- W empik go
Włoskie wycieczki. Na zmywaku - ebook
Włoskie wycieczki. Na zmywaku - ebook
Na zmywaku to kontynuacja przygód bohaterek Włoskich wycieczek. Po tym jak Dance udaje się zrealizować swoje marzenie i otworzyć kwiaciarnię, przestaje jeździć do Włoch. Druga z przyjaciółek, Aśka, wdaje się w romans z przystojnym Włochem, jej małżeństwo przeżywa kryzys. Mimo to nie zamierza zrezygnować z budowy pensjonatu nad jeziorem, musi jednak sama na niego zarobić. Wraz z Moniką, poznaną w autokarze dziewczynę, postanawiają wyjechać do pracy w restauracji na Sardynii. Polki zachłystują się pięknem wyspy, ale praca na zmywaku nie jest szczytem ich marzeń i ambicji. Do tego poznają niebezpiecznych ludzi, wplątują się historię jak z mafijnego thrillera.
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788396902832 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kiedy Nino pocałował mnie po raz pierwszy, zapomniałam o bożym świecie, miałam zamknięte oczy i czułam rozkosz. Nie umiałam i nie chciałam tego przerwać. Kiedy skończył, mój wewnętrzny głos wołał: „nie przestawaj!”. Tak zakochałam się w Nino, od pierwszego pocałunku. To jest inna miłość, pełna żaru i namiętności. Kiedy o nim myślę, czuję motyle w brzuchu. Gdy przypomnę sobie dotyk jego dłoni, cała drżę.
Kocham Sławka, ale bardziej jak przyjaciela, ojca mojego syna, nic poza tym. Może gdybym mogła z nim porozmawiać, wyjaśnić mu, co czuję, zrozumiałby mnie, nasze rozstanie nie byłoby takie dramatyczne. Kiedy mój mąż dowiedział się o kochanku, wyszedł z domu i od tamtej pory nie mam z nim kontaktu, nie chce ze mną rozmawiać.
Szkoda, że moja najlepsza przyjaciółka też mnie nie rozumie. Liczyłam na jej wsparcie, prosiłam, aby porozmawiała ze Sławkiem, żeby spróbowała nakłonić go do rozmowy ze mną – dla dobra naszego synka. Niestety zawiodłam się na Dance. Mówiła mi, że próbowała się z nim skontaktować, nawet zostawiła wiadomość, że chce się z nim spotkać, ale ponoć on nie oddzwonił. Tylko jakoś nie bardzo jej wierzę.
Dzisiaj znów wyjeżdżam do Włoch. Cieszę się na spotkanie z Nino, ale jednocześnie zaprzątają mi głowę niewyjaśnione sprawy z moim mężem. Musiałam poprosić rodziców, aby zajęli się Arturem. Mama cały czas dopytywała, co się stało. Powiedziałam jej, że się pokłóciliśmy ze Sławkiem. Wiem, że nie uwierzyła, ale na razie nie zamierzam jej informować, jak naprawdę wygląda sytuacja w moim małżeństwie.
Nino dzwonił i zaproponował, abym tym razem została na stałe, będę mogła pracować z nim w jego nocnym klubie. Nie wiem, co mogłabym tam robić, nie znam przecież języka. Chociaż muszę przyznać, że nauka włoskiego nawet nieźle mi idzie, w rozmowach z klientami jestem coraz lepsza. Poza tym nie chcę zostawiać mojego synka. Stoję teraz na rozdrożu.
Gdybym porozmawiała ze Sławkiem, na pewno łatwiej by mi było podjąć decyzję.
***
Miałam poprosić Karola, aby odwiózł mnie na Torwar, ale ostatecznie zamówiłam taksówkę. Nie chcę rozmawiać z Danką, ona zupełnie mnie nie rozumie i powtarza mi jak mantrę, że kilka miesięcy temu była w takiej samej sytuacji, w jakiej teraz jest mój mąż, dlatego ciężko jej mnie wspierać. I zapewnia, że kocha nas oboje i nie chce stracić naszej przyjaźni.
Może i tak, ale ja zostałam zupełnie sama, a przecież nigdy nie porzuciłam jej w potrzebie, zawsze przy niej byłam.
Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek domofonu, to pewnie taksówkarz.
– Kto tam?
– Dzień dobry, zamawiała pani taksówkę?
– Tak. Proszę wejść na górę, mam sporo bagaży.
– Już idę.
Kiedy otworzyłam drzwi, a kierowca zobaczył mój majdan, złapał się za głowę.
– Dużo tego, nie powinna pani zamówić bagażówki do przeprowadzki?
– Ja się nigdzie nie przeprowadzam, wyjeżdżam na dwa tygodnie do Włoch.
– Jezu! I aż tyle bagażu jest pani potrzebne?
No kierowca malkontent i gawędziarz mi się trafił.
– Panie, bierzemy te torby i pakujemy, bo mi autokar ucieknie.
Kierowca niezbyt chętnie chwycił za ciężkie torby. Nie skomentowałam jego miny. Nie chciałam zaogniać sytuacji – jeszcze zostawi mnie z tym wszystkim i jak się wtedy dostanę na czas na parking przy Torwarze?
***
– No, jesteś wreszcie. Już myślałam, że się rozmyśliłaś i tym razem nie jedziesz. Aż byłam u Magdy, żeby sprawdzić, czy jesteś na liście – trajkotała jak najęta Monika.
Odkąd Danka przestała jeździć do Włoch, to z Moniką nawiązałam bliższe relacje. Jest sporo młodsza ode mnie, ale zupełnie dobrze się dogadujemy.
– Kierowca taksówki miał jakieś ale, nie bardzo chciał mi pomóc znosić bagaże. Jak tam ekipa: ta sama, czy ktoś się wykruszył?
– Jeśli masz na myśli nasze seniorki, to ich nic nie ruszy, już się usadowiły na swoich miejscach. Ale widziałam też nowe twarze. Nie wiem właściwie, kogo brakuje. Autokar jest z innego biura, mamy też nowych kierowców, jeden starszy, a drugi jeszcze dzieciak, ale sympatyczny.
– Najważniejsze, żeby bezpiecznie jechali i aby autobus się nie psuł.
