kąd Danka prze­stała jeź­dzić do Włoch, to z Mo­niką na­wią­za­łam bliż­sze re­la­cje. Jest sporo młod­sza ode mnie, ale zu­peł­nie do­brze się do­ga­du­jemy.

– Kie­rowca tak­sówki miał ja­kieś ale, nie bar­dzo chciał mi po­móc zno­sić ba­gaże. Jak tam ekipa: ta sama, czy ktoś się wy­kru­szył?

– Je­śli masz na my­śli na­sze se­niorki, to ich nic nie ru­szy, już się usa­do­wiły na swo­ich miej­scach. Ale wi­dzia­łam też nowe twa­rze. Nie wiem wła­ści­wie, kogo bra­kuje. Au­to­kar jest z in­nego biura, mamy też no­wych kie­row­ców, je­den star­szy, a drugi jesz­cze dzie­ciak, ale sym­pa­tyczny.

– Naj­waż­niej­sze, żeby bez­piecz­nie je­chali i aby au­to­bus się nie psuł.

Tym ra­zem wy­jeż­dża­li­śmy w so­botę – zbli­żały się Święta Wiel­ka­nocne, wszy­scy chcie­li­śmy być wcze­śniej w domu.

Kiedy już za­pa­ko­wa­łam swoje torby, za­czę­łam się roz­glą­dać. Zo­ba­czy­łam Janka i Alę, Ta­de­usza, Ste­fana, na­wet Długi, czyli Le­szek, i Krótki, czyli Grze­siek, też się po­ja­wili. Nie jest źle, więk­szość to zna­jomi. Jeź­dzimy ra­zem już pra­wie rok, znamy się, na­wet jak się cza­sami po­sprze­czamy, to tylko na chwilę, a jak ktoś po­trze­buje po­mocy, to so­bie po­ma­gamy. Był też Zdzi­siek, ten, który nie stro­nił od al­ko­holu i za każ­dym ra­zem były z nim pro­blemy. Wpraw­dzie Ja­nek sta­rał się go trzy­mać w ry­zach, ale prze­cież nie był jego anio­łem stró­żem, dla­tego cza­sami Zdziś­kowi zda­rzało się upić, a wtedy ro­bił się nie­przy­jemny, po­wie­dzia­ła­bym – na­wet agre­sywny.

– Pro­szę pań­stwa, pro­szę wsia­dać, za dzie­sięć mi­nut ru­szamy.

Magda jak zwy­kle ele­gancka i sta­now­cza.

Od kilku mie­sięcy jeź­dzimy przez Koł­ba­skowo, tam sa­mo­chody oso­bowe prze­rzu­cają nam torby przez gra­nicę. Nie­stety nie ma moż­li­wo­ści prze­kro­cze­nia jej au­to­bu­sem z ba­gaż­ni­kami peł­nymi ro­syj­skiego to­waru.

Magda spraw­dziła obec­ność, przed­sta­wiła no­wych kie­row­ców – ten stra­szy to Ma­rian, a młod­szy to Ro­bert. Oby tylko wszystko było do­brze. Wi­dać, że au­to­kar jest nowy, ale tro­chę mar­twi mnie młody kie­rowca. Oby so­bie po­ra­dził na tych wą­skich, cza­sami bar­dzo stro­mych dro­gach.

***

Po­mału za­czyna się bu­dzić wio­sna, pola po­woli zie­le­nieją. Może Danka miała ra­cję, może po­win­nam była zo­stać i spró­bo­wać po­skle­jać swoje mał­żeń­stwo? Mój zwią­zek z Nino nie ma przy­szło­ści. Prze­cież się nie prze­pro­wa­dzę do Włoch ani on nie spro­wa­dzi się do Pol­ski. Nie będę bez końca jeź­dzić na te pseu­do­wy­cieczki – co­raz trud­niej sprze­dać to­war, za­robki mniej­sze, a i po­li­cja tak ła­two nie od­pusz­cza, prze­ga­nia nas z miej­sca na miej­sce. Wpraw­dzie Magda dwoi się i troi, aby za­ła­twić po­zwo­le­nia, ale lo­kalni skle­pi­ka­rze uwa­żają nas za za­gro­że­nie i co­raz czę­ściej się skarżą, że sprze­da­jemy to­war po niż­szych ce­nach, że ro­bimy to nie­le­gal­nie. Zwy­kle kiedy mamy pa­pie­rek od bur­mi­strza, po­li­cja nie wcho­dzi nam w drogę, ale kiedy ma taki do­nos od tam­tej­szych sprze­daw­ców, prze­ga­nia nas w try­bie na­tych­mia­sto­wym.

Za­pusz­czamy się też co­raz da­lej, na po­łu­dnie Włoch. Prze­cież Nino nie bę­dzie za mną jeź­dził po kil­ka­set ki­lo­me­trów, aby się ko­chać gdzieś w przy­droż­nym mo­telu. Cią­gle my­ślę o jego pro­po­zy­cji, że­bym zo­stała we Wło­szech, ale nie je­stem na to go­towa.

– Ej, Aśka, coś ty dzi­siaj taka za­my­ślona? Coś się stało?

– Nie, nic się nie stało. Za­sta­na­wiam się tylko, czy uda nam się szybko prze­kro­czyć gra­nicę. Poza tym ja­koś tak trudno mi się ostat­nio roz­sta­wać z moim sy­nem.

– Po­wiem ci, że mi się też już nie chce jeź­dzić. Gdyby nie mama, pew­nie bym tym ra­zem zre­zy­gno­wała.

– A co bę­dziesz ro­bić w Pol­sce?

– My­śla­łam ra­czej o tym, żeby za­ha­czyć się we Wło­szech, po­doba mi się tam. Co o tym są­dzisz?

– No nie wiem. Ar­tu­rek już te­raz bar­dzo tę­skni, a co do­piero gdy­bym miała nie wra­cać do domu przez kilka mie­sięcy. Ty to co in­nego, je­steś sama, nic ani nikt cię w Pol­sce nie trzyma.

– Kiedy by­łam ostat­nio w biu­rze po­dróży, spo­tka­łam ko­bietę, która też kie­dyś jeź­dziła na wy­cieczki do Włoch. Po­znała tam ja­kąś ro­dzinę, która za­pro­po­no­wała jej pracę sprzą­taczki u sie­bie w domu. Zgo­dziła się, a oni po­mo­gli jej wy­na­jąć małe miesz­ka­nie i za­re­ko­men­do­wali swoim zna­jo­mym. Mówi, że te­raz sprząta na go­dziny w kilku do­mach. Pra­cuje sześć dni w ty­go­dniu, świet­nie za­ra­bia, a na wa­ka­cje bie­rze dzieci do sie­bie.

– Brzmi nie­źle.

– Tak, ale ja chcia­ła­bym się za­trud­nić w ja­kiejś knaj­pie, nie na­daję się na słu­żącą. Wolę się ob­ra­cać mię­dzy ludźmi. I ła­twiej się na­uczyć ję­zyka, może ja­kie­goś bo­ga­tego męża bym zna­la­zła? Ty to szczę­ściara je­steś, ten przy­stojny gość, co przy­jeż­dża do cie­bie bia­łym mer­ce­de­sem, musi być na­dziany.

