- nowość
- promocja
Wojna bogów - ebook
Wojna bogów - ebook
Polska premiera nowej książki Ericha von Dänikena, autora legendarnego światowego bestsellera „Wspomnienia z przyszłości“.
Przed tysiącami lat trwała w kosmosie straszliwa wojna bogów!
- Ognisty deszcz z nieba
- Milionowe miasta pod ziemią
- Trójpalczaste istoty z nazca
Prastare pisane świadectwa ze wszystkich zakątków Ziemi zgodnie i ze szczegółami opowiadają o przerażających skutkach kosmicznej wojny bogów. W bitwach stosowano broń o niewyobrażalnej sile rażenia. Na skutek eksplozji jednej z planet Układu Słonecznego zniszczonej taką bronią, przez dziesiątki lat na powierzchnię Ziemi spadał ognisty deszcz – niezliczone roje meteorytów. Aby uchronić się przed lecącymi z nieba śmiercionośnymi odłamkami skał, ludzie drążyli głęboko pod ziemią wielokilometrowe korytarze. Tworzyli tam miejsca dla całych wiosek i miast, mogących pomieścić setki tysięcy uciekinierów z powierzchni.
W „Wojnie bogów” najsłynniejszy kontrowersyjny badacz historii ludzkości prezentuje swoje najnowsze i najbardziej spektakularne odkrycia. Błyskotliwie łączy nowe dowody z tymi, które zgromadził w 41 książkach. I potwierdza swoją teorię, że tysiące lat temu na Ziemi przebywały istoty pozaziemskie, które przekazały ludziom nieznane im wcześniej umiejętności i spowodowały istną eksplozję wiedzy.
Erich von Däniken ilustruje to sensacyjnymi przykładami swoich nowych odkryć z całego świata. Jest wśród nich informacja, że w pobliżu Nazca znaleziono osobliwe zmumifikowane istoty. Naukowcy są zgodni: te istoty nie pochodzą z ziemi!
Erich von Däniken to najwybitniejszy przedstawiciel paleoastronautyki. Jest najczęściej czytanym autorem literatury faktu na świecie. Jego książki przetłumaczono na 32 języki i wydano w 70 milionach egzemplarzy. Serial dokumentalny „Ancient Alien” amerykańskiego History Channel powstał na bazie pomysłów Ericha von Dänikena i jest najpopularniejszym serialem tego kanału.
Kategoria: | Popularnonaukowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788324171781 |
Rozmiar pliku: | 17 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
WSPOMNIENIA Z PRZYSZŁOŚCI
BOGOWIE NIGDY NAS NIE OPUŚCILI
POSZUKIWACZE ZAGINIONEJ WIEDZY
CIEKAWOŚĆ ZAKAZANA
WOJNA BOGÓW
Polecamy też bestsellery o tajemnicach prehistorii i starożytności innych kontrowersyjnych badaczy w serii ZAKAZANA HISTORIA
MICHAEL BAIGENT
ŚLADY SPRZED MILIONÓW LAT
ROBERT BAUVAL, GRAHAM HANCOCK
STRAŻNIK TAJEMNIC
ANDREW COLLINS
POCHODZENIE BOGÓW
DAVID HATCHER CHILDRESS
GENIUSZ TECHNIKI BOGÓW
LATAJĄCE BRONIE IMPERIUM RAMY I ATLANTYDY
TAJEMNICE ZAGINIONYCH MIAST AMERYKI POŁUDNIOWEJ
GRAHAM HANCOCK
ŚLADY PALCÓW BOGÓW
MAGOWIE BOGÓW
GRAHAM HANCOCK, SANTHA FAIIA
ZWIERCIADŁO NIEBA
FRANK JOSEPH
CUDA NAUKI I TECHNIKI STAROŻYTNOŚCI
J. DOUGLAS KENYON
ZAKAZANA HISTORIA ATLANTYDY
J. Douglas Kenyon
wybór i redakcja
ZAKAZANA HISTORIA LUDZKOŚCI
ZAKAZANA NAUKA
ZAKAZANE RELIGIE
ZECHARIA SITCHIN
KRONIKI ANUNNAKILIST DO MOICH CZYTELNIKÓW
Droga Czytelniczko, Drogi Czytelniku!