Tym razem wyjeżdżaliśmy w sobotę – zbliżały się Święta Wielkanocne, wszyscy chcieliśmy być wcześniej w domu.
Kiedy już zapakowałam swoje torby, zaczęłam się rozglądać. Zobaczyłam Janka i Alę, Tadeusza, Stefana, nawet Długi, czyli Leszek, i Krótki, czyli Grzesiek, też się pojawili. Nie jest źle, większość to znajomi. Jeździmy razem już prawie rok, znamy się, nawet jak się czasami posprzeczamy, to tylko na chwilę, a jak ktoś potrzebuje pomocy, to sobie pomagamy. Był też Zdzisiek, ten, który nie stronił od alkoholu i za każdym razem były z nim problemy. Wprawdzie Janek starał się go trzymać w ryzach, ale przecież nie był jego aniołem stróżem, dlatego czasami Zdziśkowi zdarzało się upić, a wtedy robił się nieprzyjemny, powiedziałabym – nawet agresywny.
– Proszę państwa, proszę wsiadać, za dziesięć minut ruszamy.
Magda jak zwykle elegancka i stanowcza.
Od kilku miesięcy jeździmy przez Kołbaskowo, tam samochody osobowe przerzucają nam torby przez granicę. Niestety nie ma możliwości przekroczenia jej autobusem z bagażnikami pełnymi rosyjskiego towaru.
Magda sprawdziła obecność, przedstawiła nowych kierowców – ten straszy to Marian, a młodszy to Robert. Oby tylko wszystko było dobrze. Widać, że autokar jest nowy, ale trochę martwi mnie młody kierowca. Oby sobie poradził na tych wąskich, czasami bardzo stromych drogach.
***
Pomału zaczyna się budzić wiosna, pola powoli zielenieją. Może Danka miała rację, może powinnam była zostać i spróbować posklejać swoje małżeństwo? Mój związek z Nino nie ma przyszłości. Przecież się nie przeprowadzę do Włoch ani on nie sprowadzi się do Polski. Nie będę bez końca jeździć na te pseudowycieczki – coraz trudniej sprzedać towar, zarobki mniejsze, a i policja tak łatwo nie odpuszcza, przegania nas z miejsca na miejsce. Wprawdzie Magda dwoi się i troi, aby załatwić pozwolenia, ale lokalni sklepikarze uważają nas za zagrożenie i coraz częściej się skarżą, że sprzedajemy towar po niższych cenach, że robimy to nielegalnie. Zwykle kiedy mamy papierek od burmistrza, policja nie wchodzi nam w drogę, ale kiedy ma taki donos od tamtejszych sprzedawców, przegania nas w trybie natychmiastowym.
Zapuszczamy się też coraz dalej, na południe Włoch. Przecież Nino nie będzie za mną jeździł po kilkaset kilometrów, aby się kochać gdzieś w przydrożnym motelu. Ciągle myślę o jego propozycji, żebym została we Włoszech, ale nie jestem na to gotowa.
– Ej, Aśka, coś ty dzisiaj taka zamyślona? Coś się stało?
– Nie, nic się nie stało. Zastanawiam się tylko, czy uda nam się szybko przekroczyć granicę. Poza tym jakoś tak trudno mi się ostatnio rozstawać z moim synem.
– Powiem ci, że mi się też już nie chce jeździć. Gdyby nie mama, pewnie bym tym razem zrezygnowała.
– A co będziesz robić w Polsce?
– Myślałam raczej o tym, żeby zahaczyć się we Włoszech, podoba mi się tam. Co o tym sądzisz?
– No nie wiem. Arturek już teraz bardzo tęskni, a co dopiero gdybym miała nie wracać do domu przez kilka miesięcy. Ty to co innego, jesteś sama, nic ani nikt cię w Polsce nie trzyma.
– Kiedy byłam ostatnio w biurze podróży, spotkałam kobietę, która też kiedyś jeździła na wycieczki do Włoch. Poznała tam jakąś rodzinę, która zaproponowała jej pracę sprzątaczki u siebie w domu. Zgodziła się, a oni pomogli jej wynająć małe mieszkanie i zarekomendowali swoim znajomym. Mówi, że teraz sprząta na godziny w kilku domach. Pracuje sześć dni w tygodniu, świetnie zarabia, a na wakacje bierze dzieci do siebie.
– Brzmi nieźle.
– Tak, ale ja chciałabym się zatrudnić w jakiejś knajpie, nie nadaję się na służącą. Wolę się obracać między ludźmi. I łatwiej się nauczyć języka, może jakiegoś bogatego męża bym znalazła? Ty to szczęściara jesteś, ten przystojny gość, co przyjeżdża do ciebie białym mercedesem, musi być nadziany.
Czułam, jak się czerwienię. Czego się spodziewałam? Że nikt nie zauważy mojego adoratora, który podjeżdża wieczorem, zabiera mnie po skończonej pracy, a potem odwozi w nocy? Mam szczęście, że Magda śpi jak zając pod miedzą, bo wystarczy, że leciutko zapukam w okno, przy jej fotelach, a ona bez szemrania wstaje i otwiera mi drzwi, abym mogła wejść. Głupio mi trochę, ale pilotka o nic nie pyta, a ja przecież nie muszę się nikomu tłumaczyć, gdzie byłam.
– Nino jest w porządku, lubię go. Zawsze kiedy przyjeżdża, zabiera mnie na kolację, byłam też u niego w pracy, jest właścicielem dyskoteki. Ale ja już dawno wyrosłam z dyskotek, wolę, kiedy idziemy do jakiejś restauracji.
Co mam jej powiedzieć – że kochamy się jak króliki w jego wielkim domu, a kolacja to kupiona po drodze pizza? Już parę razy prosiłam go, aby zabrał mnie do swojego lokalu, ale on nie bardzo się kwapi. Powtarza, że jak przyjadę na stałe, to mnie tam zabierze i przedstawi personelowi jako swoją fidanzata (narzeczoną).
– Ty, Aśka, a może on mógłby nam dać pracę w tej swojej dyskotece albo pomóc znaleźć robotę w jakiejś restauracji? – Moja koleżanka nie dawała za wygraną.