Czu­łam, jak się czer­wie­nię. Czego się spo­dzie­wa­łam? Że nikt nie za­uważy mo­jego ad­o­ra­tora, który pod­jeż­dża wie­czo­rem, za­biera mnie po skoń­czo­nej pracy, a po­tem od­wozi w nocy? Mam szczę­ście, że Magda śpi jak za­jąc pod mie­dzą, bo wy­star­czy, że le­ciutko za­pu­kam w okno, przy jej fo­te­lach, a ona bez szem­ra­nia wstaje i otwiera mi drzwi, abym mo­gła wejść. Głu­pio mi tro­chę, ale pi­lotka o nic nie pyta, a ja prze­cież nie mu­szę się ni­komu tłu­ma­czyć, gdzie by­łam.

– Nino jest w po­rządku, lu­bię go. Za­wsze kiedy przy­jeż­dża, za­biera mnie na ko­la­cję, by­łam też u niego w pracy, jest wła­ści­cie­lem dys­ko­teki. Ale ja już dawno wy­ro­słam z dys­ko­tek, wolę, kiedy idziemy do ja­kiejś re­stau­ra­cji.

Co mam jej po­wie­dzieć – że ko­chamy się jak kró­liki w jego wiel­kim domu, a ko­la­cja to ku­piona po dro­dze pizza? Już parę razy pro­si­łam go, aby za­brał mnie do swo­jego lo­kalu, ale on nie bar­dzo się kwapi. Po­wta­rza, że jak przy­jadę na stałe, to mnie tam za­bie­rze i przed­stawi per­so­ne­lowi jako swoją fi­dan­zata (na­rze­czoną).

– Ty, Aśka, a może on mógłby nam dać pracę w tej swo­jej dys­ko­tece albo po­móc zna­leźć ro­botę w ja­kiejś re­stau­ra­cji? – Moja ko­le­żanka nie da­wała za wy­graną.

– Mo­nika, ja nie za­mie­rzam szu­kać pracy we Wło­szech, mam ro­dzinę.

– Nie chrzań, je­steś z ro­dziną w naj­lep­szym wy­padku dzie­sięć dni w mie­siącu. Resztę spę­dzasz w roz­kle­ko­ta­nych do­mach na kół­kach, wśród ob­cych ci lu­dzi.

– To tylko chwi­lowe, odło­ży­łam sporo pie­nię­dzy, wy­star­czy, aby roz­po­cząć bu­dowę pen­sjo­natu na Ma­zu­rach. Te­raz, kiedy Sła­wek ma stałą, do­brze płatną pracę, bę­dziemy mo­gli wziąć kre­dyt na bu­dowę i my­ślę, że w przy­szłym roku na wa­ka­cje otwo­rzymy nasz mały ho­te­lik.

Wo­la­łam za­koń­czyć roz­mowę o Nino. Czu­łam się nie­kom­for­towo, nie chcia­łam, aby Mo­nika się do­my­śliła, co do niego czuję. A jed­no­cze­śnie my­śla­łam: „O czym ja mó­wię, moje mał­żeń­stwo wła­śnie się sy­pie, ma­rze­nia o wła­snym pen­sjo­na­cie prze­cież wzięły w łeb”.

Może Nino ma ra­cję – po­win­nam wy­je­chać do Włoch na stałe, za­miesz­kać z nim, pójść do pracy, tro­chę się urzą­dzić i za­brać Ar­tura do sie­bie? Mój syn szybko by się na­uczył ję­zyka, mo­gli­by­śmy z Nino stwo­rzyć wspa­niałą ro­dzinę. Te­raz, kiedy po­my­śla­łam o moim wło­skim ko­chanku, zro­biło mi się cie­pło. Już za kil­ka­dzie­siąt go­dzin się z nim spo­tkam. Na pewno mnie przy­tuli i po­wie, że­bym się nie mar­twiła, bo prze­cież on ko­cha mnie naj­bar­dziej na świe­cie. Tak, Nino mnie ko­cha, a ja jego, te­raz tylko to się li­czy.

***

Gra­nicę w Koł­ba­sko­wie prze­kro­czy­li­śmy bez żad­nych pro­ble­mów, oczy­wi­ście to­war prze­wo­ził sa­mo­cho­dami oso­bo­wymi To­masz ze swoją ekipą. Po­zo­stałe punkty gra­niczne były pu­ste, ni­g­dzie się nie za­trzy­my­wa­li­śmy. Po­dróż tym ra­zem na­prawdę szybko mi­jała, a w au­to­ka­rze pa­no­wała we­soła at­mos­fera. Ja­nek, Ste­fan i Magda prze­glą­dali mapę. Kiedy usły­sza­łam, że kie­ru­jemy się w oko­lice Rzymu, serce mi za­marło. To spora od­le­głość od Flo­ren­cji, w oko­li­cach któ­rej ostat­nio prze­by­wa­li­śmy. Nino mieszka w Reg­gello, cie­kawe, jak to da­leko od sto­licy Włoch.

– Pro­szę pań­stwa, zro­bimy na au­to­grillu około go­dziny prze­rwy i ru­szymy w kie­runku Rzymu, za­trzy­mamy się w oko­li­cach Asyżu.

– Dla­czego je­dziemy tak da­leko? – za­py­ta­łam.

– Czy ja wiem, czy to da­leko? Po pro­stu w oko­li­cach Flo­ren­cji jest dużo grup, sami wie­cie, że ostat­nio sprze­daż szła ciężko, a i ceny mu­sie­li­śmy ob­ni­żać co­raz bar­dziej.

Ja­nek miał ra­cję, ale oba­wia­łam się, że Nino nie przy­je­dzie się ze mną spo­tkać, je­żeli od­le­głość bę­dzie tak duża. Jak tylko się za­trzy­mamy na sta­cji ben­zy­no­wej, za­dzwo­nię do niego.

***

– Bu­on­giorno.

– Ciao, amore mio. Come stai? (Cześć, ko­cha­nie. Jak się mie­wasz?)

– Bene, gra­zie. Sono già in Ita­lia. Il no­stro gruppo qu­esta volta va a Roma. (Do­brze, dzię­kuję. Je­stem już we Wło­szech. Na­sza grupa tym ra­zem je­dzie do Rzymu).

– Dove? A Roma? (Do­kąd? Do Rzymu?)

– Si.

– Amore mio, troppo lon­tano. Non sono si­curo di po­ter ve­nire a pren­derti. (Ko­cha­nie, to za da­leko. Nie je­stem pewny, czy będę mógł po cie­bie przy­je­chać).

Szlag by to tra­fił, nie ro­zu­miem, co mówi. Aśka, skup się.

– Nino, aspetta, non ca­pi­sco cosa dici. (Nino, cze­kaj, nie ro­zu­miem, co mó­wisz).

– Va bene. Dove sei ora? (Do­brze. Gdzie te­raz je­steś?)

– Siamo alla fron­tiera. (Je­ste­śmy na gra­nicy). Ven­ti­mi­glia.