W tej książce chcę Państwu przedstawić nowe ustalenia. Nie jest to jednak możliwe bez wcześniejszych doświadczeń. Każdy z czytelników moich książek wie, co to są dolmeny – ale żaden z nich nie słyszał nigdy o smoczych domach w Grecji. W rzeczywistości jednak zarówno dolmeny jak i smocze domy powstały z tego samego powodu. Lub inaczej: wszyscy czytaliśmy o podziemnych miastach w Turcji, lecz powiązań z tak zwanymi ziemnymi stajniami w Austrii czy Niemczech nikt się dotąd nie dopatrywał. Z jakiego właściwie powodu nasi przodkowie z epoki kamienia chowali się pod ziemią? Na całym świecie i całymi milionami? Jaka siła ich do tego popychała?
Pomiędzy Marsem a Jowiszem znajduje się pas asteroid, czy też planetoid. W jaki sposób powstał? Czy w przypadku tych setek tysięcy mniejszych i większych okruchów skalnych może chodzić o pozostałości po planecie, która kiedyś eksplodowała? Ale ciała niebieskie nie eksplodują ot tak sobie. Czy w literaturze antycznej znajdują się jakieś wskazówki mówiące o gwiezdnych wojnach bogów? Czy dlatego ludzie na Ziemi szukali schronienia przed kosmicznymi pociskami? I dokąd uciekli potem ci, którzy przeżyli?
Od wielu pokoleń na całym świecie znane są „zdeformowane głowy”. Chodzi o czaszki mające wydłużoną tylną część. Są ich dziesiątki tysięcy i jak dotąd można było bardzo konkretnie udowodnić, w jaki sposób powstały. Ostatnio jednak pojawiają się czaszki, które nie pasują do tego schematu. To samo dotyczy pewnych szkieletów. Co tutaj nie pasuje?
O to właśnie chodzi w tej książce. Nawiązania do wcześniejszych prac są konieczne. Wojna bogów stanowi kropkę nad „i” dla badań, których wyniki zawarłem w ponad 40 książkach.
Z serdecznym pozdrowieniem!
Erich von Däniken
2 września 20181. POZAZIEMSKIE CZASZKI
Jest 23 lutego 1988 roku. Ten dzień miał się okazać bardzo nieszczęśliwy. Podróżowałem z grupą wycieczkową przez wyżynną część Ameryki Południowej. Zaczęliśmy od La Paz w Boliwii i wylądowaliśmy w Santa Cruz de la Sierra. Leżące na poziomie 4000 metrów nad poziomem morza La Paz ma najwyżej położone lotnisko cywilne na świecie, z którego mogą jeszcze startować odrzutowce. Santa Cruz de la Sierra, nasze miejsce docelowe natomiast, leżało o 3500 tysiąca niżej od La Paz. Na większych wysokościach niektóre osoby skarżyły się na problemy z oddychaniem. Tutaj, na wysokości 437 metrów nad poziomem morza, grupa była wyluzowana. Tlenu pod dostatkiem. Około godziny piątej po południu spotkaliśmy się na drinka przy basenie hotelu Holiday Inn.
– Erich, widziałeś może Roba? – spytała mnie Julia, małżonka poszukiwanego. – W pokoju go nie ma. Jego kąpielówek też. Musi być gdzieś tu na dole.
Julia i Rob pochodzą z Holandii. Podróż do dalekiej Ameryki Południowej była zarazem ich podróżą poślubną. Rob miał prawie dwa metry wzrostu. Wysportowany, szczupły, sprawny. Niejednokrotnie opowiadał mi o swoich dalekich wyprawach rowerowych. Wstałem, obszedłem basen. Rozglądałem się za Robem. Może wyszedł w kąpielówkach przed hotel, żeby kupić coś na jednym z usytuowanych tam stoisk? Albo może był w toalecie? W grupie było też trzech chłopców. Poprosiłem ich, żeby obeszli wszystkie kąty, rozejrzeli się po toaletach. Rob zniknął bez śladu.