– Monika, ja nie zamierzam szukać pracy we Włoszech, mam rodzinę.
– Nie chrzań, jesteś z rodziną w najlepszym wypadku dziesięć dni w miesiącu. Resztę spędzasz w rozklekotanych domach na kółkach, wśród obcych ci ludzi.
– To tylko chwilowe, odłożyłam sporo pieniędzy, wystarczy, aby rozpocząć budowę pensjonatu na Mazurach. Teraz, kiedy Sławek ma stałą, dobrze płatną pracę, będziemy mogli wziąć kredyt na budowę i myślę, że w przyszłym roku na wakacje otworzymy nasz mały hotelik.
Wolałam zakończyć rozmowę o Nino. Czułam się niekomfortowo, nie chciałam, aby Monika się domyśliła, co do niego czuję. A jednocześnie myślałam: „O czym ja mówię, moje małżeństwo właśnie się sypie, marzenia o własnym pensjonacie przecież wzięły w łeb”.
Może Nino ma rację – powinnam wyjechać do Włoch na stałe, zamieszkać z nim, pójść do pracy, trochę się urządzić i zabrać Artura do siebie? Mój syn szybko by się nauczył języka, moglibyśmy z Nino stworzyć wspaniałą rodzinę. Teraz, kiedy pomyślałam o moim włoskim kochanku, zrobiło mi się ciepło. Już za kilkadziesiąt godzin się z nim spotkam. Na pewno mnie przytuli i powie, żebym się nie martwiła, bo przecież on kocha mnie najbardziej na świecie. Tak, Nino mnie kocha, a ja jego, teraz tylko to się liczy.
***
Granicę w Kołbaskowie przekroczyliśmy bez żadnych problemów, oczywiście towar przewoził samochodami osobowymi Tomasz ze swoją ekipą. Pozostałe punkty graniczne były puste, nigdzie się nie zatrzymywaliśmy. Podróż tym razem naprawdę szybko mijała, a w autokarze panowała wesoła atmosfera. Janek, Stefan i Magda przeglądali mapę. Kiedy usłyszałam, że kierujemy się w okolice Rzymu, serce mi zamarło. To spora odległość od Florencji, w okolicach której ostatnio przebywaliśmy. Nino mieszka w Reggello, ciekawe, jak to daleko od stolicy Włoch.
– Proszę państwa, zrobimy na autogrillu około godziny przerwy i ruszymy w kierunku Rzymu, zatrzymamy się w okolicach Asyżu.
– Dlaczego jedziemy tak daleko? – zapytałam.
– Czy ja wiem, czy to daleko? Po prostu w okolicach Florencji jest dużo grup, sami wiecie, że ostatnio sprzedaż szła ciężko, a i ceny musieliśmy obniżać coraz bardziej.
Janek miał rację, ale obawiałam się, że Nino nie przyjedzie się ze mną spotkać, jeżeli odległość będzie tak duża. Jak tylko się zatrzymamy na stacji benzynowej, zadzwonię do niego.
***
– Buongiorno.
– Ciao, amore mio. Come stai? (Cześć, kochanie. Jak się miewasz?)
– Bene, grazie. Sono già in Italia. Il nostro gruppo questa volta va a Roma. (Dobrze, dziękuję. Jestem już we Włoszech. Nasza grupa tym razem jedzie do Rzymu).
– Dove? A Roma? (Dokąd? Do Rzymu?)
– Si.
– Amore mio, troppo lontano. Non sono sicuro di poter venire a prenderti. (Kochanie, to za daleko. Nie jestem pewny, czy będę mógł po ciebie przyjechać).
Szlag by to trafił, nie rozumiem, co mówi. Aśka, skup się.
– Nino, aspetta, non capisco cosa dici. (Nino, czekaj, nie rozumiem, co mówisz).
– Va bene. Dove sei ora? (Dobrze. Gdzie teraz jesteś?)
– Siamo alla frontiera. (Jesteśmy na granicy). Ventimiglia.
– Capisco. Chiamami dopo. Cerco un modo per unirmi a te. Adesso ti devo lasciare. Ciao, amore. (Rozumiem. Zadzwoń do mnie później. Poszukam sposobu, żeby do ciebie dołączyć. Teraz muszę kończyć. Cześć, kochanie).
No tośmy sobie pogadali. O ile nie najgorzej sobie radzę z włoskim, kiedy rozmawiam bezpośrednio z Nino czy z klientami, o tyle przez telefon jakoś nie mogę się skoncentrować i większości kwestii nie rozumiem.
Powinnam się teraz skupić na handlu, a nie na tym, czy się spotkam z Nino, czy nie. Mam przecież pełne torby towaru.
Kiedy wróciłam na parking, wszyscy pasażerowie zebrali się wokół Magdy. Podeszłam, aby zobaczyć, co się stało. Ludzie chyba byli trochę wzburzeni i niezadowoleni z decyzji podjętej przez Magdę i Janka.
– Pani Magdo, ale po co mamy tracić cały dzień i jechać do Rzymu? Przemieszczajmy się na południe, jak najbardziej, ale nocą. Szkoda dnia, rozłóżmy się gdzieś po drodze, na pewno coś sprzedamy – mówił spokojnie, ale stanowczo Leszek.
– Leszek ma rację – zawtórował Tadeusz.
Wszyscy się zgodziliśmy, że nie będziemy tracić dni na przejazdy, najlepiej poruszać się nocą.
***
Pierwsze dni handlu były beznadziejne – mało klientów, jeśli już któryś się zjawił, to chciał kupować towar po zaniżonych cenach. Janek miał rację, powinniśmy jak najszybciej zmienić rejon.
Nino mimo obietnic nie przyjechał na spotkanie, nie zrozumiałam też dobrze, co mówił do telefonu – jedyne, co usłyszałam, to że mnie kocha. Niech to szlag, czuję się okropnie. On mnie wykorzystał. Teraz z pewnością znalazł już sobie inną, której też wmawia, że za nią szaleje. Jaka ja jestem głupia. Danka miała rację, nie powinnam była się tak angażować.