– Ca­pi­sco. Chia­mami dopo. Cerco un modo per unirmi a te. Adesso ti devo la­sciare. Ciao, amore. (Ro­zu­miem. Za­dzwoń do mnie póź­niej. Po­szu­kam spo­sobu, żeby do cie­bie do­łą­czyć. Te­raz mu­szę koń­czyć. Cześć, ko­cha­nie).

No to­śmy so­bie po­ga­dali. O ile nie naj­go­rzej so­bie ra­dzę z wło­skim, kiedy roz­ma­wiam bez­po­śred­nio z Nino czy z klien­tami, o tyle przez te­le­fon ja­koś nie mogę się skon­cen­tro­wać i więk­szo­ści kwe­stii nie ro­zu­miem.

Po­win­nam się te­raz sku­pić na han­dlu, a nie na tym, czy się spo­tkam z Nino, czy nie. Mam prze­cież pełne torby to­waru.

Kiedy wró­ci­łam na par­king, wszy­scy pa­sa­że­ro­wie ze­brali się wo­kół Magdy. Po­de­szłam, aby zo­ba­czyć, co się stało. Lu­dzie chyba byli tro­chę wzbu­rzeni i nie­za­do­wo­leni z de­cy­zji pod­ję­tej przez Magdę i Janka.

– Pani Magdo, ale po co mamy tra­cić cały dzień i je­chać do Rzymu? Prze­miesz­czajmy się na po­łu­dnie, jak naj­bar­dziej, ale nocą. Szkoda dnia, roz­łóżmy się gdzieś po dro­dze, na pewno coś sprze­damy – mó­wił spo­koj­nie, ale sta­now­czo Le­szek.

– Le­szek ma ra­cję – za­wtó­ro­wał Ta­de­usz.

Wszy­scy się zgo­dzi­li­śmy, że nie bę­dziemy tra­cić dni na prze­jazdy, naj­le­piej po­ru­szać się nocą.

***

Pierw­sze dni han­dlu były bez­na­dziejne – mało klien­tów, je­śli już któ­ryś się zja­wił, to chciał ku­po­wać to­war po za­ni­żo­nych ce­nach. Ja­nek miał ra­cję, po­win­ni­śmy jak naj­szyb­ciej zmie­nić re­jon.

Nino mimo obiet­nic nie przy­je­chał na spo­tka­nie, nie zro­zu­mia­łam też do­brze, co mó­wił do te­le­fonu – je­dyne, co usły­sza­łam, to że mnie ko­cha. Niech to szlag, czuję się okrop­nie. On mnie wy­ko­rzy­stał. Te­raz z pew­no­ścią zna­lazł już so­bie inną, któ­rej też wma­wia, że za nią sza­leje. Jaka ja je­stem głu­pia. Danka miała ra­cję, nie po­win­nam była się tak an­ga­żo­wać.

Do­piero od pię­ciu dni je­ste­śmy we Wło­szech, a ja już chcę wra­cać. Dla­czego nie po­słu­cha­łam mo­jej przy­ja­ciółki i nie od­pu­ści­łam so­bie tego wy­jazdu?

***

Oko­lice Asyżu oka­zały się cał­kiem do­brym miej­scem na han­del. Włosi chęt­nie ku­po­wali od nas to­war, nie tar­go­wali się zbyt­nio. Magda z ła­two­ścią za­ła­twiała po­zwo­le­nia na ko­lejne dni. Wszyst­kim na­resz­cie do­pi­sy­wał hu­mor. Tylko ja cho­dzi­łam przy­gnę­biona. Ta­de­usz sta­rał się mnie roz­we­se­lić, co i rusz opo­wia­da­jąc ja­kiś ka­wał, ale to po­ma­gało tylko na chwilkę. Wie­czo­rami dzwo­ni­łam do Nino. Nie od­bie­rał. To się, kurna, wpa­ko­wa­łam. Za­chciało mi się, cho­lera ja­sna, amo­rów z Wło­chem. Za­dzwo­nię jesz­cze dzi­siaj wie­czo­rem – je­śli nie od­bie­rze, przy­rze­kam, że dam so­bie z nim spo­kój.

– Asiu, co ty taka smutna? Sprze­daż ci nie idzie? – za­py­tała Ala.

Wy­czu­wa­łam sar­kazm. Od po­czątku nie utrzy­my­wa­ły­śmy z Danką bli­skich kon­tak­tów z Jan­kiem i Alą, mimo że to oni nas wcią­gnęli w ten biz­nes, może cią­gle miała o to żal.

– No re­we­la­cji nie ma, sama wiesz.

– My też nie bar­dzo je­ste­śmy za­do­wo­leni. Ja­nek wpadł na pe­wien po­mysł.

– Jaki po­mysł?

Naj­wi­docz­niej się my­li­łam co do in­ten­cji Ali.

– Asiu, chcemy stwo­rzyć grupę sze­ściu osób, wy­po­ży­czyć busa, za­trud­nić Magdę i jeź­dzić sami, bez biura po­dróży. Co o tym my­ślisz?

– Sama nie wiem, za­sko­czy­łaś mnie tą pro­po­zy­cją. A kto miałby jesz­cze być w tej gru­pie?

– Ste­fan, Ta­de­usz i Mo­nika.

– A jak dłu­gie wy­jazdy pla­nu­je­cie?

– Dwu­ty­go­dniowe, jak do tej pory.

– Ala, ja mu­szę po­my­śleć. Mamy jesz­cze kilka dni, za­sta­no­wię się.

– Do­brze, po­zo­stali też jesz­cze my­ślą.

Taka mniej­sza grupa z pew­no­ścią mia­łaby więk­sze szanse na sprze­daż to­waru, któ­rego – jak się oka­zuje – na rynku wło­skim już jest sporo. W końcu od pię­ciu lat przy­jeż­dża tu­taj kil­ka­na­ście au­to­ka­rów ty­go­dniowo. Może to jest do­bry po­mysł, ale ja chyba już nie chcę jeź­dzić. Po­szu­kam pracy w Pol­sce. Po­peł­ni­łam straszny błąd, zdra­dza­jąc Sławka, ale może nie wszystko stra­cone? Może jesz­cze da się ura­to­wać na­sze mał­żeń­stwo?

„Aśka, nie można zjeść ciastka i mieć ciastka, mu­sisz się za­sta­no­wić, czego chcesz. Ży­cia nie da się dzie­lić mię­dzy męża a ko­chanka”.

„Tak, wiem, ale może jest ja­kieś trze­cie wyj­ście?”

Ta roz­mowa z samą sobą nie roz­wią­zała mo­ich mi­ło­snych pro­ble­mów.

Wie­czo­rem za­dzwo­ni­łam do Nino, nie­wiele zro­zu­mia­łam z jego tłu­ma­cze­nia oprócz tego, że ju­tro wie­czo­rem po mnie przy­je­dzie. Znowu po­czu­łam mo­tyle w brzu­chu – a jed­nak mnie ko­cha. Chcia­łam o tym ko­muś po­wie­dzieć, za­dzwo­ni­łam do Danki.

– Cześć.

– Cześć, Asiu, faj­nie, że dzwo­nisz. Co tam sły­chać we Wło­szech? Jak han­del?