Nagle jakaś kobieta zaczęła krzyczeć z balkonu na drugim piętrze i z przejęciem pokazywać w stronę basenu. Woda w nim nie była błękitna i przezroczysta, ale na głębokości dwóch metrów widać było unoszące się w połyskującej zielonkawo cieczy ludzkie ciało z rozpostartymi ramionami. Wyciągnęliśmy Roba na powierzchnię, położyliśmy przy basenie, ale żadne sztuczne oddychanie nic już nie dało. Lekarz zdiagnozował zawał serca. Akurat Rob, ten wysportowany Rob nie zniósł różnicy wysokości. Wszyscy zajęliśmy się Julią, która podeszła do sprawy zdumiewająco konkretnie i dzielnie.
Kolacja przy bufecie. Grupa stara się być cicho, wszyscy rozmawiają o śmierci Roba. Julia wyraziła życzenie, aby ciało jej małżonka zostało przewiezione do Holandii. Obiecałem jej, że to załatwię, chociaż w tym momencie nie miałem jeszcze pojęcia, jak to zorganizować, a przede wszystkim, ile to będzie kosztowało.
Staje przy mnie dyrektor hotelu. Jest kulturalny i zdystansowany. Znałem go już z wcześniejszej wizyty. Wykształcony człowiek, który wiele lat studiował w USA. Mister Antonio, bo tak go wszyscy nazywali, poprosił mnie o pójście z nim do recepcji. Czekał tam ciemnoskóry mężczyzna w ciemnym garniturze i białych rękawiczkach. Strój nie pasował do jego twarzy. Pomyślałem sobie, że to pewnie jakiś pracownik zakładu pogrzebowego, który chce omówić ze mną szczegóły przewozu ciała Roba. Jednak Antonio zaraz wyprowadził mnie z błędu mówiąc, że mężczyzna w białych rękawiczką jest sługą pewnego bardzo, ale to bardzo bogatego Kolumbijczyka. Otóż ów nieznajomy koniecznie chce mnie poznać osobiście. Jego służący odwiezie mnie potem z powrotem do hotelu.
– Ależ Antonio – odparłem. – W restauracji siedzi moja grupa. Nie mogę ich ot, tak, zostawić samych.
Antonio prosił mnie usilnie, żebym wsiadł do samochodu ciemnoskórego człowieka w białych rękawiczkach. Przekonywał mnie, że na pewno tego nie pożałuję, zwłaszcza, że ów bogaty człowiek jest też jednym z głównych akcjonariuszy naszego Holiday Inn. Ponadto hotel bierze na siebie koszty wszystkich napojów dla całej mojej grupy na ten wieczór. To już była konkretna oferta.
– Jak się nazywa ten nieznajomy i kim jest z zawodu?
Antonio wił się jak piskorz. Twierdził, że nie wolno mu na te pytania odpowiedzieć. Wszystkiego dowiem się domu owego hombre rico (= bogatego człowieka). Wróciłem do mojej grupy, poinformowałem ich o wszystkim i obiecałem, że przypuszczalnie za jakąś godzinę będę z powrotem.
Przed hotelem czekała czarna limuzyna marki Mercedes. Ciemnoskóry mężczyzna w białych rękawiczkach dał mi znak, abym zajął miejsce na tylnym siedzeniu. Do oparcia siedzenia przede mną przymocowana była półka, a na niej trzy butelki ekskluzywnej whisky, woda mineralna, kubełek z lodem i dwie szklanki. Nie skorzystałem. Limuzyna wolno wjeżdżała na wzgórze. W dole po prawej widać było światła Santa Cruz de la Sierra. Potem szofer skręcił na wyboistą gruntową drogę. Przejchaliśmy przez jakiś lasek i zacząłem się zastanawiać, czy to czasem nie jest jakieś porwanie. Nie miałem przy sobie żadnej broni i byłbym całkowicie zdany na łaskę i niełaskę ewentualnych porywaczy. Zaraz jednak porzuciłem te niedorzeczne myśli. W końcu przecież moja grupa w hotelu wiedziała, że wsiadłem do mercedesa na prośbę dyrektora naszego hotelu, a on w żadnym razie nie mógł być żadnym złoczyńcą, a poza tym: skoro już porwanie, to po co takie skomplikowane i luksusowe?