Dopiero od pięciu dni jesteśmy we Włoszech, a ja już chcę wracać. Dlaczego nie posłuchałam mojej przyjaciółki i nie odpuściłam sobie tego wyjazdu?
***
Okolice Asyżu okazały się całkiem dobrym miejscem na handel. Włosi chętnie kupowali od nas towar, nie targowali się zbytnio. Magda z łatwością załatwiała pozwolenia na kolejne dni. Wszystkim nareszcie dopisywał humor. Tylko ja chodziłam przygnębiona. Tadeusz starał się mnie rozweselić, co i rusz opowiadając jakiś kawał, ale to pomagało tylko na chwilkę. Wieczorami dzwoniłam do Nino. Nie odbierał. To się, kurna, wpakowałam. Zachciało mi się, cholera jasna, amorów z Włochem. Zadzwonię jeszcze dzisiaj wieczorem – jeśli nie odbierze, przyrzekam, że dam sobie z nim spokój.
– Asiu, co ty taka smutna? Sprzedaż ci nie idzie? – zapytała Ala.
Wyczuwałam sarkazm. Od początku nie utrzymywałyśmy z Danką bliskich kontaktów z Jankiem i Alą, mimo że to oni nas wciągnęli w ten biznes, może ciągle miała o to żal.
– No rewelacji nie ma, sama wiesz.
– My też nie bardzo jesteśmy zadowoleni. Janek wpadł na pewien pomysł.
– Jaki pomysł?
Najwidoczniej się myliłam co do intencji Ali.
– Asiu, chcemy stworzyć grupę sześciu osób, wypożyczyć busa, zatrudnić Magdę i jeździć sami, bez biura podróży. Co o tym myślisz?
– Sama nie wiem, zaskoczyłaś mnie tą propozycją. A kto miałby jeszcze być w tej grupie?
– Stefan, Tadeusz i Monika.
– A jak długie wyjazdy planujecie?
– Dwutygodniowe, jak do tej pory.
– Ala, ja muszę pomyśleć. Mamy jeszcze kilka dni, zastanowię się.
– Dobrze, pozostali też jeszcze myślą.
Taka mniejsza grupa z pewnością miałaby większe szanse na sprzedaż towaru, którego – jak się okazuje – na rynku włoskim już jest sporo. W końcu od pięciu lat przyjeżdża tutaj kilkanaście autokarów tygodniowo. Może to jest dobry pomysł, ale ja chyba już nie chcę jeździć. Poszukam pracy w Polsce. Popełniłam straszny błąd, zdradzając Sławka, ale może nie wszystko stracone? Może jeszcze da się uratować nasze małżeństwo?
„Aśka, nie można zjeść ciastka i mieć ciastka, musisz się zastanowić, czego chcesz. Życia nie da się dzielić między męża a kochanka”.
„Tak, wiem, ale może jest jakieś trzecie wyjście?”
Ta rozmowa z samą sobą nie rozwiązała moich miłosnych problemów.
Wieczorem zadzwoniłam do Nino, niewiele zrozumiałam z jego tłumaczenia oprócz tego, że jutro wieczorem po mnie przyjedzie. Znowu poczułam motyle w brzuchu – a jednak mnie kocha. Chciałam o tym komuś powiedzieć, zadzwoniłam do Danki.
– Cześć.
– Cześć, Asiu, fajnie, że dzwonisz. Co tam słychać we Włoszech? Jak handel?
– No cóż, dupy nie urywa, chyba żniwa tutaj już się skończyły, coraz trudniej znaleźć dobre miejsce. Ale moja południowa miłość kwitnie. Jutro Nino przyjeżdża po mnie i zabiera mnie na kolację. Musiałam do ciebie zadzwonić, radość mnie wprost rozrywa od środka.
W słuchawce na chwilę zapadła cisza.
– Asiu, cieszę się, że jesteś zadowolona.
Danka powiedziała to od niechcenia. Co z niej za przyjaciółka, skoro nie potrafi mnie zrozumieć i cieszyć się razem ze mną?
– Halo, Asiu, jesteś tam? Muszę kończyć, bo ktoś się dobija do drzwi. Trzymaj się, kochana, i uważaj na siebie.
– Dobrze, do usłyszenia. Cześć.
A niech tam, najważniejsze, że Nino przyjedzie.
***
Dzisiaj zobaczę Nino. Szkoda, że nie nocujemy na autogrillach, tam przynajmniej można wziąć ciepłą kąpiel. Teraz na nocleg zatrzymujemy się najczęściej na leśnych parkingach. Dobrze chociaż, że mamy na nich dostęp do wody. Swoją drogą ta w strumykach jest lodowata, pozostaje nam grzać ją w menażkach, a za prysznic służy butelka. Gdyby nie to, romantyczne widoki rwących potoków w zielonych, pachnących ściółką lasach bardziej by nas zachwycały.
Na poranną ablucję poświeciłam trochę więcej czasu niż zwykle. Umyłam włosy i spłukałam je lodowatą wodą, dlatego teraz są lśniące i pięknie się układają. Zrobiłam sobie nawet lekki makijaż. Może nie wyglądam jak milion dolarów, ale widzę, jak panowie spoglądają na mnie z zachwytem – mam nadzieję, że Nino też się spodobam.
W nocy myślałam o moim przystojnym Włochu, o tym, jakby to było cudownie, gdybyśmy razem zamieszkali. Oczywiście te piękne marzenia zostały zakłócone przez wspomnienia wyrzutów moich rodziców, Danki i Sławka oraz obraz ukochanych oczu mojego synka. Dlaczego zawsze tak jest, że jeśli zdradza i odchodzi mężczyzna, wszyscy bardzo szybko przechodzą nad tym do porządku dziennego? Jeżeli to kobieta chce odejść, patrzy się na nią z pogardą, ma się ją za dziwkę, nikt nie stara się jej zrozumieć.
A niech to, każdy ma prawo do szczęścia, ja też. Zakochałam się i nic na to nie poradzę.