– No cóż, dupy nie urywa, chyba żniwa tu­taj już się skoń­czyły, co­raz trud­niej zna­leźć do­bre miej­sce. Ale moja po­łu­dniowa mi­łość kwit­nie. Ju­tro Nino przy­jeż­dża po mnie i za­biera mnie na ko­la­cję. Mu­sia­łam do cie­bie za­dzwo­nić, ra­dość mnie wprost roz­rywa od środka.

W słu­chawce na chwilę za­pa­dła ci­sza.

– Asiu, cie­szę się, że je­steś za­do­wo­lona.

Danka po­wie­działa to od nie­chce­nia. Co z niej za przy­ja­ciółka, skoro nie po­trafi mnie zro­zu­mieć i cie­szyć się ra­zem ze mną?

– Halo, Asiu, je­steś tam? Mu­szę koń­czyć, bo ktoś się do­bija do drzwi. Trzy­maj się, ko­chana, i uwa­żaj na sie­bie.

– Do­brze, do usły­sze­nia. Cześć.

A niech tam, naj­waż­niej­sze, że Nino przy­je­dzie.

***

Dzi­siaj zo­ba­czę Nino. Szkoda, że nie no­cu­jemy na au­to­gril­lach, tam przy­naj­mniej można wziąć cie­płą ką­piel. Te­raz na noc­leg za­trzy­mu­jemy się naj­czę­ściej na le­śnych par­kin­gach. Do­brze cho­ciaż, że mamy na nich do­stęp do wody. Swoją drogą ta w stru­my­kach jest lo­do­wata, po­zo­staje nam grzać ją w me­naż­kach, a za prysz­nic służy bu­telka. Gdyby nie to, ro­man­tyczne wi­doki rwą­cych po­to­ków w zie­lo­nych, pach­ną­cych ściółką la­sach bar­dziej by nas za­chwy­cały.

Na po­ranną ablu­cję po­świe­ci­łam tro­chę wię­cej czasu niż zwy­kle. Umy­łam włosy i spłu­ka­łam je lo­do­watą wodą, dla­tego te­raz są lśniące i pięk­nie się ukła­dają. Zro­bi­łam so­bie na­wet lekki ma­ki­jaż. Może nie wy­glą­dam jak mi­lion do­la­rów, ale wi­dzę, jak pa­no­wie spo­glą­dają na mnie z za­chwy­tem – mam na­dzieję, że Nino też się spodo­bam.

W nocy my­śla­łam o moim przy­stoj­nym Wło­chu, o tym, jakby to było cu­dow­nie, gdy­by­śmy ra­zem za­miesz­kali. Oczy­wi­ście te piękne ma­rze­nia zo­stały za­kłó­cone przez wspo­mnie­nia wy­rzu­tów mo­ich ro­dzi­ców, Danki i Sławka oraz ob­raz uko­cha­nych oczu mo­jego synka. Dla­czego za­wsze tak jest, że je­śli zdra­dza i od­cho­dzi męż­czy­zna, wszy­scy bar­dzo szybko prze­cho­dzą nad tym do po­rządku dzien­nego? Je­żeli to ko­bieta chce odejść, pa­trzy się na nią z po­gardą, ma się ją za dziwkę, nikt nie stara się jej zro­zu­mieć.

A niech to, każdy ma prawo do szczę­ścia, ja też. Za­ko­cha­łam się i nic na to nie po­ra­dzę.

***

Dzień jest bar­dzo sło­neczny i cie­pły. Sprze­da­łam już wszyst­kie dro­bia­zgi, które po­zo­stały mi z po­przed­nich wy­praw. Du­żym po­wo­dze­niem cie­szą się ma­trioszki i ko­lo­rowe ołówki. Optyka też nie­źle się sprze­daje, ale o ce­nach z ubie­głego roku mo­żemy tylko po­ma­rzyć. Mu­szę chyba wziąć pod uwagę pro­po­zy­cję Ali, mniej­sza grupa po­ru­sza­jąca się mniej­szym sa­mo­cho­dem daje więk­sze moż­li­wo­ści.

Co chwilę spo­glą­dam na ze­ga­rek – do po­łu­dnia czas pły­nął zde­cy­do­wa­nie szyb­ciej, te­raz jakby się za­trzy­mał, a ja, wy­glą­da­jąc bia­łego mer­ce­desa, prze­bie­ram no­gami jak małe dziecko, które czeka na por­cję lo­dów.

– Dziew­czyny, idę ro­bić her­batę, może chce­cie coś do pi­cia? – za­py­tał Ste­fan.

– Pójdę z tobą, za­pa­rzę so­bie kawę. Mo­nika, też chcesz?

Lu­bię wło­ską kawę La­vazza Do­lce. Pierw­szy raz ku­pi­łam ją ze względu na ró­żowo-srebrne opa­ko­wa­nie, a te­raz piję ze względu na ła­godny, lekko gorz­kawy smak. Nie lu­bię kwa­śnych kaw.

– Tak, po­pro­szę.

Mo­nika wła­śnie flir­to­wała z ja­kimś Wło­chem. Ta dziew­czyna cały czas my­śli o tym, aby tu­taj zo­stać, zdo­być ja­kąś nor­malną pracę. Wcale jej się nie dzi­wię – jest młoda, po­trze­buje to­wa­rzy­stwa ró­wie­śni­ków, za­bawy. Taki ko­czow­ni­czy tryb ży­cia nie przy­nosi nic poza pie­niędzmi. Zresztą ostat­nio już nie tak du­żymi.

***

– Aśka, chodź szybko, przy­je­chał ten twój ad­o­ra­tor bia­łym mer­ce­de­sem! – wo­łała Mo­nika, zbli­ża­jąc się do au­to­karu, a ja na same słowa „biały mer­ce­des” aż za­drża­łam.

– Daj, ja do­koń­czę ro­bie­nie tej kawy, a ty idź, bo już py­tał o cie­bie.

– Dzię­kuję ci, ko­chana.

– Do­bra, do­bra, nie ma nic za darmo, ga­daj z nim, aby za­ła­twił nam pracę.

Dziew­czyna się ro­ze­śmiała i pu­ściła do mnie oko.

Na nieco chwiej­nych no­gach szłam w kie­runku swo­jego sto­iska. Nino wła­śnie roz­ma­wiał z Jan­kiem. Kiedy mnie zo­ba­czył, sze­roko się uśmiech­nął i po­ma­chał do mnie ręką.

– Ciao, bella.

– Bu­on­giorno. Fe­lice di ve­derti. (Dzień do­bry. Cie­szę się, że cię wi­dzę). – Od­po­wie­dzia­łam, si­ląc się na obo­jęt­ność.

– Fe­li­cis­simo an­che io. Sei bel­lis­sima. Po­sso in­vi­tarti a cena? (I ja je­stem szczę­śliwy. Je­steś piękna. Mogę cię za­pro­sić na ko­la­cję?)

– Non lo so an­cora, dove al­log­ge­remo sta­notte. (Jesz­cze nie wiem, gdzie się za­trzy­mamy dziś wie­czo­rem).