W końcu zatrzymujemy się pod jakąś bramą. Dwóch Indios zamyka ją za nami. Wysiadając zauważam, że wszyscy mężczyźni są uzbrojeni. Przed nami jednopiętrowy budynek z mnóstwem zieleni na zewnętrznych ścianach. W środku przestronny hol i kilka pięknych jak z obrazka pań w skąpych strojach, uśmiechających się do mnie uwodzicielsko. Czyżbym trafił do burdelu? W końcu podchodzi do mnie „bogaty człowiek”.
To całkiem sympatyczny gość o czarnych, kręconych włosach, żywych oczach i z wypielęgnowanym wąsikiem. Nieskazitelne uzębienie. Dolna warga nieco szersza od górnej i podbródek z dołkiem pośrodku. Gdzieś kiedyś czytałem, że taki dołek oznacza hojność. Nieznajomy miał na sobie dżinsy i beżową koszulę z jedwabiu, na lewym nadgarstku wysadzany diamentami zegarek marki Omega.
– Seňor Erich – powitał mnie nieznajomy mocnym uściskiem dłoni. Od swojego przyjaciela Antonia z Holiday Inn dowiedział się, że jestem kierownikiem grupy wycieczkowej i dlatego postanowił skorzystać z okazji, żeby poznać mnie osobiście. Bez zbędnych słów przeprosił za to „uprowadzenie” i zapewnił, że wystarczy jedno słowo z mojej strony, a natychmiast zostanę odwieziony z powrotem do hotelu. Spytał, czy może mi być w czymś pomocny.
Poinformowałem go o niespodziewanej śmierci jednego z uczestników wycieczki i przyznałem, że nie bardzo wiem, gdzie szukać kompetentnej osoby, jeśli idzie o przewiezienie zwłok z Boliwii do Amsterdamu.
– Czy ma pan kartę kredytową American Express? – spytał.
Noszę ją zawsze w niewielkiej wewnętrznej kieszonce marynarki. Podałem mu numer.
– Proszę się już nie martwić sprawą przewiezienia ciała – powiedział mój gospodarz. – Przed lotem do Europy z ciała trzeba odessać krew i zastąpić ją formaldehydem. Ten zabieg wykonuje się tu, na miejscu, w szpitalu. Sam transport zorganizuje American Express.
I tak też się potem stało. Trzy dni później ciało Roba znalazło się w Amsterdamie.
Obrotny nieznajomy powiedział, że czytał kilka moich książek i bardzo chciałby pokazać mi coś wielce osobliwego.
Na początek zostałem poczęstowany schłodzonym szampanem i małymi kanapeczkami. Nieznajomy zaproponował, abym mówił do niego Pablo i stwierdził, że może wesprzeć moje badania. Zwłaszcza w Boliwii i Kolumbii, gdzie należy do niego sporo ziemi. Spytałem go o jego zawód i usłyszałem w odpowiedzi, że handluje samochodami, a dodatkowo jest hodowcą bydła. Rozmawialiśmy o wizycie kosmitów na staruszce Ziemi i skomplementował mnie, mówiąc, że jestem jednym z niewielu współczesnych autorów, którzy byli w stanie pojąć różne zależności. Po upływie pół godziny przypomniałem mu, że w hotelu czeka na mnie moja grupa. Pablo poprosił o jeszcze kilka minut cierpliwości i do naszego stołu podeszło dwóch Indios, niosąc coś w rodzaju opatrzonego zawiasami podłużnego pudełka po butach i zdeponowali je przed nami. Pablo odchylił trzy ścianki pojemnika i wskazał dłonią jego zawartość, pytając:
– I co pan o tym sądzi, seňor Erich?