***
Dzień jest bardzo słoneczny i ciepły. Sprzedałam już wszystkie drobiazgi, które pozostały mi z poprzednich wypraw. Dużym powodzeniem cieszą się matrioszki i kolorowe ołówki. Optyka też nieźle się sprzedaje, ale o cenach z ubiegłego roku możemy tylko pomarzyć. Muszę chyba wziąć pod uwagę propozycję Ali, mniejsza grupa poruszająca się mniejszym samochodem daje większe możliwości.
Co chwilę spoglądam na zegarek – do południa czas płynął zdecydowanie szybciej, teraz jakby się zatrzymał, a ja, wyglądając białego mercedesa, przebieram nogami jak małe dziecko, które czeka na porcję lodów.
– Dziewczyny, idę robić herbatę, może chcecie coś do picia? – zapytał Stefan.
– Pójdę z tobą, zaparzę sobie kawę. Monika, też chcesz?
Lubię włoską kawę Lavazza Dolce. Pierwszy raz kupiłam ją ze względu na różowo-srebrne opakowanie, a teraz piję ze względu na łagodny, lekko gorzkawy smak. Nie lubię kwaśnych kaw.
– Tak, poproszę.
Monika właśnie flirtowała z jakimś Włochem. Ta dziewczyna cały czas myśli o tym, aby tutaj zostać, zdobyć jakąś normalną pracę. Wcale jej się nie dziwię – jest młoda, potrzebuje towarzystwa rówieśników, zabawy. Taki koczowniczy tryb życia nie przynosi nic poza pieniędzmi. Zresztą ostatnio już nie tak dużymi.
***
– Aśka, chodź szybko, przyjechał ten twój adorator białym mercedesem! – wołała Monika, zbliżając się do autokaru, a ja na same słowa „biały mercedes” aż zadrżałam.
– Daj, ja dokończę robienie tej kawy, a ty idź, bo już pytał o ciebie.
– Dziękuję ci, kochana.
– Dobra, dobra, nie ma nic za darmo, gadaj z nim, aby załatwił nam pracę.
Dziewczyna się roześmiała i puściła do mnie oko.
Na nieco chwiejnych nogach szłam w kierunku swojego stoiska. Nino właśnie rozmawiał z Jankiem. Kiedy mnie zobaczył, szeroko się uśmiechnął i pomachał do mnie ręką.
– Ciao, bella.
– Buongiorno. Felice di vederti. (Dzień dobry. Cieszę się, że cię widzę). – Odpowiedziałam, siląc się na obojętność.
– Felicissimo anche io. Sei bellissima. Posso invitarti a cena? (I ja jestem szczęśliwy. Jesteś piękna. Mogę cię zaprosić na kolację?)
– Non lo so ancora, dove alloggeremo stanotte. (Jeszcze nie wiem, gdzie się zatrzymamy dziś wieczorem).
Nino nachylił się w moim kierunku i szepnął mi do ucha:
– Ma io lo so, dove tu allogerai stanotte. (Ale ja wiem, gdzie się zatrzymasz dziś wieczorem).
Fala gorąca oblała moje ciało, od zapachu jego mocnych perfum aż zapiekły mnie oczy. Bałam się spojrzeć w bok, chociaż czułam kilkanaście wgapiających się w nas par oczu. Jak na złość na placu nie było żadnego klienta, dlatego wszyscy mogli spokojnie patrzeć na moje rumieńce.
– Chiedi alla tua guida dove dormirete stanotte. (Zapytaj pani przewodnik, gdzie się zatrzymacie).
– Chiedero. Ho appena fatto il caffè, vuoi bere con me? (Dobrze, zapytam. Właśnie zaparzyłam kawę, napijesz się ze mną?)
– No grazie, ho bevuto al bar. (Nie, dziękuję, wypiłem w barze).
Przeprosiłam go i poszłam po kubek.
– Asiu, jakiś problem? – usłyszałam Magdę, która szybkim krokiem szła w moim kierunku. – Pomyślałam, że może potrzebujesz mojej pomocy.
– Powiem ci, że masz świetne wyczucie czasu. Właśnie miałam iść do ciebie, żeby zapytać, gdzie się zatrzymamy na nocleg.
– A co, szykuje ci się randka? – uśmiechnęła się Magda.
– No, randka to za dużo powiedziane, ale Nino chce mnie gdzieś zabrać.
– Rozumiem. Przystojniak z niego, i ten mercedes. Nieźle się, dziewczyno, ustawiłaś.
– Przestań, to nic takiego. Lubię go, zwłaszcza kiedy funduje mi kolację.
Uśmiechnęłam się, wiedziałam, że to nasze spotkanie nie skończy się na jedzeniu. Ale perspektywa seksu na tylnym siedzeniu samochodu, nawet jeśli to był biały mercedes, jakoś mnie nie pociągała. W ogóle nie miałam dziś ochoty kochać się z Nino. Wolałam z nim tylko porozmawiać. Sama nie wiedziałam, co się stało – przecież czekałam na niego jak dziecko na świętego mikołaja, a teraz, kiedy przyjechał, kiedy go zobaczyłam, nie czułam żadnego podniecenia.
Pilotka po rozmowie z kierowcami podeszła do mojego stoiska i po cichu zdradziła mi miejsce naszego nocnego postoju. W pobliżu miejsca, gdzie właśnie handlowaliśmy, była duża stacja benzynowa. Tam mieliśmy spędzić dzisiejszą noc.
Umówiłam się z Nino, że przyjedzie po mnie około dwudziestej.
– Aśka, pogadaj z nim o pracy. Jeśli nie u niego w lokalu, to może zna kogoś, kto szuka pracownika do restauracji czy baru.
– Monika, przecież nie znamy dobrze języka, jak wyobrażasz sobie pracę w takiej restauracji czy w barze?
– E tam, jak będziemy cały czas przebywać z Włochami, szybko się nauczymy. Na początek możemy przecież pracować w kuchni, na zmywaku. Ponoć Polacy na całym świecie tak zaczynają swoją karierę, bo z talerzami nie trzeba rozmawiać, a proces mycia wszędzie jest taki sam: woda, ścierka, płyn do naczyń i heja – roześmiała się dziewczyna i po raz drugi tego dnia puściła do mnie oko.
– Dobrze, porozmawiam z nim – obiecałam.