Nino na­chy­lił się w moim kie­runku i szep­nął mi do ucha:

– Ma io lo so, dove tu al­lo­ge­rai sta­notte. (Ale ja wiem, gdzie się za­trzy­masz dziś wie­czo­rem).

Fala go­rąca ob­lała moje ciało, od za­pa­chu jego moc­nych per­fum aż za­pie­kły mnie oczy. Ba­łam się spoj­rzeć w bok, cho­ciaż czu­łam kil­ka­na­ście wga­pia­ją­cych się w nas par oczu. Jak na złość na placu nie było żad­nego klienta, dla­tego wszy­scy mo­gli spo­koj­nie pa­trzeć na moje ru­mieńce.

– Chiedi alla tua gu­ida dove do­rmi­rete sta­notte. (Za­py­taj pani prze­wod­nik, gdzie się za­trzy­ma­cie).

– Chie­dero. Ho ap­pena fatto il caffè, vuoi bere con me? (Do­brze, za­py­tam. Wła­śnie za­pa­rzy­łam kawę, na­pi­jesz się ze mną?)

– No gra­zie, ho be­vuto al bar. (Nie, dzię­kuję, wy­pi­łem w ba­rze).

Prze­pro­si­łam go i po­szłam po ku­bek.

– Asiu, ja­kiś pro­blem? – usły­sza­łam Magdę, która szyb­kim kro­kiem szła w moim kie­runku. – Po­my­śla­łam, że może po­trze­bu­jesz mo­jej po­mocy.

– Po­wiem ci, że masz świetne wy­czu­cie czasu. Wła­śnie mia­łam iść do cie­bie, żeby za­py­tać, gdzie się za­trzy­mamy na noc­leg.

– A co, szy­kuje ci się randka? – uśmiech­nęła się Magda.

– No, randka to za dużo po­wie­dziane, ale Nino chce mnie gdzieś za­brać.

– Ro­zu­miem. Przy­stoj­niak z niego, i ten mer­ce­des. Nie­źle się, dziew­czyno, usta­wi­łaś.

– Prze­stań, to nic ta­kiego. Lu­bię go, zwłasz­cza kiedy fun­duje mi ko­la­cję.

Uśmiech­nę­łam się, wie­dzia­łam, że to na­sze spo­tka­nie nie skoń­czy się na je­dze­niu. Ale per­spek­tywa seksu na tyl­nym sie­dze­niu sa­mo­chodu, na­wet je­śli to był biały mer­ce­des, ja­koś mnie nie po­cią­gała. W ogóle nie mia­łam dziś ochoty ko­chać się z Nino. Wo­la­łam z nim tylko po­roz­ma­wiać. Sama nie wie­dzia­łam, co się stało – prze­cież cze­ka­łam na niego jak dziecko na świę­tego mi­ko­łaja, a te­raz, kiedy przy­je­chał, kiedy go zo­ba­czy­łam, nie czu­łam żad­nego pod­nie­ce­nia.

Pi­lotka po roz­mo­wie z kie­row­cami po­de­szła do mo­jego sto­iska i po ci­chu zdra­dziła mi miej­sce na­szego noc­nego po­stoju. W po­bliżu miej­sca, gdzie wła­śnie han­dlo­wa­li­śmy, była duża sta­cja ben­zy­nowa. Tam mie­li­śmy spę­dzić dzi­siej­szą noc.

Umó­wi­łam się z Nino, że przy­je­dzie po mnie około dwu­dzie­stej.

– Aśka, po­ga­daj z nim o pracy. Je­śli nie u niego w lo­kalu, to może zna ko­goś, kto szuka pra­cow­nika do re­stau­ra­cji czy baru.

– Mo­nika, prze­cież nie znamy do­brze ję­zyka, jak wy­obra­żasz so­bie pracę w ta­kiej re­stau­ra­cji czy w ba­rze?

– E tam, jak bę­dziemy cały czas prze­by­wać z Wło­chami, szybko się na­uczymy. Na po­czą­tek mo­żemy prze­cież pra­co­wać w kuchni, na zmy­waku. Po­noć Po­lacy na ca­łym świe­cie tak za­czy­nają swoją ka­rierę, bo z ta­le­rzami nie trzeba roz­ma­wiać, a pro­ces my­cia wszę­dzie jest taki sam: woda, ścierka, płyn do na­czyń i heja – ro­ze­śmiała się dziew­czyna i po raz drugi tego dnia pu­ściła do mnie oko.

– Do­brze, po­roz­ma­wiam z nim – obie­ca­łam.

***

Nino zja­wił się na par­kingu sta­cji ben­zy­no­wej parę mi­nut przed cza­sem. Cze­ka­łam na niego, lek­ce­wa­żąc uśmieszki co po­nie­któ­rych uczest­ni­ków wy­cieczki. Uprze­dzi­łam Magdę, że wrócę późno. Nie pierw­szy raz wy­my­ka­łam się z Nino wie­czo­rem, ale dzi­siaj czu­łam się ja­koś dziw­nie. Ni stąd, ni zo­wąd za­czę­łam się przej­mo­wać tym, co lu­dzie po­wie­dzą. A niech to szlag, ni­kogo nie po­winno ob­cho­dzić, co ro­bię z moim pry­wat­nym ży­ciem.

Nie oglą­da­jąc się za sie­bie, po­szłam w kie­runku bia­łego mer­ce­desa. Wsia­dłam i od­je­cha­li­śmy w nie­znane.

Kilka ki­lo­me­trów da­lej za­trzy­ma­li­śmy się przy bu­dynku z szyl­dem „Pod Mi­mozą”. Wiele razy sły­sza­łam po­wie­dze­nia „z cie­bie to taka mi­moza”, „de­li­katna jak mi­moza”, ale do­piero we Wło­szech się do­wie­dzia­łam, że mi­moza to krzew o żół­tych de­li­kat­nych kwia­tusz­kach. Tu­taj męż­czyźni wrę­czają go ko­bie­tom w dniu ich święta.

– Cóż za ro­man­tyczna na­zwa ho­telu – po­wie­dzia­łam.

– Non ca­pito. (Nie ro­zu­miem).

A niech to szlag, za­po­mnia­łam wziąć ze sobą słow­nik pol­sko­-wło­sko-pol­ski. Jak ja się z nim te­raz do­ga­dam?

Szybko się oka­zało, że słow­nik nie był mi ko­nieczny, seks nie po­trze­buje tłu­ma­cze­nia.