– Zdeformowana czaszka – odpowiedziałem zaskoczony. – Można je zobaczyć w różnych muzeach, między innymi w Muzeum Antropologicznym w La Paz.
– To wiadomo – skinął głową Pablo. – Ale to jest czaszka istoty pozaziemskiej.
– Słucham? Dlaczego pan tak sądzi?
W tym czasie służący rozstawili przenośny ekran i umieścili na stoliku obok rzutnik przezroczy. Zaprezentowano mi zdjęcia tej samej czaszki z miarką przyłożoną z boku. Od szczęki do skroni 48 centymetrów. Nieźle. Następnie pojawiły się dwa superostre zdjęcia czaszek dzieci w wieku mniej więcej dwóch do czterech miesięcy. Pablo wskazał na powiększone zdjęcia.
– Dostrzega pan coś?
Z wolna zacząłem pojmować niesamowitość tego, co widzę. Na czaszkach niemowląt nie było widać ciemiączek. Niezbędne wyjaśnienie: główka nowo narodzonego dziecka składa się z kilku kości, a przerwy między nimi zrastają się dopiero po upływie wielu tygodni. Mniej więcej dwa i pół miesiąca po narodzinach zrasta się spojenie na potylice, nazywane „ciemiączkiem tylnym”. Ciemiączko przednie potrzebuje około dwóch i pół roku, by zrosnąć się całkowicie. Czaszki noworodków na zdjęciach nie miały żadnych ciemiączek.
Pablo spojrzał na mnie triumfalnie.
– To nie są Ziemianie, Don Erich, to są istoty pozaziemskie. Urodzone tu, na naszej Ziemi.
Dowiedziałem się, że Pablo zabezpieczył miejsce znalezienia czaszek, ale nie poinformował jeszcze miejscowych służb archeologicznych. Dopiero, kiedy czaszki będą już całkowicie udokumentowane, zostaną podjęte oficjalne kroki. Zaprasza mnie do Kolumbii. Mogę przywieźć ze sobą kamery, dwóch poważnych szwajcarskich dziennikarzy i szwajcarskiego notariusza. Oczywiście on pokrywa wszelkie koszty. Podziękowałem grzecznie za tę propozycję i obiecałem Pablo, że zastanowię się nad jego propozycją. Na początek muszę jednak przeanalizować swój kalendarz zajęć, ponieważ mam już zaplanowane liczne międzynarodowe zobowiązania. Co zresztą było prawdą.
Po powrocie do hotelowego baru okazało się, że moja grupa czekała na mnie z wielką niecierpliwością. Moje tłumaczenia nie były specjalnie istotne. Wszyscy gadali jeden przez drugiego, no bo przecież dyrekcja hotelu – a może Pablo? – zapłaciła za wszystkie trunki tego wieczoru.
Kilka tygodni później. Instytut Archeologiczny Uniwersytetu w Zurychu zaprezentował wystawę dotyczącą zdeformowanych czaszek. Będąc tam, spotkałem kierownika instytutu. Wywiązała się rozmowa i bez żadnych oporów opowiedziałem mu o tym, co przeżyłem w Boliwii.
– Mówi pan, że miał na imię Pablo? – spytał mnie kierownik z pewnym niedowierzaniem. – I do tego był bogaty?