***
Nino zjawił się na parkingu stacji benzynowej parę minut przed czasem. Czekałam na niego, lekceważąc uśmieszki co poniektórych uczestników wycieczki. Uprzedziłam Magdę, że wrócę późno. Nie pierwszy raz wymykałam się z Nino wieczorem, ale dzisiaj czułam się jakoś dziwnie. Ni stąd, ni zowąd zaczęłam się przejmować tym, co ludzie powiedzą. A niech to szlag, nikogo nie powinno obchodzić, co robię z moim prywatnym życiem.
Nie oglądając się za siebie, poszłam w kierunku białego mercedesa. Wsiadłam i odjechaliśmy w nieznane.
Kilka kilometrów dalej zatrzymaliśmy się przy budynku z szyldem „Pod Mimozą”. Wiele razy słyszałam powiedzenia „z ciebie to taka mimoza”, „delikatna jak mimoza”, ale dopiero we Włoszech się dowiedziałam, że mimoza to krzew o żółtych delikatnych kwiatuszkach. Tutaj mężczyźni wręczają go kobietom w dniu ich święta.
– Cóż za romantyczna nazwa hotelu – powiedziałam.
– Non capito. (Nie rozumiem).
A niech to szlag, zapomniałam wziąć ze sobą słownik polsko-włosko-polski. Jak ja się z nim teraz dogadam?
Szybko się okazało, że słownik nie był mi konieczny, seks nie potrzebuje tłumaczenia.
Niestety, nie byłam w nastroju do uprawiania miłości. Potrzebowałam raczej rozmowy, która pomogłaby mi rozwiać moje wątpliwości i podjąć właściwą decyzję. Kiedy się wcześniej spotykaliśmy, wystarczyło, że Nino pogłaskał mnie po ręce, a ja już miałam mokro w majtkach, dzisiaj byłam jednak zimna i sztywna jak kłoda, łzy spływały mi po policzkach. Nino też czuł, że jest coś nie tak – gdy skończył, zszedł ze mnie jak z drewnianej drabiny, usiadł na brzegu łóżka, założył bokserki i wstał. Rzucił mi biustonosz, dając do zrozumienia, że powinnam się ubrać. Pozbierałam swoje ciuchy i schowałam się w łazience. Kiedy z niej wyszłam, on już stał przy drzwiach z kluczykami od samochodu w ręku. W drodze powrotnej na parking nie odzywaliśmy się do siebie. Czyżby to był koniec namiętnej, południowej miłości? Przecież miało być tak pięknie, miałam zostać we Włoszech, być jego narzeczoną. Cholera, obiecałam Monice, że zapytam Nino o pracę dla nas. Bez słownika to jest niemożliwe. Trudno.
Przyjechaliśmy na stację. Część uczestników siedziała jeszcze na dworze przy drewnianych stołach.
Wysiadłam z samochodu i wtedy usłyszałam:
– Przywiozłaś pizzę?
– Nie.
– Szkoda.
Nie wiem nawet, z kim rozmawiałam. Oczy miałam pełne łez i w ciemności nie widziałam twarzy.
Nino podszedł do mnie, pocałował w czoło.
– Chiamami quando vuoi. (Zadzwoń, kiedy zechcesz).
– Va bene. (Dobrze).
Kiedy odjeżdżał, rozpłakałam się na dobre. Tak właśnie spieprzyłam sobie życie, miałam męża i kochanka, a teraz zostałam sama.
Do końca wycieczki starałam się nie myśleć o tym, co się wydarzyło. Skupiłam się na sprzedaży. Ostatniego dnia nie miałam w torbach już nic do zaoferowania klientom, którzy dość licznie przyjeżdżali oglądać nasze kramy.
W końcu Magda ogłosiła koniec pracy. Była godzina piętnasta, tradycyjnie w drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w supermarkecie na ostatnie zakupy.
Myślałam o tym, aby zadzwonić do Nino i się pożegnać, ale ostatecznie zrezygnowałam.
Danka miała rację, to było zwykłe zauroczenie. Teraz już sama nie wiem, czy podobał mi się facet z brylantyną na głowie, czy jego biały mercedes. Wiem, że postąpiłam głupio, ale czy Sławek rzeczywiście kochał mnie do szaleństwa, jak zawsze mówił? Gdyby tak było, nie mógłby przecież przestać w kilka chwil. Dlaczego nie dał nam szansy? Ja nigdy go kochać nie przestałam.
– Aśka, dawaj kieliszek – usłyszałam głos Zdziśka.
Nie miałam ochoty na alkohol, ale wiedziałam, że ta menda się nie odczepi. Wyciągnęłam plastikowy kubek, do którego nalał mi johnniego walkera.
Podziękowałam, wypiłam i otrząsnęłam się z obrzydzeniem – nie lubię tego typu alkoholu. A potem odwróciłam się do okna i nie wiem, kiedy usnęłam.
***
Gdy się obudziłam, byliśmy w okolicach Wiednia. Do granicy austriacko-czeskiej było już niedaleko. Towarzystwo drzemało. Pewnie wszystkich uśpiła ta myszowata. Na wspomnienie komedii Miś uśmiechnęłam się sama do siebie.
– Proszę państwa, zbliżamy się do granicy w Drasenhofen. Proszę przygotować paszporty – powiedziała Magda.
Granicę po stronie austriackiej przekroczyliśmy bez żadnych kontroli, natomiast Czesi w Mikulovie dokładnie skontrolowali nasze bagaże. Jeden ze strażników wszedł do autokaru – na widok pustych butelek po alkoholu pokiwał głową i zamruczał pod nosem: „Polàci, Polàci”.
– Zatrzymamy się na stacji benzynowej przed Brnem. Musimy zatankować – odezwał się kierowca.
– Dobrze – zgodziła się Magda. Uśmiechnęła się: – Wykorzystamy ten postój na toaletę i szybkie wypalenie papierosa.
***
– Magda, Magda! – usłyszałam, jak ktoś wołał naszą pilotkę.
Wybiegłam z toalety. Zobaczyłam mężczyzn szamoczących się na parkingu, w pobliżu naszego autokaru.