Nie­stety, nie by­łam w na­stroju do upra­wia­nia mi­ło­ści. Po­trze­bo­wa­łam ra­czej roz­mowy, która po­mo­głaby mi roz­wiać moje wąt­pli­wo­ści i pod­jąć wła­ściwą de­cy­zję. Kiedy się wcze­śniej spo­ty­ka­li­śmy, wy­star­czyło, że Nino po­gła­skał mnie po ręce, a ja już mia­łam mo­kro w majt­kach, dzi­siaj by­łam jed­nak zimna i sztywna jak kłoda, łzy spły­wały mi po po­licz­kach. Nino też czuł, że jest coś nie tak – gdy skoń­czył, zszedł ze mnie jak z drew­nia­nej dra­biny, usiadł na brzegu łóżka, za­ło­żył bok­serki i wstał. Rzu­cił mi biu­sto­nosz, da­jąc do zro­zu­mie­nia, że po­win­nam się ubrać. Po­zbie­ra­łam swoje ciu­chy i scho­wa­łam się w ła­zience. Kiedy z niej wy­szłam, on już stał przy drzwiach z klu­czy­kami od sa­mo­chodu w ręku. W dro­dze po­wrot­nej na par­king nie od­zy­wa­li­śmy się do sie­bie. Czyżby to był ko­niec na­mięt­nej, po­łu­dnio­wej mi­ło­ści? Prze­cież miało być tak pięk­nie, mia­łam zo­stać we Wło­szech, być jego na­rze­czoną. Cho­lera, obie­ca­łam Mo­nice, że za­py­tam Nino o pracę dla nas. Bez słow­nika to jest nie­moż­liwe. Trudno.

Przy­je­cha­li­śmy na sta­cję. Część uczest­ni­ków sie­działa jesz­cze na dwo­rze przy drew­nia­nych sto­łach.

Wy­sia­dłam z sa­mo­chodu i wtedy usły­sza­łam:

– Przy­wio­złaś pizzę?

– Nie.

– Szkoda.

Nie wiem na­wet, z kim roz­ma­wia­łam. Oczy mia­łam pełne łez i w ciem­no­ści nie wi­dzia­łam twa­rzy.

Nino pod­szedł do mnie, po­ca­ło­wał w czoło.

– Chia­mami qu­ando vuoi. (Za­dzwoń, kiedy ze­chcesz).

– Va bene. (Do­brze).

Kiedy od­jeż­dżał, roz­pła­ka­łam się na do­bre. Tak wła­śnie spie­przy­łam so­bie ży­cie, mia­łam męża i ko­chanka, a te­raz zo­sta­łam sama.

Do końca wy­cieczki sta­ra­łam się nie my­śleć o tym, co się wy­da­rzyło. Sku­pi­łam się na sprze­daży. Ostat­niego dnia nie mia­łam w tor­bach już nic do za­ofe­ro­wa­nia klien­tom, któ­rzy dość licz­nie przy­jeż­dżali oglą­dać na­sze kramy.

W końcu Magda ogło­siła ko­niec pracy. Była go­dzina pięt­na­sta, tra­dy­cyj­nie w dro­dze po­wrot­nej za­trzy­ma­li­śmy się w su­per­mar­ke­cie na ostat­nie za­kupy.

My­śla­łam o tym, aby za­dzwo­nić do Nino i się po­że­gnać, ale osta­tecz­nie zre­zy­gno­wa­łam.

Danka miała ra­cję, to było zwy­kłe za­uro­cze­nie. Te­raz już sama nie wiem, czy po­do­bał mi się fa­cet z bry­lan­tyną na gło­wie, czy jego biały mer­ce­des. Wiem, że po­stą­pi­łam głu­pio, ale czy Sła­wek rze­czy­wi­ście ko­chał mnie do sza­leń­stwa, jak za­wsze mó­wił? Gdyby tak było, nie mógłby prze­cież prze­stać w kilka chwil. Dla­czego nie dał nam szansy? Ja ni­gdy go ko­chać nie prze­sta­łam.

– Aśka, da­waj kie­li­szek – usły­sza­łam głos Zdziśka.

Nie mia­łam ochoty na al­ko­hol, ale wie­dzia­łam, że ta menda się nie od­czepi. Wy­cią­gnę­łam pla­sti­kowy ku­bek, do któ­rego na­lał mi john­niego wal­kera.

Po­dzię­ko­wa­łam, wy­pi­łam i otrzą­snę­łam się z obrzy­dze­niem – nie lu­bię tego typu al­ko­holu. A po­tem od­wró­ci­łam się do okna i nie wiem, kiedy usnę­łam.

***

Gdy się obu­dzi­łam, by­li­śmy w oko­li­cach Wied­nia. Do gra­nicy au­striacko-cze­skiej było już nie­da­leko. To­wa­rzy­stwo drze­mało. Pew­nie wszyst­kich uśpiła ta my­szo­wata. Na wspo­mnie­nie ko­me­dii Miś uśmiech­nę­łam się sama do sie­bie.

– Pro­szę pań­stwa, zbli­żamy się do gra­nicy w Dra­sen­ho­fen. Pro­szę przy­go­to­wać pasz­porty – po­wie­działa Magda.

Gra­nicę po stro­nie au­striac­kiej prze­kro­czy­li­śmy bez żad­nych kon­troli, na­to­miast Czesi w Mi­ku­lo­vie do­kład­nie skon­tro­lo­wali na­sze ba­gaże. Je­den ze straż­ni­ków wszedł do au­to­karu – na wi­dok pu­stych bu­te­lek po al­ko­holu po­ki­wał głową i za­mru­czał pod no­sem: „Po­làci, Po­làci”.

– Za­trzy­mamy się na sta­cji ben­zy­no­wej przed Brnem. Mu­simy za­tan­ko­wać – ode­zwał się kie­rowca.

– Do­brze – zgo­dziła się Magda. Uśmiech­nęła się: – Wy­ko­rzy­stamy ten po­stój na to­a­letę i szyb­kie wy­pa­le­nie pa­pie­rosa.

***

– Magda, Magda! – usły­sza­łam, jak ktoś wo­łał na­szą pi­lotkę.

Wy­bie­głam z to­a­lety. Zo­ba­czy­łam męż­czyzn sza­mo­czą­cych się na par­kingu, w po­bliżu na­szego au­to­karu.

Pod­bie­głam bli­żej. Zdzi­siek szar­pał się z ja­kimś nie­zna­nym mi czło­wie­kiem. To nie był nikt z na­szej grupy. Ja­nek z Ta­de­uszem sta­rali się ich roz­dzie­lić, Zdzi­siek krzy­czał, aby tam­ten od­dał mu pie­nią­dze.

– Co się tu­taj, do cho­lery, dzieje?! – za­wo­łała Magda.

– Ten fa­cet mnie oszu­kał i ukradł mi forsę! – wrzesz­czał Zdzi­siek.

– Nikt ni­kogo nie szu­kał – ode­zwał się ła­maną pol­sz­czy­zną inny męż­czy­zna, który stał z boku i ob­ser­wo­wał szar­pa­ninę.

– Uspo­kój­cie się. Pa­nie Zdzi­sła­wie, o co cho­dzi?

– Chcia­łem za­grać w trzy karty. Za pierw­szym ra­zem wy­gra­łem, ale za dru­gim i trze­cim już nie, bo ten skur­wiel kan­to­wał.

No nie, to ja­kieś wa­riac­two. Magda tyle razy upo­mi­nała, aby nie dać się wcią­gnąć w tę grę, bo wła­śnie tu­taj, przy cze­skiej gra­nicy, wiele osób zo­stało okra­dzio­nych.