Przeprosił mnie na chwilę i wrócił z artykułem wyciętym z gazety. Było tam zdjęcie pewnego „Pablo”, który okazał się dziwnie podobny do mojego „Pablo”. Przez następne tygodnie i lata dowiadywałem się etapami o niesamowitej drodze życiowej owego „Pablo”. Pablo, który mnie wtedy zaprosił, nazywał się Pablo Escobar i, jak się okazało, był największym handlarzem narkotyków na świecie. Co miesiąc zarabiał prawie 400 milionów dolarów i całymi kontenerami przemycał kokainę przez granice. W roku 1989 Pablo Escobar zajmował siódme miejsce na liście najbogatszych ludzi świata magazynu „Forbes”. Jego majątek szacowano na 30 miliardów dolarów. Pablo Escobar uważany był za bezlitosnego mordercę. Bez skrupułów kazał wymordować setki swoich przeciwników, ale też przyjaciół. W roku 1991 do tego stopnia skorumpował członków kolumbijskiego kongresu, że w nowej konstytucji znalazł się zapis, że obywatele Kolumbii nie podlegają ekstradycji. Dopiero wtedy oddał się do dyspozycji władz, pod warunkiem, że nigdy nie zostanie wydalony do innego kraju. Obawiał się bowiem kary więzienia w USA. Zaoferował kolumbijskiemu rządowi spłatę zagranicznego zadłużenia. Niedaleko swojej rodzinnej miejscowości Envigado (Kolumbia) kazał wybudować prywatne więzienie według własnego pomysłu z barami, salami do spotkań towarzyskich i basenami. Opinia publiczna nazywała ten kompleks „La Catedral”. Sam dobrał sobie strażników. Do roku 1992 wszystko szło dobrze. Potem, zaalarmowany przez amerykańskie służby do walki z przestępstwami narkotykowymi rząd kolumbijski zorientował się, że Pablo Escobar kontynuuje swoją przestępczą działalność także ze swojego luksusowego więzienia. Władze postanowiły działać, lecz Pablo dowiedział się o tym wcześniej i uciekł. Dnia 2 grudnia 1993 roku został otoczony przez siły specjalne. Syn Pabla, Juan, opowiadał później, że w obliczu znacznej przewagi funkcjonariuszy jego ojciec sam się zastrzelił.
Niecałe dwa tygodnie po moim powrocie do Szwajcarii zadzwonił do mnie niejaki pan Bischofsbergen z biura podróży American Express przy Bahnhofstrasse w Zurychu, aby mnie powiadomić, że mam zagwarantowane pokrycie kosztów przelotu wszystkich uczestników mojej ekspedycji do Kolumbii. W biznes klasie. Wystarczy, że podam terminy oraz nazwiska, daty urodzenia i numery paszportów współtowarzyszy podróży. Niczego takiego nie podałem. Chociaż w tamtym czasie historia życia Pablo Escobara nie była jeszcze napisana do końca, to jednak nie chciałem mieć nic wspólnego z handlarzem narkotyków. Nie przyjąłem jego zaproszenia i nie odpowiedziałem już na żadne więcej pytanie biura podróży. Lecz moja ciekawość dotycząca zdeformowanych czaszek nie wygasła. Zdjęcia niemowlęcych główek pozbawionych ciemiączek nie dawały mi spokoju. W końcu przecież od dziesięcioleci zbierałem poszlaki potwierdzające, że przed tysiącami lat nasza planeta została odwiedzona przez istoty pozaziemskie. Lecz poszlaki, to nie to samo, co dowody. Czyżby rozwiązaniem były zdeformowane czaszki? Czy stanowią one pierwszy niepodważalny dowód wizyty istot pozaziemskich? Czy na naszej planecie rzeczywiście istnieją prastare czaszki istot pozaziemskich? I czy da się tego dowieść za pomocą nowoczesnych analiz DNA? I rzeczywiście – takich analiz już dokonano. Wrócę do tego później.
Lecz cóż to właściwie znaczy... „zdeformowane czaszki”? Gdzie one są? Jak powstają? Ile mają lat? Co nauka wie na ich temat?