Podbiegłam bliżej. Zdzisiek szarpał się z jakimś nieznanym mi człowiekiem. To nie był nikt z naszej grupy. Janek z Tadeuszem starali się ich rozdzielić, Zdzisiek krzyczał, aby tamten oddał mu pieniądze.
– Co się tutaj, do cholery, dzieje?! – zawołała Magda.
– Ten facet mnie oszukał i ukradł mi forsę! – wrzeszczał Zdzisiek.
– Nikt nikogo nie szukał – odezwał się łamaną polszczyzną inny mężczyzna, który stał z boku i obserwował szarpaninę.
– Uspokójcie się. Panie Zdzisławie, o co chodzi?
– Chciałem zagrać w trzy karty. Za pierwszym razem wygrałem, ale za drugim i trzecim już nie, bo ten skurwiel kantował.
No nie, to jakieś wariactwo. Magda tyle razy upominała, aby nie dać się wciągnąć w tę grę, bo właśnie tutaj, przy czeskiej granicy, wiele osób zostało okradzionych.
Zamroczony alkoholem Zdzisiek wydzierał się na całe gardło, aby oszust oddał mu pieniądze. Wokół tego drugiego zaczęli się zbierać inni, nastawieni raczej bojowo. Sytuacja robiła się niebezpieczna. Magda ostrym tonem zarządziła, abyśmy wsiedli do autokaru – wciąż wykrzykującego przekleństwa Zdziśka Tadeusz z Jankiem prawie wnieśli. Kiedy wszyscy byli już w środku, kierowca pomału ruszył, a banda od trzech kart zaczęła walić pięściami w autobus.
Pijany Zdzisiek nie przestawał krzyczeć, twierdził, że wszyscy byliśmy z nimi w zmowie i pozwoliliśmy im go okraść.
„No jakiś absurd” – pomyślałam.
Po jakimś czasie nasz kolega usnął. Nikt nie wiedział, ile właściwie pieniędzy przegrał. Wszystko działo się tak szybko. Mieliśmy nadzieję, iż nie postawił wszystkiego, co zarobił.
***
– Proszę państwa, przykro mi, ale mamy problem. Autokar się zepsuł. Będziemy musieli zjechać z trasy, zatrzymamy się w Rawie Mazowieckiej. Zadzwonię do biura, z pewnością podstawią zastępczy autobus – powiedziała Magda.
– No niech to szlag, tak blisko już do Warszawy. Mamo, zadzwonię do taty, niech po nas przyjedzie – gorączkowała się Monika.
Sama też pomyślałam o tym, żeby zadzwonić do Sławka. Może by po mnie przyjechał, byłaby okazja, aby porozmawiać. Wiem, że zatrzymał się u teściów. Nie chciałam jednak, aby telefon odebrała moja teściowa, nie miałam siły wysłuchiwać jej pretensji.
Zatrzymaliśmy się na cepeenie. Jeszcze nie wiedzieliśmy, jak długo będziemy czekać na zastępstwo, ale i tak wszyscy zaczęli dzwonić po bliskich.
Sama też stanęłam w kolejce do budki telefonicznej.
– Dzień dobry, Sławku.
– Dzień dobry. Czego chcesz?
Mój mąż nadal był na mnie wkurzony.
– Przepraszam, ale nie miałam do kogo zadzwonić. Właśnie zepsuł się autokar, stoimy w Rawie Mazowieckiej, nie mam jak się dostać do Warszawy. Pomyślałam, że może byś po mnie przyjechał.
– Chyba żartujesz! Właśnie szykuję się do pracy, mamy awarię systemu.
– Rozumiem, ale proszę…
– Asia, nie mogę, muszę pilnie jechać do zakładu. Zadzwoń do Karola.
– Dobrze, zadzwonię. Sławek, jak myślisz, będziemy mogli porozmawiać w najbliższym czasie?
W słuchawce zapadła cisza. Czułam, jak wali mi serce.
– Asiula, zadzwonię.
– Dziękuję ci bardzo.
Sławek odłożył słuchawkę, ja odwiesiłam swoją i wyszłam z budki telefonicznej.
– Kurna, przecież miałam zadzwonić do Karola! – powiedziałam nieco za głośno.
Niestety w budce był już ktoś inny, a ja musiałam iść na koniec kolejki. Myślałam teraz o moim mężu – powiedział do mnie „Asiula”, czyżby był jakiś cień szansy, aby naprawić to, co spierdoliłam?
***
Czekałam na przyjazd Karola i Danki.
– Cześć, jak się cieszę, że was widzę.
– My też się cieszymy, że jesteś cała i zdrowa. Gdzie masz swoje tobołki?
Danka podbiegła do mnie i mocno przytuliła. Karol podszedł, zabrał część moich rzeczy, resztę wzięłyśmy z Danką i poszliśmy do ich samochodu. Pożegnałam się ze wszystkimi. Ala przypomniała mi o swojej propozycji, zapewniłam ją, że za kilka dni zadzwonię i powiem, co zdecydowałam. Podczas drogi prawie nie rozmawiałam z moją przyjaciółką i Karolem, cały czas myślałam o Sławku. Ostatnie spotkanie z Nino uświadomiło mi, że kocham mojego męża. Zrobię wszystko, aby do mnie wrócił.
– Dziękuję wam, kochani, gdyby nie wy, pewnie tkwiłabym jeszcze na tym parkingu.
– Nie ma za co.
– Danka, zadzwonię, jak tylko się trochę ogarnę, umówimy się na kolację.
– Dzwoń. Chętnie się z tobą spotkamy.
Wiedziałam, że muszę stawić czoła moim rodzicom, teraz już tak łatwo nie odpuszczą i będą chcieli wiedzieć, co się stało. Dlaczego ich zięć nie mieszka z ich córką. Kurna, jak ja to wszystko genialnie spieprzyłam.
***
– Dzień dobry, mamo. Właśnie wróciłam, zaraz będę po Artura.
– Dzień dobry. Nie musisz, Sławek powiedział, że jak tylko się upora z awarią w pracy, czyli za jakieś trzy godziny, przyjedzie po małego i zabierze go do domu.
– Do jakiego domu?
– Ty mnie pytasz, do jakiego domu? Asia, chyba macie jeden dom.