Za­mro­czony al­ko­ho­lem Zdzi­siek wy­dzie­rał się na całe gar­dło, aby oszust od­dał mu pie­nią­dze. Wo­kół tego dru­giego za­częli się zbie­rać inni, na­sta­wieni ra­czej bo­jowo. Sy­tu­acja ro­biła się nie­bez­pieczna. Magda ostrym to­nem za­rzą­dziła, aby­śmy wsie­dli do au­to­karu – wciąż wy­krzy­ku­ją­cego prze­kleń­stwa Zdziśka Ta­de­usz z Jan­kiem pra­wie wnie­śli. Kiedy wszy­scy byli już w środku, kie­rowca po­mału ru­szył, a banda od trzech kart za­częła wa­lić pię­ściami w au­to­bus.

Pi­jany Zdzi­siek nie prze­sta­wał krzy­czeć, twier­dził, że wszy­scy by­li­śmy z nimi w zmo­wie i po­zwo­li­li­śmy im go okraść.

„No ja­kiś ab­surd” – po­my­śla­łam.

Po ja­kimś cza­sie nasz ko­lega usnął. Nikt nie wie­dział, ile wła­ści­wie pie­nię­dzy prze­grał. Wszystko działo się tak szybko. Mie­li­śmy na­dzieję, iż nie po­sta­wił wszyst­kiego, co za­ro­bił.

***

– Pro­szę pań­stwa, przy­kro mi, ale mamy pro­blem. Au­to­kar się ze­psuł. Bę­dziemy mu­sieli zje­chać z trasy, za­trzy­mamy się w Ra­wie Ma­zo­wiec­kiej. Za­dzwo­nię do biura, z pew­no­ścią pod­sta­wią za­stęp­czy au­to­bus – po­wie­działa Magda.

– No niech to szlag, tak bli­sko już do War­szawy. Mamo, za­dzwo­nię do taty, niech po nas przy­je­dzie – go­rącz­ko­wała się Mo­nika.

Sama też po­my­śla­łam o tym, żeby za­dzwo­nić do Sławka. Może by po mnie przy­je­chał, by­łaby oka­zja, aby po­roz­ma­wiać. Wiem, że za­trzy­mał się u te­ściów. Nie chcia­łam jed­nak, aby te­le­fon ode­brała moja te­ściowa, nie mia­łam siły wy­słu­chi­wać jej pre­ten­sji.

Za­trzy­ma­li­śmy się na ce­pe­enie. Jesz­cze nie wie­dzie­li­śmy, jak długo bę­dziemy cze­kać na za­stęp­stwo, ale i tak wszy­scy za­częli dzwo­nić po bli­skich.

Sama też sta­nę­łam w ko­lejce do budki te­le­fo­nicz­nej.

– Dzień do­bry, Sławku.

– Dzień do­bry. Czego chcesz?

Mój mąż na­dal był na mnie wku­rzony.

– Prze­pra­szam, ale nie mia­łam do kogo za­dzwo­nić. Wła­śnie ze­psuł się au­to­kar, sto­imy w Ra­wie Ma­zo­wiec­kiej, nie mam jak się do­stać do War­szawy. Po­my­śla­łam, że może byś po mnie przy­je­chał.

– Chyba żar­tu­jesz! Wła­śnie szy­kuję się do pracy, mamy awa­rię sys­temu.

– Ro­zu­miem, ale pro­szę…

– Asia, nie mogę, mu­szę pil­nie je­chać do za­kładu. Za­dzwoń do Ka­rola.

– Do­brze, za­dzwo­nię. Sła­wek, jak my­ślisz, bę­dziemy mo­gli po­roz­ma­wiać w naj­bliż­szym cza­sie?

W słu­chawce za­pa­dła ci­sza. Czu­łam, jak wali mi serce.

– Asiula, za­dzwo­nię.

– Dzię­kuję ci bar­dzo.

Sła­wek odło­żył słu­chawkę, ja od­wie­si­łam swoją i wy­szłam z budki te­le­fo­nicz­nej.

– Kurna, prze­cież mia­łam za­dzwo­nić do Ka­rola! – po­wie­dzia­łam nieco za gło­śno.

Nie­stety w budce był już ktoś inny, a ja mu­sia­łam iść na ko­niec ko­lejki. My­śla­łam te­raz o moim mężu – po­wie­dział do mnie „Asiula”, czyżby był ja­kiś cień szansy, aby na­pra­wić to, co spier­do­li­łam?

***

Cze­ka­łam na przy­jazd Ka­rola i Danki.

– Cześć, jak się cie­szę, że was wi­dzę.

– My też się cie­szymy, że je­steś cała i zdrowa. Gdzie masz swoje to­bołki?

Danka pod­bie­gła do mnie i mocno przy­tu­liła. Ka­rol pod­szedł, za­brał część mo­ich rze­czy, resztę wzię­ły­śmy z Danką i po­szli­śmy do ich sa­mo­chodu. Po­że­gna­łam się ze wszyst­kimi. Ala przy­po­mniała mi o swo­jej pro­po­zy­cji, za­pew­ni­łam ją, że za kilka dni za­dzwo­nię i po­wiem, co zde­cy­do­wa­łam. Pod­czas drogi pra­wie nie roz­ma­wia­łam z moją przy­ja­ciółką i Ka­ro­lem, cały czas my­śla­łam o Sławku. Ostat­nie spo­tka­nie z Nino uświa­do­miło mi, że ko­cham mo­jego męża. Zro­bię wszystko, aby do mnie wró­cił.

– Dzię­kuję wam, ko­chani, gdyby nie wy, pew­nie tkwi­ła­bym jesz­cze na tym par­kingu.

– Nie ma za co.

– Danka, za­dzwo­nię, jak tylko się tro­chę ogarnę, umó­wimy się na ko­la­cję.

– Dzwoń. Chęt­nie się z tobą spo­tkamy.

Wie­dzia­łam, że mu­szę sta­wić czoła moim ro­dzi­com, te­raz już tak ła­two nie od­pusz­czą i będą chcieli wie­dzieć, co się stało. Dla­czego ich zięć nie mieszka z ich córką. Kurna, jak ja to wszystko ge­nial­nie spie­przy­łam.

***

– Dzień do­bry, mamo. Wła­śnie wró­ci­łam, za­raz będę po Ar­tura.

– Dzień do­bry. Nie mu­sisz, Sła­wek po­wie­dział, że jak tylko się upora z awa­rią w pracy, czyli za ja­kieś trzy go­dziny, przy­je­dzie po ma­łego i za­bie­rze go do domu.

– Do ja­kiego domu?

– Ty mnie py­tasz, do ja­kiego domu? Asia, chyba ma­cie je­den dom.

– Tak, mamo. Je­stem bar­dzo zmę­czona, w do­datku ten cho­lerny au­to­kar po­psuł się w Ra­wie Ma­zo­wiec­kiej, do­pro­wa­dził mnie do szew­skiej pa­sji. Prze­pra­szam.

– Do­brze, do­brze, nic się nie stało.

– Dzię­kuję za po­moc, wpadnę do was ju­tro.

Boże, jak do­brze, że Sła­wek przyj­dzie z Ar­tur­kiem, może uda mi się z nim po­roz­ma­wiać. Poza tym nie mam po­ję­cia, co po­wie­dział moim ro­dzi­com, mu­szę się tego do­wie­dzieć.