Zdeformowane czaszki to zjawisko spotykane na całym świecie, a najstarsze z nich mają ni mniej, ni więcej tylko 9000 lat. W pierwszym rzędzie istnieje oczywiście naturalne wyjaśnienie ich powstania. Deformacja główki może zostać wywołana przebiegiem porodu, albo powstać już wcześniej w wyniku braku miejsca w macicy. Medycyna zna najróżniejsze przyczyny deformacji czaszek. Ujmuje się je najczęściej pod zbiorczą nazwą „syndrom/zespół”. Słowo syndrom pochodzi z greki, gdzie znaczyło tyle, co „zbiegowisko”. Tak więc syndrom, to grupa, czy zespół określonych objawów chorobowych występujących jednocześnie. Za deformacje czaszki odpowiadają przykładowo następujące zespoły:
• zespół Treachera-Collinsa
• zespół Beverdge’a
• zespół Adamsa-Olivera
• zespół C
• Zespół Sturge’a-Webera
• zespół Aperta
• zespół duplikacji 15q
• zespół delecji 4q
• triploidia
• zespół duplikacji 7p
• zespół Rambama Haszarona
• zespół Bakera Vintersa
• zespół Kenny’ego-Caffeya typu 1 + 2
• zespół Larona typu 1 + 2
• zespół Frostera, Iskeniusa i Watersona
• zespół Theodora-Hertza-Goodmana
Et cetera. Zespoły te, odkryte przez konkretnych naukowców i dlatego noszące ich nazwiska, tłumaczą deformacje czaszki wystąpieniem określonych błędów w chromosomach. Chromosomy z kolei składają się z fragmentów DNA i wchodzą w skład każdej komórki. Służą one do przekazywania informacji dziedzicznych. W komórkach każdego człowieka są 23 pary chromosomów lub 46 chromosomów pojedynczych. Te dziedziczne informacje mogą zostać zaburzone przez defekty chromosomów, co w konkretnych przypadkach może doprowadzić do deformacji czaszki, jak to się dzieje na przykład w przypadku następujących zespołów:
• zespół delecji chromosomu 11p
• zespół delecji chromosomu 15q, tetrasomia
• zespół delecji terminalnej chromosomu 7p
• zespół delecji chromosomu 8p, monosomia
• zespół inwersji chromosomu 9
Obok wskazanych już medycznych i genetycznych przyczyn deformacji czaszek istnieje też „plagiocefalia”, przy której mamy do czynienia z asymetrycznym spłaszczeniem głowy dziecka, czy też „brachycefalia”, a więc skrócenie i poszerzenie czaszki. Jest też „skatocefalia”, co oznacza wydłużoną, wąską czaszkę z wysokim czołem.
Czyżby zatem nie było żadnych zagadek, jeśli idzie o te zdeformowane czaszki? Czyżby wszystko tutaj zostało już w sposób zadowalający wyjaśnione pod względem medycznym i genetycznym?
Grecki lekarz Hipokrates (460–370 p.n.e.), na którego medycy po dziś dzień powołują się w składanej przez siebie „przysiędze Hipokratesa”, pisał w V wieku p.n.e. o ludzie długogłowych (macrocephaloi). Jego przedstawiciele mieli zaraz po narodzinach obwiązywać dzieciom głowy bandażami, żeby nabrały podłużnego kształtu¹.
Najstarsze znaleziska zdeformowanych czaszek w Europie pochodzą z Armenii i datowane są na 9 tysiąclecie przed naszą erą². Jednakże kult wydłużonych głów rozkwitał w starożytnej Europie przez całe tysiąclecia. Zdeformowane czaszki znajdowano na cmentarzach węgierskich. Z etnicznego punktu widzenia zwyczaj ten ma pochodzić pierwotnie od Hunów, owego azjatyckiego ludu jeźdźców, który w IV i V wieku naszej ery z kaspijskich stepów na zachód. Imię władcy Hunów, Attyli, zwanego także „Biczem Bożym”, jest powszechnie znane. Hunowie jednak nie mogli być wynalazcami deformacji czaszek, ponieważ pojawiają się one na długo przed IV wiekiem naszej ery. Jaki był pierwotny powód takiego pomysłu? Gernot Wagner opublikował w Austrii pracę doktorską na temat zdeformowanych czaszek³ i dochodzi w niej do wniosku, że zwyczaj ten zaprowadził w naszej szerokości geograficznej koczowniczy lud Hunów. Tylko skąd oni go wzięli?