– Tak, mamo. Jestem bardzo zmęczona, w dodatku ten cholerny autokar popsuł się w Rawie Mazowieckiej, doprowadził mnie do szewskiej pasji. Przepraszam.
– Dobrze, dobrze, nic się nie stało.
– Dziękuję za pomoc, wpadnę do was jutro.
Boże, jak dobrze, że Sławek przyjdzie z Arturkiem, może uda mi się z nim porozmawiać. Poza tym nie mam pojęcia, co powiedział moim rodzicom, muszę się tego dowiedzieć.
O rany, jak ja wyglądam, jak półtora nieszczęścia! Muszę wziąć szybki prysznic, doprowadzić się do porządku.
***
– Asiula, gdzie jesteś?
Jak to: gdzie? Jestem w wannie. O cholera! Co ja robię w wannie? Która godzina? Coś mnie zamroczyło. Miałam wziąć prysznic, ale oceniłam, że mam jeszcze kilka godzin, zanim mój mąż przyjedzie z synem, i postanowiłam wziąć kąpiel. No i najnormalniej w świecie usnęłam.
– Kąpię się, zaraz wychodzę.
Wyskoczyłam z wanny. Miałam zrobić się na bóstwo, guzik z tego wyszło. No trudno. Zakręciłam turban z ręcznika na głowie, założyłam swój stary szlafrok i wyszłam przywitać się z moimi chłopakami.
– Mama!!! – Arturek rzucił się mi w ramiona, moje serduszko kochane, jak ja za nim tęskniłam.
– Moje ty serduszko. Uważaj, bo mnie przewrócisz.
– Cieszę, się, że już jesteś, babcia cały czas kazała mi myć ręce.
– Naprawdę?! – Udałam zdziwioną, chociaż wiedziałam, że moja mama od zawsze ma bzika na punkcie czystych rąk.
Kiedy Artur w końcu mnie puścił, spojrzałam na mojego męża. Stał oparty o futrynę, wyglądał na zmęczonego. Chyba nawet schudł.
– Cześć. – Podeszłam do niego i chciałam go pocałować, ale wyciągnął ręce i mnie zatrzymał.
– Cześć. Dobrze cię widzieć. Nie będę już musiał unikać rozmów z twoimi rodzicami. Kiedy wyjechałaś, twoja mama zadzwoniła do mnie i prosiła, żebym przyjechał się spotkać z małym, bo bardzo za nami tęsknił. Oczywiście nie obyło się bez pytań o to, co się stało, i dlaczego wyprowadziłem się z domu. Jakoś się wykręciłem od odpowiedzi, wolę, abyś to ty ich poinformowała o naszym rozstaniu.
„Rozstaniu?” Sławek nie pozwalał mi dojść do głosu, czułam, że grunt usuwa mi się spod nóg. A plany odzyskania mojego męża ulatują jak bociany na zimę do ciepłych krajów.
– Dziękuję ci, że nic nie powiedziałeś moim rodzicom. Sławek, naprawdę mi przykro. Nie chciałam, żeby tak wyszło, proszę, wybacz mi.
– Co wyszło? Że mnie zdradziłaś? Aśka, ty chyba nie zdajesz sobie sprawy, co zrobiłaś. Ufałem ci jak nikomu innemu, ba, ja nawet sobie tak nie ufałem jak tobie. Byłaś miłością mojego życia, powietrzem, którym oddychałem, dla ciebie byłem gotowy zrobić wszystko. A ty wyjeżdżasz na parę tygodni za granicę i ni stąd, ni zowąd znajdujesz sobie kochanka. Co było ze mną nie tak, że szukałaś wrażeń?
Czułam, jak łzy napływają mi do oczu. Nie spodziewałam się takiej przemowy z ust mojego męża, ale rozumiałam go, musiał dać upust swojemu rozczarowaniu. Głos uwiązł mi w gardle – patrzyłam na mężczyznę, któremu przysięgałam miłość, wierność i uczciwość aż po grób, a mimo to go zraniłam.
– Muszę już iść. Rozumiem, że jesteś zmęczona, ale jak już będziesz gotowa do rozmowy o naszym rozwodzie, zadzwoń.
– Sławek, o jakim rozwodzie? Ja nie chcę się z tobą rozwodzić. – Teraz już nie wytrzymałam i się rozpłakałam.
– Przykro mi. Sądziłaś, że po tym, co się stało, dalej będziemy tworzyć zgodną i kochającą się parę? Cześć.
Sławek się odwrócił i wyszedł, nie pożegnał się nawet z naszym synem. Co ja najlepszego zrobiłam? Chciało mi się wyć, ale ponieważ Artur na mnie patrzył, musiałam się pozbierać i zapanować nad emocjami.
– Mamo, kiedy tata wróci?
– Nie powiedział, ma teraz dużo pracy.
Mały o nic więcej nie pytał. Spuścił główkę i poszedł do swojego pokoju.
***
– Córciu, co się dzieje? Dlaczego Sławek się wyprowadził?
Nie było sensu okłamywać rodziców. Musiałam im powiedzieć całą prawdę, zwłaszcza że w nocy podjęłam decyzję o wyjeździe do pracy do Włoch. Postanowiłam, że wybuduję ten pensjonat na Mazurach. Może wtedy uda mi się nakłonić mojego męża do powrotu. O ile wcześniej nie pozna kogoś, na kim mu będzie zależało bardziej niż na mnie.
Mogłam się spodziewać, że mama nie zrozumie tego, co zrobiłam. Histeryzowała, że zmarnowałam sobie życie, że gdzie ja znajdę drugiego takiego męża i ojca dla swojego syna.
– Mamo, nie zamierzam szukać innego męża, a tym bardziej ojca dla mojego syna. Artur ma już ojca, dobrego ojca.
Tato siedział ze spuszczoną głową, nic nie mówił i to było chyba gorsze niż podniesiony głos mamy. Czułam, że bardzo go zawiodłam, było mi wstyd.
– Zbyszek, czemu się nie odzywasz? Powiedz coś – krzyczała mama.
On spojrzał na nią, wstał i podszedł do mnie.
------------------------------------------------------------------------