O rany, jak ja wy­glą­dam, jak pół­tora nie­szczę­ścia! Mu­szę wziąć szybki prysz­nic, do­pro­wa­dzić się do po­rządku.

***

– Asiula, gdzie je­steś?

Jak to: gdzie? Je­stem w wan­nie. O cho­lera! Co ja ro­bię w wan­nie? Która go­dzina? Coś mnie za­mro­czyło. Mia­łam wziąć prysz­nic, ale oce­ni­łam, że mam jesz­cze kilka go­dzin, za­nim mój mąż przy­je­dzie z sy­nem, i po­sta­no­wi­łam wziąć ką­piel. No i naj­nor­mal­niej w świe­cie usnę­łam.

– Ką­pię się, za­raz wy­cho­dzę.

Wy­sko­czy­łam z wanny. Mia­łam zro­bić się na bó­stwo, gu­zik z tego wy­szło. No trudno. Za­krę­ci­łam tur­ban z ręcz­nika na gło­wie, za­ło­ży­łam swój stary szla­frok i wy­szłam przy­wi­tać się z mo­imi chło­pa­kami.

– Mama!!! – Ar­tu­rek rzu­cił się mi w ra­miona, moje ser­duszko ko­chane, jak ja za nim tę­sk­ni­łam.

– Moje ty ser­duszko. Uwa­żaj, bo mnie prze­wró­cisz.

– Cie­szę, się, że już je­steś, bab­cia cały czas ka­zała mi myć ręce.

– Na­prawdę?! – Uda­łam zdzi­wioną, cho­ciaż wie­dzia­łam, że moja mama od za­wsze ma bzika na punk­cie czy­stych rąk.

Kiedy Ar­tur w końcu mnie pu­ścił, spoj­rza­łam na mo­jego męża. Stał oparty o fu­trynę, wy­glą­dał na zmę­czo­nego. Chyba na­wet schudł.

– Cześć. – Po­de­szłam do niego i chcia­łam go po­ca­ło­wać, ale wy­cią­gnął ręce i mnie za­trzy­mał.

– Cześć. Do­brze cię wi­dzieć. Nie będę już mu­siał uni­kać roz­mów z two­imi ro­dzi­cami. Kiedy wy­je­cha­łaś, twoja mama za­dzwo­niła do mnie i pro­siła, że­bym przy­je­chał się spo­tkać z ma­łym, bo bar­dzo za nami tę­sk­nił. Oczy­wi­ście nie obyło się bez py­tań o to, co się stało, i dla­czego wy­pro­wa­dzi­łem się z domu. Ja­koś się wy­krę­ci­łem od od­po­wie­dzi, wolę, abyś to ty ich po­in­for­mo­wała o na­szym roz­sta­niu.

„Roz­sta­niu?” Sła­wek nie po­zwa­lał mi dojść do głosu, czu­łam, że grunt usuwa mi się spod nóg. A plany od­zy­ska­nia mo­jego męża ula­tują jak bo­ciany na zimę do cie­płych kra­jów.

– Dzię­kuję ci, że nic nie po­wie­dzia­łeś moim ro­dzi­com. Sła­wek, na­prawdę mi przy­kro. Nie chcia­łam, żeby tak wy­szło, pro­szę, wy­bacz mi.

– Co wy­szło? Że mnie zdra­dzi­łaś? Aśka, ty chyba nie zda­jesz so­bie sprawy, co zro­bi­łaś. Ufa­łem ci jak ni­komu in­nemu, ba, ja na­wet so­bie tak nie ufa­łem jak to­bie. By­łaś mi­ło­ścią mo­jego ży­cia, po­wie­trzem, któ­rym od­dy­cha­łem, dla cie­bie by­łem go­towy zro­bić wszystko. A ty wy­jeż­dżasz na parę ty­go­dni za gra­nicę i ni stąd, ni zo­wąd znaj­du­jesz so­bie ko­chanka. Co było ze mną nie tak, że szu­ka­łaś wra­żeń?

Czu­łam, jak łzy na­pły­wają mi do oczu. Nie spo­dzie­wa­łam się ta­kiej prze­mowy z ust mo­jego męża, ale ro­zu­mia­łam go, mu­siał dać upust swo­jemu roz­cza­ro­wa­niu. Głos uwiązł mi w gar­dle – pa­trzy­łam na męż­czy­znę, któ­remu przy­się­ga­łam mi­łość, wier­ność i uczci­wość aż po grób, a mimo to go zra­ni­łam.

– Mu­szę już iść. Ro­zu­miem, że je­steś zmę­czona, ale jak już bę­dziesz go­towa do roz­mowy o na­szym roz­wo­dzie, za­dzwoń.

– Sła­wek, o ja­kim roz­wo­dzie? Ja nie chcę się z tobą roz­wo­dzić. – Te­raz już nie wy­trzy­ma­łam i się roz­pła­ka­łam.

– Przy­kro mi. Są­dzi­łaś, że po tym, co się stało, da­lej bę­dziemy two­rzyć zgodną i ko­cha­jącą się parę? Cześć.

Sła­wek się od­wró­cił i wy­szedł, nie po­że­gnał się na­wet z na­szym sy­nem. Co ja naj­lep­szego zro­bi­łam? Chciało mi się wyć, ale po­nie­waż Ar­tur na mnie pa­trzył, mu­sia­łam się po­zbie­rać i za­pa­no­wać nad emo­cjami.

– Mamo, kiedy tata wróci?

– Nie po­wie­dział, ma te­raz dużo pracy.

Mały o nic wię­cej nie py­tał. Spu­ścił główkę i po­szedł do swo­jego po­koju.

***

– Cór­ciu, co się dzieje? Dla­czego Sła­wek się wy­pro­wa­dził?

Nie było sensu okła­my­wać ro­dzi­ców. Mu­sia­łam im po­wie­dzieć całą prawdę, zwłasz­cza że w nocy pod­ję­łam de­cy­zję o wy­jeź­dzie do pracy do Włoch. Po­sta­no­wi­łam, że wy­bu­duję ten pen­sjo­nat na Ma­zu­rach. Może wtedy uda mi się na­kło­nić mo­jego męża do po­wrotu. O ile wcze­śniej nie po­zna ko­goś, na kim mu bę­dzie za­le­żało bar­dziej niż na mnie.

Mo­głam się spo­dzie­wać, że mama nie zro­zu­mie tego, co zro­bi­łam. Hi­ste­ry­zo­wała, że zmar­no­wa­łam so­bie ży­cie, że gdzie ja znajdę dru­giego ta­kiego męża i ojca dla swo­jego syna.

– Mamo, nie za­mie­rzam szu­kać in­nego męża, a tym bar­dziej ojca dla mo­jego syna. Ar­tur ma już ojca, do­brego ojca.

Tato sie­dział ze spusz­czoną głową, nic nie mó­wił i to było chyba gor­sze niż pod­nie­siony głos mamy. Czu­łam, że bar­dzo go za­wio­dłam, było mi wstyd.

– Zby­szek, czemu się nie od­zy­wasz? Po­wiedz coś – krzy­czała mama.

On spoj­rzał na nią, wstał i pod­szedł do mnie.

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: